- Opowiadanie: Szeptun - Pan Mądrala

Pan Mądrala

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

gary_joiner, Suzuki M.

Oceny

Pan Mądrala

 

Głos ojca, niski i kojący, spokojny i delikatny, zabrzmiał z przedpokoju. Treść słów, przewidywalna, bo powtarzana raz za razem, niezmiennie wydawała się ośmioletniemu Ezekielowi zwyczajnie nudna:

– Wychodzę na zewnątrz, wrócę za kwadrans, może dwa. Bądź grzeczny, siedź cicho i nikomu nie otwieraj.

– Nawet tobie? – Zeke spojrzał znad pudełka z kolorowymi klockami, krzywiąc usta w złośliwym grymasie.

Głowa ojca wychynęła zza futryny, uśmiechał się delikatnie.

– Bardzo śmieszne, panie Mądralo – rzucił. – Sam sobie otworzę. – Mężczyzna zabrzęczał kluczami i wrócił do przedpokoju.

Chłopak spojrzał na klocki, uchem złowił jeszcze szybkie kroki ojca, charakterystyczny stukot ciężkich butów, dźwięk otwieranych i szybko zamykanych drzwi.

Cisza.

Zeke uśmiechnął się i bacznie zlustrował figurki, te zebrane w bojowych formacjach, jak i pozostałe, leżące w nieładzie, na kupkach. Wydał bezgłośne rozkazy, w myślach planując swoje działania. Następnie dokończył budowę murów z klocków, by na koniec, z nabożną czcią, w specjalnej wieży nad bramą – w Czatowni – ustawić strażniczego maga.

„Łowcy i zwiadowcy w terenie, w rozproszeniu… Wsparcie w dwóch grupach”. Poruszał wargami nie wydając żadnego dźwięku.

„Jest duża szansa, by się udało…”. Powiódł wzrokiem po całym dywanie, docierając do miejsca gdzie powinni pojawić się wrogowie. Uśmiechnął się.

„No pewnie, że się uda. Dlatego teraz…”.

Idealną ciszę przerwało pukanie do drzwi.

Zeke znieruchomiał, może nawet delikatnie pobladł,nie był pewien. Z ociąganiem, w zupełnej ciszy dotarł do drzwi.

Pukanie powtórzyło się.

Chłopak chwycił stojący pod ścianą stołek, wstrzymując oddech ustawił go pod drzwiami i wspiął się do wizjera, jednocześnie mocno zaciskając powieki. Gdy je otwarł, odetchnął.

Na ganku stał ojciec w swym biało granatowym uniformie i niecierpliwie kiwał głową.

– Wpuść mnie, Ezekielu.

Chłopak wywrócił oczami, spojrzał na nadgarstek, uświadamiając sobie, że stracił poczucie czasu. Minęła godzina, zabawa tak bardzo go wciągnęła…

Sięgnął do zamka, przejechał palcami po zasuwie i zadrżał. Odetchnął. Błyskawicznie położył dłoń na znaku nakreślonym po prawej stronie framugi. Poczuł delikatne mrowienie w koniuszkach palców.

Bach!

Sześćsetkilowy blok kamienia, opieczętowany Runami Trzeciego i Czwartego Kręgu spadł z Czatowni usytuowanej nad gankiem.

Zeke przytknął oko do wizjera. Oczywiście nie był w stanie niczego zobaczyć.

Kamień i pył – ganek przestał istnieć.

Odetchnął po raz drugi. Zamknął oczy i wypowiedział ciąg słów, wyuczonych na takie okazje. Uspokoił się i zaczął analizować.

Czart nie mógł przeżyć, to wydawało się jasne. Upewniając się w tej kwestii chłopak dotknął Runów po lewej stronie drzwi.

„Brak Aury Obecności”.

Kiwnął głową. Kimże mógł być intruz? Zdołał idealnie skopiować ciało ojca; mimika, nawet zarost były idealne. Ruchy głową– jak żywe… Ale, co zdarzało się już wcześniej, nie potrafili dobrze naśladować ubrań, to najczęściej ich gubiło – szczegóły, zwłaszcza ręcznie przerabiane elementy. Kaptur ojcowskiego uniformu – to na niego Zeke podświadomie zwrócił uwagę – wzmacniające go rzepy były przeszywane ze starej wojskowej kurtki.

„Chciał, by go wpuścić”, przypomniał sobie chłopak. „Nie użył kluczy ojca. To musiał być niższy krąg, może Garrathaeus, albo Zaray-Sultari. One potrzebują zezwoleń, nie mogą wejść bez zaproszenia… Ale są piekielnie szybkie, bardzo niebezpieczne”.

Rozglądnął się po przedpokoju, po wzmocnionych ścianach, obwieszonych bronią i ochronną odzieżą. Wodził wzrokiem po wyrysowanych zabezpieczających formułach i symbolach, pokrywających każdy centymetr sufitu i ścian. Odnalazł odpowiedni znak. Przez dłuższą chwilę przypominał sobie właściwe słowa. Musiał wypowiedzieć je bezbłędnie.

W głębi duszy widział oblicze ojca.

„Godzina. Nawet jeśli wpadł w pułapkę od razu, jest szansa, że żyje. Czart musiał się go nauczyć, wyciągnąć wspomnienia, imiona, szczegóły potrzebne do imitacji. Ojciec musiał żyć… Czart potrzebował go żywego… No i krew… Pewnie zostawił go gdzieś, w jakiejś dziurze, w jakimś zapadlisku, może pod starym wiaduktem, przy alei Corintiana… Nie zmarnowałby świeżej krwi”.

Zeke dotknął Runu i wypowiedział zaklęcie, a zaraz potem dwanaście Ympaeusów, znanych także jako Czarcie Skrzydła, oswojonych, przeciągniętych na Stronę Przymierza, wyruszyło na poszukiwania.

Zabrały ze sobą jeden mocny Biały Kamień. Jeśli ojciec – Zwiadowca – zdołał przetrwać, uleczą go i sprowadzą do domu.

On – Ezekiel – strażniczy mag – będzie czekał.

 

 

Koniec

Komentarze

Wygląda bardziej na fragment niż na skończony tekst – czy się mylę? :-)

Jestem skłonna zgodzić się z Lolą – nic nie wyjaśniasz, tylko zmieniasz spojrzenie na jednego z bohaterów. Niby historia zostania w domu zamknięta, ale co z ojcem? Co to za schronienie w ogóle? Co chciał osiągnąć gość?

Babska logika rządzi!

 

Lola, Finkla :)

Od początku do końca miało być jako miniaturka – ale, jak widać, nie zaskoczyło :) Nie planuję kontynuacji – miałem inny cel…

Dzięki za pochylenie się nad tekstem :)

Miała być miniaturka, wyszedł detal wielkiej panoramy. ;-)

Babska logika rządzi!

Szeptunie, o co tu chodzi? Czy to na pewno wszystko, co chciałeś powiedzieć?

 

może nawet de­li­kat­nie po­bladł,nie był pe­wien. – Brak spacji po przecinku.

 

Na ganku stał oj­ciec w swym biało gra­na­to­wym uni­for­mie… – Na ganku stał oj­ciec w swym biało-gra­na­to­wym uni­for­mie

 

Ruchy głową– jak żywe… – Brak spacji przed półpauzą.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy – dzięki za łapankę. 

Finkla – można i tak to odbierać :) celowo wymyśliłem fragment większego uniwersum/opowieści (jakiejś rzeczywistości) – miało być zaskakująco – a tu wyszło na odwrót :)

 

Oczywiście, nie będę wyjaśniał, “co miałem na myśli”, poza tekstem.

Pozdrowienia.

Przeczytałem. Komentarza nie piszę. Pozdrawiam kolegę po fachu. Dwa lata temu mieliśmy dyskusyjne starcie (”Smoczy wojownik”). Od strony literackiej nieźle, fabularnie zbyt hermetyczne, niewiele zrozumiałem R. M.

Moim zdaniem warto byłoby kontynuować to uniwersum. Decyzja należy do Ciebie.

Dzięki za komentarze.

 

ryszard – nie pamiętam tego “starcia” :) 

Shawarkar100 – “uniwersum” wymyśliłem “na szybko”, ale skoro otrzymałem sygnały, ze warto :) to może coś tym jeszcze zrobię.  

Zgodzę się z dziewczynami, że tekst wygląda jak fragment, a nie zamknięta opowieść, czy nawet opowiastka. 

Nie wypowiem się, czy mi się podobało, czy nie, bo po takim maleństwie ciężko jest wyrobić sobie zdanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

śniąca – Dzięki za poświęcony czas – już wyjaśniałem moje zamierzenia, odnośnie miniatury – widać, nie zadziałało :)

 

 

Kiepską masz pamięć, Szeptunie.

Styl wciąga, czytało się nawet fajnie, ale… O co chodzi?

ryszard – skoro nalegasz, lub insynuujesz na temat moich słabości :) sprawdziłem – i chyba jednak przy “Smoczym wojowniku” nie dyskutowaliśmy… może przy poprzedniej wersji opowiadania – coś z fajterem tam było :) – ale nie ma już chyba tej pierwszej wersji Twojego opowiadania… 

Blackburn – dzięki za docenienie stylu :) przykro mi, ze nie trafiłem z przekazem :)

 

Bardzo ładna, sympatyczna opowiastka o potędze dziecięcej wyobraźni – forma i długość dobrze pasują do treści i nie sądze, żeby rozwinięcie wyszło tekstowi na dobre. Nie jest to może dzieło wybitne, ale wystarczająco oryginalne i solidnie sklecone, żeby je szczerze polecić.

na emeryturze

gary_joiner – nareszcie ktoś załapał :) dziękóweczki 

Okej, przez moment byłem przekonany, że bohater się bawi i to jego wyobraźnia. No ale potem przyjąłem, że coś na prawdę się dzieje. Dlaczego tak? Bo jesteśmy na portalu związanym z fantastyką. Jeżeli przedstawione wydarzenia  są wyobraźnią bohatera, to niestety w tekście nie ma fantastyki. 

 

O! Blackburn słusznie prawi! IMO, to równie słabe rozwiązanie fabularne jak “ach, to był tylko sen”.

Babska logika rządzi!

Blackburn i Finkla – a to już nie może być tak, żeby odbiorca sam zdecydował – czy to wyobrażenia dziecka, czy fantastyczna rzeczywistość? Niejednoznaczność została zabroniona, bo to portal fantastyczny?

Bez jaj…

 

Może być. Ale jeśli Autor zachwala tylko jedną interpretację, to przestaje. ;-)

Babska logika rządzi!

Szeptun, nie zabroniona. Nikt tu nie zabrania. W pierwszym komentarzu napisałem, że nie wiem o co chodzi w opowiadaniu. Dlatego wyjaśniam skąd się to wzięło. Jeżeli te wyjaśnienie nic nie wnosi, to potraktuj, że go nie ma. Ja pisałem, że fajnie się czytało, tylko wkradło się lekkie zagubienie. 

 

EDEK: Gdy patrzę na tę historię jak na imaginację bohatera, to wszystko staje się klarowne, ale gdy zakładam, że mamy w niej fantastykę, to już tak nie jest i opowiadanie się urywa.

Finkla – nie zachwalam, tylko ciesze się, ze ktoś wyłapał ten “dualizm” i że dla niego – to nieoczywiste. Sam, pisząc zastanawiałem się – jak jest… i postanowiłem, ze nie zdecyduję, co jest prawdą, a co fantastyką. Nie pisałem opowiadania docelowo na Nową Fantastykę… 

Blackburn – wszystko jasne – dzięki :)

 

Fajna miniaturka. Taka z potencjałem godnym rozwinięcia, mówiąc szczerze.

Zeke znieruchomiał, może nawet delikatnie pobladł,nie był pewien.

Brak spacji po przecinku.

Sympatyczne :)

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka