- Opowiadanie: Fabular - Owad (powieść) cz.I

Owad (powieść) cz.I

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Owad (powieść) cz.I

Rozdział pierwszy

Korytarz i inne pomyłki

 

Kierowała się ku wyjściu jasno oświetlonym korytarzem. Jedna z jarzeniówek mrugała niby oko leniwego gada wydając z siebie cichy syk. Ten korytarz od pewnego czasu wydawał się jej zbyt długi. Zdarzyło jej się kilkukrotnie, gdy zamyśliła się mocniej niż zwykle, instynktownie zwolnić i podnieść głowę by błędnym wzrokiem szukać wielkich drzwi zwieńczających ten potworny tunel, w którym każdy krok odbijał się drażniącym echem. „Jak to możliwe, że znowu pomyliłam się o całe pięć metrów” – błyskająca w takiej chwili myśl była jednak bardziej wyrazem jej zniecierpliwienia niż zdziwienia.

Elena bowiem nade wszystko ceniła sobie porządek i precyzję. To były jej mocne strony, jak sama nieraz mawiała. O ile było to zrozumiałe z racji jej zawodu – Elena była chirurgiem szczękowym w Szpitalu im. Najświętszej Marii Panny, to jednak w życiu codziennym cechy te stawały się dla otoczenia źródłem prawdziwej udręki. Te wszystkie ubrania, które nawet w koszu na brudy musiały leżeć niby dystyngowane chusty w ekskluzywnym butiku, kanapki o idealnej wadze i zbilansowanej zawartości przycinane przez Elenę nieskazitelnym srebrnym nożem by w końcowym efekcie przybrać kształt idealnego czworokąta, te wszystkie rytuały odprawiane pod jej przewodnictwem przy każdej nadarzającej się okazji (taką okazją mogło być chociażby śniadanie czy wieczorna modlitwa) – wszystko to sprawiało, że kiedy Elena wkraczała zamaszystym krokiem do swojego domu bądź pokoju, w którym lekarze z Najświętszej Marii Panny spotykali się na popołudniowej kawie miało się wrażenie, że wraz z nią wpełza w każdy kąt nieuchwytne, ale jakże boleśnie odczuwalne Coś.

Był poniedziałek i Elena postanowiła, że zanim wróci do domu zajrzy do kilku sklepów. Po głowie wciąż plątał jej się ten niezwykły przypadek, którym zajmowała się tego dnia. Młoda dziewczyna, która uległa wypadkowi podczas nocnej podróży samochodem. Biedaczka uderzyła twarzą w tablicę rozdzielczą maleńkiego forda po czołowym zderzeniu z samochodem ciężarowym. Właściwie nie powinna mieć żadnych szans w tym starciu, jednak jej parametry życiowe były nadzwyczaj dobre, zdecydowano więc, że można zaryzykować skomplikowaną operację, która nie tylko mogła uratować jej życie, ale również dać jej szansę na normalne funkcjonowanie z ludzką twarzą. Z ludzką twarzą – to sformułowanie bardzo przypadło Elenie do gustu. Mogła dać tej dziewczynie ludzką twarz! Przez 7 godzin bardzo precyzyjnie stabilizowała jej szczękę, mocując ją czterema niewielkimi tytanowymi haczykami do kości jarzmowej, ustawiała rozchybotane zęby wzmacniając je ochronną nakładką. W twarzy tej drobnej blondynki nie ostał się nawet kilkucentymetrowy przyczółek, który nie wymagałby interwencji chirurgicznej, dlatego Elena asystowała przy okazji drugiemu z chirurgów przy wyławianiu z krwawej masy maleńkich fragmentów zmiażdżonej kości nosowej i rekonstrukcji kości czołowej.

Teraz Elena odtwarzała każdy z kluczowych momentów tej operacji we własnej głowie. Jej mózg niczym doskonały komputer analizował każdy ruch dłoni, wyświetlał jak slajdy wszystkie kluczowe momenty, mogące mieć wpływ na powodzenie całego przedsięwzięcia. Chciała być pewna, że nie popełniła żadnego błędu, że każdy element twarzy dziewczyny pasować będzie do całości jak idealnie prostokątny sandwich Radka do jego śniadaniowego pudełka – chociaż to marne porównanie i Elena na pewno by się nim nie posłużyła.

Kiedy się ocknęła trzymała na wysokości oczu maleńką różową sukienkę upstrzoną drobnymi niebieskimi kwiatkami. W pasie sukienka przewiązana była białą szarfą i Elena odruchowo pomyślała, że to małe cudo pięknie prezentowałoby się z białymi bucikami w rozmiarze 23. Elena przyglądała się przez chwilę sukience próbując otrząsnąć się z tego snu na jawie. „To sukienka” – pomyślała mechanicznie i opuściła ręce. Wygładziła maleńkie wdzianko, teraz już leżące na stole wśród wielu takich samych. „To sukienka”– ciche echo odbiło się od jej skroni i uleciało pod sufit. Elena odwróciła się na pięcie potrząsając jakby z niedowierzaniem głową i zaczęła błądzić wzrokiem w poszukiwaniu działu z ubraniami dla chłopców.

 

Rozdział II

 

Klara odzyskuje świadomość

 

Dlaczego nie mogę otworzyć oczu? Gdyby ktoś chciał ze mną pogadać, a ja byłabym w stanie coś powiedzieć to właśnie to by usłyszał. Do cholery, w tej chwili nie interesuje mnie nic innego. Czuję się tak jakby ktoś ustawił mi na każdej z powiek ołowianego żołnierzyka. Ma tam stać i pilnować żebym nie dojrzała choćby jednego strzępu światła. Musiało chyba minąć sporo czasu od kiedy tu jestem. Czuję się jak weteran wojenny z odleżynami na wygniecionych pośladkach. Zmęczona, tak potwornie zmęczona tym cholernym snem, w którym jakieś nadludzkie siły traktują mnie jak szmacianą lalkę. Jakby nic ode mnie nie zależało. Pan Ka i pan Te – zdążyłam nawet nadać im imiona. Czasami zastanawiam się dla kogo ci dwaj pracują, choć staram się tego nie robić zbyt często, bo zdaję sobie sprawę jak bardzo tego typu dywagacje muszą się wydawać szalone. Niedorzeczne i szalone, bo przecież to tylko sen, głupi narkotyczny koszmar.

Nie słyszę matki, za to mam wrażenia że ciotka nie oddala się nawet na moment od mojego łóżka. Ja jestem królem tego państwa a ona ambasadorem w obcym kraju. Podejmuje delegacje i tłumaczy dramatycznym szeptem, że mój stan jest stabilny, że wierzy że wszystko będzie dobrze, że nawet raz widziała jak moje palce poruszały się w takt wyimaginowanej muzyki. Biedna ciocia – myśli, że ich nie słyszę. Gdyby wiedziała jak bardzo staram się otworzyć oczy może nawet pomogłaby mi strącić tych cholernych ołowianych strażników. Domyślam się, że karmią mnie dożylnie bo szczękę jakiś palant zadrutował mi na amen. Schudnę, ale jakoś mnie to nie cieszy. Czasami słyszę głos, który jak się domyślam należy do lekarki która zmajstrowała mi coś przy twarzy. Wysoki, drażniący głos, który nie znosi sprzeciwu. Łatwo było odgadnąć kim jest bo zazwyczaj przychodzi w asyście jednej bądź kilku osób. „Proszę spojrzeć na to spojenie, proszę spojrzeć na skórę w miejscu ingerencji” – mówi podniesionym tonem jakby wygłaszała referat. A jej kompani posapują jak osły – „och tak, to niewiarygodne, naprawdę wspaniała robota, kunszt w najlepszym wydaniu”. Od razu widać, że niewiele ich ten cały cyrk ze mną w roli głównej obchodzi, że przychodzą tu oderwani od popołudniowej kawy i spieszą się z tymi ochami i achami by zdążyć zanim cała para ulotni się z ich ceramicznych filiżanek.

– Klaruś, mama jest przy tobie, wierzy w ciebie… przecież zawsze byłaś taka silna, taka dzielna – ciocia znów zaczyna swoją litanię, która zamiast otuchy wstrzykuje mi wprost w szare komórki niezłą dawkę niepokoju. Ciotka mówi, że mama jest przy mnie – chce mnie oszukać? A może moja biedna mateczka leży gdzieś w pobliżu na jednej z tych gorących sal,po których echo odbija się bez końca jak kauczukowa piłka? Może nawet jest bardziej bezradna ode mnie, ciasno obleczona w wykrochmalone prześcieradło, z rękami ułożonymi przez pielęgniarkę wzdłuż ciała? A może ciotka ma po prostu na myśli to, że matka jest ze mną myślami, bo wyjechała na jedną z tych swoich podróży służbowych do Burgundii lub innej wioski, której nie umiałabym nawet znaleźć na mapie. Boże ile ja bym dała za to by ta kobieta choć raz wyrażała się jaśniej.

Gładzi teraz moją rękę i pociąga nosem. Pewnie czeka aż zagram jej na prześcieradle Chopina. No to niech ma! Ha ! Udało mi się zwinąć palce w pięść z taką siłą, że aż odskoczyła od łóżka. Tak, tak ciociu – cuda się zdarzają!

 

Rozdział III.

Procedura aberacji

 

Tego dnia Elena nie mogła zaliczyć do udanych. Po pierwsze operacja zaplanowana na dzisiaj opóźniła się o całe 40 minut. Powodem był korek uliczny, w którym utknął dr Otawi. Elena zawsze uważała dr Otawi za impertynenta, o wysoce niedbałym stosunku do pracy. Dodatkowo sama jeździła tramwajem i uważała, że każdy szanujący czas i środowisko człowiek powinien przyznać jej rację, co do wyższości tego środka lokomocji nad innymi, bardziej zależnymi od czynników zewnętrznych. Dr Otawi zawsze kwitował jej wywody na ten temat niestosownym – zdaniem Eleny – uśmiechem. Gdyby dodał do tego jeszcze mrugnięcie okiem byłoby pewne, że pewnego dnia Elena wbije mu w stopę szpilkę jednego ze swych eleganckich butów. Po drugie była już godzina 16. 05 a ona nadal tkwiła w pracy. Na 16.15 zwołano bowiem zebranie w gabinecie ordynatora oddziału psychiatrycznego. Jak można się było z łatwością domyślić chodziło o wdrożenie procedury aberacji. Elena, mimo jej zamiłowania do wszelkich procedur, tej jednej szczerze nie znosiła. Po trzecie Radek wracał do domu o 17.00 i nie było najmniejszej szansy by Elena zdążyła przygotować mu zaplanowany posiłek, który miał składać się z gotowanej na parze młodej marchewki i ciabaty z serem i kurczakiem podawanej z domowej roboty ketchupem. To ostatnie martwiło Elenę najbardziej. Widziała już oczami wyobraźni jak jej jedyne dziecko obdarzone specyficznymi upodobaniami kulinarnymi, wtyka do piekarnika blachę napełnioną karbowanymi frytkami skropionymi obficie olejem rzepakowym. Zgroza.

Spotkanie w gabinecie dr Lemiesza rozpoczęło się punktualnie. Lekarze i koordynatorzy zebrali się wokół olbrzymiego stołu. Nie zdążono podać ciastek ani kawy, wszystko więc wskazywało na to że sprawa była pilna. Zazwyczaj zresztą zebrania w sprawie wdrożenia aberacji wybuchały jak fajerwerk na spokojnym rozgwieżdżonym niebie.

– Klara Derwisz – rozpoczął dr Lemiesz zawieszając głos jakby czekając aż reszta zespołu odszuka w pamięci przypadek kryjący się pod tym imieniem i nazwiskiem

– Klara Derwisz moi drodzy – dobroduszny ton dr Lemiesza irytował Elenę bardziej niż smrodliwa mucha – dziś rano odzyskała przytomność. Koordynator, pan Leder pełnił wtedy dyżur w sali nr 7, tak więc jemu wypada mi teraz oddać głos

– Jak państwo wiecie – Leder zwrócił się bez zbędnych wstępów do zgromadzonych – już pierwsze reakcje pacjenta mogą dać podstawy do wszczęcia procedury aberacji. Sprawa jest tym razem wyjątkowo delikatna, z racji tego, że pacjentka jeszcze długo nie będzie mogła mówić i tym samym nasza ocena w dużej mierze musi opierać się na doświadczeniu i intuicji… Tak czy inaczej jestem niemal pewny tego, że czeka nas trudny okres terablizacji.

– Panie Leder co dokładnie zobaczył pan w przytomnym spojrzeniu Klary Derwisz, że ściągnięto nas tu już po godzinach pracy? – głos Eleny wzbił się ponad głowy zebranych uderzając w Ledera z precyzją wiertła chirurgicznego

– Coś nadzwyczaj znamiennego – ze spokojem odparował koordynator – pacjentka nie rozpoznaje matki

– Ostatnie słowo oczywiście nie należy do mnie – dr Otawi wydawał się poważniejszy niż zwykle – jednak chciałbym poddać państwu pod rozwagę jedną kwestię – pacjentka doznała rozległych obrażeń mózgu i co do jednego chyba wszyscy musimy się zgodzić – obrzęk choć ustępuje nadal wywiera silny wpływ na postrzeganie pacjentki. Czy wdrożenie procedury aberacji nie wydaje się państwu przedwczesne?

Rozgorzała dyskusja. Jedni popierali Otawiego inni kręcąc głowami podnosili, że nie tyle istotny jest stan Klary co fakty, a te były niezaprzeczalne – pacjentka nie dostosuje swojej percepcji do otaczającej ją rzeczywistości. Ich zdaniem należało działać. Natychmiast. Chyba tylko Elena nie miała na ten temat żadnego zdania. Uważała, że wykonała swoją pracę już kilka tygodni temu, co więcej – wykonała ją doskonale, a teraz powinna móc pójść do domu zamiast brać udział w tej dziecinadzie.

– Klara Derwisz – przemówił ponownie dr Lemiesz i wszystkim nagle zdało się, że dyskusja tocząca się przez ostatnie pół godziny miała miejsce tylko i wyłącznie w ich wyobraźni – tak moi mili, zdaje się że znam już zdanie każdego z was, no może oprócz dr Kalus – mówiąc to ordynator spojrzał znad okularów na Elenę

– znając jednak niechęć dr Kalus do procedury aberacji jeśli się państwo nie sprzeciwicie nie będę naszej drogiej koleżanki zmuszał do zajęcia jednoznacznego stanowiska – dr Lemiesz zrobił pauzę zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na swoich splecionych na stole dłoniach – ważne – wycedził z wolna – by dr Kalus poznała moją decyzję i ściśle się do niej zastosowała – po plecach Eleny przebiegł dreszcz – nikt chyba jeszcze nigdy nie wypowiadał pod jej adresem tak stanowczych słów.

 

– Od jutra rozpoczynamy wdrażanie warunkowej procedury względem Klary Derwisz – kontynuował ordynator – bezwzględnie, powtarzam bezwzględnie należy pacjentkę utrzymać w stanie świadomości. Ograniczenie wizyt i inne punkty procedury w tym konkretnym przypadku są jak najbardziej aktualne. Panie Alefredzie – dr Lemiesz zwrócił się do jednego z koordynatorów – zajmie się pan szkoleniem matki. Minimum 4 tygodnie wdrożenia, do tego momentu całkowity zakaz kontaktu z pacjentką. Innymi osobami, w miarę poczynionych przez pana Ledera ustaleń, zajmiemy się w późniejszym czasie. Pan Leder wykona pacjentce stosowne testy behawioralne. Weryfikacja przez bezpośredni kontakt tylko przy aprobacie obu panów i po konsultacji ze mną.

 

Alfred Blod i Adrian Leder nieznacznie skinęli głową. Otawi pobladł i nerwowo pocierał kciukiem wewnętrzną część dłoni. Reszta nawet nie drgnęła – na tym etapie spotkania nie mogło być już mowy o jakiejkolwiek wymianie zdań.

– Jeszcze jedno – tym razem ordynator zwrócił się do Eleny – dr Kalus, proszę panią o dokładny raport odnośnie stanu fizykalnego pacjentki. Interesuje mnie termin zdjęcia stabilizatora szczęki… sama pani rozumie jakie to teraz ważne – Lemiesz wymownie łypnął na Elenę znad swoich szkieł krótkowidza.

 

Wszyscy rozeszli się w milczeniu. Otawi wychodząc przyglądał się czubkom swoich butów i myślał jeszcze o Klarze – tej ślicznej dziewczynie, której nie powinni byli ratować i która od jutra miała zostać poddana nieustającej, wielotygodniowej presji dopasowania do ciała i życia nieznanej jej osoby. Sytuację ratował fakt, iż Lemiesz zdecydował, przynajmniej na ten moment, o wdrożeniu procedury warunkowej. Co prawda Klara nie rozpoznała matki jednak minęło zbyt mało czasu od momentu kiedy odzyskała przytomność by Leder mógł zarejestrować jej reakcję na inne znane jej osoby. To oznaczało, że decyzja odnośnie losów dziewczyny została odsunięta w bliżej niesprecyzowaną, choć niedaleką przyszłość. Otawi wiedział, że to niewielkie pocieszenie, ale chwilowo uczepił się tej myśli i uznał, że w takim razie jest jeszcze czas na zbadanie innych „możliwości”. Sama ta myśl, zgoła rewolucyjna, spowodowała że wzdrygnął się i nerwowo uniósł wzrok. Napotkał równie zamyślone oblicze Eleny. Elena… dr Otawi zacisnął szczęki w nagłym przypływie gniewu. Był już pewny, że tym razem nie dopuści do tego by procedura aberacji bez zakłóceń dobiegła do „szczęśliwego” końca.

Elena dla odmiany nie zaprzątała sobie głowy tego typu rozterkami. Była już myślami w domu, karciła Radka za frytki i rozlewała nerwowym ruchem maślankę do wysokich szklanek.

Koniec

Komentarze

Witam :) Będę wdzięczna za wszelkie uwagi. 

Podoba mi się styl pisania, to rozbicie narracyjne w drugim rozdziale. I takie przeplatanie się światów - szpital, życie codzienne - pokazanie, że lekarz też jest zwykłym człowiekiem, który musi gotować obiad i zajmować się dziećmi i do tego wątek pacjentki, która jest przedmiotowo traktowana.

Sporo błędów (przede wszystkim interpunkcja, choć zdarzają się i poważniejsze wpadki: kilkukrotnie, powinno być: kilkakrotnie, tak samo ze skrótem dr - w mianowniku piszesz bez kropki, ale jak rozwinięcie skrótu nie kończy się na r (doktora), kropka musi być postawiona. Podobnie w jednym miejscu odmieniasz nazwisko Otawi, a w innym nie...

ale nie odejmuję za to punktów - bo uważam, że to jest plastyka, zawsze można to poprawić, a liczy się zmysł pisania, którego tak łatwo nie jest się nauczyć.

Daję pięć, bo można to poczytać, takie życiowe i realistyczne - ale fantastyki na razie nie było, zobaczymy, co będzie później :)

Pozdrawiam

Przepraszam za błędy - to świeży tekst :)

W sumie to nie celowałam w żaden konkretny gatunek literacki - chociaż sam pomysł wydawał mi się jak najbardziej pokrewny science-fiction. Wiem, że jeszcze "mało go widać", bo to dopiero coś w rodzaju wstępnego rysu postaci, chociaż mam nadzieję, że trzeci rozdział daje przedsmak przyszłych, dość niezwykłych "problemów"  bohaterów, a szczególnie Klary. Klara to w ogóle punkt centralny, jednak przewidziane jest też drugie dno ;)

Ucieszyło mnie, że odbierasz ten tekst jako "życiowy i realistyczny" :)

Dzień dobry / dobry wieczór
W tekstach literackich nie używamy skrótów, liczebniki piszemy słownie.
Nie > dr Pukiel wszedł do sali nr 7 <, lecz doktor Pukiel wszedł do sali numer siedem.
Zajrzyj do słowników, jeśli mi nie wierzysz --- drzwi nie moga zwieńczać korytarza.
Tekst uważam za rozwojowy --- w sensie i dalszego ciągu, i tematyki.

Nowa Fantastyka