
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Trzymając się porannego rytuału, po wypaleniu przy okapie kuchennym drugiego z kolei papierosa, chwyciłem kubek z resztką ciepławej kawy i ruszyłem pod prysznic. Pomieszczenie deratyzacyjne, jak zazwyczaj nazywają je moi znajomi, na pierwszy rzut oka nie zmieniło się od wczoraj. Po dłuższych oględzinach dostrzegłem niepokojący kształt za drzwiczkami kabiny prysznicowej. Z początku wziąłem to za powstałą przez noc stróżkę zacieku, która dzielnie wywalczyła swoje miejsce pośród reszty tamże zgromadzonych, ku mojemu zdziwieniu myliłem się. Po odsunięciu drzwiczek dostrzegłem przedziwny obiekt unoszący się nad podłogą kabiny, miał kształt zbliżony do poduszki, takiej z czterema rogami, z wyjątkiem tego, że na środku widniało coś w rodzaju okrągłego, przezroczystego szkiełka. Oprócz tego „coś" było czarne i unosiło się to w dół to w górę niczym balon, z którego co chwila upuszczane jest trochę helu, tylko po to, żeby za chwile znowu ów hel wpuścić. Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez wciąż jeszcze częściowo zaspaną sieć neuronów sugerowała, że „coś" zostało sprowadzone tu przez pijanych studentów w ramach kawału, po wcześniejszym znalezieniu na śmietniku. Myśl jednak została rozwiana wraz z pierwszymi słowami, które wydostały się z przezroczystego szkiełka, które teraz świeciło się na czerwono.
– Witaj przedstawicielu rasy ziemian – tajemniczy głos przypominający spadającą na ziemię szufladę ze sztućcami odbił się majestatycznie od zagrzybionych ścianek prysznicowych.
– Witaj, poduszko z okiem na środku
– Przyby.., co?
– Przepraszam ale o tej porze nie stać mnie na grzeczności, poza tym nie przedstawiłeś mi się – mówiąc to spojrzałem w głąb kubka z kawą w poszukiwaniu czegoś podejrzanego.
– Moje imię jest nie istotne, przybyłem na ziemię jako informator Gwiezdnej Federacji Genetycznej Reformacji – pech chciał, że słowa te wypowiedziane zostały przez kosmiczną poduszkę w momencie, gdy trzymałem w ustach łyk kawy, czerwone szkiełko pozostało jednak bez skazy.
– Przepraszam, wymsknęło mi się, to może inaczej, czemu siedzisz w moim prysznicu? Nie powinieneś przypadkiem wylądować w NASA albo na G8 czy gdzieś, gdzie miałoby to jakiś sens, jak twoim zdaniem zareaguje ludzkość jeśli powiem im, że przynoszę wieści z kosmosu, które właśnie przekazała mi poduszka z mojej kabiny prysznicowej?
– To nieistotne, planeta G402f00HPDZF0931 zwana ziemią, zgodnie z uchwałą Gwiezdnej Federacji Genetycznej Reformacji wyłączona zostaje z programu międzyplanetarnego, w związku z tym badania nad rozwinięciem gatunku homo-sapiens zostają przerwane
-Hmm, można było to przewidzieć, nie jesteśmy raczej wzorową rasą
– Zgadza się, według obliczeń rasa ludzka ulegnie samozniszczeniu za 0.632 tysiąca ziemskich lat.
– Uff, a już myślałem, ale wciąż nie wiem co to ma wspólnego zemną.
– Na mocy traktatu na planetę G402f00HPDZF0931 zostaje wysłana ostatnia wiadomość jako zadośćuczynienie, miejsce i czas nie grają roli, cel – przekazać wiadomość żyjącemu przedstawicielowi rasy ziemian. – czarna poduszka zatrzęsła się kilkakrotnie, po czym rozbłysła rażącym światłem. Gdy zdołałem otworzyć oczy, nie było już po niej śladu. Stałem chwilę w bezruchu próbując poukładać sobie ostatnie dwie minuty mojego życia we w miarę sensowną całość. Odłożyłem pusty kubek na umywalkę, sprawdziłem czy kosmiczna poduszka nic po sobie nie zostawiła po czym wszedłem pod prysznic. Kiedy wyszedłem, w mojej głowie roiło się od przeróżnych myśli skierowanych definitywnie na egzystencje rasy ludzkiej a raczej jej koniec. Ciężko było mi pogodzić się z faktem, że przysłowiowo daliśmy dupy i nasza rasa zamiast się rozwijać, zeszła na tor rozrywki, walki o pieniądze i ciągłego zabijania. Nie byłem zły na ludzkość, po części ją rozumiałem, po części bo sam plugawiłem ją na swój własny mały sposób. Widocznie tak właśnie miało być, trudno, teraz i tak nic się z tym już nie zrobi. Pozostałą tylko kwestia reszty ludzi. Podszedłem do okna i raz jeszcze wyjrzałem na wiecznie zajamniczony pas zieleni, – Ehh, nie będę im psuł zabawy, życie to i tak tylko jeden wielki sarkastyczny żart. Gdy zakładałem spodnie naszła mnie pewna myśl, może umyje dzisiaj lodówkę?.
Wybacz mi szczerość, noirone. Żeby to przeczytać, trzeba niemałego uporu, a żeby nie spaść przy tym z krzesła, to już tylko kwestia szczęścia...
zazwyczaj z dnia na dzień zmieniała się tylko ilość srających jamników na rozciągniętym przed wejściem do kamienicy pasie zieleni. --- dwa słowa trzeba zamienić miejscami.
Chwilę po tym, niczym burza piaskowa, zaatakował mnie okrutny wyziew, który dostając się przez moje drogi oddechowe, dalej przez krew do mózgu, prawdopodobnie bezpowrotnie uszkodził mój system nerwowy. --- bezpowrotnie jak bezpowrotnie, system nerwowy jak system, ale umiejętności formułowania zdań --- na pewno.
Jest tego więcej, niestety, dużo więcej. Przedobrzone, po prostu przedobrzone.
Przykro mi. Tak lubię wpisywać pochwały...
Serwus, noiron. Czy mógłbyś objaśnić mi metaforyczny sens tytułu, bo bardzo mnie on (tytuł) zaciekawił?
...always look on the bright side of life ; )
noirone:- Witaj przedstawicielu rasy ziemian - tajemniczy głos przypominający spadającą na ziemię szufladę ze sztućcami odbił się majestatycznie od zagrzybionych ścianek prysznicowych. - kiedy szuflada spada na ziemię szuflada ze sztućcami, pewnie brzmi to całkiem zwyczajnie, ale grunt to opisać to w sposób niezwyczajny.
Pomysł fajny, z jednym zastrzeżeniem, że przedostatni akapit aż prosi się o jakieś rozwinięcie fabularne - zaintryowany czytelnik (taki jak ja) został potraktowany zakończeniem, kiedy się tego wcale nie spodziewał.
AdamKB - w zdaniach nic nie trzeba zmieniać, nie są przekombinowane, tylko trzeba się odzwyczaić od takiej literatury, która tym mniej sprawnym w czytaniu zapewnia większościowe parytety.
Dziękuję Ci, wysniony, za tak dobrą i zapewne szczerą troską o mnie podyktowaną radę. Ale cóż, nie da się ona zastosować, pozostanę w gronie mniej sprawnych w czytaniu najwybitniejszych utworów pisanych nowomową.
A tak przy okazji: nie miałeś trudności podczas czytania utworów Lema, Mazura, Kotarbińskiego?
Adam KB: Nieporozumienie. Po jednym tylko akapicie nie zwykłem oceniać ludzi, więc żadnych klasyfikacji względem Ciebie nie czynię, a klasyfikuję tylko pewien typ litereatury. Bo chyba ciężko się nie zgodzić, że łatwiej na półce z książkami fantastycznymi znaleźć taką pozycję, co czytelnika uładza z największą troską - a nawet nadmiar tej troski prowadzi go do większej demencji.
Z trzech wymienionych tknąłem Lema: a u niego pewnie doznałem jakiegoś tam szoku z początku, ale po jakimś czasie minął (nie mówię tu o filoficznych jego pracach a o beltrystyce) I na przykład nie wyobrażam sobie, by ocean z Solaris został opisany w sposób ładny i prosty, bo wtedy z fascynującego opisu zrobiłaby się jakaś tandetna tapeta. Ale nie uważam, żeby język sprawiał tam trudność, co najwyżej wymagał większej uwagi, koncentracji, udziału czytelnika, co tylko można uznać za plus.
"planeta G402f00HPDZF0931 zwana ziemią" ... zwana Ziemią
Wysniony, ja czegoś nie rozumiem. Sam wyciągasz noirone zdanie o głosie, przypominającym spadającą szufladę ze sztućcami, mi natomiast każesz odzwyczaić się od literatury, która mniej sprawnym w czytaniu i tak dalej. Potem, że nieporozumienie, że nie oceniasz ludzi po jednym akapicie, więc oceniłeś typ literatury. Uładzającej czytelnika tak troskliwie, że doprowadzającej go do stanu demencji. Co to ma wspólnego z faktem, że ktoś pisze bałaganiarsko, niegramatycznie i tak dalej?
Adaś! Napiszę to, co Tobie, osobie taktownej i grzecznej przez klawiaturę by nie przeszło.
Mój profesor od literatury staropolskiej, człowiek o nienagannych manierach i anielskiej cierpliwości, cierpliwość tę stracił tylko raz. O dobrych manierach zapomniał również. Czytając jakieś potworne, paraintelektualne wypociny jednego z seminarzystów wyjąkał wstrząśnięty: "To, to, to panie kolego, to, proszę pana jakaś sraczka myślowa jest!" Wyjątkowo mi owo stwierdzenie do powyższego "opka" pasuje.
To właśnie, że ten ktoś wcale z mojego punktu widzenia nie pisze bałaganiarsko, niegramatycznie i tak dalej (nie pisze też jakoś specjalnie dobrze, ale chodzilo mi o plusy, nie o minusy), tylko używa języka jak narzędzie. Jak wiadomo, dźwignią prostą to mogli się Neandertalczycy zadowolić, żeby kamulca ruszyć, a nam - ludziom współczesnym marzy się dźwig. I o ile tekst jest czymś, co trzeba udźwignąć, noirone się do tego zabrał/a iście inżyniersko. Ja się zwyczajnie zdziwiłem Twoim pierwszym postem, AdamKB, bo zdania które wymieniłeś są logicznie jak najbardziej poprawne, a że można by je napisać prościej, nie znaczy, że prościej brzmiałyby lepiej - więcej (nawiązując do przytoczonego przez siebie zdania z szufladą) - bez nich tekst zostałby pozbawiony swojego atutu, bez którego ujawniłaby się banalność jego treści, sztućce zabrzmiałyby zwyczajnie i nudno przy tym, tak przynajmniej pomysł narracji studenta-intelektualisty (czy studenta pseudointelktualisty) z negatywną opinią o społeczeństwie, któremu dano możliwość powiadomienia wszystkich o zbliżającej się apokalipsie i który tego nie robi, uznaję za ciekawy, a język w żadnym wypadku za coś, co przeszkadza.
Ty ty masz dwa konta?
Dzieki za komentarze.
Na początku chciałbym wyjaśnić, że pisanie tego tekstu było czystą zabawą językową, nigdy nie myślałem o nim w kategoriach popisu umiejętności czy jakiejś maniery twórczej. Jesli w efekcie czytanie tego sprawia trudności i powoduję niechęć, to można to uznać za małą porażkę. Każda twórczość to "sraczka myślowa", to czytelnicy biora ją w ręce i nadają jej kształt, dziękuje więc, że i ty Wb zechciałeś jej dotknąć.
Jacek001, tytuł nie posiada metaforycznego wydżwięku, być może to właśnie usłyszałbyś w momencie zagłady ;)
Przeczytałem. Początek, tzw. ekspozycja zawiera mnóstwo myśli niepotrzebnych, w gruncie rzeczy nic niewnoszących, będących, tak to zwykłem nazywać, rozbiegówką. Potem robi się jakoś ciekawiej, ale też nie na tyle, żeby wzrok nie ześlizgiwał się w dół. dostrzegam u autora poczucie humoru, dostrzegam ironiczne, inteligentne spojrzenie na rzeczywistość, ale radziłbym zastanowić się, czy warto iść w hard SF, kiedy najwyraźniej ma się ciągoty do pisania wesołych banialuk w stylu Pilipiuka (mistrza tego gatunku, co piszę bez żadnej ironii). Może się mylę, ale wydaje mi się, że warto taki problemik rozważyć. Tymczasem daje 3 - na zachętę.
Pozdrawiam.
„Każda twórczość to "sraczka myślowa", to czytelnicy biora ją w ręce i nadają jej kształt,"
Rany boskie! Mam nadzieję, że żartujesz, bo jeśli nie, to może się okazać, że czytam „Mistrza i Małgorzatę", ale na półkę odkładam „Pan kotek był chory", albo odwrotnie - biorę się za lekturę „Trędowatej", a cieszę się, że skończyłam „Tristana i Izoldę".
Przed chwilą zadzwonili z serwisu, że padnięty klimatyzer naprawią mi dziś po południu, a nie w poniedziałek. W związku z tym jestem skłonna zwrot „sraczka myślowa" użyty przeze mnie w poście powyżej zamienić na „słowotok" ewentualnie pitu-pitu. Nic ponadto, bo nadal przeraża mnie myśl, że komuś mogłoby przyjść do głowy wydanie w formie PAPIEROWEJ tego lub podobnego „opka", przez co kolejne drzewo pewnie straciłoby życie, a ja sympatyzuję z ruchem Greenpeace i jestem przeciwna wycinaniu lasów. Korektę wnoszę także ze względu na AdasiaKB, bo lubię go bardzo, a dla jego cierpliwości i chęci szczerych żywię głęboki szacunek. Obawiam się jedynie, że niebawem rozbłyśnie mu nad głową nimb świętego Judy Tomasza, a na piersiach wykwitnie dziara z wizerunkiem świętej Rity. Rodzina może wpaść w popłoch, no i nie wiadomo, czy mu będzie w takich ozdobach do twarzy.
Przeczytałem. Moim zdaniem za bardzo wyeksponowałeś wstep oraz przemyslenia egzystencjonalne, a za mało w tym kosmity. Najlepsza część ograniczona została do minimum, a chyba powinno być na odwrót, według mnie przynajmniej. To tak jakby przez trzydzieści stron pisać o przyugotowaniach do bitwy, a potem skwitować ją w kilku zdaniach "Więc zaczęła się bitwa, była ciężka i krwawa. Latały nogi, ręce, lała się krew. Ten a ten skonał, wygrali tamci". Nie jest to fajne i niestety psuje całość. Trzy ode mnie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Noirone napisał: Każda twórczość to "sraczka myślowa", to czytelnicy biora ją w ręce i nadają jej kształt, (...).
Problem w tym, że niektórych wykwitów myśli nie da się wziąć do rąk bez rękawic ochronnych. Dlaczego? W poszczególnych komentarzach znajdują sie różne, ale składające się na całość argumentacje.
Dziękuję za uwagę, jak dla mnie to wyczerpuje temat. NRSVP.*)
*) To żadna ukryta obraza. Do sprawdzenia w słownikach.