- Opowiadanie: fulmir - Pendrive

Pendrive

Opowiadanie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pendrive

To był dzień, jak co dzień na Politechnice Krakowskiej. Zabiegani studenci z teczkami i skryptami przemierzali dziedziniec uczelni. Politechnika była stosunkowo starą uczelnia ze swoimi tradycjami i ustalonym porządkiem. Był to kompleks budynków z czerwonej cegły będący za okupacji koszarami wojsk austriackich. Na terenie około 0,5 km2 znajdowały się Wydziały: Lądowy, Inżynierii Środowiska, Elektryczny, Architektury oraz Chemii. Ponieważ zbliżał się termin sesji w powietrzu dało wyczuć się nerwową atmosferę. Gonitwa trwała w najlepsze. Tego podniecenia wokół siebie zdawał się nie zauważać Artur, ambitny, choć trochę nieśmiały student V roku Inżynierii Środowiska. Udawał się właśnie na ploter celem wydrukowania rysunku formatu A0 do pracy dyplomowej. Był to projekt jazu, budowli piętrzącej na rzece. Artur niemało się natrudził, aby rozrysować wszystkie rzuty. Na ploterze spotkał Arka, nieco tajemniczego kolegę z roku oraz pewną nieznajomą acz musiał przyznać, że urodziwą studentkę architektury. Rozpoznał to po ogromnej tubie na rysunki, jaką ze sobą miała. Tylko studenci architektury mieli takie tuby. Ponieważ, nie przepadał za Arkiem zdecydował odezwać się do dziewczyny:

-Widzę, że też drukujesz formatkę A0. My przyszli inżynierowie chyba musimy mieć manię wielkości, że drukujemy takie rysunki!

-A wiesz coś w tym jest– uśmiechnęła się dziewczyna. –Ale na szczęście mi to nie grozi przy skromnych funduszach, jakie posiadam. Wielkość zostawmy profesorom.

-Masz rację. Tak w ogóle to Artur jestem. Z wody.

-Miło mi, Ania.

-Wow, nie wiedziałem, że na architekturze studiują takie wystrzałowe laski!- do rozmowy próbował włączyć się Arek, który teraz podszedł do rozmawiającej pary.

Ania jednak udała, że tego w ogóle nie słyszy, zabrała swojego pendrive’a i opuściła ploter.

-Ty to masz teksty-podsumował kolegę Artur.– A już tak dobrze nam się rozmawiało. Musiałeś ją przegonić.

-Fajna laska. Założę się, że nie będzie w stanie mi się oprzeć!

Artur miał już dość tej gadki, także zabrał swojego pendrive’a ze stolika, na którym kładł je drukujący i wyszedł.

Po zajęciach na uczelni postanowił jeszcze skorzystać z sali komputerowej jako, że nie miał w domu dostępu do Internetu. Musi nanieść jeszcze ostatnie poprawki do pracy dyplomowej zanim ją wydrukuje i wysłać mailem odpowiednie dokumenty do komisji ZUS-owskiej. Artur chorował, bowiem na pewną wstydliwą chorobę i starał się o rentę. Na pendrivie miał wyniki badań lekarskich i chciał jak najszybciej je przesłać, bo ostatnim razem zapomniał. Odpalił pendrive’a i mocno się zdziwił– przecież to są jakieś architektoniczne bzdety, kompletnie nie jego bajka! Cholera Ania przez pomyłkę musiała wziąć ze stolika jego pendriv a on wziął jej! Jak ją on teraz odnajdzie? Wie, co prawda, że studiuje na Wydziale Architektury, ale, na którym roku? Ona nie może otworzyć jego pendrive’a , jakby się dowiedziała o jego chorobie to pewno straci u niej wszelkie szanse! A już wpadła mu w oko, co teraz zrobić? Postanowił udać się na Wydział Architektury i tam popytać o Anię, średniego wzrostu brunetkę o przyjemnym uśmiechu. Tylko tyle o niej wiedział. Nikt jednak nie kojarzył takiej osoby i Artur zrezygnowany udał się do domu. Jakby tego wszystkiego było mało podczas szkicowania złamał mu się cyrkiel. Cholera, musi iść do sklepu papierniczego i nabyć nowy. Postanowił, że zrobi to jutro. Dzisiaj już oczy mu się kleiły a w dodatku nic mu nie wychodziło. Zasypiając myślał jeszcze chwilę o Ani.

Nazajutrz udał się na Wydział Elektryczny do punktu papierniczego. Miał ponure myśli. Jakie jednak było jego zdziwienie, gdy za ladą ujrzał Anię!

-Ania, to ty?

-Niee– odparła dziewczyna. Ja jestem Ewelina. Ania to moja siostra, jesteśmy bliźniaczkami.

-Kurczę, zdarzył się głupi wypadek. Ona przez pomyłkę wzięła mój pendrive z pracą dyplomową. Masz może telefon do niej?

Ewelina bez żadnych oporów zapisała mu na kartce telefon i adres swojej siostry. Artur podziękował i wybiegł zupełnie zapominając o nowym cyrklu. Postanowił najpierw zadzwonić a jeśli to nie da skutku udać się pod wskazany adres. „Abonent czasowo nieosiągalny” usłyszał w słuchawce. No nic, musi udać się na ulicę Lubicz, to przecież niedaleko.

Na miejscu otworzyła mu jakaś kobieta, która po licznych zapewnieniach Artura, że nie jest żadnym zboczeńcem wyjawiła mu, że córka po zajęciach na uczelni pracuje w kawiarni na ulicy Brackiej. Artur coraz bardziej zdesperowany skierował swe kroki ku Rynku Głównemu. W kawiarni spotkał Anię, która jednakże nie mogła długo rozmawiać, bo była w pracy. Kiedy wyjaśnił jej co i jak, dziewczyna odparła:

-No popatrz, faktycznie musiałam się pomylić. Musisz mieć taki sam pendrive Toshiby koloru białego. Ale nie mam dobrych wieści. Wczoraj jak jechałam do babci autobusem linii 154 musiał mi się wysunąć z kieszeni. Pamiętam, że jak wsiadałam do autobusu to go jeszcze miałam! Strasznie Cię przepraszam!

Artur niepocieszony opuścił kawiarnię. Chociaż jakby się zastanowić, miało to swoje dobre strony. Ania nie dowie się o jego chorobie. Ale co z pracą dyplomową? Po tym jak wirus zaatakował twardy dysk na jego komputerze, jego praca istniała wyłącznie na pendrivie!

Postanowił się jednak nie poddawać i wsiadł w autobus 154 mając nadzieje znaleźć swoją zgubę albo, chociaż wpaść na jakiś trop. W autobusie spotkał Arka, który zdziwił się na jego widok.

-Chłopie, co tu robisz? Myślałem, że mieszkasz w Nowej Hucie a ten autobus jedzie Na Prądnik Biały!

-Jadę do dziewczyny– zełgał Artur. Nie znalazłeś może ostatnio białego pendrive Toshiby?8 GB.

-Ja? Niee, coś ty. Nie mam co robić tylko znajdować zagubione pendrivy– odparował chłopak, ale jego zachowanie wydało się Arturowi dziwne i pomyślał, że musi to zbadać. Postanowił śledzić Arka.

-A na którym przystanku wysiadasz?– zapytał Arek niczego nie podejrzewając.

-Ja? A na ostatnim– strzelił Artur mając nadzieję, że Arek wysiada na tym samym.

-To tak jak ja!- wyszczerzył zęby w uśmiechu Arek.– To, co to za dziewczyna? Pochwal się Casanovo!

Artur naprędce wymyślił jakąś odpowiedź i gdy wysiedli udawał, że kieruje się w swoją stronę a tymczasem poszedł za Arkiem pilnując by zachować spory odstęp. Był niemal pewny, że Arek ma jego pendrive’a. Ten chłopak zdecydowanie nie umiał kłamać. Tylko, po co on jest mu potrzebny? A może chce go w jakiś sposób szantażować? Tymczasem Arek zniknął w klatce i Artur podbiegł do przeszklonych drzwi. Zobaczył, że Arek wchodzi do mieszkania na parterze, po lewej stronie. Okno w tym mieszkaniu było otwarte i postanowił pod nim przykucnąć czekając na rozwój wypadków. Minęło dobre 15 minut, gdy usłyszał przez okno głos Artura.

-Mam go! Nikt nie wie o jego chorobie a ja posłużę się małym szantażykiem, że opublikuje wyniki jego badań w Internecie! Na pewno się przestraszy i zacznie bulić. Muszę tylko wyczuć odpowiedni moment. To jego wina, nie powinien podrywać Ani, ona jest przecież moja!

Tyle Arturowi wystarczyło by dowiedzieć się, kto stoi za kradzieżą pendrive’a. Postanowił go odzyskać. Poczekał do północy, aż Arek zgasi światło i pójdzie spać i postanowił dostać się jakoś do pokoju gdzie wciąż było otwarte okno. Artura to nie dziwiło, bowiem było lato i panowały okropne upały tak, że większość mieszkańców Krakowa nie zamykało okien na noc. Ale otwarte okno w nocy na parterze to już ryzyko! Artur wiedział jednak, że Arek nie należy do najbystrzejszych. Stanął na palcach i usiłował chwycić się parapetu. Za wysoko! Postanowił wziąć rozpęd, poskoczyć i złapać się parapetu. Udało się! Tężyzna fizyczna przydała się, aby wgramolić się do środka. Arek na szczęście spał w innym pokoju a w tym znajdowało się tylko biurko z komputerem i szafa. Artur przeszukał wszystkie kieszenie ubrań w szafie, ale nie znalazł swojego pendrivea. Szukał pod biurkiem i na biurku, ale także nic. Już miał się poddać, gdy jego obraz zwrócił obraz– nagi akt jakiejś kobiety. Przypomniał sobie starą sztuczkę z filmów– za obrazem musi być sejf! Rzeczywiście znajdował się nieduży sejf. Jaki kod? Najprostszy system kodowania, jaki mu przyszedł na myśl to słowo, w którym każdą literę zamienia się na cyfrę. Tylko, jakie słowo? Arkadiusz, Arek? Chyba nie. Zaraz, zaraz przecież na uczelni na Arka mówią Kowal, od nazwiska Kowalski. No więc:

K=11=1+1=2

O=15=1+5=6

W=21=2+1=3

A=1

L=12=1+2=3

Zatem kod brzmi: 2,6,3,1,3. Udało się, zamek puścił. W środku znajdowały się rozmaite skarby, jakie Arkowi udało się ukraść. Wśród nich był i pendrive Artura. Ten pochwycił swoją cenną zdobycz i już uciekał ciemną ulicą na przystanek, gdzie nadjechać miał nocny autobus.

Następnego dnia Arek zobaczył otwarty sejf. Był wściekły. To pewnie robota tej szuji Artura! Oskarży go o włamanie! Tylko jak wytłumaczyć obecność wszystkich skradzionych przedmiotów. Poza tym Artur na pewno się tego wyprze. Jego słowo przeciwko jego słowu. Cholera! Teraz na pewno straci Anię. A już mu tak dobrze szło. Miał iście szatański plan! Tego dnia, kiedy spotkali się wszyscy na ploterze Arek stał najbliżej monitora i zobaczył zawartość pendrive’a Artura razem z dokumentem z nazwą choroby włącznie. Zamierzał go szantażować jak ten spostrzeże brak swojego pendrive’a. Tylko, że ta nierozgarnięta Anka pokrzyżowała mu szyki i zabrała nie swój sprzęt. To nawet lepiej, bo teraz musiał kombinować jak się do niej zbliżyć. Przypadkiem jechała tym samym autobusem i zagadał ją a w pojeździe był taki ścisk, że nie zauważyła, że coś jej wyciągnął z tylnej kieszeni spodni. Plan był przecież taki prosty: szantażować Artura i zmusić by nie zbliżał się do Ani. Dziewczyna już wcześniej mu się spodobała, ale nie wiedział jak zagadać. Ale teraz wszystko na nic!

Tymczasem Artur spotkał się z Anią i wręczył jej pendrive’a, którego wcześniej zapomniał jej oddać i wyjaśnił, nie wdając się w specjalne szczegóły, że odzyskał swój. Po jego obronie pracy, która przebiegła pomyślnie umówił się z dziewczyną na kawę. Powiedział dziewczynie o swojej wstydliwej chorobie a ta przyjęła to ze zrozumieniem. Bilans całego zdarzenia był jak najbardziej pozytywny: miał dyplom inżyniera w kieszeni i poznał miłą a co najważniejsze wyrozumiałą dziewczynę.

Koniec

Komentarze

To był dzień, jak co dzień na Politechnice Krakowskiej – takie sztampowe otwarcie , to tylko "malowniczy" opis przyrody przebija.

Politechnika była stosunkowo starą uczelnia(ą) ze swoimi tradycjami i ustalonym porządkiem. Na terenie około 0,5 km2 znajdowały się Wydziały: Lądowy, Inżynierii Środowiska, Elektryczny, Architektury oraz Chemii. – pół kilometra kwadratowego, to beletrystka, słownie piszemy liczebniki. Czy wyliczenie wszystkich wydziałów jest istotne dla dalszej fabuły?

V roku Inżynierii Środowiska – piątego

Był to projekt jazu, budowli piętrzącej (wodę) na rzece.

Na ploterze spotkał Arka, (siedział na nim? czy stał?) nieco tajemniczego (skąd wiadomo, że był tajemniczy?) kolegę z roku (z jakiego roku?) oraz pewną nieznajomą(,) acz musiał przyznać, że urodziwą studentkę architektury. Rozpoznał to (ale co? że była nieznajoma czy urodziwa, ta studentka architektury) po ogromnej tubie na rysunki, jaką ze sobą miała. Tylko studenci architektury mieli takie tuby. (powtórzenia)

Musi(ał) nanieść jeszcze ostatnie poprawki do pracy dyplomowej(,) zanim ją wydrukuje i wysłać mailem odpowiednie dokumenty do komisji ZUS-owskiej. Artur chorował,(nie potrzeby przecinek) bowiem na pewną wstydliwą chorobę i starał się o rentę. Na pendrivie miał wyniki badań lekarskich i chciał jak najszybciej je przesłać, bo ostatnim razem zapomniał. – Serio!? Jeśli chodzi o dokumenty do renty, to wszytko musi być złożone w oryginale, a ZUS robi kopię na miejscu z pieczątką kiedy było przyjęte. Nie ma mowy o żadnych wersjach elektronicznych.

 

Dalej łapanki już nie robiłem, bo prawie wszystko jest do korekty. Tylko wymienię: literówki, powtórzenia, brak spacji przy dywizach, błędne odmiany, przecinki, duże litery, liczebniki, akapity tam gdzie ich nie powinno być, i ich brak, gdzie powinno.

Sama historia, no cóż, fantastyki brak, to po pierwsze. Po drugie, końcówkę opowiadania przyspieszyłeś jak tylko było możliwe, do cudownego zakończenia deus ex machina, kiedy to zło zostało pokonane, a bohater żył długo i szczęśliwie ze swą wybranką. I po trzecie, napisane fatalnie.

Ech… Wiele pracy przed Tobą, Autorze.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

  1. ilość błędów niezliczona
  2. fabuła porażająca
  3. najzabawniejszą częścią jest dedukcja związana z sejfem, przecież to takie oczywiste, że studenciaki mają sejfy za obrazem, gdzie szyfrem jest ich ksywa zamieniona na cyfry, ba…. 

Ignorancja to cnota.

Przykro mi, ale muszę się zgodzić z Zalthem i Katastrofem – jest źle, a nawet bardzo źle.

F.S

Przykro mi to pisać, ale opowiadanie nie podoba mi się – jest fatalnie napisane, a przy tym strasznie naiwne i nie zawiera ani odrobiny fantastyki.

Podpisuję się obiema rękami pod opiniami wcześniej komentujących i nawet nie próbuję wskazywać błędów, bo musiałabym zająć się każdym zdaniem.

Z całym szacunkiem, Fulmirze, pozwalam sobie zaproponować, abyś na razie pohamował zapał twórczy i wstrzymał się z pisaniem. Zacznij raczej zgłębiać zasady rządzące językiem polskim i dużo czytaj. Masz przed sobą mnóstwo pracy, ale i zapewne dużo czasu, bo podejrzewam, że jesteś jeszcze bardzo młody.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Studiowałem na politechnice, a nawet mam pendrive toshiba 8GB – biały, więc klimaty swojskie, ale nie mogę napisać, że to dobre opowiadanie. Postacie niestety płaskie jak naleśniki, przeczytaj jeszcze raz dialogi i zastanów się, czy studenci tak właśnie mówią. Fabuła niestety naiwna – co to za tajemnicza wstydliwa choroba, o której się nie dowiedzieliśmy? Próba zdobycia dziewczyny za pomocą pendrive’a kolegi, który trzymamy w sejfie, lecz kod ów kolega zgaduje w pierwszej minucie – wszystko to kuleje. To, że bohater miał jedną kopię pracy dyplomowej, również razi. Ponoć poziom studentów spada, ale bez przesady. Jeśli nawet padł mu dysk, to jest mnóstwo innych sposobów, by rozsiać kopie zapasowe – ja np. wysyłałem sam do siebie na maila.

Błędów technicznych też sporo. Nie było to najgorsze opowiadanie świata, bo sama tematyka, jak już napisałem, swojska, ale ćwicz i jeszcze raz ćwicz, bo do poprawienia bardzo dużo.

No dobra, a gdzie się podziała fantastyka?

Liczby w beletrystyce raczej zapisujemy słownie, nie używamy skrótów w rodzaju km^2, tylko pełne nazwy.

Fabuła bardzo naiwna, całość wygląda raczej jak szkic do rozwinięcia w przyszłości. Strasznie skaczesz między czasem teraźniejszym i przeszłym.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka