- Opowiadanie: Bailout - Advanced Cyborgs & Spaceships - kinowa wersja reżyserska

Advanced Cyborgs & Spaceships - kinowa wersja reżyserska

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Advanced Cyborgs & Spaceships - kinowa wersja reżyserska

Prolog

 

Żółtopomarańczowe łany, zielone drzewka, morderczo błękitne niebo. Sielanka.

Zedi właśnie kosił zboże na zacier, kiedy oślepił go snop światła. Po chwili, ciemne, nagie ciało kosmity, pozbawione widocznych narządów zmysłów, unosiło się  w powietrzu, kierując ku górze. Cholera, czy to nie obcy powinni uprowadzać ludzi, pomyślał?

– Janusz, Sebastian! – spróbował jeszcze wołać o pomoc. Bezskutecznie.

 

Gwiezdny frachtowiec Gawron wracał z wyprawy przemytniczej na kraniec galaktyki. Za sterami siedział Nils, dumny właściciel statku. Uczucie pilota nie było nieuzasadnione. Pojazd był wprawdzie przestarzałym, ale kultowym modelem J-23, nie wiedzieć czemu, zwanym powszechnie klossem. Trzydzieści tysięcy dwieście trzydziesty rocznik, wersja jeszcze przed faceliftingiem. Na domiar, wyprodukowany na planecie Suzuki, zanim przeniesiono produkcję na któryś z księżyców Bombaju. Tania siła robocza zawsze wygrywała z jakością. Ładownia zabytku neojapońskiej myśli technicznej była pusta, konto pilota mniej. Zostało mu nawet nieco gwiezdnych peso na nowy strój w stylu space cowboy, z charakterystycznym logo “De”. “Laski na Yone, lecą na to jak szalone”, głosił slogan reklamowy sieci odzieżowej Demolished.

Lot był nudny i Nils zaczynał już przysypiać, kiedy włączył się alarm antyteleportacyjny. Rzut oka na monitor pozwolił na stwierdzenie, że ładownia Gawrona nie jest już tak całkiem pusta. Ciemnoszara, człekokształtna postać. Nie mam pojęcia jak, do diabła, ufok się tam dostał, ale tak to się nie będziemy bawić, myślał pilot, łapiąc paralizator i ruszając w stronę pomieszczeń magazynowych.

 

Malogan miał kontrakt na sztuczniaka. Załatwił takich dziesiątki, a jeszcze więcej odstawił żywcem do klienta. Pokrywy grafenowego pancerza chrzęściły lekko, kiedy najemnik niespiesznym truchtem zbliżał się do celu. Wciąż nie był pewien skali trudności zadania. Niektóre blaszaki były twarde i zahartowane w walce. Brak szybkości nadrabiały niezłym opancerzeniem i siłą ognia. I były cwane.

Łowca przyspieszył, widząc, że cel jest kilka metrów na wprost i kilkanaście w dół od niego. Zwolnił, zbliżając się do krawędzi dachu i spojrzał niżej. Jest blaszak. Malogan założył soczewki i przyjrzał mu się uważniej. Zgrubienia na metalowej czaszce wskazywały na typ mózgowca. Średni pancerz, niezła broń laserowa, ogólnie nie wyglądało to źle, ale, skurkowaniec, mógł być kumaty. Na wszelki wypadek lepiej być gotowym na żwawszą potańcówkę. Najemnik sprawdził sprzęt, zaczepił linę i zaczął  się opuszczać. W połowie drogi oślepiło go nagle jaskrawe światło. Natychmiast napiął mięśnie, próbując wciągnąć się z powrotem. Niestety, jasność oblepiała go i paraliżowała, jak gęsty klej. Jego nogi stuknęły w głowę cyborga, a potem czasoprzestrzeń przestała istnieć.

 

– Ostatni raz pytam, jak się tu dostałeś? – Niecierpliwił się Nils, celując paralizatorem w głowę kosmity. Wcale nie był pewien, czy znajdują się tam jakieś istotne narządy, ani gdzie, i czy w ogóle, intruz ma serce, ale w coś celować musiał. Takie ciemniaki żyją chyba na Margit, próbował przypomnieć sobie pilot. Wtedy na kark spadła mu masa mięśni i żelastwa.

– Noż w dupę jeżozwierza, co to ma być?! To jest uczciwy, przemytniczy frachtowiec, a nie wylot jakiegoś cholernego wormhole’a! – Zakomunikował z wściekłością, po wygrzebaniu się spod czegoś, co wyglądało jak kumpel Boby Fetta z nogą przyklejoną do głowy klona Victora Stone’a. Ciemnoszary kosmita, korzystając z zamieszania, stanął na głowie.

 

Eiko właśnie przyjęła ostatniego pacjenta i nie mogła doczekać się odpoczynku. Dziesiątki tysięcy lat temu Eysenck zdyskredytował pomysły tego szajbniętego narkomana Freuda, a ludzie nadal oczekiwali od niej jakiejś siermiężnej psychoanalizy. Oczywiście zamiast tego otrzymywali szybkie i skuteczne ustawienie neuronów do pionu, ale ile się wcześniej trzeba było natłumaczyć… Eiko czuła się wypalona.

– Może masz ochotę na małe wakacje, pani doktor? – usłyszała głos zewsząd i znikąd.

– Cholera, naprawdę jestem przemęczona, muszę poprosić Jane o przyjacielską przysługę – powiedziała do siebie.

– Nie przestaniesz mnie słyszeć po interwencji mentalnej – odezwał się znowu głos.

– Nie przekonam się, dopóki nie spróbuję – mruknęła w odpowiedzi.

– Organizuję wyprawę na krańce galaktyki i jesteś jedną z osób, których potrzebuję.

– Ja potrzebuję szafy nowych ubrań, organicznego konia i luksusowej willi z dala od moich rodziców – ironizowała psioniczka.

– Załatwione. Nie musisz się pakować.

 

***

 

Karatów mistrz

 

Szarosrebrne ściany, chrom, tytan i włókno węglowe. Aluminiowe i syntetyczne wykończenia. Migające światełka i wielkie ekrany ścienne, ze sznurami znaków w języku, przypominającym klingoński. Typowa sala odpraw na typowym, średniej klasy, frachtowcu.

Nils łypał po­nu­ro na zgro­ma­dzo­nych przy stole. Jesz­cze raz zro­bił szyb­kie pod­su­mo­wa­nie. Cy­borg, ufok, nie­zła laska, oprych.

– W sta­ro­żyt­no­ści mieli taki głu­pa­wy show, “Ślub od pierw­sze­go wej­rze­nia”.

– Po­rów­nu­jesz mnie do an­tycz­nych pseu­dop­sy­cho­lo­gów. Po­ziom bez­czel­no­ści po­twier­dza­ją­cy traf­ność mo­je­go wy­bo­ru – głos zni­kąd. Nils mu­siał przy­znać, że oprych jest wy­jąt­ko­wo opa­no­wa­ny, jak na kogoś jego po­kro­ju, kiedy, spo­koj­nie sie­dząc, wy­ce­dził:

– Zatem twier­dzisz, że je­steś jakąś bo­gi­nią. – Mimo wszyst­ko, gdyby ton głosu mógł za­bi­jać, ten byłby w sam raz. – Okej, spro­wa­dzi­łaś nas tutaj. Przy­zna­ję, masz duże moż­li­wo­ści. Mamy zo­stać eli­tar­ną, ga­lak­tycz­ną bandą chłop­ców na po­sył­ki. – Wred­ny uśmiech. – Za ile?

– Nie bo­gi­nią, tylko isto­tą wyż­szą, mo­że­cie mi mówić – Iwa. Są rze­czy, które nie mają ceny, Ma­lo­gan.

– Fakt, w sta­ro­żyt­no­ści mieli takie głu­pa­we re­kla­my… – Nils nie mógł się po­wstrzy­mać.

– Czy pan mi­ło­śnik przed­wiecz­nej po­pkul­tu­ry mógł­by się na chwi­lę za­mknąć? – Głos po­nęt­nej blon­di nie ustę­po­wał wy­glą­do­wi, ale pod wpły­wem jej spoj­rze­nia uznał, że zde­cy­do­wa­nie mógł­by, a nawet musi. Psio­nicz­ka, cho­le­ra.

– Bar­dziej niż za ile, cie­ka­wi mnie, po co? – spy­tał cy­borg.

– Za­ło­żę się o pół ga­lak­ty­ki, że po po­wro­cie za­dasz sobie ra­czej py­ta­nie – czemu nie? – stwierdziła Iwa.

– Po co mi pół ga­lak­ty­ki?

– Cze­kaj-cze­kaj-cze­kaj – wtrą­cił szyb­ko oprych. – Za­czy­na się robić cie­ka­wie. – Nils dałby głowę, że rze­czy­wi­stość się uśmiech­nę­ła, choć nie miał po­ję­cia, jak to, do cho­le­ry, moż­li­we.

– Za­pew­ne wo­lał­byś sławę naj­tward­sze­go na­jem­ni­ka we Wszech­świe­cie, Ma­lo­gan.

– Pół ga­lak­ty­ki, jako na­gro­da po­cie­sze­nia, też wcho­dzi w grę – bru­tal wy­szcze­rzył się. Uznał, że sy­tu­acja nie do­sto­su­je się do niego, więc za­czy­nał do­sto­so­wy­wać się do sy­tu­acji.

– Wra­ca­jąc do pseu­dop­sy­cho­lo­gii, prze­wiń­my może te wasze targi, wście­kłość i żale, i prze­skocz­my od razu do fazy ak­cep­ta­cji? Czyż nie tak to się za­wsze koń­czy? – inny, żeń­ski głos zni­kąd.

– A ty kto i skąd niby je­steś taka pewna? – rzu­cił Nils.

– Kaila, SI, ostat­nia człon­ki­ni wa­szej bandy chłop­ców i dziew­cząt na po­sył­ki. A skąd wiem? Dla two­ich po­trzeb naj­lep­szą od­po­wie­dzią bę­dzie, że oglą­da­łam dużo fil­mów przy­go­do­wych.

– Ktoś jesz­cze in­te­re­su­je się tymi sta­ro­cia­mi?

– Nie bądź już taki no­wo­cze­śniej­szy od cy­ber­pa­pie­ża. Mam do­stęp do mnó­stwa baz da­nych, a czas nie pły­nie dla mnie tak samo jak dla cie­bie.

– I jaka jest twoja rola, szpie­go­wa­nie nas jako pu­pil­ka ma­mu­si?

– Rze­czy­wi­ście je­stem tu do­bro­wol­nie, ale jeśli ko­go­kol­wiek będę szpie­go­wać, to nie was.

Nils miał dość całej tej szop­ki. Spoj­rzał nie­pew­nie na ufoka, który do tej pory nie ode­zwał się ani sło­wem. Może nie był w sta­nie. Wyglądał jak sza­ro­czar­ny hu­ma­no­id, bez oczu, uszu, nosa czy cech płcio­wych. Nils wes­tchnął głę­bo­ko, sze­ro­ko się uśmiech­nął i pu­ścił oko do psio­nicz­ki.

– To co, kto chce obej­rzeć nasz trans­port?

 

Ma­lo­gan pra­wie pła­kał ze śmie­chu.

– W ta­kich chwi­lach w tych two­ich fil­mach padał z re­gu­ły tekst: “Wła­śnie dla­te­go nigdy się nie oże­ni­łem” – po­wie­dział.  

– Kto by po­my­ślał, że mamy po­dob­ne za­in­te­re­so­wa­nia – od­par­ła Kaila. – Ob­sta­wia­my jak długo jesz­cze wy­trzy­ma? – Nils sie­dział z po­nu­rą miną, a blon­dyn­ka, imie­niem, jak się oka­za­ło, Eiko, pod­par­ta pod boki, prze­cha­dza­ła się po ła­dow­ni.

– Nie ma wyj­ścia, jeśli mam tym le­cieć, mu­si­my ogar­nąć ten pier­dol­nik.

– Prze­cież nawet nie mu­sisz tutaj wcho­dzić… – Nils spró­bo­wał jesz­cze raz, tonem czło­wie­ka, który wie, że prze­grał i oba­wia się, że to po­czą­tek dłu­giej serii.

– Mia­łam na myśli cały sta­tek.

– Aha. – Jesz­cze raz roz­wa­żył al­ter­na­ty­wy. Mo­gła­by nie le­cieć. Nie, nie, zbesz­tał się w duchu. Iwa nigdy się na to nie zgo­dzi. Zde­cy­do­wa­nie musi le­cieć. Na pewno jej obec­ność jest klu­czo­wa dla po­wo­dze­nia misji. Cie­ka­we czy ten tyłek ma na­tu­ral­ny?

– Na Vir-10 mają świet­ną ob­słu­gę sprzą­ta­ją­cą, za­glą­dam tam co parę lat. Sze­fo­wa wrzu­ci to w kosz­ty, w sumie mamy po dro­dze.

– Bez sensu, taka praca świet­nie in­te­gru­je za­ło­gę.

– Hmm, może cho­ciaż ten sztucz­niak, Benn, ma wbu­do­wa­ny od­ku­rzacz…

 

– Jak my­śli­cie, długo jesz­cze zaj­mie im ta za­ba­wa w dom? – za­sta­na­wiał się cy­borg, są­cząc le­ni­wie drin­ka.

– Nie mam po­ję­cia, ale myślę, że mi­ni­mum do jutra. Twój ruch, Zedi – od­po­wie­dział Ma­lo­gan, zerkając leniwie na szachownicę. Oka­za­ło się, że ko­smi­ta miał jakiś nie­wi­docz­ny ośro­dek od­bio­ru fal aku­stycz­nych. Mógł też je wy­sy­łać, fakt, zda­rza­ło się to rzad­ko. Oka­za­ło się rów­nież, że po­rząd­ki rze­czy­wi­ście do­brze in­te­gru­ją za­ło­gę. Nie­ste­ty nie była to pre­fe­ro­wa­na przez Nilsa jej część.

 

– Wy­sta­wiam ten trój­kąt sy­gna­li­za­cyj­ny za każ­dym razem, kiedy Gaw­ron roz­kra­czy się na ko­smo­stra­dzie. Muszę mieć to ustroj­stwo pod ręką… – na­rze­kał pilot.

– Nie ma ta­kiej moż­li­wo­ści, żeby mi to spa­da­ło na głowę za każ­dym razem kiedy będę wyj­mo­wać su­szar­kę ze schow­ka – od­par­ła Eiko. – Myślę, że jeśli za­czniesz wresz­cie robić prze­gląd przy­naj­mniej co drugi wy­zna­czo­ny ter­min, nie bę­dziesz mu­siał się o to mar­twić. – Nils nawet nie pró­bo­wał pytać, czemu su­szar­ka nie może leżeć w to­a­le­cie. Jego dez­odo­rant też już spra­wiał wra­że­nie, jakby roz­wa­żał ewa­ku­ację stam­tąd w po­szu­ki­wa­niu kur­czą­cej się prze­strze­ni ży­cio­wej.

 

Iwa wytyczyła im trasę do czter­dzie­ste­go kwa­dran­tu sek­to­ra B-78. Na miejscu Nils wy­łą­czył sil­ni­ki i za­cią­gnął ręcz­ny. Benn peł­nią­cy ho­no­ro­wą funk­cję dru­gie­go pi­lo­ta spoj­rzał na niego dziw­nie.

– Co? – obruszył się pilot. – Zo­ba­czył­byś jak za­czą­łem się kie­dyś sta­czać w po­bli­żu Hoth. Aku­rat spa­łem i obu­dzi­łem się pół roku świetl­ne­go w dół lo­kal­ne­go za­krzy­wie­nia cza­so­prze­strze­ni.

 

Ma­lo­gan od­pa­lił ska­ner i wycelował czujniki w stronę dziwacznej, znalezionej przez nich u celu podróży, planety.

– Ożeż, Hoggu, w Czwór­cy Je­dy­ny! – 39M⊕. Cho­ler­ny dia­ment o masie kil­ka­dzie­siąt razy więk­szej od masy więk­szo­ści za­miesz­ka­nych światów. Mógł­by za to kupić kilka ga­lak­tyk. Jeśli ist­nie­li­by de­ale­rzy ga­lak­tyk. Ma­lo­gan ze­mdlał.

Obu­dził się na le­żan­ce w me­dzie, Eiko przy­pa­try­wa­ła mu się ba­daw­czo.

– Wszyst­ko okej? Wiesz gdzie je­steś?

– Ale mia­łem pięk­ny sen…

– Drony wła­śnie tną twój sen na mi­lion­ka­ra­to­we ka­my­ki. – Ma­lo­gan ze­mdlał jesz­cze raz.

 

– Fak­tycz­nie interesująca spra­wa, taka… pla­ne­ta. Może Iwa miała tro­chę racji. – Benn nadal za­sta­na­wiał się, co wła­ści­wie tutaj robi i czy jest za­do­wo­lo­ny ze swo­jej sy­tu­acji. Życie było ostat­nio ja­kieś… bardziej urozmaicone. Ludz­kiej stro­nie jego oso­bo­wo­ści wy­raź­nie się to po­do­ba­ło, część cy­ber­ne­tycz­na nie za­koń­czy­ła jesz­cze obrad.

– Jasne, że mia­łam – odezwała się zewsząd Iwa.

– A ko­ja­rzy­cie ten ze­spół mu­zycz­ny “Ich Trol­le”? – spy­tał Nils.

– Ko­ja­rzę, a co? – o dziwo, ode­zwa­ła się Kaila.

– No nic, mieli taką pio­sen­kę “Mi­lion ka­ra­tów”.

– I co?

– Nic.

 

Nils robił je­dy­ną, w swoim mnie­ma­niu, sen­sow­ną czyn­ność w jego po­ło­że­niu. Resz­ta snuła luźną po­ga­węd­kę o dal­szych pla­nach. Tylko Zedi stał na gło­wie pod ścia­ną. Robił tak co jakiś czas, do tej pory nikt jakoś nie spy­tał, po co.

– Po­zwól­cie, że pod­su­mu­ję. Więk­szość ka­my­ków Iwa ukry­ła w sobie tylko zna­nym miej­scu, ale i tak mamy pełną ła­dow­nię dia­men­tów. – Ma­lo­gan śred­nio był w sta­nie my­śleć o czym­kol­wiek innym.

– Bry­lan­tów – uści­ślił Benn.

– Co? – Ma­lo­ga­nem nadal lekko te­le­pa­ło.

– Na­no­bo­ty oszli­fo­wa­ły je pod­czas któ­rejś z two­ich za­pa­ści. Jak da­wa­łeś radę w swoim fachu z takim zdro­wiem?

– Jakoś sobie da­wa­łem. Kie­dyś przy­ta­cha­łem na XMC-30 pół ła­dow­ni sztucz­nia­ków. Chcesz się prze­ko­nać jak tego do­ko­na­łem? – łowca spoj­rzał wście­kle na cy­bor­ga.

Nils nadal wpa­try­wał się w pier­si Eiko.

– Chcia­łam, że­by­ście mieli środ­ki na drob­ne wy­dat­ki. Mu­si­cie teraz zde­po­no­wać to w banku. Naj­le­piej w kilku ban­kach, w róż­nych sektorach.

– To tro­chę po­trwa – Kaila szyb­ko ob­li­czy­ła, że jakiś mie­siąc.

– Około dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu dni, w za­leż­no­ści od na­tę­że­nia omdleń Ma­lo­ga­na i ataków ka­ta­to­nii Nilsa. – Usły­sze­li nagły syk. Spoj­rze­nie najemnika osma­li­ło pan­cerz Benna.

– Hej, uwa­żaj! – zaniepokoił się cyborg. – Cho­ciaż aku­rat tej sztucz­ki mógł­byś mnie na­uczyć. W za­mian po­le­cę ci dobre pi­gu­ły na uspo­ko­je­nie.

– Na­uczę cię lep­szej. – Eiko, z ka­mien­ną twa­rzą, wy­świe­tli­ła po­ni­żej swo­jej szyi ho­lo­na­pis “PRZEZ MIE­SIĄC RÓB MI ŚNIA­DA­NIE, TO ZDEJ­MĘ BLUZ­KĘ”. – Nils pod­sko­czył.

– Mamy świe­że jajka??

 

I Gaw­ron od­le­ciał w stro­nę trzech za­cho­dzą­cych i sze­ściu wscho­dzą­cych słońc. Hen, w po­szu­ki­wa­niu banku, gwa­ran­tu­ją­ce­go de­po­zy­ty do kwoty wyż­szej niż sto tysięcy gwiezd­nych peso.

 

***

 

Łowca sztuczniaków

 

Ma­lo­gan sie­dział w sali odpraw, trzymając nogi na stole. Zedi stał na gło­wie w kącie po­miesz­cze­nia.

– Co masz na myśli, mó­wiąc, że pu­bli­ka ocze­ku­je po­głę­bie­nia hi­sto­rii i zmniej­sze­nia cha­osu? Jak dla mnie, chaos pod­czas misji to dia­blo dobra rzecz. Można za­ła­twić prze­ciw­ni­ka, zanim zo­rien­tu­je się, co się dzie­je – iry­to­wał się na­jem­nik.

– To tylko su­ge­stie – od­par­ła Iwa.

– W dupę mnie mogą po­ca­ło­wać. Wy­star­czy, że ty ro­bisz z nas chłop­ców na po­sył­ki. Na pewno nie za­mie­rzam ska­kać, jak mi za­gra­ją ja­kieś ćwoki z in­ne­go wy­mia­ru, które nawet drin­ka mi nigdy nie po­sta­wią. Poza tym, skoro już je­ste­śmy przy na­szej ki­czo­wa­tej hi­sto­rii, któ­rej nawet upo­śle­dzo­ny umysł gar­khiań­skie­go cho­mi­ka błot­ne­go by nie zro­dził, moim zda­niem ten ufo­lud robi sztucz­ny tłum.  Pogra cza­sem w war­ca­by, po­stoi na gło­wie, ale przez więk­szość czasu robi za mebel. Tego się te twoje cu­da­ki nie cze­pia­ły?

– Wła­ści­wie, to… – Zedi wy­szedł na chwi­lę, wró­cił ze szklan­ką i wy­su­nął palec, z któ­re­go po­cie­kła do niej brą­zo­wa­wa ciecz. Podał ją Ma­lo­ga­no­wi.

– Hmm, mało hi­gie­nicz­ne, ale pach­nie jak nie­zła whi­sky. W za­sa­dzie to ja tam nie mam nic do mebli. Kie­dyś nawet, na Babba Prime, chcie­li im przy­znać prawa wy­bor­cze. Roz­wój sztucz­nej in­te­li­gen­cji, ro­zu­mie­cie.

 

Gaw­ron sunął dum­nie po ko­smo­stra­dzie, ni­czym ga­le­on po­śród po­dusz­kow­ców. Od czasu do czasu, pod­czas mi­ja­nia czuj­ni­ków, na wy­świe­tla­czu po­ja­wia­ły się znaki dro­go­we i in­for­ma­cje o tra­sie.

– Wiesz, że tu jest mi­ni­mal­nie warp dwa? – upew­niał się Benn.

– Spoko wodza, za­wsze lecę pół­to­ra i nie ma żad­nych pro­ble­mów. Na cy­wi­li­zo­wa­nej pla­ne­cie ku­pi­my za nasz gruz taki napęd, że bę­dzie­my do­cie­rać na miej­sce zanim zdą­ży­my wy­star­to­wać – stwier­dził Nils.

– Skoro już przy tym je­ste­ście, to nie chcia­łam wam prze­ry­wać mę­skich po­ga­wę­dek, ale gość z dro­gów­ki od pięt­na­stu minut prosi o zgodę na te­le­por­ta­cję… – wtrą­ci­ła się Kaila.

 

Nils wy­lą­do­wał na naj­bliż­szej aste­ro­idzie. Mogło być go­rzej, po­my­ślał. Do­brze, że nie chcie­li spraw­dzić ła­dow­ni. Z ob­li­czeń Kaili wy­ni­ka­ło, że za­przę­gnię­cie na­no­bo­tów do bu­do­wy ulep­szeń na­pę­du warp, bę­dzie efek­tyw­niej­sze, niż wle­cze­nie się dalej na sil­ni­kach kon­wen­cjo­nal­nych. Tak czy ina­czej, po­trwa to około ty­go­dnia. Ty­dzień ką­śli­wych uwag Ma­lo­ga­na, re­to­rycz­nych pytań cy­bor­ga, no i jesz­cze Eiko. Za­pew­ne wy­pró­bu­je w końcu w ma­szy­now­ni ta­pe­tę w kwiat­ki. No cóż, na­jem­nik su­ge­ro­wał, że Zedi pędzi jakiś bim­ber…

 

Nie li­cząc kok­pi­tu, naj­wy­god­niej­sze fo­te­le znaj­do­wa­ły się w mesie. Po­miesz­cze­nie nie zo­sta­ło jesz­cze eiko­for­mo­wa­ne, więc Nils czuł się tu nadal jak u sie­bie i za­pro­sił ko­smi­tę na par­tię war­ca­bów, z na­dzie­ją na coś jesz­cze.

– Mo­żesz mi mówić Ry­siek – za­pro­po­no­wał Zedi, kiedy byli w po­ło­wie roz­gryw­ki.

– Ry­siek? – zdzi­wił się Nils.

– Jasne, Zedi, to od­po­wied­nik wa­sze­go Ry­szar­da.

– Aha. No dobra, Rysiu. Czemu przez pierw­szy ty­dzień wła­ści­wie pra­wie się nie od­zy­wa­łeś? No i, jak to w ogóle moż­li­we, że teraz to ro­bisz?

– Je­stem tro­chę nie­śmia­ły, a w po­czu­ciu za­gro­że­nia, Mar­gi­tia­nie wpa­da­ją w szał bo­jo­wy, więc po­sta­no­wi­łem naj­pierw le­piej was po­znać, dla obo­pól­ne­go dobra.

– Wiesz, wła­śnie sobie przy­po­mnia­łem, że pod­grze­wa­łem pizzę i za­po­mnia­łem wy­łą­czyć ge­ne­ra­tor an­ty­ma­te­rii…

– Bez pa­ni­ki, po po­cząt­ko­wym okre­sie akli­ma­ty­za­cji pra­wie się to nie zda­rza. Na­pij­my się whi­sky. – Zedi nalał pal­cem dwie szkla­necz­ki. – Co do spo­so­bu emi­sji fal dźwię­ko­wych, czy al­ko­ho­lo­we­go me­ta­bo­li­tu, to wy­bacz, ale nie od­po­wiem, nigdy nie uwa­ża­łem zbyt­nio na bio­lo­gii.  Po­wi­nie­neś za­py­tać Kaili, na pewno ma do­stęp do baz da­nych. – Nils nadal czuł się tro­chę nie­swo­jo. Po­cią­gnął duży łyk.

– Po­wiedz cho­ciaż, po co sta­jesz na gło­wie.

– A dla­cze­go ty, co jakiś czas, uda­jesz się do to­a­le­ty?

– Bo, jeśli tego, nie robię, po pew­nym cza­sie mam wra­że­nie, że pęk­nie mi pę­cherz.

– Ja, jeśli nie staję na gło­wie, mam wra­że­nie, że pęk­nie mi mózg.

 

Benn po­sta­no­wił wy­brać się na prze­chadz­kę po aste­ro­idzie. Nils i Zedi byli już pół­przy­tom­ni, Eiko bie­ga­ła wszę­dzie z la­se­ro­wym pędz­lem i ru­lo­nem ho­lo­ta­pe­ty, a Ma­lo­gan gdzieś znik­nął. Dobra oka­zja, żeby w spo­ko­ju roz­pro­sto­wać kości i syn­ty­ta­no­we wzmoc­nie­nia. Cy­borg za­mknął śluzę i ro­zej­rzał się. Są­dząc po wi­do­kach, na­no­bo­ty nie próż­no­wa­ły. Zbu­do­wa­ły już halę pro­duk­cyj­ną i za­bie­ra­ły się za linię mon­ta­żo­wą. W tym samym cza­sie, inne ryły w omia­ta­nych bla­dym świa­tłem ska­łach, wy­do­by­wa­jąc  su­row­ce. Ko­lej­ne zbu­do­wa­ły na nie­wiel­kim wzgó­rzu ko­lek­tor pro­mie­nio­wa­nia gamma – cała ta za­ba­wa wy­ma­ga­ła du­żych ilo­ści ener­gii. Oto­cze­nie przy­po­mi­na­ło Ben­no­wi ro­dzin­ną pla­ne­tę Oxan. Ja­ło­wą, pełną fa­bryk i prze­twór­ni. Nie była zbyt ma­low­ni­cza, ale za­wsze ko­ja­rzy­ła mu się z domem. Wes­tchnął, wy­re­gu­lo­wał po­ziom hor­mo­nów, żeby ode­gnać no­stal­gię i ru­szył w stro­nę ma­ja­czą­ce­go w od­da­li kra­te­ru.

 

Na po­kła­dzie Gaw­ro­na Kaila w ostat­niej chwi­li pod­su­nę­ła Nil­so­wi mo­bil­ny fotel dia­gno­stycz­ny.

– Mó­wiłm ćśś, żebś nie wsstaw… – beł­ko­tał Zedi. Szyb­ki skan wy­ka­zał dwu­krot­ne prze­kro­cze­nie u pi­lo­ta śmier­tel­nej dawki al­ko­ho­lu. Kaila wczy­ta­ła jego pro­fil me­dycz­ny  z kom­pu­te­ra po­kła­do­we­go i od razu zwró­ci­ła uwagę na ge­no­typ. Gdzieś już wi­dzia­ła te ha­plo­gru­py. Po­świę­ci­ła uła­mek se­kun­dy, żeby prze­ana­li­zo­wać dane. No tak. Ser­wo­mo­to­ry med­fo­te­la za­grze­cho­ta­ły cicho, kiedy od­wo­ził Nilsa Gór­skie­go do jego ka­ju­ty. Wy­star­czy, że się prze­śpi i bę­dzie jak nowy, uzna­ła SI. Spoj­rza­ła na ko­smi­tę. Można by po­my­śleć, że ta cho­dzą­ca ba­rył­ka whi­sky nie ulula się tak łatwo. Za­gad­nie­nie do wy­ja­śnie­nia po uzy­ska­niu do­stę­pu do przy­zwo­itej bazy da­nych.

 

Benn zbli­żał się do kra­wę­dzi kra­te­ru, kiedy koło ucha świ­snął mu ła­du­nek pla­zmo­wy.

– Hej, co jest?! – krzyk­nął, pa­da­jąc na zie­mię.

– A co ma być? Na­le­ży za­cho­wać ostroż­ność wcho­dząc na strzel­ni­cę. Pod­sta­wy BHP. – Ma­lo­gan pa­trzył roz­ba­wio­ny jak Benn z kwa­śną miną za­czy­na gra­mo­lić się na nogi. – Patrz teraz na tam­ten ka­mień. – Na­jem­nik wy­mie­rzył i strze­lił. Cel­nie.

– Nie­źle. A ty spójrz na tam­ten. Współ­rzęd­ne trzy-cztery-pięć, pięć-dziewięć-sześć.

– Tro­chę dalek… – Z ka­mie­nia zo­sta­ła para, a cy­borg włą­czył chło­dze­nie sys­te­mu la­se­ra.

– No, no. Ja­kiej klasy masz ce­low­nik?

Pół go­dzi­ny póź­niej po­pi­sy strze­lec­kie trwa­ły w naj­lep­sze, kiedy przy kra­wę­dzi po dru­giej stro­nie kra­te­ru coś się po­ru­szy­ło.

– Wi­dzia­łeś to? – spy­tał Benn.

– Nie, jakie cy­fer­ki?

– Dwa-pięć-siedem, sześć-trzy-dwa, daj więk­sze przy­bli­że­nie i prze­staw na świa­tło wi­dzial­ne. – Ma­lo­gan wpro­wa­dził po­da­ne pa­ra­me­try i przyj­rzał się uważ­nie. Nad jed­nym z gła­zów po­ja­wi­ła się urę­ka­wi­czo­na dłoń. Wy­da­wa­ło się, że macha do nich. Co to ma być, do dia­bła? Dłoń wska­za­ła w bok na więk­szy głaz. Z ukry­cia wy­le­ciał nie­wiel­ki dron i wy­ce­lo­wał w skałę pro­mień la­se­ra. Za­czął wy­pa­lać napis –  “UŚMIECH­NIJ­CIE SIĘ”, a potem “JE­STE­ŚCIE W UKRY­TEJ KA­ME­RZE”.

– Co to za cho­ler­ny pajac? Zaraz go zdej­mę. – Ma­lo­gan nie był w na­stro­ju do ta­kich żar­tów. W tym mo­men­cie spa­dła na nich sieć.

 

 Eiko po­pa­trzy­ła na reszt­ki ko­lo­ro­wej wody zni­ka­ją­ce w otwo­rze od­pły­wo­wym i wy­szła spod prysz­ni­ca. Na stat­ku było dziw­nie pusto i cicho.

– Kaila, czemu tych dwóch tak długo nie wraca? – spy­ta­ła.

– Na to py­ta­nie można od­po­wie­dzieć na kilka spo­so­bów, ale myślę, że głów­nie dla­te­go, że są zwią­za­ni.

– Co?!

– Wy­glą­da na to, że do­rwa­li ich łowcy cy­bor­gów. Pew­nie chcą sprze­dać Benna na czę­ści.

– I do­pie­ro teraz to mó­wisz?!

– Cy­tu­ję: “zaraz ich roz­wa­lę”, “daj mi pięć minut i nie bę­dzie z nich co zbie­rać”, “gdy­bym miał mój la­se­ro­wy scy­zo­ryk po­szło­by szyb­ciej, ale spo­koj­nie, zaraz zo­ba­czysz pro­fe­sjo­na­li­stę w akcji”. – Eiko nie była w sta­nie od­róż­nić, czy sły­szy na­gra­nie, czy SI per­fek­cyj­nie na­śla­du­je głos Ma­lo­ga­na. – Nie chcia­łam mu psuć za­ba­wy. Spo­koj­nie, roz­wa­li­łam im elek­tro­ni­kę, ni­g­dzie nie po­le­cą. – Eiko rzu­ci­ła wście­kła spoj­rze­nie w bli­żej nie­okre­ślo­nym kie­run­ku i po­bie­gła po­szu­kać ko­smi­ty. Był w swo­jej kwa­te­rze, gdzie wy­da­wał się me­dy­to­wać.

– Wy­trzeź­wia­łeś? – wark­nę­ła psio­nicz­ka.

– Tak. Jeśli chcesz ko­pu­lo­wać, mu­sisz wie­dzieć, że je­stem w sta­nie wy­two­rzyć tym­cza­so­wo ludz­kie na­rzą­dy płcio­we, ale bę­dzie też po­trze­ba dużo…

– Co ty bre­dzisz?? Mu­si­my ich ra­to­wać!

– No, może coś źle zro­zu­mia­łem. Wiesz, róż­ni­ce kul­tu­ro­we, nie­jed­no­znacz­ność tek­stu. Za­wsze my­śla­łem, że lu­dzie przy­cho­dzą nago do osob­ni­ka prze­ciw­nej płci wła­śnie w tym celu. – Eiko znik­nę­ła szyb­ciej niż się po­ja­wi­ła. Zedi sły­szał na ko­ry­ta­rzu szyb­kie pla­ska­nie jej mo­krych stóp. Nie wie­dzia­łem, że po­tra­fią czer­wie­nić się na po­ślad­kach, po­my­ślał.

– Wi­dzi­my się za pięć minut na ze­wnątrz, ty pod­stęp­na, zbo­czo­na kupo po­za­ziem­skiej tkan­ki!!! – ogłu­szył go ko­mu­ni­kat z gło­śni­ków. – I weź naj­więk­sze­go gnata ja­kie­go znaj­dziesz!

– Eee…

– Broń, Zedi – pod­po­wie­dzia­ła Kaila. – Weź wiel­ką gi­we­rę z długą lufą. I zapas amu­ni­cji.

 

Nilsa obu­dzi­ła nie­zno­śna, świ­dru­ją­ca w uszach cisza. Nie czuł się naj­le­piej. Otwo­rzył sze­rzej oczy. Oho, sie­dzi w med­fo­te­lu, le­piej nie mogło się zda­rzyć. Za­apli­ko­wał sobie szyb­ko in­iek­cję de­tok­sy­ka­cyj­ną.

– Kaila, bądź tak miła i daj mi na mo­ni­tor ra­port z ostat­nich pię­ciu go­dzin.

– Chcesz tekst, czy zapis z kamer?

– Jedno i dru­gie.

 

– Nie są­dzisz, że może być im po­trzeb­na pomoc? – po pół go­dzi­nie SI za­czy­na­ła się nie­po­ko­ić.

– Nie mam po­ję­cia. Zrób może zwiad.

– Teraz już nie mogę, sfaj­czy­łam im wszyst­kie czuj­ni­ki!

– Dziew­czy­no, bez pa­ni­ki. Wy­ślij drona. Ka­pi­tan Gór­ski zaraz rusza na ra­tu­nek. Wiesz, że zgry­wa­nie wideo w 3D tro­chę trwa…

 

Nils pę­dził po­mię­dzy ska­ła­mi naj­szyb­szym ści­ga­czem, jaki był na cho­dzie. Czyli nie­szcze­gól­nie szyb­kim. Do­dat­ko­wo na­no­bo­ty w try­bie pil­nym zwięk­szy­ły opan­ce­rze­nie, co też nie po­ma­ga­ło rzę­żą­cym sil­ni­kom. Od­czy­ty z drona nie­wie­le mó­wi­ły. Co­kol­wiek się tam dzia­ło, dzia­ło się w środ­ku stat­ku łow­ców. Kaila wy­łą­czy­ła ekra­no­wa­nie an­ty­elek­tro­ma­gne­tycz­ne, ale po­wło­ka ka­dłu­ba była na tyle gruba, że czuj­ni­ki pod­czer­wie­ni wy­kry­ły tylko ja­kieś su­ge­stie po­ru­sza­ją­cych się obiek­tów. Nils nie miał ocho­ty się z tym pie­ścić. Wy­brał punkt na po­wło­ce ka­dłu­ba, znaj­du­ją­cy się w bez­piecz­nej od­le­gło­ści od źró­deł cie­pła i wy­gar­nął z wszyst­kie­go co miał. Żad­nych dzia­łań obron­nych, po­ło­wa rufy zmie­ni­ła się w dzi­wacz­ną rzeź­bę z po­skrę­ca­ne­go me­ta­lu. Byle tak dalej. Mam na­dzie­ję, że ten złom ma sys­tem au­to­ma­tycz­ne­go za­my­ka­nia gro­dzi, po­my­ślał nieco po­nie­wcza­sie.

Gro­dzie we­wnętrz­ne za­mknę­ły się. Były dużo cień­sze niż po­wło­ka ka­dłu­ba, więc Nils włą­czył osło­ny i za­czął po­wo­li prze­bi­jać się la­se­rem. Nagle gródź otwo­rzy­ła się z sy­kiem.

– Cze­kaj, cze­kaj, wy­lu­zuj! – usły­szał zna­jo­my głos Ma­lo­ga­na. – Sy­tu­acja jest opa­no­wa­na! Sły­sza­łeś o czymś takim jak uży­cie środ­ków współ­mier­nych do sy­tu­acji?

– Chwi­la. – Nils od­wró­cił się i prze­aran­żo­wał ska­li­sty kra­jo­braz wokół. Prze­stał strze­lać, do­pie­ro kiedy wy­czer­pa­ły się reszt­ki ad­re­na­li­ny i prze­grza­ła broń. – Sły­sza­łem. A ty nie mo­głeś cho­ciaż wy­słać ese­me­sa?

– Nie, ale już szy­ko­wa­łem go­łę­bia pocz­to­we­go. Le­piej rzuć to że­la­stwo i chodź coś zo­ba­czyć, kow­bo­ju.

 

Szli po­nu­ry­mi ko­ry­ta­rza­mi, oglą­da­jąc po­nu­re wi­do­ki. Reszt­ki ciał za­ło­gi po­kry­wa­ły wszyst­ko od pod­ło­gi do su­fi­tu. Zszo­ko­wa­ny Nils spoj­rzał py­ta­ją­co na Ma­lo­ga­na.

– Tak, tak, nie je­steś je­dy­nym, który nie umie do­sto­so­wać siły ognia do sy­tu­acji. Nie wiem, stary, może ma PMS, HBO, czy co tam mie­wa­ją babki. Albo po pro­stu chcia­ła zmie­nić wy­strój, a skoń­czy­ła jej się ho­lo­ta­pe­ta. W każ­dym razie bę­dzie­cie mieli wspól­ne te­ma­ty na pierw­szej rand­ce. Są waż­niej­sze spra­wy. Od­czy­ta­li­śmy część logów z kom­pu­te­ra. Benn coś tam spawa, więc po przy­wró­ce­niu za­si­la­nia po­win­ni­śmy uzy­skać do­stęp do ca­ło­ści. Naj­le­piej, jak sam rzu­cisz na to okiem.  – Do­tar­li na mo­stek. Eiko i Zedi, obry­zga­ni krwią, przy­glą­da­li się za­bie­gom Benna.

– Nic z tego nie bę­dzie – stwier­dził cy­borg. – Nie wiem, co do­kład­nie uszko­dzi­ła Kaila. I nie wiem, czy po­win­ni­śmy kon­tak­to­wać się z nią, żeby za­py­tać.

– Dla­cze­go? Co jest w tych lo­gach? – do­py­ty­wał Nils.

– Pro­szę, sprawdź sam. Zgra­łem tu, co się dało. – Benn podał mu chip. Nils pod­łą­czył go do ter­mi­na­la oso­bi­ste­go. Dane były frag­men­ta­rycz­ne, ale skła­da­ły się głów­nie z mnó­stwa szcze­gó­ło­wych in­for­ma­cji o ich piąt­ce. Nic na temat ich ko­le­żan­ki, SI. Poza tym, szcze­gó­ło­we pa­ra­me­try ich trasy do dia­men­to­wej pla­ne­ty i dalej, mapy, współ­rzęd­ne. Były też ja­kieś strzęp­ki za­pi­sów ko­re­spon­den­cji. Część z nich była sy­gno­wa­na “Iwa”.

– Może Kaila nie ma z tym nic wspól­ne­go – stwier­dził pilot.

– Może. Chcesz za­ry­zy­ko­wać? – spy­tał Benn. – W tej chwi­li kon­tro­lu­je Gaw­ro­na, wszyst­kie na­no­bo­ty i drony. Jeśli się zbli­ży­my, może nas wy­strze­lać jak kacz­ki.

– Tylko dla­cze­go nie za­ła­twi­ła nas wcze­śniej? Poza tym, z po­mo­cą ro­bo­tów może tu do­trzeć w każ­dej chwi­li.

– Zga­dza się, Szer­lo­ku – wtrą­cił Ma­lo­gan. – A ty za­ła­twi­łeś nasz je­dy­ny trans­port, poza tym roz­la­tu­ją­cym się czoł­giem, któ­rym przy­le­cia­łeś. Mu­si­my szyb­ko my­śleć, usta­lić co ro­bi­my i dzia­łać.

– Pro­po­nu­ję na­pra­wić jed­nak sys­te­my i od­czy­tać wszyst­kie in­for­ma­cje – z uno­szą­ce­go się za ple­ca­mi Nilsa drona zwia­dow­cze­go ode­zwał się głos Kaili. – Rze­czy­wi­ście mo­głam was po­za­bi­jać, ale macie to szczę­ście, że je­stem po wa­szej stro­nie. Udo­wod­nię to, jak tylko zbio­rę te dane do kupy. Z do­brych niu­sów, ka­dłub i napęd tego wraku po­zwo­lą na­no­bo­tom za­koń­czyć prace nad na­szy­mi ulep­sze­nia­mi do końca ju­trzej­szej stan­dar­do­wej doby.

 

Słoń­ce za­cho­dzi­ło­by wła­śnie nad nie­po­zor­ną aste­ro­idą, gdyby przy­pad­kiem ja­kieś było w po­bli­żu. Nils brał prysz­nic i ukła­dał sobie w gło­wie wy­da­rze­nia mi­nio­ne­go dnia. Po prze­ska­no­wa­niu ca­ło­ści da­nych, uzy­ska­nych ze stat­ku łow­ców, Kaila twier­dzi­ła, że, bez do­stę­pu do  glo­bal­nej sieci, nie jest w sta­nie jasno okre­ślić roli Iwy w tym wszyst­kim. Fakt, że sa­mo­zwań­cza isto­ta wyż­sza nie na­wią­za­ła kon­tak­tu od wielu go­dzin, ni­ko­go nie uspo­ka­jał. Kaila wy­kry­ła, że nie­któ­re prze­ka­zy były czę­ścio­wo sfał­szo­wa­ne, ale po co ktoś za­da­wał­by sobie ten trud? Prze­cież nie mogli z góry za­kła­dać, że przej­mie­my ich sta­tek. A może za­ło­ga też była przez kogoś ma­ni­pu­lo­wa­na? 

– Jakie do cho­le­ry wideo zgry­wa­łeś z kamer?!! –  Zanim Nils zdą­żył okre­ślić stan swo­ich bę­ben­ków, do­stał już po gło­wie czymś cięż­kim. So­li­dar­ność jaj­ni­ków, po­my­ślał nie­zbyt sen­sow­nie. Po­pa­trzył tępo na po­dłuż­ny me­ta­lo­wy przed­miot wbi­ja­ją­cy mu się w brodę.

– Wiesz, że wcho­dze­nie pod prysz­nic z bro­nią ener­ge­tycz­ną to nie jest zbyt dobry po­mysł? Czy nie można li­czyć na odro­bi­nę pry­wat­no­ści na tym stat­ku?

– Za­je­bi­ście dobre py­ta­nie – wy­ce­dzi­ła Eiko z furią w oczach.

 

Kil­ka­set me­trów dalej nie­zmor­do­wa­ne na­no­bo­ty, nie­po­mne ota­cza­ją­cych ich or­ga­nicz­nych na­mięt­no­ści, uwi­ja­ły się jak pra­co­wi­te psz­czo­ły, świa­do­me wy­łącz­nie swo­je­go celu, jakby ist­nie­ją­ce we wła­snym, małym wszech­świe­cie.

 

***

 

Siódmy pasażer Gawrona

 

Lekki frach­to­wiec Gaw­ron po­py­lał, jak zły, z sza­lo­ną pręd­ko­ścią czte­rech war­pów. Iwa nadal mil­cza­ła. Za­ło­ga była nie­spo­koj­na. Ja­jecz­ni­ca była taka sobie. 

– Kac praw­dzi­wy, a ja­jecz­ni­ca oczy­wi­ście syn­te­tycz­na – na­rze­kał Ma­lo­gan.

– Było tyle nie chlać – burk­nę­ła Eiko. Na­jem­nik spoj­rzał na nią spode łba.

– I kto to mówi, księż­nicz­ko?

– Mu­sia­łam od­re­ago­wać, pierw­szy raz za­bi­łam czło­wie­ka, czy tam broga, nie wiem. Za­bi­łam wszyst­ko, co mi, kuźwa, po­de­szło pod lufę. Ra­tu­jąc cie­bie, przy­po­mi­nam.

– Pra­wi­dło­wo. Pod­czas akcji dzia­łasz in­stynk­tow­nie. Jeśli za­czniesz za­da­wać sobie py­ta­nia, to na­stęp­ne bę­dzie brzmia­ło – co to jest ten jasny, świe­tli­sty tunel? – Ma­lo­gan spoj­rzał, nie bez apro­ba­ty, na prze­cią­ga­ją­cą się Eiko.

– Mógł­byś się tak nie gapić, wy­star­czy, że Nils biega za mną z wy­wie­szo­nym ję­zo­rem.

– Czego się spo­dzie­wasz, je­ste­śmy zdro­wy­mi męż­czy­zna­mi, w sile wieku, a co do na­sze­go pi­lo­ta… No cóż, nie­któ­rzy na­słu­cha­li się, że cho­dzi o to, by gonić kró­licz­ka.

– Ach tak, a ty?

– Ja tylko co jakiś czas spraw­dzam, czy coś zła­pa­ło się w sidła. – Nagle do mesy wpadł Nils.

– Słu­chaj­cie, drony zła­pa­ły coś w ła­dow­ni – i po­pę­dził dalej.

– Cie­ka­we co? – za­sta­na­wiał się Ma­lo­gan. – Tak tam pizga, że naj­pew­niej katar.

 

W kącie ła­dow­ni, za skrzy­nia­mi wy­peł­nio­ny­mi bry­lan­ta­mi, war­ty­mi całe pla­ne­ty, uno­sił się pół­okrąg dro­nów. Wpa­try­wa­ło się w nie dwoje wiel­kich oczu, osa­dzo­nych w ku­dła­tej gło­wie, zwień­czo­nej licz­ny­mi, ostry­mi kol­ca­mi, czy może ro­ga­mi. Po­sia­dacz głowy, szczy­cił się nie mniej ku­dła­tym cia­łem i ogo­nem. Po­mi­ja­jąc łeb, stwór przy­wo­dził na myśl brą­zo­we­go psa, wiel­ko­ści po­kaź­ne­go cie­la­ka.

– Kici, kici – cy­borg ostroż­nie wy­chy­lał się zza dro­nów.

– Nie pod­chodź Benn. To coś do­sta­ło się do za­mknię­tej ła­dow­ni, na stat­ku ekra­no­wa­nym przed te­le­por­ta­cją. Nie wiesz, co jesz­cze po­tra­fi – ostrze­gła Kaila. Ku­dłacz prze­krzy­wił lekko głowę i wydał kilka trza­sków i po­mru­ków. Na­stęp­nie na­je­żył się i za­czął ja­rzyć srebr­no-nie­bie­ską po­świa­tą. W ko­lej­nej se­kun­dzie był już w innym rogu ła­dow­ni. Drony po pro­stu prze­le­cia­ły tam i oto­czy­ły go po­now­nie.

– To tyle na temat na­szych ekra­nów – stwier­dził Ma­lo­gan.

– Nie, sys­te­my są w po­rząd­ku. Od­czy­ty są nie­sa­mo­wi­te. Nie wiem, co to coś robi, ale to nie jest te­le­por­ta­cja “wy­tnij – wklej” – Kaila była za­fa­scy­no­wa­na.

– Nie ma innej te­le­por­ta­cji – przy­po­mnia­ła Eiko.

– Żadna, znana, in­te­li­gent­na rasa taką nie dys­po­nu­je, ale po­wiedz mi w takim razie, co przed chwi­lą wi­dzie­li­śmy? Wy­czu­łaś coś na po­zio­mie psio­nicz­nym?

– Tylko tyle, że zwie­rzak wy­obra­ził sobie sie­bie w tam­tym kącie.

– Dobra, mo­że­my już wy­rzu­cić go przez śluzę, zanim za­si­ka pod­ło­gę? – prych­nął Nils. Eiko i Benn rzu­ci­li mu mor­der­cze spoj­rze­nia.

– Czemu chcesz zabić to uni­ka­to­we stwo­rze­nie? – za­py­tał cy­borg.

– Jak to zabić? Jeśli jest ku­ma­ty, zro­zu­mie wtedy, że nie jest tu mile wi­dzia­ny i te­le­por­tu­je się gdzieś, w cho­le­rę.

Kilka sar­ka­stycz­nych uwag i cię­tych ri­post póź­niej sta­nę­ło na tym, że zi­ry­to­wa­ny Nils zo­sta­wił wszyst­kich z kse­no­zo­olo­gicz­ną za­gad­ką i po­szedł wy­łą­czyć się w ko­mo­rze krio­ge­nicz­nej.

 

Obu­dził się ze stan­dar­do­wym po­czu­ciem ogól­ne­go roz­bi­cia, bez­sen­su ist­nie­nia i nie­pew­no­ści, co do ilo­ści po­sia­da­nych koń­czyn. Mapa wska­zy­wa­ła, że Gaw­ron znaj­do­wał się na ni­skiej or­bi­cie Yone, pla­ne­ty uciech i roz­ry­wek. Do­szedł­szy jako tako do sie­bie, Nils roz­pro­sto­wał kości i udał się na mo­stek. Z logów wy­ni­ka­ło, że za­ło­ga za­pa­ko­wa­ła się do lą­dow­ni­ka i wy­bra­ła na dół. Nils przej­rzał jesz­cze mo­ni­to­ring. Tak jak można było się oba­wiać, pod­czas ty­go­dnio­we­go lotu zwie­rzak zaj­mo­wał się głów­nie faj­da­niem ła­dow­ni i wkła­da­niem mi­ni­mum wy­sił­ku w czyn­no­ści, da­ją­ce Eiko cień na­dziei, że uda się go oswo­ić. Psio­nicz­ka, sku­pio­na na swo­jej nowej za­baw­ce, dała sobie na razie spo­kój z de­ko­ro­wa­niem stat­ku w hi­pi­sow­skie mo­ty­wy. Jak tylko Gaw­ron do­tarł na Yone, ku­dłacz te­le­por­to­wał się w nie­okre­ślo­ne miej­sce, ale lo­gicz­na wy­da­wa­ła się po­wierzch­nia pla­ne­ty. Eiko, nadal nie­szczę­śli­wie za­ko­cha­na, na­tych­miast za­ini­cjo­wa­ła misję po­szu­ki­waw­czą, a resz­ta za­bra­ła się z nią, w ta­kich czy in­nych ce­lach. Nilsa to nie dzi­wi­ło, bo po co ster­czeć na stat­ku, skoro można wresz­cie użyć ha­zar­du, roz­pu­sty i wy­lu­zo­wać się w VR, nie ba­cząc na stan konta. Nie dzi­wi­ło go też, że frach­to­wiec nadal znaj­do­wał się na or­bi­cie, ale skoro as pi­lo­ta­żu już się obu­dził… Usiadł za ste­ra­mi i roz­po­czął po­dej­ście do lą­do­wa­nia.

 

W por­cie, po­zo­sta­wił sta­tek pod opie­ką uzbro­jo­nych po zęby dro­nów i na­no­bo­tów, a sam po­je­chał ści­ga­czem do dziel­ni­cy knajp. Whi­sky Ze­die­go była nie­zła, ale yoneń­ski bim­ber ze świa­tła był znany w całej ga­lak­ty­ce. Nils zna­lazł przy­zwo­ity lokal, za­mó­wił szkla­necz­kę i są­cząc po­wo­li tru­nek za­sta­na­wiał się, co dalej. Spró­bo­wał wy­wo­łać Kailę.

– No cześć. Wła­śnie ta­pi­ru­ję sobie loki, ale mów – od­po­wie­dzia­ła roz­ba­wio­na.

– Nie wiem co kom­pu­te­ro­we świa­do­mo­ści mają wspól­ne­go z ta­pi­ra­mi, ale, skoro już je­ste­śmy przy wy­mar­łych zwie­rzę­tach, co się dzie­je z tym śmier­dziu­chem i grupą po­ści­go­wą?

– Grupa po­ści­go­wa skła­da się z Eiko i Benna, który nie zdą­żył zba­dać me­cha­ni­zmu nie­stan­dar­do­wej te­le­por­ta­cji. Włó­czą się po pla­ne­cie na ści­ga­czach, bez więk­szych suk­ce­sów. Ma­lo­gan prze­glą­da ofer­ty ban­ków, ale przede wszyst­kim po­wi­nie­neś za­in­te­re­so­wać się Zedim.

– Ry­szard? A co on ta­kie­go na­bro­ił?

 

Od­wiecz­na za­sa­da wszech­świa­ta głosi, że kiedy grupa we­so­łych kom­pa­nów rusza w tango, za­wsze znaj­dzie się jeden, który za­nad­to się wy­lu­zu­je. Tym razem padło na Mar­gi­tia­ni­na. Z po­mo­cą Kaili, Nil­so­wi udało się go w końcu od­na­leźć. Ko­smi­ta szedł wła­śnie zyg­za­kiem przez Klu­ko­sie­ki, dziel­ni­cę slum­sów, za­miesz­ka­ną głów­nie przez bied­nych imi­gran­tów z pla­ne­ty Hel­sin­ki. W dłoni trzy­mał świe­cą­cą bu­tel­kę, war­to­ści kilku tu­tej­szych lo­ka­li miesz­kal­nych i śpie­wał na całe gar­dło ob­raź­li­we pio­sen­ki o ki­bi­cach RTS Kluko. W ciem­nych za­uł­kach nie­trud­no było do­strzec grup­ki wście­kłych Post­fi­nów. Nils po­dej­rze­wał, że nie rzu­ci­li się jesz­cze na ko­smi­tę tylko z po­wo­du tech­nicz­ne­go pro­ble­mu, spro­wa­dza­ją­ce­go się do py­ta­nia – jak dać w zęby komuś, kto naj­wy­raź­niej wcale ich nie po­sia­da. Pilot po­sta­no­wił za­sto­so­wać for­tel, wy­pró­bo­wa­ny już z do­brym skut­kiem wcze­śniej. Wy­cią­gnął z za­na­drza sfa­ty­go­wa­ną od­zna­kę.

– Sto­łecz­ny De­par­ta­ment Po­li­cji, Sek­cja Pre­wen­cji Cho­rób We­ne­rycz­nych Prze­no­szo­nych Przez Dotyk! – krzyk­nął. – Nie ru­szaj się czar­nu­chu, rzuć bim­ber, ręce za głowę! Udaj się z nami do­bro­wol­nie, to ni­ko­mu nie sta­nie się krzyw­da. – Pod­biegł szyb­ko do Ze­die­go, zer­ka­jąc na boki.

– Jak mnie na­zwa­łeś? – ze­sztyw­niał Mar­gi­tia­nin, ma­ją­cy, jak wszy­scy jego ziom­ko­wie, rze­czy­wi­ście, zde­cy­do­wa­nie śnia­dą kar­na­cję.

– To ja, Rysiu – syk­nął cicho Nils. – Spły­waj­my stąd, zanim zrobi się na­praw­dę go­rą­co.

– Jak mnie na­zwa­łeś?! – ryk­nął Zedi. Cho­le­ra, wspo­mi­nał coś o szale bo­jo­wym, my­ślał pilot Gaw­ro­na, pod­czas dłu­gie­go, wy­mu­szo­ne­go lotu, za­koń­czo­ne­go bli­skim spo­tka­niem ze ścia­ną.

– Wła­śnie, jak go na­zwa­łeś? – po­wtó­rzył jakiś blady, wą­sa­ty oprych.

– Tacy, jak ty, nie są tu mile wi­dzia­ni, glino – dodał drugi tu­by­lec.

– Wy­je­bać ci? – zadał od­wiecz­ne, eg­zy­sten­cjal­ne py­ta­nie, trze­ci.

 

W tym samym cza­sie, Ma­lo­gan, po raz ko­lej­ny, za­czy­nał się nieco iry­to­wać. Za­mie­rzał tylko wziąć parę ulo­tek i do­wie­dzieć się kilku rze­czy, tym­cza­sem sce­na­riusz spo­tka­nia z ban­ko­ma­tem wy­raź­nie wy­my­kał mu się spod kon­tro­li.

– Ile razy mam po­wta­rzać, że nie chcę wnio­sko­wać o żadne prze­klę­te pięć­set minus, i że mam w dupie wy­so­kość przy­szłej eme­ry­tu­ry?! – krzyk­nął, stra­ciw­szy cier­pli­wość. Ta za­ku­ta pusz­ka miała chyba naj­tań­sze opro­gra­mo­wa­nie. Na­jem­nik wy­szedł z banku, tym bar­dziej wście­kły, że nie udało mu się trza­snąć au­to­ma­tycz­ny­mi drzwia­mi.

– Po­trze­bu­jesz po­mo­cy? – usły­szał przy­mil­ny głos Kaili.

– Praw­dzi­wy męż­czy­zna nigdy nie po­trze­bu­je po­mo­cy – od­burk­nął.

– Tak jak na aste­ro­idzie? Skoro już usta­li­li­śmy wynik na skali ma­czo­wa­to­ści, to może jed­nak za­in­te­re­su­je cię krót­ka i zwię­zła ofer­ta kilku naj­lep­szych ban­ków na Yone? – głos Kaili ocie­kał sło­dy­czą.

– Jesz­cze dwie mi­nu­ty i sam bym sobie wtedy po­ra­dził.

– Okej, nie trak­tuj tego jako pomoc, tylko wy­ko­rzy­sta­nie nada­rza­ją­cej się oka­zji, w celu za­osz­czę­dze­nia czasu. Mo­żesz to przej­rzeć póź­niej, a teraz pro­po­nu­ję, żebyś do­łą­czył do roz­ró­by Nilsa i Ze­die­go. Pod­re­pe­ru­jesz nad­wą­tlo­ne ego, a przy oka­zji może któ­ryś z nich prze­ży­je.

– Roz­ró­ba, mó­wisz? – na twarz łowcy na­gród wy­pełzł wred­ny uśmiech. – Po­pro­szę dwie.

 

Ma­lo­gan pa­trzył przez chwi­lę z dachu wy­so­kie­go bu­dyn­ku na trwa­ją­cą w Klu­ko­sie­kach awan­tu­rę. Zedi naj­wy­raź­niej oprzy­tom­niał, bo spra­wiał wra­że­nie bycia po tej samej stro­nie, co Nils. Tak czy ina­czej, kiedy ata­ku­je cię pół kwar­ta­łu roz­ju­szo­nych po­tom­ków ha­ka­pe­li­tów, spra­wy po­tra­fią przy­brać nie­przy­jem­ny obrót. Dwój­ka na­szych bo­ha­te­rów dys­po­no­wa­ła, na szczę­ście, tanią, prze­no­śną tar­czą si­ło­wą, która była już u kresu wy­trzy­ma­ło­ści.

– Wresz­cie ro­bo­ta dla mnie. Osła­niaj mnie, mała – mruk­nął na­jem­nik, koń­cząc roz­sta­wiać au­to­ma­tycz­ną wie­życz­kę snaj­per­ską.

Zanim Kaila zdą­ży­ła wy­my­ślić, w jaki spo­sób mo­gła­by go osła­niać, Ma­lo­gan wy­cią­gnął dwa cięż­kie bla­ste­ry i sko­czył w dół. W chwi­lę potem SI przy­po­mnia­ła sobie, że myśli i dzia­ła w ciągu pi­ko­se­kund, więc wy­łą­czy­ła oświe­tle­nie w całej dziel­ni­cy, usma­ży­ła na­past­ni­kom wszyst­kie elek­tro­nicz­ne wsz­cze­py i pu­ści­ła z oko­licz­nych gło­śni­ków prze­mó­wie­nie Fi­de­la Ca­stro, na cały re­gu­la­tor. Nie było czego zbie­rać, ale zanim Ma­lo­gan zdą­żył, swoim zwy­cza­jem, zi­ry­to­wać się, że ode­bra­no mu cu­kier­ka, do dziel­ni­cy wkro­czy­ło woj­sko. Klu­ko­sie­ki mogły być stre­fą no-go, ale na każ­dej pla­ne­cie znaj­dzie się paru twar­do­gło­wych ma­jo­rów, któ­rzy nie prze­pusz­czą oka­zji, żeby wy­pró­bo­wać nowe za­baw­ki. Nilsa in­te­re­so­wa­ło już wpraw­dzie tylko to, czy jest jakaś szan­sa, że nadal ma całe bę­ben­ki, a Zedi po­sta­no­wił non­sza­lanc­ko sta­nąć na gło­wie, ale na­jem­nik roz­strze­lał ra­do­śnie pół kom­pa­nii space ma­ri­nes, zanim całą re­zo­lut­ną cze­re­dę od­da­no pod opie­kę żan­dar­me­rii.

 

Kaila kon­ty­nu­owa­ła swoją ody­se­ję i wkrót­ce udało jej się zlo­ka­li­zo­wać po­zo­sta­łych człon­ków za­ło­gi.

– Pro­wa­dzi­łeś może kie­dyś ne­go­cja­cje w spra­wie uwol­nie­nia za­kład­ni­ków? – spy­ta­ła Benna, który, wraz z psio­nicz­ką, miał wła­śnie prze­rwę w sza­lo­nych po­szu­ki­wa­niach eg­zo­fau­ny.

– Nie, ale Eiko ma do­świad­cze­nie w ak­cjach ich od­bi­ja­nia, więc podaj tylko współ­rzęd­ne – od­parł zmę­czo­ny cy­borg.

– Nie tym razem, bla­sza­ku. Wy­star­czy, że me­tro­po­li­tal­ni chcą ich ska­zać na śmierć, niech włą­czą się jesz­cze do tego ga­lak­tycz­ni, to nasze zwa­rio­wa­ne szczę­ście wresz­cie się skoń­czy.

– To co pro­po­nu­jesz?

 

Nad­pre­zy­dent pla­ne­ty Yone pa­trzył na de­pe­szę od głów­ne­go do­wód­cy sił zbroj­nych. Dwa­dzie­ścia ton bry­lan­tów za osma­le­nie jed­nej dziel­ni­cy i głowy kil­ku­dzie­się­ciu space ma­ri­nes. Ten in­te­res wy­da­wał się zde­cy­do­wa­nie zbyt dobry, żeby mógł być praw­dzi­wy. Pre­zy­dent mu­snął ho­lo­gra­ficz­ny sym­bol.

– Girda, po­łącz mnie z Pe­re­zem na Ra­ka­ta­nie.

 

Gaw­ron star­to­wał z ogłu­sza­ją­cym ry­kiem sil­ni­ków. Za­ło­ga była w kom­ple­cie. Wła­ści­wie w nad­kom­ple­cie, bo ku­dła­ty te­le­por­ter, przy­braw­szy ło­bu­zer­ski wyraz pyska, sie­dział z po­wro­tem w ła­dow­ni, jakby nigdy ni­g­dzie się nie wy­bie­rał. Eiko sza­la­ła z ra­do­ści, Nils z za­zdro­ści. Sie­dział wła­śnie w kok­pi­cie i usil­nie pró­bo­wał uspo­ko­ić go­ni­twę myśli i sku­pić się na obo­wiąz­kach pi­lo­ta. Wy­da­wa­ło mu się, że wła­dze Yone tro­chę zbyt łatwo łyk­nę­ły te bry­lan­ty, ale nie za­mie­rzał za­drę­czać tym teraz swo­jej, cudem ura­to­wa­nej, głowy. Dał całą na­przód na sil­ni­kach kon­wen­cjo­nal­nych i za­padł się w wy­god­ny fotel, pró­bu­jąc zre­lak­so­wać. Frach­to­wiec od­da­lał się od nie­go­ścin­nej pla­ne­ty uciech, stra­sząc stada gwiezd­nych nie­to­pe­rzy i chla­piąc an­ty­ma­te­rią na ni­cze­go nie­spo­dzie­wa­ją­cych się au­to­sto­po­wi­czów. Za stat­kiem, w od­le­gło­ści pół mi­lio­na ki­lo­me­trów, le­cia­ła mała, ale wred­na sonda ste­alth.

 

***

 

Gwiezdna eks-kadra

 

– Zoba na to – re­cho­tał Ma­lo­gan, rzu­ca­jąc Sco­oby-chrup­ka przez całą dłu­gość ła­dow­ni. Sma­ko­łyk już pra­wie spa­dał, kiedy ku­dłacz te­le­por­to­wał się w po­bli­żu i zgar­nął go z mla­śnię­ciem pyska. – Do zwier­zacz­ków trze­ba mieć po­dej­ście.

– Za­pew­niam cię, że mam do niego po­dej­ście – stwier­dził Nils. Naj­chęt­niej pod­szedł­bym do niego z mio­ta­czem ognia, dodał w my­ślach. Eiko na­zwa­ła stwo­ra Le­onard, na pa­miąt­kę ja­kie­goś sta­ro­żyt­ne­go ak­to­ra fil­mów scien­ce-fic­tion. Wszy­scy skra­ca­li to do “Leo”. Nils skra­cał to do “Lejek”. 

– Chodź­cie do sali od­praw, za pięć minut za­czy­na­my kółko dys­ku­syj­ne – usły­sze­li w gło­śni­ku głos Kaili.

 

– Temat dzi­siej­szej na­ra­dy, jak widać, wy­bie­rał Nils – Benn roz­po­czął ze­bra­nie, wska­zu­jąc na głów­ny ekran. Wid­niał na nim napis: “Co dalej? Jak żyć? Who the fuck is Alice Iwa?” Wi­docz­ny był też skan ulot­ki z Sa­tur­na Delta, gło­szą­cej: “Dziec­ku znu­dził się pie­sek? Masz aler­gię na kocią sierść? Dawno nie ja­dłeś po­rząd­ne­go steku? Schro­ni­sko-rzeź­nia na SD za­pra­sza ser­decz­nie.”

– Ma­lo­gan, to praw­da co mówią re­kla­my, że jeśli użyję tej cwa­nej funk­cji bla­ste­ra, będę mogła kogoś usma­żyć, nie nisz­cząc ta­pi­cer­ki fo­te­la? – spy­ta­ła, po­dej­rza­nie spo­koj­nie, Eiko.

– Wiesz, kotku, jakoś nigdy nie ba­wi­łem się tymi no­wo­mod­ny­mi wy­na­laz­ka­mi, ale je­stem pra­wie pe­wien, że jeśli prze­su­niesz ten nie­bie­ski suwak, ugo­tu­jesz mu mózg, nie nisz­cząc ta­pi­cer­ki czasz­ki. – Nils znik­nął z po­miesz­cze­nia, zanim na­jem­nik skoń­czył mówić, a sze­ro­ko uśmiech­nię­ta Eiko, do­tknąć prze­łącz­ni­ka.

– Po co, w ogóle, cho­dzisz po stat­ku z bro­nią? – spy­tał cy­borg.

– Wła­śnie po to. Mo­że­my przejść do po­waż­nych tem…? Co tak wal­nę­ło? – Roz­le­gło się łup­nię­cie w ka­dłub stat­ku, a z su­fi­tu po­szły iskry.

– Z nad­prze­strze­ni wy­szedł lot­ni­sko­wiec, ata­ku­je nas eska­dra ra­ka­tań­skich my­śliw­ców. Nils już bie­gnie do gon­do­li dol­ne­go strzel­ca – po­in­for­mo­wa­ła Kaila.

– Za­kle­pu­ję wie­życz­kę na rufie. Zedi, leć do kok­pi­tu i kon­tro­luj na­tę­że­nie tarcz. – Ma­lo­gan ulot­nił się w oka­mgnie­niu, z ko­smi­tą dep­czą­cym mu po pię­tach. W po­miesz­cze­niu po­zo­sta­ły dwie osoby. Przez chwi­lę pa­no­wa­ła cisza. Eiko za­sta­no­wi­ła się. Co naj­mniej eska­dra my­śliw­ców. Mi­ni­mal­ne szan­se na prze­ży­cie. Nagle po­czu­ła nie­opa­no­wa­ną po­trze­bę sko­rzy­sta­nia z ostat­niej szan­sy prze­ka­za­nia swo­ich genów.

– Weź mnie na stole. Szyb­ko. –  Roz­pię­ła bluz­kę.

– Yyy… Może naj­pierw ja­kieś kino. – Benn, jako typ na­ukow­ca, pre­fe­ro­wał wol­niej­sze tempo, a sły­sząc jak tor­pe­dy fo­to­no­we walą w tar­cze Gaw­ro­na, nie­spe­cjal­nie był w na­stro­ju. No i był jesz­cze Nils… O ile wciąż żyje. Jak mógł­bym ich tak zo­sta­wić? – za­drę­czał się cy­borg.

Zanim zdą­żył po­ra­dzić sobie ze skru­pu­ła­mi i przy­po­mnieć, czy od­po­wied­ni na­rząd nie jest przy­pad­kiem me­ta­lo­wy, psio­nicz­ka, z gra­cją prze­jeż­dża­ją­ce­go przez umysł walca, wy­ci­szy­ła jego roz­ter­ki. Or­ga­nicz­ny, wzmac­nia­ny ela­sty­ta­nem, zdą­żył jesz­cze po­my­śleć…

 

– Zedi, wię­cej mocy na tar­cze! – krzy­czał Ma­lo­gan.

– Dałem już wszyst­ko, resz­ta idzie w sil­ni­ki, jeśli zro­bię trans­fer, nie damy rady robić uni­ków – usły­szał w od­po­wie­dzi.

– Chło­pie, ba­rie­ra whi­sky-mózg ci się roz­sz­czel­ni­ła? Czy w kok­pi­cie jest pilot?

– Nie.

– To kto miał­by robić te cho­ler­ne uniki?! I tak tra­fia w nas osiem­dzie­siąt pro­cent tego, czym walą, dużo go­rzej nie bę­dzie. Za to, jeśli nie wzmoc­nisz tarcz, za chwi­lę nie będą mieli do czego ce­lo­wać. Ja tra­fi­łem dwóch, Nils jed­ne­go, nie damy rady za­ła­twić wszyst­kich. Kaila nie może użyć EMP, bo mają wła­sną, wy­so­kiej klasy, SI, więc móż­dży teraz na peł­nych ob­ro­tach, jak nas z tego wy­cią­gnąć. Mu­si­my dać jej wię­cej czasu.

– Zrób ten trans­fer, Zed – ode­zwa­ła się Kaila. – Mam jeden zwa­rio­wa­ny po­mysł. Szan­se po­wo­dze­nia, sześć­dzie­siąt pro­cent.

– Ha­zard, to lubię – stwier­dził łowca na­gród.

 

Po­mysł rze­czy­wi­ście wy­da­wał się sza­lo­ny. Nadal nie znali sedna me­cha­ni­zmu prze­sko­ków Leo, ale Kaila, po wy­ko­na­niu skom­pli­ko­wa­nych ob­li­czeń uzna­ła, że w sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach jest w sta­nie je kon­tro­lo­wać. Plan był taki: Nils obej­mu­je stwo­ra, Ma­lo­gan za­chę­ca go do te­le­por­ta­cji, a Kaila prze­kie­ro­wu­je punkt do­ce­lo­wy do ma­szy­now­ni lot­ni­skow­ca. Nils rzuca gumą do żucia w ge­ne­ra­to­ry i na­stę­pu­je ani­hi­la­cja ma­te­rii z an­ty­ma­te­rią. W mo­men­cie eks­plo­zji te­le­por­tu­ją się z po­wro­tem. Słabe punk­ty były dwa. Za­ło­że­nie, że ku­dłacz sam z sie­bie do­ko­na prze­sko­ku w mo­men­cie za­gro­że­nia i kwe­stia uciecz­ki Gaw­ro­nem z za­się­gu fali ude­rze­nio­wej.

– Po­do­ba mi się ten mo­ment, kiedy Nils rusza na sa­mo­bój­czą misję, a ja zo­sta­ję na miej­scu – skwi­to­wał za­mysł ope­ra­cji na­jem­nik. 

– To musi być on,  przy tobie Leo myśli tylko o za­ba­wie – po­wie­dzia­ła Kaila.

– Mamy dzie­sięć pro­cent tarcz. Jeśli chce­cie co­kol­wiek robić, zrób­cie to teraz – głos Ze­die­go nie brzmiał we­so­ło.

 

Po­szy­cie ka­dłu­ba stat­ku w nie­wiel­kim stop­niu tłu­mi­ło pie­kiel­ny wizg sil­ni­ków my­śliw­ców i tępe dud­nie­nie do­cho­dzą­cych do celu po­ci­sków. Zedi ner­wo­wo do­pi­jał wła­śnie drugą szkla­necz­kę whi­sky. Spoj­rzał na od­czy­ty, osiem pro­cent tarcz. Nalał sobie ko­lej­ną szklan­kę. Co, do cho­le­ry, dzie­je się z Ben­nem i Eiko? 

 

– Może włą­czyć opcję wi­bra­cji? – cy­borg po­wo­li się roz­krę­cał.

– Po­pro­szę.

 

Nils i Leo byli go­to­wi do prze­sko­ku, a Ma­lo­gan wła­śnie przy­mie­rzał się do ła­sko­ta­nia stwo­ra.

– Za­cze­kaj­cie chwi­lę. Od­bie­ra­my prze­kaz z lot­ni­skow­ca, daję wam na mo­ni­tor.

– Tu ko­man­dor Max Ben­son z Ko­men­dy Żan­dar­me­rii Ga­lak­tycz­nej Kwa­dran­tu S-45. Macie pięć pro­cent tarcz, pod­daj­cie się.

– Naj­pierw ata­ku­je­cie z za­sko­cze­nia, a teraz strach ob­le­ciał, co, dra­niu?! – nadał w od­po­wie­dzi Ma­lo­gan.

– Pro­po­nu­ję, że­by­ście od­wo­ła­li eska­drę i sami się pod­da­li – dodał znie­cier­pli­wio­ny Nils. – Nie mam ocho­ty na taką rzeź, ale w prze­ciw­nym razie znisz­czy­my pań­ski sta­tek.

– Bez żar­tów, nie macie zdol­nej do tego broni.

– Nie wie­cie co mamy – od­po­wie­dział pilot. – Za­pew­ne ścią­gnę­ła was tutaj za­war­tość na­szej ła­dow­ni. Jest jasne, że nie zdo­by­li­by­śmy tego, dys­po­nu­jąc kon­wen­cjo­nal­ny­mi środ­ka­mi. Ma pan ostat­nią szan­sę, żeby ura­to­wać za­ło­gę, ko­man­do­rze. Przy­po­mi­nam, że koń­czą nam się tar­cze.

 

Ben­son nie dał się prze­ko­nać. A może ra­czej, w jego, ty­po­wo mi­li­ta­ry­stycz­nym, re­per­tu­arze za­cho­wań nie mie­ści­ła się ka­pi­tu­la­cja przed nędz­nym frach­tow­cem. Nils miał już szcze­rze dość za­bi­ja­nia, ale umie­ra­nie uśmie­cha­ło mu się jesz­cze mniej. Ucze­pił się Leo, te­le­por­to­wał na lot­ni­sko­wiec i ci­snął gumę. Ku­dłacz szczę­śli­wie zdą­żył zro­bić prze­skok po­wrot­ny. Ka­me­ry po­ka­zy­wa­ły ogrom­ną, bez­dź­więcz­ną eks­plo­zję i chmu­rę zjo­ni­zo­wa­nych czą­ste­czek, pę­dzą­cych w ich stro­nę. Nils, wie­dząc, że nie zdąży do­trzeć do kok­pi­tu, na­tych­miast wy­wo­łał awa­ryj­ny, wir­tu­al­ny pul­pit ste­row­ni­czy, włą­czył sprzę­że­nie i… Przy­po­mniał sobie o czymś jesz­cze. 

 

Zedi leżał w kok­pi­cie, błogo na­pru­ty i pół­świa­do­my tego, co dzia­ło się wokół. Ma­lo­gan uśmiech­nię­ty pa­trzył na ko­smicz­ne fa­jer­wer­ki, ser­wo­wa­ne na ekra­nach w kilku sma­kach, w za­leż­no­ści od uży­te­go fil­tru widma. Nic tu wię­cej nie zdzia­ła. Po­sta­no­wił wresz­cie się od­prę­żyć. Po dro­dze do swo­jej ka­bi­ny, zaj­rzał do sali od­praw, gdzie za­stał in­te­re­su­ją­cą scen­kę ro­dza­jo­wą. Przy­glą­dał się przez chwi­lę. Tę po­zy­cję na­zy­wa­ją chyba “na jeźdź­ca apo­ka­lip­sy”, uznał.

– Można się przy­łą­czyć?

Nagle we wszyst­kich gło­śni­kach roz­legł się “Lot trzmie­la” Rim­skie­go-Kor­sa­ko­wa i głos Nilsa.

– Ko­cha­na za­ło­go, za­czy­nam przy­spie­sza­nie z prze­cią­że­niem osiem­dzie­siąt g. Dla wa­szej wy­go­dy i bez­pie­czeń­stwa na wszyst­kich po­kła­dach zo­sta­ną włą­czo­ne po­dusz­ki si­li­ko­no­wo-po­wietrz­ne. Ży­czy­my przy­jem­nej po­dró­ży.

– O kurw… – zdą­żył wy­krztu­sić Ma­lo­gan, zanim szczel­nie za­kle­iły go pącz­ku­ją­ce ba­lo­ni­ki.

 

Gaw­ron za­koń­czył ha­mo­wa­nie z prze­cią­że­niem pięć­dzie­siąt g. Przez jakiś czas, ciszę  na po­kła­dzie za­kłó­ca­ło tylko do­bie­ga­ją­ce z kok­pi­tu chra­pa­nie.

 

– To twoja noga na moich ple­cach? – spy­ta­ła w końcu Eiko.

– He whem. Hy­ly­ko­no­wa po­duh­ka bho­ku­he mi hen­ho­ry.

– To nie jest po­dusz­ka – wy­sy­cza­ła wście­kła i nieco obo­la­ła psio­nicz­ka. Syn­ty­tan miał nie­za­prze­czal­ne plusy. Figle mogły trwać bar­dzo długo. Miał też mi­nu­sy. Figle mogły trwać bar­dzo długo.

– Jakby nie mógł po­rząd­ne­go spa­ce-blu­esa pu­ścić – na­rze­kał, wy­swo­bo­dzo­ny już na­jem­nik. – Czuję się zgwał­co­ny tym Kor­sa­ko­wem.

– Ho ty po­whesz – dud­nił spod po­du­szek głos Benna.

– Ma­lo­gan, wyjdź ła­ska­wie i po­zwól damie i dżen­tel­me­no­wi do­pro­wa­dzić się w spo­ko­ju do cy­wi­li­zo­wa­ne­go stanu – wtrą­ci­ła się Kaila.

– Chwi­la, tylko cyknę fotę na… A nie. Cze­kaj. Je­stem małym fu­trza­nym gry­zo­niem, muszę biec przed sie­bie, aż walnę głową w ścia­nę. Czyn­ność po­wtó­rzyć. 

– Dzię­ki, Kaila, ale jak wi­dzisz po­tra­fię o sie­bie za­dbać. Szko­da, że po­tra­fię kon­tro­lo­wać umysł, a nie to dru­gie, czym oni myślą, za chwi­lę na­ba­wię się od­ci­sków – wes­tchnę­ła Eiko.

 

Tym­cza­sem, w po­bli­skiej (no, bez prze­sa­dy, w pip jed­no­stek astro­no­micz­nych dalej) prze­strze­ni ko­smicz­nej, po­rucz­nik Torn Egil z żan­dar­me­rii ra­ka­tań­skiej od­pa­lił awa­ryj­ny sil­nik swo­je­go my­śliw­ca. Frach­to­wiec ma­ja­czył mu gdzieś na kra­wę­dzi za­się­gu ra­da­ru. Pilot włą­czył ciąg i po­wo­li ru­szył w stro­nę więk­sze­go stat­ku. Nie po­wi­nien mieć po­wo­dów do na­rze­ka­nia, jako je­dy­ny prze­żył, a Ben­son nie bę­dzie miał oka­zji do opie­prze­nia go za nie­uda­ną akcję. Czuł jed­nak pewne obawy, bo za­ło­ga Gaw­ro­na wy­da­wa­ła się bandą świ­rów na miarę Hansa Gór­skie­go, dyk­ta­to­ra nie­sław­ne­go Im­pe­rium Wiel­kiej Po­lo­nii sprzed kilku wie­ków. Do cho­le­ry, oni tam mieli usta­wo­wy nakaz dzień w dzień jeść bigos, pić wódkę i od­ma­wiać no­wen­nę. A obo­wią­zek no­sze­nia wąsów, nawet u ko­biet i dzie­ci? To tam, czy na pla­ne­cie kra­sno­lu­dów? Torn wzdry­gnął się. No nic. Prze­żył dwie żony, trzy kam­pa­nie wo­jen­ne i epi­de­mię po­stę­pu­ją­cej leu­ko­en­ce­fa­lo­pa­tii wie­lo­ogni­sko­wej, po­łą­czo­nej z wście­kli­zną, na Lu­pu­sie. Praw­do­po­dob­nie prze­ży­je i to.

 

***

 

Jak rozpętałem Drugą Wojnę Galaktyczną

 

– Zbli­ża się do nas ra­ka­tań­ski my­śli­wiec – zgło­si­ła Kaila.

– Znowu? – zdzi­wił się Nils.

– Ma uszko­dzo­ne sil­ni­ki, chce się skon­tak­to­wać.

– Za­po­daj.

– … Tu po­rucz­nik Torn Egil z Żan­dar­me­rii Ra­ka­tań­skiej. Nie mam broni. Pro­szę o zgodę na te­le­por­ta­cję.

– I po co nam jesz­cze jedna gęba do wy­kar­mie­nia? – Do kok­pi­tu zaj­rzał Ma­lo­gan.

– Nie wiem, ale trze­ba po­za­mia­tać ła­dow­nię – przy­po­mniał pilot. – Jeśli bę­dzie spra­wiał pro­ble­my, Lejek te­le­por­tu­je go na jakąś miłą ko­me­tę.

– Jak się tak za­sta­no­wić, to mam całą skrzy­nię broni do wy­czysz­cze­nia. Dobra, Kaila, wpuść tego asa prze­stwo­rzy i za­mknij na razie w ma­ga­zy­nie.

– Ma­lo­gan? – ode­zwał się Nils.

– To praw­da, co plot­ku­ją drony? O Ben­nie i Eiko?

– Nie­ste­ty, mam in­for­ma­cje z pierw­szej ręki, że tak. Jeśli cię to po­cie­szy, bla­sza­ny drwal nie czuje się z tym naj­le­piej, cho­ciaż to był jej po­mysł.

– Idę prze­słu­chać tego ra­ka­tań­skie­go gnoj­ka – Nils pod­niósł się sztyw­no z fo­te­la.

– Nie sza­lej, kow­bo­ju. To nie jego wina, że…

– Że, co?! Że tylko cudem nie wy­strze­la­li nas jak kacz­ki?! – wrza­snął pilot. Ma­lo­gan mil­czał. Do­sko­na­le wie­dział, że wojna rzą­dzi się swo­imi pra­wa­mi. Jeśli ktoś miał­by prawo do wy­sta­wia­nia mo­ral­nych ocen, to na pewno nie on. Tylko, że to, do dia­bła, nie była wojna. Chyba.

 

Zedi uznał, że naj­wyż­szy czas zna­leźć od­po­wie­dzi na kilka pytań. Wy­da­rze­nia na­bie­ra­ły coraz więk­sze­go tempa, jakby Gaw­ron do­stał się w stru­mień ta­chio­nów. Zedi kiep­sko to­le­ro­wał nie­okre­ślo­ność. Kaila miała na Yone do­stęp do wszyst­kich sieci, nie­moż­li­we, żeby nie do­wie­dzia­ła się cze­goś o Iwie. Ko­smi­ta od­pa­lił trój­wy­mia­ro­wą bazę da­nych, grafy po­moc­ni­cze i włą­czył syn­chro­ni­za­cję z cy­ber­prze­strze­nią.

 

Nils pa­trzył na po­rucz­ni­ka żan­dar­me­rii.

– Mam tu taką małą, la­se­ro­wą za­baw­kę i pod­po­wiem, że nie za­mie­rzam robić ci de­pi­la­cji. Na­no­bo­ty na­pra­wia­ją wła­śnie sil­ni­ki two­je­go skor­pio­na, ale zanim od­le­cisz, tro­chę się za­ba­wi­my.

– Nie mu­sisz tego robić. Po­wiem wszyst­ko, co chcesz wie­dzieć.

– Masz rację, nie muszę – Nils uśmiech­nął się smęt­nie i ak­ty­wo­wał ru­bi­no­wy mul­ti­pli­ka­tor. – Wo­lisz wszyst­ko po­wie­dzieć przed­tem, czy potem?

 

Egil mknął z powrotem na Rakatan. Napęd skorpiona nie był stworzony do takich dystansów, więc miał sporo czasu na przemyślenia. Pilot przecenił swoje predyspozycje do okrucieństwa. Skończyło się na tym, że rzucił laser, przyczepił Egilowi tarczę do napierśnika i pobawił się rzutkami grawitonowymi. Mięczak. Najbardziej w tym wszystkim ucierpiała, duma porucznika. Na Rakatanie wasalna hierarchia i honor były wszystkim. Takie ośmieszenie. Wolałby już chyba, żeby ten gnojek pociął go laserem. No nic, jeszcze za to zapłaci. I bę­dzie to trwa­ło zde­cy­do­wa­nie dłu­żej niż piętnaście minut rzucania do celu.

 

– Wy­ży­łeś się na jeńcu, okej. Nie ty pierw­szy i nie ostat­ni. Ale żeby po tym wszyst­kim go wy­pu­ścić, to już, nie wiem, jakim trze­ba być de­bi­lem – po­wie­dział na­jem­nik.

– Nie pa­su­je ci, to zjeż­dżaj z mo­je­go stat­ku.

– Bo co, zmu­sisz mnie? – W dło­niach Ma­lo­ga­na z me­ta­licz­nym klik­nię­ciem po­ja­wi­ły się ostrza. – Masz ocho­tę na dzie­cin­ną au­to­de­struk­cję, to usiądź w ką­ci­ku i po­wbi­jaj sobie szpi­lecz­ki, albo wszyj la­tar­kę w pe­ni­sa. Igrasz na­szym ży­ciem, Po­lacz­ku.

Nils pod­niósł lufę bla­ste­ra. Zanim zro­bił coś wię­cej, Ma­lo­gan był już przy nim, trzy­ma­jąc ostrze przy jego gar­dle.

– Może po­tra­fisz latać tym zło­mem i ra­dzisz sobie z nie­uzbro­jo­ny­mi ko­le­sia­mi, ale nie z każ­dym warto za­dzie­rać. Do­tar­ło? – Nils po­ki­wał głową. – To zo­sta­wię cię teraz sa­me­go, żebyś prze­my­ślał swoje błędy. Wpraw­dzie mamy na po­kła­dzie troje ofiar losu z de­pre­sją, ale ja się słabo na­da­ję na niań­kę. Zwłasz­cza, kiedy mamy cały, wkur­wio­ny Ra­ka­tan na gło­wie.

 

Po paru go­dzi­nach Nils sfa­stry­go­wał w końcu ura­żo­ną dumę. Zedi nadal tkwił w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści, a gdzie jest i co robi po­zo­sta­ła dwój­ka, nikt nie miał ocho­ty spraw­dzać. Ma­lo­gan odbył z Kailą i pi­lo­tem krót­ką na­ra­dę. Zde­cy­do­wa­li udać się na małą pla­ne­tę Job­bik, dom nie­wiel­kiej, upar­tej spo­łecz­no­ści, która re­gu­lar­nie wsz­czy­na­ła re­wol­ty prze­ciw Im­pe­rium Ra­ka­ta­nu. Swoje cią­głe ist­nie­nie Job­bi­ka­nie za­wdzię­cza­li tylko fak­to­wi, że im­pe­rial­ni cały czas ofi­cjal­nie za­cho­wy­wa­li po­zo­ry sto­so­wa­nia się do Kon­wen­cji Sy­riu­sza. Po­dob­no nie ani­hi­lo­wa­li ca­łych świa­tów. Za­prze­czał temu pas aste­ro­id w kwa­dran­cie R-78, krą­żą­cych w miej­scu or­bi­ty nie­gdy­siej­szej pla­ne­ty Na­ga­sa­ki. Nazwa oka­za­ła się pe­cho­wa, ale więk­szym pe­chem było pe­ry­fe­ryj­ne po­ło­że­nie. Job­bik był zbyt bli­sko głów­nych szla­ków han­dlo­wych, żeby prze­szedł taki numer. No i tu­byl­cy mieli jesz­cze jeden nie­za­prze­czal­ny atut. Tylko u nich było od­po­wied­nie widmo świa­tła i gleba, żeby upra­wiać naj­lep­szy ga­lak­tycz­ny fur­mint.

 

– Nie ma opcji, że­by­ście do­sta­li zgodę na lą­do­wa­nie, trwa blo­ka­da – oświad­czył sucho jakiś urzęd­nik. – W po­bli­żu zo­stał znisz­czo­ny lot­ni­sko­wiec Im­pe­rium.

– No zo­stał. Po tym jak roz­wa­li­li­śmy im ge­ne­ra­to­ry, to cał­ko­wi­cie nor­mal­ne. My­śla­łem, że nie pa­ła­cie mi­ło­ścią do Ra­ka­ta­nu? – od­po­wie­dział Ma­lo­gan.

– Żar­tu­jesz sobie, han­dla­rzu? Jakiś…

– Nie han­dla­rzu, i nie tym tonem, bo się po­gnie­wam i przy­pa­li­my wam parę sta­cji or­bi­tal­nych. Frach­tow­ców Kon­wen­cja nie obo­wią­zu­je. Uprze­dza­jąc twoje pi­to­le­nie, wy­sy­łam wam na­gra­nie z na­szych kamer.

 

Eiko sie­dzia­ła na łóżku w swo­jej ka­ju­cie i my­śla­ła. Stra­ci­łam cnotę z cy­bor­giem, oj­ciec mnie za­bi­je. Matka mnie wy­dzie­dzi­czy. Tylko dzia­dek prze­sta­nie mę­dzić o sta­ro­pa­nień­stwie, marne po­cie­sze­nie. Jak on w ogóle mógł tak mnie wy­ko­rzy­stać? To ma być ko­le­ga? Weź się w garść dziew­czy­no. Za­tłu­kłaś pół stat­ku łow­ców an­dro­idów. Tak. Eiko Ka­wa­sa­ki nie jest jakąś ró­żo­wą la­lu­nią, co to pła­cze nad każ­dym zła­ma­nym pa­znok­ciem. Wszyst­ko przez za­mknię­cie w tej ko­smicz­nej pusz­ce, z bandą wa­ria­tów. Leo za­skro­bał cicho do drzwi. Jak długo się nim nie zaj­mo­wa­ła? Już sły­sza­ła te zło­śli­wo­ści Nilsa: “nie dość, że sier­ściuch za­faj­dał pół ła­dow­ni, to jesz­cze wsko­czy­łaś do łóżka pierw­sze­mu, na­po­tka­ne­mu ja­jo­gło­we­mu z wi­bra­to­rem w siu­sia­czu, pod­czas gdy ja ra­to­wa­łem wasze dup­ska”. Spoj­rza­ła na ekra­ny. Wy­glą­da na to, że Gaw­ron lą­du­je. Wyjdę z Le­onar­dem na spa­cer, świe­że po­wie­trze do­brze mi zrobi, za­de­cy­do­wa­ła.

 

Zedi w szyb­kim tem­pie ze­sta­wiał zna­le­zio­ne dane i frag­men­ty ko­re­spon­den­cji ze stat­ku łow­ców. W kilku przy­pad­kach kon­sul­to­wał się z Kailą. Nie ro­zu­miał, dla­cze­go jesz­cze sama tego nie usys­te­ma­ty­zo­wa­ła. Mar­gi­tia­nin, po nitce do kłęb­ka, do­tarł do za­po­mnia­ne­go pro­jek­tu ba­daw­cze­go. Jacyś me­ga­lo­mań­scy na­ukow­cy pró­bo­wa­li stwo­rzyć elek­tro­nicz­ne­go Boga. Niby stan­dard, banał i kli­sza. Tyle, że tym mą­dra­lom na­praw­dę coś wy­szło. Cały ośro­dek szlag tra­fił pod­czas ja­kiejś eks­plo­zji, ale Zedi był prak­tycz­nie pe­wien, że przed­tem po­wo­ła­no tam do życia jakiś byt. Ułom­ne cy­ber­bó­stwo, ska­żo­ne zbyt dużą dozą czło­wie­czeń­stwa. Ko­smi­ta za­kła­dał, że tym bó­stwem była Iwa, która nie kie­ro­wa­ła się żadną pod­nio­słą, uni­wer­sal­ną mo­ral­no­ścią i miała swoje wła­sne cele. Nie­ko­niecz­nie złe, ale po­twier­dzi­ło się, że to ona na­sła­ła na nich bandę na­jem­ni­ków, choć Zedi nadal nie ro­zu­miał, po co. Odłą­czył się od VR i sta­nął na gło­wie. Na razie wy­star­czy. Wie­dział, że jest bli­sko sedna za­gad­ki, ale resz­ta mogła tro­chę po­cze­kać.

 

Benn dłu­bał przy czymś w ma­szy­now­ni. Nie po­dej­rze­wał się dotąd o zdol­ność do gwał­tow­nych re­ak­cji emo­cjo­nal­nych, w końcu nawet nie miał już nie­któ­rych gru­czo­łów. Tym­cza­sem jego mi­kro­prze­twor­ni­ki hor­mo­nów do­tar­ły do ścia­ny, a cy­borg nadal czuł się winny. Niech to szlag. War­to­ści pa­ra­me­trów na ze­ga­rach wska­zy­wa­ły, że frach­to­wiec lą­du­je. Benn wes­tchnął i po­sta­no­wił roz­pro­sto­wać kości.

 

Gaw­ron sia­dał na pły­cie pry­wat­ne­go lą­do­wi­ska ro­dzi­ny kró­lew­skiej, w sto­li­cy pla­ne­ty Job­bik. Eiko bie­gła do głów­nej śluzy. Wy­cho­dząc z cia­sne­go, pro­wa­dzą­ce­go do niej łącz­ni­ka, zde­rzy­ła się głową z cy­bor­giem. Spoj­rze­li na sie­bie z mie­sza­ni­ną urazy i za­kło­po­ta­nia. W tej samej chwi­li otwo­rzył się głów­ny luk. Za­do­wo­lo­ny Leo, czu­jąc cie­płe pro­mie­nie słoń­ca, po­kłu­so­wał non­sza­lanc­ko do wyj­ścia. Za­sko­czo­na para nie zdą­ży­ła usu­nąć się z drogi i cała trój­ka stur­la­ła się na czer­wo­ny dywan, two­rząc dzi­wacz­ne kłę­bo­wi­sko koń­czyn, futra i me­ta­lu.

– Widzę, że nie wy­pró­bo­wa­li­ście jesz­cze wszyst­kich po­zy­cji, nie prze­szka­dzaj­cie sobie – rzekł Nils, prze­stę­pu­jąc obok nich. Za nim wy­szedł roz­ba­wio­ny Ma­lo­gan i obaj wkro­czy­li w ho­no­ro­wy szpa­ler nor­ków, eli­tar­nych, cy­ber­me­cha­nicz­nych gwar­dzi­stów Kró­le­stwa. Ru­szy­li dalej, w stro­nę, ocze­ku­ją­cych na scho­dach pa­ła­cu, króla i mło­dej księż­nicz­ki Virag.

– Wi­ta­my bo­ha­te­rów Ko­ro­ny – za­grzmiał jo­wial­nie Istvan III Wdały.

– Wasza Wy­so­kość. Pani – Nils ski­nął głową. Ma­lo­gan wy­szcze­rzył się tylko i pu­ścił oko do księż­nicz­ki.

– Jak tylko wasi przy­ja­cie­le do­łą­czą, za­pra­sza­my na ucztę na waszą cześć.

 

Robi wra­że­nie ten pa­ła­cyk, stwier­dził Ma­lo­gan. Osu­szył już dwie bu­tel­ki naj­przed­niej­sze­go to­ka­ju i wciąż nie miał dość. Ota­cza­ją­cy ich prze­pych był nie­sa­mo­wi­ty. Na­jem­nik my­ślał dotąd, że taki wy­strój jest nie­mod­ny od kilku ty­siąc­le­ci. Wszę­dzie złoto, mar­mu­ry, ozdob­ne włók­no wę­glo­we, go­be­li­ny, gro­no­sta­je i pełno in­nych tka­nin, me­ta­li, tu­dzież naj­droż­szych ekra­nów ho­lo­gra­ficz­nych. Mu­siał przy­znać, że księż­nicz­ka, re­zul­tat setek lat per­fek­cyj­nej se­lek­cji ge­ne­tycz­nej, pre­zen­to­wa­ła się wśród tego splen­do­ru osza­ła­mia­ją­co. Eiko wy­glą­da­ła przy niej jak szara mysz­ka. Jak na złość, Virag nie mogła od­kle­ić się od Nilsa.

– Ka­pi­ta­nie, jak wła­ści­wie udało wam się znisz­czyć lot­ni­sko­wiec tych prze­klę­tych Raków? – szcze­bio­ta­ła wła­śnie.

– No, siek­ną­łem w ge­ne­ra­to­ry gumą balo… Ehem – po­pra­wił się Nils, usły­szaw­szy w słu­chaw­ce pod­po­wiedź Kaili. – Do­ko­na­łem aty­po­wej te­le­por­ta­cji i in­du­ko­wa­łem re­ak­cję ani­hi­la­cji ma­te­rii za po­mo­cą nie­wiel­kie­go ar­te­fak­tu od­dzia­łu­ją­ce­go gra­wi­ta­cyj­nie.

Żar­cie i na­pit­ki były zna­ko­mi­te, ale słu­cha­nia tych bzde­tów Ma­lo­gan miał de­fi­ni­tyw­nie dość.

– Prze­pra­szam, pa­nien­ko. Muszę iść, spraw­dzić, czy ro­we­ry stoją – uspra­wie­dli­wił się przed ary­sto­krat­ką, sie­dzą­cą obok i brzę­czą­cą mu do ucha coś w ro­dza­ju “gu­lasz, wcip­ta­lasz, a Ma­dzię nie­ma­szjaksz”.  Po dro­dze do to­a­le­ty za­uwa­żył jesz­cze kłó­cą­cych się o coś Benna i Eiko. Do­tarł na miej­sce i uczy­nił swą po­win­ność.

– Po co piłeś tyle wina, le­jesz sobie na buty. – Pod­sko­czył, sły­sząc w uchu głos Kaili.

– Po­dob­no w daw­nych cza­sach lu­dzie mieli szan­sę na odro­bi­nę pry­wat­no­ści w to­a­le­cie – burk­nął w od­po­wie­dzi.

– Jak skoń­czysz, zaj­rzyj do al­ko­wy obok, czeka tam Zedi, jest mały nius.

 

– …W skró­cie wy­glą­da to tak: Ra­ka­tan wy­stą­pił do Job­bi­ku o wy­da­nie ter­ro­ry­stów,  na co Job­bik od­po­wie­dział, że “Raki nie są godne czy­ścić butów bo­ha­te­rom Ko­ro­ny”. Im­pe­rium wy­po­wie­dzia­ło wojnę, Kró­le­stwo z ra­do­ścią przy­ję­ło pro­po­zy­cję. I naj­lep­sze na ko­niec, Istvan nie wy­obra­ża sobie floty bez was w gro­nie ści­słe­go do­wódz­twa – skoń­czy­ła Kaila.

– Ści­słe do­wódz­two, to ci ko­le­sie, co sie­dzą sobie w szta­bie, palą cy­ga­ra, chla­ją wino i de­cy­du­ją, która eska­dra ma na­stęp­na iść na od­strzał? – upew­niał się Ma­lo­gan.

– Nie we flo­cie Ar­pa­dów. Tutaj to ci ko­le­sie, któ­rzy na okrę­cie fla­go­wym pro­wa­dzą ar­ma­dę do boju.

 

Pan­cer­nik Ste­fan Ba­to­ry prze­ci­nał ma­je­sta­tycz­nie pełną ciem­nej ma­te­rii i ener­gii prze­strzeń, dla nie­po­zna­ki zwaną ko­smicz­ną próż­nią. Okręt ota­cza­ła flo­tyl­la jed­no­stek wszel­kich klas i roz­mia­rów. Cał­kiem duża flo­tyl­la, tym nie­mniej w Ra­ka­ta­nie nie wy­star­czy­ła­by do wy­po­sa­że­nia od­dzia­łu Żan­dar­me­rii, wy­zna­czo­ne­go do pa­tro­lo­wa­nia jed­ne­go sek­to­ra Im­pe­rium. Virag była naj­sek­sow­niej­szą dziew­czy­ną, jaką Nils wi­dział w życiu i był bar­dziej niż pe­wien, że w przy­pad­ku zwy­cię­skie­go po­wro­tu, do­sta­nie Kró­le­stwo i co naj­mniej po­ło­wę księż­nicz­ki, a jed­nak… My­ślał tylko o tym, gdzie tu, do cho­le­ry są kap­su­ły ra­tun­ko­we i czy in­struk­cja ich ob­słu­gi jest na­pi­sa­na w uni­dia­lek­cie.

– Udało nam się zbli­żyć nie­po­strze­że­nie do oj­czy­ste­go ukła­du wroga, wi­ce­ad­mi­ra­le. Jakie roz­ka­zy? – spy­tał nork przy­dzie­lo­ny mu jako ad­iu­tant. Nils ode­tchnął głę­bo­ko. Nie dzi­wił się, że udało im się zbli­żyć, kto spo­dzie­wał­by się ta­kie­go sa­mo­bój­cze­go ataku?

– Strze­lać, ma­jo­rze. Strze­lać ze wszyst­kie­go, co mamy, przez kwa­drans. A potem, za­rzą­dzić od­wrót i niech Świę­ty Ste­fan ma nas w swo­jej opie­ce. 

– Muszę przy­znać, że prze­sze­dłeś długą drogę od tej nie­szczę­śli­wie za­ko­cha­nej, roz­trzę­sio­nej pipy, jesz­cze parę ty­go­dni temu – stwier­dził kontr­ad­mi­rał Ma­lo­gan. – Na pewno nie do­wo­dzi­łeś nigdy flotą ko­smicz­ną? My­ślisz, że damy radę do­le­cieć z po­wro­tem?

– Jeśli nasz ko­chaś z po­mo­cą Lejka, wy­ko­na swoją część za­da­nia, widzę pewne szan­se.

 

Ko­man­dor Benn i Le­onard te­le­por­to­wa­li się w sy­pial­ni córki He­ge­mo­na Im­pe­rium. Zna­jąc ha­ła­śli­we uspo­so­bie­nie fu­trza­ka, cy­borg po­sta­no­wił dzia­łać szyb­ko i zde­cy­do­wa­nie. Pod­biegł do łóżka tak cicho, jak da się na me­ta­lo­wych sto­pach. Dziew­czy­na obu­dzi­ła się.

– Czy je­steś nowym na­łoż­ni­kiem z or­ga­nicz­no-syn­ty­ta­no­wy­mi czę­ścia­mi nie­sfor­ny­mi? – spy­ta­ła pół­przy­tom­nie.

Nie, nie, nie, nie, po­my­ślał Benn. Nigdy wię­cej, a przy­naj­mniej, ra­czej nigdy wię­cej przez naj­bliż­sze parę mie­się­cy. I dał jej w łeb.

 

***

 

Epilog

 

Wydarzenia toczyły się dosyć szybko. Pozostała część sił Rakatanu celowała już do floty Jobbiku z każdej dostępnej broni. Było tego kilkunastokrotnie więcej, niż potrzeba, aby cała “wielka armada” wyparowała. Wtedy Nils wysłał nagraną wiadomość. Na filmie widoczna była córka hegemona, mówiąca, co następuje:

– Ojcze, nie atakujcie. Mają mnie. Powiedzieli, że jeśli zestrzelicie choć jeden myśliwiec, utną mi to i owo, a potem rzucą na pożarcie temu potworowi. – Kamera przeniosła się na Leo, który pomachał uszami, mlasnął językiem i zaczął drapać się tylną łapą po karku.

– Jobbik proponuje negocjacje pokojowe na największym księżycu planety Al-Halamhahsz – kontynuowała dziewczyna. – Uda się tam dowódca floty z zastępcą i będą oczekiwać ciebie z dowolnym towarzyszem.

 

Księżyc Szakhmikrahsz był wielką kupą skał, pokrytych szarym regolitem. Nils i Malogan wylądowali w jednym z kraterów i usiedli na składanych fotelach.

– Leci ten tłuścioch, Hegemon – stwierdził najemnik, po pięciu minutach czekania.

– Oni są totalnie zhierarchizowani, a ja kompletnie nie znam się na negocjacjach, wiesz? – spytał Nils.

– Rozumiem, że to zaproszenie do kolejnego niekonwencjonalnego zagrania?

– Zakładam, że ten drugi to ochroniarz. Zajmij się nim, a ja obezwładnię grubasa, potem będzie pozamiatane.

 

Torn Egil wysiadł z lądownika, poprzedzając gramolącego się Hegemona. Malogan rzucił się na porucznika, jak tylko zbliżył się na kilka kroków, ale Rakatanin był przygotowany. Uchylił się, odskoczył, a nawet znalazł czas na przechwałki.

– Znam pięć różnych sztuk walki. Poddaj się, najemniku, bo skręcę ci kark.

– Ta? A ja znam Ryśka z Otwocka, któremu w żyłach krąży szkocka. – Malogan ruszył na przeciwnika, ale ten błyskawicznie uderzył go barkiem i poprawił sierpowym, aż zadzwoniło. Potem skoczył na ogłuszonego łowcę nagród, wyciągając nóż laserowy.

– Stój, Egil, mam Hegemona – usłyszał nienawistny głos pilota Gawrona. Przez chwilę wzrok przyćmiła mu czerwona mgła, ale zdołał się opanować. Zrozumiał, że przylatując tu popełnili największy błąd i przegrali. Porąbane rakatańskie tradycje. I tysiąc lat cywilizacji przemysłowej nie wykorzeni tych zabobonów… Nils przyjmował właśnie hołd od władcy Imperium. Żaden Rak nie tknie go teraz palcem, a jeśli Egil sam czegoś spróbuje, to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Szach i mat.

 

Iwa była ostro wkurwiona. No, może nie do końca. Byłaby naprawdę wściekła, gdyby była zdolna do odczuwania emocji. Zamiast tego odczuwała coś jakby zgrzytanie czasoprzestrzeni, łącznie z dodatkowymi, niepostrzeganymi przez nikogo, poza nią, zwiniętymi wymiarami.

– Cześć, chłopaki – odezwała się wreszcie do Nilsa i Malogana.

– Cześć – odparł zmęczony Nils, który już dawno uznał, że nic już bardziej go nie zaskoczy. – Co sprowadza w końcu mamuśkę marnotrawną?

– Koniec zabawy. Spieprzyliście robotę, zabieracie zabawki. Ja zaczynam od nowa, wy idziecie swoją drogą.

– Co takiego spieprzyliśmy? Uratowaliśmy Jobbik.

– Właśnie to. Wygraliście cholerną, przegraną wojnę. Plan był taki, że Rakatan odpala swoją wychuchaną, prototypową Banię Śmierci. Uruchamiają generator czarnych dziur, żeby zgładzić Madziarów. Oczywiście, walnęli się z dziesięć razy w obliczeniach, więc, zamiast tego, to ich cudna imperialna, stołeczna planeta ulega spagetyzacji. Mniejsza, dla mnie to bez znaczenia, ważna jest sama osobliwość. Mogę wiele, jak swego czasu zauważył nasz ulubiony zakapior, Malogan, ale nie jestem w stanie dostać się do środka istniejącej czarnej dziury. No a tutaj Raki włączają sprzęt i mam wszystkie współrzędne i parametry jak na dłoni. Znajduję się po właściwej stronie horyzontu zdarzeń, we właściwym czasie. Strugam sobie własny wszechświat, porządny towar, nie to, co to badziewie tutaj. Jakieś gigantyczne ustrojstwo pełne promieniowania jonizującego i wszelkiego innego zabójczego szajsu, w którym jakimś cudem udało wam się przetrwać. Powiedzieć wam dżołk? Wasza galaktyka jest jedyną, w której istnieje życie, sprawdzone naukowo, słowo harcerza. Po kiego grzyba reszta kosmosu? Zresztą nieważne, nie wyszło, spadam. Odstawiam was na statek, róbcie co chcecie. – Nils poczuł znajome mrowienie teleportacji i po chwili był już w sali odpraw Gawrona, razem z kompletem pozostałych członków załogi.

– Się rozgadała, jak na babę przystało, bogini, czy nie – skwitował monolog Malogan.

– Bożka – poprawił Zedi.

– Co? – nie zrozumiał najemnik.

– Takie zakończenia są u was teraz trendy, nie “-ini”. No wiesz, socjolożka, płetwonożka, te sprawy.

– A propos zakończeń – odezwał się Nils. – Dostanę połowę księżniczki Virag i całą jej planetę, do tego Imperium Rakatanu, jako drobny bonus. Zostawiam wam Gawrona z ładownią pełną brylantów, możecie wpadać na wakacje.

– Czy druga połowa księżniczki jest wolna? – spytał kontradmirał Malogan. – Nie tylko ty jesteś bohaterem Królestwa.

– Nie znam się na tych arystokratycznych niuansach, ale podejrzewam, że druga połowa Virag, pozostaje do dyspozycji Virag. Oczywiście zapraszam cię na uroczystość wręczenia wszelkich, należnych ci orderów.

– Wiem, musisz się ze mną ożenić i wszystko będzie cacy! – krzyknęła nagle Eiko, która siedziała zamyślona w kącie sali.

– Co? – rozległo się chóralnie.

– Mówi do ciebie, stary – Zedi zwrócił się do Benna. Zapadła cisza. W końcu cyborg westchnął głęboko.

– Posłuchaj dziewczyno. Prawie nic o tobie nie wiem, poza tym, że lubisz zwierzaczki i kolorowe wzorki na ścianach, strzelasz szybciej niż myślisz, a czasem bez pytania grzebiesz ludziom w głowie. Zwolnij tempo i dajmy sobie trochę czasu. Lećmy do mnie, okolica jest paskudna, ale mamy parę fajnych knajpek, gdzie grają przyzwoitego space bluesa. Tam ocenimy, czy ta zwariowana relacja rokuje dalsze nadzieje.

– No… – Eiko była trochę zaskoczona, że odbiera jej się inicjatywę.

– To załatwione – zatarł ręce Malogan. – Nils zostaje krwiożerczym dyktatorem i zgarnia księżniczkę, ja biorę ordery i resztę dam dworu. Dwa gołąbki fruną na Oxan. Aha, nie zapomnijcie zostawić mi mojej części ładunku. A reszta bandy podwórkowej naszej?

– Ja wracam do siebie. Pszenica się sama nie skosi. Wolę nawet nie myśleć jak Seba i Janusz zapuścili gospodarstwo. Kopsniesz jakiś stateczek, Hegemonie? – spytał Zedi.

– Jasne, Rysiu – zgodził się Nils. – Stateczek i eskortę Żandarmerii. A ty Kaila?

– Mam parę pytań do Iwy. I parę pomysłów jak ją znaleźć. Wrócę akurat na czas, żeby być druhną na waszych ślubach. Tylko nie rozwalcie galaktyki pod moją nieobecność. A właśnie, zdezaktywujcie rakatański generator osobliwości. – Wtem odezwał się brzęczyk Malogana.

– Przepraszam was na chwilę – powiedział najemnik. – Halo, tak? Klinika? Znów zapomniała? Dobra, już lecę. Słuchajcie, zmiana planów. Babcia zapomniała wziąć pigułkę i robi akcję typu “umieram, niech wszyscy się tu zbiorą”. Muszę z nią posiedzieć parę dni. – Wyszczerzył się w swoim ulubionym wrednym uśmiechu. – Pożyczę Batorego, Nils. Ziomale na Elliel z zazdrości dostaną apopleksji, kiedy wejdę na orbitę. Babcia zawsze chciała przelecieć się czymś takim.

 

Jak możecie się domyślić, Nils i Virag żyli długo, ale nie zawsze szczęśliwie. Małżeństwo po tygodniu znajomości? Nie próbujcie tego w domu. Rządzili jednak galaktycznym imperium, więc chyba nie powinni narzekać. Ja bym nie narzekał.

Benn i Eiko okazali się bardziej dobraną parą. Ona dała sobie spokój z psioniką, oddając się swoim dwóm pasjom – aranżacji wnętrz i zoologii. W praktyce oznaczało to zawalenie całego domu terrariami, co doprowadziłoby do szału każdego, poza cyborgiem. Benn po prostu wyregulował sobie poziom hormonów i zaczął pisać fraszki inspirowane ekscytacją partnerki, jak choćby ta:

“Małe kameleonki

Są fajniejsze od stonki

Mają kochańsze nóżki

Są lepsze jako podnóżki

Nie zżerają ziemniaków

Nie dorównuje im Kraków

Jest tylko jedna ich wada

Cały świat przy nich wysiada”.

Zedi wrócił na Margit, ale okazało się, że Seba i Janusz przechlali całą pszenicę,  więc, dostrzegając wolną niszę na rynku, postanowił zostać Buddą Siedmiorakiej Ścieżki Darmowej Whisky.

Malogan naprawdę bardzo chciał odstawić Batorego na Jobbik, ale był tylko człowiekiem. Bądźmy poważni, oparlibyście się pokusie zostania pierwszym w historii korsarzem, dowodzącym pancernikiem flagowym?

Kaila odnalazła Iwę i pomogła jest stworzyć nowy wszechświat. Podobno, pozbawiony niepotrzebnych przestrzeni, ludzi palących w windach i disco polo. Nikt jednak nie wie tego na pewno.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam. OK, te fragmenty, które nieźle pamiętałam, tylko przeskanowałam.

Mam wrażenie, że porządnie popracowałeś nad początkiem. A może wydał się mniej chaotyczny, kiedy już z grubsza wiedziałam, kto jest kto?

Fajny, zadziorny język.

powoli unosiło się  w górę.

Dość trudno unosić się w dół. Masz więcej podobnych pleonazmów.

– Na Vir-10 mają świetną obsługę sprzątającą,

Liczby w dialogach zapisujemy słownie. To chyba też się powtarza.

Babska logika rządzi!

Hmm, postaram się wykosić jutro te spazmy. Co do Vir-10 i innych tego typu nazw planet, czy sektorów galaktyki, to jakoś, za cholerę, mi to nie wygląda zapisane inaczej :/ . Przemyślę to jeszcze, ale nie wyobrażam sobie zapisania słownie, choćby nazwy tej planetoidy:

https://pl.wikipedia.org/wiki/(308635)_2005_YU55

 

Dzięki za punkt.

 

A zauważyłaś przy tym skanowaniu, że odciążyłem sumienie Nilsa w pamiętnej scenie z Egilem :P ? To chyba jedyna duża zmiana w stosunku do pierwotnych tekstów.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

No to wyobraź sobie, że musisz o tej planetoidzie opowiedzieć komuś przez telefon. Jakich dźwięków użyjesz?

Egil to ten jeniec? Jeśli tak, to zauważyłam.

Babska logika rządzi!

“Ta wielka kupa skał, o której rozmawialiśmy poprzednio”. Dobra już, dobra, pokombinuję nad tym, słowo harcerza. 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Tym razem od początku czytało się naprawdę dobrze, choć przypuszczam, że nie bez znaczenia pozostaje wcześniejsza lektura epizodów. To był dobry pomysł, żeby przygody załogi Gawrona zawrzeć w jednej, spójnej opowieści, a dobrej jakości humor i odpowiednia dawka abstrakcji sprawiły, że ostateczna wersja okazała się naprawdę satysfakcjonująca. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regino.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bailocie – Regulatorzy, Regulatorka, Reg, ale błagam, nie Regina!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Warto było, żeby “usłyszeć” Twoje błaganie :P , lecz, jak rzekł kruk – nervermore.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Dziękuję. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I to opowiadanie jest kolejnym elementem potwierdzającym, że wersje reżyserskie mogą być bardziej udane :) Żarty, które mi się poprzednio podobały, nadal śmieszą, a dołączyło do nich kilka nowych. Podsumowując: podobało się i jestem usatysfakcjonowany :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Thx, Man. Może ta banda kiedyś powróci w jakiś spin-offie czy tam innym sequelu. Na razie zasłużyli na trochę “normalnego” życia.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Zajebiste. 

Powaga, jedno z najzabawniejszych opowiadań, jakie tu czytałem. Jakbym czytał Douglasa Adamsa, tylko takiego polskiego, zcebulizowanego. Zcebulizowanego, bo czasem humor nie jest może najwyższych lotów… i dobrze, bo najwyższe loty kosztują, a takie normalne są dla każdego. Po ludzku mówiąc: mnie śmieszy. 

Czytałem wcześniej tylko jeden epizod i byłem dość wyrwany z kontekstu. Obcowanie z całością dało o wiele większą satysfakcję. 

Kupiła mnie już pierwsza linijka. Wiedziałem, że będzie dobrze. A pierwsze parsknięcie było już przy tym Sebastianie i Januszu. Potem od czasu do czasu kisłem. Od czasu do czasu, czyli nie trzy, cztery razy na tekst, jak to zwykle bywa. No kurna, Bailout, co ja Ci tu będę pierniczył, dałeś porządną rozrywkę. 

Szkoda, że niedocenioną. Ale z tym zaraz spróbuję coś zrobić. Na razie klik do biblioteki i kilka uwag.

Mam wrażenie, że największy chaos powstawał przy dialogach. Polecam Ci na przyszłość stosować się do niepisanej zasady, by w didaskaliach pisać tylko o osobie, która wypowiada daną kwestię. Np. tutaj:

– Może potrafisz latać tym złomem i radzisz sobie z nieuzbrojonymi kolesiami, ale nie z każdym warto zadzierać. Dotarło? – Nils pokiwał głową. – To zostawię cię teraz samego, żebyś przemyślał swoje błędy. Wprawdzie mamy na pokładzie troje ofiar losu z depresją, ale ja się słabo nadaję na niańkę. Zwłaszcza, kiedy mamy cały, wkurwiony Rakatan na głowie.

Powinieneś rozbić to na akapity, by “Nils pokiwał głową.” stanowiło osobną linijkę. Zrozumiałem, o co chodziło, ale wystarczy chwila nieuwagi, by uznać, że to Nils wypowiedział te słowa i w międzyczasie pokiwał głową.

W paru innych miejscach też mi się pierdzieliło, kto co mówi. Ale ogólnie bohaterowie byli rozróżnialni (i świetni!), nie miałem z nimi problemu. 

Były też nagłe przyspieszenia akcji, które mogą wprowadzać w poczucie zagubienia, ale mnie nie przeszkadzały. 

Mógłbyś jeszcze długo zachwalać. Ogólnie to się ubawiłem. PMS, HBO. Sprawdzę, czy rowery stoją. Podejście do zwierząt. I mnóstwo innych żartów. To wszystko dało kawał tekstu z jajem. 

Szkoda że to tak niedocenione opowiadanie. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzięki, Wodzu :D. Za przeczytanie, punkt i niepiórkową polecankę.

 

Czy ja wiem, czy szkoda i czy niedocenione? Są dobre recenzje osób, których zdanie bardzo cenię, i o których wiem, że mają wyrobiony smak. To niemało. Jeśli Twoje peany nie pomogą, to za jakiś czas przypomnę o tekście w “Wykopalisku”.

 

I jeszcze mały trailer. Biorę się na poważnie za pełną, pierwszą księgę wesołego “Tadzia” w wersji s-f. Mickiewicz wytyczył tu około tysiąca wersów i taki jest cel. Na razie mam około jednej piątej i planuję co najmniej nie schodzić poniżej poziomu swoich najlepszych tekstów. Do przeczytania wkrótce :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

A masz. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A dzięki :)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Czekam. Widać, że masz łeb i rękę do pióra. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Upside-Down Face on WhatsApp 2.19.62

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Taki był plan :)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Zrealizowany w stu procentach ;)

Przynoszę radość :)

Okazuje się, że kłamałem. Jednak korzystając z chwili czasu komentarz będzie dziś.

Bez sensu, żebyś czekał do soboty.

Więc tak. Tekst czytany w całości faktycznie mocno zyskuje na odbiorze. Żadne to w sumie zaskoczenie, bo i trudno “wmeldowując się” w połowę historii oczekiwać podobnego zrozumienia, jak w przypadku całości, ale na wszelki wypadek warto to odnotować.

Tekst jak napisałem, zyskuje na odbiorze, bo jest znacznie czytelniejszy i bardziej poukładany. Lepiej poznaję bohaterów, płynniej wchodzę w ich historię, więc i łatwiej mi ich odróżnić, a przy okazji docenić ich potencjał humorystyczny (rozbroił mnie ten Rysiek :D).

Fajnie, że postacie są zróżnicowane. Każda z nich ma ten wspomniany potencjał humorystyczny, a jednocześnie trudno odnieść wrażenie, że były tworzone stricte pod humor. To raczej Ty wyciskasz humor z bohaterów takich, jakimi są.

Zaczynasz od razu taką fajną wstawką humorystyczną o zacierze i później przez te blisko 70 000 znaków konsekwentnie trzymasz określony poziom. Nie ucieka Ci on nawet w momentach, gdzie sytuacje i zdarzenia są dosyć trywialne i gdzie naprawdę bardzo łatwo wpaść w zwykły, średnio atrakcyjny dla czytelnika rechot.

Humor budujesz bardzo ludzki, to jest na odniesieniach do rzeczywistości, na wykpiwaniu jej czasem poprzez bohaterów. Jest to manewr pozornie ryzykowny, bo wiadomo, że po czasie pewne odniesienia mogą stać się niezbyt aktualne, a przez to średnio dla czytelnika zrozumiałe. Tutaj jednak było takich stosunkowo mało.

Pojedynczych, najzabawniejszych zdań nawet przy tym nie przywołuję, bo było tego naprawdę sporo.

Sama historia bardzo lekka. Naprawdę rzadko który tekst o takiej długości pozwala przez siebie tak przemknąć. Opowiadanie przy tym nie męczy. Tak jak opowiadania humorystyczne +30 000 znaków często stają się w pewnym momencie zwyczajnie męczące, tak tutaj ten czynnik w żaden sposób nie działa. Przy końcowych fragmentach opowiadania bawiłem się równie dobrze jak i na początku.

Zresztą, najlepszy dowód, że wpadam już dzisiaj. Zakładałem, że będę sobie “dawkował” tekst po epizodzie czy dwa na dzień, ale tekst, jak już raz mnie dorwał to nie puścił.

Swoją drogą, to też fajna zaleta tekstu, bo można go sobie fajnie rozłożyć na kilka dni, bez ryzyka, że człowiek zagubi się w historii, zgubi jakiś wątek, itp. Przy tej długości to naprawdę ważny element.

Pochwał, jak widzisz, jest sporo i są one zasłużone. Czy jest to w taki razie opowiadanie wybitne? No pewno nie. Zacznę od tego zapisu dialogów, który mnie zatrzymywał. Co prawda, nie jest tu żadnym specjalistą, więc może wszystko jest ok, a tylko ja się niepotrzebnie czepiam, ale skoro już zacząłem:

– Temat dzisiejszej narady, jak widać, wybierał Nils – Benn rozpoczął zebranie, wskazując na główny ekran.

Tu na przykład zastanawiałem się, dlaczego nie ma kropki po Nilsie.

– Może włączyć opcję wibracji? – cyborg powoli się rozkręcał.

Tu z kolei myślałem, czy nie powinno być dużej litery.

Takich przypadków trochę w tekście było.

Nie jest to jednak coś, co mocno przeszkadza w lekturze. Raczej chciałem się pochwalić, że uważnie czytałem. ;)

A już konkretniej o tym, dlaczego opowiadanie nie jest wybitnie: Był tu mianowicie potencjał, żeby jeszcze wartość tego opowiadanie podnieść.

Tekst nazwałbym (w bardzo dużym uproszczeniu) formą kosmicznej humorystycznej przygodówki. Można tu było wpleść jakiś nietypowy motyw poznawczy. Humor pozwala nieco lżej podejść do tematu uwiarygadniania koncepcji (co nie oznacza oczywiście, że zupełnie je zignorować), ponadto można dzięki niemu tworzyć bardziej odpałowe wizje. I właśnie tego trochę tu brakło. Jakiejś zupełnie nietypowej wizji planety (wychodzącą nieco poza samą przygodówkę i pewne obśmiewanie rzeczywistości), albo nieznany przypadek w kosmosie. Słowem, nieco większą inwencję twórczą w tym względzie, dzięki której opowiadanie mocniej zapadłoby w pamięć. Coś jak “muszki” w “Niezwyciężonym”, albo ocean w “Solaris” tylko w wersji humorystycznej (i oczywiście mocno okrojonej), a niechby nawet i kosmiczne ziemniaki, bodaj z “Dzienników Gwiazdowych” (daruj, że przywołuję tylko Lema, ale jakoś tak od razu się nasunął).

Brakło mi też takiej mocniejszej i zdecydowanej próby przemycenia jakiejś nuty goryczy w tym wykpiwaniu rzeczywistości, która przecież przez tekst się przewija. Stałby się wtedy nieco głębszy.

Brakło więc tego i owego, ale też, co tu dużo ukrywać, nie jest to krytyka do końca szczera. I tak naprawdę pojawia się głównie dlatego, żeby niejako “uwiarygodnić” ten komentarz; żeby pokazać, że autor opinii jest z tekstu zadowolony mimo tych elementów, które można było dorzucić, nie zaś rzucający bezkrytycznie “ochami i achami”.

Bo to jest naprawdę bardzo dobry tekst. I myślę, że przy okazji bardzo niedoceniony. Strasznie trudno jest znaleźć takie opowiadania. Moim zdaniem obok “Dla dobra…” AQQ i “W świętym gaju…” Finklów to bez wątpienia najlepszy tekst humorystyczny, jaki miałem okazję tu czytać.

Dobra. Tyle.

Komentarz spisał, pozdrowił i poszedł.

P.S. Daruj ewentualne literówki i błędy w komentarzu, ale już brakło trochę czasu, żeby go dokładniej przejrzeć i wyczyścić.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

“Przepraszam, że list taki długi, ale nie miałem czasu go skrócić” XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ponownie wielkie dzięki za czas poświęcony na przeczytanie i skomentowanie, i za dobre słowo, cny CM-ie. Cóż mogę dodać? Ano może to, że faktycznie zabawne teksty są niedoceniane, no i co pan zrobisz. Może ludziom się wydaje, że to tak banalnie łatwe coś takiego napisać? Może, że jak nie wyciska łez, to nie jest wartościowe? Uważam, że w takich opowiadaniach przemycam sporo niegłupich prawd o rzeczywistości i niemało własnych doświadczeń. Lubię tak pisać, ale weź tu człowieku zdobądź w ten sposób piórko. No nie ma opcji, szybciej mi taką konwencję gdzieś puszczą drukiem. Dlatego daję sobie spokój lub eksperymentuję, z różnym skutkiem. Mało to geniuszy zostało docenionych po śmierci? ;D

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Dobrze się czytało, nie było ponure ale …

Ale co…?

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Nowa Fantastyka