- Opowiadanie: Szavik - Przerwany lot...

Przerwany lot...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przerwany lot...

Przedstawiam wam prolog do większego pomysłu, którego już chyba nie pociągnę dalej… ale szkoda by marnował się na dysku;)

 

Ciemność…

nie żaden przejmujący mrok. Po prostu ciemność, młodsza i niedoceniana siostra nicości. Przedziwnym uczuciem jest zdanie sobie świadomości, z własnej świadomości, a tego właśnie doświadczył Alan. Lekki ruch ręką, zgięcie palców. Nogami starał się wyczuć podłogę, na próżno. Był zawieszony jakby w próżni. Umysł powoli wyzwalał się z pod wpływów środku hibernacyjnego i nie pozwalał na szybką analizę sytuacji. Lewa dłoń natrafiła na jakiś metal i chwyciła go. Zyskał nareszcie jakiś punkt odniesienia. Maleńkie zielone światełka przebijały się przez ciemną zasłonę zasłaniającą mu wzrok. Gdy drugą ręką odnalazł kolejną metalową barierką, potwierdziły się jego przypuszczenia, że spodnim znajduje się kapsuła hibernacyjna, z której nieokreślony czas temu wypłyną. Puścił się kurczowo trzymanych metalowych drążków i zwrócił się w kierunku wyjścia. Lot przerwało gwałtowne spotkanie z zamkniętą grodzią. Chwilę zajęło mu znalezienie panelu kontrolnego. Położył dłoń na czytniku. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, iż mechanizm nie zadziałał. Próbował jeszcze kilka razy nim zrozumiał bezcelowość swojego postępowania. Zwymyślał swoją głupotę, nie będąc pewien czy aby na pewno zrobił to w myślach. Odnalazł ręczną dźwignię służącą do otwierania grodzi. Zmusił swoje mięśnie do wysiłku. Z każdą chwilą zyskiwał coraz większą świadomość tego co robi. Powoli sunął po przez korytarz łącznikowy oświetlany awaryjnymi neonówkami.

– Awaria w samym środku kosmosu, po prostu świetnie – rzekł z ironią. Jednak czemu tu się dziwić, w końcu to prototypowa maszyna. Jako, świeżo upieczonego absolwenta akademii astronomicznej, nie stać go było na nowy lekki frachtowiec. Gdy nadarzyła się okazja testowania nowego modelu RX-117, od razu z niej skorzystał. Prototyp nie spełnił stawianych przed nim wymogów i przed złomowaniem uchronił go Alan, wykupując za okazyjną cenę. Kredyt na frachtowiec spłacał będzie jeszcze przez kilka lat.

Otworzył kolejną śluzę i znalazł się w centrum kontroli. Podleciał do niedużej konsoli i przekręcił żółty drążek z pozycji pionowej na poziomą. Ciche buczenie oznaczało, że agregat prądotwórczy działa. Zapaliły się światła i po kolei rozpoczynały pracę poszczególne jednostki komputerów. Alan zaczął pracować przy jednym z nich. Na ekranie pojawiła się sylwetka frachtowca. Sprawdził szczelność poszycia kadłuba. W normie. Puścił w przewody impuls elektryczny i zaraz na ekranie pojawiła mu się zielona sieć kabli okalająca cały statek. Wyłączał po kolei zewnętrzne warstwy i w końcu znalazł usterkę. Czerwony odcinek ciągnął się od rozdzielnika do dwóch reaktorów na antymaterię.

– I teraz zostaje mi tylko modlić się żeby to wysiadł przewód i nic więcej…

Sprawdził numer uszkodzonego przewodu i wprowadził go do pamięci kolejnego komputera. Z jednego z gniazd wysunął się niewielki plastikowy walec. Alan wyciągnął go i z uśmiechem obserwował płynną metaliczną ciecz znajdującą się w pojemniku. Wydostał się z pokoju i ruszył w kierunku pomieszczenia z reaktorami. W korytarzach nadal działało tylko awaryjne oświetlenie, więc znowu znalazł się w półmroku. Zamek śluzy prowadzącej do pomieszczenia z reaktorami wciąż działał dzięki osobnemu zasilaniu. Wpisał kod i potwierdził go swoimi liniami papilarnymi na czytniku laserowym. W pomieszczeniu nadal można było wyczuć zapach spalenizny. Wzrok pilota od razu przykuł, gruby na metr, mocno uszkodzony przewód elektryczny, ciągnący się do dużego metalowego prostopadłościanu w głębi. To właśnie w tej bryle znajdowały się dwa reaktory. Alan odnalazł panel kontrolny, który działał dzięki osobnemu zasilaniu i sprawdził wyniki pracy źródeł energii. Tak jak się spodziewał, pierwszy reaktor miał za duże skoki napięcia w wyniku których przepalił się przewód. W modelach seryjnych miały być dwa kable. Potężny impuls zatrzymał się na kondensatorze, który został zaprojektowany by pochłonąć większość energię w razie takiego wypadku jaki miał miejsce.

Młody pilot podpłynął do gniazda znajdującego się mniej więcej pośrodku przewodu i wsunął w nie pojemnik, który wziął ze sobą z centrum kontroli, kilka minut temu. Kabel wypełniły niewidoczne dla ludzkiego oka nanoboty i natychmiast według swojego programu przystąpiły do odbudowy. Alan obserwował jak z przewodu znikają osmalenia i dziury. Odczekał jeszcze kilka minut i gdy obok gniazdka zapaliła się zielona dioda oznaczająca wykonanie procesu i dezaktywację robotów, ruszył w kierunku głównego komputera. Zainicjował reakcję w drugim reaktorze i ustawił moc na pięćdziesiąt procent. Zapaliło się podstawowe oświetlenie i zgasły awaryjne neonówki. Przez lekki szumu jaki wydawały urządzenia utrzymujące atmosferę i temperaturę, dla pilota był on prawie w ogóle niesłyszalny, przebił się cichy zgrzyt, oznaczający uruchomienie systemu grawitacji. Na niewielkich frachtowcach takich jak RX-117 niebyło sensu budować potężnych akceleratorów z powodów czysto praktycznych i ekonomicznych. Zamiast tego rozmieszczano pomieszczenia w części frachtowca o kształcie walca, sufitem do środka. Gdy bryła obracała się na osi wytwarzała siłę odśrodkową równą w siedemdziesięciu procentach przyciąganiu ziemskiego.

Gdy zmierzał w kierunku „mostka” znajdującego się na pierwszym poziomie przyciąganie osiągnęło maksymalną wartość. Niewygoda jaką sprawiało chodzenie, powoli mijała gdy mięśnie przyzwyczajały się do wysiłku. Mostek był największym pomieszczeniem na frachtowcu zaraz po ładowni. Mogło tu pracować czterech ludzi lub varbuków, jednak jedna osoba była w stanie bezproblemowo kierować statkiem. Pierwszą rzeczą jaką sprawdził Alan było to gdzie aktualnie znajdował się jego frachtowiec. Pierwotnym celem był układ GJ 682 zasiedlany od kilku lat przez cywilizację varbuków, niewysoką rasę, której przedstawiciele przypominali ziemskie gady, lecz byli stałocieplni. Jako pierwsi nawiązali kontakt z naszą cywilizacją. Po początkowej nieufności nastała niezwykła współpraca pomiędzy dwoma rasami. Wymiana technologii, pozwoliła ludziom na przeprowadzenie procesów terraformowania na Masie i zlikwidowanie problemu przeludnienia na Ziemi. Kwitł handel. Z powodu wysokich kosztów produkcji statków kosmicznych, niewielu było niezależnych przewoźników takich jak Alan.

Zamiast lecieć „utartym szlakiem” przez ludzką kolonię na Alfa Centauri, tylko poleciał w prostej linii do GJ 682. Z mapy wynikało, że znajdował się już za układem GJ 628 około półtora roku świetlnego. Większą część podróży miał, już za sobą. Zostało tylko ustawić napęd i znów zamknąć się w kapsule na najbliższe dwa miesiące. Rozsiadł się wygodnie w krześle, włączył widok z jednej z kamer, znajdujących się na kadłubie i bezmyślnie obserwował otaczającą go przestrzeń. W przeciwieństwie do kolegów z akademii, nigdy go nie przerażała. Profesorowie uważali, że przykładem nowego pokolenia ludzi. Ludzi żyjących w przestrzeni między gwiezdnej.

Zamrugał oczami. Coś na ekranie przykuło jego uwagę. Przełączył na panoramiczny obraz. Spośród wielu białych punkcików jeden wyróżniał się znacznie wielkością. Alan zdziwił się, ponieważ w okolicy nie znajdował się żaden układ. Komputer nawigacyjny określił dokładne położenie względem kilku pobliskich gwiazd. Na ekranie obok zdjęcia układu pojawił się napis „NIEOZNACZONY”. Chłopakowi zabiło szybciej serce. Nieznana gwiazda. Zrobił dokładniejsze pomiary.

Gwiazda okazała się dwoma białymi karłami. Niezwykle blisko, biorąc pod uwagę przeszłość tych gwiazd, znajdowały się cztery planety. Całość w odległości tygodnia lotu. Teoretycznie trwało by to krócej, lecz należało wziąć poprawkę na rozpędzanie silników i późniejsze wytracanie prędkości.

Nie zastanawiał się długo, wprowadził nową trajektorię. Pamiętał opowieści kolegów, którzy trafili na nieznane gwiezdne układy ponad dwadzieścia pięć lat świetlnych od słońca. Martwe światy okrążające czerwone karły. Czekające na zmianę która być może nigdy nie nadejdzie. Nie oczekiwał niczego nadzwyczajnego, ale sama świadomość, że jest się pierwszym człowiekiem oglądającym z bliska cud, bo każdy układ planetarnym, jest swego rodzaju cudem, była warta zachodu. Wstał i ruszył przygotować frachtowiec do pełni funkcjonalności. Przed sobą miał siedem długich dni na pokładzie swojego statku.

 

***

 

W głośnikach leciał punk rockowy kawałek białoruskiej kapeli z początku dwudziestego pierwszego wieku. Czego to człowiek nie znajdzie gdy zagłębi się na kilka godzin w archiwa. Trzysta lat później trudno jest znaleźć coś ciekawego dla ucha. Leżał na łóżku w swojej kabinie przeglądał informacje w swoim palmtopie. Uniwersytet Astronomiczny im. Stephena Hawking’a zamierza opublikować swoje badania na temat czarnych dziur w centrum galaktyki. Na jednej z planet Tau Ceti chińscy koloniści ogłosili niezależność, od komunistycznego rządu w Pekinie. Nie zwracał zbyt dużej uwagi na to co czyta. Za kilka godzin dotrze do pierwszej planety. Drugiej jeśli liczyć od gwiazdy. Gazowy olbrzym znajdujący się najdalej od pierwszego białego karła okrążał go właśnie z drugiej strony. Co ciekawe jedna z planet w przeciwieństwie do reszty krążyła wokół drugiej trochę mniejszej gwiazdy.

Prace przy komputerze przerwał mu przeciągły pisk w głośniku. Podniósł wzrok znad palmtopa i wpatrywał się w urządzenie. Czyżby kolejna awaria. Pisk powtórzył się znów. Wstał z łóżka i podszedł do niewielkiej konsoli. Komputer nie wykrył żadnych nieprawidłowości. Ruszył na mostek. Tam sprawdzi czy to sygnał zewnętrzny, czy wewnętrzny powoduje przeciążenie. Usiadł przy konsoli łączności. Komputer odebrał sygnał za tak zwaną „boję”, czyli podstawowy sygnał wysyłany przez każdy ze statków ludzkiej cywilizacji.

A więc to tylko kolejne niedopatrzenie w prototypie. Trzeba będzie nieźle się naszukać by znaleźć źródło usterki. Nie przejął się zbytnio ty, że ktoś go wyprzedził i odnalazł ten układ przed nim. Sprawdził, co za jednostka wysyła ten sygnał.

Na ekranie pojawiła się sylwetka średniej wielkości stacji orbitalnej, w kształcie elipsy. Obok pełen zestaw informacji technicznych odnoście obiektu. Amerigo Vespucci, stacja należąca do 3K – Komisji Kosmicznej Kartografii, która zajmowała się poszukiwaniem systemów planetarnych znajdujących się wokół gwiazd. Przynajmniej przyjrzy się ich pracy z bliska.

Minuty mijały powoli. W końcu na ekranie pojawiła się planeta. Od razu rzucała się w oczy gęsta atmosfera. To znacznie ułatwi Terraformowanie inżynierom, którzy za kilka, lub kilkanaście lat będą zajmować się nią. Sama powierzchnia planety przywodziła na myśl pustynię. W pobliżu biegunów znajdowały się niewielkie z tej odległości naturalne zbiorniki błękitnej cieczy. Czyżby wody? Sama planeta była większa od Marsa i miała jakieś dziewięć tysięcy kilometrów średnicy.

W miarę zbliżania się, coraz widoczniejsza była stacja kosmiczna. Niedługo powinien nawiązać łączność. Kto wie jak na niego zareagują. Zazwyczaj takim wyprawą towarzyszyły jednostki wojskowe, lecz nie odbierał żadnych innych „boji” prócz Vespucci’ego. Alan czuł dumę na widok olbrzymiej stacji kosmicznej, która zajmowała już połowę ekranu. Zrobiliśmy spory skok techniczny od czasu, gdy pierwszy człowiek postawił nogę na obcej planecie choć i tak nie spełniliśmy oczekiwań ówczesnych pisarzy s-f. Jednak w świadomości czaił się niepokój. Nadal nie nawiązał, żadnej łączności ze stacją. Zaczął wywoływać operatora łączności Vespucci’ego, gdy nagle zamarł. W poszyciu kadłuba widniała ogromna dziura, mogąca pomieścić jego statek.

– O cholera… -

Koniec

Komentarze

Zawsze cierpiałam z tego powodu, że nie ma emotek, które oddawałyby choć w przybliżeniu niektóre miny, które robię, podczas czytania.
Czy, autorze, czytałeś swoje opowiadanie nim je tutaj zamieściłeś?

Mogę zagwarantować, że czytałem je więcej niż raz, a nawet więcej niż cztery razy.

Odnosząc się do twojej uwagi, rzeczywiście nie pamiętam bym podczas pisania tego fragmentu zwracał uwagę na mimikę twarzy. Może dlatego, że jako otępiałego po hibernacji nie wymagałem tego od niego.

A co do emotek... zastąp je wyobraźnią.

Nie pisałam o minach bohatera, tylko o swoich. Eksperyment się udał, czytasz nieuważnie.

"Po prostu ciemność, młodsza i niedoceniana siostra nicości." - mocno dyskusyjne, prawda? Mina pierwsza, wyrażająca lekkie, niechętne opowiadaniu powątpiewanie w jego wartość. Ale nie tego chciałam się czepiać, więc przejdźmy dalej. Na początek tylko pierwszy akapit.

"Przedziwnym uczuciem jest zdanie sobie świadomości, z własnej świadomości" - że już pominę ten uroczy przecinek, który zabija sens zdania, słyszałeś może o synonimach? Mina numer dwa, zgrzytanie zębami.

"na próżno. Był zawieszony jakby w próżni" - zaczynam wątpić w celowe używanie stylu. Mina nr trzy, brwi do góry.

"ciemną zasłonę zasłaniającą mu wzrok" - wątpię już całkiem. Mina numer cztery, odrobinkę w stylu "facepalm".

"Gdy drugą ręką odnalazł kolejną metalową barierką" - deklinacja nie boli... Mina nr pięć plus zaciśnięcie zębów i nerwowe stukanie palcami.

"przypuszczenia, że spodnim znajduje się kapsuła" - że co? Chwilowa dezorientacja. Wreszcie dociera do mnie, że miało być "pod nim".

"z której nieokreślony czas temu wypłyną" - wyciągam miecz i siekę autora na drobne kawałeczki. WypłynĄŁ do cholery!! WypłynĄŁ!! Niedbalstwo w mowie przekłada się na niedbalstwo w piśmie.

I tu niestety zakończyłam czytanie, ale jestem pewna, że znajdzie się ktoś, kto jest bardziej cierpliwy ode mnie.

Dzięki za uwagi ;) Szkoda że nie przebiłaś się dalej. Co mam na swoje usprawiedliwienie... nic. Takie są pierwsze próby pisania. Trzeba przeboleć i iść dalej. Dobrze że mam to już za sobą...

"Przedstawiam wam prolog do większego pomysłu, którego już chyba nie pociągnę dalej...". No cóż, taki wstęp zamiast zachęcać, lekko zniechęca. Jesli nie chcesz tego tekstu dociągnąć do końca, to w jaki sposób chcesz zachęcić uważnych czytelników do lektury? Ja bym na Twoim miejscu publikował tylko te pomysły, które mają szansę uciągnięcia fabuły do końca. I zniechęcaj się, Broń Boże... Nikt nie powiedział, że zawsze będzie sielsko i anielsko... Pisanie to ciężka, fizyczna praca.

...always look on the bright side of life ; )

Nie zniechęcaj się, oczywiście! Pozdrawiam!

...always look on the bright side of life ; )

Wydłubałem ten fragment z mroków mojego dysku i chciałbym zobaczyć co sądzą o nim inni. Nie spodziewałem się po jednym z pierwszych pomysłów kokosów, co to to nie.

Nie martw się nie zniechęciła by mnie nawet ostra krytyka, którą już nie raz otrzymałem. jacek001, zerknij na moje opowiadania Ukryci i Smak krwi, które są częścią wykańczanego projektu ;)

Nowa Fantastyka