- Opowiadanie: Finkla - Gwiazdostwory i przybysze

Gwiazdostwory i przybysze

To miała być wprawka – chciałam potrenować opisy. Pewnie z tego powodu tekst nagle zaczął się rozrastać. ;-)

Obawiam się, że końcówka jest nieco od czapy, ale z chęcią poznam Waszą opinię.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Gwiazdostwory i przybysze

Przystojny młody mężczyzna uczestniczył w łowach, w których doskonale opanowana broń nie mogła w niczym pomóc. Odłożył więc kołczan na stół, a łuk oparł o ścianę tuż przy misternie rzeźbionej futrynie. Uwolniwszy ręce, zwiększył szanse, że wreszcie uda mu się zagonić zwierzynę do jednej z pułapek, w które obfitowała komnata.

Przy każdej próbie ofiara jednak zręcznie się wymykała. Z promiennym uśmiechem, niekiedy z wesołym szczebiotem, z rzadka z nadąsaną minką, zawsze w ostatniej chwili skręcała w bezpiecznym kierunku, odgradzając się od prześladowcy a to ciężkim dębowym stołem, a to ozdobnym stojakiem ze sprzętami do kominka. Obydwu stronom polowanie sprawiało wiele radości i żadna ani myślała kończyć zabawę upojną słodkimi obietnicami.

Młodzieniec nieznacznie przesunął ławę, aby jego towarzyszka potknęła się o mebel podczas kolejnego okrążenia pomieszczenia. Panna zakarbowała sobie, by przeskoczyć nad przeszkodą, po czym zaczęła snuć własne plany. A gdyby tak zwabić przeciwnika w pobliże jednego końca ławy, a potem raptownie usiąść na drugim? Ha! Rezultaty mogłyby okazać się ciekawe! Może w powstałym zamieszaniu udałoby się, pod pozorem pocieszania poszkodowanego, niby to przypadkiem musnąć krągłą piersią jego plecy , rozpalając młodzieńcze pragnienia do białości? Chytre kombinacje przerwał gwiazdostwór, który nagle wpadł do komnaty.

– Jakże to? – Strzelec, zaskoczony rumorem otwieranych drzwi, zmylił krok i z impetem wyrżnął udem o blat stołu, a teraz z gniewnym grymasem na twarzy, pocierał obolałą kończynę. – Już wróciłeś? Przecież Bydlak jeszcze nie wychodził na wartę?!

– Ano nie – odpowiedział zgodnie Baran. – Coś dziwnego wędruje w naszą stronę. Zwołajcie wszystkich.

Młodzi posłusznie wybiegli z pomieszczenia. Po kilku minutach miejsca przy długim stole zostały zajęte, z jednym wyjątkiem – Baran stał przy oknie i co chwila nerwowo wyglądał na zewnątrz.

– Mówże, po co nas tu zebrrrałeś, Arrriesie! – zniecierpliwił się Lew.

– Zauważyłem dziwaczne zbeeegowisko. Zmierza w naszym kierunku…

– Kto? – brzdęknęła zwięźle Waga.

– Bogowie?! Plameeety?! Ludzie?! Gwiazdy?! – padały domysły z różnych stron stołu.

– Nie. Jakbyyy stado zwierząt…

– No to w czym problem? Urządzimy sobie polowanie! – Strzelec zuchowato potrząsnął kołczanem.

W odpowiedzi Lew warknął, Byk i Koziorożec nastawili rogi w stronę młodzieńca, Ryby zabulgotały coś niewyraźnie, Rak zaszczękał szczypcami, Skorpion z lekceważeniem postukał się w czoło. Tylko Baran, uparcie wpatrujący się w dal, nie zwrócił uwagi na prowokację.

– Nie. To nie są zwykłe zwierzęta. Wielkie. Silne. Podobeee do nas. Zresztą, sami zobaaaczcie. Już je widać.

Wszyscy rzucili się do okien. Wodnik troskliwie podtrzymywał gąsior z Rybami, aby i one mogły popatrzeć.

A widok zasługiwał na uwagę. Przybysze wyłonili się z brzozowego zagajnika. Na przedzie obcej zgrai maszerował szczur. Ale co to był za gryzoń! Na ile dało się to ocenić z odległości dwóch mil dzielących siedzibę gwiazdostworów od lasku, zwierzę dorównywało wielkością Tauriemu. Uszy przypominały pokaźne szare miednice, ogona u nasady nie dałoby się objąć jedną dłonią, a zęby i pazury… Na te lepiej było nie patrzeć…

Pół kroku za szczurem szedł smoliście czarny zwierz bardzo podobny do Byka. O dziwo, gabarytami nie przekraczał poprzednika, wyglądał więc naturalnie i nie budził postrachu.

Dalej z gracją stąpały stworzenia, które rzadko można ujrzeć w parze: ogromny kocur z pomarańczową, czarno pręgowaną sierścią i bladoróżowy królik z czerwonymi ślipkami, rozczulający pomimo swych monstrualnych rozmiarów.

Za nimi bardziej pełzł niż kroczył długi, zielony zwierz z czterema łapami. Przypominałby jaszczurkę, gdyby długością nie dorównywał niejednemu zwalonemu drzewu i gdyby jego grzbietu oraz ogona nie zdobił szereg trójkątnych, ognistoczerwonych płytek. Obok dziwactwa wił się równie okazały ciemnoniebieski wąż. W następnej kolejności kłusował kasztanowaty perszeron uważnie stawiający kopyta, aby nie przydepnąć ginących w trawie chwostów. Towarzyszyło mu… coś, zapewne również zwierzę, ale nikt nie poznał jakie, gdyż było przezroczyste. Z całą pewnością miało rogi połyskujące w promieniach słońca.

Za szklanopodobną zagadką dążyło niezwykłe stworzenie – natura wyposażyła je w cztery ręce i długi, giętki ogon. Zapewne z braku nóg istota nie chodziła, lecz toczyła się, nieustannie fikając koziołki. U jej boku dumnie maszerował gigantyczny kogut. Dziób miał tak wielki, że chyba bez problemu mógłby przełknąć zwyczajnego pobratymca, co rano budzącego wieś.

Niecodzienne stado zamykały łaciaty kundel i różowa świnia, które mogłyby sprawiać wrażenie pospolitych zwierząt gospodarskich, gdyby wielkością nie przekraczały krów.

Przez zmrużone oczy widać było błękitną poświatę otaczającą każde zwierzę, szczególnie silną dookoła przezroczystej tajemnicy. Taką samą, jaką szczyciły się gwiazdostwory.

Wkrótce po wyjściu z lasku cała ta kolorowa menażeria przystanęła, po czym zaczęła się krzątać, jakby szykując do rozbicia obozowiska, choć słońce stało jeszcze wysoko. Ruchy obcych nie sprawiały wrażenia agresywnych, wojowniczych, czy w jakikolwiek sposób groźnych, jednak istoty stłoczone przy oknach komnaty poczuły się, jakby właśnie wróg zamykał pętlę oblężenia dookoła twierdzy. Pierwszy zaczął działać Lew:

– Arrries, natychmiast wrrracaj na wieżyczkę warrrtowniczą. Zarrraz dołączy do ciebie Sagi. Scorrrpio, nakap mu na strzały.

Baran, któremu przypomniano o porzuconej wachcie, posłusznie wybiegł bez słowa. Młodzieniec wyjął z kołczanu strzały, rozłożył w wachlarz i po kolei podstawiał je pod kolec jadowy Skorpiona, a ten, natężywszy odpowiednie mięśnie i gruczoły, na każdy grot spuszczał wielką kroplę gęstej trucizny. Po komnacie rozpełzł się ostry, duszący zapach.

Wkrótce Sagi nieco bezradnie dmuchał na swój oręż, aby przyspieszyć wysychanie cieczy. Na ten widok Wodnik podszedł, przesunął dłońmi nad strzałami, mamrocząc coś pod nosem. Woda błyskawicznie odparowała, pozostawiając groty pokryte warstewką zielonkawej glazury. Właściciel ostrożnie ułożył pociski w kołczanie i pomknął śladem Barana.

– Dobrze byłoby dowiedzieć się, co te zwierzaki knują – zasugerowała Panna, kiedy rozpraszający ją młody człowiek zniknął z oczu.

– Jesteśmy… – zaczął Gem.

– …gotowi – dokończyła Ini.

– Lepiej posłać kogoś, kogo trudniej zauważyć – zaprotestował Skorpion.

Wszyscy spojrzeli na gąsiorek z Rybami. Największa podpłynęła do ścianki i wyraźnie pokiwała łebkiem. Towarzystwo wysypało się na zewnątrz. Wodnik tulił do piersi naczynie, pilnie nasłuchiwał dobiegającego zeń bulgotu, niekiedy odpowiadał zwięźle:

– Tak, tak uczynię… Oczywiście, pomogę…

Kryjąc się za budynkami, aby żadne z obcych nie mogło ich ujrzeć, gwiazdostwory doszły do strumienia na tyłach sadu. Aqua z pełnym radości westchnieniem stanął po kostki w wodzie, a po krótkim namyśle usiadł na kamienistym dnie.

– Przygotujcie się – szepnął.

Płyn w gąsiorku zaperlił się, jakby wrzał. Kiedy znowu się wyklarował, w środku zamiast kilku dużych Ryb, pływała cała ławica maleństw. Mężczyzna przechylił pojemnik, aby wylot szyjki znalazł się pod powierzchnią strumienia. Drobne stworzonka natychmiast wypłynęły na zewnątrz. Wodnik rozczapierzył palce prawej ręki, aż błona pławna się napięła, po czym wykonał gest, jakby coś odpychał. Posłuszny jego rozkazowi żywioł wypiętrzył się w falę, która poniosła mikrych szpiegów w górę strumienia, w stronę obcych.

– Idźcie do domu – przemówił mężczyzna do kucających przy brzegu przyjaciół. – Ja tu zostanę, aż Pisces wrócą.

Czekanie na wieści od Ryb, jak każde czekanie w denerwującej niepewności, dłużyło się niemiłosiernie. Napięcie zwiększał tłok w głównej izbie – nikt nie zamierzał oddalić się, aby przypadkiem nie przegapić nowin. Żaden gwiazdostwór, oprócz Wagi, nie potrafił usiedzieć w miejscu. Kilkoro ludzi i zwierząt krążyło po pomieszczeniu, niekiedy potrącając towarzyszy, powarkując przy każdym zderzeniu. Atmosfera gęstniała, mroczniała i cichła z każdą chwilą, niby przed nadejściem burzy. Lada moment między druhami mogły przeskoczyć gniewne skry.

Wreszcie, wkrótce po zapadnięciu zmroku, rozległ się huk. Nie był to jednak grom, lecz hałas drzwi kopniętych przez Wodnika; ręce zajmował mu gąsior. Od długiego przesiadywania w strumieniu włosy Aquy zmieniły kolor i zamiast bladego błękitu przybrały odcień intensywnego kobaltu. Przynajmniej jeden gwiazdostwór miał wspaniały humor. Natychmiast podprowadzono wciąż mokrego mężczyznę do stołu, posadzono na ławie. Pozostali zajęli miejsca dookoła przybyłych i jęli zasypywać ich coraz głośniejszymi pytaniami:

– Jaką mają brrroń?

– Co robili?

– Jakie mają zamiary?

– Kiedy chcą zaatakować?!

– Nie, kiedy najlepiej zaatakować ich?!

– Cisza!!! – ryknął Wodnik, któremu wciąż nie pozwalano dojść do głosu. Krzyk zadziałał, zebrani zamilkli. – Nie rozmawiałem jeszcze z Rybami, ledwie kilka bulgotów mi zdradziły. Zróbmy to wspólnie.

Wszyscy zamilkli posłusznie, a wtedy zorientowali się, że Pisces od samego przybycia coś bulgoczą:

– Obcy są bardzo podobni do nas – tłumaczył Aqua.

– Jakże podobni, skorrrośmy widzieli, że inni?! – nie utrzymał ozora za zębami Lew. Kilkoro gwiazdostworów poparło go milcząco.

– Może i nas przypominają… – zastanawiał się Byk, wspominając czarne zwierzę o tak znajomych kształtach.

– Cicho bądźcie! – syknął Wodnik. – Są podobni nie tyle z wyglądu, co z funkcji. To też gwiazdostwory!

Przez dłuższą chwilę każdy próbował coś rzec, choć nikogo nie dało się usłyszeć. Wreszcie zaprzestano wrzasków, rozgardiasz nieco się uspokoił. Moment ciszy wykorzystała Waga:

– Inne zbiory?

Aqua aż objął zbiorniczek z Rybami, by nie przepuścić ani jednego gulgnięcia:

– Pisces nie wiedzą, które zbiory, ale mówią, że to przezroczyste zwierzę też jest na warcie. Dlatego nie ma koloru. Przy okazji, to koza.

– Nieeesamowite! – ucieszył się Koziorożec. – To pewneee?

– Tak. Wieczorem przyszła się napić – potwierdził niebieskowłosy. – Ryby podpłynęły bardzo blisko i widziały każdy szczegół.

– Koza na warcie? Z Baranem? Dziwne – rozważała Libra.

– Ale skoro też mają wachty, to muszą… – zaczęła Ini.

– …być naszymi bliźniakami z Ekliptyki! – skończył Gem.

– Już dorrrwali krrrewniaków! – warknął Leo. – Rrradźmy, jak ich skutecznie napaść, a nie, jak przyjąć do rrrodziny!

– Przestańcie wreszcie gadać! – upomniał towarzystwo Wodnik. – Ryby coś bulgoczą, ale nic nie słyszę! Oni wcale nie chcą nas zaatakować! Wolą się zaprzyjaźnić. Mają dla nas prezenty i zastanawiają się, jak je wręczyć.

– Ładne? – zainteresowała się Panna.

– Pisces nie wiedzą, nie widziały, tylko słyszały rozmowy.

– Powinniśmy sprawdzić, co nam dają. A nuż warto powstrzymać się od walki? Napaść na obcych zawsze zdążymy. Może to będzie biżuteria? – Virgo, zawsze łasa na ozdoby, w myślach już dekorowała smukłą szyję naszyjnikiem, koniecznie z zielonymi kamieniami, pięknie współgrającymi z kolorem oczu.

– A może coś, co nas zniszczy, zanim się spostrzeżemy? – kąśliwie spytał Skorpion. – Nie ufałbym tym przybłędom. Lepiej zaatakować znienacka, a prezenty zabrać trupom.

– Och, nie przesadzaj, Jadowity… Nie tak łatwo nas pokonać. Siły nam nie brakuje. – Na dowód Byk pozornie niedbałym ruchem odłamał część ławy, rzucił na stół, po czym od niechcenia pacnął racicą, pozostawiając głęboki odcisk na desce.

– Bydlak! To już trzecia ława w tym miesiącu! – Rak z oburzenia zaszczękał szczypcami. – Sam majstrujesz następną! Najlepiej z czegoś, czego nie zdołasz rozbić w tydzień! Albo pokrywasz wszystkie koszty!

– Dobrze, dobrze… Zapłacę…

– Przyjąć dary, zachować pokój i ostrożność – ogłosiła Waga.

Pozostali zamilkli. Skoro Libra coś sobie przemyślała, to na pewno uwzględniła wszystkie argumenty za i przeciw. Z jej decyzjami nikt nie dyskutował.

– No to ktoś powinien zawiadomić…

– …Strzelca i Barana, co uradziliśmy.

– Ja pobiegnę! – zaoferowała Panna.

Po kilku chwilach stała już na schodach, raptem sążeń pod okrągłą komnatą na szczycie. Odczekała wystarczająco długo, aby oddech się uspokoił. Strzelec nie powinien zobaczyć, jak dziewczęciu spieszno do spotkania. Niech młodzian myśli, że przechodziła tędy przypadkiem. Ale, ale, miała przecież doskonały pretekst do odwiedzin. Misja, pilna wiadomość do przekazania wartownikowi – oto, co przywiodło Virgo na posterunek. A rumieńce na policzkach tylko dodadzą jej uroku. Doskonale.

Statecznym krokiem przemierzyła ostatnie stopnie, podniosła niesamowicie zakurzoną klapę (czyżby mężczyźni w ogóle nie sprzątali w wieżyczce?) i wynurzyła się na środku pomieszczenia.

Strzelec, wyraźnie podekscytowany, krążył od jednego wąskiego okienka do drugiego, ani na moment nie wypuszczając łuku z dłoni, prawą ręką czule pieszcząc cięciwę. Ledwie zerknął na wchodzącą. Aries nieruchomo tkwił przy otworze wychodzącym na obozowisko obcych, jakby zapuścił korzenie w kamienną posadzkę.

– Możecie przestać się denerwować – oznajmiła Virgo. – Ci nowi są dobrzy, mają dla nas prezenty. Och, na pewno dostanę szmaragdowy naszyjnik, zawsze o takim marzyłam! Ależ będzie pięknie pasował do mojej najnowszej sukni! Sagi, wyrzuć ten przeklęty łuk i chodź ze mną na spacer. Spod naszej ulubionej lipy powinno być lepiej widać gości niż przez te szparki w murze. Poszłabym sama, ale to nie wypada. Jeszcze sobie coś pomyślą… No, na co czekasz? Idziemy?

– Nawet o tym nie myśl! Oni są obcy, niebezpieczni. Samo ich nadejście tutaj to wypowiedzenie wojny. Musimy zachować czujność. Żadnych spacerów! Zabraniam ci!

– Cooo?! Ty? Mi? Zabraniasz???

Panna obróciła się na pięcie i zbiegła po stromych schodkach. Huk opadającej klapy nie usatysfakcjonował jej w najmniejszym stopniu, dopiero pierwszymi napotkanymi drzwiami udało się wywołać należyty hałas.

Po gwałtownym wyjściu rudowłosej zapanowała niezręczna cisza, punktowana tylko słabnącymi trzaśnięciami na kolejnych piętrach. Zaskoczony Strzelec przerwał obchód i wpatrywał się w klapę, za którą zniknęło jego rozgniewane szczęście. Tylko Baran trwał na stanowisku i nie spuszczał oka z wrogiego obozu.

– Kobeeety… Obeeecali jej byyyle byyyskotkę i od razu najlepsi przyjaciele!

– Virgo na pewno by nas nie zdradziła za jakąś głupią ozdóbkę! – krzyknął zapalczywie Strzelec.

– Oczywiście, że nie – gorliwie zgodził się Aries. – Tylko na wojaczce się nie zna, ot co! To baaardzo młode dziewczę. Łatwowierne, dało się przekabaaacić… Nie to, co my, którzy wiemy, że pierwsze wrażenie zawsze jest słuszne. Nie przejmuj się, dzierlatka jeszcze ci kiedyś podziękuje! Póki co, musimy jej strzec. O, na moje kręte rogi! Co też ona wyrabaaa?!

– Co się dzieje?! – Strzelec w jednej chwili przyskoczył do otworu strzelniczego, odepchnął Barana. – Ależ idiotka! Lezie prosto w stronę wroga! O nie! Któryś z obcych się do niej zbliża! Że też po ciemku prawie nic nie widać!

 

***

 

Gwiazdostwory zdążyły już udać się na spoczynek po emocjonującym dniu, a w wielu przypadkach i zasnąć, kiedy do domostwa wpadła Virgo, wrzeszcząc:

– Pomocy! Strzelec zabił jednego z gości! Wstawajcie!

Po chwili największa komnata ponownie zapełniła się mieszkańcami, tym razem ziewającymi i trącymi oczy. Spośród chlipnięć i zawodzeń dziewczyny udało się wyłowić zrąb historii.

– Który z obcych został zastrzelony? – rzeczowo spytał Koziorożec.

– Tee-en długi… jak jaa-aszczurka… – wydusiła z siebie zalewająca się łzami Panna.

– Źle – orzekła Libra.

– Rrręce smarrrkaczowi powyrrrywam! – Leo ze złości aż smagał się ogonem po bokach.

– Ile nas to będzie kosztowało! – biadolił Rak. – Odszkodowanie za śmierć, nieunikniona wojna, no i jeszcze utracone dary… Co za strata!

– Ale powiedziałaś im, że…

– …to przyjaciele, podobni do nas?

– Mówii-iłam – chlipnęła Virgo. – Ale nie… słuchali…

– Może da się to jakoś obrócić na naszą korzyść – zastanawiał się Skorpion. – W najgorszym wypadku, jeśli dojdzie do walki wręcz, są osłabieni.

– Też mi przeciwnik! Króliczek! – prychnął Byk. – Co nam może zrobić? Załaskocze ogonkiem i uszkami na śmierć? – Sapnął, aż gąsior z Pisces zachybotał.

– Nie wiem. Ryby nie słabe – zaprotestowała Libra.

– Nieee można wszak walczyć z kozą! – lamentował Capri. – Nieee uchodzi!

– Taurrri, sprrrowadź tu gnojka! – rozkazał Lew. – Tylko nie zapomnij zabrrrać mu brrroni!

 

***

 

Kiedy nastał świt, nadal obradujące gwiazdostwory mogły zobaczyć, jak dookoła domostwa krążą przybysze. Niby bez widocznej broni, ale poruszali się niczym idealni żołnierze na warcie – czujnie, z poświęceniem, gotowi oddać lub odebrać życie. Nie ulegało wątpliwości – zwierzę trafione przez Strzelca stało się powodem wojny i oblężenia.

Wczesnym rankiem Aries podniósł alarm – zauważył podejrzane ruchy na tyłach gospodarstwa. Wkrótce przekonano się, że to szczur, korzystając z ciemności, przegryzł płot, a teraz dobiera się do ściany stodoły. Koziorożca i Byka rozwścieczył zamach na resztkę siana. Zgodnie ruszyli przeciw agresorowi. Ten czmychnął, nim ostre rogi zdołały go dotknąć. Aqua czym prędzej załatał dziury taflami mocnego lodu, który nie topił się nawet w promieniach ostrego wiosennego słońca.

Lew starł się z wielkim pręgowanym kotem. Oba stworzenia wyszły z potyczki solidnie podrapane, lecz bez groźniejszych obrażeń.

Bliźnięta spróbowały przekraść się do wrogiego obozu i tam dokonać wszelkich możliwych szkód, lecz ich plany zniweczyło dziwaczne wielorękie zwierzę. Jak się okazuje – jeszcze bardziej złośliwe niż wiecznie skore do psot rodzeństwo. Bezpiecznie skryty na czubku brzozy stwór obrzucił napastników patykami, szyszkami (najwidoczniej już wcześniej przygotował się do takiej sytuacji i zadbał o zapas amunicji), a nawet – o zgrozo! – bobkami. Gem i Ini dzielnie przetrwali pociski pochodzenia roślinnego, ale kiedy siostra rozpoznała suche łajno, z piskiem obrzydzenia podała tyły. Brat, chcąc nie chcąc, musiał podążyć jej śladem.

Wczesnym południem zapanowało nieoficjalne zawieszenie broni. Utarczki ustały. Przybysze nadal patrolowali teren, ale z mniejszym zacięciem niż rankiem.

Baran pełnił wartę na szczycie wieży. Strzelec, za niesubordynację i doprowadzenie do całej tej niepotrzebnej wojny, tkwił zamknięty w swojej sypialni. Ktoś nieustannie pilnował pod jej drzwiami. Pozostałe gwiazdostwory zebrały się przy stole na kolejnej naradzie.

Lew namawiał do ataku, Scorpio wysuwał coraz to nowe, coraz wredniejsze i bardziej zawiłe plany natychmiastowego pozbycia się wrogów. Waga i Rak optowali za jak najszybszym zawarciem pokoju, argumentując, iż obcy wcale nie chcą wojny i wydają się jedynie odstraszać gospodarzy, starając się jednak nie skrzywdzić ich zbytnio. Pociski z łajna, jakkolwiek obrzydliwe by się nie wydawały, wyrządzają mniej szkód niż zatrute strzały.

Narada przerodziła się w zażartą kłótnię pełną wyzwisk i wygrzebywania zadawnionych uraz. Sprzeczka przeciągnęła się aż do zmroku, kiedy to Aries podniósł kolejny alarm.

Skorpion i Wodnik czym prędzej pognali na wieżę.

– Ożyła! Ta beeestia, którą zabiiił Sagi, ożyła o zmierzchu! – wrzeszczał gorączkowo Aries.

– Tak jak my?! – zdziwił się Aqua. – Kiedy na nasze ciała padnie pierwszy blask gwiazd? Identycznie?

– To zmienia postać rzeczy – orzekł Skorpion, uważnie patrząc na potężne zwierzę niemrawo poruszające zesztywniałymi kończynami. – W takim razie koniec wojny. – Ogon Jadowitego przyklapł nieco; już przestały płynąć hormony walki zachęcające gruczoły do wzmożonej produkcji trucizny.

– Nie wiem, czy identycznie – tłumaczył się Baran. – Nie obeeerwowałem ciała we właściwej chwili, dopiero później obeeejrzałem.

Gdy wieści z wieży dotarły do sali narad, nikt prócz Lwa nie miał już wątpliwości, że przybysze to również gwiazdostwory i walka z nimi byłaby bratobójcza i bezsensowna.

– Wypadałoby ich jakoś przeprosić za tego głąba – proponowała Virgo.

– Konieeecznieee!

– Wyślijmy poselstwo!

– Głupio tak iść… z pustymi szczypcami – z oporami wydusił z siebie Rak.

– Jak już prrrosić o pokój, uśmierrrciwszy kogoś, to z darrrami w łapach.

– Tylko co im…

– …sprezentować?

– Wodę z najlepszego źródła! Zestaw do ćwiczenia mięśni! Antidotum na mój jad! – przekrzykiwały się gwiazdostwory w zapale wymyślania najwspanialszych i najpotrzebniejszych przedmiotów.

– Podarujmy im trochę naszego cudownieee aromatyczneeego siana!

– Sam se daj siana, Capie! – odparował Byk z tak pociesznie zazdrosno-zatroskaną miną, że towarzystwo buchnęło niepohamowanym śmiechem. Nawet Ryby aż wyskakiwały nad powierzchnię wody.

– Coś równie przydatnego każdemu – oświadczyła Libra.

– Ale co by to mogło być? – zastanawiał się Skorpion. – Każdy ma inne potrzeby, co innego lubi jeść, a przyzwyczajeń obcych w ogóle nie znamy…

– Każdy lubi ładne rzeczy! – palnęła Virgo.

– Też coś! – sapnął Byk. – Sprawne mięśnie to podstawa!

– Ale pomalowałeś swoje ciężarki na wesołe kolory, prawda? – słodziutko spytał Scorpio.

– Tylko, żeby je łatwiej odróżniać!

– A może podarujemy każdemu…

– …gościowi jego posążek?

Ten pomysł wszystkim się spodobał, lecz zaraz rozgorzała dyskusja, z czego wykonać rzeźby. Rak stanowczo oponował przeciwko użyciu kruszców ze skarbca. Panna również z niechęcią myślała o uszczupleniu zapasów pięknych metali. Kukiełek z siana nikt nie potraktował poważnie nawet przez chwilę.

– Cicho! Ryby chcą coś powiedzieć! – krzyknął Aqua, po czym przyłożył dłoń do gąsiorka i zaczął przekładać: – Mówią, że można zrobić posążki z trwałego lodu, tego, który nie rozpuści się choćby i w płomieniu świecy. Frapująca idea, i tania, ale nawet ja nie potrafię rzeźbić w tym materiale. Zbyt łatwo się kruszy. Jak rozwiązać ten problem?

Pisces przestały bulgotać, zapadła cisza.

– Wiem! – wrzasnął Skorpion, od pewnego czasu wpatrujący się róg komnaty, w którym leżał kawałek ławy onegdaj odłamany przez Tauriego.

Wkrótce prace ruszyły z kopyta. Byk dźwigał wodę z najczystszego źródełka. Virgo oraz Ini, korzystając z podpowiedzi wszystkich, którzy mieli bliższy kontakt z danym modelem, szkicowały na grubych dechach wizerunki przybyszów. Rak i Skorpion wycinali drewno, aby przekształcić rysunki w negatywy płaskorzeźb. Po kilku kompletnie zniszczonych deskach i górce usypanych trocin nabrali pewnej wprawy, a powstające dzieła nawet cieszyły oko. Wodnik napełniał wgłębienia wodą, dodawał odrobinkę farbek do barwienia przędzy, natychmiast zamrażał mieszankę, po czym delikatnie wydłubywał gotowy odlew z formy. Gem i wypuszczony wreszcie z aresztu Sagi wygładzali figurki.

Najtrudniejszym zadaniem okazała się przezroczysta koza, której nikt nie zdołał się porządnie przyjrzeć. Przeznaczony dla niej posążek wyszedł koślawo, co złośliwsze gwiazdostwory twierdziły, że wygląda raczej jak owca.

Nad ranem na stole połyskiwał rządek dwunastu zwierzęcych płaskorzeźb z kolorowego lodu. Zmęczeni twórcy patrzyli na nie z dumą.

– Terrraz porrra dostarrrczyć figurrrki!

– Jesteśmy…

– …gotowi!

Bliźnięta wstały, demonstrując swoją chęć działania.

Chwilę potrwały narady, które z rodzeństwa posłać. Do niebezpiecznego zadania bardziej palił się Gem, niechętny wystawianiu siostry na ryzyko, ale Ini skuteczniej zademonstrowałaby przyjazne zamiary poselstwa. Dyskusję zakończyła Waga:

– Gem idzie. Ini też silna.

Spakowano posążki, aby jedna osoba z łatwością mogła je przenieść.

Bliźnięta stanęły naprzeciwko siebie, identycznymi ruchami wyjęły zza pazuch dwa bogato zdobione pierścienie – młodzieniec z szafirem, dziewczę z rubinem – odczepiły od łańcuszków, wsunęły na serdeczne palce. Ze szlachetnych kamieni trysnęły sobie na spotkanie dwa strumienie światła: czerwony i niebieski. Po chwili zmieszały się, tworząc liliową poświatę, znacznie silniejszą od błękitnej, która na co dzień zdobiła gwiazdostwory. Fioletowy blask otoczył rodzeństwo. Od tej chwili każde z nich widziało i słyszało to samo, co drugie.

Ini usiadła na ławie i zamknęła oczy, by ułatwić koncentrację Gemowi. Wszyscy zamilkli. Kiedy młodzian zniknął z oczu gwiazdostworom, siostra zaczęła relacjonować szeptem:

– Idę prosto do obozowiska… Zauważyli mnie. Ten czarny, podobny do Tauriego, wychodzi mi naprzeciw… Wyjaśniam, po co zmierzam do przybyszów, pokazuję paczkę z podarunkami. Tamten mówi, że nazywa się Bawół. Nie przeszkadza mi, ale i nie ufa, kroczy tuż obok mnie, czujny, gotów do walki. W pobliżu pojawiają się również inne zwierzęta… Wspólnie docieramy do obozu. Siadamy na trawie. Opowiadam, że chcemy pokoju.

Relacja bliźniaczki ciągnęła się i ciągnęła. Przybysze nie od razu uwierzyli w przyjazne zamiary gwiazdostworów. Najwięcej wątpliwości, co nikogo nie dziwiło, miał niedawno wskrzeszony zielony zwierz, jak się okazało, zwany Smokiem.

– No! Udało się! – Ini aż krzyknęła z nagłej radości. – Przyjęli podarunki i teraz wybierają się do nas z prezentami. Przygotujcie się.

Po półgodzinie, kiedy całego i zdrowego Gema, wraz z towarzyszącymi mu przybyszami, było już doskonale słychać, siostra z ulgą zdjęła pierścień, otworzyła oczy i zamrugała, jakby zaskoczona, że znajduje się w komnacie, a nie maszeruje ścieżką.

 

***

 

Dary obcych nie okazały się tak bogate, jak marzyła Virgo, jednak nawet ona nie miała powodu do utyskiwań: goście wręczyli każdemu gwiazdostworowi pokaźny kawał tkaniny, bardzo gładkiej i niewiele grubszej niż pajęczyna. Materiał Panny kolorem przypominał trawę w tym okresie, kiedy wartę pełnią Bliźnięta – świeżą i soczystą. Niech no tylko dziewczyna uszyje sobie z tego dziwnego, cieniuchnego płótna suknię o kroju podkreślającym, co należy! Dopiero dureń Sagi przekona się, jakimi bezkonkurencyjnymi walorami dysponuje miedzianowłosa!

Stopniowo między przybyszami a gospodarzami rodziła się przyjaźń. Tylko Leo, Aries i Scorpio utrzymywali dystans, ale nawet oni nie czynili obcym żadnych wstrętów. Pozostali chętnie i długo gawędzili z egzotycznymi gośćmi. Szczególnie Koziorożec i Byk wiele czasu spędzali z Bawołem i Kozą.

To zwierzę wyjątkowo fascynowało gwiazdostwory. Zakończyła się warta Ariesa, teraz Tauri niemal bez przerwy przesiadywał na wieży, a rogate stworzenie nadal nie utraciło swej przejrzystości…

Dopiero zapytani goście wyjaśnili tę zagadkę: w ich stronach to nie Słońce sygnalizowało zmianę wachtowego, lecz Jowisz, który znacząco wolniej wędruje po niebie. Obyczaje niby podobne, a jednak inne. Ale o ileż ciekawsze dzięki różnicom!

 

***

 

W końcu goście oznajmili, że pragną kontynuować swą wędrówkę na zachód. Nadszedł czas pożegnań. Zwierzęta i gwiazdostwory wymieniały się ostatnimi życzeniami i upominkami, poklepywały po karkach, głaskały po sierści, włosach i łuskach…

Wreszcie przybysze sformowali kolumnę i pomaszerowali. Gospodarze przez jakiś czas machali do odchodzących, po czym wrócili do domostwa.

Tylko Virgo stała na pagórku, po raz ostatni patrząc na malejącego w oddali gigantycznego Królika. Obie z Ini uwielbiały sympatyczne stworzonko o puszystym futerku różowym niby obłoki o wschodzie słońca.

– Pssst! – usłyszała nagle gdzieś z dołu.

Rozejrzała się, spłoszona. Dopiero po chwili dostrzegła granatowy, trójkątny łeb wyłaniający się z bujnej już trawy.

– Och, to ty, Wężu. Nie wędrujesz z przyjaciółmi?

– Dogonię ich, ssspokojnie. Chciałem ci cośśś doradzić.

– Co takiego?!

– W naszszszej krainie wymyśśśliliśśśmy piękną i wygodną szszszatę. Nazywa sssię dżinsssy. Pozwala pochwalić sssię zgrabnymi nogami. Jeśśśli ktośśś je ma, oczywiśśście. Kiedy je założyszszsz, twój Sssagi oszszszaleje z zachwytu.

Panna aż podskoczyła z wrażenia.

– Och! To by było wspaniale! Ale skąd wziąć tę szatę?

– U nasss prawie każdy potrafi je uszszszyć. Jeśśśli tylko chceszszsz, przyśśślę do ciebie kilka chłopiąt. W zamian za jedzenie i sssymboliczną zapłatę sssprawią ci piękny ssstrój. Jeżeli sssię zgadzaszszsz…

– Och, tak! Oczywiście, że się zgadzam! Niech tu przybędą jak najszybciej!

 

Koniec

Komentarze

Gwiazdory chyba brzmiałoby trochę lepiej?  Brałaś pod uwagę taką wersję? :)

Nie biegam, bo nie lubię

Byłem ciekawy zakończenia. Myślałem, że zaproponują tańsze usługi ;-)

Sam pomysł niezły. 

Przeplot  łacińskich i polskich nazw lekko dekoncentrował przy czytaniu, bo musiałem sięgać do źródeł.

Dziękuję, Panowie.

Corcoranie, nie, rozpatrywałam takiej wersji. I jakoś mnie nie ciągnie – kojarzy się z gwiazdorzeniem.

Trico, w pewnym sensie zaproponowali. Co do polsko-łacińskiej mieszanki – polską traktowałam jak oficjalną nazwę, łacińską jak imię, którego używają przyjaciele. A czasami jeszcze dokładałam ksywkę. Synonimy dobra rzecz.

Babska logika rządzi!

Bardzo przyjemne opowiadanie, wciągnęło i czasem uśmiechnęło. Podobał mi się sposób mówienia bliźniaków i onomatopeje. Opisy wyraźne – sceny łatwe do wyobrażenia… tak wzrokowo. Człowiek ma jeszcze zmysł powonienia – i tego w opisach trochę mi brakowało. Misię. Gratuluję i pozdrawiam.

Dziękuję, Blackburnie.

Cieszy mnie, że Cisię. ;-)

Przyznaję, że sposób mówienia bliźniąt zerżnęłam od Barriego.

Powiadasz, że zlekceważyłam zapachy? Pewnie masz rację. Sama jestem silnym wzrokowcem, to i na wrażeniach wpływających przez oczy się koncentruję. Trzeba będzie pamiętać o innych.

Babska logika rządzi!

No tak, Barrie. :)

Zapachy, tak. No wiesz, człowiek ma kilka zmysłów, i gdy opisy dotykają choć trochę każdy z nich, to stają się bardziej wiarygodne. Tak sądzę… :)

A czy ja Ci odmawiam racji? Owszem, mamy tego kilka sztuk, ale z większej odległości to głównie wzrok i słuch się przydają…

A zresztą, napisałam, że trucizna Skorpiona śmierdziała. ;-)

Babska logika rządzi!

No tak, było, śmierdziała. Były też bobki – tego zapachu nie trzeba opisywać. ;-)

 

EDIT: To byłoby dobre, żeby opisywać zapachy na odległość (pod lasem). Wiadomo, wszystko można, ale bez przesady. ;-)

No, popatrz, o bobkach zapomniałam… A one śmierdzą? Wydawało mi się, że takie z lekka podsuszone to chyba nie. ;-)

 

Edit: Od tego jest fantastyka. Wprawdzie czujki zapachowe raczej zalatują SF niż fantasy, ale może istnieją zaklęcia o podobnych właściwościach. ;-)

Babska logika rządzi!

Są też bobki mięciutkie, wilgotne, o zapachu dusznym, lekko trącające kompostem albo końskim łajnem. Hehe, przepraszam już przestaję. ;-)

Ależ nie krępuj się. ;-)

Ale takie mięciutkie i wilgotne chyba niewygodnie wnosi się na drzewo. No i jeśli przyszłe pociski chwilkę albo dwie sobie poleżą na świeżym powietrzu, to tracą cudowne właściwości.

Babska logika rządzi!

To fakt, że zwietrzałe zapachy są niefajne albo w ogóle znikają. I od bobków wolę kwiatowy zapach Panny. ;-)

Zgodzę się, że zapach bobków szału nie robi. Ale żeby od razu wąchać Pannę? No, nie wiem, nie wiem… ;-)

Babska logika rządzi!

Taka trochę baśniowa ta Twoja opowieść. Opisy całkiem ładne, plastyczne, ale widać, że opowiadanie jest wprawką, bo jakoś akcja dosyć przewidywalna, ale w sumie chyba takie było zamierzenie. Całkiem ładnie wykorzystane znaki zodiaku.

Puenta trochę inna, ale jakże mi się podobała. ;P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję, Morgiano.

Baśniowo wyszło? Możliwe.

Tak, miałam pomysł na znaki zodiaku, ale żadnych koncepcji porywającej akcji. No to postawiłam na opisy…

Miło, że puenta przypadła do gustu. Mam trochę wątpliwości na jej temat.

Babska logika rządzi!

 

Ładnie napisane.

Na puentę czekałem i zgadywałem co to będzie za chiński badziew. Wypadło na jeansy. Myślałem o elektronice.

Nieciekawe podchody zwierzaków-zodiaków zakończone pojednaniem, a szkoda (mogło być tak krwawo). Dziecinne te zodiaki.

Opisy ładne, ale sam pomysł na opisy nie spodobał się – porównywanie zwierząt do zwierząt.

12 równorzędnych bohaterów (nawet x2) i ich opisy to rzecz karkołomna, a jeszcze jak każdy ma coś powiedzieć to niezwykle trudna. Nie ma protestów czytelniczych tylko dlatego, iż bohaterów znamy, aczkolwiek spróbuj wyobrazić sobie, iż to nie jest opowiadanie o zodiakach – a otrzymasz mętlik, bo nie ogarniesz nazw i opisów (poza standardowymi kilkoma, tu zaakcentowany strzelec ryby i dla mnie skorpion). Tym samym temat trudny, aczkolwiek jak na taką krótka formę załatwiony poprawnie (z powyższymi zastrzeżeniami). Osobiście nie podjąłbym się takiego zadania, uznając je za zbyt trudne/niepotrzebne.

 

Ignorancja to cnota.

Dziękuję, Katastrofie.

Dżinsy kontra elektronika. Nasze znaki zodiaku, jak je sobie wyobraziłam, są bardzo konserwatywne – spotykają się w komnacie, siedzą na ławach, mieszkają w gospodarstwie… Nie używają elektroniki, więc i takiego gadżetu by nie doceniły. Już przy dżinsach bałam się, że to zbyt współczesny produkt.

Brak krwi. Ja nie lubię jatek. Zresztą, jak niby można zaciukać znak zodiaku? Trzeba by wybić wszystkich ludzi, którzy o nim słyszeli, a to już inna bajka.

Liczyłam się z tym, że Czytelnicy szybko rozpoznają, o kim mowa w opowiadaniu, więc naszych znaków nawet specjalnie nie opisywałam. Rozwodziłam się tylko nad ich szczególnymi cechami, jak zdolność Bliźniąt do odbierania świata zmysłami tego drugiego. Z charakterami podobnie – może to się nie rzuca w oczy, ale starałam się obdarzyć bohaterów stereotypowymi cechami. Gości próbowałam zobaczyć oczyma gospodarzy. Do czego innego zaściankowi bohaterowie mogliby porównać zwierzęta? No, niby mogłam przejrzeć ryciny gwiazdozbiorów, poszukać jakiegoś Smoka i innych… Ale wtedy musiałabym je przybliżyć Czytelnikom i chyba wyszłoby nudniej.

Babska logika rządzi!

A właśnie, iż elektronika by pasowała. Dostałyby nowość – elektroniczny budzik który powinien się zepsuć po tygodniu, a zwierzaki są smutne. Z ubrań to bardziej kojarzą mi się tenisówki.

Z tą krwią to żarcik, tak czy siak dziecinne/baśniowe są.

Strzelec/wodnik/panna/waga to nie zwierzęta, wiec inne porównania byłyby dopuszczalne.

Ignorancja to cnota.

Nie, jednak nie widzę popytu na elektronikę. Bo kiego grzyba im budzik? Wspominam, że wioskę budzi kogut. ;-)

Z ubraniami pewnie masz rację – chińskie tenisówki albo T-shirty. Ale zafiksowałam się na dowcipie:

– Jakie trzy rzeczy każdy Chińczyk powinien zrobić w życiu?

– Buty, dżinsy i odtwarzacz DVD.

Tylko czy Panna poleciałaby na tenisówki? ;-)

Baśniowe lub delikatne. Jak większość moich tekstów. Już nieraz czytałam, że życzliwie traktuję swoich bohaterów. Jakoś nie lubię nikogo krzywdzić.

Strzelec, Wodnik, Panna, Waga. Toteż tych znaków do zwierząt nie porównuję. Ale porównuję inne “zodiaki” do czegoś, co gospodarze już znają. Nie bardzo rozumiem, jak wyobrażasz sobie zmiany w porównaniach.

Babska logika rządzi!

Wybaczcie, że włażę z buciorami, ale dyskusja ciekawa.

 

Liczyłam się z tym, że Czytelnicy szybko rozpoznają, o kim mowa w opowiadaniu, więc naszych znaków nawet specjalnie nie opisywałam.

Rozpoznałem bohaterów, więc byłoby przesadą / łopatologią przybliżanie ich postaci. Mamy tekst o zodiakach a nie o innych bohaterach, więc nie uważam, aby argument o “znaniu” i że jakby to byli inni… jest zasadny, bo przypomina mi to znaną scenę z filmu: https://www.youtube.com/watch?v=8KfL13CAKUk

Z elektroniką to też kwestia gustu. Dżinsy trafią do większej ilości czytelników a nie do każdego elektronika.

Ależ właź, właź, zapraszam. Najlepiej w chińskich tenisówkach. ;-)

Ale gdyby tekst nie opowiadał o znakach zodiaku, to byłby całkiem inny.

Elektronika. Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden argument: gospodarze w ogóle nie mają prądu. Gdzie by wsadzili wtyczki od urządzeń?

Babska logika rządzi!

Ale gdyby tekst nie opowiadał o znakach zodiaku, to byłby całkiem inny.

A gdy byłby inny, to też inaczej byśmy go oceniali, bo po co oceniać obecny tekst tak, jakby byłby innym opowiadaniem. ;-)

 

Elektronika. Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden argument: gospodarze w ogóle nie mają prądu. Gdzie by wsadzili wtyczki od urządzeń?

Do tego najbardziej pasowałby “elektryczny Byk”, bo i wtyczkę byłoby gdzie wetknąć. ;-)

 

Pierwsza kwestia – zgoda i temat wydaje się wyczerpany.

Elektryczny Byk – nie kumam. Chodzi o taką atrakcję turystyczną, która udaje rodeo i zrzuca z siebie chętnych?

Babska logika rządzi!

Wyobraziłem sobie Byka, który sam z siebie generuje prąd i mógłby być generatorem. O matko… To był oczywiście żart, Finklo. ;-)

 

EDEK: Ale “atrakcja turystyczna” też mi się podoba. ;)

Tak podejrzewałam, że żart. Tylko nie rozumiałam… ;-)

Babska logika rządzi!

Toż na baterie ten budzik, jak i większość chińskich popisowych towarów.

Ignorancja to cnota.

Ale w pobliżu ani sklepu z bateriami na wymianę, ani gdzie podładować akumulatorki… ;-)

Babska logika rządzi!

i oto chodzi! trzeba dostać/kupić nowe.

Ignorancja to cnota.

Ale gdyby tekst nie opowiadał o znakach zodiaku, to byłby całkiem inny.

A gdy byłby inny, to też inaczej byśmy go oceniali, bo po co oceniać obecny tekst tak, jakby byłby innym opowiadaniem. ;-)

 

Bezsprzecznie macie rację. Jaka część twojego opowiadania to stereotyp, znany wszystkim schemat? Postaci stereotyp, przybysze porównania typowe, wiejskie klimaty (jakże pasujące) i podarunek to dżinsy (żeby nie było zbyt współcześnie). Czepiając się porównań, krwi i budzika chciałem (nieudolnie, jak widzę) przekazać: można było ciekawiej, niestandardowo jakoś i opowiadanie byłoby inne, imo lepsze.

Ignorancja to cnota.

Eeee, no moje znaki chyba nie są aż takimi głąbami. Chociaż, gdyby im wytłumaczyć, że to magia napędza gadżety… Ale to by całkiem zmieniło wydźwięk zakończenia.

Babska logika rządzi!

Aha. Czyli chciałeś więcej fajerwerków. Hmmm. Może i to by poprawiło tekst. A może oderwało go od moich bukolicznych korzeni. Sama nie wiem.

Babska logika rządzi!

Twoja wprawka, Finklo, lepsza jest niż niejedno (także moje) opowiadanie :) 

Nie miałam żadnych problemów z zobaczeniem opisanych scen, a nawiązując do dyskusji o zmysłach – zapachów mi nie brakło, bo u mnie dominują wzrok i słuch. 

Opisy – jak dla mnie – w sam raz. Definiowanie “naszych” Zodiaków byłoby wyraźnym przegięciem, bo przecież koń jaki jest, każdy wie. Spojrzenie na przybyszów oczami nieznających ich bohaterów też wcelowane. 

Pod wpływem komentarzy zastanawiałam się przez chwilę nad kwestią fabuły. I nie, nie chciałabym czytać tu o jatce. I tak ciekawy twiścik i lekki niepokój wprowadzili beztroska i lekko blondynkowata Panna i porywczy Strzelec.  

 

W następnej kolejności kłusował kasztanowaty perszeron(+,) uważnie stawiający kopyta, aby nie przydepnąć ginących w trawie chwostów. – czy nie brak tu przecinka? 

Za szklaną zagadką – szklaną odbieram jako wykonaną ze szkła, co mi nie pasuje do żywej, choćby magicznej, istoty. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, Śniąca.

Cieszę się, że tyle elementów przypadło Ci do gustu i tyle problematycznych zagadnień postrzegasz podobnie jak ja. Miło nie czuć się osamotnioną. :-)

Wspominam, że Panna jest ruda, a nie blond. Wydaje mi się, że taka czysta personifikacja kobiecości to właśnie te płomiennowłose. Ale mogę się mylić.

Przecinek. Wydaje mi się, że w tym miejscu jest opcjonalny, ale nawet paznokci nie zaryzykuję. Czy ktoś zaznajomiony z tematem mógłby się wypowiedzieć?

Szklana zagadka. Chyba masz rację. Zastanowię się nad jakimś innym określeniem.

Babska logika rządzi!

Pamiętam, że ruda, ale wszelkie dowcipy są o blondynkach i w tym kontekście o niej pisałam :) Jej rozważania w drodze na wieżę i rozmowa ze strażnikami oraz dalsze zachowanie nasunęły mi na myśl taką właśnie przysłowiową blondynkę jako stan umysłu, a nie kolor włosów. 

Co do przecinka pytam, a nie twierdzę, bo też nie jestem pewna. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A, w tym sensie. Zgadza się, Panna nie ma predyspozycji naukowca. No, cóż poradzić, blondynki z dowcipów są chyba bardzo kobiece. Nie? Uch, zaraz mnie jakaś jasnowłosa walkiria zlinczuje… ;-)

Babska logika rządzi!

Jako jedna z nich, własnym ciałem Cię osłonię i będę przed innymi broniła ;)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

nikt prócz Lwa

dziwnie to brzmi. jakby od niczego odjąć jeszcze Lwa. Polski nie zawsze jest logiczny w kwestii zaprzeczeń, ale tego chyba już za dużo. (edit– to tylko taka refleksja, w dodatku głupia, nie musisz się odnosić)

 

Że dobrze napisane, powiem – wedle zasady, że każde dobre słowo cieszy – choć głupio takie rzeczy mówić ludziom wielokrotnie opierzonym.

Sama przyznajesz, że nie miałaś pomysłu na fabułę, więc o tem nie będę.

Bardzo karkołomny pomysł na przedstawienie tylu, tak bardzo zróżnicowanych, postaci, ich wyglądu, sposobu mówienia i zachowania – a jednak w mojej ocenie wyszłaś z tego obronną ręką i za to wielkie brawa. Myślę, że to najlepsza strona tekstu.

O opisach, poza tym, że warsztatowo w porządku, trudno się wypowiadać, bo opisywałaś w dużej mierze rzeczy gdzieś tam znane, trochę umysł (mój w każdym razie) zakrzywia się i tak w jakąś swoją wizję. Zresztą nie ma ich dużo…

Ktoś tam miał rację w kwestii podwójnego nazewnictwa – tu jeszcze, jeszcze, bo ja np. obracając się wśród anglofonów, wiedziałem, kto zacz – ale w normalnych warunkach taki zabieg nie wypala, niestety, zrobiłem raz taki eksperyment.

Łatwe w czytaniu, jest jakieś tam śladowe napięcie – będą się tłuc czy nie – choć trudno przejąć się losem znaków zodiaku…

Werdykt – ok (z miejscowym podziwem), ale bez emocji.

 

Dziękuję za nowe komentarze.

Śniąca, co za poświęcenie! Cholera, chyba nie mogę pozwolić, żebyś oberwała w mojej obronie. No nic to, pokłócimy się, kto ma stać w pierwszej linii, kiedy już zaatakują. ;-)

Vargu, ale jak byś zmienił cytowany fragment? Mnie się wydaje, że jest w porządku…

Liczebność i przedstawienie postaci – no, tyle już ich mamy: każda kultura po tuzinie. Ale za to bohaterowie wdzięczni, pozwalają na sporo egzotyki (niecodziennie waga rozmawia z rakiem), mają swoje cechy charakterystyczne i każdy jednak coś o nich słyszał, więc łatwiej rozpoznać.

Łaciny będę bronić – nie przesadzajmy, część jest bardzo łatwa do odgadnięcia. Scorpio, Leo i Aqua to chyba żaden problem. Kilkoro następnych można rozpoznać właśnie z angielskiego (albo i innych obcych języków – wydaje mi się, że Minotaur to właśnie po byku), map (zwrotnik koziorożca). Resztę trzeba wyłapać z kontekstu albo sprawdzić. A pewnie jeszcze każdy przynajmniej własny znak zodiaku kojarzy…

Miło, że werdykt jednak wypadł na plus. :-)

Babska logika rządzi!

(taa, tak się mówi – i chyba jest to część języka – po prostu uderzyła mnie po oczach dziwaczność tego sformułowania, ja bym go chyba unikał, ale to tylko przez mój zbyt ścisły umysł)

Hmmm. Też mam ścisły umysł i mojemu sformułowanie nie przeszkadza.

Nikt czegoś tam nie robił. Oprócz X.

Nikt oprócz X nie robił czegoś tam.

Nie widzę problemu.

Babska logika rządzi!

Problemem jest to, że w języku polskim zanegowana negacja równa się negacji.

Polski – Nikt nie zrobił. Angielski – nobody did it (nikt zrobił). Niemiecki – niemand hat es gemacht (chyba, bo słabo pamiętam). Włoski – nessuno ha lo fatto.

No ale tak to już jest, więc już na ten temat za dużo literek. Napisałem (ale mogłaś nie zauważyć, bo po chwili) żebyś się nie odnosiła :)

edit – w zasadzie zdałem sobie sprawę, że po angielsku też jest nobody except – więc cała moja uwaga jest nie warta uwagi :)

A, faktycznie. Zdążyłam się odnieść, zanim przeczytałam dopisek. :-)

Babska logika rządzi!

Sympatycznie do imentu przegadana opowiastka o wszystkim i niczym.

Pozdrówka.

Dziękuję, Rogerze.

Dobrze, że chociaż sympatycznie.

Babska logika rządzi!

No cóż, opowiadanie zupełnie nie przypadło mi do gustu. Co prawda przeczytałam bez większej przykrości, bo nie można mu odmówić porządnego wykonania, jednak gwarzenie gwiazdostworów wydało mi rozwleczone ponad miarę i mało interesujące, wręcz infantylne. I przyszło mi do głowy, że może to byłby dobry pomysł na dobranockę… Szkopuł w tym, że mnie dobranocki już nie interesują.

 

– … Strzel­ca i Ba­ra­na, co ura­dzi­li­śmy. – Zbędna spacja po wielokropku.

 

– Cooo?! Ty? Mi? Za­bra­niasz??? – Raczej: – Cooo?! Ty? Mnie? Za­bra­niasz???

 

Spo­śród chlip­nięć i skrze­ków dziew­czy­ny udało się wy­ło­wić zrąb hi­sto­rii. – Dlaczego dziewczyna skrzeczała?

 

– Nieee można wszak wal­czyć z kozą! – la­men­to­wał Capri. – Dlaczego Capri jest wytłuszczony?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Do mnie też nie przemówiło. Mimo, że dobrze napisane nie przykuło mojej uwagi. Wolę Cię w innym wydaniu Finklo :)

OK, nie przypadło i nie przemówiło. Rozumiem. Dziękuję, że próbowaliście.

Reg, wiem, że poprawnie byłoby “mnie”. Ale dziewczyna w dużych emocjach, niejako automatycznie powtarza po Strzelcu. Dlatego mnie tam lepiej pasuje “mi”.

Skrzeczała, bo jej się głos łamał. Hmmm. Jest jakieś inne określenie na taką słabo artykułowaną mowę? Może zmienię na piski… Albo jęki…

Resztę poprawię, dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Może: Spośród chlipnięć i jąkania się/ dukania dziewczyny udało się wyłowić zrąb historii. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W międzyczasie wymyśliłam jeszcze zawodzenia i one podobają mi się najbardziej ze wszystkiego. Bo jąkanie i dukanie to jednak niezupełnie to.

Babska logika rządzi!

Jasne, to Twoja dziewczyna. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A gdzie tam! Całkiem nie w moim typie! Strzelca! ;-)

Babska logika rządzi!

Choć przegadane, to uśmiechnąłem się. Takie do poczytania w bardzo wolnych chwilach :)

F.S

Dziękuję, Foloinie. :-)

Przegadane? Hmmm. Które fragmenty byś usunął?

Babska logika rządzi!

Finklo, nie usunąłbym nic, bo to nie mój tekst cheeky. Czytało się dobrze i tak jak napisałem to jest tekst na nieśpieszne chwile.

Dialogi mi się czasami po prostu dłużyły, o na przykład tutaj:

– No to ktoś powinien zawiadomić…

– …Strzelca i Barana, co uradziliśmy.

– Ja pobiegnę! – zaoferowała Panna.

To nic wielkiego. Najzwyczajniej w świecie inaczej to sobie wyobraziłem. Tyle.

F.S

Hmmm. Ja tu nie widzę zbędnych słów, więc faktycznie usunięć nie będzie. :-)

Babska logika rządzi!

Nie napisałem, że są zbędne, tylko, że inaczej je sobie wyobraziłem :)

F.S

A widzisz… Ja “przegadanie” rozumiem jako “zbyt dużo słów, które nic nie wnoszą”.

Babska logika rządzi!

To żeśmy się źle zrozumieli – ja dialog zamieniłbym na opis (stąd to przegadanie).

F.S

Ale dopytałam i wszystko się wyjaśniło. Kto fi pyta, nie błądzi. ;-)

Babska logika rządzi!

Szpoko, szpoko laugh

F.S

:-)

Babska logika rządzi!

Nie wiem, jak ocenić to opowiadanie. Sama napisałaś, że chciałaś sobie poćwiczyć opisy. No to sobie poćwiczyłaś. :) Mnie nie urzekły, ale też trudno chyba zostać  urzeczonym opisem iluś tam stworów z rzędu. Taka trochę wyliczanka miejscami wyszła. W opowiadaniu by mi to nie przeszkadzało, w ćwiczeniu opisów spodziewałam się czegoś bardziej karkołomnego.

A samo opowiadanie niezbyt mi podeszło. Zero emocji, wiesz. ;) Pewnie gdyby nie dyżur, to bym sobie odpuściła, bo nie za bardzo interesują mnie wydumane przygody gwiazdostworów. Dialogi też mi się nie spodobały, jakieś takie infantylne.

Dzięki, Ocho.

Czyli kolejny głos o infantylizmie stworów. Hmmm.

A karkołomność jest pojęciem względnym. Mnie się wydaje, że dużo tego władowałam. :-)

Zero emocji? No, prawda, na porządną fabułę nie miałam koncepcji.

Babska logika rządzi!

A to na ilość opisów było ćwiczenie? ;) Jak tak, to wyszło Ci naprawdę ok. :)

Dobre pytanie. :-)

Nie precyzowałam, jakie wskaźniki opisów trenuję. Tak po prostu spróbowałam ich wrzucić więcej. Bo tak w głębi siebie to uważam, że nie ma znaczenia, jakiego koloru bohater ma oczy czy włosy. To nigdy nie było dla mnie istotne. Liczyło się, jak myśli i co wie, a czego nie wie. :-)

Babska logika rządzi!

Gdyby nie dyżur, zrezygnowałbym w okolicach czwartego akapitu. Wynudziłem się strasznie. Język oczywiście poprawny, ale ani plastyczny, ani wciągający. Za dużo słów. A pomysł banalny.

OK, dziękuję, że walczyłeś.

Chociaż, jeśli było tak strasznie, trzeba jednak było odpuścić. Cholera, nie chcę mieć na sumieniu biednych dyżurnych, którzy czują się zmuszeni, aby dotrzeć do końca. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, to nie męcz się, tylko daj znać, co spowodowało przerwanie – dla mnie taka informacja będzie równie pożyteczna, a czasu mniej zmarnujesz.

Babska logika rządzi!

Niezłe. Podobał mi się pomysł i całkiem ładne nakreślenie postaci, mimo że tak ich wiele. Fabuła długa się rozkręcała, ale w końcu się rozkręciła.

Dziękuję, Zygfrydzie.

Hmmm. Interesujący rozdźwięk w odbiorze wychodzi.

A że wiele postaci? Prosta konsekwencja pomysłu bazującego na wyobraźni naszych przodków. :-)

Babska logika rządzi!

Finko, zapomniałem, więc dodaję:

 

– Wodę z najlepszego źródła! Zestaw do ćwiczenia mięśni! Antidotum na mój jad! – przekrzykiwały się gwiazdostwory

Zapisałbym to:

 

– Wodę z najlepszego źródła!

– Zestaw do ćwiczenia mięśni!

– Antidotum na mój jad! – przekrzykiwały się gwiazdostwory

Dobre, Panna. A może raczej: Wago.

 

Chciałaś o opisach, więc pomogę:

 

Młodzieniec nieznacznie przesunął ławę, aby jego towarzyszka potknęła się o mebel podczas kolejnego okrążenia pomieszczenia. Panna zakarbowała sobie, by przeskoczyć nad przeszkodą. A gdyby tak zwabić przeciwnika w pobliże jednego końca, a potem raptownie usiąść na drugim? Ha! Rezultaty mogłyby okazać się ciekawe! Może w powstałym zamieszaniu udałoby się niby to przypadkiem musnąć krągłą piersią plecy ścigającego, rozpalając jego pragnienia do białości?

Ni chu chu nie wiem, o co tutaj chodzi. Kilka razy czytałem ten opis i nic. Wymyka się mojej wyobraźni, jak ta scena miałaby wyglądać w praktyce. On przy jednym końcu ławy, ona siada na drugi m i nagle cycem w bara? Nie ogarniam.

 

A jak już zacząłem robić łapankę, to wypada ja zrobić po całości, prawda?

Tak więc:

 

– Nie. To nie zwykłe zwierzęta.

Tutaj albo: To niezwykłe zwierzęta, albo to nie są zwykłe zwierzęta, przy czym, przez wzgląd na to pierwsze “nie”, optowałbym raczej przy opcji drugiej.

 

gdyby wielkością nie przekraczały krów.

W tym zdaniu coś cholernie, ale to cholernie nie pasuje. Przekraczanie krowy brzmi niezręcznie. I niewygodnie, skoro już o tym mowa.

 

Wkrótce Sagi nieco bezradnie dmuchał na swój oręż, aby przyspieszyć schnięcie (jadu).

 

Płyn w gąsiorku zaperlił się, jakby wrzał. Kiedy znowu się wyklarował, w środku zamiast kilku dużych Ryb, pływała cała ławica maleństw.

Wydaje mi się, że “Ryby” powinny być z małej, bo w zaistniałym kontekście to raczej opis gatunku, nie nazwa własna.

 

Mężczyzna przechylił pojemnik, aby wylot szyjki znalazł się na powierzchni.

To też dla mnie nieczytelne. W zestawieniu z resztą sceny niby łapię co mam złapać, ale samo w sobie to zdanie brzmi jak… zresztą sama widzisz.

 

– Jakże podobni, skorrrośmy widzieli, że inni?! – nie utrzymał ozora za zębami Lew.

Tutaj “nie” dałbym już chyba z wielkiej litery. Ale temat dyskusyjny.

 

koniecznie z zielonymi kamieniami(,) pięknie współgrającymi z kolorem oczu.

Rozejrzała się(,) spłoszona.

Było jeszcze parę zdań, które budziły moje lekkie wątpliwości. Jednakoż po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że – jak na mój mały, różowy rozumek – nie były niepoprawne, więc nie wciągałem ich na listę. Zresztą i tych, których się przyczepiłem, nie jestem pewien. Ale zwróciły moją uwagę, więc ja zwracam nań Twoją.

 

Generalnie jednak poszło Ci z tymi opisami naprawdę elegancko. Wyszły i ładnie i ciekawie.

Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to, jak dla mnie, zdecydowanie za różowo i cukierkowo. Trochę tak, jakby opowiadanie chciało zostać bajką, ale jednak nie mogło. Albo odwrotnie: jakby chciało nie być bajką, ale nie mogło – tak, chyba bardziej w tę stronę. Nie moje klimaty. Chociaż pomysł sam w sobie, szczerze mówiąc, ciekawy. I bardzo taki… Twój. Choć możliwe, że to skojarzenie jest dziedzictwem zalegających w pamięci przygód pewnego boga, boi w tamtym opowiadaniu i w tym tutaj bardzo zgrabnie wymieszałaś dwie zupełnie różne kultury i wierzenia.

No i plusik za postaci; bardzo plastycznie i przekonująco je wykreowałaś.

Tylko czemu Panna znów ruda? Nie, żebym miał coś przeciwko rudzielcom, wręcz przeciwnie… oj, bardzo wręcz przeciwnie (czerwony pas startowy – niedoścignione marzenie…), ale muszę przyznać, że ognistowłose boginie seksu – i mniejsza o to, czy są boginiami naprawdę, czy personifikacją gwiazdozbioru, czy też zwykłymi pomocnicami karczmarza w zajeździe na rozstaju dróg Znikąd do Nigdzie – zaczynają mi się przejadać; taki tego natłok w literaturze.

 

I ten tego, klepię. Bo dobre opowiadanie to takie, które czyta się z przyjemnością nawet o piątej nad ranem.

Ponadto Śpioszka nie będzie się już – mam nadzieję – czuła taka samotna tam na górze, a i dla mnie tak sobie poleżeć obok niej żadna ujma przecież.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję, Panowie. :-)

Zygfrydzie, nie wiem. Rozumiem, co może Ci się nie podobać, ale Twoja wersja też mnie nie przekonuje: jakoś zgrzyta mi, kiedy “przekrzykiwały się gwiazdostwory” pada po wypowiedzi pojedynczego Skorpiona, jakby tylko do niej się odnosiło. Na razie zostawię bez zmian. Czy ktoś wie, jak postępować w takich przypadkach i może rozstrzygnąć sporną kwestię?

 

Cieniu.

Dobre, Panna. A może raczej: Wago.

Pudło, pudło. :-) Nie kierowałam osobistą datą urodzenia, tylko wyobrażeniami o esencji danego znaku. Albo językiem – jak Waga, to musi być rozważna, uważna, ważyć każde słowo…

Ni chu chu nie wiem, o co tutaj chodzi. Kilka razy czytałem ten opis i nic. Wymyka się mojej wyobraźni, jak ta scena miałaby wyglądać w praktyce. On przy jednym końcu ławy, ona siada na drugi m i nagle cycem w bara? Nie ogarniam.

Chodzi o to, że on już przesunął ławę, żeby Pannę złapać, ale ona to zauważyła i zaczęła snuć własne plany. Hmmm. Spróbuję coś wyjaśnić.

Przekraczanie krów. Internetowy sjp podaje dwa znaczenia słowa “przekraczać” i drugie, IMO, oddaje dokładnie to, co miałam na myśli. Zostaje.

Schnięcie (jadu). Raptem dwa czy trzy zdania wcześniej pojawił się kolec jadowy. Wolę uniknąć powtórzenia. Ale mogę dodać ciecz.

Ryby zostawię dużą, bo to jednak nazwa gwiazdostwora, tylko takiego zbiorowego…

To też dla mnie nieczytelne. W zestawieniu z resztą sceny niby łapię co mam złapać, ale samo w sobie to zdanie brzmi jak… zresztą sama widzisz.

No, nie widzę, nadal pamiętam, co chciałam napisać. :-) Ale spróbuję coś pokombinować.

Tutaj “nie” dałbym już chyba z wielkiej litery. Ale temat dyskusyjny.

Ano właśnie – dyskusyjny. Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że nie utrzymanie ozora to odgłos paszczowy i opis odnosi się do wypowiedzi, a nie do czynności po.

Dzięki bardzo za uwagi. Przecinki dopiszę, niech będzie moja strata. ;-)

Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to, jak dla mnie, zdecydowanie za różowo i cukierkowo.

Masz rację. Otwarcie przyznaję, że nie miałam porządnego pomysłu na fabułę. Bo i co może się zdarzyć znakom zodiaku? Ot, Słońce pozornie włóczy się po niebie, odwiedza to ten, to tamten… Zabić nie można, bo i jak? Nuda. Ale pomysł na postacie mi się podobał, żal było porzucić. No to zetknęłam z innymi znakami. I nie zgodzę się, że te kultury są tak bardzo różne. Dla mnie – zaskakująco podobne. Jakby miały jedno niebo nad sobą. ;-)

Tylko czemu Panna znów ruda?

Bo wydaje mi się, że to uosobienie kobiecości. Zmienna jak płomień, czerwona jak płomień. Z bladą, delikatną cerą skłonną do rumieńców i wrażliwą na słońce. To chyba nie przypadek, że kiedyś panie lekkich obyczajów musiały farbować włosy na rudo. Przynajmniej tak mi się coś obiło o uszy.

Miło mi, że się spodobało. :-)

Babska logika rządzi!

Odnośnie ciągu kilku wypowiedzi – w wątku na temat zapisywania dialogów podałem przykład z Lema:

– Tak! – Ja też! – posłyszał w odpowiedzi.

Dziękuję.

No, jeśli Lem ze mną, to kto przeciwko mnie? ;-)

Babska logika rządzi!

Całkiem niezłe. Znalazłem garść rzeczy, które mi się nie spodobały:

Plameeety ???

Podobeee

“Podobneee”? widzę, że obeecali, byyskotkę i wyrabaa więc chyba tak miało być…

Perszeron

Czemu perszeron? Powinnaś znaleźć jakąś chińską rasę konia ;-)

tłok w główniej izbie

głównej

Nie no, miała przecież doskonały pretekst do odwiedzin.

zbyt kolokwialnie imho

Nie wiem. Ryby nie słabe?

Waga tak się wypowiada : > ?

 

Końcówka rzeczywiście była z czapy. Niektórym opowiadanie się nie podobało. Mnie wręcz przeciwnie. Urzekła mnie twoja gwiezdna hałastra, dlatego wolałbym, abyś skupiła się na podkreśleniu aktualnego wątku “my-obcy”, a nie puentowała go tanimi dżinsami. Masz dużo ciekawych rzeczy do opowiedzenia, nad którymi warto jest się pochylić. Nie pal końcówek.

To samo mógłbym odnieść do wprowadzenia. Śniąca napisała, że twoja wprawka jest lepsza niż niejedno opowiadanie. A jednak pisząc na początku takie zdanie, dajesz czytelnikowi sygnał, że sama nie podeszłaś do tekstu całkiem poważnie. Nie ma co się przesadnie spinać, a jednak nawet te kilka zdań wprowadzenia potrafi dodatkowo zaciekawić – lub zniechęcić. Myślę, że każdy kontakt, który nawiązujesz z czytelnikiem, może mieć jakiś wpływ na odbiór twojej twórczości : >. Jeżeli główną motywacją do napisania tekstu była chęć potrenowania opisów, szczerze mówiąc nie widzę w tym nic złego. Pieniądze też mogą być rozsądną motywacją, żeby coś napisać. W jednym i drugim przypadku nie zaszkodzi jednak skierować uwagi odbiorcy w innym kierunku ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję, Nevazie. Miło, że odgrzebałeś ten starszawy tekst. :-) I komentarz bardzo konkretny. :-)

“Podobneee”? widzę, że obeecali, byyskotkę i wyrabaa więc chyba tak miało być…

Owszem, tak miało być. Starałam się różnicować style wypowiedzi zwierząt, żeby nie musieć za każdym razem wyjaśniać, kto to mówi.

Czemu perszeron? Powinnaś znaleźć jakąś chińską rasę konia ;-)

Ze względu na wielkość. Te wszystkie azjatyckie to raczej maławe…

tłok w główniej izbie

głównej

Racja, zaraz poprawię.

Nie no, miała przecież doskonały pretekst do odwiedzin.

zbyt kolokwialnie imho

Hmmm. Zmienię, skoro zgrzyta.

Nie wiem. Ryby nie słabe?

Waga tak się wypowiada : > ?

Tak. Waży każde słowo. ;-)

 

Końcówka. Trochę tak, ale nie miałam pomysłu na lepsze zakończenie. Gdyby przybysze tak po prostu pożegnali się i powędrowali dalej, wyszłoby mdło. Czy nie do tego w końcu sprowadzają się nasze kontakty z Chinami? ;-)

Przedmowa. No, nigdy nie byłam dobra w marketingu. Taka szczerość to może jeszcze nie czarny PR, chociaż już blisko. Ale z drugiej strony – czy nieokłamywanie Czytelnika to nie oznaka szacunku?

Babska logika rządzi!

Skumałem, że baran przeciąga samogłoski, nie wiedziałem tylko, dlaczego zjada niektóre spółgłoski :)

Rzeczywiście, jest doza realizmu w przedstawieniu relacji ekonomicznych ;). Mimo wszystko niezbyt mi się podoba w tej formie. Napisałaś, że zafiksowałaś się na dowcipie i mniej więcej takie wrażenie odniosłem – że próbujesz obrócić wszystko w suchawy żart ;). Reg napisała o infantylności i dobranocce. Ja podtrzymuję swoje zdanie, że w tym tekście czai się głębsze przesłanie : >.  Ubicie dobrego targu mogłoby być niezłym zakończeniem, ale w tej postaci raczej nie… 

Szczerość jest super ^ ^. Łączona z wyobraźnią, uprzejmością i elokwencją potrafi dać jeszcze lepsze rezultaty. Być może tylko ja mam taki stosunek do przedmów… Ale pamiętam tu teksty, gdzie przemowa podobała mi się bardziej niż samo opowiadanie ;). Najfajniejsze są takie w stylu: “gdy pisałem ten tekst, miałem czterdzieści stopni gorączki” albo “kiedy usiadłem do pisania, w drzewo za oknem uderzył piorun. Spłonęło ze strasznym sykiem, jak czarownica na stosie”.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Baran ma taką wadę wymowy. Nieco inną niż Koziorożec, żeby uniknąć monotonii.

Końcówka. Ale jeśli nie podszyty realizmem żart, to co? IMO, zabijanie znaków zodiaku nie ma sensu, bo albo idziemy w stronę aktorów teatralnych, którzy po zakończeniu sztuki wstają i się kłaniają, albo w stronę gwiezdnych wojen. Żadna z opcji nie wydaje mi się ciekawa – to dopiero byłoby spłycenie tematu.

Przedmowy. Hmmm. Naprawdę Czytelnika interesuje, ile stopni miał autor w trakcie autorzenia i jaka była pogoda?

Babska logika rządzi!

Jeśli ja jestem czytelnikiem, zdarza się, że tak ;). 

Myślę, że spoko są też krótkie opisy, o czym opowiada tekst, ewentualnie poruszająca dedykacja ^ ^.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Poruszające dedykacje odpadają – to nie moja działka, nie potrafię grać na emocjach. Ale o czym mówi tekst – to by się dało zrobić…

Babska logika rządzi!

Tekst zaiste zacny, chyba jeden z moich ulubionych! Trafiający w sedno humor sprawiał, że podczas czytania ani na chwilę nie znikał z mej twarzy banan. Opisy zostały bardzo jasno, przejrzyście przedstawione, a synonimy zręcznie wykorzystane, tak, że od razu było wiadomo, kto jest kto. No i moje ulubione zdanie: "nakap mu na strzały".

Spodobało mi się od samego początku, to jest od przeczytania tytułu. Jeżeli coś jest o gwiazdostworach, to nie może być złe, czymkolwiek one są. ;)

Zaintrygował mnie jednak zwrot "doskonale opanowana broń". Rozumiem, że skrót myślowy, ale taki jakiś, według mnie, nieelegancki.

Trochę zaskoczyło mnie też, że baran mówi o łowach. Baran-myśliwy? Cóż za zdrajca… I właśnie wtedy dotarło do mnie, czym są gwiazdostwory. :D [wcześniej było coś o wadze, ale nic mi to nie zasugerowało] Swoją drogą, nie myślałaś o jakiejś wzmiance na temat Wężownika?

 

Później zaś była mowa o przybyszach, ponoć nieco podobnych. Pierwsze co pomyślałem: czyżby chiński zodiak? A szczur na przedzie tylko potwierdził mą tezę. Urzekł mnie też opis mojego znaku, kozy, opisanego jako najbardziej tajemniczego i eterycznego. Naszła mnie nawet taka dygresja, czy nie chodziło czasem o alegorię wojny cywilizacji i coraz bardziej ekspansywnej kultury wschodu…

Tradycyjnie w najbardziej humorystycznych wątkach wiodły prym ryby – choć wątek kozy i koziorożca też zacny (zabili? a czy na pewno nie kozę zabili?). Zaskoczyło mnie też, że ktoś wpadł na pomysł by sprzątać w wieży. ;)

Spodobał mi się też zwrot akcji – jedyny w całym opowiadaniu, ale z pewnością zaskakujący. Ach, narwany ten strzelec, zazdrośnik jeden (no i po prezentach). Tego się nie spodziewałem. Swoją drogą, ciekawe ile razy Leo, niechcący oczywiście, ukatrupił barana…

A dlaczego rak to sknera? Ma to jakiś związek z horoskopami czy tak po prostu chciałaś nadać postaci jakiś koloryt?

Z kolei wątek z pierścieniem bliźniąt uważam za zbędny. Bardziej by mi pasowało, gdyby umiejętność komunikacji wywodziła się bezpośrednio z ich natury. Np. Ini mogłaby zapaść w trans.

 

Ale żeby jeansy wygodne były? Nie chodziło tu czasem o legginsy? ;) Wiem, że ponoć wynalazek indiański, ale nie mniej chiński niż amerykańskie kowbojskie spodnie, w dodatku o indyjskich korzeniach. Niemniej panna zapewne z wyrobników będzie zadowolona, a Saggitariusa szlag trafi. :D Zakończenie faktycznie trochę od czapy, ale reszta tekstu jest tak dobra, że można je bezboleśnie przełknąć.

 

Ode mnie 6. 

 

Ps. Ale żeby zaraz bydlak… no wypraszam sobie! ;)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Dzięki, ARHIZIE. :-)

Miło, że aż tak Ci się spodobał. Pozostali odbiorcy chyba nie byli aż tak zachwyceni.

Doskonale opanowana broń. Hmmm, może i faktycznie nie brzmi to dobrze. Ale lepszej koncepcji tak na szybko nie mam. :-/

Wężownik – nie, w ogóle nie myślałam, żeby z nim kombinować. Jeśli już, to byłby temat na oddzielną opowieść.

Alegoria – trochę w tę stronę szłam. Ale raczej nie wojny. Wydaje mi się, że obecnie ona nie byłaby korzystna dla interesów; popyt na terenach objętych walkami spada, zostają tylko podstawowe produkty.

Sprzątanie w wieży – no popatrz, a dziewczynę zaskoczyło, że można tam nie sprzątać. Co w takim razie faceci robią na wartach? Paznokci na pewno nie piłują… ;-)

Leo i Baran. Ciekawa kwestia. Ale chyba jakoś się nauczyli, żeby uważać na siebie. Baran by się odrodził, ale po co niesnaski w drużynie…

Skąpstwo Raka. Nie pamiętam. Podejrzewam, że wzięłam to z horoskopów. A może te szczypce jakoś tak chudo i twardo się kojarzą…

Bliźnięta i pierścień. Wiesz, jakoś tak na etapie pisania czytałam fantasy z bardzo ładnymi opisami czarów i artefaktów, więc miałam ochotę też popróbować.

Dżinsy. Zależy z czym porównujesz… Jeśli z pantalonami przywiązanymi do halki milionem tasiemek albo wręcz z reformami czy gorsetem… Legginsy przy następnej wizycie. ;-)

Bydlak. No, a jak kumple mają mówić na Byka? Wolałbyś krówsko? Wołowina? ;-)

Babska logika rządzi!

Może: sztuka władania tą bronią nie była mu obca? A mówiąc wojna, miałem na myśli przenośnię interakcji pomiędzy cywilizacjami, w której jedne elementy mogą zostać zastąpione innymi (np. stroje ślubne zdominował obyczaj niemiecki). 

Jak to, co robią na wartach? Czytają Fantastykę, o! ;)

A gorset nie zakłada się czasem na inną część ciała niż jeansy? Swoją drogą brałem też pod uwagę, że przez rozmowę z wężem przejdziesz do wątku Adama i Ewy, to dopiero byłoby ciekawie.

 

Tam zaraz wołowina. A "byczku" nie ładniej? Bo rogacz też już nie przejdzie.

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Ale chodzi o to, że w tych łowach broń, którą doskonale władał, nie mogła się przydać. I do tylko fragment zdania, gdzieś tam jeszcze jest “który”, więc zwyczajne “którą doskonale władał” odpada.

A, jako przenośnia ogólnych interakcji – tak.

Ale oni żyją w takiej zapadłej dziurze, że dżinsy jeszcze nie dotarły, a co dopiero listonosz z NF. ;-)

Owszem, gorset nosi się gdzie indziej, ale nigdy do dżinsów, więc w pewnym sensie jest powiązany.

Jeśli dobrze pamiętam, to na motywie węża też grałam.

 

Byczków się zachciewa… Może jeszcze “buhaju”? ;-) Znajomi mówią do ciebie “Arhizik”? ;-p

Babska logika rządzi!

Popatrz, taka zapadła dziura a wszyscy ich znają. Jakby wodnik załatwił jakiś ciekły kryształ, to można by zrobić chociaż laptopa. Nic tylko opowiadania pisać i na stronę wstawiać. 

Tak, na motywie węża odrobinkę grałaś.

A Gorset do jeansów to byłoby nawet ciekawe…

 

“Arhizek” czasem się trafiał. ;)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Plotki i legendy…

Pomysł na dzieło Wodnika przezacny. :-)

Jak zaintrygowało, to sobie załóż. Podobno męskie gorsety też są.

Arhizek? Biedactwo. ;-)

Babska logika rządzi!

Są, widziałem. Co się zobaczyło, już się nie odzobaczy.

Oj tam zaraz biedactwo. ;)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Uważasz, że bez gorsetu wyglądali lepiej? ;-)

No, mnie takie zdrobnienie strasznie irytowało.

Babska logika rządzi!

Myślę, że po zdjęciu gorsetu mogły być problemy.

E tam, czasem takie zdrobnienie stanowi miłą odmianę od “buhaju”. ;P

 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

A myślisz, że baby to w gorsetach śpią? Znaczy, przespać się z kimś, to jeszcze mogą. Ale do snu to już zwyczajny negliż o wiele lepszy. ;-)

A, jako odmiana po rogaciźnie, to może i nie jest takie złe. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie śpią w gorsetach? I może jeszcze szpilki zdejmują? Co Ty tam wiesz? ;) I po co negliż, skoro można pospalać podczas snu za darmo kalorie.

Mówisz, “Arhizek” taki wyraz rogaty?  

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Jakbyś zgadł!

Nie wiem, jak “Arhizek”, ale buhaj bardzo rogaty. A nawet horny.

Babska logika rządzi!

Fajne. I na niebo, gdy chmury pozwolą, będzie się inaczej patrzeć.

Dzięki, Koalo. :-)

No, niby niebo na północnej półkuli podobne, a jednak ludzie widzą różne rzeczy.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka