- Opowiadanie: SzyszkowyDziadek - Lampiarnia

Lampiarnia

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Lampiarnia

Jak zwykle reklamy były głośniejsze od filmu.

– Czy ty też masz czasem ochotę się odkleić? – Zadudnił głos w telewizorze, nim zdążyłem ściszyć.

Na ekranie troje ludzi siedziało po turecku wokół niewielkiej lampki nocnej. Lampka włączała się i wyłączała w nieregularnych odstępach, powodując nieprzyjemne migotanie.

– Gdy chcesz się odkleić, to tak, jakbyś musiał podrapać się po nosie, ale miał związane ręce – odezwał się pierwszy z siedzących.

– Nie, nie do końca – sprzeciwił się drugi. – To tak, jakbyś chciał podrapać się po nosie, ale w ogóle nie miał rąk.

Lampka wyłączyła się na dłuższą chwilę.

– Też nie – odezwała się trzecia postać, ledwo widoczna na ciemnym ekranie. Potem znów się rozjaśniło. – Kiedy musisz się odkleić, to jak wtedy, gdy potrzebujesz podrapać się po nosie, ale nie masz… nosa!

Dalszy ciąg reklamy zagłuszył dzwonek telefonu.

– Halo? Klara? Coś się stało? – spytałem.

– Nie, ale coś mi wypadło i nie będę mogła pójść dzisiaj na kolację. – Głos Klary był cichy, ale bardziej niepokojący niż kojący.

– Co się stało? Jesteś chora? Źle się czujesz? – Na końcu języka miałem jeszcze pytanie “Znowu bierzesz?”, ale zdołałem się powstrzymać.

– Nie, wszystko dobrze – odpowiedziała szeptem.

– Pamiętasz o jutrzejszej wystawie? Halo?

– Tak, ale jutro też nie dam rady. Przepraszam.

– Co się z tobą ostatnio dzieje? – spytałem, nie starając się nawet ukryć zdenerwowania.

– Nic. Zaufaj mi – wyszeptała Klara i zakończyła połączenie.

Wtedy postanowiłem jej zaufać.

 

*

 

A następnego dnia postanowiłem ją śledzić.

Nie spodziewałem się, że będę mieć aż taką tremę, w filmach szpiegostwo przedstawiają jak bułkę z masłem. Podążałem za Klarą od momentu, gdy opuściła blok. W każdej chwili mogła odwrócić głowę i mnie spostrzec, a nie przygotowałem żadnej wymówki. Mógłbym zwyczajnie powiedzieć prawdę, że się o nią martwię, ale to nigdy nie działało.

W jej chodzie było coś dziwnego. Jakieś delikatne, ulotne złamanie symetrii kroków, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi. Nie chodzi o zataczanie się czy kołysanie. Oczywiście nie mogłem przyjrzeć się z bliska.

Spodziewałem się, że skręci w stronę brudniejszych i zmeliniałych dzielnic miasta. Znów musiałbym wyrywać jej strzykawkę z kolejną dawką ludolfiny czy jakiegoś nowszego ścierwa. Ale Klara ominęła ścieżki kierujące do Alei Okręgów słynącej z owalnej architektury oraz ćpunów. Zwłaszcza z ćpunów.

Szła w stronę centrum, gdzie dominowało szkło, beton i znaczące stężenie ludzi w garniturach, w krawatach i w pośpiechu. Stanęła na moment przed niepozornym beżowym budynkiem. I weszła do środka.

W oczy rzucał się duży szyld z napisem “Lampiarnia” i zewnętrzne ekrany pokazujące bogatą kolekcję rozmaitych abażurów. Poza tym na pobliskiej ławce stał jakiś stary dziwak z cylindrem na głowie i kawałkiem tektury, wieszczący pewnie koniec świata. Ominąłem go szybkim krokiem, zanim zdążył dać mi sekciarskie ulotki.

Niepewnie otworzyłem drzwi lampiarni.

– W czym mogę pomóc? – przywitał mnie od progu człowiek w szarym garniturze. Wyglądał na jakiegoś urzędnika. Z plakietki wyczytałem, że ma na imię Aladyn.

– Ja szukam takiej…

– Mamy bardzo bogatą ofertę – przerwał urzędnik i uderzył w panel dotykowy na ladzie. Ekran zapełniła szachownica przeróżnych lamp i lampek.

– Ja… Dokąd poszła ta dziewczyna przede mną?

– Nie mogę udzielać takich informacji – odparł stanowczo.

– Czy jest za tymi drzwiami? – Wskazałem na szklane drzwi pilnowane przez dosyć dużego wzdłuż i wszerz ochroniarza.

– Nie mogę udzielać takich informacji.

– Pan nie rozumie, ona ma problemy…

– Wszyscy mamy – uciął Aladyn i skinął w stronę masywnego kolegi.

– Już dobrze, poradzę sobie – powiedziałem i opuściłem podejrzane miejsce.

Na zewnątrz nadal stał dziwaczny koleś w kapeluszu. Miał na oko siedemdziesiąt lat. Dopiero wtedy przyjrzałem się napisowi na tekturze. Wcale nie przepowiadał przyjścia Mesjasza ani uderzenia asteroidy, wprawił mnie jednak w niemałą konsternację. Bo, choć z powodów osobistych byłem dosyć cięty na narkotyki, nigdy nie postulowałem całkowitej prohibicji.

– “Dżin = nasienie Belzebuba” – głosił napis.

I zanim zdążyłem zapytać, czy dodanie toniku zmienia postać rzeczy, szaleniec się odezwał.

– I co, jak było? Jak było na pustyni dżinów?

– Jakich dżinów?

– Ludzi żyjących w lampach – odpowiedział zdumiewająco logicznie. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o nachalnych reklamach w telewizji. Powoli docierały do mnie zalążki sensu.

– Co to za budynek?

Mężczyzna usiadł na ławce i gestem zaprosił do zajęcia miejsca obok.

Lubię słuchać starszych ludzi, gdy zagadują mnie w elektrobusach. Jednak pod warunkiem, że nie mówią bez przerwy o polityce.

Pozory zmyliły mnie jeśli chodzi o Stanisława, który wolał, żeby mówić mu Stan. Zamiast sekciarzem okazał się emerytem zafascynowanym historią cybernetyki. A tak się złożyło, że właśnie tam znajdowała się odpowiedź na moje pytanie.

– Ludzi od dawna fascynowało przeniesienie umysłu do komputera. – mówił Stan. – Ale okazało się, że prędzej doczekamy się latających deskorolek niż wirtualnej nieśmiertelności. Profesor Foks zdawał sobie sprawę z tego, że taki transfer nie będzie idealny, zawsze będzie tylko rzutem. Dlatego obniżył poprzeczkę i zamiast do komputera nauczył się przenosić myśli do czegoś innego. Zaczął od biurowego spinacza.

W tym momencie wyjął z kieszeni spinacz i podał mi go.

– Spinacz to spinacz. Po prostu jest. Można go zgiąć, ale ma w zasadzie tylko jeden naturalny stan. Foks potrafił tymczasowo przenosić świadomość ochotników do tych małych metalowych drutów. I przez ten czas niektórzy po prostu byli. Nic więcej. I choć znaleźli się i na to amatorzy, to prawdziwą furorę wywołała dopiero lampka Foksa.

– Włączona i wyłączona – powiedziałem, obracając w dłoniach biurowy rekwizyt.

– Dokładnie. Przez moment cały świat zredukowany jest do jednego prostego wyboru. Biel i czerń, zero i jeden, światło i mrok. Ale Foks nie przewidział, że ludzie polubią takie ograniczenie pola decyzji. Że je pokochają. Nie, chodziło o nieśmiertelność! Choćby jako byle spinacz, lampka czy brudny but! Ale los zakpił z niego i Foks zamiast kamienia filozoficznego stworzył narkotyk!

Wyobraziłem sobie Klarę z kłączem kabli dookoła głowy, która właśnie w tym momencie ucieka w binarny świat. Musiałem coś zrobić.

– A co jeśli coś pójdzie nie tak? Przepali się żarówka w jakiejś antycznej lampie?

– Nic, po prostu przerwie trans. Foks wszystko sprawdził, ale i tak musieli go wykończyć i zabrać wyniki badań. Oficjalnie pewnego dnia nagle zniknął, pozostawiając pusty gabinet bez żadnych mebli. Znaleziono tam tylko jeden mały spinacz.

– Nie wierzy pan chyba, że…

– Że oni go porwali lub nawet zabili? Oczywiście, że wierzę!

– Jacy oni? – spytałem, z niepokojem zerkając na stos tekturowych napisów z oskarżeniami od Szatana, przez masonów, na jaszczurach skończywszy.

– Rząd, oczywiście! A tymi tekturami się nie przejmuj. To tylko taki clickbait. Jak widać na pana podziałał.

– A na kogoś jeszcze?

Stan wolał zmienić temat.

– Zabrali wszystko! Lampiarnie są państwowe! Inwigilują nas! Wszędzie tylko politycy, urzędnicy, kolesiostwo i korupcja!

Słuchałem coraz mniej uważnie, próbując hamować ziewnięcia. Ale dwa słowa powtarzały się szczególnie często. Urzędnicy i korupcja.

 

*

 

Przed wręczeniem pierwszej w życiu łapówki stresowałem się jak przed egzaminem dojrzałości. Aladyn nie zrozumiał, gdy wymownie chrząknąłem, ani gdy zakreśliłem w powietrzu symbol dolara.

– Nie rozumiem. O co chodzi?

Miałem przygotowane jeszcze z tuzin migowych oznaczeń na pieniądze, gdy poczułem mocny uchwyt na karku. Potężny ochroniarz bez słowa poprowadził mnie przez szklane drzwi i biały korytarz. W myślach nazwałem go Ali-Babą, choć nie miał żadnej plakietki.

Nie wiedziałem, dokąd mnie ciągnie, ale wolałem nie zadawać zbędnych pytań. Po drodze widziałem pary żółtych i niebieskich drzwi z kolejnymi numerami. Pewnie za którymiś z nich znalazłbym Klarę pogrążoną w lampkowym transie. Jednak Ali-Baba nie pozwalał się zatrzymywać. Po chwili weszliśmy do jakiegoś magazynu. Na ścianach wisiały turkusowe uniformy i pomięte plakaty reklamowe:

Czy zazdrościsz życia swojej lampce?

Życie nie musi być tak skomplikowane

Drzewo wyboru – im mniej rozgałęzione, tym piękniejsze!

Ali-Baba wskazał na prostokątny ekran, lewitujący chyba dzięki poduszkom magnetycznym. No tak, latający dywan.

Usadowiłem się na dywanie, a potem do magazynu wszedł Aladyn i zajął miejsce naprzeciwko.

– Pierwszy raz próbujesz lurkingu? – zapytał z dziwnym uśmieszkiem, sugerującym, że chodzi o niezupełnie legalny proceder. – Masz jakieś specjalne preferencje?

Najpewniej Aladyn załapał toporne korupcyjne sugestie, ale nie zrozumiał, jaką usługę miałem na myśli. Groźne milczące spojrzenie Ali-Baby podpowiadało, że jest już za późno na wyjaśnienie nieporozumienia. Tylko czym był lurking? Niechętnie podałem rysopis Klary. Aladyn zareagował śmiechem.

– Ech, to nie pora na żarty. Nie o takie preferencje chodzi. – Nacisnął przycisk na latającym dywanie.

Pośrodku ekranu ukazał się nowy katalog, ale tym razem nie zobaczyłem abażurów.

– Stoicyzm jest ostatnio dość modnym fetyszem – zasugerował urzędnik. Czułem, że zanurzam się w odmęty społeczeństwa, których istnienia wolałbym nie być świadomy. W katalogu spod lady przewijały się opisy postaw filozoficznych, temperamentu, charakteru czy nawet poglądów politycznych. Wolałem nie wnikać, jak pozyskali te informacje.

– Chodzi mi o… konkretną osobę – zacząłem nieśmiało. Przecież już za późno na wycofanie się. – Klara Mak.

– To będzie kosztować – powiedział rozbawiony Aladyn, przedrzeźniając łapówkarskie gesty. – Rozumiem, że chcesz ją mieć na wyłączność?

 

*

 

Ona tam była. Za żółtymi drzwiami z numerem 28, opleciona kablami jak choinka, tonęła w fałszywym świecie uproszczonym do światła i cienia. A przynajmniej tak to opisali, bo nie pozwolili mi jej zobaczyć, dali tylko kartę do niebieskich drzwi obok z napisem “Tylko dla personelu”. Aby nie wzbudzać podejrzeń, kazali założyć turkusowy strój technika. Jakby kto pytał, należałem do personelu. Musiałem jeszcze wcześniej zgodzić się na szereg innych zasad bezpieczeństwa. Aladyn powtórzył chyba z trzy razy, abym po seansie odczekał chwilę w ciemności.

Przyłożyłem klucz magnetyczny do czytnika.

Ona też tam była. Pośrodku małego sterylnego pokoju migotała lampka w kształcie grzyba z wirowymi wzorami.

Światło mrok mrok…

Deseń pasował do Klary. Uwielbiała spirale jeszcze, kiedy jej najlepsza psiapsióła miała na imię meskalina.

Czerń czerń biel…

Początkowo planowałem po prostu odłączyć lampę i uwolnić dziewczynę, ale nie mogłem wiedzieć, czy jej tym nie skrzywdzę. Może to dziwne, ale czułem obecność Klary. Skłamałbym mówiąc, że nie odetchnąłem z ulgą. Widziałem dziewczynę pod wpływem całego wachlarza używek, ale jeszcze nigdy nie wyglądało to tak hipnotyzująco pięknie. Spiralne wzory oplatały ściany pokoju w nierównych okresach. Mimochodem przypomniałem sobie, gdy Klara po kolejnym ludolfinowym tripie spała na poduszce z wymiocin. Narkotyk Foksa miał ogromną estetyczną przewagę nad konkurencją.

Jeden zero jeden…

Klara mrugała chaotyczną serią bieli i czerni. Musiałem dotrzymać jej towarzystwa, mówiła do mnie. Po prostu to wiedziałem, to nie był żaden alfabet Morse'a, raczej język intuicji.

Jasno ciemno jasno…

Siedziałem przy lampce i kołysałem się jak dzieciak w takt migotania. Straciłem poczucie upływu czasu.

Ciemno ciemno ciemno ciemno…

Lampka zgasła. Wyszedłem z pokoju.

Przystanąłem na korytarzu i zacząłem głośno oddychać. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że Aladyn kazał zaczekać. Nagle zza żółtych drzwi wyszła ona. Nosiła na głowie biały czepek z aureolą niebieskich przewodów. Zauważyłem, że jej stopa nieregularnie drży.

– Ksawery?! Co ty tu robisz? – spytała, początkowo zdziwiona.

– Ja… Martwiłem się o ciebie…

– Zaraz… Czy ty… – Ujrzałem obrzydzenie na twarzy Klary. – Czy ty mnie lurkowałeś, psycholu?! Wciągałeś moje zerojedynki?!

Musiałem odbić piłeczkę.

– Oboje wiemy, że masz problem. Wiedziałem, że znów bierzesz!

– A może to ty masz problem! Może to ty jesteś ćpunem!

– Co?

– Ćpunem kontroli! Uzależnionym od kontrolowania innych. Zawsze miałeś obsesję! Ale że posuniesz się aż do tego. W ogóle jak mnie tu znalazłeś? Od dawna mnie szpiegujesz?!

– Jak widać, nie bez powodu.

– Mówiłam, żebyś mi zaufał. Z nami koniec! Nigdy więcej do mnie nie dzwoń! Nigdy więcej tu nie przychodź!

Wtedy obiecałem, że już nigdy więcej się tam nie pojawię.

 

*

 

Ale wytrzymałem tylko kilka dni.

Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Przecież nie mogłem pozwolić, by znów się stoczyła.

Przed lampiarnią ponownie spotkałem Stana. Stał na ławce i wykrzykiwał wykład dla nieistniejącej publiczności. Tak bardzo zrobiło mi się żal, że na moment przystanąłem, by posłuchać.

– Szpiegują nas! To nie lampki, tylko cholerne dyktafony! Dobrowolnie dajemy sobie wyciskać wyciąg z naszych głów! – darł się, wymachując taśmą z ciągiem zer i jedynek. Nie mogłem odmówić mu dydaktycznego talentu. Zawsze miał przygotowane rekwizyty. – Mają tu wszystko! Przewidują ulubiony kolor, gusta muzyczne, dostrajają reklamy! Ale to nic nie znaczy! Im zależy tylko na jednym. Chcą wiedzieć, czy wolisz partię A, czy partię B! Jedyny wybór, który ma dla nich znaczenie! Nic…

Znudzony polityką, zignorowałem dalszy ciąg i wszedłem do lampiarni. Od razu poczułem, ze nie byłem zbyt mile widzianym gościem. Ali-Baba złapał mnie za kołnierz i znów, zamiast do Sezamu, zaciągnął do magazynu.

Aladyn siedział na latającym dywanie i tylko groźnie patrzył.

– O co chodzi? Chyba nie wyłamiecie mi palców? – spytałem, mając nadzieję, że wizja opresyjnego państwa według Stana mija się z prawdą.

Aladyn pokręcił głową.

– Kazaliśmy ci poczekać po zgaśnięciu lampki. Czego nie zrozumiałeś?

– Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

– Po co ponownie tu przyszedłeś?

– Chciałbym znowu spróbować. Zapłacę… oczywiście.

Kazał założyć kombinezon i podał klucz magnetyczny z liczbą 53.

– Zmieniła pokój – wytłumaczył Aladyn. – Po takim incydencie, trudno się dziwić.

 

*

 

Zmieniła także lampkę. Wyglądała jak hawajska tancerka z abażurem na głowie.

– Wybacz, Klaro, ale to trochę kicz.

Klara odpowiedziała w jedyny możliwy sposób.

Światło światło mrok…

Usiadłem bliżej, wpatrując się w pulsującą lampę.

– Przepraszam, nie chciałem cię szpiegować. Po prostu się martwiłem.

Jeden zero zero…

– Słucham? Tak, nie masz mi tego za złe. Nie mogę cię tu zostawić samej. Obiecuję przestać cię kontrolować, jeśli chcesz, by moja rola ograniczała się tylko do pilnowania, czy używasz czystych strzykawek, zrozumiem.

Biel czerń…

I byłem tam razem z nią, nie licząc upływających minut. Potem zostałem sam w ciemności. Czekałem, pogrążony w mroku, potulnie, zgodnie z życzeniem Aladyna.

 

*

 

Pogodziłem się z Klarą. Widywałem ją prawie codziennie, tańczyliśmy wspólnie w chaotycznym, nierytmicznym migocie.

Czerń czerń biel…

Czasem przed wizytą, wysłuchiwałem kolejnych spiskowych lamentów Stana. Oczywiście nie omieszkał zapytać, po co tak często odwiedzam pustynię dżinów.

– Co ty tam właściwie robisz?

– Nie widać? – powiedziałem, wskazując na turkusowy uniform. – Należę do personelu.

Nie miałem pojęcia, czy mi uwierzył.

Po każdym seansie pokornie siedziałem przy zgaszonej lampce. Spływała na mnie wtedy nadzwyczajna klarowność w myśleniu. Analizowałem na spokojnie związek z Klarą i błędy, które popełniłem.

Pamiętam, że lubiła rysować. Założyła cały zeszyt pokryty dziwnymi wzorami pełnymi spirali, okręgów i postrzępionych linii. Przy każdej rycinie podawała źródło inspiracji. Od czasu do czasu na liście obok substancji chemicznych pojawiały się schematy elektrycznych obwodów.

Może zamiast pamiętnika narkomanki, powinienem dostrzec tam galerię sztuki.

Przepraszam, Klaro.

Gdy patrzyłem jej w oczy, nie widziałem tęczówek, tylko rozszerzone źrenice.

Przepraszam, Klaro.

 

*

 

Znalazłem w kieszeni spodni spinacz, który dostałem kiedyś w prezencie od Stana jako nagrodę dla wiernego słuchacza. Mogłem go schować, zachować na pamiątkę, odłożyć znów do kieszeni czy wygiąć w zwierzątko. Tak wiele wyborów, że poczułem się przytłoczony. Abym już więcej nie musiał podejmować podobnych decyzji, po prostu go wyrzuciłem.

Dlaczego życie musi być takie trudne?

 

*

 

Zdarzało mi się mijać na korytarzu tych lampkowych narkomanów. Wyglądali normalnie, ale zdradzał ich ten nierówny chód, który wcześniej zaobserwowałem u Klary. Że też nie szkoda im czasu na czarno-białą makietę świata. Ale to nie była moja sprawa, ja śpieszyłem się na kolejną randkę za niebieskimi drzwiami.

Jasno ciemno ciemno…

 

*

 

A jednak Stan mi uwierzył. Ostatnio coraz częściej ignorowałem jego antyrządowe tyrady. Tym razem dosłownie stanął mi na drodze do lampiarni.

– Pracujesz tam, tak?! Wieszsz, gdzie mają sew… serwer? – Cuchnęło od niego alkoholem. Było coś urokliwego w prozaicznym napruciu się tanim winem, gdy inni szukają wytchnienia wcielając się w przedmioty domowego użytku.

– Przesuń się, chcę przejść.

– Musisz mi pomóc! Musiszsz wyszczyścić bazę! Oni wiedzą wszysko! – krzyczał Stan, wymachując dyskiem. Najpierw pomyślałem, że to tylko kolejna pomoc dydaktyczna. Stan uparł się i próbował wcisnąć mi dysk w dłoń.

Ten żul ubzdurał sobie, że będę jakimś hakerem na posyłki. Nadal blokował drogę, więc mało rozsądnie spróbowałem go sprowokować. Domyśliłem się, że najżarliwiej prowadzi się krucjaty osobiste.

– Dlaczego tak ci na tym zależy, Stan? Jak było w lampie? Nie tęsknisz za dżinem?

W spojrzeniu Stana wyczytałem, że miałem rację. Mężczyzna splunął na mnie, a potem uderzył w nos, aż mnie zamroczyło.

Zbudził mnie głośny jazgot alarmu. Lampiarnia stała na swoim miejscu, ale na ekranach zamiast katalogu lampek, widziałem jakieś komunikaty o błędach z masą informatycznego bełkotu.

Gdy wszedłem do środka, Stan leżał na podłodze, obezwładniony przez Ali-Babę. Po chwili obezwładnili też wirusa, a katalog wrócił na ekran. Alarm ucichł. Zignorowałem zamieszanie i poszedłem do pokoju z hawajską tancerką. I tak byłem przez to wszystko spóźniony na randkę.

Biel biel czerń…

Zamknąłem oczy i kołysałem się w arytmicznym rytmie błysków. Gdzieś, jakby zza mgły, wydawało mi się, że słyszę odgłos otwieranych drzwi. Podniosłem powieki i ujrzałem Klarę.

Mrok światło światło…

Dotknąłem jej policzka, by sprawdzić, czy to tylko sen.

– Nie dotykaj mnie! – Wzdrygnęła się i odsunęła w tył pokoju.

Ciemno jasno…

– Przepraszam, Klaro, ale już wszystko zrozumiałem. Wszystko mi wyjaśniłaś. Byłem zbyt…

– O czym ty bredzisz?! Nie rozmawiałam z tobą od czasu, gdy…

Czerń czerń biel…

Dopiero wtedy do mnie dotarło.

– Zaraz, skoro ty jesteś tutaj, to kto właściwie…

Jasno ciemno…

Na pewno nie ja – odparła Klara. – Mnie już dawno znudziły lampki. Pamiętasz, gdy przekazali ci, że zmieniłam numer pokoju? Cóż, nie tylko ty umiesz przekupić urzędnika. Przyszłam tu tylko, bo było mi cię żal. Usłyszałam, że pobiłeś się z jakimś menelem.

– Ja… Ale… Kim ona jest? – spytałem, wskazując na lampkę, która nadal mrugała w najlepsze.

– Nie wiem, czy to w ogóle jakaś ona. Może lurkowałeś umysł jakiegoś starego dziada albo dzieciaka, który wszedł tu z fałszywym dowodem. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny – powiedziała i wyszła na korytarz. Wybiegłem za nią i złapałem za rękę.

– I kto teraz jest ćpunem? – spytała.

– Tak, ale to się zmieni. Miałaś rację, byłem ćpunem kontroli…

– Nie, nie kontroli.

Spojrzałem wtedy na swoją dłoń, z nierówno drgającymi palcami. Jak jakiś zepsuty metronom, który nie tyle nie działa, co działa na opak.

– Ty pojebany hipokryto! – krzyknęła Klara i pobiegła wzdłuż korytarza.

A ja już tęskniłem.

Ale nie tęskniłem za dziewczyną. Odwróciłem się w stronę pokoju z lampką. Ja ćpunem? Co najwyżej biernym palaczem. Zwyczajnie musiałem podrapać się po nosie, ale…

Czerń czerń biel czerń…

…ale nie miałem nosa.

Koniec

Komentarze

No cóż, nie udało mi się pojąć, na czym polegała atrakcyjność migających lampek, ani co przyciągało ludzi do lampiarni.

 

– Czy ty też masz cza­sem ocho­tę się od­kle­ić?za­dud­nił głos w te­le­wi­zo­rze… – – Czy ty też masz cza­sem ocho­tę się od­kle­ić?Za­dud­nił głos w te­le­wi­zo­rze…

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

– W czym mogę słu­żyć?– W czym mogę pomóc? Lub: – Czym mogę słu­żyć?

 

– Ja… Gdzie po­szła ta dziew­czy­na przede mną?– Ja… Dokąd po­szła ta dziew­czy­na przede mną?

 

drzwi pil­no­wa­ne przez dosyć du­że­go wzdłuż i wszerz ochro­nia­rza. – Dość osobliwe określenie wyglądu.

 

Wy­obra­zi­łem sobie Klarę z kłą­czem kabli do­oko­ła głowy… – Czy na pewno, Anonimie, miałeś na myśli kłącze?

 

Nie wie­dzia­łem, gdzie mnie cią­gnie… – Nie wie­dzia­łem, dokąd mnie cią­gnie

 

– Pierw­szy raz pró­bu­jesz lur­kin­gu? – po­wie­dział z dziw­nym uśmiesz­kiem… – Skoro jest pytajnik, to chyba: zapytał z dziw­nym uśmiesz­kiem

 

Po środ­ku ma­łe­go ste­ryl­ne­go po­ko­ju mi­go­ta­ła lamp­ka… – Pośrod­ku ma­łe­go ste­ryl­ne­go po­ko­ju mi­go­ta­ła lamp­ka

 

Wi­dzia­łem dziew­czy­nę pod wpły­wem ca­łe­go wa­chla­rzu uży­wek… – Wi­dzia­łem dziew­czy­nę pod wpły­wem ca­łe­go wa­chla­rza uży­wek

 

Stra­ci­łem upływ czasu. – Stra­ci­łem poczucie upływu czasu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo interesujący pomysł na nowy narkotyk, ale przydałoby mi się więcej wyjaśnień. Kogo lurkował bohater? Od czego tak właściwie się uzależnił? Dlaczego się uzależnił? Samo piękno to chyba za mało?

wyrywać jej strzykawkę z kolejną dawką ludolfiny

Rozbawiło. Ludolfina to liczba pi. :-)

Babska logika rządzi!

Reg, poprawki naniesione, zdecydowałem się zostawić osobliwe opisy (ochroniarza i kabli), bo jakoś mi pasują do narratora. Dzięki za pomoc i komentarz! :)

Finklo, z ludolfiną jako nazwą narkotyku to celowe – zaraz potem jest fragment o Alei Okręgów. :) Dzięki za komentarz i punkt do biblio! :)

 

Czyli przesadziłem z niedopowiedzeniami… Zależało mi na tym, żeby lurking  nie bym tylko patrzeniem na migającą lampkę. Pewną wskazówką miało być wrażenie obecności/rozmowy ze świadomością dżina. Wolałem nie dopowiadać, co było urojeniem, a co “wyciekiem” z lampy.  Postaram się, by następnym razem wyszło bardziej czytelnie. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

To Twoje opowiadanie, Anonimie, to Ty decydujesz, jakimi słowami będzie napisane. Jeśli w czymkolwiek pomogłam, bardzo się cieszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jasne, że tak. Czyta się tyle razy swój tekst, ale zawsze coś umknie. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Wydaje mi się, że tekst nie wykorzystuje potencjału pomysłu. Ludzie, pragnący być przedmiotami – to jest duży pomysł. Jeżeli piszesz o narkotyku, to trzeba to jednak zrobić tak, żeby Czytelnik sam poczuł grzeszną ochotę na spróbowanie owocu zakazanego. A tutaj tego zabrakło, ani przez chwilę nie chciałem być jak lampa… Może trochę za mało widać rozkosze “nierozgałęzionego drzewa wyboru”, może za mało kontrastu – ciągłych, realnych wyborów w życiu codziennym bohatera. A na koniec przydałaby się jakaś potężna wizja skutków przedawkowania – wysypisko ludzi-lamp.

Nie widzę związku między tekstem reklamy a lampiarnią – “odklejenie” jako hasło, nie pojawia się już później. Zrezygnowałbym też z nawiązań do baśni 1001 nocy – wydaje mi się, że niepotrzebnie łamią klimat.

Spodobał mi się pomysł, nawet dość oryginalny. Czekałem jednak na coś mocnego w końcówce i po zerknięciu na ostatnią kropkę pojawił się lekki niedosyt. I o ile zarzut cobolda “ani przez chwilę nie chciałem być jak lampa…“ bez odpowiedniego kontekstu brzmi niedorzecznie, całkowicie się pod nim podpisuję. Przyznam, że nie zawsze lubię wybory zero-jedynkowe.

Udało się osiągnąć charakterystyczny styl narracji, ale czy mi się spodobał? Trudno powiedzieć. Na pewno czytało się szybko, a to dla mnie plus.

Ogólnie zostałem zaciekawiony pomysłem i przeczytałem z przyjemnością.

Tymczasem idę trochę pomrugać i… proszę mnie nie lurkować,

Czyli jednak chcesz być jak lampa? ;-)

Babska logika rządzi!

No co, musiałem spróbować z ciekawości, żeby właśnie przekonać się, co tak wspaniałego tkwi w zero-jedynkowym świecie ;-) Z przykrością stwierdzam, że to był mój ostatni trans – nasz wielobarwny świat wygląda jednak trochę ciekawiej.

Krótko mówiąc: Uff, na szczęście mnie nie wciągnęło i nie będę musiał iść na spotkanie Anonimowych Narkomanów, na którym musiałbym zacząć: “Cześć, mam na imię Perrux i jestem lampą. Nie mrugam od dwóch miesięcy…”

Dzięki za kolejne pomocne komentarze. W zasadzie wolałem skupić się na narkotyku jako rodzaju ucieczki od rzeczywistości, pomijając pozostałe motywy i skutki uboczne. Pewnie nie wyszło to tak przekonywająco, jak planowałem. Zderzenie motywów Aladyna, dżinów z trochę cyberpunkową scenografią miało w sumie budować pewien dziwaczny klimat, ale z tym różnie bywa.  Fajnie, że pomysł wydał się interesujący, nawet jeśli nie wykorzystałem potencjału tej studni. ;)

Perrux, jeśli lampki nie wciągnęły, można poeksperymentować ze spinaczami. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Warsztatowo momentami niezręcznie, ale większych błędów nie zauważyłem, a pomysł na narkotyk przedni. Rzeczywiście, zgodzę się z przedpiścami, że potencjał nie jest do końca wykorzystany, liczyłem też na jakiś mocny twist w końcówce (kogo podglądał?), nie zmienia to jednak faktu, że opowiadanie mi się podobało.

Narkotyk może nie kusił, ale sprawdzał się jako forma ucieczki. Nawiązania fajne, bohaterowie też na plus (ludzie z problemami, którzy próbują czego mogą by zachować pozory wolności).

Chciałoby się więcej, jednak trudno oczekiwać, by upchnął coś jeszcze w 28 znakach… Dlatego przyjmuję tekst z całym dobrodziejstwem inwentarza i stawiam znak jakości ;)

 

Tyle ode mnie, a na koniec…

W czym mogę pomóc?

Tak, ja szukam takiej…

Od kiedy odpowiedzią na tak zadane pytanie jest… “tak”? :P

Radziłbym wprowadzić tu subtelną modyfikację.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki za znak jakości. ;) Limit znaków oczywiście cisnął niemiłosiernie, starałem się upchnąć jak najwięcej z tego pomysłu. Najbardziej zależało mi w tym opowiadaniu właśnie na bohaterach, nieidealnych, trochę pogmatwanych i ich ucieczce od rzeczywistości.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Count, ten tak to takie przytaknięcie, jak mniemam, osoby zdezorientowanej.

Witaj!

Pomysł na narkotyk fajny, ucieczka w uproszczenie wyboru, ale pomysł na lurking lepszy, świetny, ba robi ten tekst. Zakończenie uważam za udane, nie wgniata w fotel ale pasuje do reszty tekstu.

Poza tymi zaletami w moim odczuciu szału nie ma, ale źle też nie jest :) Spokojnie można poczytać, bez szkody.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki za komentarz. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Kliknąłem do biblioteki, teraz ktoś musi dorzucić 5tego klika.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Piąty chętny prawie zawsze się znajduje… Prędzej czy później.

Babska logika rządzi!

To ja sobie tak przycupnę i poczekam. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Doklikałam z przyjemnością. Ale komentarz edytuję i rozwinę jutro, dziś już nie stać mnie na merytoryczność.

 

Edit: Nie zgadzam się z coboldem i Perruxem, tzn. mam odmienną opinię – ja chciałam być lampą ;D  Wciągać zera i jedynki i tak dalej.

Jest eterycznie, a do tego zgrabnie, bez dłużyzn. Sposób opowiadania został dobrze dobrany do samej fabuły – a to jest sztuka, którą nie zawsze można odczuć. Historia przypadła mi do gustu, podobnie jak wszyscy bohaterowie. Najbardziej podoba mi się wyłaniająca się z tego filozofia i pomysł – naprawdę oryginalne. Zakończenie spina wszystko w zgrabną całość, lubię zabieg powrotu do początku. Jestem zadowolonym odbiorcą ;)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dzięki, Naz, za dokliknięcie do biblioteki, no i za komentarz. Fajnie, że jednak ktoś chciałby pobyć przez moment lampą. ;) Wszelkie dłużyzny zostały ucięte jeszcze w fazie planowania, gdy uświadomiłem sobie, że te 20000 znaków to pieruńsko mało. Cieszę się, że pomysł się spodobał. Ten pomysł chodził już za mną od jakiegoś czasu, jak jakiś obłąkany stalker. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ciekawa sprawa… to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu, mimo, że jego sedno wydaje mi się niezbyt przekonujące. Albo może inaczej: w warstwie metaforycznej pomysł jest ok, ale w dosłownej, czyli w jego realizacji – albo nie zrozumiałam, na czym polega funkcjonowanie w taki sposób i dlaczego to tak wciąga, albo to jednak zbyt karkołomne, z tą lampowatością ;) Tak czy inaczej – lubię, kiedy kogoś tak fajnie ponosi wyobraźnia :) Tekst jest bogaty w pomysły mniejsze i większe, nastrojowy, posiada swoje smaczki, kieszonki z ciekawymi obrazami. Lubię takie pisanie. Gratuluję :)

Hmmm… “pieruńsko”, “obłąkany stalker” ← coś mi dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Blue, dzięki za docenienie moich pokręconych pomysłów. :) Zastanawiałem się, czy nie opisać odczuć osoby przebywającej w lampkowym transie i przebiegu uzależnienia, ale potem przyszedł pomysł na zjawisko lurkingu. No i koncepcja mi się zmieniła i opowiedziałem historię z perspektywy lurkera. Tekst oczywiście jest trochę symboliczny, ale nie chciałbym, żeby odczytywać go wyłącznie metaforycznie. To by było dla mnie pójście na łatwiznę. ;)

Naz, co do bicia dzwonów w kościele, synagodze tudzież cerkwi powstrzymam się od komentarza, coby nie dostarczać materiału do dalszych analiz stylometrycznych. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No, lepsze umotywowanie tego, że ta lampkowa czynność potrafi być tak uzależniająca, pewnie by się przydało. Ale i tak przecież pozostaje potraktowanie tego bardziej symbolicznie: że odpoczynek od mnogości wyboru, która bywa pewnym problemem w dzisiejszych czasach, z założenie może być bardzo pożądany. Zapamiętałam tekst jako jeden z moich ulubionych na tym konkursie i to się nie zmienia, mimo doczytywania coraz to nowych propozycji konkurencji ;)

No to super. Dzięki. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Zupełnie nowy świat narkotyków i nowe uzależnienie. To było intrygujące. Jednak czegoś zabrakło, by było też uzależniająco wciągające. To znaczy, przeczytałam z przyjemnością, jednym tchem, ale nie nawiązałam więzi z tym światem i mruganiem. Może dlatego, że nie lubię mrugania i źle reaguję na światło stroboskopowe. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, Śniąca, za wizytę pod moim migotliwo-mrugającym tekstem. Szkoda, że nie nawiązałaś więzi z lampiarnią, ale najważniejsze, że zaintrygowało i czytało się przyjemnie. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

A wiesz, ja się z kolei bardzo cieszę, że udało mi się Cię wyciągnąć po długiej przerwie, bo już nawet nie pamiętam, kiedy czytałam Twoje poprzednie ostatnie opowiadanie tu :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ano z ponad rok nic nie wrzucałem (lurkowałem tylko od czasu do czasu). Nie ukrywam, że ciekawy konkurs był dodatkową motywacją do powrotu na portalową polanę. A już widzę, że kolejne się szykują. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Jak zwykle dające do myślenia, iskrzące humorem, a zarazem odrobinę niepokojące jak to często po odurzających środkach bywa. Stan zafascynowany cybernetyką i jego antyrządowe tyrady, czyli Lem i Dick w jednym, wszystko posypane proszkiem z "Nagiego lunchu", no i Klara Mak. Dołączam do słów Śniącej, cieszącej się z nowych tekstów dziadkowych i podrzucam stado zdziczałych lamp z abażurami :-)

Przyczajony użyszkodnik

Dzięki, Mechaniszkinie. Fajnie, że kolejny mój zbzikowany pomysł przypadł ci do gustu. Akurat “Nagiego lunchu” nie oglądałem, ale opis ma ciekawy. Może się kiedyś zapoznam. A filmik ze zdziczałymi lampami bardzo ładny. Jedno z ciekawszych zastosowań dronów. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nie przestaje mnie zdumiewać, ile dobrych opowiadań można przeczytać za darmo, odwiedzając stronę NF ;) A powyższe z pewnością się do takich zalicza. Pomysł wyjściowy świetny. i wiarygodny. Od razu przypomniałem sobie kilka takich okresów z własnego życia, kiedy rzeczywistość przytłaczała mnie mnogością wyborów. Nie wykluczam, że wówczas chętnie skorzystałbym z opisanej tu, ograniczającej tę mnogość odskoczni. Perypetie Ksawerego zajęły mnie w mniejszym stopniu niż świat przedstawiony, ale i tak śledziłem je z przyjemnością. Podsumowując: miło spędzona chwila :)

Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Dziękuję za wizytę w lampiarni, Bogusławie. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nowa Fantastyka