- Opowiadanie: adamas - Pogromcy Smoków (Przygody Adaada Smwara)

Pogromcy Smoków (Przygody Adaada Smwara)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pogromcy Smoków (Przygody Adaada Smwara)

Adaad Smwar wolno otworzył oczy. W skołatanej głowie jakieś umysłowe resztki starały się ułożyć w jakąś logiczną myśl. Na przykład: “Gdzie ja jestem?”. Gdy po chwili wielkiego wysiłku wszystkie ścieżki umysłu zbiegły się już w jeden punkt pojawiła się następna przeszkoda. Artykulacja. Adaad Smwar wytężył siły i zapytał:

– Yh?

Odpowiedzią była cisza. Adaad Smwar skupił się, ponownie wytężył siły i zaklął. Powracająca z wielkim bólem świadomość pozwalała już na jakie takie rozejrzenie się po okolicy. Okolica nie była wielka. Otaczał ją całun nocy, rozświetlany wesołymi, i w tej chwili bardzo głośnymi płomieniami buchającym z ogniska. Wokół ognia rozmieszczonych było kilka ciemniejszych plam, niechybnie były to jakieś postaci. Adaad Smwar zaryzykował myśl, że są to jego towarzysze. W pobliżu parsknął koń Domniemani przyjaciele zauważyli chyba nieśmiałe próby powrotu Adaada do świata żywych, gdyż jeden z nich rzekł:

– Oho! Wstał nasz bohater!

– Taaaak? – przeciągle zdziwił się drugi – Mam ochotę mu przyłożyć.

– Należałoby… – lakonicznie potwierdził inny.

– Wielki Bohater Krasnoludów i Jego Towarzysze – chyba ironicznie powiedział pierwszy.

– Pogromcy Potworów! – dorzucił kolejny głos, a wypowiedź ta była w swym tonie podobna do poprzedniej.

– Ehhh… – rozległo się westchnięcie, a zaraz po nim kilka innych – To żeś nas załatwił Ad…

Nie w pełni funkcjonujący jeszcze mózg Adaada Smwara nie od razu zorientował się, że wypowiedź skierowana była do niego. Czy raczej ciała, będącego opakowaniem tego narządu. Cisza przedłużająca się po ostatnim zdaniu kazała jednak mózgowi zareagować w jakiś sposób.

– Co? – wykrztusił Adaad.

– On się pyta 'co?'!! – krzyknął głos, uprzednio nawołujący do obicia Adaada – Naprawdę mu walnę!! Smok!!

– Cichaj, Skrek – rzekł osobnik, który jako pierwszy zauważył przebudzenie Smwara – A ty, Ad, nie pytaj się głupio. Wiesz dobrze o co chodzi.

– Nie wie – zakpił ten nazwany Skrekiem – Film mu się utrącił i nie pamięta. Smok, głąbie, smok!

Adaad Smwar spojrzał się na towarzyszy. Nie udało mu się ukryć zaskoczenia. Wstał i poszedł w pobliski krzaki, gdzie sądząc z odgłosów oddał mocz. Po dłuższej chwili wrócił i usiadł przy ognisku. Rozejrzał się. Cała banda w ciszy spoglądała na niego. Czterech Krasnoludów, którzy z różnych powodów tworzyło paczkę wagabundów i włóczęgów. I on, jako piąty. Adaad poprawił pas i spojrzał na najstarszego z towarzyszy, ubranego w starą kolczugę, z twarzą naznaczoną licznymi bliznami, których nie skrywała nawet potężna, siwa, broda. Ten właśnie Krasnolud pierwszy dostrzegł przebudzenie wodza.

– Więc, drogi Knucie Sorinssonie – Adaad przemówił do brodacza – Skrek ma trochę racji…

Młodszy Krasnolud, jasnowłosy, odziany w stary kaftan żachnął się:

– Nie pamiętasz! – stwierdził raczej niż zapytał.

– Przyznam, że lekko wczoraj przesadziłem z gorzałą… – zaczął Smwar, ale przestał widząc uśmiechy na twarzach pozostałych Krasnoludów.

– Przedwczoraj – poprawił go Knut – Przedwczoraj…

Adaad zaklął, co wzbudziło jeszcze większą wesołość wszystkich. Po chwili milczenia rzekł:

– Dobra, opowiadajcie…

Zaległa cisza, przerwana po chwili przez wysokiego, mającego na oko cztery i pół stopy Krasnoluda, ubranego trochę na modłę ludzką.

– Smok – powiedział.

– Jaki smok? – zakrzyknął Adaad – Co wy z tym smokiem? Knut, Długi – spojrzał na wysokiego – Jaki smok?

– Wielki, idioto. Groźny. Zionie ogniem – krzyknął Skrek.

– A w ogóle co się stało, że nie siedzisz cymbale w lochu, razem z tym odmieńcem, Długim? – Smwar odkrzyknął do Skreka.

Młodszy Krasnolud zaperzył się, podobnie jak nazwany odmieńcem Długi.

– Ty… – zaczął Skrek.

Ale nie dokończył. Powstrzymał go gest Sorinssona.

– Więc widzisz, Adaadzie Smwarze – zaczął Knut – To, że Skrek i Vaco Orisson są na wolności to twoja zasługa…

– I co, niewdzięcznicy – rozpromienił się Adaad – Ha!

– Jednak, drogi Adaadzie musisz zrozumieć, iż obaj nasi towarzysze nie mogą być zadowoleni z obecnego stanu rzeczy – Smwar zbaraniał słysząc te słowa – gdyż, dzięki twemu za nimi wstawiennictwu uczestniczą, nie do końca z własnej woli, w wyprawie mającej na celu zabójstwo…

– Smoka? – z niedowierzaniem dokończył Adaad.

– Smoka, cepie! – odparł Skrek – Posiedzieli byśmy tydzień w ciemnicy i było by po sprawie. Ale nie! Musiałeś się schlać, i zaproponować temu, jak mu tam, kasztelanowi czy czemuś, że w za mian za naszą wolność.. Ehhh…

– Wielki Bohater Krasnoludów i Pogromcy Potworów – rzekł Knut.

– Czyli… – Adaad nie wierzył chyba jeszcze w to co zrobił po pijaku – Że my na smoka idziemy? Walczyć? Na śmierć idziemy?

– Oho! – odezwał się milczący do tej pory piąty Krasnolud, zawinięty w szary płaszcz – nasz wódz zaczyna trzeźwieć!

– Rychło w czas – dodał Skrek.

– Spokojnie, bez nerwów – Smwar ochłonął już trochę, i rzeczywiście zaczynał trzeźwieć – Mam plan.

– Taaaa? – znów Skrek nie mógł powstrzymać się od komentarza – Jaki?

– Po prostu – Adaad uśmiechnął się do niego – Pakujemy manatki i pryskamy!!

Pozostałe Krasnoludy skwitowały skądinąd słuszną radę gromkim śmiechem i owacją.

– O co wam chodzi? – nie rozumiał Adaad

– Powiedz mu Romi – Skrek zwrócił się najmłodszego, zarówno wiekiem, jak i stażem członka ferajny.

Romi poprawił szary płaszcz i pogładził się po krótkiej czarnej brodzie, przyciętej na typowo miejską modłę. Poprawił okulary i zaczął mówić:

– Panie Adaadzie, kasztelan, któremu złożyliście propozycję to nikt inny jak pan Jan z Goole, rodzony brat miłościwie nam panującego Filipa, drugiego tego imienia. Zwanego Okrutnym. Podobno pan z Goole nie ustępuje bratu pod względem okrucieństwa. A przy tym wszędzie ma wpływy. Nie ma gdzie uciekać. Trzeba spełnić ten obowiązek…

– Jak to nie ma? – krzyknął Adaad – Na przykład…

– No? – spytał Skrek.

– Kierunek na północ odpada – rzekł Długi – Mam tam wyrok.

– A do… – zaczął Adaad

– Daj spokój, Ad – przerwał Snorisson – gdzie byśmy nie poszli to mamy przekichane. Jedyna droga wiedzie w góry…

– Ale tam jest smok…

– A kto powiedział, że musimy go spotkać? – spytał Knut.

Krasnoludy zamilkły. Po chwili milczenia odezwał się Skrek.

– Ja to mówię. Smok jest duży. Łatwo na niego trafić…

Znowu zapadło milczenie. Piątka postaci patrzyła na dogasające powoli ognisko. W końcu, dalej nic nie mówiąc, banda ułożyła się spać. Ognisko zgasło, zresztą na wszelki wypadek Adaad wysikał się jeszcze na popioły. Jak mieli zostać spaleni, niech to chociaż będą płomienie z trzewi smoka, a nie z ogniska…

 

***

 

Ranek nie przyniósł poprawy nastrojów. Cała piątka usiadła i w milczeniu jęła na siebie spoglądać. Po pewnym czasie opadły mgły, wyszło słońce. Horyzont przysłoniły niedalekie góry. Romi, będący niedawno jeszcze dość porządnym krasnoludzkim pomocnikiem kupca twierdził, że nazywały się Sine. Mogło tak być, lecz jeśli chodziło o kompanię, łańcuch górski mógłby być nawet sinokoperkowy. W łososiowe kropki. Byle nie było by tam smoka. Niestety, jaszczur gnieździł się gdzieś tam i czekał na, coraz rzadszych, śmiałków, chcących stawić mu czoła. Krasnoludy w milczeniu przyglądały się szczytom. W końcu Adaad Smwar westchnął, wstał i zaczął mówić. Mówił długo, ale raczej nieskładnie. Wspomniał coś o przeprosinach za wciągnięcie towarzyszy w tą niebezpieczną, i właściwie śmiertelną aferę. Pocieszał, że czasami smoki da się pokonać. I że w ogóle. Na koniec swej, jeżeli można tak powiedzieć, tyrady rzekł:

– W końcu, jeżeli nie chcecie, to sam pójdę na gadzinę. Nikt was nie zmuszał, żebyście szli ze mną…

Zamilkł. Reszta Krasnoludów spoglądała na góry. Czy też może Góry. Krasnoludy kochały ostre granie, strome szczyty. Górskie jaskinie. W których były skarby. Których strzegł smok. Który… Generalnie myśli ich biegły w jednym kierunku – tam czeka śmierć.

Nie doczekawszy się reakcji usiadł, i sam popatrzył na szczyty Gór Sinych. Tam czeka śmierć – pomyślał – ale alternatywa też nie jest za ciekawa.

– Panie Knucie? – powiedział w końcu – Ja was nie trzymam tu.. Tam…

– Czeka smok. I śmierć – dokończył Sorinsson – Prawdopodobnie. Ja, Knut Sorinsson Dwa Miecze idę na smoka. Nie mam już dokąd uciekać – pod pytającymi spojrzeniami dodał – Dezercja wielokrotna. Szafot.

– W wy? – Adaad spojrzał na Długiego i Skreka.

– Wiesz, Ad – zaczął Skrek – To tak jakby przez ciebie się tu znalazłem. Zresztą uciekać też już chyba nie ma dokąd. Nie tylko ty, Vaco, masz przechlapane na północy… Idę, ale będę tego żałował. Aż do śmierci. Pewnie jakiś tydzień…

– Do Rimii nie ma po co wracać bez smoka – dodał Długi – Trudno. Trza będzie zemrzeć tu. W Clavis czeka na mnie kat.

– O! – rozpromienił się Skrek – Też mam wyrok w Clavis. Dwa morderstwa, a ty?

– Gwałt. Tak bez wnikania w szczegóły.

Krasnoludy zamilkły. Wszyscy członkowie bandy znali niezdrowe fascynacje Długiego ludźmi, ale żeby aż tak…

– U-u – wydukał Skrek – A myślałem, że z tą księżniczką w Tripii to tylko taki wypadek był…

– Spokój, Skrek – powiedział Knut – Wystarczy. Wiemy, że Vaco jest… dziwny. Ale wędruje z nami już tak długo, że powinieneś się przyzwyczaić.

– Przepraszam, Długi – Skrek spuścił głowę.

Orisson wzruszył ramionami.

– Został jeszcze Romi – Smwar spojrzał na najmniejszego krasnoluda.

– Ja nie umiem walczyć – wyznał ten – Brzydzę się przemocą. A tam czeka na mnie walka… Ale z drugiej strony…

– Widziałem, jak zakułeś człowieka – Sorinsson popatrzył na młodszego towarzysza.

– W samoobronie! – Krasnolud zaprotestował i spuścił wzrok.

– Powiedz, Roni, coś przeskrobał? – zagadnął Skrek – Coś żeś kiedyś mówił, że musiałeś ze stolicy uciekać. Co?

– Cichaj, Skrek – powiedział Sorinsson – Nie chce, niech nie mówi.

Romi zaczerwienił się.

– Idę z wami – powiedział cicho – Też na mnie czekają.

Adaad Smwar wstał i klasnął w dłonie.

– To chodźmy!

Członkowie drużyny spojrzeli na swego wodza spode łba, i w milczeniu zaczęli przygotowywać się do wymarszu. Osiodłali kuce, darowane im na drogę przez kasztelana Jana z Goole. Koniki co prawda nie wyglądały na bardzo żywotne, ale lepsze takie niż żadne. Adaad musiał być bardzo przekonujący po pijaku, że naciągnął potężnego magnata na ten dar. Nie mitrężąc ruszyli w stronę Gór Sinych. Postronny obserwator, obdarzony jakąkolwiek dozą wyobraźni rzekłby: oto zgrana drużyna bohaterów wyrusza wykonać jakieś niezwykle trudne i szlachetne zadanie. Ale ponieważ postronnymi obserwatorami były tylko ptaki, za komentarz starczyć musiało różnego rodzaju kra-kra i ćwir-ćwir. Ale była to chyba trafniejsza konkluzja…

 

***

 

Krasnoludy były w podróży od tygodnia. Od blisko czterech dni kawalkada wspinała się po stromych ścieżkach Gór Sinych. Kuce pana z Goole sprawowały się nad wyraz dobrze – padł tylko jeden. Ostre krawędzie i załomy skalne radowały by serce każdego Krasnoluda, dlatego nawet Skrek wyglądał troszkę pogodniej niż zwykle. Zwłaszcza, że mijał już tydzień odkąd rzucił przepowiednię: że zostało mu tylko siedem dni życia. Pozostałe Krasnoludy również miały trochę mniej minorowe nastroje. Jechali właśnie wąskim traktem, kuce z wielkim trudem pokonywały kamienne stopnie.

– Panowie! Zsiadamy – zakomenderował Knut.

– Po co? – zapytał, całkiem niepotrzebnie Skrek.

– Bo zaraz sami pospadamy, młotku! – odparł Adaad – Nie widzisz jak tu stromo?

Skrek nic nie odpowiedział, ale zsiadł z kuca. Knut Sorinsson krytycznie przyjrzał się dróżce, którą mieli zamiar podążać.

– Konie nie dadzą rady – stwierdził.

– Myślisz? – spytał Smwar.

Knut kiwnął głową. Nagle wszystkie kuce zaczęły rżeć i wierzgać.

– Co jest? – krzyknął Skrek z trudem utrzymując swojego zwierzaka za uzdę – Smok??

Krasnoludy rozejrzały się trwożnie, ale nigdzie nie dało się dostrzec jakiegokolwiek śladu działalności wielkiego jaszczura. Nagle Vaco rozejrzał się i krzyknął:

– W nogi!

– Co? Czemu? – rozległ się chór głosów.

– Trzęsie.. – nie zdołał dokończyć, gdyż potężny wstrząs zbił go z nóg.

Ziemia zadrżała, przewracając całą karawanę, jednak po chwili Krasnoludy już podnosiły się z klęczek.

– Wszyscy cali? – spytał Sorinsson.

– My tak – odparł Romi – Ale dwa kuce…

– Co?

– Spadły.

Wysokość nie była duża, ale od kuców, z których jeden zdradzał jeszcze jakieś oznaki życia dzieliła ich stroma ściana.

– Trudno – zawyrokował Adaad – A teraz…

– Cicho! – przerwał mu Vaco – Słyszycie?

– Coś jak… Dudnienie? – zapytał Romi.

Knut przełknął ślinę.

– Lawina! Chodu! – wrzasnął.

Gromada wraz z ocalałymi kucami klnąc potwornie rzuciła się do ucieczki. Dość wąska dróżka biegnąca, miejscami całkiem stromo w dół nie ułatwiała im zadania. Zresztą zdołali przebyć bardzo niewielką odległość – dopadła ich kamienna lawina… Gdy przestało już huczeć Adaad Smwar podniósł się z ziemi i pomógł wstać Długiemu. Oba Krasnoludy rozejrzały się i dostrzegły coś, co mogło być kiedyś Skrekiem. Bo pewnie już nie było. Wolno poszli w tamtym kierunku.

– Przewidział to – powiedział Vaco – Że został mu tydzień.

Nagle domniemane zwłoki poruszyły się i zaklęły. Bardzo plugawie. Adaad i Długi pobiegli w stronę Skreka. Ten na ich widok zaklął i powiedział:

– Kask.

– Co? – zapytali równocześnie Smwar i Vaco.

– Kask mi pękł – wyjaśnił Skrek, ociekając krwią – I chyba mam złamaną ręką.

– Czyli żyjesz – stwierdził Adaad.

– Taaa – przytaknął Krasnolud – A gdzie reszta?

Smwar z Długim spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.

– Może im przepowiedziałeś koniec tydzień temu – powiedział Vaco.

– Knuta nie da się tak łatwo ubić – odparł Skrek – Byle trzęsienie ziemi ani lawina go nie załatwi. To pewne!

Pozostałe Krasnoludy nic nie powiedziały. Po chwili Vaco zajął się chorą ręką Skreka. Chyba faktycznie była złamana – Skrek bowiem skomentował umiejętności medyczne towarzysza słowami obelżywymi, ale niezwykle barwnymi. Było już po południu, gdy Smwar poszedł się rozejrzeć po rumowisku, w nadziei znalezienia jakiegoś kuca. Lub chociaż resztek kuca. Na pozostałych towarzyszach Krasnoludy położyły, mimo protestów Skreka, krzyżyk. Okazało się, że niesłusznie. Adaad znalazł zwłoki jednego z kuców, a pod nimi… Romiego. Młody Krasnolud leżał przyciśnięty zwierzęciem – to ocaliło mu życie. Wywinął się tylko różnymi otarciami i stłuczeniami. Nigdzie jednak nie można było znaleźć Knuta. Lub chociaż jego zwłok. Znaleźli za to jeszcze jednego kuca. Zwierzę w prawdzie żyło, ale było widać, że ma połamane nogi.

– Długo nie pociągnie – zawyrokował Skrek.

Reszta Krasnoludów potwierdziła stonowanymi kiwnięciami głów.

– Trza go dobić – dodał Skrek – Będziemy mieli koninę na kolację.

– No – przytaknął Smwar.

Ale za nim zdążył cokolwiek uczynić do konia podszedł Roni, i wyciągniętym gdzieś zza pasa sztyletem o wąskim ostrzu dobił zwierzę.

– Mówiłeś, że brzydzisz się przemocą – zauważył Skrek.

– Tak – Romi wytarł w płaszcz okrwawiony sztylet – Nie lubię walczyć. Ale… Wiecie… Nożem posługuję się całkiem sprawnie – Ad przypomniał sobie pewnego gajowego, rozpłatanego przez młodszego Krasnoluda podczas jednej z przygód – A po za tym, wiecie, za malwersacje podatkowe nie grozi kat.

– Co, zakułeś kogoś? – domyślił się Vaco.

Romi uśmiechnął się smutno.

– Można tak powiedzieć. Cóż, oprócz kariery w branży handlowej zrobiłem też karierę w innych… zawodach.

Krasnoludy spojrzały na swojego towarzysza. Wyszło na to, że wspaniale wpasowywał się w ich kompanię.

– Już dawno zdawało mi się, że chowasz przed nami pewne talenty – Smwar zamarkował cios nożem – Nawet, jak nie lubisz otwartej walki. Za to lubisz kłamać, co?

Romi wyszczerzył zęby i pokiwał głową. Po dłuższej chwili milczenia Skrek rzekł:

– No dobra, mamy już co do garnka włożyć. Poszukajmy zwłok Knuta. Chciałbym, żebyśmy mu wyprawili pogrzeb…

– Po co? – spytał Adaad – Przecież ma już grobowiec. I to najlepszy jaki Krasnolud może sobie wymarzyć. Jego ciało będzie tu spoczywać na wieki…

– Sorinsson uratował mi kiedyś życie, jestem mu to winien! – zakrzyknął Skrek.

– Nie mamy na to czasu – odparł Długi.

– Nalegam – Skrek zaczynał być natarczywy.

– Od kiedy to taki dobry jesteś, co? – zapytał Adaad – Masz wyroki w kilku księstwach, a teraz przejmujesz się czyimś pochówkiem.

– To był też nasz towarzysz – dodał Długi – Ale nie ma sensu szukać ciała.

– Jest! – krzyczał Skrek – To nasz obowiązek!

Romi, nie biorący udziału w tej burzliwej kłótni, usiadł na kamieniu, założył na nos pęknięte okulary i uśmiechnął się.

– A ty co się szczerzysz? – zapytał Skrek.

– Powiedz, o co tak naprawdę ci chodzi, kolego – odparł Zabójca – Bo przecież nie o zwłoki Sorinsona, nie?

Skrek zamilkł, a Adaad i Vaco popatrzyli na niego.

– No? – zapytał Smwar.

– Dobra – powiedział w końcu zagadnięty – ale połowa dla mnie.

Krasnoludy uśmiechnęły się.

– Dzielimy się po równo – zawyrokował Adaad – Powiedz tylko czym?

– Wiesz ile kosztuje pierścień krasnoludzkiego szlachcica? – spytał Skrek.

– Sporo… – powiedział Romi i zamilkł.

– Knut był Dwa Miecze! – krzyknął Smwar.

Czwórka Krasnoludów do wieczora przeszukiwała rumowisko. Dopiero nadejście ciemności przerwało ich pracę, ale gdy tylko świt zaróżowił niebo drużyna rozpoczęła od nowa. Nagle Romi przestał i zawołał resztę grupki.

– Przypomniałem sobie!! – krzyczał – Widziałem Knuta niedaleko tamtej skały!! – pokazał na sterczącą niedaleko brzegu rumowiska skałkę – Musi tam leżeć!!

Krasnoludy rzuciły się we wskazanym kierunku i zaczęły rozkopywać rumowisko. Pracowali w pocie czoła aż do południa. Po krótkiej przerwie na koninę ponownie zaczęli drążyć osuwisko. Nagle do ich uszu doszło przekleństwo. A po chwili dotarły słowa:

– No nareszcie!

Krasnoludy spojrzały po sobie i zaczęły kląć bezdźwięcznie. Po krótkiej chwili Skrek powiedział, fakt, że trochę nieszczerze:

– A mówiłem, że trzeba czegoś więcej niż lawiny żeby zabić Knuta?

Odkopywanie towarzysza trwało aż do wieczora. Okazało się, że Sorinsson w ostatniej chwili schował się w niewielkiej wnęce skalnej. Kiedy przyszła lawina zasypała go, ale na szczęście był bezpieczny. Tylko okrutnie zgłodniał przez te prawie dwa dni. Cóż było robić – nakarmili Knuta i poszli spać. Rano drużyna pozbierała resztki zapasów i ruszyła w drogę. W zgodnej opinii prowiantu mieli na trzy – cztery dni marszu. Niewiele.

 

***

 

Drugiego dnia zeszli w dolinę. A Skrek zaklął. W dolinie, było to widoczne nawet dla niewprawnego oka mieszkał smok. Oprócz śladów ognia na skałach i spalonych kikutów drzew sporo było narzucanych kości. Prawdopodobnie w sporej części były to szczątki potencjalnych bohaterów. A dokładniej tych, którzy już na zawsze pozostaną tylko potencjalnymi. Krasnoludy rozbiły obóz pośród pobojowiska i rozpoczęły penetrację doliny. Łup okazał się obfity. Oprócz znalezisk o czysto materialnej wartości drużyna zdobyła spore zapasy jedzenia oraz należycie się uzbroiła. Adaad znalazł dwuręczny topór, niewątpliwie krasnoludzkiej roboty, pokryty runami. Skrek i Długi pozakładali znaleźne zbroje, dodatkowo Skrek znalazł rogaty hełm. Knut poprzestał na dokooptowaniu do swojego rynsztunku tarczy. Z mieczem nigdy się nie rozstawał, a kolczuga którą nosił, jak sam stwierdził, nie jest dużo gorszą ochroną przed smokiem niż jakaś pełna zbroja płytowa. Tylko Romi nic nie wziął. Powiedział, że wystarczy mu jego sztylet. A trupów grabić nie lubi, chyba, że znalazły by się gdzieś tam jakieś okulary, bo te które ma są popękane. Tak uzbrojona drużyna zbudowała sobie szaniec z kamieni i kilku byłych koni i czekała. Na smoka. I pojawił się! Przeleciał nad doliną trzeciego dnia, tuż po wschodzie słońca. Nastrój Krasnoludów, podbudowany udaną grabieżą znów podupadł. Ostrożne przeszpiegi wykryły, iż gad miał leże całkiem niedaleko, w jaskini za zakrętem doliny. Czwartego dnia po zejściu drużyny do doliny Krasnoludy znalazły wśród resztek poprzednich kandydatów na bohaterów prawdziwy skarb…

– Dwie beczki wódki!! – krzyczał uradowany Smwar.

– I jeden smok – dodał ciszej Knut – Zamknij się!

Ale było już za późno. Również Skrek i Vaco dorwali się do znaleziska. Skrek pił ze swojego znaleźnego hełmu z rogami. Po chwili, widząc, że nie opanuje syuacji do pijących dołączył sam Sorinsson. Tylko Romi nie pił. Jak tłumaczył, nie przepada. Po niedługiej chwili opróżniona została pierwsza z beczek. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że oto bohaterowie radują się ze zwycięstwa, względnie próbują popełnić samobójstwo w dość niekonwencjonalny sposób. Niestety, nie było tutaj żadnych obserwatorów, i w sumie dobrze, gdyż jedyną istotą mogącą obserwować Krasnoludów byłby smok. A ten spał w swojej jaskini.

Tymczasem Krasnoludy podochociły sobie, i zaczęły śpiewać, czy też może wykrzykiwać, różnego typu pieśni bohaterskie. Darły się tak, że obudziły smoka. Gad przeciągnął się i wyszedł ze swej jamy, pilnie nasłuchując. Prozaiczne to wydarzenie było prawdopodobnie początkiem końca drużyny. W krasnoludzkim szańcu rej wodził najbardziej pijany Adaad Smwar, Krzyczał:

– Gdzie jest ten smok? Dajcież mi tą gadzinę, a utoczę z niej posoki!!

– My z tobą!! – krzyczał niewiele mnie pijany Skrek.

– Zamknijcie się!! – rozdarł się Knut Sorinsson, w porównaniu z dwoma poprzednimi praktycznie trzeźwy.

– Sam się zamknij!! – odkrzyknął Smwar – Na smoka!!

– Atak!! – krzyczał Skrek.

– Aaa..tk! – usiłował zawtórować Vaco, ale czknął.

Nagle Adaad Smwar pociągnął większy łyk gorzałki, ujął w dłonie stylisko znaleźnego topora i wrzasnął:

– Idę… Zabić… Gada!! Czekajcie tu!!

Po czym wyszedł z okopu i ruszył chwiejnym krokiem w stronę leży smoka. Po kilku krokach potknął się o swą brodę, wypuścił topór i wyrżnął jak długi na ziemię. Po chwili wstał, gramoląc się niezdarnie i niepewnie ruszył przed siebie.

– Nie dojdzie do smoka – zawyrokował Knut – Zabije się o swój własny topór.

– Nie swój, hep, a znaleźny! – wtrącił Skrek.

– To będzie najgłupsza bohaterska śmierć w tym stuleciu – niezrażony kontynuował Sorinnson.

Skrek pokręcił głową.

– Nie – rzekł – Najgłupszą śmiercią bohatera w tym stuleciu zginął Dirk Jednononogi z Hff… z Kuff… z Khufu.

Pozostałe Krasnoludy spojrzały się na niego.

– Najpierw Dirk obciął sobie nogę w czasie jakiejś burdy – kontynuował Skrek – A potem założył się, że, hep, bo miał drewnianą nogę, wejdzie na najwyższy szczyt Khufu, Kozią Górę. I poszedł. Hep! Ale mu noga utkwiła w szczelinie, potknął się, oderwał od nogi i spadł. Potem ten kikut tam z 5 lat sterczał. Ale lawina go zabrała, jeszcze zanim mnie z Khufu wygnali. Hep!

– No! To rzeczywiście, Druga najgłupsza śmierć bohaterska… – Romi pozwolił sobie na komentarz.

– A jakże!! Hep! – powiedział Skrek – Dirk najgłupiej zginął!!

Nagle, po raz drugi w ciągu tygodnia zatrzęsła się ziemia. Wstrząs zbił z nóg stojącego Skreka, co jednak nie było tak wielkim osiągnięciem gdyż Krasnolud sam z trudem utrzymywał pion. Po chwili po dolinie poniósł się ryk. Krasnoludy zdębiały.

– Smok dopadł Ada! – zawyrokował Knut, a Romi pokiwał głową.

– A mnie… – zaczął Vaco – Wydaje mi się, że to brzmiało jak ryk rozpaczy..

– Hep? – spytał Skrek.

– No – potwierdził Długi.

– Adaad załatwił smoka! – zawył Skrek – Biegnijmy pomóc mu w szlachtowaniu gada!!

Wyciągnął miecz z pochwy, wyskoczył z szańca i pobiegł w stronę smoczej jamy. Za nim, wymachując orężem ruszył Długi i Knut, który zdążył tymczasem nadrobić zaległości w piciu i mocno się chwiał. Romi patrzył na całą tą scenę jakby z niedowierzaniem. Siedział sam w okopie, a pozostali rzucili się na smoka! Rozejrzał się po szańcu, znalazł kask, służący za naczynie, napełnił je alkoholem i przechylił. Otrząsnął się, wyciągnął sztylet, i z wrzaskiem rzucił się tropem pozostałych towarzyszy. Krasnoludztwo zobowiązuje – pomyślał – Niestety… Romi pokonał zakręt doliny i wpadł prosto na trzy zdębiałe krasnoludy. Sam też stanął jak wryty. Przy wejściu do jaskini leżał smok, zgnieciony przez skały. Właściwie przez wiele ton skał. Gad nie żył. Zabiło go trzęsienie ziemi. Spod zwałów wystawała przednia część potwora. Koło leżącej na ziemi głowy skakał z toporem pijany w sztok Adaad, usiłując odrąbać smokowi głowę. Szło mu to bardzo opornie. W końcu zrezygnowany usiadł na kamieniu i krzyknął do towarzyszy:

– Zabiłem sukinkota!

Po czym zwalił się bez zmysłów na ziemię.

 

***

 

Adaad Smwar wolno otworzył oczy. W skołatanej głowie jakieś umysłowe resztki starały się ułożyć w jakąś logiczną myśl. Na przykład: “Gdzie ja jestem?”. Gdy po chwili wielkiego wysiłku wszystkie ścieżki umysłu zbiegły się już w jeden punkt pojawiła się następna przeszkoda. Artykulacja. Adaad Smwar wytężył siły i zapytał:

– Yyyh?

Odpowiedzią była cisza. Taka cisza, jaką można spotkać tylko w górach. Adaad Smwar skupił się, ponownie wytężył siły i zaklął. Powracająca z wielkim bólem świadomość pozwalała już na jakie takie rozejrzenie się po okolicy. Okolica była skalista. Otaczał ją całun nocy, rozświetlany wesołymi, i w tej chwili bardzo głośnymi płomieniami buchającym z ogniska. Wokół ognia rozmieszczonych było kilka ciemniejszych plam, niechybnie były to jakieś postaci. Adaad Smwar zaryzykował myśl, że są to jego towarzysze. Był tego prawie pewien.

Towarzysze zauważyli chyba nieśmiałe próby powrotu Adaada do świata żywych, gdyż jeden z nich rzekł:

– Oho! Wstał nasz bohater!

– Taaaak? – powiedział Skrek – Najwyższa pora.

– Wielki Bohater Krasnoludów i Jego Towarzysze – powiedział Knut Sorinsson.

– Pogromcy Potworów! – dorzucił Vaco, z pewną dumą.

Smwar uśmiechnął się z trudem. Stęknął, zaklął i powiedział:

– Co?

Koniec

Komentarze

Opowiadanie stare, ma jakieś kilka lat. We wcześniejszych edycjach pojawiało się gdzieś tam w internecie (sam bohater żyje sobie w jednej z polskich krain MMORPG, z obawy przed kryptorekalmą nie będe mówił w jakiej). Od tamtej pory Krasnould pijak i jego kompani mieli wiele przygód, które może także zamieszczę tutaj.
Jeśli Adaad spodoba się czytelnikom, nie wiem.

Czy piszę lepiej od tamtego czasu? Mam nadzieję, że tak:)

Nowa Fantastyka