Słyszę dzwonek budzika. Otwieram oczy i wyłączam go. Patrzę na godzinę. Jest piąta czterdzieści rano. Gdybym tylko dorwał człowieka, który wymyślił tak wczesną godzinę. Siadam na łóżku i rozmasowuję skronie. Boli mnie głowa. Słyszę jak na moją komórkę przychodzi SMS. Zakładam okulary i biorę komórkę do ręki. „Złaź na dół, czekamy”. Wiadomość przysłał mój przyjaciel. W tym momencie, mam ochotę zacytować Juliana Tuwima i wrócić do łóżka. „Całujcie mnie wszyscy w dupę”. Ten Tuwim to był mądry gość. Odrzucam telefon i idę do łazienki. Staję przed lustrem i widzę niewysokiego, wychudzonego chłopaka. Muszę się ogolić. Włączam prysznic i myję się. Chwilę później suszę mokre włosy. Znów staję przy umywalce. Biorę do rąk golarkę i szybko, niedokładnie się golę. Zawsze dbałem o higienę jamy ustnej. Myję więc zęby i słyszę, jak ktoś dzwoni na mój telefon. Zęby umyte, ubieram się. Wchodzę do pokoju i ubieram na siebie za dużą, zieloną koszulkę i bojówki. Zakładam na szyję pacyfke. Znów dzwoni telefon. Odbieram go i pytam.
- Czego?
– No schodź. Już trzeci autobus nam uciekł - mówi Alan.
Alana znam bardzo długo. Nie wiem nawet jak długo. Ale jakie to ma znaczenie?
-Spieszy ci się gdzieś? - pytam.
- No do szkoły - mówi Alan.
- Pieprzysz. Czekaj grzecznie na dole, zaraz zejdę - odpowiadam i rozłączam się.
Wkładam do torby książki, które leżą na biurku. Może to i nie są te, które są dzisiaj potrzebne, ale jakoś to przeżyję. Ubieram buty i na pożegnanie budzę kota. Nie będzie sierściuch wypoczywał, skoro jego właściciel nie może. Zamykam drzwi na klucz i schodzę na dół. Przed drzwiami stoi Alan. Jest wyższy ode mnie prawie o głowę. Ma krótkie blond włosy i niebieskie oczy. Wręcz idealny przedstawiciel rasy aryjskiej. Hitler byłby zadowolony. Tylko ubrać go w niemiecki mundur, dać karabin do rąk i idealny SSman. Zaraz obok mojego kochanego nazisty stoi jego znajoma, a moja przyjaciółka. Ma na imię Alma. W dość nietypowy sposób farbuje włosy. Wbrew pozorom zielony to nie jest normalny kolor. Ma żółte oczy, ale to przez soczewki zmieniające kolor tęczówki. Jest naprawdę ładna.
- Cześć - mówię.
- No cześć. Nie mogłeś się dłużej grzebać? - pyta Alan i podaje mi rękę.
- Mogłem, ale uznałem że zaszczycę nauczycieli moją obecnością na pierwszej lekcji - mówię i ściskam jego rękę.
Całą trójką idziemy na przystanek. W czasie drogi żadne z nas się nie odzywa. Stajemy na przystanku. Opieram się o szybę, Alma siada na ławce, a Alan sprawdza o której jest najbliższy autobus.
- No ku…. - przejeżdżający samochód zagłusza jego przekleństwo.
- Co jest? - pytam.
– Cholerny autobus jest za pół godziny - mówi Alan.
Podchodzę do rozkładu. Ten geniusz patrzył na zły autobus. Nie ma to jak inteligentny przyjaciel.
– Nasz autobus jest za jakieś dwie minuty. Spojrzałeś na zły numer przyjacielu - mówię.
Alan robi się czerwony. I prawidłowo. Wstydź się. Siadam obok Almy i pytam.
- Jak tam?
– Chu…. - przejeżdżający samochód tym razem zagłuszył jej przekleństwo.
- Dlaczego? - pytam.
- Bo musiałam wstać o piątej rano, żeby zdążyć po ciebie podejść - A prosił cię kto, żebyś przyszła? Nie musiałaś. Gdyby nie fakt że cię tak mocno kocham, to nawrzucałbym ci.
Patrzę przed siebie. Słyszę nadjeżdżający autobus. Wstaję, autobus zatrzymuje się tuż przed nami. Wsiadamy, wszystkie miejsca są zajęte przez uczniów jadących do szkoły. Podchodzę do jednego z nich i mówię.
- Zrób miejsce mojej koleżance - nie zrobisz tego to ukręcę się łeb. Obiecuję.
Chłopak patrzy na Almę po czym odpowiada.
– Mowy nie ma.
Tak? Jak chcesz.
- Alan możesz podejść? - pytam przyjaciela.
Tuż obok mnie staje mój nazista.
- Słucham Kaoru - mówi Alan.
Tak. Kaoru. Tak mam na imię. Nie śmiej się. Sam nie masz lepszego.
- Więc, Alanie, kolega uważa, że nie musi ustąpić miejsca Almie. Widzę tu pewien nietakt, mógłbyś mu go wytłumaczyć? - pytam.
- Oczywiście - mówi Alan i staje przed chłopakiem. - Rusz się - mówi.
- Nie ma mowy - odpowiada chłopak. Aa widzę, jak bledniesz chłopaczku. Rusz się.
– A może jednak byś ją puścił? - pytam i przysuwam się do niego.
Chłopak zaczyna się trząść. No, o to chodzi. Wiesz już, że nie masz z nami wielkich szans.
- A całujcie wy mnie w dupę - mówi chłopak.
Też czytuje Tuwima. Chyba. Może sam z siebie wpadł na ten pomysł.
– Możesz powtórzyć? - pyta Alan i schyla głowę, żeby lepiej go usłyszeć.
- Całujcie mnie w dupę. Nie puszczę jej - mówi chłopak.
I tu się mylisz parchu.
- Alan, pomóżmy mu w takim razie - mówię i biorę go za jedną rękę.
Alan łapie go za drugą i pyta.
- Co z nim zrobimy?
– Sądzę, że pomożemy mu wysiąść - mówię i nachylam się do chłopaka.
- A ty ciesz się, że szlachta pomaga ci wyjść z autobusu - nie, nie jesteśmy szlachtą. Ja po prostu mam się za lepszego od nich. Przy mnie to jest chłopstwo, a ja przy nich szlachtą. Nie uśmiechaj się. Ty też jesteś chłopem.
- Ale mój przystanek jest dopiero za osiem kilometrów - mówi cicho, przestraszony chłopak. Tu również się mylisz.
- Nie wydaje mi się. Zobacz, twój przystanek się zbliża - mówię i podnoszę go razem z Alanem. Podchodzimy z nim do drzwi. Autobus zatrzymuje się, nikt nie wchodzi do środka.
- Żegnaj przyjacielu. Bóg z tobą - mówię i wyrzucamy chłopaka z autobusu.
Nie wierzę w boga. Jestem ateistą. Nie lubisz mnie ? Spokojnie, ja ciebie też nie. Ale mojej opowieści nie skończę. Wracamy z Alanem do Almy. Już zdążyłaś zasnąć ? Mój boże, nieco szybko. No dobra, obudzimy cię na naszym przystanku. Staję przy niej i patrzę za okno. Czuję jak Alan szturcha mnie łokciem. Czego chcesz?
– Słucham przyjacielu - mówię i patrzę na Alana.
Alan pokazuje palcem na dziewczynę na drugim końcu autobusu. Jest nieco wyższa ode mnie. Czemu ja muszę być taki niski? Ma długie, brązowe faliste włosy. Jeśli znasz lepsze określenie na taki rodzaj włosów, to sobie wstaw geniuszu. Z tego co widzę to ma również brązowe oczy i jest nieco opalona.
- No faktycznie. Dziewczyna - mówię i znów patrzę przez okno.
- Jak sądzisz mam u niej szanse? - pyta Alan. A nie jest zbyt żydowska, mój ty Hitlerciu?
– Skąd ja mogę wiedzieć? - pytam. - Jeśli nie ma spaczonego gustu lub jest jako tako normalna, to nie masz żadnych. A wygląda na normalną - mówię.
Tak naprawdę, nie wierzę w coś takiego jak normalność. Każdy człowiek jest inny, w stosunku do ludzi nie powinno używać się określenia normalny. Normalny to może być, na przykład autobus. Wolny, wielki, przepełniony. Taki jest normalny autobus.
- Kaoru, czemu ty zawsze musisz być taki złośliwy? - pyta Alan. Ja złośliwy? Nie przesadzasz?
– Taki już mam charakter. Idź, zobacz. Może masz jakieś szanse, choć osobiście w to wątpię - mówię. Może ci się wydawać, że go nie lubię, ale to nie prawda. To po prostu przyjacielskie czułości. Byłbym w stanie rzucić go w ogień. Nie źle ! Ja byłbym w stanie rzucić się ZA nim w ogień, nie JEGO w ogień.
– Kaoru, idź dowiedz się, czy lubi takich jak ja. Potrafisz rozmawiać z ludźmi. Zwłaszcza z dziewczynami. Proszę, stary - mówi Alan. Ach, jak ja uwielbiam gdy mnie o coś proszą.
- Dobra - mówię i idę w stronę dziewczyny. Staję obok niej i uśmiecham się.
- Dzień dobry - mówię.
- Dzień dobry - odpowiada dziewczyna. Patrzę jej w oczy i zaczynam mówić.
- Przydarzyła mi się dzisiaj ciekawa rzecz. Od samego rana mam zły nastrój, tylko wpadam w kłopoty. Gdy wszedłem do autobusu, nie było lepiej. Aż w pewnym momencie, zauważyłem wspaniałą istotę. Anioła, który sprawił że moje smutki i troski zostały rozwiane - mówię nadal patrząc jej w oczy. Jeśli te teksty zadziałają, to mocno się zdziwię. - Pozwól że się przedstawię. Nazywam się Kaoru. A jak tobie, na imię mój aniele? - pytam. Słodki Jezu, ona się czerwieni. Czyżby zadziałało?
– Kiliana - mówi dziewczyna i odwraca wzrok. Czuję że się wstydzi.
- Miło cię poznać Kiliana - mówię. Dobra dość.
– Dobrze, wybacz ten wstęp. Widzisz tego mężczyznę? - pytam i wskazuję palcem na mojego aryjskiego przyjaciela.
- Widzę. Co z nim? - pyta zaciekawiona dziewczyna przesuwając głowę, która znajduje się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Hmmm…. Fajny szampon. Świetny wręcz. Dawno nie czułem czegoś takiego. Jaki to zapach ? Kurde znajomy, ale jakoś nie potrafię sobie przypomnieć. Ale zaraz, o czym to ja? A tak.
- Więc to jest mój przyjaciel - mówię.
- Proszę wybacz mu, ale poprosił mnie, żebym cię z nim zapoznał. Jest strasznie wstydliwy. Spodobałaś mu się. Sam wstydziłby się o tym powiedzieć. Powiedz śliczna, lubisz romantyków? Takich którzy potrafią cię zawsze obronić, niezależnie od sytuacji ? Ludzi wygadanych, otwartych na innych? Nie chciałabyś mieć swojego wysokiego, blond rycerza, na białym koniu? - pytam.
Dziewczyna patrzy mi w oczy i mówi.
- No nie wiem. Przed chwilą widziałam jak wyrzucił z autobusu tego chłopaka. Wiem gdzie on miał wysiadać, a to trochę daleko. Niezbyt miły jest - A mnie nie widziałaś? Jak go teraz usprawiedliwi? Że też musiałaś spojrzeć, akurat w tym momencie.
- Widzisz dziewczynę śpiącą na siedzeniu, tuż obok niego? Tą zielonowłosą? - pytam.
- Widzę. Co z nią? - pyta zaciekawiona dziewczyna. Jeśli to podziała, to obiecuję, że będę milszy dla ludzi.
- Jest w ciąży, nie może się przemęczać - mówię. Jezu, co ja gadam? Alma wygląda na anorektyczkę, a ja mówię o ciąży ? Dziewczyna parska śmiechem.
- To było dość słabe kłamstwo. Jakbyś się bardziej postarał, to może by ci się udało mnie przekonać. A tak naprawdę, to czemu się sam o mnie nie postarałeś? - pyta.
- Słucham? - o czym ty bredzisz? Mnie się podoba Alma, a przy niej wysiadasz.
- No cóż, jak zacząłeś te gadkę o aniele i szczęściu, to byłam gotowa się w tobie zakochać. Jeszcze takie dwa, no może trzy kłamstwa i byłabym twoja. Dobry jesteś, naprawdę dobry - mówi Kiliana.
– Dziękuję. A jak będzie z nim? Nie chcesz go nawet poznać? - pytam. Dziewczyno, albo tak dobrze kłamiesz, albo faktycznie dałaś się nabrać na te pieprzenie o aniołach.
- W sumie mogłabym poznać. Ktoś taki jak ty, na pewno nie ma bardzo głupich, ani brutalnych przyjaciół - powiedziała. Jeszcze się zdziwisz. Może i w przypływach inteligencji, Alan przewyższa swoją spostrzegawczością piłkę lekarską, ale to niezbyt często się zdarza.
- No to chodźmy do niego - mówi Kiliana.
Podchodzimy do Alana i śpiącej Almy.
- Kiliana przedstawiam ci Alana. Alan, to jest Kiliana - mówię. Stary, nie spieprz tego! Daj radę, nie zwal naszej reputacji. Tak, mamy, w pewnym sensie, wspólną reputację. Rzadko zdarza się, żebyśmy osobno gdzieś byli.
- Miło cię poznać Alan - mówi Kiliana, uśmiecha się i podaje mu dłoń.
- Mnie… mnie…. - Alan nie może z siebie wypluć ani jednego zdania. Świetnie. Alan powiedz coś błagam.
- Mnie… również miło - mówi Alan.
– Słyszałam że podobno ci się podobam - powiedz coś mądrego przyjacielu, błagam cię.
- No… więc ja…. - Alan nadal ma kłopoty z wypowiedzeniem się. Deptam jego stopę, może to mu pomoże.
- Ja… ja…. Potrafię zjeść sześć arbuzów w pięć minut - mówi szybko Alan. Toś się popisał. Teraz na pewno masz u niej szanse. Ale, zaraz. Słodki Jezu, sześć arbuzów w pięć minut? Jak to możliwe? Kiliana wygląda na dość zdziwioną. Patrzy na Alana jak na wariata, po czym odwraca się do mnie i mówi.
- To jakiś wariat - ja bym powiedział debil. Dziewczyna pisze coś na kartce.
- Chyba jednak odpuszczę znajomość z nim. Ale ty zadzwoń do mnie, jak będziesz miał ochotę pogadać - mówi i podaje mi kartkę.
Biorę ją. Autobus zatrzymuje się, Kiliana wysiada starając się nie patrzeć na Alana. Drzwi autobusu zamykają się.
– Co ci strzeliło do głowy? Czym ty chcesz się przed nią popisać? - pytam. On naprawdę ma coś z głową.
- Wbrew pozorom, sześć arbuzów w pięć minut to sporo, nie sądzisz? Ma się czym chwalić. Chyba z taką ilością, byłby w stanie pobić rekord świata - mówi do mnie wysoki rastaman siedzący niedaleko.
– No sporo. Ale żeby opowiadać o tym dziewczynie, z którą chciał się umówić? Co ona mogła sobie o nim pomyśleć? - pytam się rastamana.
– Nie wiem. Może na niektórych robi to wrażenie. Ale za to widziałem, że tobie nieźle poszło - mówi rastaman.
- No tak. Ale wracając do ciebie Alan, stary miałeś ją jakoś komplementować - sześć arbuzów w pięć minut. Skąd mu to w ogóle przyszło do głowy ? Nie śmiej się, tobie na pewno zdarzyło się coś podobnego. Nie ? No może nie.
- Oj odpuść mu, nie radzi sobie chłopak z dziewczynami - mówi rastaman i podaje nam dwa skręty.
– Wypalcie sobie wieczorem, na rozluźnienie. Wtedy go dokładnie nauczysz co i jak - mówi i również wstaje. Podaje mi jakąś kartkę i mówi.
- Ładny jesteś. Jakbyś potrzebował miłego towarzystwa to zadzwoń - wysiada na przystanku.
Patrzę z Alanem na niego zdziwiony, spoglądam na kartkę. Jego numer. Chryste, ja to mam szczęście. Kobiety i mężczyźni się we mnie zakochują. Świetnie wręcz. Co będzie kolejne ? Pies ?
– Stary, on był jakiś dziwny - mówi Alan. Weź ty mnie nie denerwuj.
- Cicho siedź. Lepiej zastanów się nad tym, co odwaliłeś przed chwilą. A tak serio, z tymi arbuzami to prawda? - pytam. Naprawdę mnie to ciekawi. Ciebie nie?
– Tak. Kiedyś, jak byłem w sklepie, to trochę zgłodniałem. Później nieco mnie brzuch bolał, ale warto było - mówi Alan. Czy to w ogóle możliwe? Czyżby mój przyjaciel zaprzeczał jakimkolwiek prawom i potrafił zjeść więcej, niż pomieści jego żołądek? Czemu w tym świecie, absurd goni absurd?
Zbliża się nasz przystanek. Autobus zatrzymuje się i wysiadamy.
- Wyspałaś się ? - pytam Almę.
- Tak - odpowiada dziewczyna. To dobrze. Przechodzimy przez ulicę i wchodzimy do szkoły. Idziemy prosto pod klasę.
- Kaoru! - słyszę wołanie osoby, której dość mocno nienawidzę. Odwracam się i widzę wysokiego, muskularnego, łysego chłopaka.
- Czego? - pytam grzecznie. Tak, to jest grzecznie. Potrafiłbym mniej grzecznie się go spytać. Może kiedyś usłyszysz, ale nie teraz.
- Co tam słychać? Chcesz wpier…? - jego przekleństwo zagłuszył krzyk radości, stojącego niedaleko mężczyzny. Nie będziesz mi groził pajacu.
- No chcę. Może wreszcie mi go dasz, a nie bez przerwy tylko gadasz? - mówię.
Chłopak uśmiecha się do mnie i podnosi za kołnierz go góry. O tak, o to chodziło. Stąd mogę cię kopnąć w kilkanaście dość czułych miejsc. Więc co będzie pierwsze. Splot słoneczny? Krocze? Szczęka? Skroń? Wybieraj.
- Skoro tak bardzo się prosisz… - przygotowuje dłoń do uderzenia, a ja w tym czasie łapię go za rękę, którą mnie trzyma i zaczynam mu ją wyginać.
- Ej przestań Kaoru… to niebezpieczne - mówi przerażony chłopak i mnie puszcza. Może i nie był to potężny kopniak, ale zagrożenie złamanej ręki też dobrze podziałało. A co miałem zrobić? Dać się uderzyć? Teraz chociaż będzie wiedział że, ze mną nie ma żartów.
- Masz świętą rację kolego. To było niebezpieczne - mówię i słyszę dzwonek.
Wchodzimy wszyscy do klasy. Nauczyciel sprawdza obecność, po czym wywołuje mnie do odpowiedzi.
– Powiedz mi Kaoru, co to jest optyka? - pyta nauczyciel. To akurat łatwe.
– Optyka to dział fizyki zajmujący się światłem - odpowiadam.
- Dobrze. Co byś myślał, siedząc w słoiku? - pyta nadal nauczyciel. Słucham? Co to za pytanie? Ty tak serio?
– Zastanawiałbym się, co palił nasz nauczyciel przed lekcją - odpowiadam.
- Dobrze. Jak przeniósł byś górę, za pomocą łyżeczki - pyta nauczyciel. E…
– Nawet nie potrafię znaleźć odpowiedniego komentarza - odpowiadam.
- Dobrze. Ostatnie pytanie. Jaka jest różnica między kaczką? - no tego się nie spodziewałem.
– Niewielka - odpowiadam.
– Dobrze. Siadaj, piątka - mówi nauczyciel.
Wracam zdziwiony do ławki. Słodki Jezu, co to było? Skąd te pytania? Na cztery, trzy zupełnie niezwiązane z lekcją. Żadną. Dlaczego szkolnictwo musi tak wyglądać?
– Słyszałeś to? - pytam Alana.
- Tak - odpowiada Alan. I co? Tyle odpowiesz?
– I co o nich sądzisz? - pytam.
- Nic. Pytania, jak pytania - odpowiada Alan. W sumie racja. Ale czemu takie głupie ?
Nauczyciel wstaje i mówi.
– Dzisiaj przyjdzie do nas nowa uczennica - podchodzi do drzwi i otwiera je.
Do klasy wchodzi dziewczyna, którą wiedzieliśmy w autobusie. Jak ona miała na imię ? Koala ? Kurde, wyleciało mi z głowy.
- To Kiliana - No, byłem blisko.
- Od dzisiaj będzie razem z wami chodzić do klasy. Kiliana, usiądź obok Kaoru - mówi nauczyciel. Halo, nie zauważyłeś, że obok mnie siedzi Alan ?
– Przepraszam, ale obok mnie siedzi Alan - mówię.
– To Alan się przesiądzie. Kiliana ma usiąść obok ciebie - mówi nauczyciel. No dobra. Alan przesiada się do przodu, a obok mnie siada Kiliana.
- Witaj. Co tam? - pytam. Nieco sobie pogadamy. Lepsze to, niż słuchać tych bezużytecznych bzdur o kaczkach. Tak, dzisiejsza lekcja jest o kaczkach. A dlaczego? Nie wiem, a tak naprawdę mało mnie to interesuje.
- Witaj - mówi Kiliana. - Nie sądziłam, że będziemy razem chodzić do klasy - mówi. Oj tam, zaraz chodzić. Może i uczęszczam, od czasu do czasu do szkoły, ale trudno nazwać to chodzeniem.
- No ja również. Żałujesz? - pytam.
– Raczej nie - mówi dziewczyna. Raczej? Może nieco więcej pewności, w tej odpowiedzi.
- No ja również. Będziesz mogła się z Alanem zaprzyjaźnić - mówię.
Kiliana uśmiecha się do mnie i mówi.
- Mam nadzieję z waszą trójką się zaprzyjaźnić. Powiedz mi, czemu nauczyciel opowiada o kaczkach? - pyta. Bo to kraj, w którym absurd goni absurd. Ciesz się że nie przyniósł kaczki na lekcje.
- Sądzę że uczy tak, jak jest w programie. A że program jest bzdurny, to już nie jego wina - mówię i patrzę przez okno. O, wiewiórka na drzewie. Wiewiórki są fajne. Lubię je. A ty? Eh… Wkładam słuchawki do uszu. Wrócę po lekcjach.
Jezu, co za nudy w tej szkole. Prawda jest taka, że uczą tam tylko tego, co jest mi wyjątkowo niepotrzebne. Siedzę na przystanku, obok mnie Alma, przed nami stoi Alan.
– Co robimy? - pytam. Nie chce mi się wracać do domu. Jakbyś miał lub miała czas, to możemy gdzieś wyskoczyć razem, pogadać, wypić coś. A racja. Przecież się nie znamy. Jeśli nie jesteś ładną dziewczyną, to nie żałuję.
- Kaoru słuchasz mnie? - słyszę pytanie Alana.
– Nie, wybacz. Zamyśliłem się - odpowiadam.
- Tak więc, zaproponowałem iść do kina - mówi Alan. Bardzo chętnie. Ale bez ciebie. Wolałbym iść tylko z Almą.
- Nie mam kasy. Jeszcze jakieś propozycje? - pytam.
W parku naprzeciwko widzę jakiegoś menela, biegnącego za patykiem. Albo mi się wydaje, albo tam jest przyczepiona dycha? Menel wskakuje do wody za patykiem. Widzę śmiejącego się biznesmena, trzymającego jeszcze jeden patyk, również z przyczepioną dyszką. I kolejny menel ląduje, tak samo jak poprzedni. Nigdy bym się tak nie poniżył. A ty ?
– To może przejdziemy się do centrum handlowego - mówi Alan. Hmmm…. Dobra, można iść.
– Ok, nie mam nic przeciwko. A ty Alma? - pytam.
- Też nie - mówi zielonowłosa i ziewa. Jakoś nadzwyczaj śpiąca dzisiaj jest. Pewnie znów bała się zasnąć. Podchodzi do nas Kiliana.
- Cześć - mówi.
– Cześć - odpowiadamy całą trójką jednocześnie. Uwielbiam, gdy między nami jest taka zgodność. Tylko czemu przy takich bzdurach, a nie przy rzeczach ważnych ?
– Robicie coś dzisiaj po szkole? - pyta Kiliana.
- Tak jakby. Chcemy iść do centrum handlowego, ale niezbyt ktoś ma forsę - mówi Alma i wyciąga z kieszeni paczkę papierosów. Nie pal dziewczyno. Zabraniam. Wyciągam jej z rąk paczkę i wrzucam do pobliskiego śmietnika.
– Kaoru! - krzyczy Alma.
- Nie będziesz palić tego syfu. Nie przy mnie. Zależy mi na twoim zdrowiu - mówię. Znam ją od urodzenia. To już będzie szesnaście lat. Sporo.
– Dobra, masz rację - mówi Alma. Czuję, że jest nieco zła, ale przynajmniej będzie zdrowa.
- Może przyjdziecie do mnie? - pyta Kiliana. Ja nie mam nic przeciwko. Możemy iść.
– Co wy o tym sądzicie? - pytam przyjaciół. Alanowi to bez różnicy, więc na jego zdaniu bardzo mi nie zależy, głównie chodzi mi o Almę. No co? Kocham ją, więc wolę nie robić nic co mogłoby ją w jakiś sposób męczyć.
- Ja nie mam nic przeciwko - mówi Alma. To możemy iść. Idziesz z nami ? No chyba nie masz wyjścia.
Wchodzimy do pokoju Kiliany. Ściany są różowe. Nie ma to jak taki słodziuśki kolor wokół. Podchodzę do biblioteczki i patrzę na książki jakie ma. „Władca Pierścieni”, „Wiedźmin”, „Harry Potter”, „Zamachowiec”, „Saga Pieśni Lodu i Ognia”, „Wyścig Śmierci”. Ciekawe książki. Czytałeś któreś ? Ja wszystkie, każda świetna. No, może nieco mniej Potter mi się podobał. A teraz spójrzmy na płyty. Hmmm… sam rap i metal. Nawet niezłe zespoły. Osobiście uwielbiam rap. Uwielbiam ten przekaz. Nie lubisz rapu? Szkoda… i nie dokuczaj mi z powodu tej muzyki. Jak się spotkamy to opowiesz mi co ty słuchasz.
- Siadajcie, proszę - mówi Kiliana. Alma kładzie się na jej łóżku, Alan siada na krześle, a ja obok Almy, na skraju łóżka.
– Ładny pokój - mówię.
Tak naprawdę średnio mi się podoba, ale trzeba zachować jakieś zasady grzeczności. Na razie.
– Dziękuję - mówi Kiliana.
– Napijecie się czegoś? - pyta.
– Ja nie, dziękuję - mówię.
Alma śpi, więc raczej nie odpowie. Kurde, mogła przyjść do mnie.
- Ja też nie - mówi Alan.
Kiliana siada na podłodze, kolana podsuwa pod brodę i mówi.
- Proszę, opowiedzcie coś o sobie. Jestem ciekawa, jacy jesteście.
Alan, puść ją na krzesło. Zrób na niej wrażenie, wtedy będzie miała o tobie lepsze mniemanie. Eh… dlaczego na to nie wpadniesz. Patrzę na Alana. Jego wzrok jest tępy, jak piłka lekarska. Zawsze zastanawiało mnie co oznacza określenie „twarz pozbawiona myśli”. Chyba właśnie się dowiedziałem.
– To może ja opowiem o Alanie, a on o mnie. Co wy na to? - proponuje.
Nie lubię za bardzo opowiadać o sobie. W końcu jak mam jej, ot tak, powiedzieć że gdy stoję przed lustrem , to zastanawiam się, co kierowało bogiem, gdy tworzył kogoś tak świetnego. O Alanie zdecydowanie łatwiej będzie mi się opowiadało.
– To może ja zacznę pierwszy - mówi Alan.
Powodzenia przyjacielu, tylko proszę nie kłam za dużo.
- Kaoru jest złośliwy - mówi Alan.
Nie rób sobie jaj. Ja, złośliwy?
– Często cyniczny. Cały aż ocieka sarkazmem, jak ogórek kiszony, octem …
Grunt to odpowiednie porównanie. Za to cię kocham Alanie. Ale przecież ja nie jestem ani cyniczny, ani sarkastyczny. Racja? Dobra, kiedy indziej mi odpowiesz.
- Zdarza mu się być miłym, lecz tylko gdy śpi.
Eee? A może coś miłego wreszcie?
– Ale zawsze można na nim polegać. Kiedy masz problem możesz się do niego zwrócić.
No wreszcie. Jeszcze coś? No proszę Alan, postaraj się. Powiedz jeszcze coś miłego o mnie.
- Poza tym, jest pociągający dla obydwu płci - mówi Alan.
No to już mogłeś sobie podarować. Po co jej to wiedzieć?
– Wiesz, Alan to zabrzmiało jakby i ciebie pociągał - mówi Kiliana.
Alan znów robi się czerwony. Ja też powinienem? Jak sądzisz? A dobra, nieważne. Mnie to niezbyt rusza.
- To może ja opowiem co nieco o Alanie - proponuję i biorę głęboki wdech.
- Alan jest przeważnie przyjazny. Ma czasami przebłyski inteligencji, choć niezbyt częste. Można na nim polegać. Jest zabawny, wierny. Wręcz stworzony dla ciebie - mówię.
Kiliana się śmieje. Dziewczyno, proszę zmień nieco stosunek do niego. Widzę jej wzrok wlepiony we mnie. Dziewczyno, nie patrz tak na mnie. To w nim masz się zakochać, nie we mnie. No proszę. Kątem oka widzę spojrzenie Alana. Stary, nie smuć się. Coś na to poradzimy. Wiem. Za to powinna go bardziej polubić. W końcu, kto lubi ćpunów? Wyciągam z kieszeni skręty i pytam.
- Masz ognia?
Dziewczyna wyciąga z szuflady zapalniczkę i podpala jednego ze skrętów. Czyżby to nic nie dało? Zaczynam palić. Coś nie działa. Ale co się dziwić. Czuję tu herbatę. Czemu ten rasta nie dał tam czegoś mocniejszego? Albo działającego? Wypalam do końca i zaczynam głupio się uśmiechać. Chodzę po pokoju patrząc wszędzie. Niech to zadziała.
– Czemu tu tak zielono? - pytam.
Biorę do rąk kwiatek, pokazuję go Kilianie i mówię.
– Jakie to piękne - dziewczyna zaczyna się śmiać.
Alan wychodzi z pokoju. Kurde, wybacz stary. Co ja na to poradzę? Nie jesteście najwyraźniej dla siebie stworzeni. Siadam na fotelu i wzdycham.
- Proszę, chociaż udawaj że go lubisz - mówię.
Dziewczyna nadal się śmieje.
– Z czego się śmiejesz? - pytam.
– Wy faktycznie jesteście przyjaciółmi. Robisz wszystko, byle on lepiej wypadł w moich oczach, niż ty. Nawet udajesz ćpuna. Szkoda tylko, że przez to, mam do ciebie coraz cieplejsze uczucia.
Dziewczyno odpuść sobie. Nagle telefon Almy dzwoni. Dziewczyna budzi się i odbiera.
– Słucham? - pyta zaspana. Po chwili odkłada telefon i mówi. - Wybaczcie, ale musze wracać - widzę, że ma łzy w oczach.
- Odprowadzę cię - mówię i patrzę na Kilianę. - Wybacz że tak wcześnie wychodzimy. Kiedy indziej, dłużej posiedzimy - mówię.
- Dobrze. Może chociaż Alan, by został? - pyta Kiliana.
– Musisz jego o to zapytać. My będziemy spadać. Do zobaczenia - mówię i wychodzimy razem z Almą. Alma patrzy na mnie i mówi.
– Wrócę sama. Idź do domu, prześpij się, czy coś - Smucisz mnie dziewczyno. Martwię się. Ale pamiętaj, jak coś, to możesz się zwrócić do mnie.
- Na pewno? - pytam.
– Tak, na pewno - odpowiada Alma.
- Dobrze. Do zobaczenia. W razie czego zadzwoń - mówię. Alma całuje mnie na pożegnanie i idzie w stronę swojego bloku.
Wreszcie w domu. Wchodzę do mieszkania. Ściągam buty i idę do swojego pokoju. Koło nóg plącze mi się Kaliber. To mój kot. Może nieco nietrafione imię, ale mi się podoba. Jak wymyślisz lepsze, to powiedz. Chętnie dowiem się jakie twoim zdaniem jest lepsze. Która godzina ? Patrzę na zegarek. Osiemnasta. Nieco to zeszło. Głodny jestem. Idę do kuchni i robię sobie kanapki. Albo nie, nie chce mi się. Zamówię pizzę. Ale najpierw, zobaczmy, co leci w telewizji. Siadam przed telewizorem i włączam go. To syf. To też. Syf. O wiadomości. Zobaczmy, co w świecie się dzieje.
- Katastrofa w Zimbabwe, na stadionie piłkarskim - mówi dziennikarz. – Zginęło dwadzieścia tysięcy osób, w tym sędzia piłkarski .
A co dokładnie się stało? Czyżby sędzia pomylił żółtą kartkę z krakersem?
– Sędzia pomylił żółtą kartkę z krakersem - mówi dziennikarz.
Wy tak serio? Ja tylko żartowałem.
– Dwóch skinów uratowało dzisiaj staruszkę - mówi kobieta w telewizji.
Wreszcie coś dobrego. Jednak to porządni ludzie. Do tej pory myślałem, że zwykłe cepy, a tu proszę jak się ładnie pokazali. A co dokładnie zrobili?
– Pewnie wielu telewidzów zastanawia się, co dokładnie zrobili.
No dokładnie. Możesz już powiedzieć?
– Przestali ją kopać.
No w sumie, mogłem się czegoś takiego spodziewać. Dość telewizji. Syfu za dużo nie można oglądać. A może by się tak pouczyć ? Co o tym sądzisz ? Hmmm… chyba masz rację. Faktycznie, zły pomysł. Dobra, wiem, że wcześnie jest, ale idę spać. Idę do łazienki, myję się i zakładam piżamę. Idę do łóżka. Dobranoc.
Hmmm. Nie przemówiło do mnie. Dość szczegółowy opis czynności, które każdy zna, nie dzieje się nic ciekawego.
Interpunkcja kuleje. Wołacze, Lexis, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.
Ale przede wszystkim nie znalazłam w tekście fantastyki. Absurdalne wstawki nauczyciela i spikera nie wystarczą. Arbuzy w pięć minut też mnie nie usatysfakcjonowały.
Pewne rozjazdy z logiką. Kiliana zna chłopaka z autobusu, chociaż jest nowa. Wie, gdzie tamten zamierzał wysiąść, czyli sama zwykle wysiada dalej. Opuszcza autobus za wcześnie, ale i tak zdąża na pierwszą lekcję razem z bohaterem, mimo że ten dojeżdża autobusem do upatrzonego celu. Przed lekcjami wszyscy jadą (co najmniej osiem kilometrów), a po szkole idą do Kiliany i nie wygląda to na długą wycieczkę.
Szesnastolatki się golą?
Wchodzę do pokoju i ubieram na siebie za dużą, zieloną koszulkę i bojówki. Zakładam na szyję pacyfke.
Ubrań się nie ubiera. Butów też nie. I literówka przy okazji.
Babska logika rządzi!
Lexis, w życiu nie uwierzę, że nasz ponad 20 lat. Nie przy takim stylu pisania i takiej tematyce. Dzień z życia płytkiego nastolatka, do tego opisany kiepsko. Literówki, liczne powtórzenia, kulejąca interpunkcja, nadmiar zbędnych detali i czynności opisywanych jedna po drugiej – jak sucha relacja.
I najważniejsze pytanie – gdzie tu jest fantastyka? Jej brak to kropla, która przelała czarę i sprawiła, że czuję, że zmarnowałam na tę lekturę część wieczoru.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Nie dałem rady doczytać do końca. Śniąca ma rację, opowiadanie wygląda jakby zostało napisane po powrocie z rozpoczęcia roku szkolnego.
Trochę mnie zdziwił już pierwszy akapit. Opisujesz całą masę czynności krótkimi zdaniami, lepiej wyglądałoby to gdybyś tę listę ukrócił do minimum i przeszedł od razu do akcji właściwej. Jest kilka momentów naiwnych, które w założeniu miały śmieszyć np. trąbienie aut, kiedy bohaterowie chcą rzucić mięchem. No i właśnie… bohaterowie… są gówniarscy i odpychający, a już zajście w autobusie było dla mnie kompletnie hollywoodzkie i nietrafione. Na plus na pewno kilka momentów w których się uśmiechnąłem, ale ogólnie opowiadanie dość słabe.
Autorze pewne czynności człowiek wykonuje automatycznie, nie zastanawia się nad nimi, np. otwieranie oczu, zakładanie butów przed wyjściem. Na takie rzeczy zwraca się uwagę, gdy przestają być czynione bez namysłu, np. założył przez przypadek dwa różne buty (choć i to nie zawsze musi być od razu zauważone).
Poza tym, niektóre czynności da się skrócić do jednego zdania.
Niestety nie trafiło, a wręcz chybiło, może dlatego, że nie jestem, od jakiegoś czasu, dzieckiem. Też nie bardzo potrafię w tym odnaleźć fantastykę.
F.S
A ja wierzę, że Lexis ma dwadzieścia dwa lata. A że opowiadanie jest strasznie szczeniackie i źle napisane? No cóż, pewnie powstało dawno temu, przeleżało w szufladzie jakieś siedem lat i dopiero teraz Autorka postanowiła je upublicznić. Szkoda tylko, że zaprezentowała tekst tak niechlujny, wyjątkowo słaby, zawierający wiele błędów i kompletnie pozbawiony fantastyki.
Może następnym razem zamieścisz coś, co napisałaś niedawno.
Chwilę później suszę mokre włosy. – Czy suszyłby suche włosy?
-Spieszy ci się gdzieś? - pytam. – Brak spacji po pierwszym dywizie. Zamiast dywizów powinny być półpauzy.
Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.
Zamykam drzwi na klucz i schodzę na dół. – Masło maślane; czy mógł zejść na górę?
…dać karabin do rąk i idealny SSman. – …dać karabin do rąk i idealny esesman.
Ma na imię Alma. W dość nietypowy sposób farbuje włosy. – Na czym polega nietypowość sposobu farbowania włosów?
…to nie jest normalny kolor. Ma żółte oczy, ale to przez soczewki zmieniające kolor tęczówki. – Czy soczewki zmieniają barwę tylko jednej tęczówki? Powtórzenie.
Całą trójką idziemy na przystanek. W czasie drogi żadne z nas się nie odzywa. Stajemy na przystanku. – Powtórzenie.
- No ku…. - przejeżdżający samochód zagłusza jego przekleństwo. – Wielokropek ma zawsze tylko trzy kropki.
Ten błąd występuje w opowiadaniu kilkakrotnie.
– Chu…. - przejeżdżający samochód tym razem zagłuszył jej przekleństwo. – Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Zobacz, twój przystanek się zbliża - mówię i podnoszę go razem z Alanem. – Ten niewysoki i wychudzony szesnastolatek podniósł chłopaka i Alana???
To nie przystanek się zbliżał, to autobus zbliżał się do przystanku.
Może ci się wydawać, że go nie lubię, ale to nie prawda. – Może ci się wydawać, że go nie lubię, ale to nieprawda.
Nie źle ! – Zbędna spacja przed wykrzyknikiem.
Jest strasznie wstydliwy. Spodobałaś mu się. Sam wstydziłby się o tym powiedzieć. – Powtórzenie.
No cóż, jak zacząłeś te gadkę o aniele i szczęściu… – Literówka.
Deptam jego stopę, może to mu pomoże. – Depczę jego stopę, może to mu pomoże.
Co będzie kolejne ? Pies ? – Zbędne spacje przed pytajnikami.
Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.
Przechodzimy przez ulicę i wchodzimy do szkoły. Idziemy prosto pod klasę. – Powtórzenia.
Podchodzę do biblioteczki i patrzę na książki jakie ma. – Podchodzę do biblioteczki i patrzę na książki, które ma.
Masz ognia? – Masz ogień?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przeczytałem spory fragment z okolicy środka.
Tekst jest, moim zdaniem, opowiadaniem niedostrzeżonych i być może dlatego nie wykorzystanych szans na całkiem udane, rozrywkowe, ubarwione lekkim absurdem opowiadanie. To nadal jest do osiągnięcia, ale wymagałoby napisania od nowa, aby oczyścić tekst z nazbyt licznych błędów pisarskich i usunąć potknięcia logiczne, jedne i drugie wskazane w komentarzach powyżej.
Domyślam się, że elementem fantastycznym miała być zdolność głównego bohatera do oddziaływania na innych ludzi, aby zachowywali się oni zgodnie z jego życzeniami. Autorka niezbyt jednak dopracowała szczegóły owego oddziaływania. Czy na przykład scenka w autobusie z chłopcem, który nie chciał ustąpić miejsca Almie, wynikała z ograniczeń mocy Kaoru, czy też miał on po prostu ochotę nad kimś się poznęcać, więc za pomocą myśli skłonił tego chłopaka do oporu?
Opowiadanie ma potencjał satyryczny. Należałoby jednak popracować nie tylko nad jego aspektem stylistycznym i ortograficznym, ale także nad logicznym związkiem między zaprezentowanymi zdarzeniami. Autorka opublikowała opowiadanie zbyt pospiesznie. Jeżeli jednak nie obrazi się na nas i napisze je od nowa, to może z tego wyjść coś naprawdę fajnego.