- Opowiadanie: Yatzeck - Gaja i krew Uranosa

Gaja i krew Uranosa

Czasem całe życie spędzamy na ucieczce od stagnacji, nieustannie krążąc wokół niekoniecznie ukochanego fotela przed kominkiem.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Gaja i krew Uranosa

Lądowanie odbyło się bez żadnych komplikacji. Z radością odebrał wstrząs uderzenia kół o pas startowy. Za chwilę przesiadka do land rovera, dwadzieścia kilometrów jazdy i wreszcie zobaczy to z bliska. Przez cały czas, gdy samolot zbliżał się do lotniska, obserwował odległy stożek. Niebotyczny pióropusz dymu i popiołu unosił się nad dywanem zielonej dżungli. Jego ogrom sprawiał elektryzujące wrażenie… 

Dojazd był nawet wygodny.

Samochód dojechał do samego podnóża wulkanu. Tam spotkała się cała ekipa.

Po czterogodzinnej wspinaczce przez spaloną dżunglę, wśród opadającego popiołu i fruwających kamieni, stanął wreszcie na krawędzi krateru. To była chyba najodważniejsza wyprawa wulkanologiczna w historii. Nikt dotąd jeszcze nie podszedł tak blisko w czasie rozpoczynającej się erupcji. Ale nikt do tej pory nie dysponował taką techniką.  

W końcu stanęli nad krawędzią krateru. Pięćset metrów przed Jeanem, wśród rozwiewanych kłębów dymu i popielnej mgły, jak pień gigantycznego drzewa, wznosił się szary, potężny słup. Niczym tchnienie z przepastnej gardzieli Giganta. 

W dole, na dnie szerokiej na kilometr niecki, kipiała pomarańczowa ognista czeluść. Jean czuł jakby znajdował się na widowni ogromnego greckiego amfiteatru. A tam w dole, jak na scenie, trwał festiwal ognia. W popękanym, szarym wnętrzu skalistego leja pełno było tryskających gejzerów wrzącej lawy i popiołu. W powietrzu dokoła fruwały piroplastyczne, ogniste odpryski. Każdy najmniejszy z nich mógł ważyć tyle co dorosły człowiek. Widział jak kilka odbiło się od pola siłowego jego skafandra. Mimo klimatyzowanego wnętrza czuł, że temperatura powietrza na zewnątrz mogła w sekundzie ściąć jajo na twardo. Jean stał zauroczony. 

Tu jednak miała zakończyć się ekspedycja. Znajdowali się czterysta metrów ponad powierzchnią wrzącej lawy. Wszystkie pomiary wykonano, wszystkie widoki sfilmowano. Czas na powrót. 

– Jean, wracamy! – usłyszał głos w słuchawce kombinezonu. Nie zareagował. – Jean! Słyszysz mnie?! W ciągu pół godziny może nastąpić erupcja! – Jean słyszał doskonale, ale nie reagował. Zamiast posłuchać ponaglenia postąpił krok w kierunku ognia.

– Co robisz człowieku!? Wracaj!?

– Zostawcie mnie… – szepnął. Zobaczył kątem oka jak ktoś z grupki czekających naukowców ruszył w jego stronę. – Zostawcie mnie! – krzyknął. Wykonał jeszcze jeden krok, następny… Zaczął powoli schodzić w dół. Nikt nie mógł się do niego zbliżyć, dopóki włączone były pola siłowe skafandrów.

Nie rozumiał sam tego, co się z nim działo, ogień działał jak magnes. Wszedł we mgłę popiołu i dymu. Schodził po omacku, potykając się o ostre jak brzytwy kamienie. Musiał to zrobić. W skafandrze zabrzęczał alarm termiczny. W każdej chwili mogło paść pole siłowe. W pewnym momencie bardziej wyczuł niż zauważył, że grunt pod nim urywał się krawędzią urwiska. W dole kipiała lawa. Nawet się nie bał. Nie działo się w nim nic niepokojącego. W momencie skoku poczuł jak zanurza się w narkotyczną euforię. Zanim wszystko zniknęło, przez ułamek sekundy widział pod sobą oślepiające złote jezioro… 

 

Marie w głębi duszy nienawidziła Jeana. Od dawna myślała o rozwodzie, przez litość tylko i przyzwyczajenie tkwiła przy nim. Kompletny absurd. Te jego fascynacje. Ciągłe podróże. Prawie w ogóle z nim nie była. Bogiem a prawdą, nie wiedziała jak to się stało, że są razem już tyle lat. Tkwili więc tak oboje w piekielnym kręgu. 

Smażyła właśnie w kuchni jajecznicę, gdy usłyszała potworny rumor w salonie. Gdy tam wbiegła stanęła jak wryta. W fotelu przed kominkiem siedziała postać w dziwnym skafandrze, a na nią, z wyrwy w suficie, sypał się popiół i kapała lawa.

Koniec

Komentarze

Zostawcie mnie! – krzykną. – literówka

 

Zaczął powoli schodzić w dół. Tamten nie mógł się do niego zbliżyć, dopóki mieli obaj włączone pola siłowe skafandrów. – tamten w zastosowanym kontekście wydaje mi się mylącym słowem, lepiej by chyba było użyć innego  

 

Nawet nie będę udawać, że zrozumiałam o co chodzi z takim zakończeniem – to przez absurd, który generalnie do mnie nie trafia. Za to pierwsza część z podejściem do wulkanu nawet mi się podobała. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dobre. Porządnie napisane (litrówka - krzykną, ale niczego więcej nie znalazłem), jasny, mocny przekaz, dobra puenta. Niczego więcej od szorta wymagać nie trzeba.

Jedna rzecz:

W ciągu pół godziny może nastąpić erupcja!

Wulkanolog by tak nie powiedział. Pióropusz pyłów, lawa, popioły, latające materiały piroplastyczne – znaczy erupcja trwa w najlepsze. Może się co najwyżej nasilić, albo zmienić charakter. Myślę, że powiedziałby coś w stylu – "Za pół godziny cały stożek wyleci w powietrze!". Odpowiednio gęsto fastrygując wypowiedź wulgaryzmami.

Ale to w sumie drobiazg.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czy Jean przyleciał na jajecznicę, wystrzelony mocą erupcji wulkanu?

 

edycja

Czy bohater to jajko?

 

Za chwi­lę prze­siad­ka do Land Ro­ve­ra… – Za chwi­lę prze­siad­ka do land ro­ve­ra

Marki pojazdów piszemy małą literą.

 

Znaj­do­wa­li się czte­ry­sta me­trów ponad taflą wrzą­cej lawy. – Powierzchnia wrzącej lawy nie jest taflą.

 

grunt pod nim ury­wał się kra­wę­dzią urwi­ska. – Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, też czuję się skonsternowany… Ale nie należę do tych najbardziej domyślnych odbiorców, więc poczekam na jakieś wskazówki w komentarzach ;)

Wykonanie całkiem dobre, choć kilka błędów w oczy kole. Napisane obrazowo i za to plus.

 

Tyle ode mnie, a na koniec:

Nikt dotąd jeszcze nie podszedł tak blisko w czasie, gdy w każdej chwili groziła erupcja. Ale nikt do tej pory nie dysponował taką techniką. 

Powtórzenie.

Wszystkie pomiary wykonano, wszystkie obrazy sfilmowano.

Nie lepiej “widoki”? Albo jeszcze inaczej? Te “obrazy” brzmią dość niezdarnie…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Do tego zakończenia trzeba chyba lepszej wyobraźni, niż mam ja.

 

Powtórzenie wskazane przez Counta można zgrabnie wpleść w tekst:

Nikt dotąd jeszcze nie podszedł tak blisko w czasie, gdy w każdej chwili groziła erupcja. Ale też nikt do tej pory nie dysponował taką techniką.

I już wygląda znośnie :)

 

Każdy[,] najmniejszy z nich…

 

Za to tu będzie już trudniej:

W skafandrze zabrzęczał alarm termiczny. W każdej chwili mogło paść pole siłowe. W pewnej chwili bardziej wyczuł niż zauważył, że grunt pod nim urywał się krawędzią urwiska. W dole kipiała lawa.

 

Generalnie całkiem zgrabny szorcik.

Precz z sygnaturkami.

Fajne, fajne, tylko zakończenie się zepsuło.

Przynoszę radość :)

Hmm. Średnie. Nie zapadnie w pamięć, na początku trochę trudno było mi się wgryźć w tekst. Ale puenta nawet fajna. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Nie skumałem puenty ;( Tekst jednak napisany przyzwoicie i czytałem go się szybko.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Niestety, końcówki nie zrozumiałam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Początek interesujący, ale nie załapałem puenty.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ja też nie załapałam. Facet po prostu sobie wszystko wyobraził i łup!? Uśpiony bóg ziewnął w niewłaściwym momencie? A może to podświadome życzenia żony się zmaterializowały?

Dojazd był nawet wygodny. Dotarł samochodem do samego podnóża wulkanu.

Że dojazd dotarł do podnóża, to w porządku. Ale dlaczego samochodem? ;-) Uważaj na uciekające podmioty.

Babska logika rządzi!

Tradycyjnie, serdecznie dziękuję za opinie i uwagi.  Dużo wskazówek dotyczących poprawy stylistyki, trafnych, biorę je sobie do serca, dziękuję.

Wielu z Was zaskakuje puenta. Rzeczywiście parabola jest szeroka. Wydawało mi się, że we wstępie jest wyjaśnienie czego dotyczy short. Ale ok. Podmiot opowiadania jest sfrustrowanym wulkanologiem, który postanowił popełnić samobójstwo. Nie znamy powodów. Do momentu kiedy poznajemy jego żonę, która nie podziela jego fascynacji krwią Uranosa. Jest typową Gają – matką. Niestety nawet szczere chęci  skończenia z tym stanem rzeczy (w tym wypadku z jego strony) kończą się powrotem do punktu wyjścia. Ten short to połowa pętli. Za chwilę on wstanie z fotela przed kominkiem, otrzepie się z popiołu, zje jajecznicę i wyruszy na wyprawę, by uciec od domowego piekła, od niej. Jest też wiele innych symboli i wątków życia rodzinnego użytych w shorcie, ale nie będę sam siebie spojlerował. Wystarczająco mocno zepsułem zabawę z rozszyfrowania głównego wątku opowiadania.

Proponowane uwagi stylistyczne przekonały mnie do kilku poprawek w tekście, które jak czas pozwoli, już dzisiaj wylądują na swoim miejscu. Dzięki.

(Edycja: poprawki wprowadzone)

Poezja jest chorobą niektórych ludzi, podobnie jak perła jest cierpieniem ostrygi. - Heinrich Heine

Ja również gdyby nie wytłumaczenie nie zrozumiałbym puenty. Jednak samo opowiadanie jest dobre i absurdalne.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Nowa Fantastyka