- Opowiadanie: Sirin - Jedyna szansa

Jedyna szansa

1. Opowiadanie wymaga skupienia – wiele metafor i innych “przykrości” (choć z drugiej strony jest to tekst króciutki, więc ufam, że nic strasznego).

2. Nie jest napisane “dla rozrywki”.

3. Jest napisane dla “rozkminy, pobudzenia szarych komórek i szukania szlaków interpretacyjnych”. Ukazania, jak wiele czytelnik potrafi ominąć podczas lektury. To trochę takie “śledztwo”, z którego wnioski wypada obronić :)

4. Po lekturze konieczne jest zadanie sobie pytania i poszukiwanie odpowiedzi (najlepiej w komentarzach, by wywołać dyskusję), co tak właściwie się tutaj wydarzyło i dlaczego? Coś dla  wszystkich Sherlocków.

5. Dotychczasowe “rozkminy” były zazwyczaj dłuższe, niż sam tekst szorta. Do tej pory poznałem około 8-9 różnych interpretacji.

Zapraszam do udzielenia odpowiedzi, co się tutaj stało i z jakiej przyczyny? :)

Co do elementu fantastycznego, konwencji, hm... ciężko dookreślić bez spoilerowania. W niektórych interpretacjach się znajdzie, w innych nie, dlatego oznaczam jako “inne” i proszę z tej przyczyny apriorycznie nie zarzucać braku nawiązań do fantastyki.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Jedyna szansa

Najważniejsze jest nie to, co widzisz, lecz to, co ci się wydaje, że widzisz.

Lars Saabye Christensen, Półbrat

 

Antoni pchnął z całą mocą drzwi i przekroczył próg restauracji. Z siłą, równie mocną tej, która posłużyła mu sforsowaniu wejścia, uderzyły w niego zapachy bankietu i błyski żyrandoli, między którymi przekrzyki gości mieszały się z pomrukami eleganckich kelnerów. Na wprost, za licznymi pagórkami stolików migotało wzniesienie sceny. Na niej różnobarwne blaski tańczyły po ciałach młodych kobiet, a one dość nieudolnie starały się dorównać kroku feerii światełek. Pod sceną, na obrzeżach niewielkiego parkietu, dziesiątki postaci to gwarzyło, to oglądało występy. Po całej sali przemykały flesze cieni, ani na moment nie zastygając w bezruchu. Antoni głośno wypuścił powietrze. Oto był jego ring.

Szurnął kilka razy butami i zdążył się przybliżyć do pierwszych stolików, nim złapał spojrzenie garsona o pociągłej, nieco szkapowatej fizjonomii. Wrażenie koniowatości potęgował uśmiech żółtawych zębów i ściągnięte, krzaczaste brwi. Tak jak inni pracownicy odziany był w białe rękawiczki i biały frak, lecz strój nie mógł ukryć krzywych pleców zgarbionych latami nędzy. Bojąc się wypuścić schwytane spojrzenie, Antoni nie mrugał do momentu, aż podstarzały kelner nie dodreptał do niego. Przez te kilka rozciągniętych sekund wpatrywał się w pracownika w bieli, spoglądał w zbliżające się oczy, jakby oczekując znalezienia w nich strachu czy ekscytacji, którą miało wywołać pojawienie się Antoniego w restauracji. Nie znalazł niczego – poza obojętnością. Lecz dlaczego miał szukać wielkich emocji w nieznajomej jeszcze masce, która nie mogła nic wiedzieć o doniosłości jego przyszłego czynu? Czego on, Antoni, oczekiwał już przed pojedynkiem, o którym nie wiedział nikt poza nim samym i jego stryjem? Czy pragnął zobaczyć odbicie własnej, targanej uczuciami duszy, tak jak można zobaczyć odbicie własnego uśmiechu na twarzy dziecka? Kelner nie był takim zwierciadłem, bo był stary i zmęczony, wsłuchiwał się we własne kołatania niedomagającego mięśnia, toteż już nic go nie mogły obchodzić cudze porywy serca. Antoni westchnął. Zrozumiał, że tak obojętnie postrzegany był nie tylko przez obsługę, ale i wszystkich gości restauracji. Jeszcze nie mógł sobie rościć praw ku celebrze i zachwytom, łzom i westchnieniom. Jeszcze…

Poprosił więc Antoni, a chrząknął przy tym zdenerwowany, o stolik na uboczu, skryty gdzieś w półmroku, z którego bardziej będzie mógł obserwować salę niż parkiet i burleskową scenę. Niezaciekawiony takim wyborem kelner potuptał między wezwaniami spragnionych klientów, przy czym odpędzał się od nich prychnięciami, jak koń przeganiający muchy. Antoni podążył za nim, klucząc wśród stolików i ruchliwych gości, starając się przy tym unikać szturchnięć, otarć i zderzeń. Jego karkołomne wyczyny na niewiele się zdały, a tylko rozpaczliwie rzucane słowa przeprosin i zakłopotana mina (zdradzająca, że nie był bywalcem na salonach) uratowały go przed zwymyślaniem przez tego czy owego otyłego arystokratę, który tylko zagryzał wargi, hamując w sobie manifestację złości wobec mieszania się klas.

Starszy kelner odsuwał już krzesło, gdy poddenerwowany Antoni dotarł do stolika na uboczu, usiadł na podstawianym siedzeniu i, zgodnie z zasadami dobrego zachowania, rozpiął poły marynarki. Garson wyćwiczonym i sztucznie uprzejmym gestem podsunął mu kartę dań, a Antoni pochylił się nad menu, opierając przy tym łokcie o biały obrus, takim samym sposobem, jaki wyćwiczył na przerwie śniadaniowej w fabryce. Nie miał zamiaru nic zamawiać, zbyt był rozchwiany, by jeść, i zbyt biedny, by jeść tutaj. Poprosił tylko o najtańszy trunek. Kelner nachmurzył się, przeczuwając brak napiwku, po czym cumulus jego postaci rozpłynął się w kręgach sali, niesiony podmuchami niecierpliwych nawoływań. Antoni śledził go wzrokiem, niby od niechcenia, a po prawdzie rozglądał się po sali. Obserwował. Szukał. Tymczasem parkiet wirował gęstwiną ciał i kolorowych sukni, sala kipiała bulgotem rozmów, a sztućce z brzękiem oklaskiwały kucharzy.

Antoni niespokojnie wodził wzrokiem od stolika do stolika, bowiem nie mógł odszukać powodu, dla którego tu przyszedł. Przypomniał sobie słowa obietnicy, które przywiodły go tego wieczoru w to miejsce. Zobowiązał się bowiem do sprawy romantycznej, gdyż on, samotny i całkiem przystojny mężczyzna, miał tego wieczoru i w tym miejscu dokonać kroku w przyszłość, kroku wobec damy nad damami. I wiedział, że kiedy ona go już zobaczy, kiedy zobaczy jego pełne uczuć oczy, to ona też będzie wiedziała. Dostał błogosławieństwo od stryja, wypożyczył garnitur od przyjaciela-grabarza i siedział tego wieczoru w tym miejscu, czekając aż ją ujrzy, zbliży się do niej i spotkają się ich oczy. Antoni miał tylko jedną jedyną szansę, nie będzie mógł się zawahać. Otarł chusteczką wilgotne czoło, gdy pochmurny kelner wrócił z zamówionym trunkiem i polecił się do kolejnych usług.

Kilka stolików dalej siedzieli brodacz i dama w towarzystwie lisiego futerka. Nie była to odległość na tyle daleka, by Antoni ich nie widział, lecz wystarczająca by nie słyszał ich słów, a jedynie wychwytywał wyraźnie nerwowy i krzykliwy ton. Sama ich postawa, sposób śmiania się i bulgotania dodatkowymi podbródkami wskazywały na status tych ludzi, a także sugerowały, jakiego rodzaju pretensje do świata właśnie wygłaszał brodacz. Demonstrował on swoje niezadowolenie z plebejskiego otoczenia oraz powolnej obsługi, a kierował je do szkapowatego garsona. Niewdzięczna robota, usługiwać tym, którymi się szczerze gardzi, pomyślał Antoni, bo sam na własnej, choć młodej jeszcze skórze zdążył poczuć, co to znaczy ucisk i brak szacunku ze strony wielopokoleniowych rodzin bogaczy.

Przerwa w pokazach dobiegła końca. Półmrok zgęstniał. Na scenę wybiegła nieskromna dziewczyna w bardzo skromnym odzieniu. Muzyka zaswingowała. Występ miał się rozpocząć, lecz wtedy…

Zobaczył ją. Boginię piękna. Wśród migoczących srebrzystych głów wszelakich osobistości lśniło złotem Słońce jej włosów. I choć była daleko, bo przy stoliku pod sceną, to z całą siłą pamięci i wyobraźni widział ją Antoni aż nadto wyraźnie. Siedziała w czarnej dziurze sukni, na drodze mlecznej jej skóry czerwieniły się ledwo dostrzegalne mgławice rumieńców, a oczy… oczy miała koloru Neptuna. Na jej kolanach siedział mały pudelek, który wiercił się jak sonda kosmiczna. Scena zakotłowała się artystkami, a dłonie Wenus zaklaskały, memłając cały kosmos Antoniego. W głowie miał próżnię, a w żołądku wzbierał mu deszcz meteorów.

Tymczasem czas dla świata restauracji nie zwolnił: muzyka przyspieszała, a brodacz i jego towarzyszka w lisim futerku zagrzmieli na kelnera, który przyjął kolejne ich skargi z rzucającym cienie uśmiechem. Oskarżali go o opieszałość w obsłudze prawdziwych arystokratów, o butelkę zbyt mocno schłodzoną i o dym z tanich, plebejskich papierosów, który prześmierdywał przez opary cygara. Od tych małych pierwiastków niewygody przeszli do cięższych dział, śliniąc się z oburzenia na zmieniający się porządek świata, wymyślając od najgorszych bogacącym się, choć pracowitym i uczciwym, ludziom niższego stanu, z którego pochodził nie tylko sam pracownik restauracji, ale i część gości lokalu. Ci dorobkiewicze siedzieli także w sąsiedztwie brodacza, tak jak i Antoni, lecz starali się służalczo i grzecznie – choć sięgając po noże do kotletów – ignorować obelgi. Natomiast kelner stał i słuchał tych wyzwisk z gradową miną, ściskając pięści za plecami. Wzbierała w nim burza. Antoniemu przemknęła przez głowę myśl o tym, kiedy poczciwy chłopina w końcu wykipi i zastrzeli kapryszących jaśnie państwa korkiem od szampana.

Odwrócił twarz ku damie nad damami.

Pudelek zaskomlił, jak się zdawało mężczyźnie, jednak w fontannie muzyki, braw i gwizdów nie był w stanie tego stwierdzić z całą pewnością. Zresztą nie miał pewności co do niczego. Ręce mu drżały jak galareta, po plecach spływała strużka potu, a kieliszek wysechł ze zdenerwowania. Antoni, jak przez mgłę, widział to piękną dziewczynę, to zaokrąglone performerki, które przebrane w stroje stewardess kręciły swoimi wdziękami równie zręcznie, co czarno-białymi wachlarzami piór, trzymanymi w dłoniach. Na kilka chwil zgasło światło, do dźwięków rozszarpywanego upadkiem samolotu dołączyły nawoływania rozochoconych mężczyzn, a w końcu, w chwili, gdy doszło do ich eskalacji, z mroku wynurzyły się jeszcze skromniej ubrane-rozebrane tancerki burleski uwięzione na imitacji rajskiej wyspy. Światła błysnęły w diamentowych kolczykach władczyni antosiowego nieba i ziemi, a pudelek, który w niespodziewanej ciemności zwędził smakołyki ze stołu, zaszczekał wesoło, zadowolony z występu.

Ze sceny spadły biustonosze, a Antoni kątem oka dostrzegł wzrost ciśnienia przy stoliku brodacza. Gromy z jego ust w końcu sprawiły, że z gradowego oblicza kelnera ulała się lodowata wiązanka. Zaskoczony arystokrata skoczył na równe nogi i spoliczkował plebejusza, a wtedy właśnie rozszalała się burza. Brawa przeszły w oburzone szmery, jazgoty i okrzyki, a wokół walczących na arenie rozlanego szampana rozszalały się pośpieszne zakłady, wiwaty oraz doping wobec swoich faworytów. Do tego zbiegowiska dołączali coraz to nowi goście; koniec końców powstała i ona, tuląc do piersi rozszczekanego pudla. I była bliżej i bliżej, a Antoniemu serce waliło stokroć szybciej, niż ręce garsona opadały na grubiańską twarz.

Zamieszanie i wizgi spotęgowała bokserska kontra brodacza, która rozbiła kelnerowi łuk brwiowy. Podnosili się ze swych miejsc wciąż nowi goście, chętni by dołączyć do jatki, a inni, choć była ich ledwo garstka, chcieli jak najszybciej ulotnić się z centrum wydarzeń. Wśród nich była dama z pieskiem, która wpierw z zainteresowaniem zbliżyła się do tłumku, żeby zaczerpnąć wrażeń z tej skandalicznej sytuacji, a potem zdegustowana odwróciła się i skierowała do wyjścia, czule obejmując wyrywającego się pupila. A teraz była tak blisko, tak blisko… Przez głowę Antoniego przebiegło blade wspomnienie stryja i składanej jemu i sobie obietnicy. Szybko się z tego otrząsnął, bo nie mógł teraz o tym myśleć, nie mógł myśleć o niczym. Drżał, wiedział, że to właśnie ten moment, tego wieczoru w tym właśnie miejscu i czuł, że to jego najjedyńsza okazja.

Przechodziła tuż tuż. Jej drobne stopy, płynąc po zacienionej podłodze, zahaczały o coraz bliższe orbity zapachów i dźwięków, tak, że niemal było już czuć jej perfumy i słychać kroki. Antoni, wstając i blednąc mocniej i mocniej, otarł chusteczką pot z czoła, wyprostował się, zanurzył rękę z chustką w poły marynarki, wyciągnął pistolet i strzelił.

– Psiakrew!

 

Warszawa, 22-23 marca

Koniec

Komentarze

Hmmm. Ja poszłam na łatwiznę i zinterpretowałam dosłownie. Wprawdzie nawiązania do astronomii sugerują, że to może być metafora czegoś kosmicznego, ale hipoteza wydaje mi się straszliwie naciągana. Jeśli dobrze zrozumiałam, bohater strzelił do pudelka.

Tak jak inni pracownicy odziany był w białe rękawiczki i biały frak, lecz strój nie mógł ukryć krzywych pleców zgarbionych latami nędzy.

Hmmm, gdybym widziała faceta ubranego wyłącznie we frak i rękawiczki (IMO, to wynika ze zdania), nie zwracałabym uwagi, czy ma krzywe plecy.

Tymczasem parkiet wirował gęstwioną ciał i kolorowych sukni,

Literówka.

Babska logika rządzi!

Dobra, to jedna z dróg – przyjmując założenie, że strzelił do pudelka, to dlaczego właśnie do niego? :)

Bo psiakrew. :-)

Babska logika rządzi!

Haha :) Bardziej o motywację bohatera mi chodzi. Po wała biednego (albo nie!) pieska?

 

/ literówka zlikwidowana, a kelner w domyśle ma gacie ;) Takie elementarne wymienianie wydaje mi się tutaj zbędne. Starczyło zaznaczyć kolor, jako symbol.

A skąd mam wiedzieć? To Twój bohater.

Gacie kelnera. Widzisz, gdybyś napisał “nosił biały frak i białe rękawiczki” albo (lepiej) “w stroju kelnera wyróżniały się/ raziły w oczy białe rękawiczki i takiż frak”, to OK, domniemywamy, że ma jeszcze mnóstwo innych łachów. Ale “odziany był” sugeruje mi, że wymieniasz wszystko, co miał na sobie. Takie wrażenie, mogę się mylić.

Babska logika rządzi!

2. Nie jest napisane “dla rozrywki”.

3. Jest napisane dla “rozkminy, pobudzenia szarych komórek i szukania szlaków interpretacyjnych”.

Niestety, w moim przypadku się nie udało:( Rozrywkę miałem przednią ze względu na plastyczne opisy i realizm przedstawionego świata, ale szarych komórek najwidoczniej dość nie pobudziło, bo nie mam żadnej sensownej interpretacji.

Miałam przeczytać od razu, ale po przedmowie odkładam na wieczór lub inną wolną chwilę, bo krótka przerwa w pracy to nie najlepszy pomysł. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

  1. Nie czytam tekstów, które bronią się w przedmowie.

Cytując:

“krytyką nic nie rozumiejącego głupiego czytelnika”

Nie będę krytykował, nie będę nic tu pisał, bo jeśli tekst okaże się po prostu przemetaforyzowanym gniotem, ja okażę się głupim czytelnikiem.

No offence, ale razi mnie to podejście.

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Widać w tym drugie dno, jednak ja podobnie jak Finkla zinterpretowałem tekst dosłownie. Zakończenie otwarte, każdy może sobie dopowiedzieć do kogo strzelił bohater. Ciekawy eksperyment Sirinie :)

Nooo mam teorię, ale uprzedzam… będzie głupia. Cały tekst siliłeś/siliłaś się na potęgowanie różnic między klasami społecznymi, miało to pewnie swój powód. Wydaję mi się, że gruby szlachcior symbolizuje(tu niespodzianka) szlachtę, kelner Antoni to zaś flagowy przykład plebsu. Czyżby chodziło o to, że rewolucja międzykastowa niesie za sobą niewinne ofiary? :0 Pasowałoby nawet, miałem jeszcze drugą hipotezę, w której to “dama nad damami” to jakaś personifikowana postać Śmierci, ale… umarło w przedbiegach. :)

Eee… Tekst nie jest taką enigmą jaką, po przedmowie, się spodziewałem, że będzie. Oczywiście można pokusić się na interpretacje pokroju Jareda (brawo! nieźle wymyślane!), ale tak naprawdę zagadką jest sam finał. Który jest takim klasycznym wręcz niedopowiedzeniem – ot, urwany twist fabularny. 

 

Ale czytało się nieźle!

 

Pozdrawiam! 

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Po takiej przedmowie spodziewałem się czegoś więcej. ;)

Generalnie wielki plus za warsztat, bo czytało się naprawdę bardzo dobrze. Ładnie tworzysz zdania, metafory i te, eyy, te inne. Też są fajne. 

 

Niestety nie zaintrygował mnie tak bardzo, bym zaczął go rozkładać na części pierwszej i kombinować “a co autor miał tu na myśli?”.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Z największa chęcią powtórzyłbym za Kwisatzem, że nie czytam i tak dalej, ale nie mogę tego uczynić., ponieważ tekst przeczytałem przed komentarzami.

Dobrze i ładnie napisana scena. Rozkminiać? Chyba słowo po słowie, grupami po trzy lub cztery, bo zawsze coś do czegoś można podczepić, wyszukać jakieś powtórzenie tezy bądź postawienie antytezy – kto nie mam nic lepszego do roboty, niech siedzi nad opowiadaniem do świtu, ale nie w moim towarzystwie.

Zgodzę się z Kwisatzem – przedmowa wyjątkowo zniechęca do przeczytania tekstu. Niemniej – przeczytałam i, co więcej, nie żałuję.

Tekst jest ładnie napisany i (z wyjątkiem kilku nieco przydługich zdań) w zasadzie czyta się sam. Scena w barze przedstawiona jest opisowo z licznymi szczegółami, jednakże bez dłużyzn – brawo! Poza tym zastanawianie się nad możliwymi znaczeniami opowiadania było całkiem miłą rozrywką w drodze powrotnej z pracy i znacznie ograniczyło ilość wylgaryzmów, płynących z moich ust w stronę samobójczych rowerzystów.

Co do interpretacji opowiadania – poza dosłownym rozumieniem, biorąc pod uwagę motto zamieszczone przez Autora (”Najważniejsze jest nie to, co widzisz, lecz to, co ci się wydaje, że widzisz”) przychodzą mi do głowy przynajmniej dwa inne znaczenia:

– naćpany terrorysta przeprowadza atak na obładowany turystami samolot;

– koleś na psychotropach siedzi w poczekalni Ostrego Dyżuru i pod wpływem halucynacji zabija pieska jakieś wannabe-celebytki.

 

Hmm... Dlaczego?

To wedle kolejności.

Finkla – właśnie to jest tak, że zachęcam tutaj do szukania, co się tutaj stało i dlaczego, a nie oddawanie mi pola do wyjaśnień. Jako autor zostawiłem kilka furtek do rozwiązania tej historyjki, a nawet trafiły się takie nieświadome. Mam odczucie, że po prostu nie chcesz podjąć się “śledztwa”. Okej :)

Mr_D – ten mniej sensowne interpretacje wcale nie muszą być nieprawdziwe :D Zachęcam do zabawienia się w detektywa (no, z zauważeniem, że padł strzał, nie wiemy kto jest ofiarą: są cztery potencjalne możliwości)

Śniąca – czekam, tylko nie przyśnij ;)

Kwisatz – źle zrozumiałeś intencję przedmowy. Nie bronię tego literacko, bo to jest taka wprawka, jakby zagęszczony gniot. Po prostu uprzedzam, że to nie jest tekst “do czytania”, a tekst “do uwypuklenia”, jak dużo informacji czytelnik potrafi pominąć podczas lektury (oraz do refleksji, że każdy człowiek inaczej odbiera to, co postrzega). Dlatego jest tak króciutki, a z drugiej strony tak wiele elementów się tutaj pojawia (i może być różnie odczytanych). Do tego wszystkiego przedmową chciałem wyrazić, że przeczytanie tekstu to za mało – tu chodzi o podjęcie “śledztwa”, poszukiwań, czemu ten Antoni zachowuje się, jak się zachowuje i co właściwie się stało – bo zakończenie otwarte. Dlatego zachęcam :)

Belhaj – “psiakrew” to przekleństwo, trochę jak “cholera”. Ktoś to krzyknął – nie jest podpisane czy “dama nad damami”, czy Antoni, czy ktoś z tłumu. Owszem, to pies mógł być ofiarą, ale to wydaje się najmniej sensowne – choć tu też można doszukać się dwóch wyjaśnień. No, zachęcam, zachęcam do opisania kolejności wydarzeń i motywacji do działania.

Jared – o! to podejście mi się podoba, do podjęcia wyzwania! Rysujesz dwie teorie, ale żadna nie jest wyczerpująca. 1. konflikt klas, czyli nieskazitelnych szlachciorów i prostego plebsu zebranych w miejscu eleganckim a jednocześnie pokalanym “burleską”, wyuzdaną i prowokującą. Ale z tymi niewinnymi ofiarami to trochę chyba nieuzasadnione, w każdym razie pierwszy raz słyszę. Dlaczego “dama nad damami”, owa piękność, miała by być niewinna (rozumiem to słowo przez “przypadkowa”), skoro Antoni właśnie jej szukał? 2. Z tą śmiercią to znakomita myśl. I wcale końcówka jej nie kładzie. W końcu kto krzyczy “psiakrew”? Zakładając, że to ktoś z tłumu, to należy rozumieć, że ten ktoś się przeraził. Może Antoni strzelił sobie w łeb (też można się zastanowić, czemu – i jest to w tekście) i przeczuwał śmierć (garnitur od przyjaciela-grabarza)? Podoba mi się ta druga droga myślenia, ale w pierwszej jest bardzo dużo racji –> choć to jeszcze niekompletna wizja.

Nazgul – czyżby nie jest? :) To powiedz, co się tutaj stało (to kwestia urwanego zakończenia) i dlaczego (to kwestia całego tekstu). Zobaczysz, że jednak jest tu sporo możliwości, sporo zagadek.

Elanar – autor miał na myśli to, co już powyżej napisałem. Ukazanie czytelnikowi, jak wiele omija. A tak dokładniej: ten tekst napisałem na użytek ćwiczeń z maturzystami, którzy dostając fragment tekstu muszą scharakteryzować bohatera, relacje, tło czy co tam jeszcze komisja wymyśli. Na podstawie tego krótkiego tekściku bawiliśmy się w wyszukiwanie jak wiele dają nam niedopowiedzenia czy pojedyncze wskazówki typu “zobowiązał się do sprawy romantycznej” – co nie jest jednoznaczne: a) może to kwestia serca, romansu b) a może to kwestia poświęcenia się dla większego dobra – motyw powszechny w romantyzmie.

Sprawa z tym tekstem polega na postawieniu tezy i jej bronieniu, podobnie jak na wypracowaniu maturalnym. To nie musi być tylko opowiadanie, a obraz, relacja kumpla, snucie anegdotek o swoim życiu przez starszą panią – wszystko, na co należy zwracać uwagę i z czego można wyciągać wnioski, a potem ich bronić. Z młodzieżą wychodziło do znakomicie (chyba nie mieli wyboru, skoro byli na korkach), ale tu widzę, że fantaści dość leniwi są ;) Albo inaczej: nieprzyzwyczajeni dla takiego rodzaju “zmagań”. Stąd przedmowa.

AdamKB – właśnie po przedmowie powinieneś porzucić czytanie. Takie postawy chciałem odstraszyć przedmową, bo szkoda Twojego i innych czasu dla kilku lepiej lub gorzej napisanych metafor. Nie o nie tutaj chodzi. Widocznie, nie wyraziłem się zbyt jasno – muszę poćwiczyć nad wstępami, ich przejrzystością ;)

Drewian – rozłożyłaś mnie na łopatki wizją ćpuna!!!!!!!!!!!!!!! :D to takie przecudowne, że chciałbym się pod tym podpisać :D faktycznie, ten burleskowy pokaz i spadający samolot! (realnie to było tak, że opisałem burleskę, na której byłem, a samo wykorzystanie wyuzdanych pokazów miało posłużyć stworzeniu miejsca “styku” elegancji i prostoty-niskich potrzeb).

Ale nieee. Dziwi mnie – to może właśnie kwestia niechęci do podjęcia zabawy-poszukiwań – ale jeszcze nikt nie dotknął takich najbardziej oczywistych rozwiązań.

I dziękuje wszystkim tym, którzy przeczytali i wyrazili swoje wrażenia. Zapraszam też do kontynuowania dociekań – ja, jako autor, nie mam żadnej wersji wydarzeń. Po prostu pytaniami chciałbym wskazać/ukierunkować czytelnika na pewne elementy potwierdzające lub sprzeczne z jego teorią.

I najlepsze są takie interpretacje, których jeszcze nie słyszałem i nigdy bym na nie nie wpadł :) Może ktoś z Was mnie jeszcze zaskoczy.

 

Aktualne zebrane wersje wydarzeń:

1. Antoni wbija do knajpy, jest bardzo zestresowany, przeczuwa śmierć, personifikuje ją (na “damę nad damami” nie zwraca nikt uwagi, poza tym jest piękna i zimna jak kosmos), wyciąga spluwę i strzela prawdopodobnie do siebie. (Jared z moim drobnym rozwinięciem)

2. Wizja ćpuna, który niewiele ogarnia z tego, że właśnie się rozbija. Wniosek z “pokazu”. (Drewian)

3. Konflikt klas (Antoni jako przedstawiciel plebsu) i śmierć kobiety (z wyższej klasy) jako… ??? no właśnie, trzeba tu rozwinąć, o co może chodzić w tej relacji Antoni-kobieta i “obietnicy którą złożył tylko stryjowi” i ogólnie o samym Antonim, kim on jest i czym w życiu się zajmuje. (Jared)

4. Antoni zastrzelił pieska, ponieważ ??? i tu do rozwinięcia, bo możliwości są przynajmniej dwie  na dwie różne wersje wydarzeń (Finkla i belhaj).

(no, z zauważeniem, że padł strzał, nie wiemy kto jest ofiarą: są cztery potencjalne możliwości)

Tylko cztery? Przecież knajpa pełna ludzi. Padł strzał? Rozpatrywałam także opcję, że pociągnął za spust, ale broń nie wypaliła i dlatego zaklął.

Tak, wymiguję się od śledztwa. Za mało danych. Nie potrafię nawet określić, kiedy akcja się dzieje – arystokracja zmieszana z plebsem, ale jeszcze do tego nie przyzwyczajona. To by sugerowało moment tuż po jakimś przewrocie, rewolucji. Ale arystokracja jeszcze ma pieniądze, więc nie kraje komunistyczne. W innych takie przemieszanie nastąpiło chyba po którejś wojnie światowej, ale prosty robotnik zna pojęcia związane z astronomią? Nieee, to się kupy nie trzyma. Albo Autor dał ciała, albo jakaś historia alternatywna. Właściwie tylko opcja z ćpunem (niegdyś studiującym historię i hobbystycznie zajmującym się astronomią) nie zostawia luk. Nie wiem, kiedy tę wiedzę o mgławicach zaczęto serwować w szkołach podstawowych, nie wiem kiedy w muzyce zaczął się swing…

Babska logika rządzi!

Podejmę śledztwo nie w tekście, a w przedmowie.

 

1. Opowiadanie wymaga skupienia – wiele metafor i innych “przykrości”

A więc od początku – jeśli tekst jest wypełniony metaforami po brzegi, jasne, że wymaga skupienia. Ale powinno się ono włączyć zaraz po zapoznaniu z naturą tekstu. W powyższym brzmi to niemal jak:

 

  1. Mam posiadłość wartą miliard dolców –  wiele basenów i innych “takich tam”.

Co jeśli nie jest to posiadłość warta miliard dolarów, a ładnie ubrana “speluna”? Ale nie mogę powiedzieć, że speluna, bo w innym wątku zabezpieczyłeś się:

 

“krytyką nic nie rozumiejącego głupiego czytelnika”

No więc wyjdzie, że ja się na architekturze nie znam! I aż ocieka samozachwytem, co mnie mierzi – rozumiem, cieszyć się z dzieła, z faktu, że piszesz lepiej niż 99,9% ludzi na świecie, super. Ale nazywanie swojej nieumiejętności sformułowania czytelnej myśli, głupotą czytelnika, jest głupotą.

 

Lecimy dalej.

 

1. Opowiadanie wymaga skupienia – wiele metafor i innych “przykrości”

Naprawdę uważasz, że na forum stricte literackim metafory i owe “przykrości” są nie na miejscu? To z kolei zrozumiałem tak:

 

  1. Opowiadanie wymaga skupienia (ignorancie) – wiele metafor (wygoogluj sobie, jak nie wiesz co to znaczy) i innych “przykrości” (dla takiego pustołba jak ty)

Dalej:

3. Jest napisane dla “rozkminy, pobudzenia szarych komórek i szukania szlaków interpretacyjnych”. Ukazania, jak wiele czytelnik potrafi ominąć podczas lektury. To trochę takie “śledztwo”, z którego wnioski wypada obronić :)

Zapraszam też do kontynuowania dociekań – ja, jako autor, nie mam żadnej wersji wydarzeń.

Że jak? To tak, jakbyś wrzucił igłę do stogu siana i powiedział “bawcie się dobrze”.

 

4. Po lekturze konieczne jest zadanie sobie pytania i poszukiwanie odpowiedzi (najlepiej w komentarzach, by wywołać dyskusję), co tak właściwie się tutaj wydarzyło i dlaczego? Coś dla  wszystkich Sherlocków.

Instrukcja obsługi czytania? 

 

Nie wątpię, że nie miałeś złych intencji, ale mam też nadzieję, że rozumiesz, dlaczego niektórych Twój opis irytuje. To tyle, dobranoc.

 

 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kwisatz – niepodważalne masz prawo do swojej opinii, jednak nie powinieneś wyrażać jej w pierwszej osobie liczby mnogiej.

Nie podjąłeś gry – w porządku. Jednak pisz we własnym imieniu, nie “niektórych”. Tyle samo uwagi poświęcam każdemu komentarzowi. Z Twoich słów jasno wynika, że odczytałeś moje intencje całkowicie inaczej, niż to sobie założyłem. Dlatego w tym punkcie należy poprzestać, bo to nijak nie tyczy się tekstu.

 

Finkla – swing zaczął się bodaj w latach 20. XX wieku. Burleska zyskała na popularności jakoś podobnie, z tego co dawno temu sprawdzałem. Rewolucje i mieszanie się klas miały miejsce w różnych czasach w różnych miejscach na świecie, a w przyszłości pewnie także się zdarzą (bo czemu zakładasz, że to jest przeszłość?). Narracja nie jest oparta na barkach Antoniego, zwykłego robotnika. To nie są jego porównania. Narrator wszechwiedzący krąży po sali, skupiając uwagę na tej postaci i ukazując pewne obrazki tła (w tym zauważony przez Jareda konflikt klas). I tak, od początku do końca dzieje się to w świecie fikcyjnym, ale z wymieszanymi elementami znanych nam rzeczywistości. Co do luk – nie znasz wersji “wszystkich”, stąd nie możesz (jako: nie masz prawa) pisać, że inne, te nieopisane jeszcze, posiadają dziury.

Przynajmniej cztery możliwości celu-ofiary :) ta “czwarta opcja” jest pomyślana jako “ktoś z tłumu”. 1. samobójstwo 2. kobieta 3. piesek 4. ktoś z tłumu / przy czym do tłumu należą bijący się, goście jak i obsługa lokalu – choć opcja czwarta nie ma żadnego uzasadnienia w tekście (jedynie kwestia chybionego strzału). W sumie… w sumie to może być i numer “5”, znaczy się w sufit –> dla skupienia na sobie uwagi przed dokonaniem wielkiego “czynu” / dla wywołania popłochu (różnie można to zaargumentować i coś jeszcze wymyslić w tym miejscu).

I tak, strzelił, strzał padł (czas przeszły czasownika). Jakbym chciał w tym momencie wsadzić jeszcze jedną możliwość interpretacji (tj. nie “wystrzelił, a ktoś/on bluzgnął”) to napisałbym “nacisnął na spust”.

Odpowiedź, skierowana do mnie, nie na temat, moim zdaniem. Sprawdź. Napisałem, że jeśli nie pojedyncze słowo, to dwa, trzy już mogą być odniesieniem, aluzją i te de – jak nie do Kafki, to do Byrona, dopisz sobie, kogo chcesz, głębiej grzebniesz to i u Conrada znajdziesz coś pasującego – a ja nie będę się w tropiciela zabawiał, bo mam takie zabawy w przeszukiwanie tysięcznych tropów za stratę czasu. Wstępy powinny mnie powstrzymać od czytania? Nie, Kolego. Nie wstępy. Wnioski po przeczytaniu, ale wtedy już za późno, lektura dobiegła końca… :-) :-)

Na marginesie dodam, że sztuczkami interpretatorskimi można arcydzieło z postumentu zwalić i podeptać, chałę na pomniki wywindować. Taki dualizm kwantowy na poletku literatury… :-) :-)

jeszcze nikt nie dotknął takich najbardziej oczywistych rozwiązań.

Kurczaki! Że też o tym nie pomyślałam! Oczywiście – Antoni jest dalekowidzem i na odległej ścianie baru zobaczył poniższy obrazek. Potem, jak możecie sobie wyobrazić, pozostało mu tylko strzelić sobie w łeb…

Hmm... Dlaczego?

Jest rano, więc bądź litościwa dla głupich teorii starego J. ;D

 

To jakiś bal w Czyśćcu. Arystokraci to dusze już oczyszczone, przez co mające dostęp do kręgów niebiańskich, są jednak pełne pychy i z pogardą patrzą na dusze “nieoczyszczone”(plebs). Kłóciłoby się to z koncepcją idealnego nieba, ale ja w takie nie wierzę, no by czy sam Lucyfer nie był kiedyś pupilkiem swego Stwórcy? Wydaję mi się, że Czyściec został upolityczniony, a nasz killer jest tu agentem piekła, który ma za zadanie utrudnić duszom oczyszczenie. I swój cel osiągnął. Wydaję mi się, że chciał wzbudzić poczucie winy w duszach obu wariantów, wyłamując wyrwę “w politycznych zabezpieczeniach nieba”. Gdyby się jeszcze okazało, że było to samobójstwo, to można by zmodyfikować teorię tak, że niedoszły morderca sam jest nieoczyszczoną duszą, która się “poddała”(zabiła) i dobrowolnie skazała na piekło. Ta dama zaś to jakiś wysłannik nieba, który utwierdza dusze w przekonaniu, że warto trafić na świetliste peryferie Pana. (utwierdza w tym sensie, że jest zjawiskowa przez co wywołuje pragnienie dołączenia do tak pięknych istot) ~ inspirated by your avatar, pozdrowionka. :)

Hmm…

Mnie również wstęp zirytował, ale nie będę się nim przejmowała dłużej niż chwilę. Nigdy nie twierdziłam, że posiadam umiejętności wydłubywania odniesień i metafor, więc nawet jeżeli okażę się tym „głupiutkim czytelnikiem”, nie będę się przejmowała.

I kiedy już zamknęłam tę część „imprezy”, faktycznie w głowie urósł mi pewien obraz. Tak pompatyczny i zabawny, że aż go wyłożę. :D.

Najpierw jednak: jak odczytałam pojedyncze symbole.

Bal/raut – obecne czasy, życie w naszych obecnych realiach geopolitycznych, międzynarodowych, politycznych etc. etc.

Bogacz – symbol top listy gospodarki, właścicieli naszych konsumpcyjnych żołądków i sumień – kapitalizm w najwyższej formie.

Kelner – druga strona barykady. Biedota, która nie może pozwolić sobie na życie, ale z uporem maniaka odziewa się w białe mundury służby pieniądzu – w nadziei, że kiedyś stanie się elementem świata bogatych.

Burleska/występy – idealny opis konsumpcyjnego charakteru naszej codzienności. Nieprzytomne bale, które w tle mają zamachy terrorystyczne. Mogę nawet śmiało założyć, że data zamieszczenia tekstu też mogłaby grać tutaj sporą rolę. Najciekawszym w tym dla mnie jest ta prawdziwość ciągu wydarzeń: zabawa – WTC – chwila ciszy i ciemności, w której pies kradnie żarcie (cudne! Oczywiście jeżel ktoś złapie to w tym kontekście co ja) – i znów szaleńcza zabawa.

Stryj – biorąc pod uwagę resztę moich odczytów, nieodparcie kojarzy mi się z Wujkiem Samem, Amerykanie składają obietnicę wujkowi Samowi, prawda? Kochają go, jego wykładnię wolności.

Antoś – pojedynczy człowiek, który nie nawykł do „balu/rautu”, nie rozumie go. Człowiek, który przyobiecał stryjowi (Uncle Sam), dotrzymać obietnicy. Chronić wolność. Porywa się na czyny, które go przerastają, wpełza w obce mu miejsce, by wyrazić sprzeciw, dokonać czynu, który wszystko zmieni.

Dama – wolność sama w sobie. Sennie przyglądająca się wszystkiemu, wzbudzona kiedy, ktoś rusza do boju w poczuciu jej obrony, znudzona odchodzi, kiedy okazuje się, że to tylko dwie barykady konsumpcji okładają sobie ryje, mając ją w rzyci.

 

I w końcu strzał.

Tu można by wpasować wiele zakończeń, ale do mnie w świetle tego, co sobie ubajałam, trafia jedno: Dama ginie.

Bo z reguły szalone, dyktowane ideą czyny mordują to, co chcemy uratować najbardziej.

 

Uff. Chyba jestem pokręcona nieco. :D

 

Jared – akurat i nick i avatar są z mitologii i dla nawiązania dla pewnej znanej bardzo postaci, wzoru, rzecz można ;) Także nic wspólnego z opkiem nie mają.

Rozwinąłeś bardzo ciekawą koncepcję, która może uzasadniać i kosmiczne odwołania (niebo, Układ Słoneczny), i zabawę, i pomieszanie każdego rodzaju człowieka (tak ekonomicznie “każdego”), a nawet obecność śmierci, jej przeczucie i stres odczuwany.  To może nawet swoiste “przejście” Antoniego. Jak dla mnie bardzo fajnie uzasadniona, choć oparta bardziej o “całość” i wrażenia. No i odlot straszny laugh Ale mnie się podoba, bo nie jest pozbawione sensu! Jeszcze tego nie słyszałem!

Riboq – Twoja interpretacja przerosła wszelkie dotąd przeze mnie usłyszane. Jednak po kolei: faktem jest, że 9/11 dla wrzucenia tekstu było całkowicie przypadkowe. Co tylko pokazuje, jak to, o czym aktualnie myślimy czy aktualnie jest obecne w mediach (współtworzących nasz obraz świata) ma wpływ na to, jak możemy odczytać informacje. W sumie idąc tym tropem, gdyby w tekście znalazło się słowo o “przybyszu”, to pojawiły by się pewnie jakieś interpretacje związane z kwestią uchodźców z Bliskiego Wschody/Afryki.

Ale dalej: bardzo mi się podobają wnioski na temat kolejnych postaci. Stryj to brat ojca, a naturalnie bliżej jest synowi do ojca, niż do stryja, nie tak? Więc dlaczego tam nie ma “ojca” a jest “stryj”? Ty wychwyciłaś to “podkreślenie”, brawo :) Wyciągnęłaś z taki wniosek, że o ja cię! przerosło moje wszelkie zamiary, jak to czasem zdarza się z tym, co się stworzy (jak to mawiał Jacek Kaczmarski: dzieło jest mądrzejsze od autora). U Ciebie “wujek Sam” oraz katastrofa lotnicza (też przypadkowo się tu pojawia – na takim akurat pokazie burleski byłem, opisałem co widziałem) są wytrychem do interpretacji, która ma ręce i nogi. Fajny wniosek na temat wolności i działania by ją chronić takim “aktem szaleństwa”. To tak jak z brakiem idealnego systemu, jak z demokracją: jest super posiadać pełnię praw itd, ale żeby obywatele byli bezpieczni, to ich podsłuchujemy, co jest pogwałceniem tych praw.

A wychodząc jeszcze od tego “stryja”. Słyszałem taką interpretację: stryj to brat ojca, czyli ojca nie ma. Blisko tego zdania pojawia się przyjaciel-grabarz (co kojarzyć można ze śmiercią czy niedawny pogrzebem). Antoni jest “uciśnionym fabrykantem”, kobieta jest ważną, najważniejszą z dam, otacza się wianuszkiem starych dziadów (te łyse głowy, świecące jak gwiazdy/księżyce), starych, czyli pewnie należących do tej “starej”, bogatej klasy (dorobkiewiczami są młodzi). Tym samym kobieta może być dyrektorką fabryki, w której pracuje Antoni lub rodzina Antoniego, w tym jego ojciec. Kto wie – może ten wyzysk doprowadził do tego, że ojcu coś się stało (dlatego jest podejrzanie nieobecny w tej historii), a Antoni upatruje winy w tej kobiecie i kieruje się do restauracji tylko i wyłącznie dla osobistej zemsty? Być może obietnica złożona stryjowi dotyczy wypełnienia tej zemsty (a ta osobista zemsta może stać się iskrą zapalną dla konfliktu obu stron, między którymi i tak już kipi – ileż to było takich “drobnych” iskierek, które doprowadziły do wojen?).

Inna rzecz to ta “sprawa romantyczna”. Antoni poza osobistą zemstą może planować początek przewrotu, czyli ma podwójną motywację do morderstwa (a czy to się udaje – nie wiemy, też możemy różnie dopowiedzieć, co się tam stało). Ale to tak, jak mówił Nietzche (bodaj w Antychryście): “Ten, kto wie dlaczego, poradzi sobie z każdym jak”, czyli jak to się odbyło dalej, jak to się stało schodzi na odległy plan.

Drewian – zostałaś moją królową grafik :D

Przeczytałam. Rozkminiać nie będę.

 

Wra­że­nie ko­nio­wa­to­ści po­tę­go­wał uśmiech żół­ta­wych zębów… – Od kiedy zęby się uśmiechają?

 

Przez te kilka roz­cią­gnię­tych se­kund wpa­try­wał się… – Przez tych kilka roz­cią­gnię­tych se­kund wpa­try­wał się

 

Jesz­cze nie mógł sobie ro­ścić praw ku ce­le­brze i za­chwy­tom… – Można rościć sobie prawa do czegoś, nie można ku czemuś.

 

Mu­zy­ka za­swin­go­wa­ła. – Muzyka nie swinguje.

 

Świa­tła bły­snę­ły w dia­men­to­wych kol­czy­kach wład­czy­ni an­to­sio­we­go nieba… – Świa­tła bły­snę­ły w dia­men­to­wych kol­czy­kach wład­czy­ni An­to­sio­we­go nieba

 

wy­pro­sto­wał się, za­nu­rzył rękę z chust­ką w poły ma­ry­nar­ki… – Chciałabym zobaczyć, jak zanurza się rękę w poły.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam w końcu przed chwilą, bo cały weekend miałam zajęty, w komputer zaglądałam tylko przy przerwach na posiłki.

Chwilę się zastanowiłam. Wróciłam do pewnych fragmentów, ale ponownie stwierdziłam, że nie docierają do mnie. Były momenty, gdy czytało mi się dobrze, rejestrowałam metafory, ozdobniki, detale. Były jednak fragmenty, gdy gubiłam się w nich, bo już mnie to wszystko męczyło. 

Nie jestem dobrym detektywem, do tego czuję się zmęczona myśleniem i wymyślaniem (za dużo ostatnio na siebie wzięłam zadań i taki jest efekt) – po prostu więc wyznaję, że mi się nie chce myśleć nad przekazem tekstu i rozkminiać, co które wyrażenie mogłoby oznaczać.

Mam nadzieję, Sirinie, że nie sprawiłam Ci tym wyznaniem dużej przykrości.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Właściwie mogłabym się podpisać pod komentarzem Śniącej. Nie podejmę wyzwania. Od siebie dodam, że czytałam ten tekst jakoś zaraz po publikacji, dałam sobie trochę czasu na przemyślenie, ale przerwa nie wpłynęła specjalnie korzystnie na moje zdolności interpretacyjne w tym przypadku. Chwilami język opowiadania wydał mi się trochę męczący. 

Nowa Fantastyka