- Opowiadanie: sakora - Introligator (Część II, zakończenie)

Introligator (Część II, zakończenie)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Introligator (Część II, zakończenie)

Zanim Joachim poszedł spać, zaniósł Książki do piwnicy i złożył je w kufrze opatrzonym Pieczęcią Biblioteczną. Miał nadzieję, że to pozwoli mu przespać spokojnie noc. Dziwił się sam sobie, dlaczego nie wpadł na to wcześniej. Skrzynia była stara, służyła do przechowywania ważnych dokumentów i książek. Została zaimpregnowana wedle Tradycji przez jego przodka, co czyniło z niej bardzo cenny artefakt. Po zamknięciu nie dało się jej otworzyć bez znajomości Słowa Klucza, a także opierała się Pisaniu i innym Sztukom Jasnowidzącym. Antykwariusz miał nadzieję, że wytłumi też oddziaływanie Ksiąg wykonanych w Zakazanej Tradycji.

Jego przypuszczenia okazały się słuszne. Tę noc przespał spokojnie i wstał rano trochę wcześniej niż zwykle. Do rodzinnego domu Dariusza dotarł autobusem podmiejskim, który szczęśliwym trafem zatrzymywał się na przystanku oddalonym od niego zaledwie o kilkadziesiąt metrów.

Przed domem stało zaparkowane nowe, czerwone auto. Joachim domyślił się, że to zapewne kuzynka o której wspominał Matuszewski. Wszedł na teren posesji i wyczuł tu jakąś ulotną zmianę, która musiała zajść od poprzedniego dnia. Czuł że aura Książek oddziałuje wyraźnie mocniej.

Nagle otworzyły się drzwi frontowe, stanęła w nich młoda kobieta uśmiechając się promiennie. Miała jasne włosy, nieco teraz rozczochrane i umorusany kurzem podbródek. W jednej ręce trzymała jakiś środek czyszczący, w drugiej szmatę. Najwyraźniej była w środku sprzątania.

Odrzuciła kilka niesfornych kosmyków z oczu i ponownie się uśmiechnęła.

– Przepraszam, ale sprzątanie tu to duże wyzwanie, pan Joachim, jak podejrzewam, Darek o panu wspominał, proszę wejść, ja mam tu jeszcze trochę do ogarnięcia, za chwilę przejeżdżają faceci od antyków, a tamta szafa jeszcze jest brudna – praktycznie wciągnęła Joachima do środka nie przestając mówić i wskazywać na meble. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.

– Nie chciałem się narzucać, przyjechałem tylko po jedną książkę…

– Nie ma sprawy, wie pan gdzie są, prawda? Proszę iść, zaraz do pana dołączę, jak tylko się uporam z tą szafą, może się pan napije herbaty, jadł pan śniadanie, w sumie wcześnie jest? – dziewczyna nie przestawała trajkotać. Joachim uprzejmie podziękował i przeszedł do biblioteki.

Ponownie poczuł, że coś się zmieniło. Nadal czuł obecność tych Książek, ale i też czegoś potężniejszego, nie potrafił określić czego. Miał nadzieję, że to nie była obecność samego Oprawcy. Coś się po prostu nie zgadzało.

Sięgnął po książkę z wytłoczonym na okładce tytułem Detlef Hartmeyer. Przerzucił strony i zatrzymał się na ostatnim akapicie.

Obaj bracia zginęli identycznie. Napadnięci na ulicy. Zaszlachtowani, zostawieni by się wykrwawili, po tym jak Oprawca obdarł ich częściowo ze skóry. Joachim skupił się na opisie, niestety nic w nim nie wskazywało na tożsamość Oprawcy. Ten był po prostu widmem nieuchwytnego drapieżnika.

Joachim jeszcze raz przeczytał opis śmierci Detlefa. Nagle zrozumiał, co mu umknęło. Bracia naprawdę zginęli jednego wieczoru. Jednocześnie.

Oprawców musiało być dwóch, innej możliwości nie było! Chyba że jeden z nich był tylko jakimś pospolitym, wynajętym oprychem, ale tego już nie wiedział.

Antykwariusz mimowolnie wyszeptał słowa Modlitwy. Jeśli rzeczywiście jest ich dwóch, jeśli ciągle oboje żyją… Joachim szczerze bał się konsekwencji takiego stanu rzeczy…

Nagle jego przemyślenia przerwała wchodząca, a raczej wbiegająca do pokoju kobieta. Kuzynka Dariusza uśmiechnęła się po raz kolejny. Łypnęła z politowaniem okiem na Książki i zwróciła się do Joachima.

– Nawet się nie przedstawiłam, przepraszam, jestem Magda, Dariusz wierzy że te książki da się naprawdę sprzedać. Sama się zastanawiam ile są warte, bo wie pan przykro byłoby to wyrzucać, bo na makulaturę się nie opłaca, a dom ma być zburzony, ma naruszone fundamenty, a podobno pan się tym zawodowo zajmuje, tak? – Joachim był naprawdę zdumiony z jaką prędkością ta młoda kobieta wyrzucała z siebie słowa.

– Tak, są bardzo interesujące, ale to lektura nie dla każdego… – odpowiedział ostrożnie.

– To świetnie, czyli coś jak dla smakoszy, a raczej znawców. Bo wie pan ja kilka z nich też wzięłam i myślałam że też uda mi się coś z nimi ugrać, ale widzę, że Darek miał więcej szczęścia. Mam je gdzieś w tych kartonach na korytarzu, zaraz panu pokażę. – zdanie kończyła wybiegając z biblioteki. Joachim zastanawiał się co to za książki, skoro Dariusz mówił, że to całość kolekcji. Coś zaczynało go niepokoić. Możliwe że ktoś tu nie mówił mu wszystkiego.

– Kurcze, musiałam je zabrać gdzieś z zastawą stołową. A przysięgłabym że widziałam je jeszcze dziś rano, normalnie, jakby wsiąkły, niespotykane, wie pan co sprawdzę w moim mieszkaniu gdzie one są, bo na pewno gdzieś muszą być, może zadzwonię do pana popołudniem, wtedy na pewno będę już wiedziała co się z nimi stało, dobrze? Numer podał mi jakby co Darek, więc nie ma z tym problemu…– kolejną tyradę przerwał dzwonek do drzwi. Z jakiegoś powodu kobieta była bardzo tym faktem zawiedziona.

– To na pewno ci od antyków, mówiłam panu wcześniej że wpadną, prawda, stąd tyle sprzątania… – westchnęła.

– Ja w takim razie już tez pójdę, i będę czekać na pani telefon.

Joachim nie potrafił skupić się na pracy. W antykwariacie nie zagadywał jak zazwyczaj swoich klientów. W piwnicy jedynie doglądał skórę na okładkę Książki swojej klientki.

Trzymał w dłoni Pióro i starał się zebrać myśli. Starał się coś Napisać, ale bazgrolił jedynie jakieś nieskładne linie.

Czekał na telefon od Magdy. Gdyby miał do niej numer, z pewnością już kilkakrotnie by ją zapytał, czy dotarła już do mieszkania i czy znalazła Książki.

Joachim nabazgrał kolejne linie. Chciał się dowiedzieć czy już dotarła do siebie, ale nie mógł się skupić. Ta cała sprawa kosztowała go zbyt wiele. Wiedział, że mógł być jak Oprawca. Czerpać siłę z ludzi. Wydzierać im ich życie i karmić nim się. Wiedział jak trudno jest się temu oprzeć. Ale opierał się, mimo tego, że raz dał się zwieść. Obiecał sobie, że nie powtórzy tego już nigdy. Wtedy zaczął od małych rzeczy. Podkradał wspomnieniami innych, wysysał siły życiowe poprzez osobiste dedykacje w książkach, zwierzenia w pamiętnikach. Zaledwie odrobinę. Ale wystarczyło, żeby popaść w nałóg. Wiedział, że te osobiste wpisy dają siłę, ale wiedział też że im więcej się ich ukradnie, tym większy będzie apetyt. Miał kilka grzechów na sumieniu. I jedno życie. Do dziś nie potrafił się usprawiedliwić. Nie był wtedy sobą.

Jego rozmyślania przerwała wnuczka.

– Dziadku, wszystko dobrze? – wpatrywała się w niego ze zmartwieniem. – Przywitałam się z tobą, a ty nawet nie odpowiedziałeś.

– Wybacz, byłem gdzieś daleko z myślami. – przetarł dłonią oczy. Spojrzał na zegarek. Zdziwił się strasznie, bo od czasu kiedy ostatni raz na niego spoglądał minęło za dużo czasu. Czuł się jakby spał na stojąco. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.

– Chyba naprawdę daleko, zareagowałeś dopiero jak się dotknęłam. Jakbyś spał na stojąco z otwartymi oczami. To było trochę przerażające.

– Cóż, starość – odpowiedział niepewnie – nie spodziewałem się ciebie dzisiaj.

– Nie mam dziś dwóch wykładów, profesor zachorował. Nie chciałam wracać do siebie, więc stwierdziłam, że przechowam się u ciebie. Widzę, że dobrze zrobiłam.

– Naprawdę nic mi nie jest.

– Nie przekonujesz mnie, zrób sobie przerwę. Ja tu chwilę postoję, połóż się na kilka minut, dobrze? – Maja była nieugięta.

– Kwadrans wystarczy?

– Minimum, zawołam cię jeśli sobie z czymś nie poradzę.

– Wiesz, że niektóre książki nie są dla każdego na sprzedaż.

– Wiem, znam ten antykwariat od środka, jestem tu przecież co po chwilę.

 

Joachim podniósł się gwałtownie. Spojrzał na zegarek. Spał ponad godzinę. Czuł się wyraźnie lepiej, ale coś się zmieniło. Zastanawiał się, co go wyrwało ze snu. Przypomniał sobie jakiś dzwonek i usłyszał rozmowę. Zszedł na dół. Jego wnuczka zapisywała właśnie coś na kartce, wcześniej odłożyła słuchawkę.

– Kto dzwonił? – na jego słowa Maja prawie podskoczyła.

– Rety, nie strasz mnie tak. Jak się czujesz?

– Znacznie lepiej. Czy powiesz mi co to za telefon?

– Tak – uśmiechnęła się – Jakaś Magdalena Ziegler. Mówiła że znalazła jakieś książki i że nie może podjechać, więc jeśli byś chciał, to możesz je sam odebrać. Strasznie trajkotała przy tym.

– Podała jakiś adres?

– Tak, umówiłam się z nią jutro przed zajęciami, mieszka niedaleko mnie. Przywiozę ci je jeszcze przed południem.

Joachim chciał powiedzieć, że sam sobie poradzi, ale wyraz twarzy jego wnuczki wyrażał takie zacięcie, że nie miał ochoty się z nią kłócić.

– Czyli zabierasz książki jutro rano, przywozisz je do mnie i jedziesz dalej na zajęcia? – powiedział trochę ostrzejszym tonem, niż by chciał.

– Tak, właśnie to powiedziałam. Dziadku, ty naprawdę się dziwnie zachowujesz.

– Przepraszam cię, ostatnio źle sypiam. Proszę tylko, obiecaj mi że nie odbierzesz tych książek dzisiaj. Nie chcę żebyś trzymała je w domu przez noc.

– Dobrze, ale o co chodzi z tymi książkami? Przecież umówiłam się na jutro. Trafiłeś na coś naprawdę interesującego, tak?

– Tak, bardzo – Joachim westchnął – Po prostu nie chcę cię narażać. Książki dla pewnych osób są dość cenne. Poza tym grzyby i pleśnie…

– Dziadku już nie przesadzaj. Wystarczy że powiesz mi że są dla ciebie ważne. Przywiozę ci je jutro przed południem. Poza tym powinieneś coś zjeść. Naprawdę wyglądasz blado.

– Już czuję się lepiej…

– Dobrze, jeśli czujesz się na siłach, możesz tu zostać – uśmiechnęła się – ja idę na górę i przygotuję ci porządny obiad. Na tyle, na ile masz zapasów w lodówce.

Maja wyszła dopiero późnym popołudniem, kiedy po kilkukrotnych zapewnieniach Joachim uspokoił ją na tyle, że zrezygnowała z pomysłu spędzenia nocy u niego i przypilnowania czy dobrze się odżywia i odpowiednio długo śpi.

Joachim naprawdę czuł się ostatnio źle. Jego stare kości domagały się coraz więcej odpoczynku, a umysł zdawał się zasypiać. Kiedyś powiedział sobie że jeśli nie będzie w stanie wejść na górę do mieszkania, to następnym krokiem będzie wbicie sobie Pióra w serce. Nie znosił swojego starego ciała i czasami przeklinał je bardzo mocno. Jednakże nigdy nie zniżyłby się do poziomu Oprawcy. Życie ma się jedno i trzeba je szanować, a nie przedłużać kosztem innych.

Zszedł ponownie w ciągu dnia do piwnicy. Doglądał skórę na okładkę. Wiedział, że to długotrwały proces, jednakże częste jej doglądanie zmniejszało jego niecierpliwość. Jakby to, że często ją kontroluje mogło przyspieszyć cały proces.

Rozejrzał się wokoło po stojących na półkach książkach i narzędziach na stole. Wszystko było na swoim miejscu, wszystko było mu znajome. Jednakże wydawało mu się, że jest w zupełnie innym miejscu niż był rano. Przesunięty skalpel. Starty kurz na grzbiecie jednej z ksiąg. Przesunięte odrobinę krzesło. Joachim stwierdził, że to zakrawa już na paranoję. Albo na sklerozę. O Alzheimerze nawet nie myślał. Uśmiechnął się do siebie. To na pewno tylko paranoja.

Wrócił do lady. Zebrał kartki, które zapisał, a raczej zarysował w ciągu dnia. Przyglądał się im, ale nie widział w nich żadnego sensu.

Byłem u ciebie, a ty nic nie mogłeś zrobić. Im więcej twojego strachu, tym dla mnie więcej zabawy.

Joachim drżącą ręką odłożył kartkę. Oprawca tu był. W jego domu, zapewne wtedy kiedy stracił przytomność… a raczej tamten go jej pozbawił. Pismo na kartce było jego, ale to nie on kierował dłonią. Oprawca zapewne przeszukał piwnicę. Na pewno nie dostał się do skrzyni, ale Joachim nie był pewien czy to o nią chodzi. Oprawca się po prostu dobrze bawił. Żywił się jego strachem. Introligator był pewien że jego życie wisi na ostatnim włosku, nie rozumiał tylko dlaczego ten jeszcze się nie urwał. Umykało mu coś przerażającego.

Teraz naprawdę się bał. Kartki wypadły mu z ręki i wylądowały na podłodze. Przyjrzał się im i zrozumiał czym były linie które bezwiednie kreślił. Podniósł kartki i zamknął kilka brył. Teraz widział dokładnie co mówiła do niego Tradycja. To był plan domu z rozkładem pomieszczeń. Dobrze wiedział jakiego, musiał tam jeszcze dziś pojechać.

Chwycił za telefon. Zastanawiał się kiedy zmienił się ze statecznego antykwariusza w kąpanego w gorącej wodzie Łowcę.

Zadzwonił do Dariusza. Chwilę z nim rozmawiał, po czym przekonał go że znalazł coś w książkach co może im przynieść fortunę. I że koniecznie musi pojechać do domu po resztę pozycji. Tamten zgodził się nie bez wahania, ale obiecał, że przyjedzie po niego mimo innych planów i późnej pory.

Joachim czuł, że każda chwila zbliża go do rozwiązania zagadki. Ale i też do Oprawcy. Miał nadzieję, że tym razem wyprzedzi tamtego o krok, że Oprawca popełni błąd. I wtedy go zdemaskuje. I zabije.

 

Joachim przyglądał się kominkowi. Krążył dłonią po jego zdobieniach. Na jednej z kartek uprzednio przez niego zarysowanych był symbol którego nie rozumiał aż do chwili kiedy nie zobaczył kominka.

Dariusz stał za jego plecami. Był wyraźnie podniecony słowami Joachima, że ten odkrył w jednej z książek plan tego domu i jakieś ukryte pomieszczenia.

Antykwariusz zastanawiał się jak wejść tam samemu, ale niestety pogodził się z tym, że cokolwiek tam znajdzie, zobaczy to także Dariusz.

Joachim przycisnął stylizowaną rozetkę i trochę od niej oddaloną lilię. Z delikatnym zgrzytem coś przesunęło się za paleniskiem.

– Ja cię kręcę – powiedział młodszy mężczyzna wskazując na otwór w ścianie. Był on kwadratowy o krawędzi nieco ponad półtora metra. – Tego się nie spodziewałem. Ciekawe czy ciotka o tym wiedziała.

– Tego nie wiem. – Joachim przesunął się w stronę otworu. Ku swojemu zdziwieniu spostrzegł na ścianie przełącznik. Nacisnął go, a w tej samej chwili silne światło rozjaśniło schody opadające na dół.

– Nieźle, szkoda że nie ma tu Magdy. Dzwoniłem do niej, ale nie odbierała. Jak jej opowiem to chyba padnie. Ciekawe czy nadal będzie chciała zburzyć ten dom.

– Zobaczymy co jest na dole?

– Na pewno. Pozwoli pan, że pójdę pierwszy?

– Wolałbym nie, w takich miejscach często instalowano pułapki. Trochę o tym czytałem.

Joachim był pełen obaw. Kiedy tylko pokonał pierwszy schodek, poczuł, że wchodzi na obcy teren, wprost do jaskini Drapieżnika. Powietrze było całkiem świeże, zapewne był tu jakiś system wentylacji ukryty w kominie. Z zewnątrz z całą pewnością nie dałoby się dostrzec jego wylotu.

W powietrzu było coś jeszcze. Ulotna, metaliczna woń krwi, starego papieru i czegoś bliżej nieokreślonego. Antykwariusz był pewien, że już go czuł, całkiem niedawno, gdzieś indziej w tym domu.

Kolejne schody skręcały pod łagodnym kątem. Dariusz szedł za nim krok w krok. Po chwili stopnie skończyły się zamkniętymi drzwiami. Joachim obejrzał je dokładnie. Czuł delikatne wibrowanie Siły. Ktoś obłożył je Pieczęcią.

– Dlaczego stoimy? – usłyszał za sobą Dariusza.

– Drzwi mogą być pułapką. Trochę cierpliwości. – Joachim wyszeptał kilka Słów. Na drzwiach pojawiła się delikatnie iluminująca inskrypcja. Zabezpieczenie nie było zbyt wymyślne, ale wystarczające żeby spowodować atak paniki u niezorientowanej osoby. Ta z pewnością szybko by stąd uciekła.

– Co to jest? – Dariusz był bardzo zdziwiony. – Nigdy nie widziałem czegoś takiego…

– Panie Dariuszu, obawiam się że za tymi drzwiami czeka pana jeszcze więcej takich przeżyć.

Joachim ciężko westchnął. Musiał coś powiedzieć młodszemu mężczyźnie, czuł się w obowiązku to zrobić.

– O czym pan mówi, co tu się dzieje?

– Gdybym panu powiedział, i tak by pan nie uwierzył.

– To brzmi jak kwestia z kiepskiego filmu. – skrzywił się.

– Ale to życie pisze najlepsze scenariusze, proszę spojrzeć. – szepcząc Modlitwę dotknął ręką inskrypcji i zamazał ją pozostawiając za palcami świetlistą łunę.

Dariusz nic nie mówił. Patrzył tylko przed siebie. Joachim nie otwierał jeszcze drzwi, chciał dać mężczyźnie czas na przetrawienie tego co widział.

– Babcia, kiedy byłem mały opowiadała mi o wiedźmach i czarownikach. Mówiła że to tylko stare rodzinne opowieści. Teraz zastanawiam się ile było w tym prawdy.

– Na pewno wystarczająco by można w nią uwierzyć. Możemy wejść.

Dariusz sięgnął obok Joachima i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły bez żadnego oporu.

Pomieszczenie było prostokątne. Wzdłuż ścian stały regały pełne woluminów. W kącie stała mała maszyna drukarska. Na środku pomieszczenia stał zdobiony Stół ze skórzanymi pasami. Pomiędzy dziwnymi, zakręconymi motywami wiły się wyżłobione kanaliki odprowadzające krew. Obok, na mniejszym stały narzędzia chirurgiczne, ryzy papieru i kilka kadzi.

– O Boże, co to za miejsce? – Dariusz rozglądał się z szeroko otwartymi oczami.

– Miejsce kaźni ofiar Oprawcy. Tu zabijał swoje ofiary, obdzierał je ze skóry. Mógł to robić gdziekolwiek, ale ustronne miejsce zawsze oferuje większe bezpieczeństwo.

– O Boże, to jest chore. Ale co z tym miała wspólnego moja ciotka? Była jakimś psychopatycznym mordercą? A te książki, pamiętniki wielu osób. Przeglądałem je, wszyscy na końcu giną.

– Staram się to właśnie ustalić. Mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem. I niezmiernie długowiecznym.

– Długowiecznym? Z całym szacunkiem, jeśli jest starszy od pana, z pewnością sobie z nim poradzimy.

– Chciałbym w to wierzyć – Joachim podszedł do jednego z regałów. Znalazł to, co powodowało u niego te straszne stany niepokoju. Książkę z nazwiskiem ostatniej ofiary Oprawcy. Obok niej stały jeszcze cztery inne. Z pewnymi obawami chwycił ostatnią. Niezmiernie grubą, z potężną Aurą. – Może to da nam jakieś odpowiedzi.

– To nazwisko mojej ciotki – Dariusz wskazał na grzbiet. – Czy ją też ktoś zabił?

– Obawiam się że tak, i chyba zaczynam rozumieć o co w tym chodzi… – szybko przerzucał pozostałe książki. Z przerażeniem chwycił za telefon który dostał od wnuczki. Musiał do niej natychmiast zadzwonić. Niestety tu, pod ziemią nie miał zasięgu.

– Musimy szybko odnaleźć pana kuzynkę.

– Czy jest w niebezpieczeństwie?

– Nie, to ona jest właśnie niebezpieczeństwem. – Wskazał na akapit ostatniej Książki.

 

Mam fizycznie osiemdziesiąt lat. Za kilka dni to się zmieni. Odzyskam siły i wiek. Tak trudno w tych czasach pozostać w ukryciu. To już koniec mojej zmiany, kłopotliwej ale jakże budującej. Tak trudno zdobyć nową i co ważne wiarygodną tożsamość. Ale znaleźliśmy z Magdą i na to sposób. Udajemy raz matkę i córkę, raz babcię i wnuczkę.

Nową tożsamość najlepiej stworzyć od podstaw, od chwili urodzenia aż po wiarygodną śmierć. Teraz Magda będzie się starzeć, ja odmłodnieję i będę wkrótce grać rolę jej córki. Przez wiele lat, jak ona teraz. Będzie miej ofiar, mniej śladów. Jakże trudniejszym stało się nasze życie w ciągu ostatnich stu lat. Nigdy wcześniej nie wymagało to takich nakładów. Kiedyś wystarczyło pojechać do innego miasta i zacząć po prostu wszystko od nowa. Prawie nikt się nie orientował co się dzieje, przez setki lat.

Magda przyjedzie za kilka dni. Przejmie majątek i nową rolę. Ja oficjalnie odejdę z tego świata i narodzę się zupełnie gdzie indziej. Będą kolejne ofiary, bardzo dużo ofiar, bardzo dużo życia dla mnie. I żadnych śladów. Zabójca znikąd.

Przypadkowo znaleziona dziewczyna, nie pamiętająca przeszłości, dom dziecka, adopcja. Tylko dlaczego to tak długo trwa?

Potem tylko wystawić duplikaty odpowiednich dokumentów i nowe życie gotowe. Nikt nie zauważy, że się nie starzeję tak jak inni. Doskonały kamuflaż matki i córki. Już niedługo będę miała zaledwie kilka lat. Fizycznie. Praktycznie nikt się nie domyśli że nie jestem córką Magdy.

 

Joachim wskazał na kolejny akapit.

 

Ta zdradziecka suka nie chce się zamienić. Mogłam się tego domyślić. Powiedziała że nie ma zamiaru się zestarzeć. Że to że jesteśmy siostrami, nic nie zmienia, nie czuje ze mną żadnej więzi. Do tego jeszcze ukradła wszystkie nasze pieniądze. Fortunę gromadzoną przez wieki. Powiedziała, że lepiej kupić sobie nową tożsamość, niż tworzyć ją przez lata. Że nigdy nie wróci do domu dziecka jako podrzutek, że nigdy nie będzie ponownie dorastać.

Chce żeby było tak jak przed wiekami.

Ale nie rozumie, że to niemożliwe, że świat poszedł do przodu, że jak ją zdemaskują i złapią to nasza Tradycja będzie zagrożona. Będzie musiała się nią podzielić, a nawet mogą ją zabrać. Przestaniemy być Władcami Życia.

 

Joachim wskazał na jeszcze jeden akapit.

 

Jak mogłaś mi to zrobić, kochana siostro, dlaczego chcesz zniszczyć wszystko na co pracowałyśmy przez te lata? Dlaczego nasz dom jest dla ciebie za stary. Dlaczego Tradycja ma służyć tylko tobie. Przez wieki byłyśmy jak jedność. Przecież świat aż tak bardzo się nie zmienił, prawda? Mówisz że sama sobie zaprzeczam? Emocje zawsze pozostaną takie same.

Odłóż proszę ten nóż, błagam cię, błagam…

 

– Zabiła ją, tak? – powiedział cicho i powoli Dariusz.

– Tak, podejrzewam że nawet na tym stole – Joachim wskazał obok.

– Ale jak ktoś może coś takiego zrobić. Przecież to…

– Niemożliwe? Obawiam się że musi pan zapomnieć o tym słowie w swoim słowniku. Każde zabójstwo, każda Książka dawała im siłę. Kradły życie ze swoich ofiar. – Dariusz chodził wkoło, głęboko oddychał, kilka razy chciał coś powiedzieć, ale przełamaniu się zajęło mu dłuższą chwilę.

– Co chce pan zrobić?

– Zakończyć tę rzeź trwającą od wieków. Definitywnie.

– Chce pan ją zabić?

– Albo ona, albo my.

– Dla mnie to straszna abstrakcja. To moja kuzynka i jednocześnie nią nie jest… – przeczesał rękami włosy. Nerwowo, kilkakrotnie.

– Bez pana sobie nie poradzę.

 

Pokonywali schody najszybciej jak tylko Joachim był w stanie przebierać nogami. Będąc do góry szybko wybrał numer wnuczki. Niestety, ta nie odbierała. Zostawił jej wiadomość żeby pod żadnym pozorem nie jechała jutro po książki dla niego. Miał do niej dzwonić jeszcze później. Wyszli na zewnątrz.

Dariusz niósł ostatnią Książkę, Joachim mówił że jest niezmiernie ważna, że tylko ona może dać im jakąś szansę.

– Co teraz? – Dariusz otworzył samochód.

– Może to zbyt pochopne, ale powinniśmy pojechać do Magdy. Prawdopodobnie nie wie, że ją zdemaskowaliśmy. Może uda się ją zaskoczyć.

– I co wtedy? Jak naprawdę ją powstrzymamy?

– Znam Słowa które posiadają Moc, mamy tylko to, ale i aż tyle. – Joachim zajął miejsce pasażera. – Ale najpierw pojedźmy do mojej wnuczki.

– A co ona ma z tym wspólnego?

– Miała się spotkać z Magdą jutro. Chcę ją powstrzymać, ale nie mogę się dodzwonić. – samochód Dariusza szybko ruszył z podjazdu i po chwili włączył się do niewielkiego ruchu.

– Rozumiem, jaki to adres?

 

Kilkanaście minut później podjechali pod blok na jednym z wielu osiedli. Joachim z Dariuszem weszli na klatkę, domofon był uszkodzony. Przez dłuższą chwilę dobijali się do mieszkania, niestety bezskutecznie. Antykwariusz kilkakrotnie próbował dodzwonić się do wnuczki, ale zawsze odzywała się skrzynka pocztowa.

– Jedźmy dalej, zawsze możemy tu wrócić – powiedział Dariusz i zabrał starszego mężczyznę do auta. Kilka chwil później byli pod kolejnym blokiem, tym w którym mieli zamiar znaleźć Magdę.

Dariusz zadzwonił domofonem, ale nikt nie odebrał. Spojrzał w okna na drugim piętrze, ale te były ciemne i zamknięte.

– Szlag by to, co teraz, czekamy na nią? – Darek schował wyciągnięty wcześniej telefon do kieszeni, jego niedoszła kuzynka także nie odbierała.

– Sam nie wiem, gdyby była zwykłym człowiekiem, to może mógłbym ją odnaleźć. Ale ona opiera się Tradycji. Obawiam się że jest ode mnie silniejsza.

– Lub po prostu zna więcej sztuczek. Może spróbowałby pan w ten… w jakiś sposób odszukać swoją wnuczkę?

– To dobry pomysł, ale trochę mnie osłabi. Ale rzeczywiście, warto to zrobić. – Joachim rozejrzał się po osiedlu – Mam wrażenie że coś mi umyka.

– To znaczy? – Dariusz także rozejrzał się – Ktoś nas obserwuje?

– Raczej nie, ale na pewno dobrze się bawi igrając z nami. A przynajmniej ze mną. Ona chyba chce mnie dopaść.

– Pana? Dlaczego?

– Tego mam się zamiar dowiedzieć. Niech pan mi powie, czy przyszedł pan do mojego antykwariatu z własnej woli, czy może ktoś panu to zasugerował.

– Teraz kiedy pan tak mówi, jestem prawie pewien że to była Magda…

 

Wsiedli do samochodu. Joachim wyciągnął Pióro z kieszeni i kartkę ze swojej teczki.

– To zajmie mi chwilę, mogę nawet zemdleć. Ale może się udać. W razie czego proszę mnie ocucić – zwrócił się do Dariusza.

– Co pan zamierza?

– Postaram się Zobaczyć gdzie jest moja wnuczka i przenieść to na papier.

– Robił pan to już kiedyś?

– Tak kilka razy. Za parę minut będziemy już coś wiedzieć.

Joachim wziął głęboki oddech i wszeptał Wielką Modlitwę. Oczy zaszły mu mgłą, na czoło wystąpił pot. Wpadł w Trans. Bezwiednie Rysował. Ręka drżała i krążyła nad kartką papieru. Linie krzyżowały się, nakładały… Aż coś nagle nim szarpnęło. Wytrąciło pióro z ręki. Kartka zsunęła się z teczki i spadła na podłogę samochodu.

– Cholera, wiedziałem, że tak będzie, wiedziałem. – Dariusz mocno dociskał pedał gazu, jechali gdzieś.

– Co się stało? – Joachim powoli wracał do siebie.

– Niech sam pan zobaczy – nie zdejmując nogi z gazu kierowca pochylił się i szybkim ruchem podniósł kartkę, podając ją pasażerowi – Nie powinniśmy się stamtąd ruszać, do cholery.

Na kartce był szkic części starego domu, tego samego który opuścili przed godziną.

Domu Magdy i Marii.

 

– Magda jest w środku, furtka jest uchylona, a z boku stoi jej samochód – wskazał Dariusz. Swój pojazd zostawili na bocznej ulicy, a pod dom przyszli pieszo.

– Równie dobrze mogła wybiec, kiedy tylko zorientowała się, że zabraliśmy jej ostatnią Książkę. Na pewno się zdenerwowała. Ale w tej chwili liczy się tylko moja wnuczka.

– Tak czy inaczej musimy tam wejść – Dariusz przesunął się i wyjrzał zza drzewa. – Może uda nam się wymienić tę książkę na pana wnuczkę. Nadal nie rozumiem dlaczego nie chciał pan zawiadomić policji.

– Jak pan myśli, w którą część historii by uwierzyli, w tę z moją wizją, czy z zabójcą kradnącym życie swoim ofiarom? – szepcząc przesuwali się w stronę domu.

– Zawsze można było sprzedać im historię o porwaniu. Pewnie by zareagowali.

– I poza nimi mielibyśmy kilka agencji rządowych, które na pewno jakoś by się o tym dowiedziały.

– Chyba pan żartuje.

– Nie, takie agencje jak ANI czy ABN stale poszukują nowych możliwości. Zdarzenia ponadnaturalne i zdolności paranormalne choć oficjalnie negowane, są bardzo im przydatne.

– Skoro tak, to dlaczego jeszcze pana nie zwinęli?

– Siedzę cicho, robię swoje i czasami im coś podpowiem.

– Nie wierzę, naprawdę nie wierzę. To się nie dzieje naprawdę. Ale się wpakowałem.

– Nie pan sam, Magda pana zmanipulowała, i skutecznie uśpiła moją czujność. Dobrze się maskuje, ale nie doskonale. Świat wokoło skrywa wiele rzeczy, których istnienia nawet się nie domyślamy… – zatrzymali się przed drzwiami.

– Nie ma pułapki na drzwiach? – Dariusz spojrzał z powątpiewaniem na klamkę. Joachim przyjrzał się im dokładnie.

– Nic nie widzę – wyszeptał Słowo – poza tym miała mało czasu.

Dariusz przekręcił klucz w zamku. Weszli do środka. Światła były zgaszone, jedynie z biblioteki na końcu korytarza unosiła się nikła poświata.

Możliwie najciszej pokonali korytarz. Joachim wyszeptał Modlitwę, ale nic nie zauważył. Prawdopodobnie Magdalena chciała, żeby zeszli na dół. Liczył na to, że nic nie zrobiła Mai, walczył ze sobą żeby tam po prostu nie wbiec, wmawiał sobie że cokolwiek się dzieje, ostrożność jest najważniejsza.

Przejście w kominku było otwarte i to oświetlenie w klatce schodowej było źródłem światła w bibliotece. Joachim zauważył że zniknęły Książki z regału. Podejrzewał, że Magda w rzeczywistości nie chciała ich sprzedać, ale były znakomitym wabikiem na niego.

Joachim poczuł zimne dreszcze na plecach. Zanim przekroczył stare palenisko, zaczął zbierać w sobie Moc. Był bardzo osłabiony wcześniejszym Jasnowidzeniem, ale tylko Siła dawała jakąkolwiek szansę w tym starciu. I chłodna stal. Wyciągnął ostrze z kabury przy pasku.

Dariusz podążał za nim krok w krok. Zabrał z kominka wiekowy pogrzebacz. Ręce strasznie mu drżały. Joachim tylko siłą woli powstrzymywał swoje ciało przed panicznymi konwulsjami.

Powoli pokonywali kolejne schody. Antykwariusz był pewien, że Magda wie o ich obecności, ale sama świadomość, że robi wszystko co się da żeby jednak ją zaskoczyć dodawała odwagi. Drzwi na dole były otwarte na oścież. Słyszał dochodzące z dołu odgłosy. Szuranie, ciche postękiwanie. Ostatnie kroki były udręką. Powolną katuszą duszy.

Joachim widział swoją wnuczkę związaną. zakneblowaną i miotającą się na krześle. Chciał zaraz do niej podbiec, ale nie widział nigdzie Magdy. Zapewne stała za załomem gotowa by ich zaatakować.

Dariusz zatrzymał go i wskazał na pomieszczenie.

– Idę pierwszy, jakby co, to tylko pan nas może teraz uratować – po czym nie czekając na reakcję Joachima przekroczył próg.

 

Dariusz zamienił się w pędzącą smugę i zniknął Joachimowi z oczu. Coś gwałtownie porwało mężczyznę w lewo i rzuciło nim o ścianę. Joachim szepcząc Kontrsłowa wszedł do środka. Z prawej strony stała skupiona Magdalena. Widać było, że nie spodziewała się działania Dariusza, ale na kolejny atak nie miała już czasu. Joachim skutecznie ją rozproszył. Zasłoniła się jedną ręką, drugą z nożem wysunęła przed siebie i skoczyła w kierunku Mai.

Joachim zadrżał widząc, jak ostrze zbliża się do gardła jego wnuczki. Stal zatrzymała się na delikatnej skórze, a z zacięcia wypłynęła kropla krwi. Maja przestała wierzgać i zamarła z potwornym przerażeniem na twarzy.

– Nawet nie drgnij, staruchu – Magdalena syknęła przez zęby. – wiesz dlaczego tu jesteś?

– Proszę, wypuść ją… Zrobię wszystko co chcesz… – Joachim zamarł.

– Jakie to protekcjonalne, ale i tak zrobisz wszystko co chcę. Pytam jeszcze raz, czy wiesz dlaczego tu jesteś?

– Podejrzewam, że chcesz mnie zabić. Jak ja kiedyś jednego z was.

– To byłoby zbyt proste, mimo że zabiłeś jednego z nas to nie chodzi o nic tak błahego jak zemsta. Znalazłam przekład Podania. Wiarygodny, z II wieku. Bardzo obiecujące. Ale potrzebuję Introligatora żeby to sprawdzić. Twoja wnuczka to tylko motywacja dla ciebie. Poprzednio uratował cię tylko dzwon faceta od antyków – uśmiechnęła się krzywo.

Joachim przypomniał sobie stare Podanie, wręcz Legendę o pierwszej Książce, Księdze Życia, która była jednym z fundamentów ich Tradycji. Pierwsza Księga była właściwie pergaminem, zaginionym przed wiekami. Podobno opisywał jak zyskać życie wieczne. Wielu próbowało go odnaleźć, inni wierzyli, że pojawiające się znikąd przekłady są prawdziwe. Czy ktoś żyjący tak długo jak Magda mógł trafić na ślad tego Pergaminu? Mówiło się że rytuał wymagał ofiary z Introligatora.

– Chyba się domyślam. A sądząc z twoich poprzednich dokonań chodzi o życie wieczne.

– Dobrze zgadujesz staruchu, ale najpierw proszę o moją ostatnią Książkę. Nie chciałabym, żeby coś jej się stało. Przynieś mi ją.

Joachim odwrócił się i podszedł do leżącego, nieprzytomnego Dariusza. Wyciągnął z jego torby Książkę. W pewnym momencie Dariusz mrugnął do niego i schwycił jego rękę dwoma palcami. Więc odzyskał przytomność i zapewne coś planował. Najwyraźniej Magda tego nie zauważyła. Może to zwiększyło jego szanse. Niestety tak długo jak Oprawczyni trzymała nóż na gardle jego wnuczki sam nie mógł nic zrobić.

Odwrócił się z Książką.

– Gdzie mam to położyć? – spytał ruszając w stronę kobiet.

– Tam – wskazała głową – na regale.

– Co zamierzasz zrobić? – Joachim wykonał polecenie.

– Zedrzeć z ciebie skórę i utrzymać cię przy życiu na tyle, żebyś sam zrobił z siebie Książkę. Tylko taka ofiara zagwarantuje mi wieczne życie.

– Podejrzewam, że nie masz prawdziwego Przekładu. Byli już tacy co tego próbowali. Z tego co czytałem nie udało im się.

– Podejdź do stołu. Tam są kajdanki. Skuj sobie ręce.– Joachim podszedł do kamiennej ławy. Zauważył, że nie ma w kącie Dariusza. Gdzie on się podział?

Magdalena odsunęła się od Mai, kiedy tylko Introligator zacisnął stalowe obrączki na nadgarstkach. Zauważył Dariusza po prawej stronie, który wykorzystał zasłonę stołu i przemieszczał się w kierunku regału. Magdalena za chwilę mogła go zauważyć.

Joachim spojrzał na swoją wnuczkę. Przeprosił ją w myślach i wypowiedział Słowo, na które zbierał siły od dłuższego czasu. Był to zaledwie Szept, na nic więcej nie starczyło mu Siły, ale determinacja jaka za nim stała, dała mu potężną Moc.

Słowo z Szeptu zamieniło się w Grzmot. Grzmot zamienił się w Falę. Fala zamieniła się w Pisk. Pisk zamienił się w Krew.

Pierwsze co zobaczył to wyginającą się w konwulsji Maję. Krew wypłynęła jej z nosa i uszu. Podobnie zareagował Dariusz uderzając o szafę w chwili kiedy sięgał po Książkę.

Magda przewróciła się, lecz nie straciła przytomności, jak spodziewał się tego Joachim. Przeklął w myślach i ruszył w jej stronę. Miał tylko jedną szansę i zamierzał ją wykorzystać.

Pchnął nożem i Piórem, ale ta przechwyciła jego jedną rękę i trzymała ją mocno za nadgarstek.

– Z czym do ludzi – powiedziała od niechcenia i pchnęła go swoim nożem.

Joachim obrócił się odrobinę, na tyle na ile pozwalało mu jego stare ciało, ale to wystarczyło żeby cios trafił w próżnię. Przycisnął jej rękę pod ramieniem. Przeciwnicy zamarli w bezruchu. Gdyby Magdalena nie była odrobinę ogłuszona, nigdy by mu się to nie udało.

– Mamy pat. Dam ci się szansę wycofać – Joachim powiedział do Magdy. Ta żachnęła się ze śmiechu.

– Nie spodziewałam się Słowa, ale i tak jesteś słabym, starym człowieczkiem i nie zmienisz swojego losu.

Oboje spojrzeli na Dariusza. Ten właśnie się podniósł i wbił w Książkę pogrzebacz. Zaczął nim kręcić we wszystkie strony.

Magda przyglądała mu się ze zrezygnowaniem.

– To na nic ci się nie zda, jeśli nie znasz Tradycji – szarpnęła się mocno chcąc uwolnić rękę z uścisku Joachima. Ten niespodziewanie puścił ją. Cofnęła się szybko do tyłu.

– On nie… – Magda otworzyła oczy ze zdumienia, właśnie zrozumiała swój błąd. Rzuciła się w stronę Joachima, ale było już za późno. Ten wypowiedział Słowo, a ostatnia Książka zajęła się Ogniem.

Kobieta czuła jak z każdym ułamkiem sekundy jej ciało coraz bardziej się starzeje. Jak piękne i sprężyste zamienia się w żylaste i niedołężne. Zatrzymała się w pół kroku ciężko dysząc.

– Brawo starcze, brawo – wycharczała przez zęby. Poruszała się wolniej niż przed chwilą. Była stara, ale nadal na tyle żywotna żeby czuć się pewnie z nożem w ręce.

Joachim ruszył na nią. Dariusz wyrwał w międzyczasie pogrzebacz i także ruszył do ataku. Magdalena skrzywiła się, ale zamiast blokować zmierzające w jej stronę ciosy opanowała się i skupiła. W starym ciele nie miała szans w bezpośrednim starciu, miała tylko jedna szansę. Wykrzyczała Słowo.

Momentalnie Joachim padł na kolana a z jego nosa i uszu chlusnęła krew. Zataczający się Dariusz i skrępowana Maja byli w niewiele lepszym stanie.

Magdę ogarnęła panika.

Widziała że ponownie straciła wiele lat. Książka płonęła. Podeszła do niej i zawinęła w swój sweter. Ogień przygasł.

Musiała uciekać. Z każdą chwilą czuła się coraz gorzej, ale jeśli tylko ochroni tę ostatnią Książkę, przeżyje. Przechodząc obok Joachima usiłowała ciąć go nożem, ale ciężar Książki, jej niedołężne ciało i prawie wybudzony, ale nadal nie do końca przytomny Introligator spowodowało, że jedynie niezdarnie machnęła ostrzem i popędziła dalej. Wyczerpana Krzykiem i zniszczoną Książką, uciekła.

 

Joachim nie widział Mai od ponad trzech tygodni. Mówiła, że potrzebuje czasu żeby wszystko sobie ułożyć. Jednakże dzwoniła do niego kiedy tylko coś ją niepokoiło. Chciał żeby przeprowadziła się do niego, aby była bardziej bezpieczna. Niestety obawiał się że ona się go boi. Widział, że dzieje się z nią to samo co z jego synem. Miał jedynie nadzieję, że nie posunie się to za daleko, a ona nie zostawi go, gdyż obawiał się, że tego mógłby naprawdę nie przeżyć.

Dariusz pojawiał się u niego bardzo często. Chciał poznać Tradycję. Wiedział że ta była obecna w jego rodzinie w wypaczonej formie, ale chciał za wszelką cenę poznać coś, co da mu chociaż minimalną ochronę w starciu z Magdaleną, gdyż oboje byli pewni że ta pewnego dnia powróci i zapragnie się zemścić. Jeśli Joachim będzie wtedy jeszcze żył, na pewno nie sprzeda swojej skóry tanio.

Dlatego też chciał odzyskać kontakt z Mają, nauczyć ją chociaż podstaw Tradycji, by ją ochronić. Żywił się nadzieją że ona i Dariusz będą kontynuować jego Dziedzictwo. Liczył na to, ale nie był tego pewien.

Drzwi antykwariatu otworzyły się i stanęła w nich Zofia. Nie potrzebowali słów żeby się zrozumieć. Joachim podał jej Książkę, a ta zaczęła ją wertować. Zatrzymała się dopiero przy końcu. Tam przeczytała fragment i ze łzami w oczach zamknęła tom.

– Pieprzony skurwysyn, wiedziałam, że był ktoś jeszcze. – powiedziała do siebie po czym spojrzała na Joachima – Przepraszam, nie chciałam, ale tego właśnie się spodziewałam. Muszę teraz kogoś odnaleźć. Dziękuję bardzo za wszystko. Pójdę już. – Zostawiła na kontuarze czek.

– Mimo wszystko dziękuję. Teraz jestem pewna swojego losu. – kontynuowała i po chwili zniknęła w wyjściu.

Antykwariusz odprowadził ją wzrokiem. Pomyślał, że to dobrze że chociaż ktoś jest pewien tego co go czeka. Nawet jeśli nie jest to nic dobrego. On sam nie był pewien swojego jutra…

 

 

Koniec

Komentarze

Jak widać, długie teksty nie są tu obiektem zainteresowania... :(

Przeczytałem:) i to już kilka dni temu, jednak z racji tego, że moja komórka nie kuma tego edytora do wpisywania komentarzy nie mogłem się wypowiedzieć od razu.
Przeczytałem i jestem po wrażeniem, pomysł bardzo ciekawy, dobrze napisane, przyjemnie się czytało. Spodobało mi się, że zło jest reprezentowane przez płeć piękniejszą i nawet jak się później okazało w liczbie mnogiej.
Jest kilka niedociągnięć, które jednak nie wpływają na ogólny, bardzo dobry moim zdaniem całokształt. Na przykład:
- Chwilami miałem wrażenie dłużyzny, szczególnie na początku. Myślę, że można by trochę odchudzić pierwszą połowę Części I.
- Miejscami często pojawia się słowo "Oprawca", czasem w co drugim zdaniu (gdzieś w środkowej części tekstu), aż się prosi o synonim.
- "Z każdym rokiem przychodziło mu to coraz trudniej" - pojawia się w kilku miejscach (część pierwsza), niby nie w bezpośredniej bliskości, ale zawsze słowo w słowo identycznie sformułowane. Trochę to kłuje w oczy.
-  "odzywała się skrzynka pocztowa" - raczej zmieniłbym na "odzywała się poczta głosowa". Gdy to przeczytałem przez moment pomyślałem o czerwonej metalowej skrzyni (z przykładową kartką zaadresowana do Jana Nowaka), stojącej przed pocztą, mówiącej: "Wnuczki nie ma zadzwoń potem!" 
- Chwilami interpunkcja, ale to raczej przeoczenia, trudno jest ogarnąć tak duży tekst.  "(...)proszę spojrzeć. - szepcząc Modlitwę (...)"

Podsumowując, w żadnym stopniu nie żałuję tych kilkudziesięciu minut spędzonych na czytaniu tego opowiadania. Ba powiem nawet, że jeśli długie opowiadania mają być równie dobre, to niech będzie ich jak najwięcej. Kiedy tylko uzyskam możliwość wystawiania ocen (pewnie niedługo), przeczytam jeszcze raz i jeśli nadal będzie mi się podobało choć w połowie tak jak za pierwszym razem, na pewno dam 6.

Popieram, że bardzo dobre opowiadanie. Parę błędów rzuciło mi się w oczy, ale i tak językowo o niebo lepiej niż w Morzu mgieł (jeśli dobrze pamiętam tytuł). I pomysł świetny, i bohaterowie mają charakter. Bardzo dobrze się czytało, aż się dziwię, że nie dostało wyróżnienia..

Na koniec tylko uwagi historyka:
wojna światowa - małymi literami
cesarstwo pruskie - jw. (to nie jest oficjalna nazwa, jak Rzesza Niemiecka i Cesarstwo Niemieckie)
nie prowincja poznańska tylko Wielkie Księstwo Poznańskie - i to zdanie brzmiało tak, jakby Poznańskiem nie należało do cesarstwa..
Aha, i na początku 1 części rozbawiło mnie układanie encyklopedii literami - jakby każdy tom to była jedna litera.

Cieszę się, że wśród moich wypocin znajdują się i takie, na które warto zwrócić uwagę. Błedy zawsze się jakieś znajdą, ale cieszę się, że tym razem są one w defensywie.
Zauważyłem, że dłuższe formy są tu często ignorowane lub pomijane, dlatoego cieszy mnie, kiedy ktoś przez nie przebrnie, a czas temu poświęcony uzna za spędzony przyjemnie.
Z mojej strony powiem, że pracuję dalej, licząc że przy komentarzach do kolejnych moich opowieści będę mógł się cieszyć jak przy tych (a jak wiadomo, praca to nie łatwa).

Dziękuję i pozdrawiam
Sakora

Nowa Fantastyka