- Opowiadanie: MPJ 78 - Ogary Chramu

Ogary Chramu

Fragment, w zasadzie czegoś co pisze, kasuję i zmieniam od ładnych paru lat

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ogary Chramu

Aula, w zasadzie wynajęta na godziny sala powiatowego kina, zapełniała się z wolna studentami. Nie było to jednak typowe bractwo studenckie, zachłystujące się wolnością po szkole średniej. Zaoczni studenci zdobywający dyplom w tej powiatowej filii Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji Koloniami reprezentowali znacznie szerszy wachlarz typów ludzkich. Owszem przewagę stanowili w niej świeży maturzyści aczkolwiek niektórzy z tych świeżych maturzystów mieli już nastoletnie dzieci. Uczelnia dzięki przystępnej cenie czesnego i bezstresowym nauczaniu przyciągała zarówno młodych, którzy chcieli łatwo zdobyć dyplomy aby szukać pracy, jak również osoby już od lat pracujące, potrzebujące dyplomu by nie stracić stanowisk. Szczególną dumę władz uczelni stanowiła grupa biznesmenów oraz polityków różnych opcji zajmujących się zdobyciem na tej uczelni odpowiedniego skrótu przed nazwiskiem. Właśnie dla takich studentów w nazwie znalazło się Administrowanie Koloniami, a w folderach promocyjnych zdanie „Potęga Imperium Brytyjskiego została zbudowana dzięki temu, iż najlepszych absolwentów najlepszych szkół wysyłano do administrowania Indiami, średnich do administrowania Kanadą i Australią a najsłabsi zostawali w Brytanii. Wszyscy nasi absolwenci są wykształceni tak aby móc zarządzać Indiami”. Nie będzie zdradzaniem szczególniej tajemnicy, że pozostałe bractwo studenckie kusił atrakcyjny poziom czesnego. Osiągano go korzystając z usług kadry naukowej niekiedy egzotycznej ale zawsze mającej niewygórowane oczekiwania płacowe. Obecny wykład z historii administracji miał prowadzić niejaki Bart Niesiol używający w Polsce imienia Bartosz mający tytuł doktora historii rewizjonistycznej oraz paleoastronautyki University of East Malibu. Właśnie zajął miejsce i rozpoczął wykład.

Dzień dobry. Nazywam się Bartosz Niesiol, doktor Bartosz Niesiol, tu wykładowca powiódł po sali wzrokiem w stylu Bonda. Niektórzy z Państwa być może mają podręcznik „Historia administracji …” pomruk zdziwienia przekonał dr. Niesiola, iż nikt ze studentów takiej książki nie posiada. Wykładowca pobieżnie przebiegł wzrokiem po sali i kontynuował.

Nie będziemy z niego korzystać ale też nie twierdzę, że ta książka jest zupełnie nieprzydatna, tu dr Niesiol wetknął ją pod rzutnik poprawiając jego ustawienie. Dziś zreferuję państwu teorie dr. Emila van Drake dotyczącą organizacji pierwszych wielkich inwestycji z czasów prehistorycznych oraz tych z początku historii pisanej. O ile niewiele wiemy o tym kto i jak zmotywował ludzi do budowy Stonehenge, o tyle dużo więcej można powiedzieć o tym jak wyglądała budowa piramid. Egipskie świadectwa z końca okresu neolitu i początku ery brązu pełne są wizerunków hybrydowych ludzko – zwierzęcych bogów. Bogowie ci bez wątpienia byli paleoastronautami. Kapłani ze świątyń tych bogów stworzyli pierwszą egipską administrację. Sami bogowie przylecieli koło roku 3500 p.n.e. wracali też kilkakrotnie. Ostatni raz prawdopodobnie pod koniec epoki brązu. Podczas wizyt kontaktowali się z kapłanami zostawiając w Egipcie wiedzę i swoje geny. Są bowiem zapiski dotyczące utrzymywania stosunków seksualnych bogów z ludzkimi kobietami. Inteligentna, dzięki boskim genom i zostawionej przez bogów wiedzy, kasta kapłańska stanęła przed nie lada dylematem. Bogowie przylatywali na krótko, a w okresach pomiędzy ich przylotami administracja napotykała olbrzymie trudności w skłanianiu ludzi do wykonywania określonych świadczeń nawet tak prostych jak praca przy budowie kanałów nawadniających, czy regularnym płaceniu podatków. Tymczasem kapłani chcieli budować pałace, świątynie pozwalające studiować wiedzę, i co najważniejsze budowle w których ciała faraonów i kapłanów będą czekać na kolejne przyloty bogów. Było to o tyle ważne, że bogowie mając dostęp do zakonserwowanych ciał swoich ziemskich potomków przy pomocy klonowania ożywiali je i zabierali ze sobą. Trudno dziś bezsprzecznie ustalić kto wymyślił najlepsze rozwiązanie tego problemu. Osobiście skłaniam się ku poglądowi, że optymalne rozwiązanie czyli tanie i dość skuteczne dali kapłanom bogowie. Były to ludzko – zwierzęce hybrydy budzące wystarczająco duży respekt wśród proste……

Wykład został przerwany głośnym brzękiem staczającej się po schodach butelki opatrzonej etykietą wino owocowe „Mocna Zośka” i obrazkiem dziewczyny z pewnością mającej czym oddychać. Czerwony na twarzy student, śledził ruch butelki nieco mętnym spojrzeniem i nieco niewyraźnie mruknął coś co brzmiało jak „i nie będzie niczego.” Studentowi temu trzyliterowy skrót przed nazwiskiem był potrzebny do kandydowania w wyborach lokalnych na prezydenta. Oprócz tego tytułu w zasadzie wszystko już miał gotowe z nowym swetrem włącznie – coby w kampanii zadać szyku.

Dr. Niesiol podniósł wzrok znad monitora laptopa podłączonego do rzutnika i powiódł nim po sali. Studentów wyraźnie ubyło. Z tych, którzy zostali, zaledwie kilka osób na sali patrzyło na prezentacje z zainteresowaniem.

Na czym to stanąłem … Acha ludzko – zwierzęce hybrydy budziły wystarczający respekt wśród pospólstwa by skłonić je wytężonej pracy i, co oczywiste do płacenia podatków. Co ważne! W przeciwieństwie do nam współczesnej skarbówki było to rozwiązanie tanie, bo kilka takich istot budziło dostateczny strach, by osobiście móc ściągać podatki na obszarach, które współcześnie wymagałyby kilku urzędów skarbowych, dziesiątek urzędników i jeszcze kilkudziesięciu policjantów. Nota bene reliktem tamtego systemu jest straszenie petenta przez współczesnych urzędników. Wracając do tematu. Z badań wynika, że najpopularniejsze w Egipcie były sfinksy, hybrydy ludzi i lwów. Mam przesłanki by stwierdzić, iż część tych istot posiadała zdolność swobodnej transformacji od pełnej postaci ludzkiej do pełnej postaci zwierzęcej. Niestety nie umiemy zrozumieć mechanizmu jaki na to pozwalał. Zabytki architektoniczne wskazują, że zazwyczaj hybrydy poprzestawały na częściowej transformacji zachowując ludzkie głowy, co prawdopodobnie pozwalało im skutecznie wydawać robotnikom polecenia. Z czasem ta jakże przydatna w utrzymaniu porządku technologia została przekazana lub co bardziej prawdopodobne wykradziona z Egiptu, trafiając do innych krajów regionu np. na Krecie tę funkcje pełniły minotaury, w Grecji pojawiły się centaury oraz fauny. Trzeba jednak przyznać, że poza sfinkasami, których zasługi w administrowaniu budową piramid zostały uhonorowane wielkim sfinksem wykutym w Gizie, pozostałe hybrydy miały zarówno gorszą opinię i najprawdopodobniej skuteczność, choć minotaury z Krety pozwalały jej władcom pobierać daniny z praktycznie całego obszaru, do którego dopływały okręty Kreteńczyków. Początkowo hybrydy były absolutną elitą społeczeństwa np. faraon Chufu był „sfinksem”, synowie władców Krety byli minotaurami. Z czasem jednak istoty te spadły do rangi strażników świątyń. Funkcje administracyjne przejmowali zwykli ludzie, ale żeby utrzymać podobny poziom posłuchu wśród niskich warstw społeczeństwa kasta urzędnicza musiała się rozrosnąć. Czasy rządów faraona Echnatona ostatecznie wypaczyły pierwotną koncepcję. Faraon ten niszczył świątynie bogów konkurencyjnych wobec jego kultu, część kapłanów mająca wiedzę uciekła z Egiptu. W efekcie, przez krótki czas wiedza o tworzeniu hybryd rozprzestrzeniała się na cały świat. Niestety brak odpowiednich materiałów a może i fragmentaryczność wiedzy sprawiała, że część tych hybryd nie miała zdolności transformacji. Przykłady takich istot to centaury czy satyrowie, syreny i trytoni. Na dodatek braki wiedzy uzupełniano eksperymentami co sprawiło, iż następowało wyraźne tracenie inteligencji przez te istoty, oraz brak kontroli nad transformacjami jak w przypadku likaonów zwanych potocznie wilkołakami. Najprawdopodobniej resztki wiedzy o tworzeniu istot hybrydowych sprawiły, iż pojawiło się pokolenie tak zwanych herosów epoki brązu. Nie potrafili oni już zupełnie transformować za to byli istotami o ponad normalnej sile, jak Herkules. Niektórych z takich herosów obdarzono zdolnościami regeneracyjnymi, czego świetnym przykładem jest Achilles z jego odpornością na rany. Nie byli oni jednak zainteresowani pracą w administracji, a zajmowali się głównie łupieniem, lub wypełnianiem zadań specjalnych. Dla porządku nadmienię tylko, że greccy herosi mimo nadludzkich cech nie byli odporni na trucizny i to one zakończyły ich żywot. Jako ciekawostkę dodam, iż ostatnie hybrydowe istoty skończyły na stosach w średniowieczu. Teraz proponuję krótką przerwę po której omówię historię administracji starożytnego Rzymu opartej już wyłącznie na ludziach, która zapewniała sobie posłuch za pomocą legionów poruszających się po sieci dróg.

 

Nieliczni studenci którzy dotrwali na sali wstawali rozprostować kości, niektórzy wychodzili z sali na dymka. Niedoszły prezydent miasta wojewódzkiego drzemał roztaczając dokoła zapach „Mocnej Zośki”. Jeden z synów lokalnych biznesmenów, pokazywał znajomym swoje zdjęcia z wycieczek do Egiptu i Grecji zrzucone na tablet. Jakaś para siedząca w samym rogu sali zajęta przez czas wykładu sobą, wodziła półprzytomnymi spojrzeniami po sali usiłując zrozumieć co się dzieje. W połowie sali siedziało dwóch ludzi, wyraźnie wybijających się ponad przeciętność. Jeden z nich nazywał się Hermes Knossos, był niewysokim, szczupłym mężczyzną w sile wieku, o ciemnej karnacji i szpakowatych ciemnych kręconych włosach, nosił markowy garnitur a na jego ręce zamiast zegarka w połyskiwała bransoleta. Trzeba było dobrego oka by dostrzec, to iż była warta kilkanaście średnich krajowych. Drugi z nich był młodym, wysokim, napakowanym szatynem, ubranym choć to wydawałoby się niemal niemożliwe w trochę przydużą marynarkę. Jego niemal nieodłącznym atrybutem było źdźbło trawy wędrujące z jednego kącika ust w drugi. Ludzie ci byli jednym z powodów do dumy uczelni. Biznesmeni, którzy opłacali studia również swoim ochroniarzom byli rzadkością i jeśli już się pojawiali to wybierali warszawskie uczelnie. O interesach tego starszego wiedziano tylko tyle, że prowadzi biuro projektowe i firmę budowlaną. Raczej stronił od towarzystwa miejscowych elit biznesowo – politycznych, co było o tyle dziwne, że klika lat temu to jego projekt wygrał konkurs na nowy budynek powiatowego ZUS. Budynek ten miał świetne opinie pracujących w nim urzędników, chodziły plotki, że przyjeżdżały do niego komisje z samej warszawskiej centrali a nawet ministerialne by podpatrzyć zastosowane rozwiązania rozkładu pomieszczeń. Petenci w przeciwieństwie do urzędników jakoś nie podzielali zachwytu nad tą konstrukcją i ochrzcili go mianem labiryntu. Teraz ochroniarz pochylił się w stronę biznesmena i posługując się językiem wedle oficjalnej nauki wymarłym cicho zapytał.

– Mistrzu, to co on mówi powinno, być już dawno zapomniane, dla naszego bezpieczeństwa. Co z tym zrobimy?

– Nic, mój uczniu.

– Mistrzu ale on jest o krok od zrozumienia, prawdy o mutacjach. Przecież w twoim dawnym pałacu na Krecie odkryto figurki bogini węży. Nie tak trudno połączyć to wszystko razem i zrozumieć, iż węże w rękach bogini są tym co oni nazywają dziś łańcuchami DNA.

– Uczniu mój nic im nie da zrozumienie, iż węże są symbolami łańcuchów DNA które trzeba połączyć, skoro nie posiadają wirusa do połączenia z ludzkim DNA.

– Mistrzu sam nauczałeś o tym jak ziarno, choćby siane nieświadomie, wydaje owoce. Jak również o tym, iż nawet nieświadomy poszukiwacz może odkryć prawdę przez przypadek.

– Spójrz mój uczniu na to miejsce i tych ludzi. Wartość prawdy zależy od człowieka i miejsca w którym jest głoszona. To miejsce i ci ludzie są dla prawdy skałą i ugorem na którym nie będzie dane jej wzejść i wydać niebezpiecznych dla nas owoców.

Ochroniarz skinął głowa na znak, że rozumie zaś biznesmen pogrążył się we wspomnieniach. Gdzieś tam z zakamarków pamięci napłynęły falą pałace położone pod lazurowym niebem Krety. Piękne dziewczyny o odkrytych piersiach, tańczące z wdziękiem na pałacowych dziedzińcach. Młodzieńcy pokazujący swą odwagę akrobatycznymi skokami ponad grzbietami żywych byków. Wiedza tak ważna, iż zapisywaną na dyskach jednym z pierwszych na świecie szyfrów. Mroczne pałacowe podziemia gdzie przywiezioną z Egiptu tajemnicę zamieniano na dar wiecznej młodości. Boginię węży czczoną jako patronkę tego daru. W tym momencie odruchowo sięgnął po złoty wisiorek na piersi, przesuwając w palcach dość wytarty wizerunek minojskiej bogini trzymającej w rekach wijące się węże.

Koniec

Komentarze

Koncepcja nienowa, ale doceniam dopracowanie szczegółów i zahaczenie o wiele kultur. Tylko że w opowiadaniu właściwie nic się nie dzieje. Ot, doktor wygłasza wykład, studenci robią różne rzeczy… Zastanawiałeś się nad dodaniem fabuły?

Interpunkcja trochę kuleje.

Aha, jeśli to fragment, to powinieneś tak oznaczyć.

Babska logika rządzi!

Skoro przedstawiasz fragment, nie myl nas oznaczeniem jako opowiadanie.

Czy wiesz, gdzie i w jakim celu stawia się przecinki? W celu ułatwienia czytelnikowi odbioru tekstu.

Czy wiesz, że liczby zapisujemy słownie, a skróty tytułów naukowych rozwijamy do pełnej postaci?

<>

Ben Akiba. Pomysł wałkowany co najmniej dwadzieścia trzy tysiące siedemset cztery razy. :-) Z tego dwadzieścia trzy tysiące sześćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy przedstawiony lepiej i ciekawiej…

Brakuje mi kilku przecinków, np.:

Owszem przewagę stanowili w niej świeży maturzyści[,] aczkolwiek niektórzy z tych świeżych maturzystów mieli już nastoletnie dzieci

Petenci[,] w przeciwieństwie do urzędników[,] jakoś nie podzielali zachwytu nad tą konstrukcją i ochrzcili go mianem labiryntu

Obecny wykład z historii administracji miał prowadzić niejaki Bart Niesiol[,] używający w Polsce imienia Bartosz

Nie tak trudno połączyć to wszystko razem i zrozumieć, iż węże w rękach bogini są tym[,] co oni nazywają dziś łańcuchami DNA.

Nie bardzo rozumiem do czego tu brytyjskie imperium i kolonie, ale czytało się przyjemnie.

Fragment opowiadania, sprowadzający się praktycznie do wykładu, jest, delikatnie mówiąc, dość monotonny, a chwilami wręcz nudny.

Autorze, napisałeś, że temu tekstowi poświęciłeś kilka lat, dziwi mnie więc, że do tej pory nie zadbałeś, by dobrze się prezentował, by był należycie napisany i nie zawierał błędów, by cieszył czytelnika choćby poprawną interpunkcją.

Mam nadzieję, że następne fragmenty przeczytam z większą przyjemnością.

 

za­peł­nia­ła się z wolna stu­den­ta­mi. Nie było to jed­nak ty­po­we brac­two stu­denc­kie, za­chły­stu­ją­ce się wol­no­ścią po szko­le śred­niej. Za­ocz­ni stu­den­ci zdo­by­wa­ją­cy dy­plom… – Powtórzenia.

 

Nie bę­dzie zdra­dza­niem szcze­gól­niej ta­jem­ni­cy… – Literówka.

 

Dzień dobry. Na­zy­wam się Bar­tosz Nie­siol, dok­tor Bar­tosz Nie­siol, tu wy­kła­dow­ca po­wiódł po sali wzro­kiem w stylu Bonda. Nie­któ­rzy… – Ten fragment winien być zapisany: Dzień dobry. Na­zy­wam się Bar­tosz Nie­siol, dok­tor Bar­tosz Nie­siol. – Tu wy­kła­dow­ca po­wiódł po sali wzro­kiem w stylu Bonda. Nie­któ­rzy

Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Nie­któ­rzy z Pań­stwa być może mają pod­ręcz­nik… – Nie­któ­rzy z pań­stwa być może mają pod­ręcz­nik

Zwroty grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

„Hi­sto­ria ad­mi­ni­stra­cji …” – Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

Były to ludz­ko – zwie­rzę­ce hy­bry­dy bu­dzą­ce wy­star­cza­ją­co duży re­spekt wśród pro­ste……Były to ludz­ko-zwie­rzę­ce hy­bry­dy, bu­dzą­ce wy­star­cza­ją­co duży re­spekt wśród pro­ste

Wielokropek ma zawsze tylko trzy kropki.

 

…co brzmia­ło jak „i nie bę­dzie ni­cze­go. – …co brzmia­ło jak „i nie bę­dzie ni­cze­go”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Acha ludz­ko – zwie­rzę­ce hy­bry­dy bu­dzi­ły wy­star­cza­ją­cy re­spekt wśród po­spól­stwa by skło­nić je wy­tę­żo­nej pracy i, co oczy­wi­ste do pła­ce­nia po­dat­ków.  – Aha, ludz­ko-zwie­rzę­ce hy­bry­dy bu­dzi­ły wy­star­cza­ją­cy re­spekt wśród po­spól­stwa, by skło­nić je do wy­tę­żo­nej pracy i, co oczy­wi­ste, do pła­ce­nia po­dat­ków.

 

Nie­ste­ty nie umie­my zro­zu­mieć me­cha­ni­zmu jaki na to po­zwa­lał.Nie­ste­ty, nie umie­my zro­zu­mieć me­cha­ni­zmu, który na to po­zwa­lał.

 

Trze­ba jed­nak przy­znać, że poza sfin­ka­sa­mi… – Literówka.

 

W po­ło­wie sali sie­dzia­ło dwóch ludzi, wy­raź­nie wy­bi­ja­ją­cych się ponad prze­cięt­ność. – Istotnie, musieli być nieprzeciętni, skoro we dwóch zajmowali pół sali. ;-)

 

Ra­czej stro­nił od to­wa­rzy­stwa miej­sco­wych elit biz­ne­so­wo – po­li­tycz­nych… – Ra­czej stro­nił od to­wa­rzy­stwa miej­sco­wych elit biz­ne­so­wo-po­li­tycz­nych

 

Pe­ten­ci w prze­ci­wień­stwie do urzęd­ni­ków jakoś nie po­dzie­la­li za­chwy­tu nad tą kon­struk­cją i ochrzci­li go mia­nem la­bi­ryn­tu. – Piszesz o konstrukcji, więc: Pe­ten­ci, w prze­ci­wień­stwie do urzęd­ni­ków, jakoś nie po­dzie­la­li za­chwy­tu nad tą kon­struk­cją i ochrzci­li mia­nem la­bi­ryn­tu.

 

Wie­dza tak ważna, iż za­pi­sy­wa­ną na dys­kach… – Literówka.

 

bo­gi­ni trzy­ma­ją­cej w re­kach wi­ją­ce się węże. – …bo­gi­ni, trzy­ma­ją­cej w rękach wi­ją­ce się węże.

 

 

Na koniec dodam jeszcze, że za wyjątkowo mało zabawny, wręcz żenujący, uważam fragment dotyczący osoby niegdysiejszego kandydata na prezydenta. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co do oznaczeń muszę się jeszcze douczyć co i jak. Co do interpunkcji to uczciwie przyznaje mam z tym problemy.

Okropnie męczące to opowiadanie. Przede wszystkim ze względu na sposób narracji. Blok tekstu – dla mnie nie do przebrnięcia, mimo że jest piękny poranek i z kubkiem kawy w ręku poszukuję czegoś do poczytania. Nie przebrnęłam, ale przeskanowałam. Może byłoby ciekawiej, gdyby to podać w atrakcyjniejszej formie? 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Jest tematyka, która mnie przyciąga, ale niestety, realizacja kuleje. Już nie chodzi o kwestie techniczne, ale temat został przedstawiony tak nijak. I nie do końca wydaje mi się to autentyczne. Wykład jest w naszych czasach, czy trochę późniejszych? Ta niepewność działa na niekorzyść. 

Rzeczywiście, fabuły tu właściwie nie ma. Jest za to, o zgrozo! ściana tekstu, przez którą ciężko się przebić. Masa błędów, też niezbyt w tym pomaga.

Odpowiadając na pytanie. Wykład jest współczesny, no powiedzmy może nie z dnia dzisiejszego, ale tak sprzed góra 2-3 lat. Miej więcej wtedy to napisałem. W założeniu ten fragment tekstu jest prologiem, wyjaśniającym skąd się wzięły postacie, które pojawiają się później. 

MPJ – gwarantuję Ci, że po takim prologu większa część czytelników ciężko westchnie i odłoży tekst/zamknie plik, nie zaglądając dalej. Prolog ma zaciekawić, a nie zniechęcić. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No to przyznam, że kiepsko rozegrane. Na żadnej polskiej uczelni nie puszczono by do wykładu człowieka, który twierdziłby takie tezy. A nawet dla mnie, były trochę “hej do przodu”. Dałoby radę to rozegrać, gdyby np. wykład miał być o czymś innym, tak dla niepoznaki, a potem wykładowca mówi swoje i tak. Zyska to na autentyczności. A te wielkie bloki tekstu – rozbij je, bo nie da się ich czytać.

Właśnie widzę, że kiepsko rzecz opowiedziałem. Co zaś do polskich uczelni to bywa różnie. Akcja z podręcznikiem i butelką są autentyczne (odpowiednio Politechnika Warszawska i SGGW). Z wykładowcami opowiadającymi rzeczy zupełnie nie na temat sam spotkałem się podczas studiów, aczkolwiek raczej były to historie z cyklu “kiedy byłem młody to ….” Niemniej uwagi postaram się wykorzystać ;)

 

Zgadzam się z tym, co napisał Deirdriu, ciekawa, mimo że mocno naciągana, tematyka, brak fabuły nawet nie przeszkadzał, ale nagromadzenie różnego rodzaju błędów sprawia, że całość kuleje. A mogłoby kuleć zdecydowanie mniej, gdybyś poprawił błędy, które ci wskazali komentujący.

Nie twierdzę, że pomysł jest zły, bo z takiej koncepcji – mimo że właściwie nienowa – można ukręcić cuda na kiju. Widać, że fajnie masz to wszystko poukładane w głowie, ale nie dałeś rady przedstawić tego w sposób, który byłby dla czytelnika interesujący. Ekspozycja w postaci dialogów/wykładów/konferencji jest bardzo niefortunnym rodzajem ekspozycji.

Nawet miś zauważył brak wielu przecinków. Zależnie od umiejscowienia przecinka zdanie może mieć sens albo nie.

Było to o tyle ważne, że bogowie mając dostęp do zakonserwowanych ciał swoich ziemskich potomków, przy pomocy klonowania ożywiali je i zabierali ze sobą.

albo

Było to o tyle ważne, że bogowie mając dostęp do zakonserwowanych ciał swoich ziemskich potomków przy pomocy klonowania, ożywiali je i zabierali ze sobą.

Miś docenia, że autor optymistycznie wierzy w inteligencję czytających, ale zmusza ich do nadmiernego wysiłku intelektualnego.

Nowa Fantastyka