- Opowiadanie: Agiks - Powtórne narodziny cz.2

Powtórne narodziny cz.2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Powtórne narodziny cz.2

– Niech to szlag – wychrypiałem z trudem. Czułem niesamowitą suchość w ustach, krew pulsowała mi szybko, wywołując szum w uszach. Jared rzucił mi krótkie spojrzenie, ale nic nie powiedział. Chwilę milczałem, próbując dojść do siebie i jakoś to wszystko ogarnąć. – Zdaje się, że ta standardowa misja, zrobiła się bardzo niestandardowa… – przemówiłem wreszcie odchrząkując, w ustach nadal nie miałem ani odrobiny wilgoci.

Czułem się źle. Czułem się bardzo źle. Nagle, z pełną mocą, uderzyła mnie świadomość tego, dokąd zmierzałem, czym się stałem, i jakiego rodzaju życie mnie odtąd czekało. Pod warunkiem, że uda mi się dożyć końca tego dnia…

– Niedługo będziemy na miejscu – poinformował spokojnym, formalnym głosem mój mentor. Nie było w nim słychać żadnych oznak napięcia, konsternacji, czy czegokolwiek innego, co zdradzałoby jego stan emocjonalny. – Radziłbym ci zacząć planować atak. Mamy odrobinę czasu, możemy więc przygotować się tak, żeby załatwić sprawę gładko i bez niepotrzebnych ofiar.

Po tym stwierdzeniu spojrzałem na niego tak, jakbym widział go po raz pierwszy. Jared musiał to dostrzec. Westchnął i przemówił do mnie tonem, jakiego na ogół używają dorośli, gdy zwracają się do niezbyt rozgarniętych dzieci.

– Apollo, spędziłeś na szkoleniach wystarczającą ilość godzin, żeby wiedzieć, jak sobie poradzić ze stojącym przed tobą zadaniem. Nie myśl przez chwilę o tym, że nawet w najgorszych koszmarach nie przeczuwałeś, że na pierwszej misji trafisz na trójkę psychopatycznych, posiadających specjalne zdolności, Aniołów. Przeanalizuj sytuację, wykorzystując zebrane informacje, i ułóż jak najefektywniejszy plan w oparciu o nie.

W duchu zmełłem przekleństwo. Byłem ciekaw, jak wyglądała jego pierwsza misja, i czy on na moim miejscu spokojnie analizowałby sytuację.

– Denerwowanie się na mnie w niczym ci nie pomoże – odezwał się obojętnie, patrząc mi w oczy. – Weź się do roboty, czasu nam nie przybywa. Nie będę myślał za ciebie, to twoja impreza.

– O ile mnie pamięć nie myli, w bazie mówiłeś coś zgoła innego – odparłem zimno.

– Hej, musiałem jakoś przełamać lody – rzucił Jared wzruszając ramionami. Miałem ochotę go uderzyć. – Widzisz, prawda jest taka, że nigdy nikomu nic nie ułatwiam. Kiedyś mi za to podziękujesz… A teraz lepiej zacznij działać. Jesteśmy na miejscu.

Spojrzałem przed siebie, znajdowaliśmy się w jakiejś bocznej uliczce.

Wiedziałem, że dalsza dyskusja nie ma sensu, więc ruszyłem na tyły wozu, gdzie znajdował się cały sprzęt, próbując się uspokoić.

Przede wszystkim musiałem się zastanowić, którego Anioła zdjąć w pierwszej kolejności. Wybór był dość trudny. Z jednej strony miałem osobnika, który potrafił zaszczepiać ofierze sztuczne obrazy i wizje, doprowadzając ją do obłędu, wywołując agresję, a nawet doprowadzić do śmierci; następny kontrolował wodę. Ostatni panował nad prądem i urządzeniami elektrycznymi.

Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, co zrobić, gdy Jared chrząknął i spojrzał na mnie znacząco.

– Zaraz posiwiejesz od tego myślenia – zakpił zakładając ręce na piersi – albo łeb ci zacznie parować. Słuchaj, wbrew pozorom można to załatwić dość prosto. Wiesz, jakie mają zdolności, więc możesz to wykorzystać. – Spojrzałem na niego ponuro. Chyba rola wszystkowiedzącego, starego wyjadacza, który musi prowadzić żółtodzioba za rączkę bardzo mu się podobała. – Tymi ponurymi minami nic nie wskórasz. Naprawdę chcesz, żebym uznał cię za całkowicie niekompetentnego i wszystko zrobił za ciebie? – Mężczyzna wszedł do furgonu i usiadł naprzeciwko mnie. – Mogę to zrobić, Apollo, ale później wysmaruję uroczy raporcik, a ty, zamiast wyruszyć w trasę, trafisz do grupy świeżych nabytków agencji… A Gordon jeszcze przez długi czas nie da ci szansy wykazać się w terenie.

– Rozumiem, o co ci chodzi – westchnąłem. Czułem się już bardzo zmęczony, a jeszcze na dobrą sprawę nawet nie zaczęliśmy tej akcji. – Ale może jednak dasz mi chwilkę na zastanowienie się nad tym wszystkim?

– Chwila minęła – rzucił ostrym głosem bioroid. – Czy tobie się wydaje, że zawsze będziesz miał luksus głębokiego zastanawiania się nad kolejnymi krokami? To jest sprawa życia i śmierci kilkunastu osób – kontynuował podnosząc głos coraz bardziej. – Więc weź się w garść i wyciągnij wnioski… I zrób to szybko, oni już tu jadą.

Ta wypowiedź podziałała na mnie, jak przysłowiowy kubeł zimnej wody. Nagle zobaczyłem wszystko wyraźnie.

Dwóch z napastników potrzebowało zewnętrznych zasobów do tego, żeby móc używać swoich zdolności, więc najprostszym sposobem wyeliminowania ich było odcięcie dopływu do tych zasobów w całym domu. Postanowiłem załatwić to od ręki. Włamałem się do systemu pobliskiej elektrowni i ustawiłem wszystko tak, by prąd wysiadł kwadrans od rozpoczęcia ataku Aniołów. Odcięcie wody nie stanowiło większego problemu, wystarczyło zakręcić główny zawór.

Jared spojrzał na mnie krótko i pokiwał głową z uznaniem, po czym bez zbędnych komentarzy zaczął przygotowywać sprzęt potrzebny do akcji.

 

* * *

 

Przygotowując się nie byłem w stanie powstrzymać natłoku różnych, ponurych myśli, a cisza, która między nami panowała, wcale nie pomagała mi się od nich oderwać.

– Mogę cię o coś spytać? – odezwałem się w końcu. Jared kiwnął lekko i nie patrząc na mnie zaczął ubierać się w uprząż na broń. – Polujesz na te stwory już dość długo, prawda? – Nic na to nie odpowiadając mężczyzna wziął spory nóż i wsunął w pokrowiec na plecach. – Czy… spotkałeś się dotąd z chociaż jednym osobnikiem, który nie był… taki, jak reszta?

– A pod pojęciem reszta masz na myśli mordercze, bezmyślne kreatury, które bez oporów zaszczepiają zarodki pierwszemu lepszemu, napotkanemu na swojej drodze człowiekowi? – Jared wyjął magazynek z pistoletu, stuknął nim o kolbę i załadował z powrotem, po czym włożył go do kabury znajdującej się na biodrze. – W mojej długoletniej i pełnej sukcesów karierze – podjął po chwili – nie spotkałem jak dotąd ani jednego potwora, który by odbiegał od standardu. One są dokładnie takie, jakimi je malują podczas szkoleń… lub gorsze. O czym zdążysz się jeszcze nie raz przekonać.

Bioroid wziął kolejny pistolet, sprawdził magazynek i włożył go do drugiej kabury, po czym zaczął upychać w kieszonki zapasowe magazynki. Gdy skończył, otworzył ukryty schowek i wyjął z niego dwie pary gogli.

– Miałeś już z tym do czynienia? – spytał podając mi jedną parę. Przyjrzałem się goglom z uwagą. Chyba już je widziałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć szczegółów. – Najwyraźniej nie. – Westchnął. – Nie ważne. Nie sądzę, żebyśmy musieli włączać ich podstawową funkcję… Dzisiaj wystarczy, żeby posłużyły nam jako wizjer na podczerwień. – Sięgnął do kolejnego schowka i wyjął z niego nadajniki. – Wchodzimy na moją komendę. Wbrew temu, co mówiłem, nie pozwolę ci na prowadzenie tej akcji – ciągnął z uśmiechem. – Jeszcze nie wiem, na ile cię stać, a nie mamy czasu na próby. Do tego przeciwnik jest raczej nieobliczalny…

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparłem odrywając na chwilę wzrok od gogli.

– To proste. Naszym przeciwnikiem są Anioły. Obydwaj możemy w nich czytać i zwykle wygląda to tak, że przeprowadzamy akcje utrzymując z nim kontakt. W ten sposób nie są w stanie nas niczym zaskoczyć. Ty jesteś zbyt świeży, nie mam pewności, że się nie pogubisz jednocześnie atakując i sondując te stwory. – Patrzył mi prosto w oczy z zupełnie poważną miną. Kiwnąłem głową. Miał absolutną rację, nie mogliśmy ryzykować. Sam wciąż nie potrafiłem uwierzyć w to, że w ogóle jestem w stanie grzebać tym potworom w głowach. Nie wspominając o tym, żebym miał to robić podczas walki… – No, to świetnie, że się rozumiemy.

Mężczyzna uśmiechnął się dość drapieżnie. Zauważyłem, że jego sposób bycia zmieniał się z minuty na minutę, w miarę, jak zbliżaliśmy się do rozpoczęcia akcji. Niby próbował rozładować sytuację i nie pokazywać po sobie, że czymkolwiek się przejmuje, ale jednak dało się wyczuć jakieś napięcie, powagę (?), które przezierały spod maski pozornego luzu.

Gdy ja kończyłem ubieranie się i dobieranie sprzętu, Jared usiadł na podłodze i zamknął oczy. Od razu zacząłem się zastanawiać, jak u niego jest z wykorzystywaniem naszych zdolności. Na pewno był w tym bardzo sprawny. Jak bardzo, nie potrafiłem się domyślić. Było to zbyt abstrakcyjne zagadnienie, żebym potrafił je ogarnąć.

– Nie wiem, jak ty to sobie wykombinowałeś – wyrwał mnie z zamyślenia głos Jareda – ale sądzę, że zrobimy to w następujący sposób. Wchodzimy, gdy tylko Anioły zbiorą wszystkich razem i zajmą swoje pozycje, po czym odcinamy wodę i prąd. Przez chwilę przeciwnik będzie zdezorientowany. Zdejmujemy tych dwóch, którzy będą stali na czatach, a potem załatwiamy lidera. Gdyby sytuacja miała się skomplikować albo drastycznie zmienić, masz wykonywać moje polecenia. Ja będę cały czas kontrolował to, co planują Anioły i na bieżąco dostosowywał nasze posunięcia.

– W porządku – odparłem tylko.

Koniec końców i tak okazało się, że nie da mi wolnej ręki. Przez głowę śmignęła mi myśl, że może dokopał się w głowach tych stworów do czegoś, czego ja nie znalazłem, ale jakoś nie miałem ochoty pytać. Nie mogliśmy sobie pozwolić na ryzyko, jakikolwiek błąd z naszej strony narażał tych wszystkich ludzi na śmierć.

 

* * *

 

Dom pastora był budynkiem starego typu, z zewnętrznym wyjściem z piwniczki znajdującym się na podwórzu. Otwarcie lekko już pordzewiałej kłódki, blokującej drzwiczki nie stanowiło dla nas żadnego problemu. Gdy weszliśmy do piwniczki uderzył w nas silny, nieprzyjemny zapach stęchlizny i kurzu, który uniósł się całymi kłębami z każdej możliwej powierzchni. Pomieszczenie wypełniały półki, które uginały się pod ciężarem niepotrzebnych bibelotów i różnej wielkości kartonów. Wyraźnie było widać, że stanem piwnicy nikt się nie przejmował.

Odszukaliśmy główny zawór wody i zakręciliśmy go. Nad naszymi głowami, z poziomu domu, słychać było różne odgłosy – biegające dzieciaki, rozmawiający dorośli. Z łatwością potrafiłem sobie wyobrazić, jak przebiegała uroczystość. A za chwilę w ten zwyczajny, spokojny obrazek, niczym natrętna, paskudna mucha w leniwe letnie popołudnie na werandzie, wepchnął się wizerunek Anioła. W jednej chwili moje ciało ogarnął nieznany mi dotąd paraliż, zacząłem odpływać. Wszystkie wrażenia płynące ze świata zewnętrznego się rozmyły i powoli zacząłem widzieć i czuć tylko jedno – to, co działo się wokół i z potworami. Mimo wysiłku nie byłem w stanie obronić się przed napływem do mojej głowy myśli i emocji Aniołów. Poczułem się, jakby zalał mnie ocean arktyczny.

Bez udziału swojej woli znalazłem się w głowie przywódcy tej trójki. Obraz, który widziały jego oczy i odgłosy z zewnątrz, mieszały się z jego myślami. Przede wszystkim odczuwał perwersyjne poczucie satysfakcji na widok przerażonych twarzy ludzi, których sterroryzował. Strach odbijający się w na ich twarzach go podniecał. Anioł sycił się tym wszystkim – widokiem, świadomością, że za chwilę pozbawi te nędzne kreatury ich marnego żywota. Zapłacą własnym życiem za to, że śmiały zabić któregoś z nich.

Głęboko brzydził się ludźmi, szczególnie takimi osobnikami, które dawały się pochłonąć swoim słabościom; pełnymi strachu, trzęsącymi się w obliczu zagrożenia. Przed śmiercią miał zamiar dać im zasmakować, czym był prawdziwy horror i groza.

Nie potrafiłem się od tego oderwać. Nagle czyjaś ręka opadła na moje ramię i zaczęła mną potrząsać. Ocknąłem się i zobaczyłem przed sobą twarz Jareda.

– Ładujemy się – powiedział głosem, w którym słychać było napięcie, jego oczy intensywnie mi się przyglądały, jakby oceniał mój stan.

– Przepraszam – bąknąłem potrząsając głową i próbując odsunąć od siebie inne wrażenia.

– Po prostu skup się na tym, co masz zrobić. Nie możesz odpłynąć nawet na chwilę, bo ta chwila może wystarczyć, żeby cię załatwili. A mnie nie będzie obok, żeby ratować twój tyłek.

Kiwnąłem głową. Cicho ruszyliśmy po drewnianych schodkach prowadzących do drzwi. Kroki stawialiśmy powoli i niezwykle cicho, żeby stare deski nie zdradziły nas żadnym skrzypieniem. Stanęliśmy przed wejściem i czekaliśmy.

Jared uprzedził mnie wcześniej, żebym nie próbował w ogóle łączyć się podczas akcji z Aniołami, że on się tym zajmie i będzie mnie cały czas informował o ich poczynaniach. W sumie tak było bezpieczniej, ale z drugiej strony… Jak w takim razie miałem się nauczyć robić to samodzielnie? Jedynym pewnym sposobem na opanowanie czegoś była praktyka. A ja nie miałem pojęcia, kiedy znowu będę miał możliwość poćwiczyć w terenie swoje umiejętności.

Na piętrze panowała cisza. Serce biło mi jak szalone. Starałem się za wszelką cenę uspokoić. Robiłem już takie rzeczy, miałem przećwiczone akcje w zamkniętych przestrzeniach i dobrze sobie z nimi radziłem.

W myślach powtarzałem sobie, że to nic innego jak kolejna symulacja. Do tego wspierał mnie doświadczony kolega. Nic nie mogło pójść źle.

– W porządku. – Wrócił mnie do rzeczywistości głos mojego mentora. – Cała trójka zajęła swoje stanowiska. Wychodzimy. Akcję rozpoczynamy, gdy tylko zgasną światła.

Jared otworzył drzwi i bezszmerowo je uchylił. Obydwaj wyśliznęliśmy się na korytarz.

Wziąłem kilka głębszych oddechów.

Jeszcze tylko minuta…

Trzydzieści sekund…

Piętnaście…

Światła zgasły. Wszelkie odgłosy zamarły. I nagle cały niepokój, jaki odczuwałem gdzieś odpłynął. Moje zmysły się wyostrzyły. Ciało po prostu zareagowało automatycznie, tak jak było wyćwiczone setkami godzin treningu.

Przemknąłem szybko w stronę korytarza prowadzącego do drzwi wejściowych, Anioł stał przed nimi. Dopadłem go w kilka kroków, zakryłem szczelnie usta i jednym, szybkim, gwałtownym ruchem zatopiłem zimne ostrze noża w jego gardle. Gdy z jego ust wyrwały się przyciszone, nieokreślone dźwięki, jeszcze mocniej zacisnąłem dłoń, aby stłumić wszelkie odgłosy. Po chwili ciało oklapło i bezwładnie zawisło mi w rękach. Starając się nie wywoływać żadnego hałasu ułożyłem je pod ścianą i ruszyłem powoli korytarzem w stronę przejścia do salonu.

Jak na razie wszystko szło dobrze. Załatwiłem swojego potwora, Jared też powinien był się uporać z drugim. Został nam lider tej grupki. Chciałem na chwilę się z nim połączyć, żeby sprawdzić, co ma w planach, kiedy po drugiej stronie domu odezwał się hałas. Umysł na chwilę zsynchronizował mi się z Aniołem, którym miał się zająć mój mentor. Po chwili ciszę domu przeszył odgłos wystrzału. Nie miałem zamiaru czekać na rozwój wydarzeń i ruszyłem na pomoc koledze.

Mówi się, że krew nie woda, ale jak się okazało naszemu przeciwnikowi to nie przeszkadzało. Jak wiadomo ciało człowieka w ponad pięćdziesięciu procentach składa się z wody. Anioł ten fakt bardzo sprawnie wykorzystywał właśnie w praktyce, właściwie uniemożliwiając Jaredowi ruchy. Przejmując się swoją rolą postanowiłem ruszyć mężczyźnie na pomoc. Gdy Zabójca mnie dojrzał usta wymówiły bezgłośną wiązankę, a ja od razu spostrzegłem swój błąd.

Wyczułem go, zanim do mnie dotarł, jednak niezbyt mi to pomogło. Poczułem uderzenie i upadłem na podłogę. Kolejnego ciosu udało mi się uniknąć. Szybko wykonałem przewrót i wstałem. Gdy chciałem go zaatakować coś jakby mną szarpnęło, ciało na chwilę skamieniało. Przeciwnik wykorzystał ten moment i zerwał mi z twarzy gogle.

Pomimo planu, zapewnień Jareda, przygotowań, coś i tak musiało pójść źle. Ale w sumie pracujemy w warunkach, w których stykamy się z najróżniejszymi koszmarami. I w dodatku te koszmary potrafią być bardzo aktywne w działaniu.

Jest taka stara przypowieść o potworze zwanym bazyliszkiem. Ktokolwiek spojrzał w jego oczy zamieniał się w kamień. Jak to w każdej bajce, wielu śmiałków skończyło jako dekoracja w norze potwora. Aż któregoś razu ktoś wziął się na sposób. Po prostu pokazał potworowi jego własne odbicie. Wzrok bazyliszka padł na jego własną postać i zadziałał, jak działać miał – zamienił napastnika w kamień. Czego nas to uczy? Strach ma wielkie oczy?

W momencie, gdy w nie spojrzałem, nie widziałem nic poza nimi – dużymi, płonącymi żądzą i samozadowoleniem. Stałem jak sparaliżowany i tylko na krańcach świadomości docierały do mnie jakieś konkretne odgłosy.

Walka Jareda z jego przeciwnikiem trwała, a mój powiększył uśmiech. To, że te potwory są tak piękne, idealne i zachwycające, to jest prawdziwa ironia. Anioł zrobił krok w moją stronę. Czułem, że nie do końca wszystko idzie tak, jakby tego chciał. Normalnie, stając naprzeciwko człowieka, wystarczył mu kontakt wzrokowy, aby móc spenetrować jego umysł. Spróbowałem się poruszyć. Ręka zdawała się ważyć tonę i prawie w ogóle nie drgnęła.

– Nie walcz, maleńki – przemówił Anioł aksamitnym głosem. – To i tak nie ma sensu.

W tym momencie w mojej głowie coś zaskoczyło. Brzmienie jego głosu przywołało wspomnienie zdania, od którego to wszystko się zaczęło.

– Żegnaj, Apollo Johnson. – On też miał taki miękki, kuszący głos, jakby tym zdaniem chciał mnie otulić i zabrać do krainy rozkoszy.

Orph wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka.

Rozkosz?! Przez tego pierdolonego stwora żyję w niekończącym się koszmarze. Wzburzenie wyrwało mnie z letargu. Całkiem przytomnie spojrzałem mu w twarz.

– Chcesz popróbować prawdziwych koszmarów? – odezwałem się przez zęby, czując że zaraz eksploduję nienawiścią. – To masz!

Skoncentrowałem całą swoją wolę i poczęstowałem go tym, czym sam przez lata karmił swoje ofiary. Pokazałem bazyliszkowi jego własne odbicie.

Anioł krzyknął, zakrył twarz dłońmi i skulił się na podłodze. Odzyskałem pełnię władzy nad swoim ciałem. Spojrzałem w dół, na swojego przeciwnika. W tym momencie czułem jedynie zimną nienawiść. Ręka powędrowała do pokrowca i chwyciła rękojeść noża, drugą złapałem go za włosy i pociągnąłem. Oczy miał niczym przerażone dziecko.

– Żegnaj, maleńki – wyszeptałem i zatopiłem ostrze w jego sercu aż po rękojeść.

Ciało bezwładnie osunęło się na podłogę. Jego piękne oczy wypełniły się czernią, a skóra bledła z każdą chwilą, aż stała się biała. Ja stałem jak zahipnotyzowany, gdy nagle silna dłoń pociągnęła mnie za ramię.

– Spadamy stąd. – Dotarł do mnie głos Jareda. ­– Zaraz zacznie się tutaj piekło.

Szybko zostawiliśmy za sobą miasteczko, jego mieszkańców i problemy, z którymi teraz będą musieli sobie poradzić sami.

Po jakimś czasie mój mentor postanowił wreszcie odnieść się do tego, co zaszło u pastora.

– Żeby było jasne – przemówił stanowczym głosem, nie patrząc na mnie – uważam, że wywiązałeś się z zadania. Niepotrzebnie przyleciałeś mi na pomoc, ledwo się obroniłeś przed atakiem tego popaprańca. Ale muszę przyznać, że masz w sobie, co potrzeba, do wykonywania tej roboty. To, jak poczęstowałeś go jego własną bronią… Bardzo dobre posunięcie. – Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa, więc ograniczyłem się do skinięcia głową. Jared westchnął, po czym odezwał się bardziej pogodnie. – Mówiłem ci, że wcale nie będzie to takie trudne? Gratuluję, teraz możesz się uważać za pełnoprawnego członka Angel Slayers.

Wróciły do mnie słowa, którymi mnie poczęstował podczas instruktarzu, o tym, że nie takie niewiniątka widział mordujące Anioły z przyjemnością.

– Miałeś rację. To daje satysfakcję… Chociaż wolałbym, żeby tak nie było.

­– Apollo – rzucił blondyn spoglądając na mnie – uwierz mi, że jest to jak najbardziej naturalne. Tłamszenie w sobie nienawiści byłoby błędem. Pogódź się ze swoją rolą. Zapomnij o tym, kim byłeś przedtem. Tamtego faceta już nie ma. Teraz jesteś Zabójcą Aniołów.

Logo AS nie bez powodu zdobią zakrwawione anielskie skrzydła.

Koniec

Komentarze

Zacząłem czytać zaciekawiony logiem (I kto powie, że bodźce wizualne są literaturze niepotrzebne? :)), przeczytałem i nie powiem, czytało się nieźle.

Zacznę jednak od błędów (nie szukałem zbyt dokładnie, ale parę mam):

Ogólnie, spójrz na konstrukcję zdań złożonych. Bywają źle podzielone i to bywa ich całkiem sporo (im bliżej końca, zwłaszcza). Brakuje przecinków, zdarza się, że jest o jeden za dużo.

Jeszcze nie doszedłem do powodów takiego stanu rzeczy, ale bioroidy są tutaj przez większość ludzi gatunkiem pogardzanym zmień => Jeszcze nie poznałem powodu tego stanu rzeczy, ale bioroidy są tutaj gatunkiem pogardzanym przez większość ludzi. Źle zbudowałaś oryginalne zdanie.

Jakbyśmy naprawdę przez fakt zmiany ciała stracili całe nasze człowieczeństwo. => Jakbyśmy przez fakt zmiany ciała naprawdę stracili nasze człowieczeństwo. Lepiej?

Gordon przez moment czytał coś z ekranu komputera - wzrok biegał mu od lewej do prawej. - zamiast myślnika, przecinek, albo rozbij na dwa zdania. Nadmiar myślników nie jest wskazany, bo automatycznie mylimy tekst zwarty z dialogami.

Wejdź w głąb siebie- zmień wejdź na zajrzyj, będzie lepiej brzmiało.

 Z łatwością potrafiłem sobie wyobrazić, jak przebiegała uroczystość, by za chwilę, w ten zwyczajny, spokojny obrazek, niczym natrętna, paskudna mucha w leniwe letnie popołudnie na werandzie, wepchnął się wizerunek Anioła. - przebuduj to zdanie, brzmi fatalnie, nie bardzo wiadomo, o co chodzi.

Oprócz tego jeszcze dwie uwagi (broń boże nie czepialstwo):

1) Rozumiem zamysł, jaki istniał za użyciem kursywy na myśli bohatera, ale usuń ją. Po pierwsze, nie jest to w ogóle potrzebne, skoro on jest narratorem, to każdy kuma, że to jego perspektywa. Po drugie, takie rzędy kursywy fatalnie się czyta w oprawie tej strony. Musiałem przenieść do Worda, żeby oczy ratować.

2) Niektóre imiona. Apollo Johnson skojarzyło mi się od razu z latami siedemdziesiątymi, z "czarnym bratem" z afro i w różowym futrze, ćpającym kokainę i otaczającym się panienkami. Za to Dark jest po prostu za oczywiste. Jeśli musi być Mroczny, to spróbuj przetłumaczyć na jakiś egzotyczny język, bo po angielsku brzmi banalnie.

Uff, a teraz opinia. Podobało mi się. Widać koncept, widać próbę skrupulatnej budowy świata (świetny wybieg z broszurką, która pozwala wstawić małą encyklopedię ;)), bohatera jesteśmy w stanie zrozumieć. Postaci są nakreślone nieźle, choć lakonicznie. Sam pomysł kojarzy się może z czymś, ale widać, że jest własny sznyt. Styl, poza zdaniami złożonymi, niezły. Wypośrodkowany między prostym a trochę bardziej złożonym, lekko się czyta. Czasem robi się banalniej, ale ogólnie wciąga.

Ogólnie, 5 daję, z zaznaczeniem, że przydałaby się korekta i przemyślenie pewnych motywów. Ale nie obrażę się za ciąg dalszy.

I jeszcze offtop. Oglądasz anime/czytasz mangę? Pytam, bo fabuła od razu wydała mi się dobrym scenariuszem dla tej właśnie estetyki. Miejscami nawet trochę kojarzyło mi się z konkretnymi tytułami (Mnemosyne i Darker Than Black, jakby ktoś pytał), ale bez podejrzeń o plagiat :)

W pierwszej kolejności dziękuję za uwagi dotyczące błędów, były przydatne i wzięłam je pod uwagę.

To opowiadanie jest taką zajawką do mojej autorskiej powieści. Taka reklama/wprowadzenie do tematu. Samą powieść też może zacznę wrzucać. Nie wiem. W każdym razie zapraszam do czytania tutaj: http://colour-me-red.blog.onet.pl .

Ciekawe, że Apollo skojarzył Ci się z czarnym bratem :D Bo on faktycznie ma czarny kolor skóry. Co do nieszczęsnego imienia Anioła, to sama wiem, że banalne, ale jakoś nie miałam do niego weny :p Mam ograniczenie do czterech liter (wyjaśnienie sprawy w powieści, tutaj tego nie zaznaczyłam) i nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy.

Anime/manga trochę już za mną. Tytułów, które wymieniłeś nie znam, więc na pewno nie można mnie posądzać o plagiat czy inspirację tymi tytułami. A poza tym mój pomysł jest już dość stary, ma jakieś 7 lat. Chociaż samej powieści jeszcze nie skończyłam.

No to od biedy może zostać ten Apollo :) Bo w tekście wzmianki o kolorze skóry chyba nie było.

Widziałem, że właśnie świat jest skonstruowany tak jak na powieść i już po lekturze znalazłem twojego bloga w necie (natura sieciowego poszukiwacza ;)). Może coś przeczytam, jak będę miał więcej czasu, bo widziałem, że sporo już masz.

Co do anime, to chodziło mi o klimat, nie zrzynanie oczywiście. A skoro nasunęło mi się Darker Than Black, to tylko dobrze świadczy, uwierz :)

Wiele osób, które czytało moje wytwory stwierdza, że piszę bardzo fabularnie. I że można by z tego kręcić filmy. Wkrótce będę wrzucać coś kompletnie "mangowego" w klimacie :)

Gdybyś mógł polecić mi dobre anime, to była bym wdzięczna, bo nie chce mi się samej przebierać w zalewie chłamu, jaki ostatnio powstaje. Mroczne, psychodeliczne, s-fowate w klimacie anime mile widziane :) A jeżeli znasz jakieś kryminały, to tym bardziej będę wdzięczna, bo szczególnie lubię :D

M.Bizzare sensownie rzecz ujął w temacie błędów, zatem ja tylko powiem, że całość jest naprawdę niezła i dobre robi wrażenie. Ode mnie 5 - za całość.
Pozdrawiam. 

W kwestii anime, z tego pierwszego klimatu (kryminały wolę książkowe:
Ergo Proxy
Darker Than Black (tylko sezon 1, Tensai Okamura, studio Bones i Yoko Kanno - mówi samo za siebie)
Speed Grapher (reakcje mogą być różne, ale sam pomysł na adwersarzy jest warty uwagi)
Paranoia Agent (jak nie widziałaś, to koniecznie - arcydzieło)
Serial Experiments Lain
Texhnolyze (nie widziałem całości, ale to co widziałem, niezłe)

Więcej grzechów nie pamiętam, ale to dlatego, że do anime ruszam się głównie jak poleca mi jakieś niemal każdy, albo jak moi ulubieńcy coś zrobią. Koniec offtopu ;)

Generalnie lepsza niż pierwsza część. Więcej akcji i klimat też jest fajny. Daję 5.

Nowa Fantastyka