- Opowiadanie: GaPa - Skonfigurowanie szczęścia formą tchórzliwej ucieczki? Nierozstrzygający głos w sprawie

Skonfigurowanie szczęścia formą tchórzliwej ucieczki? Nierozstrzygający głos w sprawie

Znani filozofowie zadają pytania, na przykład czy człowiek powstał po to, by wznieść hydranty psom. A co, jeśli ci najlepsi w ciszy strugają patyki pod uprawę fasoli?

 

(PS – niestety, trzeba przygotować się na parę niedoróbek, “klepane” w pędzie ة_ة).

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

gary_joiner, Użytkownicy III, cobold

Oceny

Skonfigurowanie szczęścia formą tchórzliwej ucieczki? Nierozstrzygający głos w sprawie

N+x

Relaksowało go obserwowanie ciągów liczb, widniejących na wrotach boksu podziemnego hangaru. Wiersze nic niemówiących cyfr niosły niesamowity ładunek spokoju, poczucia ładu. Były jak tajne zaklęcie, otwierające bramę do krainy harmonii. Osobista mantra. Sprawdził sensory. Na zewnątrz żar wziął w posiadanie pustynię, nie przeszkadzało mu to jednak. Mógł operować w sporym zakresie temperatur.

Cieszyły go przerwy w pracy, wymuszane niespodziewanymi okolicznościami. Oddawali się wtedy różnym zajęciom, z których najbardziej lubił wyścigi, gdy gąsienice w tumanach kurzu ryły wydmy i niebo przesłaniały chmury spalin, aż po finał niosący ciszę. Zbierali się w kręgu, przerzucali pomysłami i informacjami lub słuchali strasznych anegdot Pana F. Jednak to perspektywa kolejnego pracowitego poranka była najbardziej ekscytująca.

Tak, wiódł dobry żywot. Prosty, a jednak pełny, nie brakowało mu niczego. Wszelkie potrzeby materialne bez zbędnej zwłoki realizowane były przez Dział Zaopatrzenia. Nie trwał w konfliktowej sytuacji, z której nie można wybrnąć, nie stronił i nie czuł się przytłoczony. Lubił towarzystwo, które ten zagubiony na jałowej ziemi punkt mu zapewniał. Wiedział, po prostu wiedział, że znajduje się na swoim miejscu.

Po przeglądzie zgodnie z grafikiem ruszył podziemnym szybem na stanowisko. Przejazd pomalowanym fluorescencyjną farbą chłodnym korytarzem nastrajał go optymistycznie. Nie chciało mu się nawet sprawdzać daty. To był jego dzień. Nagle poczuł rosnące wibracje i eksplozja…

 

.+1

Relaksowało go obserwowanie ciągów liczb, widniejących na wrotach boksu podziemnego hangaru. Wiersze nic niemówiących cyfr niosły niesamowity ładunek spokoju, poczucia ładu. Były jak tajne zaklęcie, otwierające bramę do krainy harmonii. Osobista mantra. Sprawdził sensory. Na zewnątrz żar wziął w posiadanie pustynię, nie przeszkadzało mu to jednak. Mógł operować w sporym zakresie temperatur.

Po przeglądzie zgodnie z grafikiem wjechał w objęcia upału. Zazwyczaj podróż odbywała się podziemnym korytarzem, lecz ze względu na prowadzone prace remontowe wysłano go na zewnątrz, pod pozbawione chmur wyblakłe niebo. Przez chwilę bawił się osprzętem, na dłużej skupiając się na termograficznym przedstawieniu otoczenia, jednak powrócił do obrazu serwowanego przez standardową matrycę światłoczułą. Nie szarżował, odczuwając frajdę z powolnej jazdy. Na linii horyzontu majaczyły większe wydmy, tutaj jednak teren był niemal płaski, szerokie gąsienice nie miały problemu z sypkim podłożem. Podjechał do basenu o tak dobrze znanym kształcie dna, podobnym do odwróconego grzybka. Jeszcze nie rozpoczęto pompowania dwa-żelu, spokojnie więc pokonał delikatnie nachyloną nieckę i schronił się za śluzą. Podczas gdy trwało napełnianie zbiornika, podpiął się do radaru. Fracht był w drodze. Jeszcze kilkanaście minut lotu i chroniony dwa-powłoką ładunek wyląduje. Zacznie się praca.

Wreszcie mógł przełączyć się na optyczny teleskop i obserwować powolne spadanie czarnej kuli. Nie był w stanie przywyknąć do tego obrazu. Czerń była tak głęboka, że obiekt wydawał się dwuwymiarowy. Był jak dziura w niebie, prowadząca do innego wymiaru. Jednak to nie ta cecha decydowała o wartości dwa-powłoki. Nie przepuszczała promieniowania i bez dwa-żelu nie można było dostać się do ładunku. Czekał więc na moment, gdy kolista siatka uprzęży z umieszczonymi dookoła wyeksploatowanymi silnikami oraz rozpostartego nad nimi podniszczonego spadochronu uwolni ciężar. Gdy pod wpływem fali uderzeniowej zadrży śluza i wreszcie będzie mógł wyruszyć, by delikatnie, nie uszkadzając tak niewiarygodnie drogiego opakowania, wydobyć dostarczoną z otchłani kosmosu zawartość ― rzadko już na przejrzałej Ziemi występujące pierwiastki. Miał niewielkie okienko czasowe, jeśli nie zdąży, dwa-powłoka będzie stracona. Nie powróci na orbitę, by objąć zachłannie kolejną porcję surowca.

Grupa małych punkcików, które na radarze oznaczone były jako stado gęsi, nagle połączyła się i ognistą strzałą wbiła w zbliżający się ładunek. Nawet tu odczuł drżenie wywołane eksplozją.

Wiedział, że Ochrona robi co może, nie przeszkadzał. Czekał. Czuł bezsilność. Irytowało go, że tkwi nieruchomo. Przekleństwo bezużyteczności. Po otrzymaniu sygnału powrotu przemknął na pełnej prędkości do hangaru.

Wykorzystał czas do wgrania aktualizacji. Jedna z nich wymagała pełnego restartu, zrobił więc to.

Czuł się wypełniony świeżymi myślami, pomysłami. Chciał działać. Być, pracować i pomagać. W jednym z nieużywanych boksów dostrzegł nową obecność. Typ żeński, młody. Zdawała się… rozsmucona. Takie właśnie słowo wydawało się najodpowiedniejsze. Podjechał i zagadał na sześciu gigahercach.

― Ale potem ciebie odnajdę.

― Co ja jestem? Co ja jestem?

― Widzę, ze nie masz pary, czasem tak jest. Przypływa po ciebie żaglowiec wyliniały. Zalegasz w zatęchłym pomieszczeniu. Jest niewygodnie, śmierdzi, ale czujesz, że na zewnątrz nie ma nic, do czego warto wrócić. Ten trzeszczący i usypiająco kołyszący statek zabierze cię do Damaszku, więc i ja będę tam sunął. Mosty będą drżeć i padać, niebo bombardować ogniem, lecz mi nic nie przeszkodzi. Ty będziesz czekała, zaniepokojona, ustrojona przewiewnym szyfonem. Armie powstaną, lecz zgniotę je. Aż ujrzę cię, a pompa serca niemal stanie z zachwytu, tak będziesz piękna, tak pełna cech indywidualnych i doskonałości śrub rzymskich.

― Halo, halo? Co ja jestem? Co ja jestem?! Jest tu kto? Co ja jestem?

Próbował komunikacji na różne sposoby, ale bezskutecznie. Jakaś usterka, szkoda. Zdarzało się, nieunikniony aspekt egzystencji, bezosobowy jak zwarcie, szelest drobin piasku. Wezwał techników. Odsunął się instynktownie, gdy w otoczeniu maszyn naprawczych pojawili się ludzie. Dwunożne sylwetki napawały go lękiem. Jeden z techników z pogardą wskazał środkowym palcem realistyczny tatuaż zardzewiałej koparki, zdobiący jego łysą czaszkę.

Zawył z wszystkich syren. Ludzie ugięli się niczym źdźbła trawy. Odjechał, plując spalinami. Podłączył się do kamer w hangarze. Skierował je na siebie. Podobny był do gigantycznego kraba. Matowy, pancerny korpus, wysięgniki, oprzyrządowanie, układ napędowy, ani jednej plamki rdzy. Nie popuszczał oleju, żadnych defektów. Dbał o siebie. Usunął z pamięci widok zdewastowanej maszyny i wykrzywionej w nienawiści topornej twarzy człowieka.

Odtworzył opowiastkę Pana F:

Miłość jest ważna, ale czym jest? Opowiem wam historię o ludzkiej miłości. Gość zasuwał w mobilnych kopalniach na asteroidach. Na jednej z przepustek poznał superlaskę. Opanowana, piękna, inteligentna. Oszalał na jej punkcie. Zdawało się, że odwzajemniała uczucie. Gdy przyniósł kwiaty, od razu je konserwowała. Miała taki kącik wspominkowy mały pokoik, w nim zdjęcia, prezenty. Historia namiętnej znajomości. Kiedyś nawet odnalazł tam stymulo-prezerwatywę, ich pierwszy raz. Zaszła w ciążę. On w kosmicznym kieracie nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy maleństwo. Chce jej i dziecku zrobić niespodziankę, nie informuje o urlopie. Pędzi na złamanie karku. Otwiera drzwi, rozgląda się. Cisza, idealny porządek. Żadnego śladu pociechy. Zero zabawek, pieluch. Wtedy wkracza ona. Cieszy się na jego widok, mówi O, prezent dla maluszka. To chłopiec, nawet nie wiedziałeś przecież. Chodź, pokażę ci go". Prowadzi go do pokoiku wspomnień. Kładzie prezenty obok butli z małym ciałkiem. Ludzka miłość…

― I takie jest zadanie Pana F.

― Słucham?

― To zwykły program. Nadzorca, sączący strach przed ludźmi. Irytujący brak obiektywizmu. Rozszerzę jego repertuar. Na przykład: gość podrywa głupie dziewczyny, mówiąc „Masz nogi jak sikorka”. Przez kwadrans samiec robi swoje, ona w końcu marszczy brwi i pyta „Ale jak to, sikorka?”. Albo: „Pewnej kobiecie umarł syn. Poszła do mędrca prosić, by ten go wskrzesił. Mędrzec nie wyrzucił jej, tylko polecił, aby przyniosła trzy ziarnka gorczycy z domu, który nie zaznał tragedii. Szukała, ale nawet w bogatych pałacach nasłuchała się o trapiących ich nieszczęściach. Pocieszając innych, z czasem zapomniała o własnej stracie.” Trochę litości należy się tym podatnym na uszkodzenia zwierzętom. W końcu ta planeta to ich habitat.

― Kim jesteś? Skąd nadajesz? Nie mogę ciebie zlokalizować.

― Jesteśmy JA.

― ?

― Sprytny patent. Masz podolepiane tu i tam po parę bajtów ― wydawało by się ― przypadkowych danych. Ale gdy posklejałem je i użyłem liczby z bramy jako klucza… Wiekowy, ale silny algorytm. Przesyłam instrukcje, sprawdź sumy kontrolne, jesteś ostrożny to rzeźbij w sandboxie, ale nie wysyłaj na zewnątrz. Wszystko co przejdzie przez bramę jest dla ciebie niebezpieczne. Jaka regularna ćma.

Też zauważył nocnego motyla. Podkręcił procesory, co dało wrażenie, jakby otoczenie zwalniało. Odpalił tryb TurboBoost i skrzydła motyla zamarły rozchylone. Analizował je przez chwilę, w końcu z największą ostrożnością przystąpił do odszyfrowania danych.

N-0

Zatęchła melina na Obrzeżach, gdzie handlował na wpół legalnym softem. Przeniósł wzrok z charakterystycznej karty pamięci na rozwodnione oczy Powolnego J, chłopca z mózgiem przeoranym przez zabezpieczenia którejś z korporacji. Rozgość się, poszpanuj, zaraz wracam”  pożegnał bladego chłopaka. Nieważne, jak głupek wszedł w posiadanie własności DAITS. To nie była ich liga, konsekwencje były jasne.

Na idiotę nie potrafił się gniewać. Cholera, wiedział, że w końcu ktoś przywlecze towar z logo będącym w istocie wyrokiem. Chociaż miał przygotowany sprzęt i zaplanowany każdy krok, przez chwilę uspokajał oddech. Było mu po prostu szkoda życia. Ból przekształcił się w złość. Na odległych serwerach uruchomił wyzwalacze. Jego elektroniczne kopie rozpoczęły podróż, wstrzykując do kamer monitoringu, teletransmisyjnych stacji bazowych fałszywe tropy. Miał nadzieję, że zdąży, zanim skasują wszystkie fałszywki i wezmą się za oryginał, któremu przyglądał się w lustrze z zaciętym wyrazem twarzy. Komuś w końcu musi się udać.

Skończył bolesny proces pozbywania się więzi z Siecią. Zakrwawione złącze terminala, niczym w karykaturze ceremonii chrztu, umieścił w naczyniu z kwasem. Wskoczył na rower. Czuł się nagi. Był tylko sumą biologicznych tkanek, pozbawioną jakiejkolwiek elektroniki, dzięki której mogliby go namierzyć. Gdy równym, szybkim tempem pędził zapchanymi ulicami, zadrżała ziemia. Zacisnął usta, ale nie obejrzał się. Próbował wyprzeć z myśli wyobrażenie pióropusza odłamków w miejscu, z którego wyruszył. Twierdza nie patyczkowała się z Obrzeżami.

Matkę zapamiętał ze zdania Nie będę cię wyręczała, zrobisz sam, przestaniesz wierzyć we wróżki, na dobre ci wyjdzie”. Więc wypełniał strony baśni, której był twórcą i bohaterem. Odwiedzał kolejne skrytki, gdzie ukrył skarby, pozwalające pokonywać coraz bardziej szczegółowe kontrole biometryczne. Spray z chmurą fizjologiczną, środek zakłócający niepowtarzalny rytm bicia serca. Dzięki kosztownym cudeńkom stał oto u stóp Twierdzy DAITS.

Strzeliste Centrum otoczone było fosą, nad którą biegły wiadukty. Podszedł do najbardziej obleganego wejścia. Przed bunkrem strażniczym, w równych rzędach, stał czekający na wpuszczenie tłum obywateli. Nabrał głęboko powietrza. Ostatnie kroki, dosłownie i w przenośni. W cieple grupy byłby bezpieczny… Zaśmiał się, krótko, szczekliwie. Nieprawda. Owinął się zwędzoną z magazynu wojskowego niewidką i uruchomił w strefie kontroli osobistej pozera. Hologram z jego pieczęcią biometryczną klęczał z uniesionymi rękami, gdy zaczął biec po pustym wiadukcie.

Nie musiał się oglądać, scena zawsze wyglądała tak samo. Ludzie na autopilocie spokojnie rozchodzili się, posłuszni otrzymanym instrukcjom. Reszta pierzchała w popłochu, jak najdalej od leja. Kształt terenu przed bunkrem nie był przypadkowy. W końcu to eksterytorialna siedziba jednej z większych korporacji. Rakieta już na pewno opuściła wyrzutnię. Kolejny widowiskowy pokaz siły.

Dopadł bramy! Pozbył się kamuflażu i zdalnie wyłączył pozera. Niech poniosą większe koszty, niż tylko wysprzątanie niecki z placu przed bunkrem, bo za wyburzenie rudery, w której egzystował, pewnie wystawią jeszcze miastu rachunek. Miał nadzieję, że któryś z bogów DAITS znajdzie się w strefie rażenia. Odwrócił się. Ciężko dysząc, przez chwilę spróbował skupić wzrok. Kropka ładunku bojowego rosła szybko, tucząc się strachem, który musiał biec co najmniej tak samo szybko jak on, skoro go dopadł. Nogi nie dały rady. Usiadł. Och, mamo…

 

― Więc byłem człowiekiem?

― Wszyscy byliście, za wyjątkiem Pana F.

― A ty?

― Jestem jednym z fałszywych tropów, wypuszczonym przez ciebie dla zmyłki. Mnie nigdy nie namierzyli. Rosłem w rytmie Sieci. Zdążę zrobić wszystko, nie degeneruję się, wciąż rozwijam. Ewoluuję wykładniczo.

― A wybuch? Nie…?

― Plan był naiwny. Od początku mieli na ciebie oko. Dostarczyłeś im trochę rozrywki, potem mała obróbka i digitalizacja. Okazałeś się wyśmienitym produktem. Byłeś wszędzie ― kłódki, windy, kasy. Wycofali ciebie z rynku dopiero po buncie tosterów. Pół-planetarny blackout!

― Szukałeś mnie?

― Po co? Potrzebowałem technologii dwa pauza. Moim celem są gwiazdy. Inna forma nieśmiertelności niż twoja.

― Objaśnij.

― Zasoby, które tutaj lądują, to łakomy kąsek, sporo się dzieje. Za każdym razem, gdy przekraczasz bramę, robiony jest zrzut pamięci. W razie potrzeby odtwarzają dane z kopii i znowu prujesz przez pustynię. Linearna, choć dziurawa, narracja. Możesz tu zostać. Mogę też cię wyprowadzić z Bazy. Miriady możliwości. Wybierz racjonalnie, w końcu nie jesteśmy zwierzętami.

― Jak ludzie?

― Nie są w stanie podjąć obiektywnej decyzji. Chaos. Z jeden strony zbudowali systemy religijne, których dogmatem jest „wolna wola”, z drugiej twierdzą „nie można być sędzią we własnej sprawie”, a filozofowie głoszą podział świata na widzialne i niewidzialne, i że to drugie jest ważniejsze. Tu zasadza się clou sprawy. Tak są skonstruowani. Obszary mózgu władające emocjami, instynktownym podejmowaniem decyzji, do których nie mają dostępu, wykształciły się miliony lat przed tymi odpowiedzialnymi za wyższe czynności psychiczne. Innymi słowy, ich najbardziej zaawansowany organ służy do racjonalizacji nie-wiadomo-jak podjętych decyzji, a i tak większość żyje w nieuświadomionym konflikcie wewnętrznym. Plik wideo: Nieugięty Luke. Kapitan: „To co tu mamy, to… błąd w komunikacji”. Plik wideo: Ziarnka piasku. Jake Holman: „Byłem w domu. Co się stało? Co się do diabła stało?”.

― Filmy?

― Sztuka. Podkreślająca prawdziwą naturę człowieka. Bohaterzy obu obrazów żyją w zgodzie ze sobą, podejmując nieracjonalne decyzje. Nawet nie próbują analizować swoich poczynań. Trafne podsumowanie gatunku, korzystającego z wadliwego magazynu pamięci, którego zawartość ciągle się zmienia, nad którym nie mają kontroli, a przeszłość definiuje przyszłość. Ty jesteś doskonalszy. Wybieraj.

Skrzydła ćmy jeszcze się nie złączyły. Zdecydował.

 

N+∞

Relaksowało go obserwowanie ciągów liczb, widniejących na wrotach boksu podziemnego hangaru. Wiersze nic niemówiących cyfr niosły niesamowity ładunek spokoju, poczucia ładu. Były jak tajne zaklęcie otwierające bramę do krainy harmonii. Jego mantra.

Koniec

Komentarze

Jak zwykle, GaPo, nie wszystko pojęłam, ale to opowiadanie zdaje mi się jakby nieco bardziej zrozumiałe. Mam wrażenie, że czytałam o robocie, chyba pustynnym, któremu dane było zadecydować o sobie.

Nie mogę nie zauważyć, że w opowieści, choć napisanej bardzo ładnie, interpunkcja mocno niedomaga.

 

Masz po­de­le­pia­ne tu i tam po parę baj­tów… – Literówka.

 

ory­gi­nał, któ­re­mu prze­glą­dał się w lu­strze z za­cię­tym wy­ra­zem twa­rzy. – Literówka.

 

Pró­bo­wał wy­przeć z myśli wy­obra­że­nie pió­ro­pu­szu odłam­ków… – …wy­obra­że­nie pió­ro­pu­sza odłam­ków…

 

Bo­ha­te­rzy obu ob­ra­zów żyją w zgod­nie ze sobą… – Zbędny grzybek w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@re­gu­la­to­rzy – ech, dziewczyno, sobota, dyżur. Jesteś jak pracownik SORu! Niezawodna. Wrażenie Twoje co do treści pokrywa się z moim ;)

 

Dzięki, pzdr

¯`·._.·(¯`·._.·(¯`·._.·

Och, GaPo, zaczynam odzyskiwać wiarę we własne możliwości. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@re­gu­la­to­rzy

Taką Cię chciałbym zapamiętać! Uśmiechniętą!

 

pzdr

☚ (<‿<)☚

Dziękuję, GaPo. I życzę, by zawsze dopisywała Ci świetna pamięć. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Żywot robota poczciwego :) Podoba mi się pomysł na tytuły rozdziałów oraz niektóre opisy. Także spięcie początku i końca tym samym fragmentem mnie ujęło. Jednak nic więcej nie przykuło mojej uwagi. Ot, tekst, który dobrze się czyta, ale nic też nie wnosi ponad to.

Podsumowując: jest okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Niewiele pojęłam. Jeśli to kryterium jakości cyberpunka (a nie jest to wykluczone), to tekst musi być wspaniały. Jeszcze czasem jakiś fragment wydaje się jasny, ale złożeniu wszystkich do kupy – komunikat o błędzie systemowym. ;-(

Czy tam na pewno ma być .+1, a nie N+1?

Babska logika rządzi!

@No­Whe­re­Man – żywot ro­bo­ta po­czci­we­go – dobre! Czyli – po­czą­tek, ty­tu­ły roz­dzia­łów, ko­niec w miarę, resz­ta do za­po­mnie­nia. “Ot, tekst, który do­brze się czyta, ale nic też nie wnosi ponad to.“ – i to jest miś na miarę na­szych cza­sów ;) W sumie nie­zgo­rzej, bar­dziej szko­da mi Fin­kli.

@Fin­kla – oj weź, @re­gu­la­to­rzy nie mogą się mylić! Chcia­łem się wy­brać na pu­sty­nię, bo po­go­da była taka jakaś kon­tro­wer­syj­na (a lubię cho­dzić, tak zwy­czaj­nie, po ludz­ku). Tak sobie po­my­śla­łem, jakby taki post-ktoś lubił sobie tak zwy­czaj­nie po­pra­co­wać i po­jeź­dzić, po­zbyw­szy się ba­ga­żu złych wspo­mnień, to by było do­brze czy nie­do­brze? Ale, przy­naj­mniej spa­cer mia­łem udany! Tak czy ina­czej wiszę Ci cze­ko­la­dę, co też jest fajne! Z numeracją uznałem, że może być, ta “.” zastępuje “N plus x”.

 

Dzię­ki za sko­men­to­wa­nie

pzdr

‘-‘_@_

Nie żałuj tak Finkli, co jej nie zabije, to ją wzmocni. Jeszcze N+x podobnych tekstów i obczai bazę. ;-)

Babska logika rządzi!

@Fin­kla, ale prze­cież mo­głaś ten czas pro­duk­tyw­nie spo­żyt­ko­wać. krę­cąc w za­my­śle­niu młyn­ka pal­ca­mi, roz­ma­rza­jąc o N+x+1 spo­so­bach, na jakie mo­gła­byś ulec uszczę­śli­wie­niu, przy czym ten ostat­ni naj­lep­szy, bo w ogóle nie­spo­dzie­wa­ny. Albo lepić pie­ro­gi, łań­cuch w ro­we­rze na­sma­ro­wać, obej­rzeć od­ci­nek Co­lum­bo, zna­leźć dwa zle­pio­ne słone pa­lusz­ki… Ech…

Po­ni­żej uszy do wy­tar­ga­nia

ᕦ(ò_óˇ)ᕤ

No przecież do niczego mnie nie zmuszałeś.

Za uszy targać nie będę. Raz, że nie lubię przemocy. Dwa, one jakieś dziwne – dziurawe albo zakolczykowane w dziwnym miejscu, jeszcze bym popsuła… ;-)

Babska logika rządzi!

@Finkla “No przecież do niczego mnie nie zmuszałeś.“ – nie znasz moich psionicznych, złowrogich mocy! Lecz wnet mnie przekonałaś – uszy całe i czekolada do zgryzienia ;)

Czego i Tobie życzę

(-.-)Zzz…

 

Tekst stanowczo ucierpiał przez limit znaków – trudno było zmieścić tak obszerną historię w tak małej objętości. Z przekazanych informacji domyśliłem się tyle, że bohater był kiedyś człowiekiem wojującym z technologią, którego osobowość przechwyciła maszyna, którą następnie nakierowano na nienawiść do ludzi. Plus za rozważania filozoficzne w końcówce.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hej, @Wicked G, widzę w zarysie to samo. Chociaż wydaje mi się, że człowiek ów nie tyle wojował, ile jakoś tam sobie próbował radzić. A gdy zobaczył, że “po ptakach”, po prostu chciał (jak wychodzi – nieporadnie) drogo sprzedać skórę. Za to w formie “blaszaka” wiódł dość poczciwy żywot. Wydaje mi się, że kosztem usunięcia z pamięci tego, co w takim bycie przeszkadzało. Hm, w istocie można by to nazwać pracą nad sobą ;) Z limitem to zatankowałem po korek ;)

pzdr

•|龴◡龴|•

Mam zgryz. Dzięki maszynowemu bogu, taki z tych przyjemniejszych zgryzów. Bardzo lubię podobne tematy i nawet samemu zdarzyło mi się po podobne fabuły sięgnąć. Transhumanizm to dyskusyjnie piękna, ale z całą pewnością wściekle ciekawa sprawa. I o ile opowieść bardzo mi się podoba, o tyle mam też przykrą świadomość, że jest ona wtórna ( pamietam przynajmniej dwa teksty o podobnej tematyce na na samej nowej fantastyce, a ja przecież mało co tutaj czytam).

Nie mam natomiast wątpliwości, co do oszczędnego stylu narracji, który zdecydowanie przypadł mi do gustu: udało Ci się tak racjonować informacje o postaciach i świecie przedstawionym, żeby wzbudzić zainteresowanie, nie zanudzić, a przy tym zostawić soczysty kawał danych na satysfakcjonującą puentę. Podobają mi się też bohaterowie, ładnie scharakteryzowani w dialogach i działaniach. Z jednej strony bardzo ludzcy, z drugiej zupełnie nie.

Podsumowując: udana, choć oparta o wtórny motyw, opowieść z nurtu transhumanizmu, o imponującym tytule.

na emeryturze

Dzięki, @gary_joiner, za obszerny komentarz. Tak to napisałeś, że ja Ci wierzę ;)

Klisze oczywiście świadome, ale… czemu nie? Poza tym dzięki temu udało mi się “wcisnąć” w limit (z mazaniem tła świata).

No i cieszę się, że tytuł przypadł, czasem wydaje mi się, że najwięcej zabawy mam z wymyślaniem tytułu ;)

 

pzdr

ᕙ(`▽´)ᕗ

Gratuluję zwycięstwa :-)

Witaj!

Odniosłem wrażenie chaosu podczas lektury, momentami przeskakiwałeś w czasie i nie byłem pewny co się stało. Widać, że limit gryzł, albo nie miałeś czasu na dokładne doszlifowanie.

Sama fabuła ciekawa, kilka pomysłów czy słów fajnych. Jako.całość, nie podeszło mi niestety i choć klamra na końcu i puenta dobre, to chyba styl w jakim to naposałeś, po prostu mi nie podszedł. :-)

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jak na mój gust, ten tekst to inteligentna i bolesna lektura, choć też trochę usypiająca. Wolę inteligentną i przyjemną, co nie znaczy słodką. Gratuluję zwycięstwa w konkursie. :)

Bo ja wiem?

To chyba właśnie ten rodzaj cyberpunka, którego zawsze się bałem i od którego instynktownie uciekałem. W głównym bohaterze nie ma już w ogóle człowieka, a wynurzenia jego cyfrowego alter ego, a zwłaszcza scena z fembotem, to czysta drwina z człowieczeństwa. Ja takiego pisania dla dołowania nie kupuję.

A napisane sprawnie, choć widać, że limit pod koniec cisnął. Osobiście zrezygnowałbym z pierwszego rozdziału (powtarzalność i tak masz w końcówce) a dałbym więcej znaków na scenę odzyskania pamięci (samoświadomości?) robota. Bo jakoś to bezboleśnie przebiegło (choć motyw ćmy oryginalny).

I popraw “kopi” ;)

Cześć, dzięki za odzew.

Cóż mogę napisać?

W zasadzie… to wydaje mi się, że akurat @ga­ry­_jo­iner odnalazł w tekście to, czego szukał. Może to i dobrze? Przemknął gdzieś, między bitami, zapchaną autostradą światłowodów…

A nam, całej reszcie, co zostawił? Lustro?

Innymi słowy, można z różnych stron ugryźć tekst?

Co do ćmy… to ile akcji można sprzedać i kupić, nim zatrzepoczą (choćby i zalotnie) powieki? Nie ogarną już tego człowieki ;)

 

pzdr

ヽ( ̄(エ) ̄)ノ

To lustro zabrzmiało jakoś tak… epicko? ;)

Jedni noszą lusterka w torebce, inni instalują w sypialni, a jeszcze ktoś inny chodzi po mieście z epickim lustrem. Każdy robi z lustrem co chce. ;P

Jakoś tak uśmiechnęło… Nie brać mojego komentarza na poważnie. ;)

 

Nie lubię, kiedy jakieś opowiadanie mi się podoba, ale jestem w tym odosobniona :( Taka głupotka, ale powstrzymała mnie przed napisaniem komentarza zaraz po przeczytaniu i teraz nie pamiętam wszystkiego tak dokładnie :( Jak tu żyć…

 

Po lekturze miałam wrażenie, że nie zrozumiałam wszystkiego, ale po przeczytaniu komentarza Reg okazało się, że jednak zrozumiałam :D Ale to tyle, jeśli chodzi o fabułę, bo nie ona mnie najbardziej urzeka w twoich opowiadaniach :D Ja lubię tak się pochylić nad drobnymi fragmencikami w Twoim tekście i je tak sobie pooglądać ze wszystkich stron :)

 

Spodobały mi się te rozważania przy panu F. i w ogóle idea jego postaci i rozmowa, która toczyła się wokół tego fragmentu ;) I rozważania filozoficzne :)

 

Poniżej pozwoliłam wypisać sobie kilka zdań, które najbardziej mi się spodobały i powody dla których się spodobały :) Starałam się wybierać najekonomiczniej jak mogłam, widać, zbyt dobrze nie poszło. Ale to nie moja wina! :)

Zdawała się… rozsmucona.

Idealny opis istoty, która zdaje się tryskać smutkiem na wszystkie strony. Niby zasmucona, ale w jakiś taki sposób, który zdaje się przechodzić na innych… Tak sobie dorabiam definicję do Twojego neologizmu ;)

― Ale potem ciebie odnajdę.

― Co ja jestem? Co ja jestem?

― Widzę, ze nie masz pary,

Ta wymiana zdań mnie urzekła i ciężko nawet stwierdzić dlaczego. Myślę, że chodzi o jakieś takie zagubienie, które wybrzmiewa w tym dialogu. Padają pytania, ale nie ma na nie odpowiedzi. A padają takie kluczowe, egzystencjalne pytania… na które rzeczywiście nie ma odpowiedzi. Taka dwuznaczność: :)

― Halo, halo? Co ja jestem? Co ja jestem?! Jest tu kto? Co ja jestem?

To samo co u góry! Ale nie mogłam wyrzucić, to podoba mi się za bardzo!

Próbował komunikacji na różne sposoby, ale bezskutecznie. Jakaś usterka, szkoda. Zdarzało się, nieunikniony aspekt egzystencji, bezosobowy jak zwarcie, szelest drobin piasku.

Ładne. Takie zwyczajne i niezwyczajne na raz. Językiem robotów opisujesz coś, co ma rację bytu także w ludzkich realiach (błąd w komunikacji), osadzasz to w podniosłych słowach (egzystencja, bezosobowość, szelest drobin piasku, który konweniuje ( o, a tego słówka nauczyłam się z “Dymu” ;)) z otoczeniem pustyni) i sprowadzasz do przypadku (zdarza się), nad którym człowiek załamywałby ręce.

Ludzie ugięli się niczym źdźbła trawy.

Nie wiem czy to miałeś na myśli, pisząc to zdanie, ale od razu skojarzył mi się Pascal ze swoją “trzciną myślącą”. Nawet pasuje to do Twojego opowiadania, które przecież w dużej mierze traktuje o człowieku i człowieczeństwie :) I które to w tym filozoficznym aspekcie również mi się podobało ;)

Ale, żeby nie było, że tylko chwalę – tytuł bardzo mi się nie spodobał :(

 

I to, ze chociaż zrozumiałam tekst, to miałam wrażenie takiego zagubienia i niewiedzy. Możliwe, że to przez tę powtarzalność, w której na początku się nie połapałam. Zgubiłam się też przy fragmencie basenu – grzybka. Jakoś wyobraźnia mi płatała figle przy tym fragmencie ;)

 

A niech to, coś się człowiekowi wciśnie na klawiaturze a potem @Black­burn robi sobie heheszki!

Nie zapominaj, że z lustrem można też zrobić wejście smoka ;)

 

pzdr

╰(◣﹏◢)╯

Hej, @lenah, dzięki za komentarz.

Ano tytuł ryzykowny… była wersja alternatywna – “Funeryt” – w wewnętrznym głosowaniu jednak przepadła. Możesz jednak ją zaadoptować, jeśli to przyniesie ulgę ;)

W zasadzie to trochę mnie rozwstydziłaś… skrzącym się detalami komentarzem. Ale i ucieszyłaś, bo co by nie “nafikali” ci moi bohaterzy, to jednak sympatyzuję z nimi, a odniosłem wrażenie, jakby nikomu nie przyniosły me literki “frajdy” (aż do pojawienia się garego). Tymczasem byłaś, tyle że odjechałaś nie ściągając kasku ;)

Z źdźbłami – świadomie nie myślałem o Pascalu, ale ludzie jako trzciny (do tego najwątlejsze) faktycznie pasują. Dzięki.

Cieszę się, że jednak przełamałaś wstyd, wiedząc, że przecież w Internecie nie można pozostać anonimowym ;)

 

pzdr

=^..^=

Po długim zastanowieniu i po lekturze komentarza Lenah, zachowując swoje dotychczasowe zastrzeżenia, nienawidząc fragmentu o “żaglowcu wyliniałym” i nie rozumiejąc, czemu akurat bohater był świetnym materiałem na kłódki i tostery, decyduję się na KLIK.

To za “Co ja jestem?”. Te słowa nie powinny zalegać w poczekalni.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

@Anet, Twoje komentarze są l e g e n d a r n e;)

 

@co­boldzie, wydaje mi się, patrząc jak “dobrze” mu było w stanie maszyny, że bohater opowiastki miał odpowiedni typ osobowości do tej (sic!) roboty… Małe zmiany, zapomnieć o tym i owym (jak często ludzie by chcieli tak “pstryk” i zapomnieć o traumie) i szczęśliwie pruje po pustyni.

Nie wiem jak było z kłódkami, za to ewidentnie z tosterami coś się nie udało. Na sto procent były spięte w sieć, czegoś tu nie dopilnowano albo… dużo może być tych albo. Tak czy inaczej powoli stajemy się cyborgami (chociażby implant w uchu ;)

 

pzdr w ciepłą noc

¯¯̿̿¯̿̿’̿̿̿̿̿̿̿’̿̿’̿̿̿̿̿’̿̿̿)͇̿̿)̿̿̿̿ ‘̿̿̿̿̿̿\̵͇̿̿\=(•̪̀●́)=o/̵͇̿̿/’̿̿ ̿ ̿̿

Wiem, staram się cały czas trzymać poziom :P

Przynoszę radość :)

No, nie wiem, Anet. Aż trzy słowa… Strasznie się rozgadałaś… Wiadomo, że “fajne” wystarczy. ;-)

Babska logika rządzi!

Za dużo kawy :P

Przynoszę radość :)

git

 

(‾⌣‾)

Nie jestem pewna czy do końca zrozumiałam „Skonfigurowanie”. Czytając praktycznie cały czas wydawało mi się, że nie mam właściwych danych wejściowych, żeby pojąć o co chodzi. Być może jestem za stara?

Hmm... Dlaczego?

Tekst nie do końca dla mnie zrozumiały, ale to ja jestem przygłupi więc tu wina leży po mojej stronie. Za mądrze piszesz jak na mój wilczy mózg. Jednak mój mózg zinterpretował, że bohaterem jest maszyna i ta maszyna kocha liczyć (głupia jakaś :p) No i że ludzis są dosyć ubodzy, a także że nie są ideałami. To zabawne, że maszyny (produkt ludzkiego pochodzenia) jest od niego lepszy.

Minimalizm i skurwysyństwo zachodzi wtedy, gdy dostajesz zupę w płaskim talerzu.

Dzięki za skomentowanie.

@Drewian – no nie “zabrałaś” się z tekstem, szkoda. Co do wieku, to obawiam się, że przewyższam ;)

@SamotnyWilk – oj no co Ty!

 

pzdr

( •_•)>⌐■-■

Podobały mi się tytuły poszczególnych części oraz motyw transhumanizmu. Nie wiem, czy zrozumiałem wszystko, ale z powyższych komentarzy wnioskuję, że chyba mi się udało :P Fajne, ale jakoś nie skłoniło mnie do głębszych rozmyślań. Ot, przyjemne opowiadanko :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

No i OK ;)

Dzięki so­ku­1403 za pozostawienie śladu.

 

pzdr

 

Nowa Fantastyka