Po raz pierwszy brak bety nie powoduje okrzyku o rety.
Po raz pierwszy brak bety nie powoduje okrzyku o rety.
Gdym żem patrzył w internetu fantastyczne strony
pomysł by w grafomani wziąć udział był mi szalony.
Jednakże robiąc spiżarni zimnej inwentaryzacyje
dostrzegłem butelkę co w niej płyn zielonym żyje.
Piołunówką ją zowią, ksiąg mądrych opasłe tomiszcza
moc drzemie w niej szkle Peruna, co zostawia zgliszcza.
Nawet Wędrowycz Jakub, znawca trunków mocarnych
gdyby chciałby ją osuszyć. Rząd musztardówek karnych
musiałby być rozlewan w dni parę, nie jednym zamachem.
No chyba, że Jakub blisko spotkać chciałby się z dachem.
Z gumofilców wyniosła by go w przestrzeń moc rakietowa
przy, której niech się salwa ameryckich kaciuszy schowa.
Jam znając moc tego preparatu ,co go brukselskie zakazy
objęły i nie chcąc na zdrowiu szlachetnym ponieś skazy,
100 gram jeno w kielich przelał. W kwestii zdrowotności
by nieco ochłodzić zgrzane spiżarniji słońcem moje kości.
Wtem muza ma przybyła urody przecudnej, elfia wdziękiem
blondynka. Taka co gdymy weny braki objawiałem jękiem.
Słodycz swoją z ust spijała, temat dała, włos miedziany kręcąc
zalotnie. „Myśl durniu ośli” mówiła mi wyrazami temi, nęcąc
mnie przewrotnie. Bym nie ustawał jeno dalej tworzył piórem
gęsiem, inkaustem, pergaminem stukam więc w klawiaturę.
Muza odezwie się do mnie rada, jak to ona delikatny słowy,
„Głąbie, czemuż to nie startujesz gdy grafo konkurs gotowy”
Muzo – rzeknę jej tedy ze twardością krasnoludzkiej stali -
no, toż ten tam, jam nie godzien, by minie w nim oceniali.
Nicponiu – rzecze słodko muza – chcesz być polskiej fantastyki
grafem, to szoruj paluchami po maszynie, aż mózgu twego styki
spieką się. – Pani – rzekłem na twe włosy czarne, jak noc grudniowa
jam pragnę być fantastyki, nie markizem, księciem i niech się schowa,
jej król. Jam pragnę stać się godzien być jej boskim żółtym cesarzem.
Twój rozkaz jednym zdaniem me wahanie niewczesne w mig zmaże.
Azaliż natenczas ona rzecze – Pisz chłopie co sił w tem strusim piórze
i poprzeczkę im podnieś tak by zawisła w chmurze i wisiała no dłużej.
Mieście złym, gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała
ulic skalanych złem złym nie rozświetla, jeno czarna policyjna pała
porządek zaprowadza. Trzech szlachetnych szlachetnie rycerzy,
mieszkało w bloku, co nad ulic wąwozem, na kształt szarej wieży
wznosił się samotnie. Niemal niewidzialny pośród bloków zimnych,
jednakich mu kształtem kolorem, wielością, przez to całkiem innych.
Takoż nasi rycerze, a czterech ich było, jednacy niczym szczenięta
co je za jednym miotem, miała szarobura, kocica czarna zziębnięta.
Najstarszy był Markus, sławny mieczem i piórem, Marsa boga wojny
syn. Wzorem swego ojca, człek niepospolicie, niespotykanie spokojny.
Ten ci po chwałę szedł po remizach, gdzie disco polowe samo rządziło.
W prawicy swej miał oręż jako to się zwie. Dębowy, co go sporządziło
z korzenia lipy stuletniej, kując młotem, na kowadłach krasnolodzkie plemię.
Siła w nim drzemię taka że, każde cięcie, flinta, kwarta itp powala na ziemię.
Łby twarde zakute, niczym Giewont w Alpach na broń zwykłą lubo odporne.
Gładko wygolone, żelem zaczesane, acz przecież nie żeby jakieś toporne.
Zwą go „Ogon smoka”, oręż Markusa a nie sagany co je nim jak jaja rozbija.
To dla lekkości motyla, smaku drewna i giętkości prawicy co zaś nim wywija
Sam Markus w zbroi lichej co mistrza znak miała. Lampas biały trójdzielny
co nogawice zdobi. Znak woja wybornego, co swem czystem szałem dzielny.
Tak zbrojny rycerz nasz cne mniej lub więcej, różnie jakoś, zdobywał dziewice
I z tego szła jego sława, w miasto złe złem złym i całą pozostałą tam okolicę.
Drugi rycerz, rzekłbyś, brat bliźniak, kropla wody nie odróżnisz pierwszego.
Bo to jakbyś w stadzie śledzi umiał ich niemym językiem pozdrowić każdego
Cóż, że wyższy, szerszy w brzuchu, skoślnooki, żółty, łysy inaczej odziany.
W kołysce rower złożył, na pamiątkę czego był Konradem Hipsterem zwany.
Maskę nosił: szkło i plastik czarny co oprawki swemi krył czyny szlachetne
supergieroja przed policją, strażą miejską i służbami tymi co ich oczy szpetne
mogli by na niego zwrócić. Oręż też swój posiadał a choć miał go krótkiego
w okładkach różem strojnych a do tego, aplikacjami tęgo naszpikowanego.
Zwali go „Boski palec”,bo biegłym był wielce, znaczy się tablet nie hipisa
zwali. Choć nie był to miecz anielski,a mordowni ogniem hartowana spisa.
Kuta przez elfy mroczne co magią plugawą oręż ten nasyciły by dobro czynił.
Niejeden tęgi rycerz, mocny w uszach, szybki w czynach się na niego ślinił
Kordian zaś go na aldente kupił i albowiem był potężnym wirtualnym magiem
o mocy rzadkiej, albowiem on zawsze znajdzie dziewic cnych zdjęcia nagie.
Miał też przykrą słabość, choć rowerem swem śmiało jeździł od i do kołyski
to nie chciał pić uczciwie, jak swojak, jeno z obca ciągle żądał, obcej łyski.
Technikę walki wzorem Szaolinu mastersów latami ćwiczył, a doszedł wprawy
takiej, że jednym rzutem taboreta swego umiał rozbić łeb wroga dobrej sprawy.
Nadto często latał w pelerynie swojej, albowiem miał ci oprócz ptaka swego
również coś więcej, znaczy się dusze powietrzną samolotu turbośmigłowego.
Trzecim rycerzem choć wzrostem był pierwszym a siłą mięśni czwartym
był zwany Mroczny Jaśko. Miast zbroi pełnej, okryty swetrem wytartym.
Mrok siał wokół samą swą kruchą posturą, a też prócz tego peleryną burą.
Synem był ci herosa, co w telewizyji władał słońcem, śniegiem, wichurą.
Tedy genów ładunek dał mu moc nad podziw straszliwą, która to strachliwą
powierzchowność kryła. Ten ci władał bronią co niezwykłą była a łamliwą.
„Łez deszczu bogini łańcuchem” nazwana, z emo zrobiła prawdziwego pana
wielkiego i muskularnego któren to, jak to emo zawżdy radosny jest od rana.
Nemo nasz w boju strasznym, albowiem był zwykle niezwykle zażartym
Miotał pioruny mieczem swym przesławnym, cisy brał na klatę a wytartym
swetrem, niczym polem siłowym trzymał wrogów na dystans od zawietrznej
strony. Jedno od nawietrznej można było doń podejść w zasięg broni siecznej.
Sztukę tę opanował za sprawą kolegi goblina „Brudnym Harry” zwanego.
Wierz mi, bo nigdy sam nie zgadniesz z jakiego powodu, po co i dlaczego.
Piąty rycerz zwan w legendach i u ludu i tak ogólnie, Samotnym Marcinem
albowiem jako jedyny miał z nich żywa nie dmuchaną azotem dziewczynę.
Miał też posiadłość za miastem, piękną błyszcząca jeno smoczym zielem
zarosłą. Broń jego skromnie zowią „Lwi pazur, wilczy kieł oraz przyjaciele”
No i oni sobie tam pojechali
coś zrobili, potem świętowali.
Acz sześciu z nich tam poległo
trzech przeżyło a dwóch zbiegło.
To jest za dobre na grafomanie ;P
Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.
Ależ skąd.
Po pierwsze ma błędy w przecinkach. Wiem bo zawsze je robię, chyba że uda mi się uzyskać pomoc w becie, to zaś nie było betowane.
Po drugie opowiadanie jest o niczym, ma początek a nie ma środka i końca.
Po trzecie błędy rzeczowe, których nie żałowałem
Po czwarte jest wierszem bo grafoman powinien mieć poczucie, iż wieszczom narodowym jest co najmniej równy.
Po piąte archaizacje językowe bez sensu, składu i ładu.
No, toś mi ćwieka zabił swoim Poe matem wieloczęściowym, wielowarstwowym i jakoby na to nie patrząc wielowymiarowym jeszcze. Nie za bardzo znam się na rymach poezji prawdziwej z głębi potrzeby pisanej i serca oraz dla innych, żeby mieli możliwość pobycia z pięknem, ale Twoje to choć nie takie tam typowo są pisane to jakoś je pojmowałam jak umiałam i chyba do mnie trafiły. Nie będę robić tu analiz i się zagłębiać do wnętrza wersów bo mi się zdaje że każdy jeden czytacz powinien po swojemu z Poezją obcować i powiem tylko – pięknie się popisałeś!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Toż to nie grafomania, a licentia poetica. Cudnie
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Zachwycił mnie pomysł oraz wykonanie
A był to czas ten właśnie gdym jadłem śniadanie
A zachwytów ni wzruszeń wtedym niepodatny
Jednak wiersz tfuj zdał mi się nadwyraz udatny.
Żem oczymi mymi ujrzałem Gustawa
Holoubkiem zwanego – jasna to jest sprawa
który to na deskach Teatru Wielkiego
Wydobywa głębię z tego dzieła Twego
Na kolana rzuca potomków narodu
W którym wielu mężów zginęło za młodu
niosac na swych ustach pieśni oraz ody
s którymi Twe dzieło staje dziś w zawody
I nie jest przegrane, jest egzekfo raczej
i niechaj nikt nigdy nieśmie rzec inaczej
Mimo, że tam rytm oraz rymy czasem
gryzły się ze sobą jak grubas kiełbasę
Mnie to nie przeszkadza, szustkę daje śmiało
By poejyj więcej stworzyć Ci się chciało.
Bo Ci trzeba wiedzieć Wieszczy ty nastempco
Inspiracją byće to wielkie zwycięstwo!
Czy to jest sygnaturka?
Cieszy mnie Waszmościa opinia szalenie.
Acz zasługi to muzy co zsyła natchnienie.
Wkład niemały w tem miał i napój zielony
co za czasów wieszczów był dozwolony
:D
O Krystyno! To jest świetne! W kategorii wiersz – pierwsze miejsce (nie, żebym wycinał kompetencje berylowi :). Co za talent i historia pierwsza klasa!
F.S
Nie złe, nie złe… :-)
Mnie tam po absyncie nic się nie chce robić. Jeśli Ty po podobnym trunku takie działa tworzysz, to szacun.
Babska logika rządzi!
Niestety, ale miało być opowiadanie :( Inna sprawa, że wiersz sam siebie dyskwalifikuje nawet pomimo tego, ponieważ podmiot liryczny jest świadom faktu, że jest taki konkurs jak Grafomania i chciałby wziąć w niej udział! :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
To jest opowiadanie tyle że wierszowane. :D Coś jak “Pan Tadeusz” czy “Beniowski”
Wspominałem, że grafoman musi mieć wrażenie, iż wieszczom jest równy :D