- Opowiadanie: J.Ravenfield - BACO -epilog.

BACO -epilog.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

BACO -epilog.

Baco – epilog

 

***

 

To była tylko inteligentna, przeprowadzona z rozmachem, bardzo misterna mistyfikacja – dowodziła DKN-a. Cała para, jaką agencja była w stanie wytworzyć, szła w ten właśnie gwizdek. I choć akcje DKN-y gwałtownie spadły, to przecież jednak przetrwała. Udało się.

 

***

 

– Nieprawdą jest, że wzmacnia nas wszystko, cokolwiek jest za słabe, by zabić i… – rozmowa z doktorem Wolframem kierowała się w stronę pojęćbardzo ogólnych. Given, tym razem, oczekiwał konkretów.

 

-Ależ, doktorze – oczywiście… Przepraszam – ja to rozumiem. Natomiast, niepokoi mnie, co z małym? – Wolfram delikatnie ujął Givena za ramię, jakby chciał go tym gestem uspokoić – zanim jeszcze wypowie jakiekolwiek słowa. Chwilę myślał.

 

– Ta choroba… Chyba mamy to już za sobą. Obserwacja, leczenie ambulatoryjne – to już cztery lata. Ostatnio nie zauważam u … – dobierał właściwe słowo, chciał powiedzieć: „u małego", ale mały był już o głowę od niego wyższy – … u syna, żadnych nieprawidłowych zachowań, w jego wypowiedziach nie ma jakichkolwiek podejrzanych treści, są spójne, logiczne. Ten… Ten kosmita – w głowie – od dawna się nie odzywa, chyba zniknął, na dobre. Powiem panu – to było do przewidzenia. Profesor niepotrzebnie się upierał. Jego zdaniem psychotyczne produkcje tego typu, to albo schizofrenia, albo… nic, co można by wyleczyć – w każdym razie. Ale to stara szkoła… Od razu wiedziałem, że się myli, że to nic organicznego. Chłopiec urodził się w dysfunkcyjnej rodzinie, opuściła go matka, wychowywał ojciec-alkoholik, potem i ten się zabił. Jedna wielka trauma. Tyle.

 

– Więc kiedy następna wizyta?

 

Doktor Wolfram przeciągle i głęboko westchnął.

 

– Wie pan co? Nie będę wyznaczać terminu. Mam do pana pełne zaufanie – zgłosicie się, jeśli będzie taka potrzeba. Neuroconvulex niech bierze stale, na wszelki wypadek, wie pan… stabilizator nastroju. Raz na trzy miesiące odbierzcie tylko receptę.

 

Given uśmiechnął się. Doktor Wolfram wstał, podał mu rękę, odwzajemnił uśmiech.

 

***

 

Szli wolno, jeden obok drugiego. Oni rzeczywiście był tylko trochę niższy od Givena – a ten miał prawie dwa metry.

 

– Mówiłem, że to dobry pomysł. Ten Wolfram, to spryciarz. Po każdej wizycie miał jakieś zastrzeżenia, uwagi. Był nieufny, podejrzliwy, w mig podchwytywał każdy cień niekonsekwencji w moich słowach, każdy moment zawahania. Jednak, od kiedy zaczął z nim rozmawiać Baco, wszystko się zmieniło. Baco mówił nieraz rzeczy bardzo ryzykowne. Trochę się nawet bałem o efekt, o reakcję Wolframa.

 

Given lekko się skrzywił.

 

– Co, chłopaki – już nie pamiętacie, kto z nas był autorem tego pomysłu? – "Chłopaki" zdawały się wcale nie słyszeć jego słów. Wiedział, że to tylko pozory – że go niby ignorują. Gdyby tak było, porozumiewaliby się bezgłośnie – jak zwykle.

 

– Ależ Oni – powiedział Oni, czyli Baco – dokładnie wcześniej to uzgodniliśmy. Musiałem być pewien, że oddasz mi mięśnie mimiczne twarzy, że będą mi całkowicie posłuszne. Kiedy się zwierzałem, znaczy – kiedy ty się zwierzałeś… Nie mogłeś wyglądać na zaskoczonego swoimi własnymi słowami. Jeśli już okazałeś Wolframowi zaufanie, to twoja twarz nie powinna wyrażać lęku przed tym człowiekiem. Wszystko ci przecież wyjaśniłem, Oni.

 

– Tak. Ale co innego teoria, a co innego praktyka. Jak zacząłeś mu nadawać… Te wszystkie brednie, jakieś nieprawdopodobne, te… pikantne szczegóły. " O, cholera…" – pomyślałem. Dobrze, że nie byłem podpięty do tej pieprzonej inwigili.

 

– Wiedziałem, co robię. Zdążyłem już trochę poznać ludzką psychikę.

 

– Chłopaki, dajcie już spokój – tym razem ucichli. Może pod wpływem słów Givena? A może dlatego, że właśnie znaleźli się przed wejściem do apteki?

 

Wykupili recepty – jak zwykle.

 

Kilkadziesiąt metrów dalej wyrzucili Neuroconvulex do pojemnika na śmieci – jak zwykle.

 

Było ich trzech.

 

Jak zwykle.

 

xxx

Koniec

Komentarze

     Tym ( b. nielicznym, jak myślę), co czytali pięć krótkich, zamieszczonych przeze mnie fragmentów należy się jakieś, w miarę uładzone, zakończenie.
      A może ktoś to "przypadkowo" przeczyta (" bo krótkie") i zechce poznać całą historię ( z czego bym się bardzo cieszył)
      A któż to może wiedzieć ?

Nowa Fantastyka