– Myślisz, szefie, że to jakieś rytualne morderstwo? – spytała Jagoda, patrząc na zmasakrowane ciało. – Pierwszy raz widzę takie bestialstwo.
Starszy mężczyzna stojąc na progu Wielkiej Sali, w milczeniu obserwował miejsce zbrodni. Przemysł nie miał wątpliwości, że motyw miał podtekst religijny. Spojrzał na twarz aspirantki i uśmiechnął się w duchu. Młodzi niechętnie uczyli się o dawnych kultach, a i program edukacji z dekady na dekadę ewoluował w stronę spraw doczesnych, związanych z zarobkowaniem. Dlatego służba miała od lat problem z narybkiem.
Dziewczyna nie śmiała ponaglać przełożonego. Przywykła do tego, że szef często odpowiadał na jej naiwne pytania uśmiechem albo wcale. Wiedziała wówczas, że błądzi. Sprawa jednak była niepokojąca, podobnie jak wyraz twarzy Przemysła.
– Dlaczego tutaj? – zastanawiał się mężczyzna.
Jagoda wiedziała, że pytanie nie było skierowane do niej.
Zwierzchnik milczał dłuższy czas, po czym wydał wyraźne polecenie:
– Oceń, proszę, ślady i powiedz, co myślisz.
Jagoda dygnęła i zaczęła recytować:
– Mężczyzna drobnej budowy. Wiek trudny do określenia; między trzydzieści a czterdzieści lat. Ciało nosi ślady wielu obrażeń, które oceniam jako nielogiczne. Do wskazania bezpośredniej przyczyny śmierci potrzeba sekcji.
Spojrzała na mentora, by sprawdzić poprawność wywodów. Mimo jedenastu miesięcy wspólnej pracy wciąż bała się, że Przemysł ją oddali. Z wyrazu twarzy opiekuna wyczytała, że ma kontynuować.
– Nie widać oznak walki, więc ofiara mogła być tu dostarczona i powieszona nieprzytomna. Jedyne tropy znajdują się pod ciałem. Krew wciąż kapie z buta. Do zdarzenia doszło w godzinach porannych, bo jeszcze nie…
Aspirantka spojrzała nerwowo na szefa, a ujrzawszy skinienie, wdrapała się szybko na podest, by sprawdzić puls wiszącego.
– Żyje! – zawołała, dotknąwszy tylko jego szyi.
Zmasakrowany człowiek niespodziewanie poderwał zwisającą dotąd bezwładnie głowę. Otworzył szeroko oczy i jak tonący zaczerpnął łapczywie powietrza. Spanikowana Jagoda zaczęła przeszukiwać kieszenie swojej szaty. Gdy wyciągnęła nóż, Przemysł krzyknął „PORAŻENIE” i gwałtownym ruchem dłoni wypchnął przed siebie moc.
Wcześniej
Przemysł zaczął dzień zgodnie z obyczajem. Przyklęknął przed dębem, rosnącym w centralnym miejscu przydomowego gaju. Drzewo było tak stare jak historia rodu mężczyzny. Przemysł ułożył płasko dłonie do modlitwy, dociskając je do ziemi. Zamknął oczy, by nie zakłócać transu bodźcami wzrokowymi.
Swego czasu próbował wizualizować stan ciała w trakcie medytacji. Szybko stwierdził, że jest to niemal tak samo dziecinne jak podglądanie rodziców, gdy rozpoczynał naukę. Osiągając pełnoletność, zaprzestał tworzenia jakiekolwiek wyobrażeń tego procesu. Gdyby nie podpatrywanie dorosłych, zapewne inaczej interpretowałby teraz bodźce. Nie wykluczał jednak, że ojciec celowo pozwalał mu zerkać.
Przeguby dłoni osadził mocno w ziemi, zaś palcom pozwolił na swobodny spoczynek. Już po chwili rejestrował delikatne mrowienie. Wiedział, że gęsta trawa, cienkimi jak nici łodyżkami, odnajduje synapsy na rękach, a on, aż do obojczyków, staje się ludzkim żywopłotem. Wiedział to doskonale. Z zamkniętymi oczyma czuł jednak o wiele więcej.
Po kilku minutach był gotowy, by stawić czoła nowemu dniowi. Miał świadomość, że żaden z nich nie będzie w najbliższym czasie łatwy. W korzeniach drzew wyraźnie wyczuwał napięcie. Puszczę, od stuleci okalającą królestwo, trawił wirus ludzkiej ignorancji. Ochronną tkankę niszczono, coraz częściej od wewnątrz.
Przemysł ubolewał nad dopuszczeniem do władzy asymilantów, którzy przez lata zdołali zepchnąć ekologiczne paradygmaty na dalszy plan, wymuszając budowę kolejnych osiedli dla ocalałych. Zniesiono bezwzględny zakaz wycinki drzew, choć naukowcy dowodzili, że ma to bezpośredni związek ze spadkiem zdolności człowieka do korzystania z mocy.
Nim zdążył zjeść śniadanie, do drzwi zaczęła dobijać się Jagoda.
*
Dzień nie zaczął się dobrze. Medytacja w gaju została gwałtownie przerwana przez gońca, który przywiózł wezwanie. Jadąc, uzyskała od posłańca niezbędne informacje. Po drodze wstąpiła do szefa, który jak zwykle z uśmiechem oznajmił, że wie o zdarzeniu i dojedzie na miejsce niezależnie. Dziewczynie przypadło zadanie spisania zeznań i nakreślenie wstępnej diagnozy.
Jagoda przyzwyczaiła się już do zachowania zwierzchnika; nawet do tego, że często wiedział o różnych sprawach, zanim ktokolwiek zdążył o nich powiedzieć. Wierzyła, że mit o pełnej jedności z Matką nie jest jedynie wymysłem historyków i literatów.
Gdy dotarła do gmachu muzeum natychmiast wzięła się do pracy. Zamierzała uporać się z czynnościami, nim dojedzie Przemysł. Podziwiała go i szanowała, ale wciąż liczyła, że kiedyś uda jej się pozytywnie go zaskoczyć, jeśli nie spostrzegawczością czy wiedzą, to choć zaangażowaniem.
Stróż pełniący nocną służbę niczego nie widział. Był stary i najprawdopodobniej zasnął. Nieświadomie wprowadził w błąd zarządcę budynku, zdając poranny raport. Ofiarę jako pierwszy zauważył przewodnik, który oprowadzał szkolną wycieczkę.
– Właśnie opowiadałem młodzieży, jak Mieszko oddalił Dobrawę przekonywującą go do wiary, która zmieniła Wieki Średnie w koszmar. Nie ma pani pojęcia; te matołki nic nie wiedzą o naszym dziedzictwie.
– Konkretnie proszę – próbowała skierować słowotok mężczyzny na właściwe tory.
– Mieszko odrzucił politykę wilka, choć miał problemy z sąsiadami. Badacze spierali się przez lata, czy na tamte warunki racjonalnym było działanie naszego protoplasty. Nie powinien był walczyć ze stadem, tylko z uległością do niego przystąpić; poddać się prowadzącemu basiorowi…
– Dosyć – przerwała zniecierpliwiona Jagoda. – Co pan zobaczył po wejściu do Wielkiej Sali?
– To, co teraz – odpowiedział nieco urażony mężczyzna. – Niczego nie dotykałem. Od razu posłaliśmy po Strażników.
*
Przed wyjściem do pracy Przemysł wszedł do gabinetu. Usiadł na macie i spojrzał na symbole wyrysowane na ścianach. Każdy z nich kreślony był własnoręcznie po zdobyciu kolejnego stopnia wtajemniczenia. Były tam hebrajskie napisy, chińskie znaki oraz graficzne symbole: krzyże, pentagramy i pozostałości po znanych ludzkości religiach, począwszy od pierwszych malowideł naskalnych, a skończywszy na współczesnych znakach pokoju i przymierza. Cały ten zbiór uświadamiał mu co dnia, jak złożona jest ludzka natura.
Wbrew narzucanej laicyzacji uważał, że ludzie potrzebują wiary. Tymczasem procedury zabraniały otwarcie rozmawiać o sprawach duchowych, które należały do sfery prywatnej każdej jednostki, a równocześnie nie naruszały praw asymilantów do własnych przekonań. Ci niestety coraz śmielej wykorzystywali poprawność polityczną do krzewienia zapomnianych pogańskich kultów.
Przemysła nie dziwił powrót bożków z epoki słowiańskiego wieku średniego. Młodzi rzeźbili Światowida, nosili amulety w kształcie topora, pisali baśnie o Leszym i Jadze. Coraz częściej jednak musiał mierzyć się nie tylko z demonami rodzimej wiary ale i Starego Świata.
Później
– Do diaska! Do czego on jest przywiązany? – spytał jeden z techników.
– I przybity – dodał drugi. – Dobrze, że go sparaliżowałeś, szefie. Jakby się dłużej szamotał, mógłby doprowadzić do wybuchu.
Przemysł skinął głową i nieznacznie uśmiechnął się do podwładnych. Zerkał jednak z troską w stronę dziewczyny. Nie chciał jej zrobić krzywdy, jednak zareagował za późno i musiał użyć dużej mocy, by powstrzymać nieuniknione.
– Sprawcy pewnie liczyli, że będziemy chcieli jak najszybciej go zdjąć – powiedział Przemysł, patrząc na Jagodę rozmasowującą porażone niedawno mięśnie. – Potraficie to zneutralizować? Za belkami jest dość dynamitu, by wysadzić cały budynek.
– Oczywiście, szefie. Na praktykach byłem na południu. Nie takie cholerstwo widziałem. Swoją drogą, zmyślna konstrukcja. Ciało ofiary służy jako przewodnik i łączy obwody.
Jagoda była obolała i zawstydzona. Podziwiała jednak mentora za przenikliwość i opanowanie. Czuła, że nigdy nie osiągnie podobnego poziomu.
– Jak oni zdołali przemycić do królestwa dynamit? – zastanawiał się głośno Przemysł. – Eksplozywne materiały zakazane są od stulecia – powiedział, choć zdawał sobie sprawę, że poza granicami wciąż walczy się, wykorzystując niedozwolone technologie.
– Skąd wiedziałeś, szefie, że to coś więcej? – zapyta Jagoda, która próbowała otrząsnąć się z szoku.
– Zamachowcy to ignoranci – powiedział ze spokojem Przemysł i lekko się uśmiechnął. – Człowiek na krzyżu nie powinien mieć butów.
Jagoda pomyślała, że rytualne morderstwa lub samobójstwa wymagały właściwej oprawy, jednak nie wpadła na to, iż obuwie mogło mieć znaczenie.
– Ale… jak to?
– Reliktologia, moja droga. Średniowieczne zaślepienie Europejczyków wierzeniami bliskowschodnimi i początki ekstremizmu religijnego. Pamiętasz ze szkoły Krzyżowców i Saracenów?
Jagoda skinęła głową, ale Przemysł nie był przekonany, czy wiedziała, co miał na myśli. Postanowił więc nie drążyć tematu, dodał tylko:
– Na szczęście pozabijali się nawzajem. Niestety, pogańskie religie wciąż znajdują wyznawców. A to – wskazał na ukrzyżowanego – to jest nędzne naśladownictwo człowieka, którego uznano ponad dwa tysiące lat temu za uosobienie bóstwa, mesjasza. Wierzono, że świat można naprawić, składając życie pojedynczego człowieka w ofierze.
Jagoda słuchała przełożonego z uwagą, a ten kontynuował:
– Wiesz, co jest najdziwniejsze u Testamentowców? Nawet w ich objawionych księgach pisano, że żaden człowiek nie powinien stawać między mocą a ludźmi. A oni z uporem czcili kaznodziejów, płatnych pośredników, szukali wybrańców, wokół których budowali coraz to nowsze religie. A potem toczyli wojny o to, które są prawdziwe. U nas nawet dziecko wie, że każdy musi samodzielnie odnaleźć korzenie, by poczuć więź z Matką Ziemią. Niczego nie da się przyspieszyć ani narzucić.
– Ale dlaczego tutaj? – zapytała dziewczyna, wierząc, że szef poskładał już łamigłówkę.
– Dagome iudex – odpowiedział swoim zwyczajem Przemysł; bardzo lakonicznie, by wymusić na Jagodzie przeprowadzenie własnego procesu myślowego.
– Prapoczątek Zjednoczonego Królestwa – podjęła wyzwanie dziewczyna. – Najstarszy zachowany opis obszaru Polan, kolebki ocalałego świata. Jedna z największych pamiątek. Zniszczenie jej byłoby bezmyślnym aktem barbarzyństwa.
– Czy wiesz, jak niewiele brakowało, by protoplasta oddał nasze ziemie fanatykom z Rzymu?
– Rzym – wyszeptała Jagoda – mroczna stolica zniszczonego Południa.
Przemysł skinął zachęcająco.
– Pozwoliliśmy im zamieszkać z nami – dodała dziewczyna. – Nie sądziłam, że są zdolni do aktów terroru w Rzeczpospolitej.
– Widzisz, dziecko, Muzeum Dziedzictwa to łakomy kąsek dla ekstremistów. Szczególnie ten symbol bywa solą w oku. Dagome iudex nigdy nie został wysłany. Są tacy, którzy uważają, że historia potoczyłaby się inaczej, gdybyśmy wyparli się Matki, nie zdołali zjednoczyć plemion słowiańskich.
– Ale… dlaczego nie zniszczyli budynku nocą? – spytała Jagoda.
Pytanie aspirantki było celne. Przemysł przyjął, że chodziło o jawny akt terroru, liczbę ofiar i naocznych świadków. Nie była to jednak mocna teza.
– Myślisz, szefie, że wiedzieli, iż zostaniemy wezwani na miejsce? – dziewczyna zawahała się. – To trochę niedorzeczne, ale może chodziło o nas? – zapytała, patrząc nieśmiało w oczy szefa. – O ciebie… – dodała niemal szeptem.
– Dziecko – uśmiechnął się Przemysł, widząc, jak się zaczerwieniła. – To miłe, co mówisz, ale kto by się tak kłopotał dla starego… – odpowiedział szybko, lecz zaniepokojony nowym tropem, zamilkł.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że z pokolenia na pokolenie zatracali swoje dziedzictwo. Ludzie, którzy potrafili nawiązać pełną więź z Matką odchodzili, a nowych nie przybywało. Świadome czerpanie wiedzy i mocy powoli stawało się mitem.
Otwartość i niekontrolowana asymilacja ludności ze zniszczonego świata były błędem. Przemysł czuł to od dawna. Utopijna idea Rzeczpospolitej, tolerancyjnej, jednoczącej narody, doprowadziła królestwo do punktu historii, w którym już raz się znaleźli. Zaślepieni przez wizję miłości bliźniego w Wiekach Średnich wpuścili chrześcijańskich misjonarzy do kraju Polan. Wystarczyło kilkadziesiąt lat, by ci pokazali prawdziwe oblicze. Polowanie na wybrańców doprowadziło wówczas do największego kryzysu w dziejach. Czy historia zatoczyła koło?