
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– No to życzę miłego dnia – burknął Klaus znikając za drzwiami swojego mieszkania. Dorota stała jak wryta, ze wzrokiem wbitym w dyndającą, obluzowaną szóstkę. Z ciężkiego szoku wyrwały ją jęki zza pleców. Drzwi najwyraźniej postawiły sobie za punkt honoru, by doprowadzić ją do załamania nerwowego.
Nerwowego? A może… psychicznego? – zastanowiła się. To było to. Na dodatek brzmiało naprawdę sensownie. Zwariowała. Zupełnie, totalnie, na maksa zbzikowała, nabawiła się jakiejś schizofrenii i teraz drzwi na nią prychały i jęczały, a tajemniczy faceci o dziwnych imionach i kretyńskich fryzurach nawiedzali jej, do tej pory poukładaną rzeczywistość. Tak, to miało jakiś sens.
Wyciągnęła z kieszeni płaszcza telefon, zdecydowana zadzwonić po taksówkę. Jakoś w końcu musiała się dostać do psychiatryka. Wykręciła znajomy numer i przyłożyła aparat do ucha. Rozległy się trzy przerywane sygnały, po czym słuchawka odchrząknęła i zaczęła mówić, jakby recytowała z pamięci wyuczoną formułkę:
– Witaj. Tu interfejs domowy Kasandra. Znajdujesz się aktualnie poza zasięgiem twojej sieci. Aby skontaktować się ze światem zewnętrznym radzę podejść do okna, wyjść na balkon, lub najlepiej opuścić budynek. Drzwiami, nie oknami. Połączenia bezprzewodowe niestety zawsze tu nawalają, ze względu na zagęszczenie atomów magicznych i lekkie rozjechanie płatów rzeczywistości. Połączenia przewodowe natomiast możliwe są… – Dorota rzuciła telefonem o ścianę – Au! – połączenie zostało przerwane.
Kobieta osunęła się na podłogę i przycupnęła wśród walizek. Czuła, że nie była w stanie myśleć, a przynajmniej nie logicznie. Świat stanął na głowie. Wpadła na pomysł, że może to wszystko sobie wyśniła. Być może spała i wystarczyło tylko się obudzić. Nadzieja szybko jednak zgasła, gdy po uszczypnięciu w ramię nadal siedziała na tej cholernej, zakurzonej podłodze korytarza. W dodatku bolało ją ramię.
– I co teraz? – zapytała pustkę dookoła niej.
– Witaj. Tu interfejs domowy Kasandra. Pogłaszcz drzwi – pustka poczuła się zobowiązana dać jej odpowiedź. Dorota poddała się uczuciu bezsilności. Ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Nie zauważyła, kiedy drzwi do sąsiedniego mieszkania ponownie się uchyliły.
– No nie… Tak cię nie mogę tu zostawić, przecież mnie ukatrupią jeszcze bardziej – stwierdził Klaus patrząc z politowaniem na Dorotę – Wstawaj – złapał ją pod ramiona i bez większych ceregieli postawił ją na nogach. Lodowato zimną dłonią otarł jej oczy, po czym założył sobie jej plecak na plecy, złapał uchwyty obu walizek i ponownie zwrócił się do niej – Pogłaszczesz wreszcie te drzwi? Wiem, że sprawiają wrażenie dość agresywnych, ale one po prostu jeszcze nie wiedzą, że jesteś ich nową właścicielką.
Dorota ze zrezygnowaniem podeszła do drzwi, które tradycyjnie już zaczęły prychać i jęczeć jak rozjeżdżany kot. Dłonią pogłaskała złuszczoną, brązową farbę. O dziwo nie była chropowata w dotyku. Powierzchnia drzwi bardziej przypominała jedwab, w dodatku nawet zdawała się być miękka. Przez myśl przebiegło jej pytanie, co by się stało, gdyby je dźgnęła nożem zamiast głaskać. Dalej by tak jęczały?
Rozległo się znajome mruczenie, charakterystyczne „klik!" i drzwi stanęły przed nimi otworem.
– Świetnie! Brawo! – zawołał uradowany Klaus – To teraz jeszcze mnie zaproś do środka, żebym mógł wnieść te walizki!
Dorota stanęła w progu mieszkania i odwróciła się jak na zawołanie.
– Że co?!
Klaus zerknął nerwowo w kierunku framugi mieszkania.
– No… Dżentelmen dżentelmenem, ale jeśli nie chcesz, żebym zginął podczas wykonywania mojego dżentelmeńskiego obowiązku, to miłe z twojej strony byłoby, gdybyś mnie zaprosiła do…
– Nie ma mowy! – wykrzyknęła oburzona, po czym odebrała po kolei wszystkie swoje walizki i plecak, wrzucając je do mieszkania na oślep – Do widzenia! – pożegnała sąsiada zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Nie była do końca dumna ze swojego postępowania, ale pewna myśl zaświtała jej w głowie i wolała nie ryzykować. Nie była fanką fantasy, ale co nieco w swoim życiu czytała. W końcu lektury obowiązkowe w szkole obejmowały nie tylko jej ulubione klasyki, ale i książki o tematyce nieco bardziej oddalonej od życia codziennego i ogólnie pojęcia realności. Nie trzeba było być super oczytanym geniuszem, żeby zauważyć, że z Klausem, jak i z całą tą kamienicą było wyraźnie coś nie tak, a jeżeli mężczyzna domagał się zaproszenia go do domu to… No, właściwie to nie musiał być wampirem, żeby chcieć się wprosić, prawda? Mógł też być gwałcicielem z manierami, czy fetyszami.
Dorota nie wiedziała, która opcja bardziej jej odpowiadała.
Odwróciła się na pięcie i po raz pierwszy zobaczyła swoje nowe mieszkanie, w którym spędzić miała najbliższy rok, do czasu, aż znajdzie sobie jakieś inne lokum. Apartamencik był niczego sobie. Niewielki przedpokój przeradzał się od razu w salon z balkonem (świat! Cywilizacja! – ucieszyła się). Na prawo odchodziły drzwi do sypialni, na lewo drzwi do łazienki, a dalej za nimi znajdowała się niewielka kuchnia. Drewniane panele skrzypiały nieco pod stopami, nadając panującej dookoła ciszy nieco groteskowego wyrazu, ale Dorota nie zwracała już uwagi na tak drobne szczegóły.
– Witaj – rozległ się znajomy głos – Tu interf…
– Zamknij się – warknęła w stronę sufitu.
– Sorki – odparł interfejs, czymkolwiek był, po czym na powrót zapanowała cisza. Dorota podejrzliwie przyglądała się pożółkłemu sufitowi dłuższą chwilę, ale gdy żaden anormalny dźwięk nie zakłócił ponownie martwej ciszy mieszkania, rozluźniła się nieco i wykonała kilka kroków w kierunku stojącej na środku salonu kanapy.
Mieszkanie było skromnie umeblowane. To znaczy: mebli było tu niewiele, ale za to jakiej jakości. Sprawiały wrażenie nadzwyczaj dobrze zachowanych antyków, wykonanych w barokowym i renesansowym stylu. Kanapa, a w zasadzie sofa, była ozdobiona do granic możliwości rzeźbionymi liśćmi laurowymi, podczas gdy jej nogi przypominały łapy lwów zakończone ostrymi pazurami. Stolik, do kompletu z kanapą, pokryty był kilkumilimetrową warstwą gęstego kurzu. Dookoła niego stały jeszcze dwa fotele, o nienaturalnie wysokich oparciach. Ze ściany wystawał kamienny kominek, po bokach którego wyrzeźbione zostały syreny wśród fal. Zakrawało to o szczyt bezguścia, ale w półmroku mieszkania i tej niesamowitej ciszy miało to w sobie coś z tajemniczej elegancji i majestatyczności.
Dorota przeszła do sypialni. Pokój był mniej więcej tej samej wielkości, co salon, ale zastawiony był o wiele cięższymi sprzętami. Gigantyczne, rzeźbione łóżko jakimś cudem nie zarwało jeszcze podłogi, natomiast naprzeciw niego cała ściana została przesłonięta białym płótnem. Po odsłonięciu go kobieta odkryła labirynt metalowego stelaża, powtykanych gdzieniegdzie desek i wieszaków, razem składających się na najdziwniejszą garderobę, jaką w życiu widziała. Uniosła brwi zastanawiając się, jaki właściwie można mieć pożytek z tak pokopanej szafy. Już chciała zasłonić wnętrze swojej nowej garderoby, gdy coś leżącego w rogu, na podłodze przykuło jej wzrok. Zatrzymała się w pół ruchu, przyglądając się uważnie dziwnej rzeczy. W pierwszej chwili uznała, że była to po prostu jakaś szmatka rzucona w kąt i zapomniana przez poprzednią lokatorkę, po chwili jednak zauważyła, że szmatka była przewiązana sznurkiem w niektórych miejscach i wypchana, tworząc coś na kształt i podobieństwo figurki człowieka.
Pochyliła się i podniosła znalezisko. Lalka była wyraźnie bardzo stara, Dorota wyczuła to po jej zapachu. Wszystkie stare rzeczy miały swoją specyficzną woń. Ta dodatkowo pachniała wędzonką.
– Interfejs? – Dorota zapytała bez przekonania.
– Tak? – rozległ się natychmiast przepełniony entuzjazmem głos – Czym mogę służyć?
– Co to jest?
– Lalka.
– Aha? Jakaś lalka voodoo, czy co? – nie zdziwiłaby się, gdyby tak było – Należy do tej kobiety, co tu wcześniej mieszkała?
Interfejs nie odzywał się przez chwilę, potem zaczął coś mamrotać, jakby mówił sam do siebie.
– Lalka pojawiła się tu za czasów Magdaleny, owszem, ale należała do kogoś innego. Wybacz, jestem tu dość nowa, poprzedni polter… to znaczy interfejs – Kasandra zreflektowała się szybko – nie zostawił po sobie zbyt wiele informacji. Klaus powinien coś więcej wiedzieć na ten temat.
Dorota spojrzała wymownie w sufit.
– Klaus? Ten spod szóstki?
– Nie mamy tu innego Klausa.
Kobieta przeklęła soczyście.
– Zgadzam się z tobą w zupełności – odparł poltergeist.
– Zamknij się.
– Nie ma sprawy.
Dorota zasłoniła szafę i wyszła z pokoju. Lalkę położyła na stoliku w salonie, po czym przeszła do kuchni, której wyposażenie okazało się zaskakująco normalne, w porównaniu z resztą domu. Był nawet zwykły piec gazowy. Dorota spodziewała się raczej glinianej wnęki do rozpalania drewnem. Poczuła lekki zawód widząc, że w szafkach i szufladach znajdował się pełny komplet talerzy i sztućców, a nawet kilka garnków, w zaskakująco dobrym stanie, co więcej nie wyglądały na zakup sprzed dwudziestu lat. Ba, można je było nawet posądzić o bycie podejrzanie modernistycznymi.
Tego samego nie dało się jednak powiedzieć o łazience. Najbardziej nowoczesnym elementem wystroju tego pomieszczenia okazały się być ogromne, przedpotopowe kafelki, ręcznie malowane w kwieciste wzory, zdobione dodatkowo złotem. Dorota już cieszyła się na myśl o czyszczeniu ich.
Wanna była mała, jej dno było wygięte do tego stopnia, że prawie stykało się z podłogą, a żeliwne nóżki w kształcie tych samych łap, co nogi sofy w salonie, w sumie ważyły chyba osiem razy więcej niż sama wanna. Na dobrą sprawę zdobienie wanny w ten sam sposób, co sofy wydawało się Dorocie być lekko chybionym pomysłem. To już była po prostu dzika tandeta, szarżująca po nieodkrytych do tej pory polach kiczu.
Wszystkie rury wystawały ze ścian i sufitu, z którego zwieszał się najprawdziwszy, szklany żyrandol. Brak umywalki kompensowało ogromne lustro w złotej ramie, stojące zaraz na przeciwko sporych rozmiarów ubikacji, obok której geniusz wystroju wnętrz postanowił strzelić drewnianą, piracką skrzynię, pełniącą bliżej nieokreśloną, ale według Doroty bardzo niepraktyczną funkcję. Już wiedziała, co wyleci stąd jako pierwsze i nie była to ani skrzynia, ani porcelanowa muszla, ani złocone lustro.
Kobieta wpadła do salonu i sięgnęła po lalkę, którą zostawiła na stoliku pięć minut wcześniej. Lalka raczyła w tym czasie spaść na podłogę. Poirytowana schyliła się po nią, po czym wyleciała z mieszkania. Drzwi same się za nią zamknęły, pomiaukując przymilnie. Poddenerwowana uśmiechnęła się w ich kierunku, nie będąc pewną, czy ma to właściwie jakieś znaczenie.
Podeszła do drzwi na przeciwko. Podniosła dłoń, by zapukać, ale zrezygnowała z tego. W tym samym momencie drzwi prychnęły na nią, utwierdzając ją w przekonaniu, że w tej kamienicy lepiej jest używać dzwonków. Przycisnęła mały, czarny guziczek obok framugi, a mieszkaniu po drugiej stronie echem poniósł się odgłos bijących dzwonów kościelnych. Dorota przeanalizowała jeszcze raz fakty o Klausie i ten ostatni element jego ogólnej dziwności skreślił go na zawsze z listy potencjalnych gwałcicieli.
Drzwi otwarły się i stanął w nich właściciel mieszkania…
– Cześć. Wybacz, że tak cię potraktowałam, ale potrzebowałabym pomocy z ustaleniem, czyj…
… z bladą gębą urąbaną we krwi.
Dorota poczuła, że spada, potem zrobiło jej się przyjemnie ciepło i wyparowała w ciemność.
Ładne zakończenie. Świetne. :D Więcej!
Bardzo dobre. Szczerze się uśmiałem.
Rozumiem, że to jeszcze nie koniec, także z oceną na razie zaczekam.
Mam tylko jedną uwagę. Ostatnie sformułowanie "i wyparowała w ciemność" jest niezbyt dobre stylistycznie. Myślę, że "i zapadła ciemność" byłoby lepsze.
Z niecierpliwością czekam na dalsze części ;)
Eferelin Rand: odniosłam wrażenie, że w całym opowiadaniu użyłam już trochę zbyt wiele razy sformułowania, że coś "zapada", natomiast "wyparowała w ciemność" według mnie o wiele trafniej odnosi się do uczucia towarzyszącemu mdleniu. W dodatku ma na celu podkreślenie tego, co dzieje się z główną bohaterką. Biorąc też pod uwagę wszystkie anomalie, stwierdzenie "zapadła ciemność" mogłoby być błędnie zrozumiane. Dlatego pozostawię końcówkę tak jak jest, chyba że pojawi się więcej głosów przeciw.
Dziękuję za komentarze i ocenę :) Postaram się w najbliższym czasie dodać kolejną część. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia ile ich jeszcze będzie i czy w ogóle opowiadanie dotrwa do jakiegoś konkretnego końca. Po prostu zabrałam się za pisanie i zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi. Pisanie Ironii jest dla mnie mniej więcej tak samo ekscytujące, jak dla Was czytanie jej.
Pokręcone w odpowiednim stopniu, żeby wciągnąć czytelnika i zarazem lekko napisane. Z czytsym sercem dałbym 5 z plusem, ale że nikt takiej oceny nie przewidział...
Ojejku. Ojej. Oj. Dzięki :D
Panie i Panowie, kolejna część w trakcie tworzenia. Trochę jeszcze ją trzeba dopracować, nie chcę też dodawać rzeczy hurtem, także być może jutro, być może pojutrze pojawi się kolejny kawałek tekstu. Mam pewien pomysł, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Mieszkanie zastępcze na rok? A potem co, eksmisja na bruk? Tak się nie da;p Nawet, jak lokatorzy nie płacą czynszu, bo wydają wszystko na alkohol, właściciel lokalu nie może ich tak po prostu wywalićXD To tak na początek, bo rzuciło mi się w oczy i przypomniało sytuację, jak to właścicielka mieszkania użerała się z panią L., która nic nie płaciła, a nie mogła jej wywalić w świetle prawa.
Początek urokliwy. Jakoś tak lekko napisany, płynie się przez tekst, przyjemnie się go czyta, bez uczucia zmęczenia. Człowiek zaczyna się zastanawiać, co też niezwykłego przydarzy się zupełnie normalnej Dorocie, bo że coś się przydarzy, to na pewno wiadomo.
Druga część intryguje jeszcze mocniej niż pierwsza. Nie powiem, żeby pomysł był jakoś niesamowicie oryginalny i powalający na kolana, ale czar tego tekstu tkwi głównie w lekkości twojego pióra. Bardzo ładny styl. I cóż, naprawdę mam ochotę poznać dalsze perypetie Doroty z jej nowym mieszkaniem;)
Piąteczka.
Pozdrawiam.
I.
Dziękuję serdecznie za ocenę oraz hint. Faktycznie sobie tego nie przemyślałam z tym mieszkaniem na rok, ale jeszcze to jakoś uratuję, obiecuję ;)
Kolejna część gotowa, dodam jutro. Będzie to jakby zakończenie pierwszego "rozdziału". Zastanowię się, czy publikować tutaj dalsze części, ze względu na to, że opowieść nie posiada jeszcze zakończenia, a nie chcę profilu na stronie fantastyki przemieniać w blog na którym w nieskończoność będą się ciągnąć perypetie Doroty.
Zabawny opek :).
Druga część wciąga jeszcze bardziej niż pierwsza. Nie będę osamotniona, gdy zakrzyknę: więcej!
A tak wogóle to wisisz mi nowa bluzkę - czytając tekst (zwłaszcza zdanie "To już była po prostu dzika tandeta, szarżująca po nieodkrytych do tej pory polach kiczu."), nie raz oplułam się ze śmiechu. Mam nadzieję, że był to efekt zamierzony ;)
Piąteczka.
Ojejku, dzieki :D
:(