- Opowiadanie: MPJ 78 - Weksel

Weksel

Opowiadanie powstało pod wpływem grypy, siedzenia w domu i wspominania podstawówki. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

regulatorzy, FoloinStephanus, Użytkownicy

Oceny

Weksel

We wrześniu roku dwa tysiące szesnastego nawiedzał mnie pewien sen. Przenosiłem się w nim do lat dziecięcych. Podstawówka, w której się wówczas uczyłem powstała w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Tak naprawdę jej kompleksu nigdy nie dokończono. Przed wojną zdążono postawić okazały gmach szkoły, budynki gospodarcze z magazynami i wyposażoną w prysznice umywalnią. Miała też powstać hala gimnastyczna, zgromadzono nawet stertę kamieni do podmurówki pod ten obiekt, i na tym się skończyło. W czasach PRL wyasfaltowano boisko, ale hala z jakiś powodów ciągle była tylko w planach. Nam dzieciakom zupełnie to nie przeszkadzało. Sterta otoczaków była dla nas świetnym miejscem do zabawy na każdej przerwie. Kamienie był mniejsze i większe, obłe, kanciaste, w najróżniejszych odcieniach, wzorach. Nie spełniłyby żadnej z unijnych norm dla zabawek. Wystarczyła jedynie odrobina fantazji, by budowano w nich domy, bunkry, skrytki.

We śnie, pod wielkim kamieniem, kawałkiem jakiegoś patyka kopałem garaż dla resoraka. Moje czerwone Ferrari Matchbox'a było w połowie lat osiemdziesiątych, super furą. Budziłem się z poczuciem, iż tam pod kamieniami jest skarb. Nie mam pojęcia ile można zarobić na resorakach z lat osiemdziesiątych, ale uzbrojony w wykrywacz metalu i saperkę postanowiłem sprawdzić, czy w czyimś garażu nie zapodziało się jakieś autko.

Teren starej szkoły dziś straszy pustką. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych w Broku skończono budowę nowej szkoły dostosowanej do współczesnych standardów, z halą gimnastyczną, pełnowymiarowym trawiastym boiskiem do nogi, placem zabaw dla dzieci, gdzie wszystkie przyrządy mają zestaw wymaganych certyfikatów. Starą szkołę sprzedano, ktoś ją tanio kupił i od tej pory powoli niszczeje.

Kamień jak ten ze snu znalazłem bez trudu. Odrzucenie go na bok dla dziecka byłoby ponad siły, dla dorosłego mężczyzny to fraszka. Wykrywacz metalu nad odkrytą dziurą zapiszczał zachęcająco. Saperka z trudem bo trudem ale zdejmowała kolejne warstwy ziemi. Na głębokości półtora sztychu na coś trafiłem. Ostrożnie, zacząłem odsłaniać znalezisko, solidnie zasmołowaną puszkę. Co to jest? Bałem się że to może być jakaś mina pułapka, ale ciekawość zwyciężyła. Bardzo ostrożnie usuwałem warstwę smoły, a potem przecinałem blachę. W środku znalazłem słoik, a w nim pożółkłe kartki pokryte ręcznym pismem. Zacząłem czytać.

 

Ty, który widzisz te słowa, ty wysłuchaj najpierw o krzywdzie jaka mnie spotkała. Piszę to w pierwszy dzień miesiąca tiszri, pierwszy dzień roku pięć tysięcy siedemsetnego. Wedle rachuby gojów jest trzynasty września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego. Cztery dni temu nieszczęście nas spadło niczym jastrząb. Co tam jeden jastrząb, stado jastrzębi i kruków na dodatek. Gdyby nie te tragedia, dziś świętowalibyśmy Rosz Haszana. Stał się jednak to, co się stało. Milczą dziś rogi, grzechów nikt nie wytrzepuje na brzegu Bugu. Bo jak pójść i z win się oczyścić, kiedy nad rzeką stoją Niemce i strzelają, jak strasznie strzelają.

Wojna wybuchła jakieś dwa tygodnie temu. Myśmy znaków jej zbliżania widzieć nie chcieli, a przecież były. Od wiosny Polaki do wojska powoływali tych, co już swoje odsłużyli. Płakali żony, płakali dzieci, ale chcieli my wierzyć, że jakoś to będzie. Potem jak wojna się już stała, kilkunastu polskich żołnierzy zaczęło pilnować mostu, inni coś tam przy jego filarach robili. U nas było spokojnie. Tylko Mosze wozak, przyniósł straszne wieści z Małkini. Mówił, że tam z aeroplanów bomby rzucali na stację, że na Piaskach od tych bombów domy się popalili, a ile ludzi zabili na śmierć.

Zmrok już zapadał i nastał szabas, dwudziesty piąty dzień miesiąca elul. Wtedy to nieszczęście przyszło i do nas. Nocą z ósmego na dziewiąty września wedle rachuby gojów, od rzeki dobiegły odgłosy strzelaniny, a potem wielki huk, ach jaki straszny huk. Te polskie żołnierze, co tam byli wysadzili most w powietrze. Rankiem my zobaczyli, że pojawili się Niemce. Najpierw cyklisty, co po zawalonym moście na drugi brzeg się przedostali. Potem z chrzęstem przybyli tanki i pionierzy. Promy oni robili i się za rzekę przeprawiali. My się modlili w synagodze, by nas wojna oszczędziła i by te Niemce sobie poszły precz za Bug.

Po południu dwie rzeczy się stały. W Broku pojawili się niemieckie kolonisty z Płatkownicy wszystkie z bronią i przyjechało tu automobilami więcej żołnierzy. Łatwo widzieć znaki, kiedy rzecz się stała, trudno wcześniej. Ja od razu wiedział, że jak te żołnierze mają trupie czaszki na czapkach i błyskawice na kołnierzach, to one są wysłanniki śmierci i zniszczenia. Trudno być prorokiem we własnym kraju prawią chrześcijanie i jak rzadko mają rację. Ja mówił uciekać trzeba, ale kto mnie słuchał?

Kolonisty i te trupie czaszki ruszyły w miasto, jak strasznie ruszyły. Ja widział z krzaków, jak u Szulców takie małe Salcie zabiły na śmierć, za to że stary Mosze nie chciał oddać pieniędzy. Jak im dał, co miał, to te trupie czaszki go zastrzeliły i jeszcze dom podpaliły. Kolonisty wiedziały kto może co mieć i prowadziły. Straszne rzeczy się działy. Ja uciekał do lasu, z moją żoną Rebeką aż uciekł. Tam ja zobaczył polskie ułany. Ja ich błagał, co by ludzi ratowały. Ten porucznik co dowodził, o most pytał. Jak ja mu mówił, że mostu nie ma, to on klął strasznie, ale poszedł ze swoimi naszych ratować.

Ci co z Broku jeszcze wówczas nie uciekli, mówili potem, że tych ułanów było mało, ale bili się jak lwy. Jak tylko zaczęli strzelać, to Niemce choć ich wiele więcej było, przestali chodzić po domach i mordować. Wszystkie trupie główki, kolonisty, pioniery, cyklisty pobiegły bronić przeprawy. Miasto się paliło, ale nasi ludzie mogli się ratować. Ułany powalczyły do zmroku i poszły w las.

Dwa dni później pochowali my zmarłych. Straszne to było, straszne, zastrzeleni, popaleni, mężczyźni, kobiety, dzieci. Wtedy, w tym żalu i rozpaczy ja wykorzystał wszystkie tajne nauki cadyka Abrahama Judy Lejba, sekrety kabały. Wezwałem Raguela, Sariela, Uriela, Kamaela, przybyli potężni, wspaniali, prawi. Błagałem o sprawiedliwość, o karę na narodzie, co te trupie główki przysłał. Spisałem z nimi kontrakt, za wszystkie krzywdy, tak straszne krzywdy, za wszystkich zabitych, za spalonych z narodu wybranego, z ludu tej ziemi, wezwani przeze mnie mają Niemcom naliczać rachunki z odsetkami jak w porządnej pożyczce. Czas zapłaty przyjdzie za siedemdziesiąt siedem lat, siedem miesięcy i siedem tygodni. Stać się jednak tak nie musi. Wystarczy złamać pieczęcie pod kontraktem i wówczas one Niemce będą wolne od zapłaty. Ty, co to czytasz, ty je osądź i zadecyduj.

 

Faktycznie w słoiku oprócz kartek z listem jest też coś co przypomina przedwojenny weksel. Jedynie w miejscu gdzie powinny być symbole opłaty stemplowej znajduje się pięć pieczęci. Czyżby anonimowy autor listu wezwał kogoś więcej prócz czwórki wymienionych? Tego się teraz nie dowiem. „Weksel” jest sporządzony takim samym pismem, jakie widziałem na macewach brokowskiego kirkutu. Jak znajdę jakiegoś tłumacza, będę wiedział więcej.

 

Majowe popołudnie roku dwa tysiące siedemnastego, na brokowskiej promenadzie robię zdjęcia. Rzeka wieczorem bywa piękna i przyciąga wielu spacerowiczów, nastolatki, zakochanych, ładne dziewczyny i emerytów. Wśród wielu stałych bywalców, pojawiły się dwie obce postacie. Wyższy i zarazem młodszy, o sylwetce Schwarzeneggera, w bojówkach i koszuli z krótkim rękawem w pustynnym kamuflażu, wojskowych butach, ciemnych okularach, na krótko ostrzyżonych ciemnych włosach miał myckę, a na prawej ręce tatuaż. Poruszał się z ledwie dostrzegalną sztywnością. Starszy miał na oko około sześćdziesięciu lat. Stanowi przeciwieństwo swego towarzysza, srebrna broda, pejsy, orli nos, kapelusz nosił jakoś tak nietypowo na samym czubku głowy, do tego choć to koniec maja i było ciepło, miał na sobie chałat. Wiek chyba nie wpływał na jego sprawność, bo maszerował szybkim lekkim krokiem, rozglądając się przy tym dokoła jakby czegoś szukał. Dyskretnie, strzeliłem im fotkę.

– Dzień dobry wieczór panu – zagadnął mnie, specyficzną polszczyzną starszy z Izraelitów.

– Dzień dobry.

– Piękną mamy pogodę. – Zabrzmiało to jak stwierdzenie a nie pytanie.

– Owszem. – Potwierdzam grzecznie.

– Pan lubisz tak odpoczywać nad rzeką?

– Kiedy jest tak ładnie jak dziś, grzechem jest nie skorzystać i siedzieć w domu.

– Pan lubisz zdjęcia robić. – Wzrokiem wskazuje na aparat.

– Też prawda. – Ups pewnie zauważyli, że ich fotografuje. – Sam spacer bywa nudny, ale jak się robi zdjęcia, to jest ciekawiej. Wiadomo, wiosna, słońce, rzeka ptaki, a czasem to nawet jakaś dziewczyna wpadnie w obiektyw. – Może uda się jakoś zagadać i nie będą się czepiać, że ich pstryknąłem.

– Ja myślę, że pan nie tylko robisz zdjęcia.

– Fakt, jeżdżę też na rowerze. – Śmieję się lekko, wskazując ruchem głowy stojący obok mnie pojazd. 

– Ja mówię nie o tym.

– A o czym? – Chyba się nie uda ich zagadać.

– Pan coś znalazł i ja bym chciał wiedzieć, co pan z tym zrobisz?

– Znalazł? – O co mu może chodzić?

– Taki specjalny weksel z czasów shoah.

– Powiedzmy, że coś znalazłem. – Skąd on to wie? Przecież nigdzie się tym nie chwaliłem. Może tłumacz im o mnie powiedział?

– I co pan z nim zrobisz?

– Nic, to zabytek, pamiątka po ludziach, którzy dawno odeszli.

– Pan nie chcesz złamać pieczęci i uratować te wszystkie Niemcy? – Tego nie mogli dowiedzieć się od tłumacza. W takim razie skąd to wiedzą?

– Powiem szczerze. Uważam, że to nic nie da.

– Myślisz pan czemu?

– Ktokolwiek zostawił ten list i weksel, wezwał potężne istoty. Raguel jest aniołem sprawiedliwości, Sariel obrońcą przed urokami, Uriel anioł włada gromami i trwogą. Kamael na pierwszy rzut oka zupełnie do nich nie pasuje, jest bowiem tym kto spełniania marzenia. Jeśli jednak poczyta się więcej, to okazuje się, iż równocześnie powierzono mu piąta sefirę, tą od niszczenia kreacji. To, co w liście nazwano kontraktem i fizycznie przypomina weksel, jest tak naprawdę potężną klątwą.

– Ciekawe mówisz pan rzeczy. – Oczy mojego rozmówcy błyszczą.

– Jeszcze ciekawszy jest brak choćby wzmianki o tym, do kogo należy piąta pieczęć.

– Ale pan wiesz czyja ona jest?

– Tłumacz odczytał na niej słowo Abaddon.

– A co to zmienia?

– Powiedzmy, że uważam za bardzo zły pomył własnoręczne łamanie pieczęci pozostawionej przez anioła śmierci i zniszczenia.

– Dużo szukać pan musiałeś.

– Trochę czytałem – uśmiecham się – mogę jednak oddać wam ten „weksel” i niech pana towarzysz złamie pieczęcie.

– A czemu on?

– Bo mu nie zaszkodzi. My siedzimy i rozmawiamy, a on milczy i nawet nie oddycha.

– To mówisz pan, że on trup?

– Raczej golem.

– Pan musisz być fenomen, żeby dostrzec takie rzeczy. – Po raz pierwszy w oczach starca widzę uznanie.

– Powiedzmy, że staram się kojarzyć fakty.

– Ja tak patrzę i patrzę, ale pan mi powiedz, po czemu pan bardziej nie wierzysz, że złamanie pieczęci złamie klątwę niż się boisz?

– Wydaje mi się, że ten kto tworzył kontrakt, chciał kary za zabitych i spalonych brokowskich Żydów. Użył jednak bardzo ogólnych sformułowań. Napisał „za wszystkich zabitych, za spalonych, z narodu wybranego, ludu tej ziemi”. W czasie wojny, w samej Treblince, która leży około szesnastu kilometrów stąd Niemcy wymordowali jakieś osiemset tysięcy ludzi, a przecież takich obozów zagłady było więcej. Samych polskich Żydów zginęło w nich trzy miliony, kolejne trzy to przywożeni tu Izraelici z całej Europy. Jeśli lud tej ziemi oznacza Polaków, będzie trzeba doliczyć następne trzy miliony ofiar, no i jeszcze dochodzą odsetki. W roku tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym prezydent Mościcki specjalnym rozporządzeniem ustalił maksymalne dozwolone oprocentowanie na piętnaście procent rocznie. Z tego o czym czytałem, przepis ten traktowano jednak dość luźno. Jeśli jeszcze tłumacz miał rację i symbole przy oprocentowaniu oznaczają procent składany…

– Co to znaczy jeśli! Oczywiście, że zapisał ja tam procent składany, oczywiście na piętnaście procent, i oczywiście kara z procentami miała być za wszystkie zabite Żydy i za Polaki.

– Od trzydziestego dziewiątego minęło siedemdziesiąt osiem lat. – Liczę na głos – Zdobycie wiedzy pozwalającej na przywołanie tak potężnych aniołów, wymaga czasu. Autora listu nie objął pobór, aczkolwiek był on dość dorosły by mieć żonę, co sugeruje, iż miał on jakieś siedemnaście lat. Dziś ten człowiek jeśli żyje ma powiedzmy dziewięćdziesiąt pięć lat. Na oko o trzydzieści pięć więcej od pana.

– Jak na goja, to nieźle kombinujesz, ale mnie Polaki do wojska nie wzięli, bo ja był na niego już za stary.

– Niemożliwe – stwierdzam z taką stanowczością na jaką mnie stać, czyli niespecjalnie wielką. – Przecież teraz miałby pan minimum sto dwadzieścia lat.

– Dokładnie to sto czterdzieści jeden. – Żyd uśmiecha się widząc, że mnie zaskoczył.

– Jakim cudem?

– Zaraz cudem, a po co robić cuda, skoro można i bez nich. Wy Polaki dziwne są, w golema to od raz uwierzył, a choć w piśmie ma ile żyli biblijni patriarchowie, to w mój wiek nie chce wierzyć. Czy ja mówię, że musi wierzyć? Nie chce, nie musi. Pan mnie tylko powiedz czemu pan nie wierzysz, że złamanie pieczęci zatrzyma egzekucje należności?

– Ponieważ wszystkie elementy potrzebne do rewanżu są już na miejscach. Raguel, Sariel, Uriel, Kamael, Abaddon już dawno uruchomili pewne procesy. Początkowo były one jak kamyki toczące się po zboczu, dziś są już lawiną.

– Co masz pan na myśli mówiąc o lawinie?

– Pokolenie, które w trzydziestym dziewiątym napadło na Polskę i odpowiada za Holokaust było straszne i kreatywne zarazem. Wymyśliło i zbudowało: silniki odrzutowe, latające skrzydła, taśmę magnetofonową, hybrydowe napędy do pojazdów, a nawet rakiety zdolne do zawiezienia człowieka na księżyc. Dzisiejsi Niemcy są inni, brak im wyobraźni, nie budzą strachu, ale sami coraz częściej, się boją. Starając się rozwiązać małe problemy, zamieniają je w coraz większe. Tego nie da się zatrzymać. Myślę, że lepiej jeśli aniołowie wyegzekwują stary dług, niż gdyby przekleństwa innych ludzi uruchomiły coś gorszego.

– Pan widzę przemyślałeś swoje decyzje?

– Tak. Nie złamię pieczęci.

– Więc niech tak będzie.

 

Izraelita, po raz pierwszy podczas naszej rozmowy nie spogląda na mnie, ale na rzekę. Podążam za jego wzrokiem. Przez chwilę widzę, pięć postaci, zawieszonych nad taflą wody, świetlistych, jakby utkanych ze złotych promieni zachodzącego słońca. Po moich słowach ulatują do góry by zniknąć w białym obłoku. Mam dziwne wrażenie, że poza mną i tym starym Żydem nikt inny nich nie widzi.

– Na mnie też już czas. – Stwierdził wstając mój rozmówca.

– Cadyk też zniknie tak jak oni? – zapytałem.

– Oj tam zaraz zniknie, po co znikać? Ja jutro rano mam samolot do Nowego Jorka, interesy wzywają.

– W takim razie nie zatrzymuję. – Elegancko się ukłoniłem

 

Gdy przybysze oddalili się poza zasięg głosu, wyjąłem telefon i zadzwoniłem.

– Co jest? – Spytał mój makler.

– Zlecenie mam, sprzedaj wszystkie moje akcje i kup mi za wszystko jednostki uczestnictwa Eurogeddonu.

– Wiesz, że on kiepsko stoi i słabo rokuje?

– Wiem tylko, że jak Niemcy zaczną mieć kłopoty, to będzie zwyżkował.

– Ok sam tego chciałeś.

Weksel okazał się oryginałem. Aniołowie ruszyli by wyegzekwować rachunki krzywd.  Marnotrawstwem byłoby nie skorzystać z okazji i co nieco na tym nie zarobić. 

Koniec

Komentarze

Pomysł z wekslem bardzo ciekawy, spodobał mi się. Gorzej z wykonaniem.

Czy na początku września ‘39 Niemcy byli nad Bugiem? Nie znam się na historii ani geografii, ale mnie to zaskoczyło.

Trochę literówek, błędy w zapisie dialogów, czasami gramatyka się rozjeżdża.

Kamienie był mniejsze i większe, obłe, kanciaste, w najróżniejszych odcieniach, wzorach.

Jedna z literówek.

Na głębokości półtorej sztychu

Sztych jest rodzaju męskiego, więc półtora, nie półtorej.

Babska logika rządzi!

Nie chwyciło. Naprawdę słabo wykonane – jakbyś ani razu nie przeczytał opowiadania przed publikacją. Literówki, interpunkcja, niezgrabne zdania; że już nie wspomnę o specyficznym sposobie wysławiania się Żydów. Imo trochę przesadziłeś ze stylizacją. 

Poza tym początek mało wciągający, nie zaszkodziłoby skrócić. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Pod względem historycznym jest ok. Czołówki dywizji “Kempf” złożonej z pułku panzerwaffe, dwóch pułków zmotoryzowanej piechoty SS i oddziałów pomocniczych dotarły do Broku 9 września rano. Oni szli od północy, z Prus Wschodnich dlatego byli tak szybko. 

 

półtora sztychu już poprawione

 

gravel zanim rzucisz we mnie kamień poczytaj, kawały żydowskie np. zbiory przy “Szabasowych świecach”.

 

A co do czytania to, kilkakrotnie je edytowałem, inna sprawa, że ja tego tzn literówek i błędów interpunkcji po prostu nie widzę. Czytam i nie widzę i to jest makabrystyczne.

 

Aaa, o Prusach nie pomyślałam…

Mnie tam żydowska stylizacja się spodobała. Fajnie, kiedy Autor w ogóle próbuje różnicować sposoby mówienia.

Edytka: Tak sobie pomyślałam – czy cadyk nie powinien mówić “goje” zamiast “chrześcijanie”?

Babska logika rządzi!

Może i powinien? :)

 

Pewnie za bardzo skupiłem się na przeliczeniach kalendarzy aby o tym pomyśleć. 

Szabasowe świece kojarzę. Myśmy na studiach przedzierali się przez prasę żydowską (opowiadanka też tam były ;)) i jednak trochę inaczej zapamiętałam ichniejszą stylizację. Inna sprawa, że krakowscy Żydzi to zupełnie inna specyfika dialektu. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Całkiem zacny pomysł. Z racji umiejscowienia opowiadania, przywodzi na myśl Twoje Legendy brokowskie. Byłaby to bardzo satysfakcjonująca lektura, gdyby nie wykonanie. Mam nadzieję, że poprawisz i usterki, i zapis dialogów, bo nie chciałabym musieć cofać głosu do Biblioteki. ;-)

 

by bu­do­wa­no w nich domy, bun­kry, skryt­ki . – Zbędna spacja przed kropką.

 

We śnie, od wiel­kim ka­mie­niem, ka­wał­kiem ja­kie­goś pa­ty­ka ko­pa­łem garaż dla re­so­ra­ka. – Literówka.

 

po­żół­kłe kart­ki za­pi­sa­ne ręcz­nym pi­smem. – Nie brzmi to najlepiej.

Może: …po­żół­kłe kart­ki pokryte ręcz­nym pi­smem.

 

Za­czy­nam czy­tać. – Dlaczego zmieniasz czas?

Zdarza się to kilkakrotnie także w dalszej części opowiadania

 

Jak znajdę jakiegoś tłumacza, będę wiedział się więcej. – Raczej: Jak znajdę jakiegoś tłumacza, będę wiedział więcej.

 

– Dzień dobry wieczór panu.Zagadnął mnie, specyficzną polszczyzną starszy z Izraelitów.– Dzień dobry wieczór panu – zagadnął mnie specyficzną polszczyzną starszy z Izraelitów.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

i nie będą się czepiać, że ich pstryknęłam.? – Po kropce nie stawia się pytajnika. Przed pytajnikiem nie stawia się kropki.

O! Bohater zmienił płeć! ;-)

 

Śmieję się lekko, wskazując ruchem głowy stojący obok mnie pojazd. . – Jedna kropka wystarczy.

 

– Trochę czytałem, – uśmiecham się… – Przed półpauzą nie stawiamy przecinka.

 

– Ja tak patrze i patrzę, ale pan mi powiedz… – Literówka.

 

chciał kary za zabitych i spalonych brokowskich żydów. – …chciał kary za zabitych i spalonych brokowskich Żydów.

 

W czasie tamtej wojny w samej Treblince… – Raczej: W czasie wojny, w samej Treblince

Wzmianka o tamtej wojnie może przywieść skojarzenie z I wojną światową.

 

a przecież takich obóz zagłady było więcej. – …a przecież takich obozów zagłady było więcej.

 

Zdobycie wiedzy pozwalającej przywołanie tak potężnych aniołów… – Czy nie powinno być: Zdobycie wiedzy pozwalającej na przywołanie tak potężnych aniołów

 

Przecież wówczas miałby pan minimum sto dwadzieścia lat. – Chyba: Przecież teraz miałby pan minimum sto dwadzieścia lat.

 

– Pokolenie, które w trzydziestym dziewiątym napadło na Polskę i odpowiada za holokaust… – …odpowiada za Holokaust

 

niż gdyby przekleństw innych ludzi uruchomiły coś innego. – Literówka.

 

Mam dziwne wrażenie, że poza na i tym starym Żydem… – Pewnie miało być: Mam dziwne wrażenie, że poza mną i tym starym Żydem

 

Gdy przybysze oddalili się poza zasię głosu, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłem.Zasięg obok sięgnąłem nie wygląda najlepiej.

A bohater znów zniewieściał. ;-)

Proponuję: Gdy przybysze oddalili się poza zasięg głosu, wyjąłem telefon i zadzwoniłem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawki naniesione. 

 

Co do zmian płci przez bohaterów to melduję, iż najwidoczniej wpływ na to miała metoda leczenia grypy oparta na grzanym piwie z miodem .  ;-) Piwo jak wiadomo sprawia, że faceci kobiecieją od ciążowych brzuchów, po zmiany emocjonalne.  Na dodatek jeszcze edytor błędów w Apache Office postanowił dorzucić tu i ówdzie nieco genderu :D  

OK. Niczego nie cofam, niczego nie odwołuję.

I, rzecz jasna, mam nadzieję, że dzięki zaordynowanej kuracji szybko wrócisz do zdrowia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powiedzmy, że coś znalazłem. – Skąd on to wie? 

Powinien być myślnik na początku.

Pomysł świetny, ale jeśli chodzi o dialogi to się trochę pogubiłem co, kto i do kogo. I bardzo dobra stylistyka nadająca klimatu.

F.S

Poprawka naniesiona.  :)

 

 

Mnie się podobało: sam pomysł, motyw snu prowadzący do podjęcia działań, znalezisko, niecodzienny kontrakt. Wciągnęło mnie.

Na dodatek czytało mi się nieźle.

To jest bardzo dobre opowiadanie.

Według mnie zasługuje na bibliotekę.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka