- Opowiadanie: Szypułka842 - Requiem dla młodości

Requiem dla młodości

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Requiem dla młodości

Czarny jest czarny, na tyle, na ile może.

Biały jest biały, na tyle, na ile czarny nigdy nie będzie.

 

Boję się ciemności. Cholernie się jej boję. Moim jedynym problemem jest to, że ją też niezmiernie lubię. Wolę noc od dnia, wolę czarny od białego, kłamstwo od prawdy. Kłamstwo od prawdy… Przez to mam nadzieje, że wszystko okaże się głupim żartem. Zamknęliśmy ją w pudełku i kazaliśmy przestać oddychać, a ona nie krzyczała. Nazwaliśmy to pogrzebem, ale to nie jest pogrzeb, jej młodość po prostu umarła.* Moja również.

*

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 27 kwietnia 2016 roku zmarła

Ś.P

Anastazja Kuligowska

Lat 18

Ceremonia pogrzebowa odbędzie się dnia 29.04 na cmentarzu przy ul. Lustrzanej.

O czym zawiadamia RODZINA i Najbliżsi Przyjaciele.

*

Kiedy miałem około czternastu lat zacząłem rysować, tak na poważnie. Rysowałem od zawsze, ale od tamtego czasu zacząłem robić to na sto procent. Wystarczył mi ołówek i długopis. Czarny długopis. Teraz mam już prawie osiemnaście lat i około tysiąca takich czarno–białych kartek. Powiązanych ze sobą historiami. Każdy z trzydziestu dwóch tomów o czymś innym,  połączone jedną bohaterką – Anastazją. Wiedziała, że ją rysuję, ale nie przewidziała tego, że będzie na każdej stronie. Kochałem ją tak bardzo, a ona, tak samo mocno, tego nie chciała. Tak mocno, że aż pozwoliła mi, żebym był jej przyjacielem.  

 

Stoję na cmentarzu, pośród jej rodziny, przyjaciół i połowy szkoły. Postanowiłem, że dziś, przy wszystkich, oficjalnie powiem, jak bardzo ją kocham, że nikt tutaj obecny nie ma pojęcia, ile można czuć do drugiej osoby. Napisałem piękne przemówienie. Czarnym długopisem. Kiedy ksiądz kończy przemówienie, na podest obok trumny wstępuje Ewelina, jej najlepsza przyjaciółka. Wiem o niej tyle, że myje zęby, gdy się denerwuje, a na nazwisko ma chyba Wójcik, tak popularnie, ale do końca nie jestem pewien. Kończy mowę z załzawionymi oczami, a potem wybucha płaczem. Żal mi dziewczyny. Kolej na mnie, idę powoli przez rozstępujący się tłum. Dociera do mnie powaga sytuacji, to że nigdy już nie zobaczę blasku jej oczu, nigdy już się nie uśmiechnie, że przestała oddychać. Niepewnie wchodzę na podwyższenie. Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie. Wyciągam z kieszeni pomiętą kartkę. Umiem te szesnaście zdań na pamięć, nie wiem, po co mi ona w dłoni. Powoli podnoszę wzrok. Wszyscy są czarno–biali. Gapię się w przestrzeń pomiędzy ich twarzami, po policzkach ciekną mi łzy. Nie dam rady dziś wypowiedzieć słowa.

 

Wracam do domu, roztrzęsiony do granic możliwości. Biorę długopis i na pustych kartach, mojego szkicownika, rysuję Anastazję. Jej zawsze uśmiechniętą twarz, zadziorne miny i wielkie piękne oczy. Zielone… Dla mnie już czarne, zamknięte, bez jakiegokolwiek wyrazu.

– Kocham cię… – szepczę do kratek. – Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.

– Wiem. – Z kąta pokoju słyszę jej głos. Patrzy mi prosto w oczy, powoli się zbliżając. Zatrzymuje się dopiero kilka centymetrów od mojej twarz. Ma nieświeży oddech… Próbuję się nie skrzywić.

– Gdzie byłaś przez te trzy dni? – pytam. Nie odpowiada, nadal się we mnie wpatruje, ja niestety nie mogę już dłużej przyglądać się jej twarzy.

– Już nie taka idealna, co? – Chyba dobrze wiem, o co jej chodzi. Chcę oszukać sam siebie, ale nie mogę.

– Jeśli mnie tak bardzo kochasz, jak ci się wydaje, to nie odwracaj wzroku – mówi dalej cicho, z pogardą w głosie. Zmuszam się, by znowu spojrzeć jej w oczy. Jasna do tej pory zieleń, przemieniła się w głęboką czerń. Stanowczo chwyta mnie za kark i przyciąga moje czerwone usta do swoich sinych. Przez moment czuję się tak, jakbym całował się z surowym mięsem. Uczucie znika, razem z Anastazją. Biegnę do łazienki i dokładnie myję zęby. Wymiotuję, a potem znów je szczotkuję.

 

Nienawidzę chodzić do szkoły. Różnię się wyglądem od moich rówieśników. Mam grzywkę, czarne włosy i noszę rurki. Jestem, podobno, największym frajerem, jaki kiedykolwiek uczęszczał do liceum nr 4 w Olkuszu. Na przerwach błąkam się po korytarzach, bez żadnego celu. Czasami przed kimś uciekam, ale to nic w porównaniu z tym, gdy muszę skorzystać z łazienki. Jeśli wyglądasz tak jak ja i mają cię za geja, najpierw zapłać jakiemuś młodszemu dzieciakowi, żeby wszedł i sprawdził, czy nikogo nie ma w środku i dopiero wtedy wejdź. Gorzej, jak smarkacz im wygada. Wtedy, co byś nie zrobił, lądujesz z głową w kiblu. Dlatego lepiej iść w czasie lekcji, a jeszcze lepiej iść do damskiego. Po wypadku Anastazji, rodzice pozwolili mi na tygodniowe odczuwanie narastającej depresji, dlatego siedziałem w domu i nie musiałem kryć się po kątach. Zastanawiam się, czy w sumie nie byłoby lepiej, gdyby spuścili mi porządny łomot, może wtedy każda moja myśl nie byłaby wypełniona martwą przyjaciółką. Martwą przyjaciółką, która co drugi dzień do mnie przychodzi, siedzi w kącie pokoju i wypowiada obelgi pod moim adresem, a potem pyta, czy nadal jest dla mnie najpiękniejsza. Najgorsze jest to, że nie wiem czy jest. Dla mnie, zawsze wyglądała inaczej. Jako pełna życia istota była kolorowa, biło od niej światło. Ja, za to, ciągle byłem po prostu czarno–biały. Anastazja teraz wyglądała jak trup. Jej dawne kolory wyblakły, stawała się taka jak ja, a mnie trapił fakt, że sam za życia wyglądam, jakbym był martwy.

 

Po upływie umówionego tygodnia, musiałem wrócić do znienawidzonego przytułku dla obłąkanych. Znowu spaceruję w tę i we w tę, czekając na dzwonek, gdy nagle ktoś oblewa mi plecy gorącą kawą. Momentalnie się odwracam.

– Boże, tak cię przepraszam, Dominik. Naprawdę nie chciałam. – Przede mną stoi strapiona Ewelina, szukająca chusteczek w torebce.

– Nic… Takiego. – Nie mogę skończyć, bo dziewczyna bierze mnie za rękę i gdzieś ciągnie. Widzę, że chce powiedzieć coś ważnego, ale bardzo się waha.

– Tak mi przykro… – Do oczu napływają jej łzy. – Widziałam cię wtedy, na pogrzebie…

– Nie mówmy o tym. – Chcę już odejść, ale ona znowu łapie mnie za rękę. Na moment nasze oczy się spotykają. Przypomina mi się ten marny tekst na podryw, typu: twój ojciec musi być złodziejem, bo skradł wszystkie gwiazdy i wsadził je w twoje oczy. Musiałbym być chory, żeby powiedzieć coś takiego dziewczynie.

– Wiem co o tym myślisz, ale ja też… Sądzę, że to nie był wypadek. – Ostatnie zdanie wypowiada bardzo szybko.

– Podejrzewasz samobójstwo, czy morderstwo? – pytam.

– Możemy o tym porozmawiać gdzie indziej? Spotkajmy się po szkole, u mnie albo u ciebie, obojętne mi. – Zapisuje mi coś na dłoni. – Masz mój numer. – Ona jednak wcale nie szukała chusteczek.

–  Zadzwonię – mówię.

– Jeszcze raz cię bardzo przepraszam, specjalnie cię oblałam tą kawą – mówi to i odchodzi. Patrzę jak skręca do damskiej łazienki, umyć zęby.

 

Słyszę dzwonek do drzwi, szybko zbiegam po schodach i wpuszczam gościa do środka. Trochę się rozpadało, a mi wstyd, że Ewelina przyszła do mnie, a ja nie musiałem ruszać dupy z domu. Zapraszam ją do środka, a potem idziemy prosto do mojego pokoju. Gdy zamykam za nią drzwi, widzę bladą rękę Anastazji zaciśniętą w pięść. Po mojej skórze przebiega lodowaty dreszcz.

– Jaką masz teorię? Jeśli w ogóle jakąś masz? – odwracam się do dziewczyny.

– Rozmawiałam z nią, gdzieś tak z pół godziny przed wypadkiem. – Zainteresowało mnie. – Mówiła, żebym… – przerywa na chwilę – Nigdy tu nie przychodziła.

Zapiera mi dech w piersiach, coraz bardziej boli mnie brzuch. Nie podoba mi się ani trochę ta sytuacja.

– Nie rozumiem – dukam.

– Po prostu, żebym za żadne skarby, nigdy się z tobą nie spotykała.

– A jednak tu przyszłaś. – Zaczyna mnie irytować. Uśmiecham się szeroko. – Pokazać ci coś? – pytam.

Ewelina się zastanawia.

– Dobrze… – mówi po chwili, a ja schyliłam się do szafki i wyciągam z niej plik kartek, po czym podaję jej go do ręki i zapalam górne światło. Zaczyna powoli się ściemniać. Staję obok włącznika.

 

Biorę od niego kilka czarno–białych kartek, związanych szarą tasiemką. Niepewnie spoglądam na okładkę. Przedstawia dziewczynę na szczycie wysokiego budynku. Ma piękną twarz, a oczy, są jak te Anastazji, tyle że brakuje im barwy głębokiej zieleni. Dominik stoi obok, ruchem głowy zachęca mnie do przerzucenia kartki. Robię to. Kolejna strona, również jest pokryta tylko śladami czarnego długopisu. Historia zaczyna się od Any siedzącej za szkolnym biurkiem. W niedużym dymku nad jej głową, są wpisane jej domniemane myśli. Dalej rozmawia ze mną, potem dostaje telefon z dziwną prośbą. Biegnie, przez miasto, zapłakana. Po chwili dociera na miejsce przed ukazanym na okładce budynkiem. Dominik dobrze odwzorował jej, z początku niepewną, a następnie pełną determinacji minę. Musi to znaczyć, że często się jej przyglądał, co mnie lekko przeraża, ale nie powstrzymuje od dalszego czytania. Przerzucam kolejną kartkę. Moja przyjaciółka wchodzi do starej windy i naciska guzik z siódemką, najwyższym możliwym piętrem. Gdy dociera na górę, wchodzi do, wydawałoby się pierwszego lepszego, pokoju. Ona jednak dobrze wie dokąd zmierza. W pomieszczeniu, za komputerem, siedzi chłopak o czarnych włosach. Odwraca się do Any, spoglądam na Dominika i na rysy chłopaka z zeszytu, każda postać w tej historii odpowiada nam w rzeczywistości. Nie podoba mi się to co jest dalej, Dominik zaczyna się do niej zbliżać, obejmuje ją i syczy „Wiem o wszystkim”. Drżę, udaje mi się szybko przewrócić stronę, niestety nie mogę jej zobaczyć. Światło gaśnie pogrążając wszystko w ciemności.

 

Gdyby mi ktoś jasno, przed śmiercią powiedział: nie przychodź tu i tu, to bym nie przyszedł, ale jak ma się nierówno pod sufitem i pcha się tam gdzie nie potrzeba, kończy się tak jak Ewelina. Przykro mi, ale w tej chwili mycie zębów, na odstresowanie się, już jej nie pomoże.

 

Próbuję otworzyć oczy, bardzo utrudnia mi to ból z tyłu głowy. Walczę z gniewem i frustracją, która rośnie mi w sercu. W końcu daję radę się podnieść i rozchylić lekko powieki. Przed moimi oczami, na ścianie znajduje się napis, wielki, nie tak doskonały jak rysunki, które przeglądałam przed chwilą. ,, Nie boję się już ciemności” odczytuję. Nie mam bladego pojęcia o co chodzi. Za mną jest reflektor, rażący białym światłem. Mam związane ręce, nagle dostrzegam coś w kącie pomieszczenia. Dziewczynę z długimi, jasnymi włosami, podchodzi do mnie, a ja zastanawiam się czy nie zacząć krzyczeć. Wtedy przez myśl przebiega mi zachowanie Dominika, więc nie robię nic, oprócz wykonywania szybszych i płytszych oddechów. Dziewczyna klęka za mną i rozwiązuje mi ręce. Mam nadzieję, że jest po mojej stronie. Patrzę na jej twarz i ledwo powstrzymuję odruch wymiotny. Jest nienaturalnie blada, ma sine usta, a wokół nich gnijące dziury, przypominające kształtem ślady pocałunków. Niepewnie zerkam w jej oczy, poznaję piękną zieleń, tę jedyną w swoim rodzaju, delikatnie przechodzącą w turkus. Anastazja… Moja jedyna przyjaciółka. Przytulam ją, a ona odwzajemnia ten gest. Jesteś w wielkim błędzie, Dominik, jeśli myślałeś, że duchy płaczą tylko w Minecraftcie.

– Pomogę ci – mówi bardzo cicho – On cię zabije.

– Co on ci zrobił, o co chodzi z tym, że niby o czymś wie? – pytam.

– Wychodź przez okno, on tu zaraz będzie, ja tego nie zrobiłam… – Skrzypnięcie drzwi przerywa jej wypowiedź. – I zostały blizny – kończy i znika. Krzyczę wniebogłosy, gdy Dominik doskakuje do mnie i przewraca na podłogę. Poddusza mnie i przyciska do dywanu.

– Ciekawi cię koniec, co? O czym taki frajer, jak ja mógł wiedzieć, hm?– pyta, w jego głosie słychać szaleństwo. Połykające w całości, trawiące szaleństwo.

– Bardzo – odpowiadam i kiedy wydaje mi się, że uścisk zelżał, dostaję w twarz.

– To słuchaj! Nie wchodź mi w zdania. – Nie wierzę w tę sytuację. – Anastazja mnie kochała, tylko nie była o tym do końca przekonana, wiedziałem o jej problemach z rodziną, pomogłem jej, finansowo. Komiksy to świetna rzecz. W szczególności te z przepiękną główną bohaterką. – Słowo „przepiękną” wypowiada tak dziwnie, że moje ciało przechodzi dreszcz, Dominik siedzi na mnie i wszystko wyczuwa. Śmieje się głośno.

– Zostaw mnie, nie chcę wiedzieć – drę się.

– Nie przerywaj. – Znowu dostaję po twarzy. – Domyślasz się pewnie, że spłaciła dług. Tylko, że w kompletnie inny – mlaska – sposób. Doświadczysz tej przyjemności i zobaczysz nawet jak. – Mam ochotę wyrwać mu nerki i wepchnąć do gardła. Schodzi ze mnie, chwyta za kark i prowadzi do pokoju naprzeciwko. Kopie mnie w plecy, tak że upadam na klęczki, przed białym prześcieradłem. Włącza rzutnik. Po kolei wyświetlają się kolejne strony komiksu, których nie zdążyłam przeczytać.

– Ty chory gwałcicielu – krzyczę przez łzy. Odwracam się, nie chcę na to patrzeć. Ten zboczeniec ponownie zmierza w moim kierunku. Ma w dłoni nożyczki. Wstaję… Jeśli to moje ostatnie chwile, będę walczyć. Chwytam za jego nadgarstki, gdy jest już blisko mnie i szamoczemy się przez chwilę. Popycham go, nic sobie z tego nie robi. Szarpie mnie za włosy i siada na podłodze dalej trzymając je w garści, tak że ja również upadam. Biję go pięścią po nodze. Wyciąga nożyczki i odcina mi kosmyk włosów.

– Ty i Anastazja, jesteście całym moim światem. Ona o śnieżnobiałych włosach, a ty o kruczoczarnych. Stanowicie jedną całość… – Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. – Jak anielskie istoty, niedostępne dla zwykłych ludzi. – Zatapia twarz w moje włosy, wącha je.

– Dominik… – mówię cicho.

– Tak?

– Ja cię… – To słowo nie przejdzie mi przez gardło, wstydzę się tego, ale może to moja ostatnia deska ratunku. – Kochałam – kończę. Powoli odkłada za siebie nożyczki. W ciemności dostrzegam zarys ludzkiej postaci, która po nie sięga. Dominik odgarnia moje włosy i zaczyna całować mnie po szyi. Ledwo udaje mi się powstrzymać chęć zwymiotowania.

– Ja jako jedyny… – mruczy – Skosztuję was obie – kończy, a potem z jego ust wydobywa się jęk, a za nim bulgocząca krew. Która ochlapuje mi plecy i zlepia włosy. Anastazja mnie uratowała. Stoi za nim i płacze, pomieszczenie wypełnia jej przeraźliwy, rozdzierający ciało krzyk, po czym znika. Zastanawiam się, czy też zostałabym banshee, gdyby nie udało jej się mnie ocalić.

Wybiegam z tego przeklętego domu, odpalam auto stojące na podjeździe i kieruję się prosto na cmentarz.

Biegnę między nagrobkami i klękam obok tego właściwego.

– Obiecuję ci… – płaczę – Że doszczętnie zniszczę pozostałości po jego „czarno-białym” świecie.

 

 

 

*fragment piosenki R.I.P 2 my youth zespołu The Neighbourhood.

Koniec

Komentarze

Wszystko byłoby ok i napisałabym o tym, że tekst jest kiepsko oszczędnie napisany (przy okazji: wyjustuj tekst), miejscami nieco infantylny, miejscami mocno przerysowany. Ale opowiadanie poruszyło moją czułą strunę, bo niedawno straciłam przyjaciela. Dlatego doszukałam się tutaj więcej wartości, choć może być to moja okolicznościowa nadinterpretacja. Chodziłam też do czwartego LO w Olkuszu ;)  I byłam tam solidną frajerką, bo przeniosłam się z innej szkoły i początkowo nie dorastałam wiedzą innym do pięt. Dlatego tekst wywarł na mnie emocjonalne wrażenie. Przygotowywałam podobny na ten konkurs, związany właśnie z emocjami po stracie, ale mnie przerósł.

Ładny tytuł. Nieładne, ale interesujące emocje.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Niesamowity przypadek, Naz :)

Opowiadanie może trochę infantylne, ale generalnie nie najgorsze. Fajna interpretacja tematu konkursu.

Kilkanaście błędów interpunkcyjnych (np. Boże[,] tak cię przepraszam, Dominik.), kilka słów użytych w dziwny sposób (”niezwykle się waha” – wahałbym się użyć słowa niezwykle, lepsze byłoby po prostu bardzo). Występują pewne problemy z zapisem dialogów.

Fabuła – mimo wszystko na plus :) Ot, całościowo wyszedł taki średniak.

Precz z sygnaturkami.

Widać, że przydałoby się, aby tekst poleżał. Poprawić należałoby nieco dialogi i elementy spajające fabułę, ogólnie kilka szlifów by mu się jeszcze przydało, bo chociażby zjadłeś parę razy końcówki poszczególnych słów. Ogólnie pomysł był i nawet ciekawy, ale jeszcze trochę pracy przed Tobą autorze. Powinieneś też popracować nad budowaniem napięcia, trochę wybił mnie z rytmu fragment, w którym wchodzi nowy narrator, ale wszystko jest do dopracowania. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Rozkochane nastolatki to coś nie dla mnie. Zapewne zwroty akcji mogłyby mi się spodobać, gdyby nie ci bohaterowie…

Mam grzywkę, czarne włosy i ubieram rurki.

A w co? Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Nienawidzę chodzić do szkoły. Różnię się wyglądem od moich rówieśników. Mam grzywkę, czarne włosy i ubieram rurki.

Gardzę facetami “ubierającymi” rurki. Nic nie mam do zakładania czy noszenia rurek, ale ubieranie ubrań to jednak błąd. ;)

Na pewno jest jakiś potencjał w tematyce szkolnej, ale popieram przedpiśców, że tekst wyszedł infantylnie i wymaga dopracowania. Spodobał mi się zabieg z dwoma narratorami i zdanie z duchami płaczącymi nie tylko w Minecrafcie (choć akurat nie grałem, ale domyślam się sensu). Ale zakończenie do mnie nie przemówiło. Wydało mi się na siłę brutalne.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Rurki już poprawione. 

 

Przeczytałam bez przykrości, ale i bez szczególnego entuzjazmu. Opowieść chłopaka odrzuconego przez rówieśników i przez dziewczynę nie zaskakuje niczym, bo podobnych historii było wiele, choć nie zawsze kończyły się tak drastycznie ja w tym opowiadaniu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Kiedy mia­łem około czter­na­ście lat za­czą­łem ry­so­wać… – Kiedy mia­łem około czter­na­stu lat, za­czą­łem ry­so­wać… Lub: Kiedy mia­łem jakieś czter­na­ście lat, za­czą­łem ry­so­wać

 

i około ty­sią­ca ta­kich czar­no – bia­łych kar­tek. – …i około ty­sią­ca ta­kich czar­no-bia­łych kar­tek.

Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

Każde trzy­dzie­ści dwa tomy o czymś innym… – Chyba miało być: Każdy z trzy­dzie­stu dwóch tomów o czymś innym

 

Na­pi­sa­łem pięk­ne prze­mó­wie­nie. Czar­nym dłu­go­pi­sem. Kiedy ksiądz koń­czy prze­mó­wie­nie… – Powtórzenie.

 

na po­dest obok jej trum­ny wstę­pu­je Ewe­li­na, jej naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka. – Pierwszy zaimek zbędny.

 

Mam grzyw­kę, czar­ne włosy i ubie­ram rurki. – W co ubiera rurki?!

Spodni, tak jak żadnej części garderoby, nie ubiera się! Spodnie można włożyć, założyć, przywdziać, wbić się w nie, ubrać się w nie, odziać się w nie, ale nigdy, przenigdy, nie można ubrać spodni!

Za ubieranie ubrań grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, twarzą do ściany i z rękami w górze!

 

Znowu szla­jam się w te i we te… – Znowu szla­jam się w tę i we w tę

Czy bohater na pewno szlaja się?

 

że Ewe­li­na mu­sia­ła przyjść do mnie, a ja nie mu­sia­łem ru­szać dupy z domu. – Czy to celowe powtórzenie?

 

Nie po­do­ba mi się ani tro­cha ta sy­tu­acja. – Literówka.

 

Za mną jest re­flek­tor, świe­cą­cy bia­łym świa­tłem. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

 

Krzy­czę w wnie­bo­gło­sy, gdy Do­mi­nik do­ska­ku­je do mnie… – Krzy­czę wnie­bo­gło­sy, gdy Do­mi­nik do­ska­ku­je do mnie

 

edycja

Teraz zauważyłam, że rurki są poprawione, więc kara jest darowana. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chciałbym jedynie zauważyć, że konstrukcja “ubierać ubranie” jest uznawana za małopolski regionalizm, więc skoro rzecz się dzieje w Olkuszu a narracja jest prowadzona w 1-szej osobie, to trzy godziny na grochu (nawet w zawieszeniu) uważam za zbyt wysoki wymiar kary ;)

 

Ależ, Coboldzie, jak to? Jeden regionalizm? 

Gdyby całe opowiadanie było nimi usiane, to wtedy mogłabym przyjąć, że Autor Anonim wybrał taką stylizację i uznać to za okoliczność łagodzącą. A przecież tu o żadnej stylizacji nie ma mowy. ;)

A poza tym pragnę zwrócić uwagę, że ubieranie rurek zostało poprawione, a kara darowana. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie bardzo wiem, jak mam to ugryźć. Jest dla mnie nieco zbyt młodzieżowo, nastoletnio. I nie za bardzo połapałam się w fabule – czy Dominik swymi rysunkami wspominał Anastazję, czy wyrysował jej los?

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałam. Wspominał, oprócz tego, który czytała Ewelina, w nim było opisane jak Anastazje zabił. 

Nowa Fantastyka