Czarna świeca dogasała, jej blask walczył o każdą sekundę dalszej egzystencji i toczył batalię z ciemnością o każdy skrawek pokoju. Walkę o pomieszczenie przegrywał, jednak chronił przed mrokiem leżącą nieruchomo dziewczynę, odzianą w jedwabną, błękitną szatę. Światło umierającego płomienia padało na twarz człowieka, odzianego w czarny jedwab, siedzącego w fotelu. Wzrok mężczyzny przeniósł się z instrumentu, który stroił, na dopalającą się świecę. Odbicie płomienia tańczyło na jego rubinowych, szklistych oczach.
– Cholera – mruknął mężczyzna do trzymanej lutni, a następnie wyciągnął z kieszeni flakonik ciemnozielonego płynu. – Na zdrowie – powiedział do siebie i wypił eliksir. – Ohyda. – Wzdrygnął się, a twarz paskudnie oszpecił mu grymas obrzydzenia. a oczy stały się błękitne niczym niebo w ciepły, letni dzień.
Archibald wstał, podszedł do ołtarza i zapalił zieloną świecę. Uśmiechnął się, ostatni raz musiał pić ten gówniany eliksir. Dziś odbędzie się rytuał, czas przygotować Siwę na nadejście mistrza.
Położył się obok dziewczyny, smukłymi palcami przeczesał jej płomieniste, bujne włosy. Wierzchem dłoni musnął policzek anielicy, szyję, a następnie delikatnie przesunął opuszkami palców po ramieniu, biodrze, zatrzymał na udzie i zaczął powoli masować, ledwie dotykając jedwab skrywający skarb.
***********
Siwa tonęła w ciemności. Zaklęcie, którego użyła, gdy uciekali przed demoniakami, sługusami demona zwanego Amil, wyczerpało ją. W końcu nawet anioły mają swoje limity, na szczęście tylko gdy są w formie materialnej, ale wkrótce wróci do siebie.
Przez nieświadomość i ciemność, leniwie przebijały się bodźce z realnego świata. Zapach kwiatów, blask świecy, jedwab okrywający jej ciało i coś czego nie czuła od dawna. Nie pamiętała swojego ostatniego życia, ani żadnego poprzedniego, ale to co czuła, ciepło czyjegoś dotyku, pieszczot, wspomnienia tych doznań były głęboko zakopane w jej duszy i teraz próbowały się wyrwać z okowów zapomnienia.
Nie mogła tego czuć, nie wolno jej było, ale jej ciało chciało, domagało się tego. Próbowała z tym walczyć, ale kolejne delikatne pieszczoty powodowały fale przyjemności, które niosły ze sobą skrawki wspomnień doznań, uniesień, dotyków i miłości z poprzednich wcieleń, nakładając się na obecne wrażenia i potęgując je. Jej serce zadrżało, zaczęło bić szybciej, robiło się coraz przyjemniej. Otworzyła lekko oczy i zobaczyła Archibalda subtelnie, nieśmiało pieszczącego jej piersi. Gdyby nie jego pomoc byłaby teraz więźniem Amila. Uśmiechnął się do niej, jego oczy błyszczały, na twarzy pojawiły się rumieńce. Coś, skrytego głęboko w głowie, kazało go powstrzymać, ale zostało zagłuszone przez napływ wspomnień i żądzę ciała.
Widziała swoją rękę dotykającą policzka mężczyzny, ciepło jego ciała przyciągnęło kolejne wspomnienia, sprawiało, że chciała więcej. Chwyciła jego dłoń i wsunęła ją pod szatę, poprowadziła go. Ciepłe palce łagodnie powędrowały po brzuchu, a wraz z nimi rozkoszny dreszczyk. Od wieków się tak nie czuła. Do głowy cisnęła się jedna myśl, nie jest już anielicą, kolejnym żołnierzem w toczącej się wojnie, stała się kimś więcej. W tej chwili ponownie była kobietą, zapomniała jakie to wspaniałe.
*********
Odetchnął z ulgą, eliksir wkrótce przestanie działać, na szczęście zaczęła mu pomagać. Słodki zapach, gładka skóra pod palcami, oddech przyspieszony oddech, ciepło emanujące od niej poruszyło coś w głębi jego mrocznej duszy. Tego nie było w planie. Postanowił to zwalczyć, zdusić w zarodku, nim wymknie się spod kontroli. Powtarzał sobie, że musi skupić się na rytuale, taka okazja nigdy więcej się nie przytrafi.
Serce zabiło szybciej. „To nie możliwe. Ja nie mam serca” pomyślał. Coś się z nim działo i był to problem, ale jakże przyjemny. Podobało mu się to szybsze tętno, narastające podniecenie, spłycony oddech. Nie mógł już wytrzymać, delikatnie przyłożył swoje do jej szyi i zaczął całować. Pochłaniał wzrokiem każdy milimetr jasnego, gładkiego jak jedwab ciała. Poczuł rękę na głowie, palce wplatające się w kasztanowe włosy, znowu coś się szarpnęło w głębi jego duszy, tym razem mocniej. Rękoma błądziła po jego ciele, podniecała, zachęcała. Stał się pewniejszy. Teraz już śmielej, namiętniej pieścił uda, całował piękne piersi, zanurzył się w nich. Jęknęła, czy tylko mu się zdawało, a może chciał żeby tak było. Na pewno pragnął takiej reakcji, ale dlaczego? Nie rozumiał samego siebie i miał to gdzieś. Liczyła się tylko Siwa i przyjemność jaką mógł podarować. Odkrywał kolejne zakamarki kobiecego ciała, czuł delikatne dreszcze przechodzące między nimi. Więcej, musiał mieć więcej.
Dyszał, a może to ona.
Nie, to oni. Ich pragnienie bliskości rosło. Świat i czas nie istniał, był tylko nieistotnym detalem. Zbędnym dodatkiem. Zanurzyli się w morzu wzajemnych pieszczot. Raczyli się pieszczotami, tonęli w odmętach rozkoszy.
************
– Przestań Archibaldzie. – Usłyszał w głowie mistrza, Amila. – Jest już gotowa. Czas rozpocząć rytuał.
Zdyszany uniósł się znad jej falujących, jędrnych piersi i ujrzał postać w krwistoczerwonej szacie, zapalającą złotą świecę, zielona już dogasała. To niemożliwe, pytał siebie kiedy ten czas minął. Był pewien, że to tylko chwila pieszczot, a upłynął szmat czasu. Chciał więcej.
– Pamiętaj o rytuale mój uczniu. – Amil miał nieprzyjemny, śliski, złowrogi głos, nawet w przypadku komunikacji telepatycznej.
Eliksir wkrótce przestanie działać. Archibald powoli odzyskiwał kontrolę nad sobą. Wstał, rzucił przelotne spojrzenie podnieconej kobiecie, na jej piersi, delikatne i jasne nogi. Zakrył szatą swoją pobudzoną męskość i umięśnione ciało. Usunął się na bok, zrobił miejsce Amilowi.
Spod krwistoczerwonego kaptura błysnęły szarostalowe oczy. Uczeń złowił lubieżne spojrzenie mistrza, pochłaniające piękne ciało Siwy. Amil odsłonił swoje pomarszczone i poplamione ciało, jego przyrodzenie powoli prężniało. Wbrew przypuszczeniom Archibalda, jakieś życie, wciąż tliło się w tym skrawku oschłej padliny, między nogami starca.
Coś szarpnęło się w odmętach jego czarnej jak noc duszy. Napój przestał działać, ale to co zbudziło się w nim nabierało na sile. Ich zbliżenie przedarło się przez drzwi, za którymi zamknął uczucia. Całą siłą woli skupił się na rytuale. Musieli osiągnąć cel, a może nie koniecznie.
Kątem oka złowił błysk, odbicie płomienia na ostrzu sztyletu zatańczyło drwiąco. Zaczął zastanawiać się, kto przyniósł Dorobō, broń która kradła energię ugodzonej osoby. Odpowiedź była oczywista, Amil. Dotarło do niego, że został oszukany. Tak jak Siwa, miał być ofiarą rytuału. Ogarnęła go fala wściekłości.
************
Był tak blisko. Wszystkie składniki, a raczej ofiary potrzebne do rytuału są przy nim. Wszystko czego chciał miał w zasięgu ręki. Ukradnie anielską esencję i źródło energii, a następnie zatopi sztylet w sercu Archibalda i pochłonie jego energię. Stanie się nieśmiertelny, najpotężniejszy . Będzie nowym bogiem, przed którym wszyscy padną na twarz lub spłoną, pochłonięci ogniem jego gniewu. Zawładnie wszystkimi światami.
Klęknął przed leżącą kobietą, podnieconą, pogrążoną w rozkoszy płynącej z przeszłych wcieleń i pragnącą nowych uniesień, teraźniejszych. Rozchylił jej nogi, spojrzał na kwiat rozkoszy, lśniący jak diament. Przysunął się bliżej, był gotów. Wziął swoje przyrodzenie w rękę, pochylił się nad dyszącą anielicą, podpierając się drżącą ręką.
Stęknął cicho. Nie mógł złapać tchu, tracił siły. Niemożliwe, żeby tak szybko skończył. Nawet jeszcze nie… Zrozumiał co się stało. W głowie pojawiła się jedna myśl, musiał przyznać, że była przyjemna.
*************
Wściekłość wypuściła na wolność pogrzebane w jego głębi uczucia. Tama, budowana przez wieki, pękła. Archibalda zalała powódź emocji, które sączyły się w jego czarne serce w trakcie pieszczenia Siwy. Przyjemność, rozkosz, radość i coś czego się nie spodziewał, miłość. Kochał? Zakochał się w niej? Spojrzał na Amila pochylającego się nad piękną kobietą. Nie miał pojęcia jak sztylet znalazł się w jego ręce, ale doskonale wiedział gdzie uderzyć. Ostrze zatopiło się w plecach jego mistrza bez najmniejszego oporu. Trafił w serce. Poczuł moc przekazywaną przez Dorobō. Czuł się nieziemsko, potężnie.
– Uczeń przerósł mistrza. – Usłyszał cichy, śliski głos mistrza.
– Tak, a teraz zdychaj z łaski swojej – wyszeptał pochylając się nad nim.
Złapał go i odciągnął do tyłu. Sprawnym ruchem wycofał sztylet z pleców dogorywającego Amila i zatopił go w piersi starca. Tak dla pewności.
Spojrzał na Siwę.
– Archibaldzie? – zapytała cicho, nieświadoma tego co zaszło. Zrzucił szatę i położył się na niej. – Nie przestawaj mój miły – wyszeptała do ucha.
Zaczęli się całować. Najpierw delikatnie, powoli, ostrożnie by nie spłoszyć skradającej się ekstazy. Oboje uderzyła fala wspomnień wypełnionych rozkoszą zbliżeń z poprzednich wcieleń. Miłość zalała serca obojga. Nie potrafili się powstrzymać, górę wzięła namiętność. Ociekał nią każdy pocałunek, dotyk, nawet najmniejszą pieszczota i szept. Wyznawali sobie miłość między westchnieniami. Wtedy spletli się w miłosnym uścisku, chwyciła jego przyrodzenie…
Rozkosz, utonęli w oceanie ekstazy. Rozpoczęli przyjemną „walkę” o dyktowanie tempa doznań. Obdarowywali się pocałunkami, pieszczotami oraz widokiem swoich ciał.
**********
Złota świeca dogasała, jej blask walczył o każdą sekundę dalszej egzystencji i toczył batalię z ciemnością o każdy skrawek pokoju. Walkę o pomieszczenie przegrywał, jednak chronił przed mrokiem leżącą nieruchomo parę kochanków. Dyszeli obok siebie, dwoje rozbitków wyrzuconych z oceanu ekstazy, przez falę spełnienia.
Siwa odzyskiwała świadomość i kontrolę nad sobą. Była przyjemnie zmęczona. Leniwie rozejrzała się po pomieszczeniu. Dwie świece, które stopiły się już jakiś czas temu. Nieważne, leżał obok, jej ukochany, którego nie powinna mieć. Wiedziała, że stało się coś złego. Kątem oka dostrzegła błysk. Płomień świecy odbijał się w kałuży jakiejś cieczy. Przez woń stopionego wosku i kwiatów, przebił się doskonale znany zapach. To była kałuża krwi. Dostrzegła ciało z sztylet wbitym w pierś. Rozpoznała Amila.
– Archibaldzie – powiedziała drżącym z przerażenia głosem. Przytulił ją. Nie dokończyła.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał. Poczuła się lepiej, bezpiecznie. Spojrzała mu w oczy i ogarnęło ją ogromne przerażenie. To nie był Archibald, którego znała. Jej mężczyzna miał błękitne jak niebo oczy. Teraz patrzyła w czerwoną otchłań, nie dostrzegała tam człowieka, który ją pieścił i dał tyle rozkoszy. Świeca zgasła. Dwoje rubinowych oczu świeciło w ciemności nienaturalnym blaskiem, ale powoli zmieniały się, wyglądało to jakby rozlała się w nich złota farba. Po chwili nie było po nich śladu, oprócz przerażającego wspomnienia. Teraz jego tęczówki były złote, ciepłe. Objął ją mocno. – Wszystko będzie dobrze, obiecuję. – Uwierzyła. Pocałował ją. To jednak był jej Archibald, więc wszystko było nieważne. – Będzie dobrze. – Powtórzył kolejny raz, a w myślach dodał – Rytuał się udał.