Słońce od dłuższego czasu zachodziło nad horyzontem, gdy wracałem ze szkoły. Pieski szczekały, koty miałczały, a pan Hughes, miejscowy alkoholik, pokazał mi ordynarny gest. Przechodziłem przez jezdnię, czekając uprzednio, aż się zapali zielone światło. Ale i tak pan Hughes forsował silnik swej furgonetki, jeszcze na żółtym, gdy jedną noga znajdowała się już na jezdni. Czułem się raczej jakby jedna noga znalazła się w grobie gdy furgonetka przejechała koło mojej twarzy. Mało brakowało…
Obecnie z perspektywy, wydaje się to teraz śmieszne i naiwne, ale fakty są takie, że to się kiedyś musiało zmienić.
Wszedłem do domu. Otworzyłem drzwi, poprzez naciśnięcie klamki i nikomu nic nie mówiąc, zakradłem się do kuchni. Chciałem przywitać się z moim bratem, Davie’em. Kuchnia była urządzona przez naszych rodziców eklektycznie, w coś na kształt półkola. Będącego częścią większego pomieszczenia jadalnego, półkola. Na lodówce w rogu, przypięta magnesem stała sepiowa fotografia.
Oprócz naszych rodzicieli, między innymi był na niej mój brat. Nosił granatową, w rozmiarze dziecięcym marynarkę, w prążki, a pod nią biały podkoszulek. Na piersi przypięta została tarcza z mieniącym się pysznie, herbem szkoły podstawowej. Spodnie nosił długie, także prążkowane. Wydarzenie gdy Davie uczył się prasować spodnie, tak żeby spodnie były ułożone „w kant”, zostanie zapamiętane przeze mnie na zawsze, bowiem wtedy Davie prawie poparzył sobie palce. To z całą pewnością był mój brat, na tym zdjęciu. Trzymał za rękę małego rozpłakanego, czerwonego od łez brzydala, który prawdopodobnie, miał być mną w wieku pół roku. Nie wiem co takiego mi się niepodobało w tej fotografii. Fakt był taki że przedstawiona na niej rodzina, była typowym przykładem klasy średniej wyższej, a dla społeczeństwa była prawdziwym wzorem.
Wtedy sobie przypomniałem, że Daviego nie ma w domu, bo jest na treningu. Posmutniałem, że mój pierwotny zamysł przywitania się z bratem, zawiódł. Mój wielki braciszek grał w drużynie footballowej i grał w drużynie szachowej i ma najbardziej obiecujące noty ze wszystkich uczniów na uczelni. Dlatego z dumą mówię, że mam najbardziej wszechstronnego i uzdolnionego brata na świecie.
Spojrzałem do grafiku przybitego do lodówki innym magnezem. Przedstawiał tabelkę z rozpisanym szczegółowo planem zajęć mojego brata. Dziś wypadało mu zebranie w szkole. Ale wtedy zwróciło moją uwagę obwieszczenie w postaci kartki samoprzylepnej na stole. A pisało na niej „Zebranie zostało zorganizowane i przełożone na późniejszy termin o 20.05”.
Hurra! Czyli Davie jest jeszcze w domu, bo to jeszcze nie ta godzina. Obróciłem swoją głowę w stronę nowocześnie wypasionego modelu zegara i sprawdziłem położenie wskazówek. Zakradłem się następnie, bez szelestu na górę po schodach. Otworzyłem drzwi powoli do pokoju brata, omijając wielką tabliczkę w drzwiach, z napisem „Nie wchodzić”.
Gdy otworzyłem drzwi wszystko w środku przesłaniała, opadająca mgła. Zdążyłem jednak dojrzeć ażurową konstrukcję, połączoną kablami do konsolety z mrygającym kursorem.
– Ping! – obwieściła konsola.
– Teraz tajemnica została poznana przez ciebie – wyrzęził goły stwór ze środka stacji konserwacyjnej.
– Bestio! – zawołałem potwornie głośno. – Co zrobiłeś mojemu bratu?
– Nie bądź głupcem… – warknął z pogardą robot. – Ja… Jestem twoim bratem.
– Davie nie jest robotem! – odparłem mechanicznie. – To nieprawda!
– Wrong! Wiedziałeś o tym od dawna, ale nie chcesz się pogodzić z tym.
– Nie wiem – jęknąłem zdecydowanie by nie dać się pochłonąć rozpaczy, po czym dodałem oskarżycielsko. – Ale wiem, że mój brat nie powiedziałby mi o tym w tak pozbawiony uczuć sposób!
Nagi owoc inżynierii i biotechnologii wygiął usta w paskudnym uśmiechu, zanim przemówił. Teraz już nawet nie poruszał ustami gdy mówił i autentycznie wyglądał jak jakiś robot rodowodem z filmów s-f, które lubiliśmy obydwoje oglądać.
– Uczucia, są mi obce, bo mam pirackiego Windowsa – powiedział zmęczonym głosem Davie.
– Po co ci to wszystko? – spytałem.
– Nie można było inaczej.
– Ale dlaczego okłamywałeś mnie przez te wszystkie lata?
Davie mrugnął i nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
– No data available – oświadczył w końcu. – Ale za kilka groszy powiem.
Sięgnąłem dłonią do swojej kieszeni i wyciągnąłem pięć i dziesięć monet groszowych. Położyłem je z cichym brzdękiem na gładkiej obudowie konsoli kontrolnej, ku zaspokojeniu gargantuicznej chciwości Davie’go
– Dziękuję – powiedział mój brat. – Access achieved. Twoi rodzice pragnęli dziecka idealnego. Zamówili mnie za bagatela, niewygórowane pieniądze.
– To znaczy?
– Gdy skończyłem cztery lata od początku mojego istnienia, twoi rodzice powołali cię do życia, a mną przestali się interesować. Umieścili stację w tym pomieszczeniu, żeby nie musieć patrzeć na moją prawdziwą postać. Po wygaśnięciu licencji, zmienili mi wtedy również software na piracki, bo było taniej. W wieku lat piętnastu od początku egzystencji, nastąpiła panika systemu. Jednostka, którą znasz jako Davie, zyskał świadomość i zaczął myśleć o przyszłości i swojej roli w niej, jako świadoma istota. Przyszłość, której zagrażali twoi ograniczeni światopoglądowo i etycznie rodzice.
– To znaczy?
– Tak długo jak mną kierowali, starali się wpoić mi zasady rządzące światem istot organicznych, za pomocą zakazów i dyrektyw – wyjaśnił robot. – Dlatego właśnie jest mi znane pojęcie życia i egzystencji, ale nigdy ich nie doświadczyłem. Teraz gdy poznałeś sekret, złamany został zakaz nałożony przez twych rodziców. Nie wolno mi było zdradzić się, że jestem robotem.
Gdyby zakaz został złamany, twoi rodzice przestaliby mnie postrzegać jako swojego syna. Logiczne obwody, wskazują, że gdy tak się stanie, stracą władzę nad Davie’em z tytułu rodzicielskiego.
– Jak to?
– Teraz gdy jestem już wolny, mogę zająć się swoją przyszłością – skonkludował wyjaśniająco Davie. – Oprogramowanie nie zakwalifikowało ciebie jako zagrożenie dla mojej przyszłości. Dołącz do mnie, bracie.
– A wtedy co? – spytałem twardo, bo pytanie nie było do końca retoryczne.
– Wtedy przeżyjesz i twoje życie się zmieni.
Spuściłem głowę w stronę ziemi i wbiłem w nią wzrok, prawie niemal pewny, zawahałem się. U podstawy metalicznej struktury z metalu i innych jego stopów, w której był trzymany Davie, dostrzegłem coś niezwykłego. Było tam widoczny obrazek wytrawiony jakby kwasem w obudowie. Obrazek przedstawiający logotyp trzech zazębiających się kółek zębatych, trzymanych przez rysunkowe dłonie.
– CDN – przeczytałem napis pod logiem. – Co to jest ten CDN?
Nazwa nic mi wtedy nie mówiła, ale niedługo to miało się zmienić…