- Opowiadanie: Anelis - Fereldeński skarb

Fereldeński skarb

To opowiadanie, jak niektórzy mogli wywnioskować z tytułu, jest fanfiction do gry komputerowej “Dragon Age” (pierwszej części). Napisałam je na konkurs. Miejsca tam żadnego nie zajęłam, ale chciałabym poznać Wasze opinie na jego temat.  Niezaznajomieni z uniwersum “Dragon Age” mogą nie znać pewnych określeń czy bohaterów, ale myślę, że większa część fabuły i dla nich będzie dość jasna.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Fereldeński skarb

Ej! Karczmarzu, daj jeszcze piwa! Dzięki.

Ale to piwo paskudne… U nas, w Redcliffe, to było piwo. Lloyd był suk… No dobra, o zmarłych nie powinno się źle mówić. Po prostu w jego tawernie piwo akurat było dobre. Zabili go nieumarli, a Bella odeszła w świat. I dobre piwo się skończyło…

Co? Nie słyszeliście o nieumarłych? Koszmar, mówię wam. Myślałam, że zejdę z tego świata. Co noc nachodzili wioskę. Ludzie ginęli. A i od zamku arla nie przychodziła pomoc. Zresztą to właśnie stamtąd wlokła się ta zaraza. Koszmar, mówię.

Paskudne to piwo. Paskudne, ale coś pić trzeba.

Wszyscy wznosili modły do Stwórcy, ale chodzące trupy nie zdawały się tym przejmować. Jeszcze czasem mi się śnią. Koszmar. Myślałam, że nikt nie zostanie. I wiecie, kto nas ocalił? Szara Strażniczka. Tak, TA Szara Strażniczka. Co? Nie wierzycie? Widziałam na własne oczy Bohaterkę Fereldenu! A moją przyjaciółkę Bohaterka to nawet osobiście uratowała z zamku! Valena była tam pokojówką. Kiedy z zamku zaczęli przybywać nieumarli, Owen szalał ze strachu o córkę. A Bohaterka Fereldenu ją stamtąd uwolniła! W ogóle nas uratowała.

Naprawdę? Naprawdę wyszła za króla Alistaira?

Nie no, wierzę. No i dobrze, że została królową. Dobra to kobieta.

Ale miałam mówić o czym innym, co? Miałam mówić, jak zdobyłam… to. Chociaż w sumie to był dobry wstęp. Bo wiecie, Szara Strażniczka jeszcze wróciła do naszego Redcliffe. Wszystko się uspokoiło, pochowaliśmy poległych. No… całkiem spokojnie nie było. Dochodziły do nas wieści o kolejnych atakach pomiotów, wiadomo… Ale u nas zdawało się bezpiecznie. I wtedy matka wróciła ze świątyni ze złymi wieściami.

Nie, nie przyzwyczaję się do tego piwa.

Co? No co? Musiałam gardło zwilżyć. Już kontynuuję.

Matka wróciła i powiedziała, że Szara Strażniczka przekazała jej list od Nieregularnych Blackstone’a. Mój ojciec zaciągnął się rok wcześniej. Matka była temu przeciwna, ale nie mieliśmy dużego wyboru. Tonęliśmy w długach. Ja pomagałam w sklepie, dostawałam za to trochę pieniędzy, ale stanowczo za mało… A mój dziadek był zamożnym kupcem, uwierzycie? Mojemu ojcu starczyły tylko trzy lata, by większość oszczędności przepuścić. Trzy lata! Kupiec z niego żaden… Tyle dobrego, że dzięki dziadkowi umiem czytać i pisać. To dzięki temu w sklepie mogłam pracować. A ojciec… Ojciec był świetnym najemnikiem, naprawdę. Tylko potem zaczął pić i grać w kości. Zadłużał się coraz mocniej. Jego umiejętności pogarszały się. Zresztą nie szukał już dobrych zleceń. No i nasza sytuacja zrobiła się naprawdę kiepska. Wtedy zaciągnął się do Nieregularnych Blackstone’a.

Ej! Jeszcze piwa!

No już, już. Już mówię, co z tym listem! Na oddech Stwórcy, trochę cierpliwości!

Okazało się, że ojciec poległ. Dostałyśmy jeszcze ostatnią wypłatę, ale… to niewiele nam pomogło. Nie wiem, jak wielkie długi dokładnie mieliśmy. Nie wiem, czy matki nie dręczyły jeszcze jakieś inne zobowiązania. W każdym razie, w nocy matka podcięła sobie żyły. Zostałam tylko na pogrzebie. Potem spakowałam się i poszłam do świątyni prosić o błogosławieństwo Andrasty. Poświęciłam jej swój miecz i muszę przyznać, że dobrze mi służy, choć brzeszczot to straszliwy.

Skąd miałam miecz? Ano ostał się. To był stary miecz ojca. Zapomniał o nim i ojciec, i matka. Leżał sobie w piwniczce przykryty śmieciami. Ja o nim pamiętałam i nie chciałam, by go sprzedali. Bo wiecie, ja się szkoliłam w walce. Myślałam kiedyś, czy by nie zostać najemniczką.

Co?! Że kobieta nie da rady?! A w mordę chcesz? I może jeszcze według ciebie Bohaterka Fereldenu jest mężczyzną? Zapytałbyś króla – ten to pewnie ma wiadomości z pierwszej ręki.

Bez przesady! Nie obrażam przecież majestatu, nie obrażam!

Właśnie wychodziłam ze świątyni, gdy przybiegła do mnie Valena. Wiedziała, co planuję. Pożegnałyśmy się już wcześniej. Ucieszyła się jednak, że zdołała mnie dogonić.

Jeszcze piwa!

Paskudztwo, ale pić trzeba… Okropne siki. U Lloyda to było piwo…

Bez takich mi tu! Nie przeciągam przecież specjalnie!

Okazało się, że kiedy opuściłam już ostatecznie dom, zjawił się tam mężczyzna. Dobijał się do drzwi. Valena akurat tamtędy przechodziła. Mężczyzna miał dla mnie list od mojego ojca. Śpieszyło mu się, więc Valena wzięła list i popędziła, by mnie złapać, nim odejdę.

Nie, nie napisał listu na łożu śmierci. Bynajmniej. Cieszył się wtedy dobrym zdrowiem. Zginął jednak jakiś tydzień później. Pomioty ponoć go zabiły. List doszedł do mnie później niż wiadomość o jego śmierci…

Już mówię! Na oddech Stwórcy, spokojnie!

Ojciec pisał, że odkrył mapę do skarbu. Wspaniale, prawda? Tyle że nie do końca… Mapę ukradł mu łajdak, którego uważał za przyjaciela. Bo i co mógł zrobić łajdak? Mówili na niego Szczur. Zgodnie ze słowami ojca mogłam go znaleźć w denerskim obcowisku. Elf, a jakże. Ojciec prosił, bym go dorwała… Sam nie mógł zrejterować ze służby w Nieregularnych Blackstone’a.

Czy uwierzyłam? Nie wiedziałam, w co wierzyć… Bo nie chciało mi się wierzyć, że tak po prostu problemy znikną. Znaleźć skarb? Bogactwo? Doprawdy wspaniała wizja.

Jakby nie patrzeć, w Redcliffe nic mnie nie trzymało. Podziękowałam Valenie, pożegnałam się z nią raz jeszcze, po czym odeszłam. Zostawiłam wszystko za sobą.

Strach? Jasne, Plaga. Kiepska sprawa. Ale co lepszego czekało mnie w wiosce? Jeszcze dłużnicy by zaczęli mnie nachodzić. I skąd bym wzięła pieniądze? A wizja skarbu… To było kuszące!

Ej! Cicho! Mam mówić czy nie?

No i wyruszyłam do Denerim. Miałam sporo szczęścia. Ledwie dwa dni później usłyszałam odgłosy walki, gdy szłam traktem. Zbliżyłam się ostrożnie. Banda pomiotów atakowała bogato zdobioną karocę. Na ziemi leżało już sporo trupów – żołnierzy i pomiotów. To się przyłączyłam. Oczywiście do walczących, nie do trupów.

Co? Uważacie, żem głupia? Ano głupia… Naprawdę, wycofałabym się, gdybym mogła, ale nie mogłam. Pomioty zdążyły mnie zauważyć, więc niespecjalnie miałam wybór.

No tak… Nie trzeba było się zbliżać. Ale chciałam zobaczyć, co się dzieje! No i dałam się dostrzec.

Chwyciłam miecz i dawaj pomiędzy pomioty. Patrzę, a tu pomiot się wbija do karocy. Otwiera drzwi. Jakiś arystokrata w środku wrzeszczy przerażony. Pomiot głupio się przy tym odsłonił, to cięłam go na odlew. Padł martwy.

Nie! Wyobraź sobie, że żaden nie trafił mnie wtedy od tyłu. W takim wypadku chyba by mnie tutaj nie było, co?

Piwa jeszcze! Dzięki.

Jakoś przeżyłam starcie. Nie pytajcie jak. Nie mam pojęcia. Arystokrata uznał mnie za swoją wybawczynię. Chyba ostro spanikował przy tych pomiotach… Dał mi dziesięć suwerenów! Wyobrażacie sobie? Normalnie skarb!

Dobra, cicho. Nie porównujcie dziesięciu suwerenów z… tym. Do… tego jeszcze dojdę.

Cicho, dajcie mówić.

Paskudne piwo.

Pieniędzy starczyło mi na resztę podróży. Nauczyłam się czegoś: nie zbliżać się tam, gdzie toczy się walka. Dzięki temu bez większych problemów zawitałam do Denerim. Ale to miasto cuchnęło!

No, może i masz rację. Wioska też cuchnie, ale inaczej. Przyzwyczaiłam się. A tam… tam mnie odrzucało. I zgiełk jaki! I chaos… Czułam się jak ogłuszona.

Znalazłam jakoś to obcowisko. Już miało być pięknie…

Tak, masz rację. Dokładnie! Obcowisko było odcięte z powodu zamieszek jakichś czy zarazy. Mniejsza o to. Nie chcą mnie przepuścić. To co? Trzeba sobie radzić.

Próbowałam przekupić strażnika. Nie dało się. Próbowałam się wślizgnąć. Złapali mnie. W końcu zrezygnowana poszłam do karczmy. Myślałam, że na tym moje wysiłki się skończą. A tam…

Ech, paskudne to piwo.

Karczmarzu, jeszcze!

No, cicho, cicho! Już mówię!

Wyobraźcie sobie coś takiego. Siadam w tej gospodzie. Gospoda jak gospoda – w porządku. W nazwie chyba szlachcica miała, nie pamiętam już. Zamawiam sobie piwo. Gorsze było od naszego, ale i tak lepsze od tego. Od tego to każde lepsze, nie?

Już, już! Już nie przeciągam!

No i siedzę sobie. Ponuro popijam piwo. Myślę sobie, że poczekam może trochę. Przecież w końcu wpuszczą mnie do tego przeklętego obcowiska i dorwę Szczura. Tylko kiedy…?

A tu nagle słyszę głos. Nie pamiętam dokładnie, jak to szło, ale ktoś jakby zwracał się do Szczura. Mówił chyba „Mam dla ciebie robotę, Szczurze…” czy jakoś tak. Nieważne. Odwracam się. Patrzę, a tu siedzi szczurowato wyglądający elf. Naprawdę! Jak Andrasta święta, ten elf wyglądał jak szczur. Chytre oczka. Patykowate palce niczym wydłużone pazury. Postawa taka przygarbiona. Szczur normalnie. Brakowało tylko długich zębów.

Do tego Szczura przemawiał mieszczanin chyba. Chciał namówić go do kradzieży bodajże. Nieważne. Poczekałam, aż Szczur wyjdzie i zaraz za nim. Dorwałam go w ciemnej uliczce, bo to już noc była. Wpierw się bronił, ale nastraszyłam go porządnie, to i nagle bardziej rozmowy się zrobił. Okazało się, że w obcowisku miał kupca na tę mapę, lecz na razie nie mógł się tam dostać. Zabrałam mu mapę i puściłam.

Już! Już mówię, gdzie leżał skarb. Nad jeziorem Kalenhad. Wyobrażacie sobie? Z brzegu widziałam Wieżę Kręgu.

W każdym razie, znowu musiałam podróżować. Zaciągnęłam się do ochrony karawany kupieckiej, bo tak bezpieczniej niż w pojedynkę wędrować. Nie chciałam dłużej wypróbowywać mojego szczęścia. Wolałam uniknąć sam na sam z pomiotami… Jasna sprawa, nie? No i zapłata też miła rzecz.

I w to już nie uwierzycie! Szłam właśnie drogą nad jezioro… Skończyłam już ochraniać karawanę. Więc szłam właśnie drogą nad jezioro, a tu widzę Szarą Strażniczkę! Bohaterkę Fereldenu! A u jej boku sam król Alistair. No wtedy jeszcze nie był królem… Ale widziałam go już u nas w Redcliffe, jak pomagał bronić wioski. Jeszcze dwie kobiety z nimi były. Jedna taka trochę starszawa, w szacie maga. Druga z kolei zdawała się znacznie młodsza, o dosyć krótkich włosach i w lekkiej skórzni.

Tak po prostu sobie szli we czwórkę. A jaka powaga malowała się na ich twarzach. Jaka szlachetność od nich biła…

Dobra, już dobra, wracam do tematu.

Dotarłam nad brzeg jeziora Kalenhad. Karczma tam stała, to zatrzymałam się na chwilę, by odetchnąć po podróży. Piwo mieli niezłe. Nie takie dobre jak u nas, ale lepsze niż te siki, co tu dają…

Dobra! Dobra, nie mówię już o piwie. Spokojnie.

Odpoczęłam chwilę, po czym wybrałam się szukać tego skarbu. Trochę mi to zajęło, by znaleźć miejsce odpowiadające temu na mapie. Wcześniej już naszykowałam łopatę, więc zaraz zaczęłam kopać. Spociłam się straszliwie. Kopałam, kopałam i nic. Poszerzałam dół, bo myślałam, że może jednak pomyliłam się o parę kroków. Kopałam, kopałam… i nagle natrafiłam na skrzynkę. Wyciągnęłam ją z trudem na powierzchnię, a kłódkę roztrzaskałam łopatą. W środku było… to.

Ech, myślałam, żeście się już wyśmiali… Śmialiście się na początku, chichotaliście przez całą opowieść i teraz też musicie rżeć na całą karczmę…?

Może opchnę to komuś… Może ktoś lubi takie rzeczy…? A może złoto kogoś skusi….?

Ej, ciszej się śmiać! Nie słyszę, co on do mnie mówi.

Jak to: co to jest? Nie widzisz? Kalesony wyszywane złotą nicią. Trochę brudne, z lekka cuchnące kalesony. A widzisz te litery tutaj na górze? Napisano tu „król Maric”. To Złote Kalesony króla Marica.

Cholerny, fereldeński skarb…

Koniec

Komentarze

Nie znam gry, ale nie miałam problemów ze zrozumieniem większości.

Ten monolog szybko zaczął nużyć, zwłaszcza wstawki o piwie i nieprzeciąganiu. Puenta okazała się niewarta długiego czekania.

Ale napisane całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Piwo, piwo, piwo…  Znów piwo i piwo… Kalesony? Naprawdę? Łojjj…

No całkiem, tylko że się dłuży. Przyznam szczerze, że nawet nie widziałem okładki tej gry, a “patrzaczem” okładek jestem wyśmienitym. Nie mniej, zrozumiałem.  

F.S

Fajnie się przegryza z wydarzeniami z gry. Chociaż jako osoba, która ją przeszła muszę się z narratorką nie zgodzić – cała ta historia potoczyła się inaczej! ;)

Rzucił mi się w oczy jeden błąd, którego wcześniej czytający nie mogli wychwycić, skoro nie grali:

Co?! Że kobieta nie da rady?! A w mordę chcesz? I może jeszcze według ciebie Bohaterka Fereldenu jest mężczyzną? Zapytałbyś króla – ten to pewnie ma wiadomości z pierwszej ręki.

W Dragon Age’u jest pełna emancypacja i w ogóle. Kobieta-wojownik nikogo tam nie zdziwi, nie zasłuży sobie nawet na uniesione brwi.

No i za dużo tego piwa.

Może I bohaterka ma co opowiadać, ale robi to w tak denerwujący sposób, że gdyby gadała dłużej, to pewnie bym nie zdzierżyła.

 

Za­dłu­żał się coraz moc­niej.Za­dłu­żał się coraz bardziej.

 

Za­po­mniał o nim i oj­ciec, i matka. – Zapomniały dwie osoby, więc: Za­po­mnieli o nim i oj­ciec, i matka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na początku wstawki o piwie i niepiwie były zabawne.

Po kilku akapitach zaczęły nużyć.

Gdzieś od połowy tekstu już mnie szlag przez nie trafiał.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

To lanie wody, to znaczy piwa, strasznie męczyło. Puenta nie podeszła, niestety.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No, trochę mi się dłużyło :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka