
Czaiłam się, czaiłam, czekałam na opinię Jajka, ale czas leci i w końcu wstawiam.
Bardzo dziękuję drogim betom. Niezmiernie mi pomogliście. :-)
Czaiłam się, czaiłam, czekałam na opinię Jajka, ale czas leci i w końcu wstawiam.
Bardzo dziękuję drogim betom. Niezmiernie mi pomogliście. :-)
Fajansowy kubek zepchnięty z blatu runął na podłogę. Do uszu osób z napięciem wpatrujących się w naczynie dobiegło tylko stłumione łupnięcie. Po wykładzinie zatańczyły iskry. Przez jakieś półtorej sekundy trwała cisza, a potem w pomieszczeniu wybuchła kakofonia podekscytowanych głosów:
– Boże mój!
– O kur…
– To działa! To naprawdę działa!
– Yes, yes, yes!
– Ponad osiemdziesiąt siedem procent! – wrzeszczał adiunkt kontrolujący zapisy miernika. – Osiemdziesiąt siedem! – krzyknął jeszcze raz, na wypadek, gdyby ktoś go nie dosłyszał.
Niewykluczone, że tak właśnie się stało – w tej chwili nikogo nie interesowały szczegóły; doktoranci skakali, przybijali piątki i klepali się po plecach, starsi naukowcy, z szerokimi uśmiechami, ściskali ręce kolegów, szef projektu ukrył twarz w dłoniach – profesor Brajnicki sądził, że nie przystoi mu okazywanie emocji przy podwładnych, nawet jeśli chodziło o zasłużony triumf.
Ktoś podniósł kubek i czule pocałował. Na podłodze zostały dwa wianuszki ciemnych punktów otaczające kilkunastocentymetrowy odcinek i znacznie krótszy, łagodny łuk – ślady po drobnych wyładowaniach elektrycznych w miejscach, w których fajans stykał się z wykładziną.
Gdyby powietrze przesycone szczęściem można było sprzedawać, o atmosferę w laboratorium licytowano by się wyjątkowo zawzięcie. Profesor już zastanawiał się, o czym wspomni, odbierając Nobla. Od czasów Marii Curie–Skłodowskiej żaden polski fizyk nie dostąpił tego zaszczytu. Nigdy żadna polska uczelnia… Nagrody z literatury – tak, widać fantazji w narodzie ciągle nie brakowało. Ale nie fizyka…
Aparat wreszcie zadziałał zgodnie z teorią! Teraz pozostał raptem miesiąc wytężonej pracy przy doświadczeniach, później trzeba będzie opisać ich wyniki i posłać artykuły do wiodących periodyków świata fizyki. Oczywiście, należy jeszcze liczyć się z horrendalnie długim oczekiwaniem na decyzje redaktorów, lecz na niektóre rzeczy człowiek zwyczajnie nie ma wpływu. Ale nie szkodzi. Zaraz po skończeniu pierwszego tekstu profesor zatroszczy się o wniosek patentowy. Najważniejsze, żeby nikt nie ubiegł wynalazców. O ile Brajnicki się orientował, żaden fizyk na całym świecie nie próbował podążyć ich ścieżką rozumowania. Na konferencjach wspominano o różnych metodach podejścia do problemu, ale nigdy o tej właściwej, działającej, podjętej tu, we Wrocławiu. Już nikt nie powinien odebrać zespołowi palmy pierwszeństwa, sławy i miejsca w podręcznikach. Chyba że jacyś naukowcy zgodzili się podpisać klauzulę tajności, a teraz nagle wyskoczą z gotowym urządzeniem. Ale to mało prawdopodobne, wiedza i odkrycia nie lubią ograniczeń. Więc wystarczy poczekać na publikację, a potem…
„Potem” wszystkim obecnym jawiło się w pastelowych barwach. Najmłodszy doktorant, najbardziej idealistyczny i naiwny, marzył o tym samym, co profesor, tylko z nieco innej perspektywy: widział się u boku szefa w podniosłej chwili odbierania Nobla. Starsi koledzy młodzieńca myśleli o licznych podrywkach oraz rzucających się wynalazcom na szyje, zgrabnych jak gazele i gorących jak wulkany, ekolożkach (czy to one nie noszą staników? Nie, to chyba feministki. Szkoda…), komuś migotała przed oczyma wizja pierścionka zaręczynowego. Ci już żonaci i dzieciaci nie mogli się doczekać momentu, w którym potraktują strumieniem moczu kurs franka. Ktoś rozważał, czy już w tym roku odbędzie odkładaną od lat podróż na Borneo, ktoś inny snuł plany spłacenia długów zaciągniętych u bardzo nieprzyjemnych chłopców…
***
Fretowski postanowił uczcić sukces wizytą w kasynie. Wprawdzie nie powinien się tam pokazywać, ale… ile może wytrzymać dusza hazardzisty? W końcu Piła nie bywał w salonie gry codziennie, miał jeszcze inne lokale.
Nie wolno przerywać dobrej passy, prawda? Młody fizyk czuł, że dzisiaj jest jego dzień.
Przeczucie go zmyliło. W jaki sposób baby mogą podejmować jakiekolwiek z grubsza sensowne decyzje, bazując na swojej słynnej intuicji? Chyba jednak to działa tylko u kobiet – ta szczupła brunetka odeszła od ruletki nieźle wygrana. Ale mniejsza o żetony zostawione u krupiera.
Jak się okazało, Piła spędzał ten wieczór w kasynie.
Trudno było żywić jakiekolwiek wątpliwości, stojąc w jego gabinecie w niekomfortowej, pochylonej pozycji wymuszonej ręką zamkniętą w żelaznym uścisku i wykręconą za plecy. Półmrok rozpraszała jedynie wysoka ciemnoczerwona lampa umieszczona w rogu pomieszczenia, ale z pewnością to właściciel lokalu siedział wygodnie rozparty na skórzanej kanapie po drugiej stronie stolika.
– Kogo ja widzę! – ucieszył się ubrany w ciemny garnitur trzydziestolatek. – Pan Fretowski przyniósł mój szmal!
– To niezupełnie tak… Ja… nie mam tych pieniędzy. Aua! Jeszcze…
– Czy mi się tylko wydaje, czy faktycznie powiedziałem ci, żebyś nie pokazywał tu swojej parszywej mordy, dopóki nie uzbierasz kasy? – retorycznie spytał Piła. – I co? Olałeś moje słowa, dupku, czy o nich zapomniałeś?
– Zapomniałem! Nie! Nie zapomniałem, sądziłem, że chciałby pan dostać część kwoty. W portfelu mam jeszcze tysiąc złotych. W prawej kieszeni! Jeśli tylko pańscy ludzie pozwolą mi…
– Posłuchaj uważnie, kutafonie. Nie rozmawiamy teraz o spłacie odsetek. Interesuje mnie wyłącznie całość. Zapomniałeś? Nie przejmuj się – znam doskonały sposób na poprawienie pamięci.
Fretowski nie miał pojęcia, jak to się stało. Piła pstryknął i fizyk już nie stał, tylko klęczał, a jeden z goryli przyciskał mu lewą rękę do stolika.
– Odcięcie palca działa znacznie lepiej niż jakaś tam lecytyna… – kontynuował mafioso.
Gdzieś z tyłu szczęknął nóż sprężynowy. Spanikowany dłużnik spróbował wyrwać rękę z chwytu ochroniarza. Bezskutecznie.
– To pierwsze poważne ostrzeżenie, więc pozwolę ci wybrać. No to który palec uważasz za najmniej potrzebny?
– Nie! Proszę! Piszę wszystkimi dziesięcioma!
– Kciuk, wskazujący, faker…
Przy każdym słowie czubek ostrza dotykał nasady wymienianego palca, a na szklany blat spływało kilka kropel gęstej krwi.
– Błagam!!! Dokonaliśmy odkrycia! Jest warte znacznie więcej niż to, co wam wiszę! To prawdziwy przełom!
Nóż zniknął z pola widzenia fizyka, ale dłoń pozostała rozpłaszczona na szkle śliskim od krwi i potu.
– Gadaj!
– Od chwili opublikowania zasady Bodena–Zwigsteina testowaliśmy…
***
Od opublikowania zasady Bodena–Zwigsteina, a właściwie od rozpropagowania w mediach co ciekawszych jej implikacji, w laboratoriach Gered & Hasbucht Corp. bezustannie poszukiwano sposobów wykorzystania tego odkrycia.
Już od prawie czterech lat. I nic.
Och, pojawiały się jakieś drobiazgi, nieistotne gadżety, patentowane natychmiast, jeszcze szybciej wdrażane do produkcji i sprzedawane z olbrzymim zyskiem. Ale urządzonka do pozbywania się kurzu z półek i spod łóżek czy zachowywania świeżości ubrań w szafach to nie było TO. Nikt nie wyłoży naprawdę dużej kasy na bibelociki dla znudzonych kur domowych. Poza tym chińskie podróbki zalewały rynek już kilka tygodni po rozpoczęciu sprzedaży nowego produktu.
Akcjonariusze oczekiwali od zarządu rzucenia giełdy na kolana, a nie rachitycznej egzystencji z miesiąca na miesiąc. Dywidend i wzlatujących pod niebo notowań, a nie dwuprocentowego wzrostu sprzedaży w trzecim kwartale.
Branżowe plotki głosiły, że zespół Brajnickiego z Politechniki Wrocławskiej zastosował niekonwencjonalne podejście i znajdował się na progu jakiegoś większego odkrycia. No i pięknie. Naukowcy przypominali dzieci – nie wiedzieli, o co idzie gra, nigdy dobrze sobie nie radzili ze spieniężaniem wyników swoich prac. A już ci z Europy Środkowej byli mniej asertywni niż przedszkolaki, bardziej zakompleksieni niż nastolatki i gorzej dofinansowani niż studenci.
CRO zdecydował, że wyśle jakiegoś obrotnego człowieka do Wrocławia, żeby na miejscu rozeznał się w sytuacji. Laboratoria Gered & Hasbucht są rozległe, znajdzie się miejsce i dla nieklasycznych eksperymentów. Menedżer musiał tylko wyszukać kogoś, kto jako tako zna słowiańskie narzecza. W sprawnej, dużej korporacji nie powinno to stanowić problemu.
***
– Od chwili opublikowania zasady Bodena–Zwigsteina testowaliśmy różnorakie hipotezy implikowane przez to prawo. Jak niewątpliwie, panowie, zdajecie sobie sprawę, w fizyce kwantowej…
– Tak to my się nigdy nie dogadamy – wysyczał Piła.
Pstryknął. Do stolika przyskoczył goryl z czymś przypominającym niewielkie obcęgi. Po chwili ściskał w nich paznokieć małego palca ofiary. Wrzask Fretowskiego zatrzymał się na wyciszonych drzwiach do gabinetu. Fizyk nie przejmował się skromnym audytorium. Krzyczał, póki nie zabrakło mu tchu. Nawet nie chodziło o ból, sączącą się z palca krew czy świadomość okaleczenia. Bez paznokcia można żyć. Najgorszy był strach. Strach przed kolejnym niespodziewanym atakiem, przed ewidentną praktyką oprawcy, przed jego spokojem i bezosobowością „zabiegu”.
Kiedy Fretowski przestał zdzierać sobie gardło i opanował się odrobinę, opowiedział bandytom wszystko, co tylko chcieli wiedzieć. Używając możliwie najprostszych słów, wytłumaczył, jak doszło do zbudowania deceleratora entropii, na czym polega jego działanie, czego potrzeba do stworzenia drugiego modelu. Wspólnie z Piłą zastanawiali się, w jaki sposób przestępcy mogliby wykorzystać urządzenie odzyskujące traconą dotychczas bezproduktywnie energię. Młody naukowiec szczerze zapewniał, że bardzo chciałby skonstruować egzemplarz, ale niestety nie posiada wystarczającej wiedzy. Był tak przekonujący, że nawet sceptycznie nastawiony Piła mu uwierzył. W ramach rekompensaty za niepełne informacje fizyk zaproponował, że zadzwoni do instytutu, powie, że złamał nogę, żeby nikt się nie dziwił, że nie przychodzi do pracy. Nie, wcale nie trzeba łamać jej naprawdę. Ale gdyby ktoś mógł dostarczyć do sekretariatu zwolnienie lekarskie… Wtedy znacznie dłużej nikt nie będzie nic podejrzewał.
***
Do Pawła przysiadło się trzech uczniów ze starszej klasy. No to żegnaj, miły i spokojny obiedzie! Dobrze, że chociaż ogórkową zdążył zjeść…
– Słuchaj, młody, ciągle zapominam spytać. Czy to prawda, że każdemu księdzu kutas czernieje od sutanny?
Dwójka przydupasów Łysego rozrechotała się, jakby nigdy w życiu nie słyszała lepszego żartu. Może i tak było. Cholerne debile.
– Odwal się, dobrze?
– No nie mów, że nigdy nie widziałeś! Musiałeś, jak robiłeś lodzika. Chyba że zamykasz wtedy oczy, żeby lepiej poczuć smak?
– Ale ten… – Ciołek po prawej myślał intensywnie nad złożeniem zdania. – Katabas wam każe połykać czy wypluwać? Bo to albo ludożerstwo, albo aborcja…
Pawłowi krew napłynęła do policzków. Czy oni nie potrafili uszanować żadnej świętości? Ile razy można tłumaczyć, że nie każdy ksiądz jest pedofilem?
– Patrzcie, jak się ministrant wkurwił!
– Wy… – Cierpliwość obrażanego chłopaka w końcu musiała się wyczerpać. – Nie wiem, kto was uczył robienia laski, ale najwyraźniej jesteście ekspertami. Nie siadajcie nigdy więcej przy moim stoliku, pedały jedne!
Riposta chyba dosięgła celu – teraz agresorzy się zacukali. Niestety, Łysy szybko znalazł wyjście z sytuacji i zmienił temat:
– Co, nie jesz? Nie smakuje? Pomogę ci z kotletem. A na kartofle możemy się spuścić, jeśli bez takiej przyprawy nie dajesz rady.
Fagasy znowu usłużnie zarechotały.
Wreszcie dzwonek na lekcję zakończył męczarnie.
***
Dwóch goryli wprowadziło Brajnickiego do ciemnawego pomieszczenia. Profesor rozejrzał się, odnotował brak krzesła przewidzianego dla gości, po czym, rozpinając dolny guzik marynarki, usiadł na skórzanej kanapie obok gospodarza.
Piłę zaskoczyła, ale i rozbawiła bezczelność porwanego. Zresztą, pewnie staruszka nogi naprawdę bolą… Niech sobie siedzi.
– Z kim mam przyjemność?
– Jestem Piła. I to wystarczy.
– Czemu zawdzięczam zaproszenie do… tego miejsca?
– Oczekuję, że zbudujesz mi…
– Przywykłem, że młodzi ludzie spoza rodziny zwracają się do mnie per „panie profesorze”.
– To nie ty dyktujesz tutaj warunki!
Naukowiec, wyjąwszy z futerału ściereczkę, zaczął polerować okulary.
– Nie takich chojraków już skłaniałem do współpracy! Co zrobisz, jeśli obetnę ci palec?
Cisza.
– Dobra! – bardziej warknął niż powiedział Piła. – Jak będzie się panu pracowało bez prawego kciuka?
– Młody człowieku, jak domniemywam, uprowadziłeś mnie ze względu na mój mózg. Kiedy dożyjesz do siedemdziesiątki… O ile to w ogóle nastąpi, w twoim zawodzie oczekiwana długość życia zapewne nie przekracza czterdziestu lat… – perorował profesor z życzliwym wyrazem twarzy. Mafioso skrzywił się i lekko zgrzytnął zębami. – Ale odbiegłem od tematu. Otóż, jeśli dożyjesz mojego wieku, zrozumiesz, że układ nerwowy siedemdziesięciolatka jest niesłychanie delikatnym systemem, którego równowagę może zaburzyć nawet najbłahszy czynnik. Wspomniałeś, że mam coś zbudować…
– To urządzenie do odzyskiwania straconej energii.
– Ach, tak… – Brajnicki zastanawiał się przez chwilę. – Mój chłopcze, zdajesz sobie sprawę, że to złożony aparat i nie da się go skonstruować w trzy godziny?
– Liczę się z tym! Zostanie pan… moim gościem na dłuższy czas.
– W takim razie będę potrzebował swoich lekarstw. Znajdują się w jadalni, w lewej szafce kredensu, we fioletowym metalowym pudełeczku.
– Lepiej, żeby moi ludzie nie pojawiali się w okolicach tej hacjendy w najbliższej przyszłości. To niepotrzebne ryzyko. Powiedz… Proszę powiedzieć, jakich lekarstw pan potrzebuje, a wszystko załatwimy.
– Niestety, nie pamiętam. Tyle tego się nazbierało… A właśnie, zalecenia co do zażywania tych wszystkich medykamentów mam zapisane w notesie. Leży u mnie w domu, w biurku, druga szuflada od góry. Ewentualnie może być laptop, tam powinienem mieć mail od mojego lekarza prowadzącego. Komputer został na uczelni…
– Dobra, pójdziemy do pana chawiry.
– Wobec tego proszę zabrać również kilka czystych koszul. Nie potrafię się skoncentrować, kiedy mam na sobie nieświeże ubranie.
– I może jeszcze ulubione krzesełko?! – wybuchnął Piła. – Bez jaj, koszule kupimy.
– Zgoda. Rozmiar kołnierzyka czterdzieści dwa. Koniecznie z czystej bawełny, mam alergię na sztuczne włókna. Preferuję krój klasyczny. Proszę pamiętać, iż nie znoszę białych koszul, źle mi się kojarzą…
– Chwila! – burknął mafioso. – Zapisuj to wszystko – rozkazał ochroniarzowi.
– Eeee… Szefie, ma szef kartkę i długopis?
– …twoja mać! – Piła z trudem powstrzymał się od zwyczajowego bluzgu. Siedzący obok staruszek jakoś wymuszał staranniejszy język. – Idź i weź od którejś kelnerki!
Po powrocie goryla Brajnicki kontynuował opis idealnych koszul:
– Jaskrawe kolory również bym wyeliminował. Najlepiej się czuję w stonowanych barwach. I, uprzejmie proszę, żadnych obrazków, materiały gładkie lub proste, geometryczne wzory; prążki, subtelna kratka. A teraz przejdźmy do kwestii wymagań żywieniowych. Do śniadania pijam kawę rozpuszczalną z odrobiną mleka. Koniecznie mleka – śmietanka jest zbyt tłusta, a w moim wieku trzeba dbać o poziom cholesterolu. Jeszcze jedno – ta kawa w niebieskich słoiczkach, nie pamiętam firmy, mi nie odpowiada. Zbyt kwaskowata. Do każdego posiłku owoce. – Profesor z olbrzymią satysfakcją odnotował, że twarz jego rozmówcy stopniowo purpurowieje. – Trudno przecenić wpływ witamin i mikroelementów na prawidłowe funkcjonowanie organizmu, zwłaszcza mózgu…
***
Sekretarka z ogromnym zaskoczeniem patrzyła na dopiero odłożoną słuchawkę telefonu. No, co za czarna seria! Wczoraj Fretowski złamał nogę, a dzisiaj profesor Brajnicki nie mógł przyjść na uczelnię. Do tego mówił strasznie dziwnie. „Kochana pani Krysiu”? Nigdy tak się do niej nie zwracał. Zwykle zachowywał się bardzo… dystyngowanie. Bywał niekiedy szarmancki, ale zawsze trzymał dystans. Nigdy nie chichotał, jak studenciak po trawce. Właśnie. Może to narkotyki? Profesor wygadywał okropne bzdury, ale głos miał trzeźwy, ani trochę nie bełkotliwy. Ale szef i używki dla zblazowanych gówniarzy? To po prostu niemożliwe. I o co chodziło z tą przeklętą żoną? „Pani myśli, że jestem u żony, a ja myk! na imprezkę do biblioteki”… Przecież Brajnicka zmarła kilka lat temu!
Po długich wahaniach pani Krysia zadzwoniła na prywatny numer profesora i porozmawiała z gosposią. Dopiero wtedy przestała cokolwiek rozumieć. Szef skontaktował się z pomocą domową poprzedniego wieczoru. Nie chichotał, ale przez cały czas zwracał się do tej prostej baby jak do małżonki. Co więcej, twierdził, że musi zostać na wydziale na noc, może nawet jeszcze przez kilka dób, bo pracuje nad bardzo ważnym wynalazkiem. Ale przecież wczoraj wyszedł po południu, a dzisiaj w ogóle tu nie zajrzał! I jeszcze to polecenie, że gdyby zjawił się jakiś student po osobiste rzeczy fizyka, gosposia ma je dać i o nic nie pytać. A najlepiej wyjechać do Krakowa, odwiedzić siostrę. Żaden student się nie zgłosił, a lekarstwa i inne drobiazgi i tak zniknęły.
Bardzo dziwnie to wszystko wyglądało. Czy Krystyna powinna zawiadomić policję? Ale jeśli profesor jednak wziął jakieś świństwo, a teraz tylko stroi sobie głupie żarty? Nie wypada robić szefowi koło pióra…
***
Brajnickiego wprowadzono do piwnicy pospiesznie przerobionej na warsztat. Ewidentnie kiedyś grano tu w bilard. Wielki stół do snookera obecnie pokrywały sterty narzędzi zebranych chyba u mechanika samochodowego. Ale przynajmniej blat został porządnie doświetlony, a wokół nie brakowało miejsca.
U szczytu kręcił się Fretowski, apatycznie próbując coś zmajstrować.
– Witam młodego kolegę. Czyli to panu zawdzięczam wizytę w tym niegościnnym miejscu?
– Panie profesorze, najmocniej przepraszam! Naprawdę nie chciałem pana w to wplątywać, ale musiałem… Torturowali mnie! – Pokazał zaklejony plastrem palec.
– Przynajmniej noga już się panu zrosła. Co za szczęście, że medycyna robi takie ogromne postępy… Wyjaśnijmy sobie jedno: po powrocie na uczelnię dopilnuję, żebyśmy już nie musieli pracować na jednym wydziale.
– Oczywiście, rozumiem. Wszystko mi jedno, bylebyśmy wyszli stąd żywi! Zróbmy Pile jak najszybciej ten cholerny decelerator! Ja znam budowę tylko niektórych podzespołów…
Zaczęli przeglądać zgromadzone w pomieszczeniu materiały. Brajnicki – niespiesznie, metodycznie, Fretowski – gorączkowo. Swoją nerwowością opóźniał prace chyba jeszcze bardziej, niż profesor kaprysami, stoickim spokojem i symulowaną sklerozą.
Skruszony podwładny próbował od czasu do czasu nawiązać dialog nieco bardziej rozbudowany niż: „gdzie jest śrubokręt krzyżakowy?” czy „poproszę schemat emitera”. Szef bezlitośnie ucinał wszelkie próby w zarodku. Przez kilka godzin pracowali w milczeniu, każdy nad swoją częścią urządzenia. Wreszcie młodszy fizyk zerknął, co robi starszy.
– Panie profesorze, ale do czego ma służyć ten podzespół? Przecież…
– A czytał pan moje prace z początku kariery naukowej?
– Ma pan na myśli te o rando…
– Niedoświadczony kolego! Pochlebia mi, że zapoznał się pan nawet z tymi niepoważnymi, młodzieńczymi artykułami. Ale teraz proszę skoncentrować się na tekstach poświęconych przepływowi informacji i innowacjach w przemyśle wytwarzającym kamery. To kluczowe w naszej sytuacji.
Fretowski nie miał wątpliwości, że „niedoświadczony kolego” w ustach szefa oznacza „ty cholerny idioto”. Doktorantowi nie umknęło leciutkie zaakcentowanie dwóch wyrazów. Kamery przemysłowe, no jasne! Ale się wygłupił! Piła na pewno nie zostawił więźniów samopas. Trzeba uważać na każde słowo i wierzyć, że profesor wie, co robi.
Brajnickiego, chociaż starał się tego nie okazywać, z minuty na minutę ogarniała coraz większa irytacja. I rozczarowanie. Liczył, że sekretarka właściwie zinterpretuje rozmowę telefoniczną i błyskawicznie zawiadomi policję, a mundurowi wyśledzą bandytów przy kupnie brazylijskiej lemoniady. A tu zamówiony napój dotarł do konsumenta i nic… Trudno, jutro fizyk da funkcjonariuszom kolejną szansę i pośle porywaczy po belgijskie czekoladki. Ech, życie stałoby się o wiele prostsze, gdyby wszyscy ludzie wykonywali swoje obowiązki i postępowali racjonalnie…
***
Po trzech dniach pierwszy model był gotów.
Niefartowny dłużnik próbował tłumaczyć Pile coś o odzyskiwaniu traconej energii, w tym przypadku kinetycznej, o możliwości niezmiernie precyzyjnego sterowania tym procesem, co sprowadzało się do dokładnego regulowania prędkości ciała poddawanego eksperymentowi…
Gangster nie słuchał więźnia zbyt uważnie. Znał się na wielu sprawach; od budowy broni do kruczków w prawie podatkowym, ale fizyka do nich nie należała. Tak niepraktyczne dziedziny życia zostawiał wykształciuchom.
Za to mafiosa zachwyciły efekty działania urządzenia. Dobry krupier w mniej więcej jednej czwartej przypadków trafiał dokładnie ten numerek, o który się go poprosiło. W kolejnych dwudziestu pięciu procentach – padała któraś z czterech sąsiednich liczb. A w połowie prób kuleczka pozostawała nieprzewidywalna, najczęściej lądując w przegródce gdzieś po drugiej stronie tarczy. Ale absolutna kontrola nad ćwiartką wyników to przecież rewelacyjny rezultat!
Piła zażądał kolejnych aparatów, jak najszybciej. Miał wiele pomysłów na ich wykorzystanie.
***
Friedrich Weber od kilku wieczorów odwiedzał wrocławskie puby i próbował przy piwie wyłudzić jakiekolwiek informacje od członków zespołu Brajnickiego. Nawiązanie rozmowy nie sprawiało najmniejszych problemów; fraza „nobody here seems to speak proper English” działała bez pudła – każdy nagabnięty w ten sposób naukowiec czuł się zobowiązany do roztoczenia opieki nad samotnym obcokrajowcem.
Problemy zaczynały się później: jak się okazało, nie tylko krewniacy narzeczonej Niemca mieli niesamowicie mocne głowy. Friedrich, pomimo wyczerpujących treningów na licznych oktoberfestach, nie miał szans na przepicie cholernych polaczków. Niemal co wieczór po dojściu do granicy, której nie powinien przekraczać, zaczynał udawać, że przysypia, a wówczas coraz to inny fizyk grzecznie wsadzał go do taksówki. Dobrze chociaż, że wysłannikowi Gered & Hasbucht udało się nie wypaplać, że dzięki dziewczynie ze Śląska nieźle rozumie polski…
Weber postanowił więc zmienić taktykę. Włamanie do laboratorium powinno zaspokoić potrzeby korporacji równie dobrze jak wyznanie czynione kumplowi od kufla. Albo może dzieci naukowców przechwalały się czymś w szkole? Należało tylko nawiązać kontakt z lokalnym podziemiem. W tym celu Friedrich przez całe popołudnie próbował flirtować z młodocianymi gangami, a wieczorem odwiedził kasyno.
Jeszcze nigdy nie szło mu tak fatalnie. Nie tylko jemu; fortuna zdecydowanie trzymała stronę jaskini hazardu. Po jakiejś godzinie, zniesmaczony i uboższy o kilka tysięcy euro, zrezygnował z gry przy najdroższym stole. Wkrótce odrobinę się odkuł, zaczął nawet przemyśliwać nad powrotem do dużych stawek.
Od czasu do czasu zerkał na porzucone niedawno stanowisko. Po pewnym czasie zauważył, że gdy kulka tańczyła na tarczy, często pod stołem stroboskopowo połyskiwało błękitne światło. Jakby coś tam iskrzyło. Ale co? Ruletka chodziła gładko, bez żadnych tarć…
***
Brajnickiego stanowczo, ale w miarę grzecznie, doprowadzono przed oblicze wściekłego Piły. Tym razem na naukowca czekało krzesło. Z dwojga złego, gangster wolał wroga naprzeciwko siebie niż u boku. Ale przynajmniej starannie wybrał najmniej wygodny mebel, jaki zdołał znaleźć.
– Co to, kurwa, ma znaczyć? – warknął inicjator spotkania.
– Nie wiem, o czym mówisz, drogi chłopcze.
– No jak to o czym?! Wasz ostatni aparat wykorzystuję do trzymania w chłodzie napojów i mięcha do mojej knajpy. I całą dostawę wieprzowiny diabli wzięli! Trafiają się takie kawałki, że pół jest zamrożone na kość, a pół kompletnie przegniłe! Co na to powiesz?
Profesor, założywszy nogę na nogę, milczał bardzo wymownie.
– Jak pan to wytłumaczy? – nie wytrzymał w końcu Piła.
– No przecież wyjaśniałem, że optymalne zastosowanie dla tego modelu to utrzymywanie napojów w chłodzie. Ciecze o odmiennych temperaturach spokojnie by sobie zdyfundowały, wcześniej czy później zerując gradienty, i nic by nie uległo zepsuciu – z wyrzutem odpowiedział Brajnicki. – To, co nazywamy ciepłem, to chaotyczny ruch cząstek. Aparat, który skonstruowałem, potrafi wyłapywać i magazynować znaczącą część tej energii. Przy odpowiednim ustawieniu może działać jako izolator i właśnie tę funkcję poleciłem twojej uwadze. Niestety, w przypadku ciał stałych mamy do czynienia raczej z drganiami cząstek niż z ich ruchem. Takie oscylacje, niemalże infinitezymalne, są nieporównywalnie trudniejsze do opanowania. Poza tym… Młody człowieku, co ty właściwie wiesz o fizyce kwantowej?
Mafioso zerwał się i zaczął chodzić od ściany do ściany.
– Wiem wszystko, co potrzebuję wiedzieć, czyli nic. Jestem właścicielem kasyna i kilku innych lokali, a nie jakimś pieprzonym inteligencikiem.
– W takim razie sugeruję, mój chłopcze, abyś jednak zaznajomił się choćby z zasadą nieoznaczoności Heisenberga. Ona sama, z oczywistych względów, nie wyjaśni wszystkiego w działaniu deceleratora, ale powinna pomóc we wskazaniu adekwatnego punktu odwołania podczas obserwowania procesów kwantowych.
– Nic, kur… de, nie zrozumiałem.
– Mogę polecić ci kilka pozycji przystępnie tłumaczących te kwestie. Na początek proponowałbym…
– Nie zamierzam czytać żadnych badziewnych książek! Chcę się dowiedzieć, dlaczego moje urządzenie tak debilnie działa!
– No cóż, jak już wzmiankowałem, z jednej strony, wynika to z fundamentalnych zasad fizyki, w szczególności fizyki kwantowej. Z drugiej natomiast, poważny problem stanowi nieadekwatność narzędzi, w jakie zostaliśmy zaopatrzeni. Oczekujesz od nas, młody człowieku, maksymalnych efektów przy minimalnych kosztach. Tymczasem nie da się zoptymalizować żadnego procesu przy tak zdefiniowanej funkcji celu. Cały zespół pracował nad prototypem ponad dwa lata, wykorzystując przy tym trzy różne granty. Stworzyliśmy specjalistyczne oprzyrządowanie, bez przerwy posiłkując się dostępem do najnowszych publikacji ze wszystkich interesujących nas dziedzin. Licznych dziedzin, pragnę podkreślić…
Piła przez dłuższą chwilę analizował wypowiedź Brajnickiego. Profesor wkurzał go niezmiernie – niby nieszkodliwy, zramolały staruszek, który nie potrafi bez kwękania utrzymać się na nogach dziesięć minut, a fikał bez przerwy.
Noż, w mordę pytona, gangster z palcem w dupie robił w konia ZUS i skarbówkę, a nie mógł poradzić sobie z jednym gostkiem, który od dawna powinien butwieć na emeryturze! Nie to żeby rzutki przedsiębiorca nie próbował. Któregoś razu wkurwił się na profesorka i nie dał mu japońskiego piwa, na które dziadek akurat miał ochotę. Następnego dnia sukinkot ogłosił, że ma migrenę (na pewno symulował!) i zażądał wizyty lekarza. Z oczywistych powodów to życzenie nie zostało spełnione, więc Brajnicki ponad pół dnia przeleżał z chłodnym kompresem na głowie. Na wszelkie próby ochrzanu i skłonienia do pracy reagował wygłaszanymi zbolałym tonem półgodzinnymi przemowami o wpływie czegoś tam na organizm. I nawet nie wolno dać skurczybykowi w zęby. Wiadomo – jak się takiego staruszka pobije, to może przypadkiem kojfnąć, a to nie byłoby wskazane. Mafioso obawiał się, że na wyrwanie głupiego paznokcia stary zgred odpowiedziałby strajkiem głodowym albo czymś podobnym. Nie, tym razem nie warto było ryzykować – instynkt biznesmena przestrzegał Piłę przed tym krokiem.
Ale mimo wszystko opłacało się mieć tego konia w stajni – zwiększone zyski z najdroższego stołu z nawiązką pokrywały koszty kaprysów dziadka, nawet te jego idiotyczne koszule i wyszukane żarcie… Jeśli tak dalej pójdzie, przedsiębiorczy gangster za rok będzie mógł rozwinąć działalność, kupić sieć kasyn na terenie całej Polski, a nawet założyć prywatne zoo hodujące egzotyczne mięcho dla producenta złotodajnych maszynek.
– Dobrze, włamiemy się na polibudę. Jaką tam macie ochronę w nocy?
– Mój chłopcze! – Mimo niewygodnego krzesełka profesor przybrał dostojną pozę i patrzył na rozmówcę jak władca na ambasadora, któremu zdarzyło się wpleść wulgaryzm do oficjalnej tytulatury panującego. – Chyba nie suponujesz, że kiedykolwiek otwierałem drzwi do laboratorium inaczej niż za pomocą klucza pobranego na portierni? Politechnika nie pracuje w nocy i nigdy nie przebywałem na terenie uczelni po dwudziestej drugiej. Ale sugerowałbym zabranie na akcję najnowszego modelu deceleratora. Powinien w znaczącym stopniu stłumić dźwięki i światło wydobywające się z pomieszczenia.
– Świetny pomysł, ma pan łeb! Czego dokładnie potrzebujecie i w którym pokoju to leży?
***
Podkomisarza Jabłońskiego wszystko w tej sprawie drażniło. Nic, dosłownie nic, nie trzymało się kupy! Strażnik zginął w laboratorium od strzału w klatkę piersiową, przynajmniej to wydawało się pewne. Dalej już piętrzyły się wyłącznie wątpliwości. Patolog wstępnie ocenił czas zgonu na mniej więcej czwartą, ale burknął, że prawa noga denata najwyraźniej zmarła tydzień temu. Czyli facet z gangreną uniemożliwiającą chodzenie zjawił się w robocie i nikt nic nie zauważył?
Zmiennik zmarłego upierał się, że Staszek na nocnym dyżurze pierwszą kawę robił sobie około północy, a kolejne co dwie godziny, pozostawiając zasyfiony ekspres i kryształki tego swojego ksylitolu na blacie. Tymczasem ekspres był czysty, a zużytych filtrów nie znaleziono nawet w koszu na śmieci.
Wątpliwości zwiększała analiza nagrań. Och, uczelniany monitoring został skutecznie unieszkodliwiony. Zabójca musiałby być kretynem, żeby zostawić tak kompromitujące ślady. Technicy dostali zmasakrowany dysk, pokręcili nosami i ostrzegli, żeby nie robić sobie wielkich nadziei. Ale przecież pracowały kamery śledzące okoliczne ulice. Wszelki ruch zamarł około pierwszej, dopiero tuż przed piątą w obiektywy wlazł gówniarz w kasku motocyklowym. Poszedł w stronę uczelni, a po kilku minutach wrócił, dźwigając pudło wielkości mikrofalówki. Przed siódmą ruch znowu się ożywił, ale Politechnika raczej stanowiła cel wędrówek niż źródło.
No to kto i o której zabił denata?! Patolog upierał się, że zgon nie mógł nastąpić przed trzecią trzydzieści. Gdzie się podział zabójca? Ukrył się (ale gdzie?!) i wyszedł dopiero wraz z tłumem studentów? Czy strzelał ktoś mieszkający na tyle blisko, że wrócił do domu, nie przedefilowawszy przed żadną kamerą?
A co stało się ze skradzionym sprzętem? Do cholery, miał objętość dwudziestokrotnie większą niż marna mikrofalówka! Po prostu musiał zostać wyniesiony przed pierwszą. Co w tym czasie robił jeszcze żywy strażnik?
No właśnie, urządzenia, które zniknęły z pracowni… Ci cholerni jajogłowi wypowiadali się o nich straszliwie niechętnie. Jakby właściciel zwiniętego Deep Blue tłumaczył, że zabrano mu dwudrzwiową szafę z kabelkami w środku. Nie zależało im na odzyskaniu swoich gadżetów? Pod każdym innym względem współpracowali, aż miło, nie protestowali przy pobieraniu odcisków palców, tylko gadać nie chcieli za nic w świecie. Gdyby ukrywali trupa w którymś biurku, nie zachowywaliby się bardziej tajemniczo!
A ta dziwaczna, ciemna obwódka dookoła zwłok? Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Jakby tam leżał iskrzący akumulator, a nie ciało.
I jeszcze to cholernie silne przeświadczenie, że całe włamanie i zabójstwo jakoś wiążą się ze zgłoszonym przed tygodniem zaginięciem profesora Brajnickiego. Przecież to jego sprzęt szlag trafił! Tylko co jeszcze łączy te sprawy?
***
– Moja noga tam więcej nie postanie! Rezygnuję!
– Ale, Justysia, dlaczego?
– Bo to jakieś diabelskie sztuczki, ot co! Wiesz, kochana, że to w moim skrzydle zabili pana Staszka?
– Świeć, Panie, nad jego duszą… – Gabriela przeżegnała się na wspomnienie zmarłego. Koleżanka powtórzyła gest. – Tak mi się wydawało, że to twój rewir będzie. Ale cię wczoraj nie widziałam, a chciałam zapytać…
– Żeśmy się wczoraj nie spotkały, bo mnie policja zatrzymała i przesłuchiwała. Bo to ja go znalazłam. Z samego rana, niedługo po tym, jak zaczęłam sprzątać. Leżał sobie, biedulek, tuż przy drzwiach.
– I co? – W oczach rozmówczyni błyszczały ciekawość, smutek i dużo ekscytacji. Tak dobrze poinformowany świadek!
– I, mówię ci, strasznie tam siarką cuchnęło!
– O Jezus Maria! Ale w laboratoriumach to często czymś śmierdzi. Beata opowiadała…
– Co ona tam wie! Ona sprząta na trzecim piętrze, tam więcej chemików siedzi. Ci moi to raczej przy komputerach majstrują, jakieś maszynki robią… Ale to nie smród był najgorszy! Bo dzisiaj, wyobraź sobie…
– No?!
– Jak już wynieśli świętej pamięci pana Staszka, to zobaczyłam, że dookoła niego diabli krąg wypalili!
– O mój Boże!
– Dokładniutko tam, gdzie leżał. Ja pamiętam… Mówię ci, kochana, każda ręka zaznaczona, każdy palec.
– Ale może to policja obrysowała? Widziałam na filmie…
– Też tak przez chwilę pomyślałam. Ale gdzie tam! Śledczy to prędzej kredą, a ja te ślady próbowałam zmyć i nijak nie schodzi! Ognie piekielne. Przyszli diabli po duszę pana Staszka.
– Coś takiego!
– Toteż właśnie. Ja już więcej do tego pokoju nie wejdę! A najlepiej do budynku! Rzucam pracę!
– Ale, Justysia… Tu robota dobra, pewna, naukowcy zawsze grzeczni, niektórzy nawet „dzień dobry” powiedzą jak człowiekowi… Z czego będziecie z Pawełkiem żyli?
– Zbawienie duszy ważniejsze!
– A słuchaj, jakby tak księdza poprosić, niech co zrobi. Znasz jakiego?
– Dobra myśl, kochana! Znam, znam, samego proboszcza poproszę. Jak nie wyegzorcyzmuje, to chociaż doradzi…
***
W piątek normalnie pracować się nie dało. Wprawdzie policjanci pozwolili już wchodzić do laboratorium, ale i tak ponad połowa urządzeń zniknęła. Przede wszystkim jednak trudno było przejść spokojnie obok tak sensacyjnych wydarzeń. Wszyscy członkowie zespołu, którzy akurat nie mieli zajęć, zebrali się w sali konferencyjnej. Poprzedniego dnia funkcjonariusze dość skutecznie uniemożliwiali naukowcom wymianę informacji, dzisiaj fizycy nadrabiali zaległości.
– Ciekawe, co Dziadek zrobi, jak się dowie. Pół roku pracy w plecy!
Przez kilka twarzy przemknęły cienie. To prawda, Brajnicki nie tolerował mnóstwa rzeczy i potrafił być wredny i cholernie pamiętliwy, kiedy ktoś mu podpadł.
– Eeee, nie aż tyle, na szczęście kompów nie ruszyli, dokumentacja została. Jak gliny nie odzyskają sprzętu, to w dwa, góra trzy tygodnie odbudujemy.
– A właśnie, co się właściwie stało z Dziadkiem? Coś go nie widziałem od kilku dni…
– Krycha mówi, że chory.
– Taaa, chory! W domu go nie ma, komórka wyłączona, nawet dorwałem telefon do jego gosposi, kobiecina bredzi coś bez sensu. A obiecał mi na poniedziałek poprawki do referatu na konferencję w Chorwacji…
– No to co on kombinuje?
– Na zachodzie można ten model za grubą kasę sprzedać… Niedawno jakiś szwab wypytywał mnie przy piwie o nasze prace.
– Nie chrzań. Na północy można za niego dostać jeszcze grubszą kasę bez sprzedawania.
– Nie, to wykluczone. Szef na pewno nie handluje naszą maszynką. W ubiegłym tygodniu zostawiłem u niego w gabinecie parasol. Długo się czaiłem, czekałem, aż się pojawi, ale we wtorek tak lało, że ubłagałem Kryśkę, żeby mnie wpuściła. No i na biurku leżał sobie laptop. Gdyby stary coś chciał zachachmęcić, to tam przecież trzyma wszystkie najważniejsze pliki.
– Pliki to mógł sobie na pendriwie wynieść, tylko po co?
– No to co się z nim dzieje? W domu nie siedzi, w szpitalu chyba też nie, bo gosposia by wiedziała…
– Poderwał lasencję i wyjechali do jakiegoś romantycznego zakątka.
– Porwali go i zmuszają do oddania sekretów za darmo!
– Bo z Dziadka łatwo cokolwiek wydusić! Kiedyś razem z szefem negocjowaliśmy jeden grant z jakimś palantem z ministerstwa. Stary przeszedł samego siebie, myślałem, że się posikam. Jak trzeba, to skleroza. Czegoś nie dosłyszał, coś przeinaczył, zaczął zawile tłumaczyć szczegóły, kiedy tamten spojrzał na zegarek… W końcu dostaliśmy wszystko, co chcieliśmy, a facecik prawie nam dziękował za zaszczyt.
– No! Gdyby ktoś porwał Brajnickiego, to po dwóch dniach odprowadziłby z powrotem i bardzo grzecznie poprosił, żeby tego potwora więcej mu do domu nie wpuszczać.
– Taaaak… Kiedyś słyszałem, jak przez kwadrans tłumaczył gosposi, jak należy myć figi i dlaczego. Stary potrafi wkurzyć…
– Mieliśmy plotkować o zabójstwie i włamaniu, a nie o Dziadku.
– Widzieliście, jak gliny obrysowały ciało? Myślałem, że tylko na filmach tak robią.
– Bo i tylko tam. Teraz fotografują. Serio? Nic nie zauważyłem, patrzyłem po stołach, co zginęło.
– Serio-serio, na podłodze przy drzwiach jest gęsty szlaczek z czarnych kropeczek. Trochę, jakby malowali farbą w spreju, ale bardzo duże te kropelki musiały być.
– Co takiego?!
– Bardzo duże krop…
– Przecież takie ślady zostawia decelerator działający na obiekt, który leży na podłodze! Na stołach jest inna powierzchnia, tam nic nie widać.
– Poważnie? Nigdy nie zwróciłem uwagi…
– No to pojawiło nam się mnóstwo materiałów do przemyślenia i omówienia.
Ktoś zerknął na zegarek, zaklął i bąknął coś o wykładzie za dwie minuty. Kilka osób pospiesznie wyszło z sali.
– Mamy serię nowych pytań: po co działać deceleratorem na portiera, kto wiedział, jak obsłużyć urządzenie, skąd ono tam się wzięło, bo nasz prototyp jest za mały, żeby objąć działaniem całe ciało…
– Ja tam jestem ciekaw, jaki jest wpływ zabawy z entropią na żywe organizmy.
– Pytanie, czy portier był wtedy żywy…
Drzwi się otworzyły.
– Andrzej mówił, że tu siedzicie. Wiecie, mam znajomego gliniarza, zadzwoniłem dzisiaj do niego. Słuchajcie, ale jaja…
– No?! – Zgodny chórek zachęcił doktoranta.
– Patolog zaczął sekcję i mówi, że czegoś takiego to jeszcze w życiu nie widział! Wygląda, jakby kawałki ciecia starzały się w różnym tempie. Jedno płuco świeżutkie, pół drugiego jak po kilku dniach w temperaturze pokojowej. I w całym organizmie taka sieczka – różne stadia rozkładu, przemieszane bez ładu i składu, jakby każdy organ umarł w innym momencie, a cały proces ciągnął się przez dwa tygodnie.
– No to już wiesz, jak deceleracja działa na żywe stworzonka.
– Ale z czego to wynika? Ta przypadkowość?
– Heisenberg interweniował?
– W takiej skali? Nie przekonałeś mnie. Na poziomie komórek, to od biedy ujdzie, ale pół płuca?
– Też mi się wydaje, że to nie porządny, kwantowy chaos, tylko jakieś skrawki połączone losowo…
– Brajnicki zajmował się kiedyś procesami randomicznymi.
– No przecież! Sam pisałem u niego ze dwadzieścia lat temu magisterkę o kwantowych symulatorach liczb losowych!
– Panowie, to zmienia postać rzeczy…
– Młody, zaproś tu tego policaja, który wczoraj z nami rozmawiał.
***
Tym razem Łysy z kumplami zaczaili się po lekcjach przed szkołą. Paweł nie mógł liczyć na zbawczy dzwonek.
– Powiedz nam, co jest ciekawsze: klepanie paciorów czy robienie czarnych lodów?
Nie wytrzymał. Pycha wypchnęła z ust słowa, które miały zostać niewypowiedziane.
– Ech, wy głąby bez wyobraźni… Służba Bogu to nie tylko msze. Są jeszcze takie rzeczy, że pożałujecie, że urodziliście się za głupi na ministrantów. Wczoraj na przykład wezwano nas z księdzem na miejsce zbrodni.
– Pitolisz!
– Powaga. Umiecie czytać? We wszystkich piątkowych gazetach pisali o trupie na polibudzie.
– No! Słyszałem o tym. Ale po co ksiądz?
– Bo widzisz, Łysy… – Paweł efektownie zawiesił głos, rozejrzał się dla wzmocnienia wrażenia, po czym dokończył szeptem: – Wygląda na to, że w sprawę były zamieszane siły piekielne. Tylko, wiecie, nie rozpowiadajcie tego. Nie chcemy wzbudzać paniki wśród wiernych.
Tym wrednym dupkom wreszcie spełzły z facjat bezczelne uśmieszki, oczy (a w dwóch przypadkach również usta) otworzyły się szeroko. Stali jak słupy soli i słuchali ministranta uważniej niż fristajlującego idola.
– Do pokoju, w którym nieszczęśnik oddał duszę, zaprowadziła nas moj… młoda studentka. Dziewczyna z pierwszego roku. Pokazała nam drogę na drugie piętro. W windzie mogłem sobie na nią spokojnie popatrzeć. No, wiecie, jak wyglądają studentki, nie? Uroda, styl, elegancja, klasa, inteligencja, dorosłość… Szczupła szatynka z zielonymi rozmarzonymi oczami i ponętnymi wargami. Miała… – Gestem objaśnił, co miała, gdzie to się znajdowało i jak duże było. – No, ale mniejsza o dziewczynę, nie o nią tutaj chodzi. – Maślany wzrok starszych kolegów sugerował, że wprost przeciwnie, właśnie o nią. Z tym większą satysfakcją Paweł przeszedł do opisu laboratorium: – Zostawiliśmy kobietę za drzwiami. Nie mogliśmy jej narażać. Dalej poszliśmy tylko we dwóch: ja i ksiądz proboszcz. Ślady diabelskiej działalności zobaczyliśmy tuż za progiem. Łańcuszek plamek wypalonych na wykładzinie. Kształtem odpowiadał człowiekowi, a ściślej duszy porwanej do piekła. Bardzo rzadko zdarza się taki przypadek, ale tak to właśnie wygląda – zwęglone kropeczki tam, gdzie stał człowiek w momencie śmierci…
Pawłowi jeszcze raz stanęły przed oczyma poniedziałkowe wydarzenia. Rzeczywistość nie wyglądała tak frapująco, jak to opisywał swoim prześladowcom. Właściwie, to pomieszczenie za drzwiami rozczarowało chłopaka. Spodziewał się krwi, w najgorszym wypadku ton proszku do szukania odcisków palców, a tu nuda. Pokój większy niż jakakolwiek klasa w szkole, ale o wiele mniejszy niż sala gimnastyczna. Kilka kwadratowych stołów, pełno sprzętu podobnego do gratów zgromadzonych na zapleczu pracowni fizycznej.
Tylko ten obrys ciała na podłodze, tuż przy wejściu, robił wrażenie. Wprawdzie staruszek, do którego wszyscy zwracali się “panie dziekanie”, twierdził, że ta czarna obwódka to efekt działania jakiegoś urządzenia (nawet zwłoki zbeszcześcili, zwyrodnialcy!), a nie żadnych sił nadprzyrodzonych, ale przeciwko wizycie proboszcza nie protestował.
Mimo wyjaśnień pana w garniturze (podobno najlepsi naukowcy codziennie przychodzili do pracy tak ubrani. Biedactwa), ministrantem wstrząsnął dreszcz na widok ciemnego konturu. Starannie unikał nadepnięcia na czarne kropeczki. A to tylko plamki i to w pełnym blasku popołudnia! Jak to musiało wyglądać w półmroku świtu, kiedy w tym miejscu leżało ciało? Brrrr! Po raz pierwszy od wczesnego dzieciństwa Pawłowi przyszło do głowy, że jego matka jest cholernie twarda i odważna. Trzeba mieć jaja, żeby codziennie samotnie wracać do pomieszczenia, w którym zastrzelono twojego znajomego.
Proboszcz wypowiedział kilka formułek, pokropił wodą święconą fragment podłogi, na którym leżał zmarły strażnik, potem – mniej dokładnie – resztę sali, oddał ministrantowi utensylia. Wspólnie zmówili jeszcze modlitwę, po czym wyszli zapewnić parafiankę, że nic już jej nie grozi ze strony sił piekielnych.
***
Jabłoński patrzył w przyszłość z wyjątkowym optymizmem. Odkąd jajogłowi zaczęli współpracować, cała sprawa zabójstwa na Politechnice znacznie się uprościła. Odpadły wszystkie hipotezy, że stary fizyk zniknął z własnej nieprzymuszonej woli. Nie, został uprowadzony, a jego porywacze wtargnęli do laboratorium. Coś zaalarmowało strażnika. Zaskoczył bandziorów, dostał kulkę. Włączyli wadliwe urządzenie skonstruowane przez profesora pod przymusem, wynieśli sprzęt, nad ranem wysłali jakiegoś gówniarza po tajemnicze ustrojstwo. Stróż zmarł przed północą, ale ciało poddane cudacznemu działaniu rozkładało się w dziwnym i nierównym tempie, co zmyliło patologa i prawdopodobnie miało zapewnić zabójcom alibi. I, do diabła ciężkiego, gdyby maszyneria pracowała poprawnie, a naukowcy nie puścili farby, alibi byłoby doskonałe. Za cały budżet policji, armii i więziennictwa na dokładkę, nie dałoby się udowodnić przed sądem winy zabójcy.
Teraz, aby złapać tego, kto pociągnął za spust, wystarczyło dopaść porywaczy. Niby nie ma żadnego punktu zaczepienia, ale prawdziwą skarbnicą wiedzy okazała się gosposia Brajnickiego. Bo facet miał kaprysy żywieniowe gorsze niż primadonna w ciąży. Steki z kangura! Kto to słyszał, żeby kotleta sprowadzać sobie z Australii? Ale Jabłoński nie miał absolutnie nic przeciwko ludziom z fanaberiami. Wręcz przeciwnie – to przeciętni Kowalscy wkurzali go najbardziej – nikt na nich nie zwracał uwagi, żaden świadek nie zapamiętywał… A mięso kangura, cukierki imbirowe i kilka innych ulubionych przysmaków profesora dało się kupić wyłącznie w jednym sklepie na terenie Wrocławia (przynajmniej tak twierdziła pomoc domowa Brajnickiego i podkomisarz był skłonny jej wierzyć). Jeśli tylko fizyka nie trzymano o chlebie i wodzie – a gosposia upierała się, że to niemożliwe – ujęcie sprawców porwania pozostawało kwestią czasu.
Gorzej, jeżeli profesora wywieziono z miasta. Wtedy zabójcy trzeba szukać inną drogą. Kto chciałby porwać fizyka i jeszcze włamywać się do pracowni? Zdesperowana kochanka albo jej mąż? Bez przesady – po siedemdziesiątce? Konkurencja? Bez sensu – rywale nie kradliby stosunkowo łatwych do odbudowania narzędzi, tylko zniszczyli prototyp najnowszego wynalazku i wykasowali dane na komputerach. Prywatny wróg zdecydowany rozchrzanić Brajnickiemu życie? Możliwe, ale kto się tak zawziął na staruszka? Sabotażysta w zespole? Niewykluczone – jeden asystent jakoby złamał nogę i zniknął z horyzontu. Kto jeszcze miałby motyw? Każdy przestępca zainteresowany maszynką do zapewniania alibi, ale skąd wiedziałby, kogo porwać?
***
– Ty, ministrant!
Paweł obejrzał się, wzdychając. Oczywiście – Łysy z nieodłączną obstawą. A miał nadzieję, że po wczorajszej opowieści dadzą mu trochę spokoju.
– Czego?
– Wiesz, skąd wzięła się nazwa “oaza”? – Chłopak tylko wywrócił oczami. Wiedział, ale z pewnością nie o to chodziło palantowi. – Bo, póki dzieciaki są małe, to nie ma problemów, ale jak urosną, to przy robieniu laski garbią się jak wielbłądy!
– Pożartowaliśmy… – wykrztusił Łysy, ciągle chichocząc. – A teraz pójdziesz z nami!
– O, czyżbyście wybierali się służyć przy wieczornej mszy? Bo ja tak.
– Nie pitol! – zirytował się najważniejszy z trzech głąbów. – To twój wielki dzień! Powtórzyłem twoją historyjkę jednemu ziomalowi i on powiedział, że jego znajomy bardzo się interesuje tym zabójstwem. Gościu z Niemiec przyjechał. Jak mu opowiesz wszystko, co wiesz, ze szczegółami, to za fatygę dostaniesz dziesięć eurasów.
– Będziecie mogli ze swoją starą-sprzątaczką urządzić sobie imprę! – dorzucił dowcipniejszy z przydupasów. – I to bez podkradania szmalu z tacy!
– Po mszy – zadecydował Paweł.
– Niech będzie – niechętnie zgodził się prowodyr. Nie opłacało się handryczyć ze szczeniakiem. W końcu Łysemu też obiecano dychę za pośrednictwo. – Będziemy czekać na placyku za szkołą.
***
Piła cały dzień chodził podminowany. Z tego powodu dwóch goryli prezentowało światu podbite ślepia. A wszystko dlatego, że jakiś sukinsyn próbował szantażować właściciela kasyna rozpuszczeniem wśród graczy plotki o urządzeniu pod najdroższym stołem. Skąd ten cienki w uszach niemiecki kutasina to wiedział? Zaufany krupier na pewno nie puścił pary z gęby, fizyków mafioso pilnował jak oka w głowie, nie mieli nawet szansy, aby przemycić jakiś gryps poza piwnice budynku. Więc skąd?!
Na szczęście za swoje milczenie szkop nie chciał wygórowanej ceny. Pragnął zaledwie oględzin i dokładnego obfotografowania ustrojstwa z kasyna i fantów z polibudy. Nawet o tym skurwiel wiedział!
Upierał się jeszcze przy jednym z modeli urządzenia, ale przynajmniej Piła zdołał wynegocjować przyzwoitą cenę za krwawicę swoich więźniów. Szantażysta miał ochotę na aparacik spod stołu (ha! Kto by nie chciał czegoś takiego?! Zyski kasyna nieźle hulnęły!), ale musiał zadowolić się lodówką. Z tą mafioso mógł rozstać się bez większego żalu – i tak nigdy zbyt dobrze nie działała. Umówili się, że następnego dnia dokonają wymiany.
Piła nie miał ochoty na pozostawianie przy życiu tak doskonale poinformowanego człowieka, którego lojalności nie mógł być pewien. Jednak dziesięć patyków, i to w euro, piechotą nie chodzi…
W rezultacie Niemiec przeżył, a Piła nie mógł się doczekać sfinalizowania transakcji.
***
– No, jesteś wreszcie! – Justyna od dawna pragnęła podzielić się wrażeniami z koleżanką. – Coś cię długo nie widziałam…
– A bo chora byłam. A co się tu działo? Sprowadziłaś księdza?
– Tak, kochana, sam proboszcz przyszedł. I wyobraź sobie, że mojego Pawełka wziął do pomocy! – Oczy kobiety zaświeciły z dumy.
– Coś takiego! To on jest ministrantem? Nigdy nie mówiłaś…
– No! Jakoś się nie zgadało. Ksiądz proboszcz wyegzorcyzmował to przeklęte miejsce, a potem jeszcze mnie pobłogosławił. Od razu się lepiej poczułam! I, mówię ci, Pawełkowi też to pomogło. Taki spokojniejszy się zrobił. Widać strasznie się martwił tym wszystkim.
– Wrażliwy chłopak…
– A pewnie! I jeszcze bardzo mu się tu spodobało, bo mówi, że chce studiować na politechnice. – Uśmiechnęła się szeroko.
– A daj mu, Boże, zdrowie! – poparła życzenie Gabriela. – Z wykształceniem to zawsze w życiu łatwiej.
– Ano łatwiej… A właśnie! Co ci było? I nawet na pogrzeb świętej pamięci pana Staszka nie przyszłaś?
– A, szkoda słów! Coś mi się z żołądkiem porobiło, nikt nie wiedział, co to. W szpitalu byłam na badaniach, gastroskopię mi robili i inne rzeczy. Mówię ci, moja droga, co ja przeszłam, to się nie da opisać…
***
Friedrich wreszcie miał przed sobą perspektywę rychłego wyjazdu z tego dzikiego kraju. Powrót do cywilizacji, a potem… Ha, potem dopiero będzie cudownie. Działający egzemplarz urządzenia! Takich rezultatów nikt się nie spodziewał, kiedy wysyłano go z misją wybadania, na czym polega przełom na Politechnice Wrocławskiej. Szefostwo w Gered & Hasbucht będzie wniebowzięte. Ani chybi dadzą Weberowi sowitą premię albo awans. Może jedno i drugie. Kto wie? Za taką zdobycz mogą nawet przenieść zaradnego wysłannika do centrali w Barcelonie. Lubił klimat śródziemnomorski.
A jeśli z przeprowadzki nic nie wyjdzie, to przynajmniej pojadą sobie z narzeczoną w jakieś egzotyczne miejsce. Karaiby? Z pewnością zasłużył na odpoczynek w miejscu tak ciepłym, że dziewczynom wystarczają girlandy kwiatów zamiast ubrań.
Misja zakończyła się ogromnym sukcesem. Niemiec musiał przyznać, że miał mnóstwo szczęścia. Wprawdzie do kasyna poszedłby prędzej czy później, ale zabójstwo w interesującej go pracowni… Dziennikarze odwalający za człowieka większość roboty to miły dar od losu. Artykuły o dziwacznym stanie zwłok aż kazał sobie przetłumaczyć na niemiecki. Gdyby nie powszechne zainteresowanie sprawą, pewnie nawet nie dotarłby do szczeniaka, który oglądał ślady po pracującym urządzeniu i rozmawiał z dziekanem. Wtedy wystarczyło skojarzyć fakty, iskierka przeskoczyła.
Zdobycie modelu deceleratora okazało się banalnie łatwe. Durny polaczek oddał bezcenną maszynę za fistaszki. Oczywiście, że zamierzał zabić niewygodnego świadka, aż tak głupi jednak nie był, ale wystarczyło wynająć jakiegoś młodego gangstera, by przez dwie godziny pełnił rolę goryla i napomknąć o kopercie z napisem “otworzyć w razie mojej śmierci”. Proste.
A teraz równie łatwo będzie skopiować aparat, na wszelki wypadek odrobinę zmieniając design, i pognać z nim do urzędu patentowego. Ale tym już zajmą się inni. Weber swoje zadanie wykonał. Celująco. A wystrychnięci na dudka naukowcy nawet nie wiedzą, że powinni się spieszyć, bo właśnie zaczął się wyścig.
Swoją drogą, ciekawe, skąd właściciel kasyna wytrzasnął urządzenie. Pewnie dogadał się z jakimś znajomkiem pracującym na uczelni. Potrzebowali części, więc się włamali i strażnik ich przyłapał. W tym polskim bajzlu wszystko było możliwe.
Niemiec starannie umieścił pudło z tyłu BMW, owinął kocem i pieczołowicie zamocował, aby drogocennym ładunkiem nie rzucało po całym, obszernym wszak, bagażniku.
Kiedy wyjeżdżał z parkingu pod kasynem, usłyszał syreny. Dopiero wówczas zauważył, że w okolicy kręci się mnóstwo policjantów. Pomyślał, że to pewnie jakiś wypadek albo przejazd lokalnego kacyka łasego na rytuały i skręcił w stronę hotelu. Wymeldować się.
***
Brajnicki siedział w swoim gabinecie. Efektowna akcja chłopców z policji zakończyła urlop od dydaktyki. Może to i lepiej – jeszcze trochę nieustannego przebywania w piwnicy i fizyk dostałby reumatyzmu. Ale ile eksperymentów związanych z działaniem deceleratora wyposażonego w randomizator zdążył przeprowadzić w międzyczasie! Wprawdzie, aby nie wzbudzić podejrzeń, w notesie mógł robić jedynie bardzo skąpe uwagi i musiał polegać głównie na swojej pamięci, ale ta wciąż spisywała się doskonale. Właściwa dieta, ot co!
A teraz nareszcie był wolny i po staremu zadowolony z życia. Bandyci nic nie zrobili gosposi. Fretowski już nie pracował na uczelni. Oficjalnie – z powodu symulowanego złamania nogi. Zespół podczas nieobecności szefa kontynuował prace. Owszem – włamanie znacząco spowolniło postęp.
Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Och, śmierci portiera nie dało się przewidzieć. Kto mógł zgadnąć, że emeryt, zamiast wezwać pomoc, sam pójdzie zmagać się z przestępcami? Brajnicki nie czuł się odpowiedzialny za zastrzelenie strażnika. Ale przynajmniej jego zabójcy już oczekiwali na sprawiedliwość. Jednak istniały również inne powody do zdenerwowania – policja odzyskała skradziony sprzęt, ale ciągle jeszcze nie oddała go naukowcom. Na monity odpowiadali, że kolejka, że mnóstwo papierków do wypełnienia, że inni też czekają. A co profesora obchodzili inni ze swoimi nieistotnymi samochodami, komórkami i podobnymi gadżecikami? Zawsze mogli sobie kupić albo wynająć drugi egzemplarz. Tylko przyrządy fizyków były jedyne, niepowtarzalne, własnoręcznie konstruowane, aby spełniać wszystkie wymagania. Niektóre podzespoły musieli ściągać z Azji, miesiącami czekając na przesyłkę. A teraz obrastały sobie kurzem w policyjnych piwnicach, zamiast służyć do doświadczeń.
Wprawdzie dopilnował, żeby na liście życzeń do prywatnej złotej rybki, której uroiło się, że jest wędkarzem, nie znalazło się nic naprawdę kluczowego, wyraźnie przestrzegł przed ruszaniem komputerów w laboratorium, ale niemożność użycia kompletu narzędzi jednak przeszkadzała w pracach.
Po raz kolejny w tym tygodniu sięgnął po telefon, aby użyć swoich talentów negocjacyjnych w nierównej walce z biurokratami na komendzie.
***
Kilogramowy odważnik zepchnięty z blatu runął na podłogę. Do uszu trzech osób w białych fartuchach kontrolujących przebieg doświadczenia dobiegło tylko stłumione łupnięcie. Po kafelkach zatańczyły iskry. Komuś wyrwał się podekscytowany okrzyk:
– Now it's working!
Drukarka zgrzytnęła, poszumiała i wypluła kartkę z logo Gered & Hasbucht Corp. na samej górze i krótkim podsumowaniem przebiegu eksperymentu poniżej. Wynikało z niego, że udało się odzyskać osiemdziesiąt siedem i trzy dziesiąte procenta energii kinetycznej ciężarka. Sukces.
Przepraszam, zapytam najpierw, bo to chyba istotne dla wielu w Kolejce.
Nie doczekawszy się znaku od Dj Jajko, zdecydowałaś się wstawić opowiadanie?
Czy to znaczy, że czasami nie warto czekać?
Nie biegam, bo nie lubię
Tak. Wydawało mi się bardzo mało prawdopodobne, że w niedzielę wieczorem Dj jeszcze wypowie się na temat mojego tekstu, zarekomenduje go MC, MC zdąży przeczytać i albo się zachwyci, albo zdecyduje do północy, że nie. Wobec tego chyba wiele nie tracę.
Ale to moja decyzja i nie musi nijak wpływać na decyzje innych konkursowiczów. Na pewno mój tekst zniknął z listy betowanych przez Jajka. :-)
Babska logika rządzi!
A więc jednak… Uff, jako becie chyba wypada mi jeszcze raz życzyć najlepszego z okazji Dnia Kobiet i wsadzić recenzję ot tak, z lekkością pląsającego hipopotama…
Ładny tekst, który służy zaprezentowaniu zabawnego pomysłu i który portretuje, odrobinę karykaturując, polski światek naukowy, toposik gangsterskiego biznesu i wielkiej korporacji (szkice, bardziej wyobrażenia).
Odczytałem go sobie – i nadal odczytuję – jako trochę gorzkawe podsumowanie kondycji polskich realiów, gdzie suma drobnych zaniechań, fałszywie pojmowanej lojalności, partykularnych interesików i zwykłej niestaranności potrafi rozpieprzyć największe nawet odkrycie. Na czym, oczywiście, skorzysta ktoś bardziej zaradniejszy i sprawniejszy w pilnowaniu strategicznego interesu.
Z galerii zaprezentowanych postaci bardzo podobają mi się, nieco karykaturalne, ale przez to jak żywe, sprzątaczki-dewotki oraz Piła. Gangster z wizją, otwartą głową, łączący biznes z nauką lepiej, niż niejedno legalne przedsiębiorstwo. Może nam takich Pił właśnie trzeba, a nie pseudo-biznesmenów?
Profesor Brajnicki, archetyp polskiego naukowca, zaprawionego w bojach z ministerialną biurokracją, jest dla Piły godnym przeciwnikiem.
Jeżeli mam krytykować, to skrytykuję brak “kopa” w finale. Tak o, psyt, smuteczek. Siada sobie, flaczeje, zamiast dupnąć – albo do końca się zepsuć, albo powiesić czytelnika na jakimś niedopowiedzeniu. Ale tu się od bety nic nie zmieniło, Finklo ;-)
Nadmienię jeszcze, że to chyba była najburzliwsza beta do SF2015, w jakiej brałem udział. Koncepcje i argumenty z co najmniej czterech stron ścierały się, jak nie przymierzając, herosi z bogami. Dom pracy twórczej może się schować. ;-) Dzięki, Finkla, za zaproszenie do współpracy.
Jako, że mi na razie nie wypada oceniać w ten sposób częściowo i własnej pracy, wstrzymam się z klikaniem do Biblioteki – ale jednocześnie, opowiadanie w obecnym kształcie, mocno rekomenduję pod rozwagę wszystkim posiadającym biblioteczny wichajster.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
I bez Twojej rekomendacji się obyło w moim przypadku…
Ponieważ po powrocie na górę i kliknięciu wiadomo na co powróciłem na dól i przeczytałem komentarz Psycho, wiele nie dodam. Praktycznie nic nie dodam, bo bardzo podobnie to widzę: ubarwiona “lokalnymi humorami” smętna w treści diagnoza kondycji polskiej nauki oraz powodów, dlaczego jest jak jest.
Więc racja: Piły na ministrów!
Dzięki, Psycho. :-)
Oooo, część już chyba gdzieś czytałam. ;-)
Brak kopa i smuteczek w finale. Mogę tylko powtórzyć: tam jest optymistyczna nutka. Owszem, nie rzuca się w oczy. To jest to tajemnicze niedopowiedzenie. ;-p Jak to “nic się nie zmieniło”?! Do pierwotnej wersji dopisałam jedno słówko.
Taaak, proces betowania był niesamowity. Nie zamierzam zdradzać szczegółów, ale po ilości komentarzy widać, że się działo… Samoczwór żeśmy tak natworzyli. :-) To ja dziękuję za pomoc. :-)
Babska logika rządzi!
Myślę, że Autorce wystarczy w zupełności, jeśli oficjalnie powiem, że jest MOC. Natomiast Czytelników informuję, że opowiadanie ma znak jakości Cień Poleca.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Dzięki, Adamie. :-)
Cieszę się, że Cisię aż do kliknięcia. :-)
Piłę na ministra? Toż on polską myśl techniczną sprzedał za bezcen!
Babska logika rządzi!
A to nie był znaczek Cień pada na ten tekścior ? ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dzięki, Cieniu. :-)
Uch, nie nadążam z odpisywaniem.
Koniec świata! Cieniowi chyba się słowa wyczerpały podczas betowania, bo się w dwóch linijkach zmieścił. ;-)
Babska logika rządzi!
A to nie był znaczek Cień pada na ten tekścior ? ;-)
Póki gromów nie rzuca, nie jest źle. ;-)
Babska logika rządzi!
Eeee, czy da się dowiedzieć wstecz, kto betował ów tekst?
Eureka (to do Zarządu) Czy nie jest pomysłem złym, by tak jak: Loża, Autor, dodać info: Beta? :)
Nie biegam, bo nie lubię
Eeee… Na górze, nad ocenami, jest info, kto betował.
No dobra, było pytanie o wstawienie, o betujących… Kiedy mogę liczyć na komentarze na temat tekstu? ;-)
Babska logika rządzi!
0,3%…
Edit: a moze zwracam uwage nie tam gdzie trzeba…
:-P
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Zalth, nie zrozumiałam. Rozwiniesz wypowiedź?
Babska logika rządzi!
Com miał zgromić, zgromiłem. Nie zmachałem się przy tym, a opłacało się zdecydowanie.
Cień pada… Wiesz Fishu, było dużo konsternacji przy tym znaku jakości, bo można go interpretować dwojako, a że ludzie zazwyczaj niedowartościowane, to zakładali tę gorszą wersję, coś w stylu “Cień padł jak przeczytał, teraz boli go ryj. I mózg”. Nie chciało mi się tłumaczyć, że kiedy daję znak anty-jakości, tak zwany chwinizm, to daję odznaczenie Cień… burzy do tekstu.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Com miał zgromić, zgromiłem. Nie zmachałem się przy tym, a opłacało się zdecydowanie.
Znaczy, przelew już dotarł?
Dobra, żartowałam. Te wszystkie komentarze natrzaskali mi w czynie społecznym.
Babska logika rządzi!
A nic. Taka pomrocznosc jasna. :-)
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Czekaj, tyle masz? Trzy promile? A myślałam, że jesteś… ;-)
Chodzi Ci o różnicę w wynikach? Za pierwszym razem było “ponad”. Może właśnie o tyle ponad.
Babska logika rządzi!
No wlasnie, juz kombinowalem ze cos Brajnicki nakombinowal. :-)
Dobra robota. Do bibloteki.
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Brajnicki to tam wyłącznie kombinował. ;-)
Dzięki za głos. :-)
Babska logika rządzi!
Fajne. Dzięki za rozrywkową lekturę do niedzielnej herbaty.
Jak dla mnie, to troszkę za mało nauki w science. ;)
Ci już żonaci i dzieciaci nie mogli się doczekać momentu, w którym potraktują strumieniem moczu kurs franka.
Musiałem przerwać czytanie na parę minut, tak się uśmiałem. :)
Tak, podtrzymuję postulat Psycho i swój. Uświadom takiego faceta, o co toczy się gra, to Księżyc zawróci na orbicie, żeby być pierwszym.
Dziękuję, Blackburnie.
No, hard SF to to na pewno nie jest. Wybacz, schematu deceleratora nie udostępniam. ;-)
Fajnie, że rozbawiło.
Babska logika rządzi!
A, szkoda, szkoda. Do kasyna bym się wybrał. ;)
Aaaa, uświadomić. Ale on swoje już wie. Może nie chcieć słuchać. ;-) Chociaż o wartości pewnie by posłuchał…
Babska logika rządzi!
Sprawdź, czy iskry spod stołu się nie sypią. ;-)
Babska logika rządzi!
Nie musi wiedzieć niczego o kocie Schroedingera ani demonie Maxwella. Wystarczy, żeby wiedział, ile można na tym zarobić i żeby grał w naszej drużynie.
Idę o zakład, że ogniwa fotowoltaiczne z perowskitu będziemy importować, mimo że wynalazczynią jest Polka.
Eeee… Na górze, nad ocenami, jest info, kto betował
Ale wtopa z mojej strony
:( Przepraszam, rzeczywiście, betujący wiszą jak byk nad tekstem.
Nie biegam, bo nie lubię
Fifi, wracam tutaj, pokonany przez bezduszną biurokrację, by dopełnić niezbędnych formalności.
Opowiadanie odnajduję wyśmienitym w wykonaniu, a lekkim, zabawnym i inteligentnym w treści. Świetna, bardzo dobrze przemyślana i dopieszczona historia, która skłania jednocześnie i do śmiechu i do refleksji, wspaniale wykreowane postaci; zwłaszcza profesor Brajnicki – istna perełka.
Opowiadanie od początku zachwycało, ale po tym, jak Ryba wziął je pod swoje płetwy, a Emi przytuliła do serducha, efekt końcowy zdecydowanie wart jest wyróżnienia. Szkoda, że opko urwało się z haczyka.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Adamie, tak, tylko kto miał mu powiedzieć o tych potencjalnych zarobkach? Brajnicki coś syndromu sztokholmskiego nie wykształcił… A i Piła nieufny… Ale może to i dobrze.
Nie, nie będę się z Tobą zakładać…
Corcoranie, to betujących już wszyscy znamy. Co z merytorycznym komentarzem? ;-)
Babska logika rządzi!
Cieniu, dziękuję.
Miło, że podzieliłeś się z całym światem swoją opinią o historii i Brajnickim.
Ano zerwałam je z haczyka. Jestem bardzo ciekawa, co w końcu zdecyduje Jajko.
PS. Śledziłam Twoją walkę z biurokracją. Dzięki. :-)
Babska logika rządzi!
Ech, Cieniu, twoja pochwała to piękny gest. Szczególnie, że w ten sposób godnie przeciwstawiasz czoła kalumniom, jakoby ktokolwiek olewał betowane teksty
… . :/
Nie biegam, bo nie lubię
I przed tym ostrzegałeś, Cieniu? Z dużej chmury mała burza. ;) Biurokratka tekst oczywiście przeczyta, jak sobie ładowarkę nową do laptopa kupi, żeby nie było, że tylko grafik zapełniam. :)
Kto rzuca takie kalumnie?
Babska logika rządzi!
No to, Ocho, czekam na opinię Biurokratki. :-)
Babska logika rządzi!
Nie, Oszko, to, przed czym ostrzegałem, pozostało jednak w cieniu. Ale miło wiedzieć, że – jak na rasową biurokrację przystało – najpierw się czepiasz, potem sprawdzasz, czy jest o co.^^ Rozważałaś karierę na jakimś państwowym stanowisku?
Finklo, nie dziękuj. Wielka moc to również wielka odpowie… Nie, nie ten frazes. Ja tu tylko… Kurczę, znowu źle. No wiesz, o co mi chodzi.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
:( Przepraszam, rzeczywiście, betujący wiszą jak byk nad tekstem.
Wypraszam sobie, Corcoranie.
Ja dyndam. Na ogonku! Nad Finklą!
Umiesz tak? ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Rozważałam. Krótko. Przepraszam, Finklo, za offtop, wrócę (z czymś sensowniejszym, mam nadzieję) wkrótce. :)
Finklo, nie dziękuj. Wielka moc to również wielka odpowie… Nie, nie ten frazes. Ja tu tylko… Kurczę, znowu źle. No wiesz, o co mi chodzi.
No nie wiem. Wytłumacz. ;-)
Psycho i Corcoranie – ooo, dyndanie nad Finklą to niezwykle rzadka umiejętność. A na ogonku to już tylko jeden egzemplarz. Albo jakaś małpa… ;-)
Ocho, spoko, możesz offtopować. Jednak wypadałoby najpierw przeczytać i się wypowiedzieć… Potem już hulaj dusza! ;-)
Babska logika rządzi!
Ale ja tylko na pytanie grzecznie odpowiedziałam. Dobra, zmykam, bo oczywiście masz rację. I czytać komentarze przed tekstem jest be.
Hmmm. A może by tak wprowadzić zasadę, że za każdy komentarz przed przeczytaniem trzeba później dopisać merytoryczne zdanie do komentarza właściwego? ;-)
Babska logika rządzi!
ooo, dyndanie nad Finklą to niezwykle rzadka umiejętność
Przyszło naturalnie i dość znienacka… Co poradzić…. :)
Nie biegam, bo nie lubię
Ale komu przyszło? <zerka na sufit> Ty musisz jeszcze trenować. ;-p
Babska logika rządzi!
Opowiadanie podoba mi się jako satyra na stan polskiej nauki i tempo działania służb, podoba mi się również postać sprytnego profesora :) To, co podoba mi się znacznie mniej to zakończenie – trochę nijakie no i przecież profesor modyfikował te wynalazki dla Piły przez dodanie modułu losowości – czemu więc bez problemów zagraniczniacy odtworzyli dokładnie to samo, co w pierwszym akapicie? Niemniej, największe zastrzeżenia mam do samej science w opowiadaniu. Mamy nowe prawo fizyki i szukamy zastosowania po czym okazuje się, że da się je zastosować do odzyskiwania energii i w dodatku nazywa się to spowalniaczem entropii – miszmasz kompletny. Z reguły prawa fizyki opisują jakieś zaobserwowane zjawiska a nie na odwrót, energię odzyskuje się już dziś (kers, silniki hybrydowe), więc podejście zespołu raczej by taką super-innowacją na miarę Nobla nie było, a gdzie tu spowolnienie entropii to nie widzę. Niemniej, jeśli to miał być element satyryczny, to wolałabym, żeby owa satyra została wyeksponowana w sposób bardziej absurdalny, bez ocierania się o pseudonaukowość.
Dziękuję, Bellatrix.
Bardzo słuszna obserwacja z losowością. Urządzenie na duże obiekty działa nierównomiernie (pół płuca się zestarzało szybciej, drugi organ świeżutki), na małe (kuleczka do ruletki) działa czasami. Zauważ, że obserwator kwituje eksperyment stwierdzeniem “Now it’s working”.
W przyrodzie nic nie ginie, energia też nie. Owszem część daje się odzyskiwać. Ale czy aż osiemdziesiąt kilka procent w przypadku spadającego przedmiotu? Nie znam się, ale wydaje mi się, że to niezły wynik.
Dlaczego nie nazwać tego urządzenia spowalniaczem entropii? Potraktowałam entropię jako miarę bałaganu. Jeśli nie tracimy energii na fale akustyczne, odkształcenia spadającego przedmiotu, ogrzewanie otoczenia i takie tam, to potencjały zostają większe, czyli układ jest bardziej uporządkowany/ entropia rośnie wolniej.
Owszem, nowe prawo fizyki – o ile mi wiadomo – nie istnieje, wymyśliłam je na potrzeby tekstu.
Nie podejmę się polemiki, czy w fizyce kwantowej najpierw obserwuje się zjawiska, a dopiero potem dorabia do nich teorię. Ale podobno czarnej dziury jeszcze nikt nie widział, a książek poruszających temat powstało sporo.
Babska logika rządzi!
Ano, czarnej dziury nie można zaobserwować bezpośrednio w całej jej krasie. Taka jej uroda, że tylko metodami pośrednimi, poprzez wpływ na otoczenie…
Ale najpierw były obserwacje (choćby i pośrednie) czy spekulacje Schwarzschilda?
Babska logika rządzi!
Ufff, skończyłem! Wciągnęło mnie, więc dobrnąłem do końca. Robota mnie goni. Klikam tylko bubliotekę – i spadem. Komentarz – nieco później.
Dzięki, no to czekam na komentarz. :-)
Babska logika rządzi!
80% odzyskanej energii to wynik wręcz rewelacyjny – ale to ulepszenie wydajności istniejącego procesu a nie coś zupełnie nowego, ergo na Nobla szanse niewielkie. Nieprecyzyjnie się wyraziłam, co do teorii – jak najbardziej zdarza się, że teoria coś przewiduje a potem eksperymentalnie się potwierdza (albo i nie) – czasem poszukiwania dowodu są faktycznie wyścigiem o Nobla, ale nie ma przełożenia, żeby na gwałt szukać zastosowania takiej teorii. Ot choćby istnienie neutrina – najpierw teoretycznie przewidziano istnienie takiej cząstki, dowód eksperymentalny został przedstawiony ponad 20 lat później. Niemniej do dziś nikt nie wymyśla na siłę praktycznego zastosowania neutrin. Napisałam, że masz tu miszmasz z tego względu, że mam wrażenie, że pomieszałaś eksperyment potwierdzający teorię z konstrukcją urządzeń wykorzystujących teorię – eksperymenty potwierdzające teorię z opowiadania były najwyraźniej przeprowadzone wcześniej, skoro powstawały ‘chińskie gadżety’. Natomiast skojarzenie od odzyskiwania energii do entropii jako miary nieuporządkowania wszechświata jest zbyt daleko idące – dobre w przypadku kogoś, kto wie, że dzwoni ale nie wie w którym kościele, ale raczej nie w przypadku znakomicie oblatanego profesora fizyki – m.in. z tego względu, że ta definicja jest popularnonaukowa, w nauce entropia to jedna z termodynamicznych funkcji stanu i nikt jej nie stosuje do opisu spadających przedmiotów.
Żeby nie było, opowiadanie jako całość mi się podobało :)
Wciąż sądzę, że szkoda zdjęcia z haczyka ;( Cóż, Twoja decyzja. Opowiadanie – a czegoż innego oczekiwać – wykwintne niczym polędwica w czerwonym winie i sosie czekoladowym. Wytrawne i słodko-gorzkie. I tak, jak owe danie, tylko prawdziwy Szef potrafi przyrządzić tak profesjonalny tekst ;)
Powodzenia w konkursie :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
AdamKB, bardzo podobnych argumentów używałem w trakcie bety, krytykując sprzedaż za dziesięć kilo jurasków – nawet, jeśli nie wie, o co toczy się gra – instynkt handlowy powinien kazać podbić cenę… ;-)
Ale zgodzę się, że gdyby taki rodzaj ludzi, jak Piła, trzymał pieczę nad biznesowym wdrożeniem wynalazków, gdyby miał zrozumienie, na jaki interes to może się przełożyć – to z licencji na wycieraczki czy “kocie oczy” żyłyby dziś ze dwie fabryki i wiele zespołów naukowych/inżynierskich w tym kraju ;-)
Bellatrix
w nauce entropia to jedna z termodynamicznych funkcji stanu
Nieprawda.
Porównaj definicję entropii w Teorii Informacji z twoją. Twoja ma zastosowanie w szczególnym przypadku fizycznym. I nadal, będąc termodynamiczną funkcją stanu, jest jednocześnie miarą nieuporządkowania układu… (ujęcie statystyczne)
To pojęcie jest adaptowane, w zależności od działu nauki, w którym jest używane. Ta definicja “miary porządku/nieporządku” jest najbardziej ogólną czapką.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ano, czarnej dziury nie można zaobserwować bezpośrednio w całej jej krasie. Taka jej uroda, że tylko metodami pośrednimi, poprzez wpływ na otoczenie…
No i wydało się, kim lub czym jest teściowa podjadająca w nocy z lodówki…
Nie biegam, bo nie lubię
A, o to chodzi.
No to chyba faktycznie pomieszałam dowodzenie teorii z zastosowaniem. Hmmm, może Psycho miał rację i nie trzeba było upierać się przy Noblu, tylko skupić na patencie? Te drobne gadżeciki wykorzystywały tę samą teorię, ale tylko nadgryzały jej potencjał. Jakbyśmy, dajmy na to, wykorzystywali prąd w grzałkach i innych kuchenkach indukcyjnych, ale nie potrafili zbudować silnika elektrycznego ani żarówki. Ale możesz mieć rację, że za takie rzeczy Nobla nie dają.
Entropia. Naprawdę nie używa się jej w nauce jako miary nieuporządkowania, czegoś, co wskazuje kierunek strzałki czasu i takich tam? Termodynamiczna entropia nie dotyczy przepływu energii? No cóż, w tym przypadku zawsze mogę się upierać, że nazwa to “chłit maketingowy”. Fakt, marna wymówka.
Dobrze, że przynajmniej jako całość się podobało. :-)
Babska logika rządzi!
Corcoran :-D
Finkla, aleś skreśliła, no wiesz… :-D
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
O, ile komentarzy powstało, kiedy ja odpowiadałam Belli.
Emelkali, dzięki. :-) Cóż, gdyby Jajko wcześniej napisał wyjaśnienie, które zamieścił dzisiaj, to by sobie spokojnie wisiało na haczyku.
Psycho, dyskutujesz sobie z innymi, Czytelnikami, nie będę się wtrącać.
Corcoranie, masz w domu czarną dziurę? ;-O
Babska logika rządzi!
Finkla, aleś skreśliła, no wiesz… :-D
A, bo to było takie chwilowe zawahanie. :-)
Babska logika rządzi!
Masz w domu czarną dziurę?
Nie. Raczej. Ale z tego, co pisze AdamKB, to nic pewnego. Szczególnie, że dałbym głowę, że jeszcze wczoraj widziałem w lodówce dwa kabanosy…
Gwoli ścisłości pod pojęciem teściowej rozumiem hipotetyczny byt, z którego każdy żartuje, a jeszcze nikt nie widział. O mamusi nigdy nie odwazylbym się napisać równie podobnych bzdur ;)
Nie biegam, bo nie lubię
Hipotetyczna teściowa… Interesujące… Chyba pytanie, z kim się ożeniłeś, byłoby nie na miejscu.
No dobrze, a co sądzisz o tekście?
Babska logika rządzi!
Podpisuję się pod tym, co o finale napisał PsychoFish. Choć w tym, że każdy spodziewa się bum, a tu… jest jakiś wyrafinowany smaczek.
Tekst miły. Podoba mi się pomysł z upierdliwymi upodobaniami profesora.
Miejscami wtrącała się monotonia. Zbyt jednolite, mam wrażenie, dialogii z czasami nieco sztucznie brzmiącą stylizacją. Lekki brak konsekwencji w przedstawianiu postaci. Piła odzywa się jak czarny charakter, rodem z powieści dla młodzieży. A z drugiej strony Łysy, chłopiec, rzuca dowcipami o czarnych kutasach….
Skoro już wpadłaś na tak fajny pomysł jak decelerator, wolałbym przeczytać znacznie więcej jak działa, jaki są zabawne bądź mniej efekty uboczne jego działania. Z jasnym objaśnieniem i obrazowaniem dlaczego tak a nie inaczej. A tu kulka w ruletce – stary pomysł z magnesem – “zabrakło mi weny”.
Choć wątki różnych postaci czyta się raczej dobrze, kumoszki nie wiele wnoszą, naprawdę były potrzebne?
Resztę już napisano. Co do uwag technicznych.
Czasami nieco inaczej pokładałbym słowa w zdaniach, ale to kwestia subiektywna.
“Ewidentnie grano tu kiedyś w billard. Wielki stół…” tak ewidentnie, raczej nie podkreslałbym tego ;) “
w dwa, góra trzy tygodnie odbudujemy” – Czyli to co profesor zbudował chałupniczo w kilka dni, całemu zespołowi zajmie aż tyle?
No i wierz mi, żaden chłopak, szczególnie ministrant próbując zaimponować “Bandzie Łysego” nie powie, że dziewczyna miała w
ielkie, rozmarzone oczy. Wielkie – Tak, ale nie oczy i nie rozmarzone. Tak to juz jest.
Nie biegam, bo nie lubię
Mogę się mylić, ta informacja do kluczowych nie należy, ale Schwarzschild był pierwszy. Znaczy, obliczył masę, jaka powinna wytworzyć wokół siebie horyzont zdarzeń. Długo było to ciekawostką teoretyczną, aż nagle, któregoś dnia… – ale to to Ty wiesz.
No. :-) Dziękuję.
Stylizacja sztuczna? Hmmm. Prawie jej nie stosowałam – tylko profesor i sprzątaczki. Albo w nich przegięłam, albo coś się przekradło za moimi plecami.
Kto powinien gorzej mówić; Piła czy dzieci w szkole? Ciekawa kwestia. Mam wrażenie, że najgorzej bluzgają nastolatki, dorośli ludzie uczą się panować nad jęzorem. Piła jest nie tylko gangsterem, ale również biznesmenem, właścicielem kilku lokali w mieście. Chyba nie powinien kląć do klientów. Owszem, nie pokazuję jego kontaktów z klientami czy urzędnikami, ale jakieś tam przyzwyczajenia ma. No i wspominam, że obecność Brajnickiego częściowo wymusza staranniejszy język. A młodzież rozmawiająca między sobą chyba nie ma zahamowań. Zwłaszcza popisująca się/ zastraszająca słabszych.
Decelerator. Nie zamierzam zbyt dokładnie opisywać wymyślonego urządzenia ani skutków jego działania. Im więcej szczegółów podaję, tym łatwiej przyłapać mnie na błędzie. :-) A jeśli nie oszukiwanie w kasynie, to co byś proponował? Musi to być coś, co przyniesie Pile duże zyski (mimo nie całkiem prawidłowego działania) i co naprowadzi Webera na trop.
Sprzątaczki są potrzebne – ktoś musi ściągnąć księdza na uczelnię. No przecież nie dziekan, który tego pomieszczenia nie odwiedza.
Dlaczego nie podkreślałbyś “ewidentnie”? Zresztą, konkurs się skończył, nie chcę teraz zmieniać.
w dwa, góra trzy tygodnie odbudujemy” – Czyli to co profesor zbudował chałupniczo w kilka dni, całemu zespołowi zajmie aż tyle?
Nie, nie. Profesor zbudował znane sobie urządzenie. Jedno, potem drugie, pewnie i następne. Zespół mówił o odtwarzaniu sprzętu do rozmaitych doświadczeń. O objętości dwudziestu mikrofalówek, a nie jednej.
Chłopak opowiadał o oczach dziewczyny. Dla tych innych wielkich rzeczy słów brakło i musiał na migi pokazywać. ;-)
Babska logika rządzi!
Mogę się mylić, ta informacja do kluczowych nie należy, ale Schwarzschild był pierwszy.
No, też mi się tak wydawało.
ale to to Ty wiesz.
Pewności nie mam. Mnie przy tym nie było. Ani przy tym pierwszym wydarzeniu, ani przy drugim. ;-)
Babska logika rządzi!
:-) Przy tym drugim też Ciebie nie było? Dziwne. Jak mogło zabraknąć Ciebie podczas poszukiwań źródeł promieniowania synchrotronowego, emitowanego przez, jak się wkrótce okazało, dyski akrecyjne? :-)
Zespół mówił o odtwarzaniu sprzętu do rozmaitych doświadczeń
To “odtworzymy” w takim razie jest lepszym określeniem. W dzisiejszych czasach rzadko samemu “buduje” się wyposażenie pracowni naukowych.
“Piła nie powinien kląć do klientów”? Ekhm ;) Podobnie jak jak ucinać im palców…
To przyłapywanie na błędzie, by uniknąć kłopotów, odrazu przyszło mi do głowy – sam to mam, ale to chyba nie jest dobry sposób na dobry tekst Sf
Chłopcy nie opowiadają sobie o oczach dziewczyn. Smutne, ale prawdziwe ;)
Nie biegam, bo nie lubię
Jak mogło zabraknąć Ciebie podczas poszukiwań źródeł promieniowania synchrotronowego, emitowanego przez, jak się wkrótce okazało, dyski akrecyjne? :-)
No, żaden łobuz nie wystosował zaproszenia. :-( Też nie mogę tego zrozumieć. ;-)
To “odtworzymy” w takim razie jest lepszym określeniem. W dzisiejszych czasach rzadko samemu “buduje” się wyposażenie pracowni naukowych.
To skąd bierze się cholernie specjalistyczny sprzęt, jeśli jeszcze nie chce się nikomu tłumaczyć, do jakich konkretnie doświadczeń ma służyć?
“Piła nie powinien kląć do klientów”? Ekhm ;) Podobnie jak jak ucinać im palców…
Ale to nie był klient (miał nawet praktyczny zakaz wstępu), tylko dłużnik. Taki raczej słabo wypłacalny.
Chłopcy nie opowiadają sobie o oczach dziewczyn. Smutne, ale prawdziwe ;)
Nawet młodzi chłopcy? Ech… Chyba nie chcę wnikać, o czym w takim razie opowiadają…
Babska logika rządzi!
[…] o czym w takim razie opowiadają… ---> o tym, o czym, jak to młodzi, jeszcze mało wiedzą, lecz dużo sobie wyobrażają. :-)
:-) Nie zaprosili??? No, marny ich los! :-( :-)
Hej Finkla
Rzuciła mi się przede wszystkim w oczy solidna redakcyjna obróbka tekstu. A także kompozycja – długość akapitów, układ rozdziałów zachęcają do lektury. Odgadłem przyczynę tej staranności, gdy pojawiły się inicjały MC. Chociaż odpowiedzialna funkcja członkini loży zobowiązuje :)
Pojawiły się głosy, że wzmianka o Noblu była niepotrzebna. Zgadzam się i nawet posunąłbym się dalej – patenty i odzyskiwanie energii też były niepotrzebne. Z powodu obecności powyższych elementów powstaje za dużo wątków. Mnie zdecydowanie najbardziej podobało się ‘mieszanie członków i bebechów’ i chciałem więcej. Dzięki takiemu uproszczeniu decelerator mógłby lepiej spełniać funkcję osi utworu, która jest ważna przy braku pierwszoplanowego bohatera i pierwszoosobowego narratora.
Ale są za to różne smaczki:) Ciekaw jestem, czy robisz w szeroko rozumianej nauce? Pozdrawiam u
Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować
Adamie, ta męska wyobraźnia… Bogata, skoro tyle można opowiadać, czy też uboga, skoro tylko jeden element się mieści? ;-)
Mam nadzieję, że już żałują. ;-)
Uradowanczyku, dziękuję. No, jakoś nie robię wielu błędów, nawet jeśli nie podsuwam tekstu MC. A jeśli jeszcze ktoś betuje… Ale że długość akapitów właściwa, to pierwsze słyszę – tak samo wyszło.
Nobel – ech, i Ty, Brutusie? ;-)
Patologiczne trupy Ci się podobają? Cóż, co kto lubi. ;-)
Patenty i odzyskiwanie energii byś wywalił? No to chyba mało by zostało… Nawet skomplikowane zwłoki szlag trafia.
Babska logika rządzi!
[…] ta męska wyobraźnia… Bogata, skoro tyle można opowiadać, czy też uboga, skoro tylko jeden element się mieści? ;-)
Jedność przeciwieństw, Koleżanko. Plus siła oddziaływania tego elementu… :-)
Ano tak. Widzą tylko jedno. Ale za to jak intensywnie! Faceci… ;-)
Babska logika rządzi!
No właśnie te skomplikowane zwłoki są tak malownicze, że poświęciłbym im więcej uwagi. Teraz już po ptokach, ale innego opowiadania zaczyn i zarzewie…
Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować
Hmmm. Nigdy nie oglądałam sekcji zwłok. Zdecydowanie trochę brakuje mi danych, żeby taką scenkę opisać. Malownicze? Masz chyba nietypowe pojęcie na temat sztuki. Ja tam wolę stare dobre “Słoneczniki”. ;-)
Babska logika rządzi!
Malarstwo? Mam coś w sam raz, z CienioBurzowej parafii. Upadła Madonna z Wielkim Cycem. ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Van Klomp? Może być, ale przed wycięciem dziury. ;-)
Babska logika rządzi!
To na pewno sprawka Helgi! ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
No, nie wiem, tam wszyscy byli jacyś dziwni. Może nawet podejrzani… ;-)
Babska logika rządzi!
A mnie ten Nobel pasuje, tak jak sprzątaczki, Pawełek i święcący proboszcz. I w ogóle prawie wszystko. A ponieważ już wiele osób przede mną wymieniło, co w tym opowiadaniu jest super, ja się już powtarzać nie będę.
Jedyne, co mnie nieco rozczarowało, to końcówka. Właśnie jakaś taka letnia…
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Letnia, ale najbardziej prawdopodobna w naszej, polskiej rzeczywistości. Zabezpieczą celem zbadania i tak dalej, w praktyce oznacza to “żegnaj się, d…, z portkami”, bo nikomu się nie spieszy.
Wiem, znam to. Ale to w końcu portal fantastyczny, prawda? ;) (mrugam oczkiem, żeby nie było ;))
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Być może była o tym dyskusja, ale przyznaję, że jestem pod wrażeniem Łysego i jego kumpli.
Skąd Finkla wie, jak “prawdziwi” faceci rozmawiają? Przecie przy kobietach tak nie mówią! ;-D
Oooo, jaka dyskusja bladym świtem…
Dzięki, Śniąca. Fajnie, że tyle elementów przypasowało, szkoda że końcówka nie. Ale co byś z nią zrobiła?
Jako Adam rzecze – tak zapewne by było. Bo kolejki, bo procedury, bo trzeba pokazać, kto tu rządzi…
Blackburnie, nie, Łysym jeszcze nikt się nie zachwycał, jesteś pierwszy. Tak naprawdę to nie wiem, jak komunikują się prawdziwi faceci. Znam dowcipy i tyle. Często czytelnicy narzekali mi pod tekstami, że nie tak, że za delikatnie, że za śmiesznie…
Babska logika rządzi!
Finklo, entropia – ekscytujący temat. Z rozwiązaniem fabularnym znakomicie sobie poradziłaś… jak wyżej napisałem: wciągnęło mnie. O perfekcji o obszarze warsztatu nawet nie wspominam, bo to przecież Twój tekst. Pozostał mi jednak po lekturze pewien niedosyt… Odwracając bowiem powszechny we wszechświecie trend w kierunku wzrostu entropii, burzymy relacje przyczynowo-skutkowe, a to powinno rodzić jakieś szersze implikacje. Spodziewałem się nawiązującej do tego końcówki: jakichś większych perturbacji w czasie i przestrzeni, nieograniczonych jedynie do zmiennego tempa psucia się wiktuałów czy rozkładu zwłok…
Ale co byś z nią zrobiła?
Mam ten komfort, że jako czytelnik mogę sobie pomarudzić i nie muszę wymyślać zakończeń, czy alternatywnych wątków ;)
A tak na poważnie – nie wiem. Pewnie musiałabym się dobrze zastanowić. I wcale nie jestem przekonana, że bym coś lepszego wymyśliła.
Chociaż, pomysł Ambroziaka z jego ostatniego komentarza brzmi całkiem kusząco.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
To skąd bierze się cholernie specjalistyczny sprzęt, jeśli jeszcze nie chce się nikomu tłumaczyć, do jakich konkretnie doświadczeń ma służyć?
Cholernie specjalistyczny sprzęt kupuje się u cholernie specjalistycznych dystrybutorów i nikomu nic nie trzeba tłumaczyć. To tak jakby powiedzieć “lepiej sam zbuduję sobie śrubokręt, bo jeszcze ktoś w castoramie domysli się, że robię szafę i ukradnie mi pomysł”. Dystrybutora nie obchodzi ani twój decelerator, ani szafa. Wbrew pozorom bardzo skomplikowane badania można prowadzić używając dość banalnych w działaniu sprzętów.
Porównaj definicję entropii w Teorii Informacji z twoją. Twoja ma zastosowanie w szczególnym przypadku fizycznym. I nadal, będąc termodynamiczną funkcją stanu, jest jednocześnie miarą nieuporządkowania układu… (ujęcie statystyczne)
O ile za “szczególny przypadek fizyczny” uznamy każde zjawisko we wszechświecie, w którym dochodzi do wymiany energii, czyli w zasadzie każde obserwowalne zjawisko. Zresztą teoria informacji chyba nie ma tu zastosowania.
Ale skoro już przy entropii jesteśmy: nie widzę związku między odzyskiem energii potencjalnej ze spadającego kubka (czy tam kinetycznej ze zderzenia niesprężystego, zależy w którym momencie spojrzeć) a entropią per se. Jeśli już przyjąć, że urządzenie rzeczywiście odzyskuje straconą do otoczenia energię (co prościej zrobić wymiennikiem ciepła), to albo może ją przesłać do tegoż kubka (i rozbić go bardziej spektakularnie), albo zmagazynować (przesyłając samo sobie prąd bezprzewodowo?). A skoro po podłodze tańczą iskry, to udało się tym samym przekształkić energię mechaniczną na elektryczną, czyli wynaleźliśmy na nowo koło piezoelektryki. Lepszy wynik można by uzyskać podłączając decelerator to jakiejkolwiek bomby kalorymetrycznej, albo po prostu do jakiegokolwiek silnika.
dobre w przypadku kogoś, kto wie, że dzwoni ale nie wie w którym kościele, ale raczej nie w przypadku znakomicie oblatanego profesora fizyki
Zgadzam się z Bellatrix, profesor wbija gwoździe mikroskopem i to elektronowym
Jeśli zaś chodzi o nobla, sprzątaczki itd.
O noblu może sobie pomarzyć każdy, nawet pisząc licencjat z teorii rzutu kiszonym mlekiem. Profesor równie dobrze może być przekonany, mniej lub bardziej błędnie, o własnej świetności.
Egzorcyzm, ksiądz, sprzątaczki w sumie do fabuły nic nie wnoszą, ale zapewniają tło i koloryt, a narzekanie na ich obecność, to jak krytykowanie, wspomnianych w dyskusji, “Słoneczników” Van Gogha, za to że na obrazie znajduje się również wazon.
Witam. Przed chwilą dosłownie połknąłem cały tekst. Nie chciało mi czytać się wszystkich komentarzy, niemniej powiem to, co najbardziej mi się nasuwa: dobry, solidny tekst. Jak poznać dobry tekst? Po jego przeczytaniu ma się lekkie poczucie straty, że nie ma więcej :D Na dość małej rozpiętości udało Ci się upakować całkiem sporo wątków. Z jednej strony cieszy mnie brak niepotrzebnej przemocy, z drugiej strony Piła to nie debilny gangster wzięty żywcem z “Kevina“. Postać profesora, który mimo tego, że został porwany, ustala swoje własne warunki, też budzi respekt :D I, oczywiście, buduje klimat. Może i odrobinę zgodzę się z tym brakiem łupnięcia na końcu, niemniej nie na tym chciałbym się skupiać. Aż dziwię się, że mimo odzewu ze strony “Jajka“ nie zdecydowałaś się na “haczyk“. Znakomity warsztat. Nie zobaczyłem w końcu, ile masz lat, ale widać, że nie zasypywałaś gruszek w popiele. Umiesz pisać. Masz już jakieś wydane książki na swoim koncie? Tzn jakieś powieści/zbiory opowiadań/cokolwiek innego? Ten tekst spokojnie nadaje się, by go gdzieś wydać. Po tym, co tu zobaczyłem, na pewno skuszę się na inne Twoje opowiadania. Też wziąłem udział w tym konkursie, lecz mocno się zawziąłem i zdążyłem na czas, chociaż przekroczyłem limit o jakieś 20 tys. znaków. Jeśli chcesz, zaproszę Cię do betowania. Póki co, moje gratulacje. Świetne opowiadanie.
No, i oczywiście chodziło mi o BRAK odzewu ze strony DJ-a ;D
to jak krytykowanie, wspomnianych w dyskusji, “Słoneczników” Van Gogha, za to że na obrazie znajduje się również wazon.
Już abstrahując od tekstu – słuszna racja. Albo co gorsza obwiniać rykowisko, że tak mało na nim jeleni. A ja tak lubię jelenie :)
Nie biegam, bo nie lubię
Teoria informacji – nie, o ile uznamy, że żadna informacja w owych zjawiskach nie istnieje, nie jest niesiona, porządkowana lub… :-D Ale, ale, chodziło mi tylko o to, że zawężenie definicji entropii wyłącznie do termodynamicznej funkcji stanu nie jest logicznie poprawne – abstrahując od tego, jak odległe skojarzenie między rzeczonym kubkiem a samym “uporządkowaniem układu” istnieje.
No właśnie, wazon… :-D Nie mógł ich w półlitrówce namalować? :-D
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Przeczytałem! Nareszcie! Wbrew wszelkim przeciwnościom, wbrew wizycie area menedżera w pracy, wdnie psującemu się autu, i zdecydowanie zbyt krótkiej dobie, stając w obliczu złośliwej trzydniówki u Najmłodszego oraz strajku teściowej, ba, prowokując nawet małżeńską kłótnię i niesłychane oskarżenia ("Czy dla ciebie najważniejsze jest to, co wypisuje jakaś panienka?!") – przeczytałem! I nie żałuję, warto było. Oczywiście, po czterdziestu tysiącach komentarzy żadnej już celnej i odkrywczej uwagi nie wygloszę – tekst jest, poetycko mówiąc, pro na toplevelu, wszelkie moje spostrzeżenia spostrzeżono już wcześniej. I sekcjowano, a nawet wiwisekcjowano po wielokroć. Może tylko dwa słowa na temat zakończenia – było nie tyle mało zaskakującym i nijakim puffem, co nastąpiło zdecydowanie zbyt szybko. Mnogość postaci i wątków sugerowałaby raczej dłuższą formę, rzecz tak naprawdę dopiero zdążyła się rozkręcić. Rozumiem oczywiście, że nie można dopuścić do tego, by opowiadanie uderzyło w milion znaków, ale tekst na tym ucierpiał. No i może jeszcze jeden wniosek natury ogólnej – bym nie wyszedł na nie mającego nic do powiedzenia idiotę – warunkiem skutecznego wykorzystania wynalazku i wprowadzenia nowej technologii jest opłacalność. Dlatego postęp techniczny opiera się na gangsterskich metodach i wyścigu zbrojeń. Tacy ludzie jak Piła i (sorki, nie pamiętam nazwiska – na telefonie nie mogę tekstu przewinąć) Niemiec, są światu niezwykle potrzebni. Dzięki nim decelerator entropii mógłby wkrótce stać się równie popularny, co mikrofalówka. To taka optymistyczna konkluzja, którą znalazłem, nieśmiało wyzierajacą z Twego tekstu.
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Różnych odniesień/definicji entropii może być milion, ale profesorowi fizyki raczej skojarzy się ta, stosowana w jego dziedzinie nauki. Stestowane na domowym egzemplarzu doktora astrofizyki ;) W tym wynalazku proces nie jest samorzutny (kubek zostaje zepchnięty), istotą jest przemiana energii kinetycznej w elektryczną – do fizycznego opisu takiego zjawiska entropia nie ma zastosowania, jeśli już – to energia wewnętrzna czy zasada zachowania energii.
Oooo, ale się działo, kiedy mnie nie było…
Ambroziaku – pojechałeś. Ciekawy komentarz. :-) Entropia rośnie, ale lokalnie można ją zmniejszać (niestety – wymaga to dopływu energii z zewnątrz) – roślinki tworzą złożone związki, w których każdy atom jest na swoim miejscu, ale bez światła nie dadzą rady. Nie wydaje mi się, że odzyskiwanie energii od razu burzy relacje przyczynowo-skutkowe i prowadzi do końca świata. Kubek spadający ze stołu zwykle się rozbija, ale to nie jest żadne bezwzględne prawo fizyki. Czasami fajansowi się udaje. A gdyby złapać go w sieć ze sprężynek? Teoretycznie można energię częściowo odzyskać.
Interesujący pomysł, ale to by była całkiem inna historia.
Śniąca – zakończenie takie sobie. No, możliwe. Ale najlepsze, jakie wykombinowałam. I nic z tym nie zrobimy.
Lordi, dziękuję za wizytę. :-)
Ze śrubokrętem to przesadziłeś. Możliwe, że gdzieś istnieją tacy specjalistyczni dystrybutorzy. Nie wiem. Ja myślę trochę inaczej, może baby tak mają – kiedy chciałam mieć na ścianie w przedpokoju obrazek, to doszłam do wniosku, że prościej będzie, jeśli go sobie sama namaluję, niż gdy zacznę tłumaczyć, o co mi chodzi, jakiemuś “fachowcowi“, który głupich płytek nie potrafi porządnie położyć. Owszem, zajęło mi to sporo czasu, ale mam tak, jak chciałam. :-) Na podstawie tych doświadczeń wymyśliłam sobie zespół, który buduje, co potrzeba, z gotowych komponentów. Taki cholernie zaawansowany Lego Technic. Doktoranci też muszą coś robić i o czymś pisać. :-)
Związek między entropią a spadającym kubkiem. No cóż, ja go widzę. Podkreślam, że nie jestem specjalistą, ale ja to postrzegam tak: kubek stojący na blacie ma energię potencjalną. Tuż nad podłogą – kinetyczną. Jedna i druga skoncentrowana w jednym obiekcie. A jak już huknie o podłogę, to to wszystko się rozpełznie po otoczeniu – materiał kubka się odkształci (naprężenia pewnie go rozwalą), podłoże też się trochę ugnie, fale akustyczne pójdą w świat, środowisko odrobinę się ogrzeje. W rezultacie energia rozlezie się po trochu w rozmaite miejsca, zrobi się bardziej przeciętnie, mniej uporządkowanie. Ergo: entropia wzrośnie. Ale jeśli zdołamy odzyskać chociaż część traconej energii, to przyhamujemy wzrost entropii. Q. e. d. Ta dam!
Związek między entropią i informacją też widzę. Wyobraź sobie, że przesyłasz komuś jpg ze “Słonecznikami”. Jeśli odbiorca nie poukłada pikselków we właściwej kolejności, dostanie zielonkawoszary mętlik. Szum informacyjny.
Wymiennik ciepła zdołałby wyłapać niewielką część energii. Chyba że mowa o kubku z gorącą herbatą. ;-) A dlaczego przesyłać z powrotem do kubka? Można do bateryjki, sprężynki, czegokolwiek…
Silnik. Nie rozumiem argumentu. Zadaniem silnika nie jest marnowanie energii.
Profesor wierzy, że za ten wynalazek Nobla dostanie. Nie wnikam, czy słusznie. ;-)
Jak to ksiądz nic nie wnosi do fabuły? Bez opowieści ministranta Friedrich nie dowiedziałby się, że w kasynie używają deceleratora.
Ivaldirczar, również dziękuję. Smacznego. ;-)
No cóż, nie lubię ani przemocy, ani debilnych bohaterów. OK, niech sobie popełniają błędy (i włóczą się po kasynach, jeśli są hazardzistami), ale bez nadeptywania po pięć razy na jedne grabie. Tak, profesor miał być na tyle dobry, żeby poradzić sobie nawet w bardzo niekorzystnych warunkach.
Zerwanie z haczyka – źle zinterpretowałam słowa Jajka. Trudno.
A niby dlaczego miałbyś zobaczyć, ile mam lat?!
Mam jedno fantastyczne opowiadanie w antologii, wkrótce ma wyjść następne. Do innych moich opowiadań zamieszczonych tutaj serdecznie zapraszam. :-)
Ale przecież nie było limitu? Mam już jakieś opowiadania oczekujące na betę. No i własne też piszę.
Corcoranie, dzięki za wsparcie. :-) Jelenie nie są złe. Jednemu kiedyś pstryknęłam fotkę koło Morskiego Oka. No i co z tego, że wygląda kiczowato? Natury nie oszukasz…
Psycho, w półlitrówce po czystej, to podobno chryzantemy złociste. Słoneczniki mają za grube łodygi. ;-)
Thargone, o rany, jestem pod wrażeniem poniesionych poświęceń. Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie na prostą.
Zbyt wiele wątków na tak krótką formę? Hmmm, ostatnio bardzo fascynuje mnie wielowątkowość. Ale może faktycznie przesadziłam. Nic to, prędzej czy później znajdę właściwą proporcję wątków do znaków.
Że Piła i Weber są potrzebni? No, pewnie tak. Ale w tym przypadku obydwaj urządzenie ukradli. I nie zrobili tego w celu zaniesienia biednym… Ale jeśli napełnia Cię to optymizmem, to nie będę protestować. :-)
Babska logika rządzi!
W tym wynalazku proces nie jest samorzutny (kubek zostaje zepchnięty), istotą jest przemiana energii kinetycznej w elektryczną – do fizycznego opisu takiego zjawiska entropia nie ma zastosowania, jeśli już – to energia wewnętrzna czy zasada zachowania energii.
Kubek zostaje zepchnięty, bo to doświadczenie. Przecież nie będą stać i czekać, aż coś “samo” spadnie. Uch, niekoniecznie kinetyczna – różne rodzaje energii, które bez interwencji rozpełzłyby się po otoczeniu.
Babska logika rządzi!
Finklo, z zasady zachowania energii, energia układu (tu: kubek-ziemia, czy tam kubek-sprężynki) jest stała :)
No tak, jest stała. Urządzenie powoduje, że nie marnuje się bezproduktywnie.
Edit: Ale nie pytaj, jak to robi. ;-)
Babska logika rządzi!
Finklo, jasne! Tylko, jak mówiłem, poczułem po lekturze pewien niedosyt: gdy zobaczyłem w tytule hasło – entropia, pomyślałem, że ta potraktowana będzie z szerokim rozmachem. No, ale to tylko takie tam moje bajdurzenia; opowiadanko przecież bardzo dobre.
Brawa dla profesora! Bardzo lubię takie postacie. Chociaż steki z kangura chyba nawet w lidlu widziałam więc nie wiem, czy po tym można konkretny sklep wytropić :P
Mnie dla odmiany raziło trochę to nagromadzenie stereotypów od sprzątaczek-dewotek po niezbyt rozgarniętego mafioso. Rozumiem, że to miało służyć satyrze, być może nawet na nasze wyobrażenia na temat polskich uczelni, gangsterów i wielkich korpo ale jednak jakiegoś takiego mrugnięcia okiem do czytelnika mi zabrakło. Albo wyjścia poza schemat.
Poza tym: akcja jest wartka, pomysł ciekawy, nawet próba dywersyfikacji języka postaci jest, więc czego chcieć więcej. Zakończenie – może i po takim tekście mogłby być więcej fajerwerków ale w sumie taki koniec uprawdopodabnia całą historię, niestety ;) Miałam momentami wrażenie, że za szybko zmieniamy perspektywę i że nieco za dużo postaci się w tym opowiadaniu stłoczyło ale całość jest zrozumiała i logiczna. A do tego zgrabna i zabawna, choć gorzka w wymowie :)
The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)
Ambroziaku, ach, tytuł rozbudował nadzieje. OK, teraz rozumiem. No to moi naukowcy zastosowali “chłit maketingowy”. ;-)
Mirabell, dzięki za odwiedziny. :-)
Ojej, naprawdę steki z kangura takie popularne? O tym nie miałam pojęcia.
Za bardzo poleciałam w stereotypy? Hmmm, postaram się tego uniknąć przy następnym tekście. Ale że Piła jest niezbyt rozgarnięty, to się nie zgodzę. Co mu jest w życiu potrzebne, to opanował. Broń – tak, prawo podatkowe – owszem. A fizyka kwantowa go nie interesuje.
Czyli logiczny tłum? Chciałam, żeby dużo się działo. Jeden człowiek by tego wszystkiego nie obskoczył.
Babska logika rządzi!
Jeśli odbiorca nie poukłada pikselków
Właściwa forma to raczej “pikseli”
Ach, słodka zemsta
i do tego nie musiałem długo czekać.
A tak serio: mówimy tu wszyscy chyba o co najmniej trzech rodzajach entropii w tym termodynamicznej, informacyjnej i takiej w ujęciu popularnonaukowym itd. Tym sposobem nie dojdziemy do konsensusu aż do cieplnej śmierci wszechświata.
Silnik. Nie rozumiem argumentu. Zadaniem silnika nie jest marnowanie energii.
Ale i tak większość zwykle marnuje. Benzynowy ma wydajność ~30%.
Na podstawie tych doświadczeń wymyśliłam sobie zespół, który buduje, co potrzeba, z gotowych komponentów.
W tym jest coś fajnego. Taki McGyverski zespół badawczy. Pomysł jest o tyle ciekawy, o ile w rzeczywistości niepraktyczny. Po prostu są ludzie od aparatury i ludzie od badań i każdy zna się na swojej robocie. Ale to przecież scifi, więc można to wybaczyć.
Oj tam, oj tam. Piksele są takie małe, że użyłam zdrobnienia. ;-)
Entropia. Tak, można ją różnie definiować. Nie oznacza to, że definicje “niemojsze” (nieprawidłowe słowo użyte z premedytacją ;-p ) są nieuprawnione. Upieram się, że moi fizycy mogli tak nazwać urządzenie. :-) Zdanie o konsensusie piękne. :-)
No tak, silniki nie są jakoś oszałamiająco wydajne. Hmmm, właściwie pewnie można podpiąć do któregoś “mój decelerator”. Kurczę, dla takiego wynalazku warto stworzyć Nobla z ekologii!
Zespół McGyvera. :-) No tak to sobie wyobraziłam. A jakoś nie bardzo widzę Twoją wersję. No bo jak by to wyglądało?
– Dzień dobry, potrzebujemy sprzęt, którego nie ma w katalogu.
– A do czego ma służyć?
– Do testowania współczynnika szamiłowatości burbulatora.
– Eeee… A mógłby pan wytłumaczyć dokładniej?
– Nie, to tajemnica.
Babska logika rządzi!
Chodzi mi o to, że współczynnik szamiłowatości burbulatora musi wynikać z pewnych jego fizycznych właściwości. Takoż szamiłowatość musi zmieniać się w czasie i np. w konkretny sposób wpływać na mierzalną wartość jakiejś cechy fizycznej– jeśli emituje ciepło mierzymy kalorymetrem, jeśli pochłania i emituje promieniowanie to sprawdzamy spektrofotometrem, jeśli istnieje jakaś zmiana w jego strukturze można to sprawdzić rezonansem magnetycznym, mikroskopem sił elektronowych, krystalografią rentgenowską itd. itp. ad infinitum. Uczelnie mają takie sprzęty i nie muszą mierzyć np. zasolenia salinometrem, bo pracownicy doskonale poradzą sobie przy użyciu konduktometru i nawet się po dordze nie zastanowią.
OK. A mi chodzi na przykład o to, że mogą czasami potrzebować kalorymetru, czasami decybelomierza, a czasami obydwu naraz. Raz zrzucają kubek ze stołu, raz z szafy. W zależności od potrzeb mogą podpinać do konstrukcji różne mierniki, dostosowywać długość kabelków i takie tam. A o swoich ustrojstwach trzy doktoraty piszą…
Ale to tylko przykład.
Babska logika rządzi!
A tak serio: mówimy tu wszyscy chyba o co najmniej trzech rodzajach entropii
Ech, jeszcze raz, w kwestii formalnej. My, wykształciuchy, lubimy się upierać, ale coraz bardziej rozumiem, dlaczego dobry matematyk przeważnie radzi sobie w fizyce, a na odwrót nie zawsze.
Definicja, ogólna, entropii jest jedna. I siłą rzeczy, bardzo ogólniasta oraz pojemna. O ile dobrze rozumiem to, co czytam tu i tam to jest tak:
Definicja zaadaptowana do fizyki jest bardzo powszechna, definicja informacyjna trochę mniej, ale nie mniej ważna (spora część tradycyjnej kryptografii i kodowania sygnałów opiera się o twierdzenia uwzględniające takie informacyjne ujęcie entropii) – i jednocześnie obydwie wynikają z ogólnej definicji entropii jako miary nieuporządkowania układu.
To coś jak czworościan.
Kwadrat jest czworościanemkątem. I romb jest czworościanem. ;-) Tu nie ma co czekać na cieplną śmierć wszechświata ani konsensus, bo upieranie się, że kwadrat nie ma nic wspólnego z rombem jest nielogiczne ;-) Obydwa są czworościanami (konceptu klasyfikacyjnego jeden poziom wyżej, kufa, dla informatyków: klasa abstrakcyjna i jej implementacje; dla ścisłowców: są podzbiorami zbioru czworościanów).
Osobną sprawą jest zastosowanie konkretnego rozumienia w kontekście fizyka Brajnickiego i opowiadania. Po prostu chciałem, żeby ta definicja entropii, omawiana publicznie w komentarzach, nie wisiała na takim paskudnym niedopowiedzeniu. Potem ktoś zajrzy i powie, że ci fantaści od sajensa to banialuki pikolą… ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Jestem skłonna zgodzić się z Psycho. O krok bliżej do konsensusu? ;-)
Babska logika rządzi!
:-) Od kiedy zrównano figury z bryłami? :-)
Potem ktoś zajrzy i powie, że ci fantaści od sajensa to banialuki pikolą… ;-)
AdamieKB, ja miałem być pierwszy! :) Poza tym nie czepiaj się….
Kwadrat jak najbardziej jest czworościanem, tyle tylko że bez trzech ścian :)
Widocznie znów okradła go ta zgraja porombanych trójkątów. Nie wiem co w tym śmiesznego.
Nie biegam, bo nie lubię
:-) Kto Tobie bronił wcześniej włączyć komputer? :-)
Dwa coraz dłuższe odcinki ;) Czasami jak się zmówią to potrafią tak zagiąć płaszczyznę, że sam Euklides się nie połapie, kto kogo i dlaczego… :)
Nie biegam, bo nie lubię
Kajam się, głupotę piszę nieścisłość prostując, oczywiście chodziło o czworobok/czworokąt :-)
Edit: a z trójkątami rzeczywiście dziwna sprawa… Legły sobie, cwaniaki, u podstaw wszystkich wielokątów, a potem grafiki 3D… Toż to geometryczna masoneria i cykliści razem wzięci!
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ach ach, moment panowie Adamie i Corcoranie.
Czworokąt to czworościan o zerowej wysokości. Ergo, romb i kwadrat są czworościanami o zerowej wysokości – specjalny przypadek. ;-)
No, ale to nie zmienia, że trzeba było od razu o czworokącie pisać ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Przeczytałam. Zabierałam się do Twojego tekstu i nie mogłam zacząć. Nie żałuje. Tekst jest bardzo dobry i postacie są świetnie nakreślone. Bardzo podobał mi się humorzasty profesorek, który nawet gangstera potrafił przegadać. Ta postać jak dla mnie jest najlepsza. :) Pomysł na gangstera też niczego sobie. :)
Czekałam tylko na finał. Myślałam, że dostanę na sam koniec jakiegoś kopa, zakończonego fajerwerkami i się nieco zawiodłam. Szkoda, bo miałam nadzieje, że będzie lepiej. Jednakże bardzo fajne opowiadanie.
Ps. Beta musiała być naprawdę pomocna. Ilość komentarzy przygniata. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Oj, faktycznie – zamieszało się z czterocośtamami, a ja się pod tym podpisałam. Trochę wstyd…
Morgiano, cieszę się, że nie żałujesz. Mam nadzieję, że brak żalu nie dotyczy niemocy przystąpienia do lektury. ;-) Profesorka sama lubię. No, nie było kopa z fajerwerkami. Nie można mieć wszystkiego. :-( Ale postaram się pamiętać o wierzganiu w przyszłości.
Taaaak, co tu się działo podczas betowania… :-)
Babska logika rządzi!
Nie żałuję, że przeczytałam. Ach, tu zawsze wszystko poprawią. ;)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Właśnie na tę interpretację liczyłam. :-)
Ale, wiesz, to wszystko z sympatii. :-)
Babska logika rządzi!
Można powiedzieć, że codziennie dziękuje, że trafiłam na tą stronę. Uczy pokory. ;)
Gdy patrzę na najstarszy tekst, który napisałam to aż mi wstyd, że tam tyle błędów. Zwłaszcza interpunkcyjnych. Nawet ostatnio zaczęłam coś poprawiać, żeby dla świętego spokoju jakoś to wyglądało. Choć jeszcze nie skończyłam.:P
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Oj, faktycznie – zamieszało się z czterocośtamami, a ja się pod tym podpisałam. Trochę wstyd…
Formalnie, błędu nie było, c.b.d.u.
Ale wygląda źle, wybacz ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Morgiano, widać postęp? No i pięknie. :-)
Psycho, oj tam, oj tam. Jeszcze setka komentarzy i nikt tego trefnego nie znajdzie. ;-)
Babska logika rządzi!
:-) Zasłona dymna ze stu komentarzy? Nie mogę nie pomóc Koleżance, pierwszy odpalam ładunek mglący: czy można napić się kawy z torusa?
Dzięki, Adamie! :-)
Można, pod warunkiem, że jest się topologiem.
Babska logika rządzi!
Topolog – znawca topoli? :-)
znawca topoli? :-)
To chyba dendrofil… ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Panowie, bardzo interesująca ścieżka rozważań. Ale wniosek prosty i niepodważalny: tylko dendrofile piją z opon!
Babska logika rządzi!
Tych z “Kormorana” czy mózgowych?
Janie, Adamie, Dębica! Szypułkowa. ;-)
Babska logika rządzi!
Dębica… Czyli zamykamy torus i wracamy do dendrofilli, a fe….
Nie biegam, bo nie lubię
…bo z oponek to dendrofile-policjanci żłopią, syrup klonowy! ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Corcoranie, niektóre ptaszki lubią dziuple, niekiedy nawet jajka tam lądują… Dlaczego “a fe”? Trochę tolerancji… ;-)
Babska logika rządzi!
Psycho, ale dlaczego policjanci? Że belki lubią nosić?
Babska logika rządzi!
Pączki-oponki :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Aaaa, tamci… To łune syrupem dziane?
Babska logika rządzi!
Nie wiem, czy ten syrup w procesie deceleracji entropii (jes, noł offtop!) daje łunę na czworościany ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
O kurczę, to aparat trafił aż tam?
Babska logika rządzi!
Fajny tekst. To, że mało science w science – to mi akurat nie przeszkadza, bo przynajmniej rozumiem nie przeciążając mózgownicy. Podobała mi się kreacja bohaterów (Brajnicki!), nawet dialogi – bo, owszem, dowcipne, ale nie dowcipasne, a to różnica. Co do końcówki – mnie łupnięcia nie zabrakło, co więcej – jakoś sobie tego łupnięcia nie wyobrażam, by opowiadanie pozostało wiarygodnym.
Zgrzytnęło mi w dwóch miejscach. Po pierwsze – rozmowa sprzątaczek o zabójstwie Staszka to rozmowa dwóch stereotypowych prostych kretynek. A gosposia Brajnickiego też została przedstawiona jak kretynka – tylko że w dialogach innych. Jakoś tak wyszło, że postacie spoza profesorskiego kręgu w tym tekście – to głupole.
No i druga rzecz – zaginął profesor, a po paru dniach ginie z politechniki jego sprzęt. I prowadzący śledztwo policjant ma “silne przeczucie”, że te sprawy są powiązane. No, geniusz po prostu. Śledczy chyba nie powinien mieć w takiej sytuacji przeczucia, tylko wysoce prawdopodobną hipotezę do sprawdzenia.
Ale to właściwie drobiazgi, nie zmieniające faktu, że opowiadanie mi się spodobało.
Dzięki, Biurokratko. ;-)
Fajnie, że Ci się.
No! Wreszcie ktoś zgadza się ze mną w sprawie końcówki. Miło.
Inteligencja postaci. Nie no, nie wszyscy spoza zespołu to głupole. Piła swój rozum ma, nawet łeb do interesów, tylko danych mu trochę brakuje. Pawełek nie jest geniuszem, ale to jeszcze dzieciak, mimo to jakoś sobie radzi w warunkach stresu. A która to hipoteza jest tak wysoce prawdopodobna? Bo w drugiej swojej scence gliniarz podaje kilka. I jak ją przetestować? Cholera, wychodzi na to, że baby przedstawiłam jako idiotki. Hmmm, czy to oznacza, że jestem męską szowinistyczną świnią? Mam nadzieję, że Łysy i jego kumple trochę mnie ratują.
Babska logika rządzi!
No, już nie chciałam pisać, że baby… ;) Ale przeszło mi to również przez głowę.
Co do policjanta – tylko to, co napisałam. Znika profesor, a potem jego sprzęt. I śledczy ma “przeczucie”. Coś mało ma. A może nie mało, tylko tak mało racjonalnie, a bardziej metafizycznie. :)
Nie przeczucie, tylko przeświadczenie. Tak mu mówi instynkt (podobno policjanci mają coś takiego i nie wahają się tego używać), na razie nie poparty dowodami. I zadaje sobie pytanie, co łączy te sprawy. Znaczy, zamierza szukać odpowiedzi. No, mało ma, ale to dopiero początek śledztwa.
Może powinnam dla równowagi napisać coś o inteligentnej babie… Autobiografię? ;-) Ale skąd wziąć elementy fantastyczne?
Babska logika rządzi!
A, przeświadczenie. Racja. No, tu się jednak nie dam przekonać. Bo hipotezę powinien mieć. Czepiam się? Pewnie tak. Ale dla mnie to trochę zabrzmiało, jakby zaraz miał się udać do jasnowidza albo wyciągnąć szklaną kulę z szuflady.
Skąd element fantastyczny w Twojej autobiografii? No, jak to? Podobno jesteś androidką. Ok, nawet jeśli to prawda, to i tak wystarczy. ;)
Dobra, nie dasz się przekonać, to nie ma co walczyć.
Serio? Bycie androidem Was satysfakcjonuje? Dziwni są ludzie… ;-)
Babska logika rządzi!
Oj tam, wiesz, o co mi chodzi. Android jest, brak pytań o element fantastyczny też jest.
Jakie tam wiesz?! Białkowych form życia nie idzie zrozumieć… ;-)
Babska logika rządzi!
Przeczytałam z dużą przyjemnością. Komentarze też chciałam poczytać ale przerosło to moje możliwości usiedzenia przed kompem/ tabletem. W każdym razie rozmach dyskusji pod opowiadaniem robi wrażenie ;)
Co do tekstu – świetna dynamika, język – pełna profeska, świetnie wymyślone postaci. Podobała mi się dbałość o to, aby wszystkie wątki doprowadzić do końca i ukazać motywacje i rozumowanie bohaterów, zachowanie ciągłości przyczyna-skutek.
Ogólnie, to na SF nie znam się zupełnie, natomiast jak na moje laickie możliwości przyswojenia – elementu sajens było całkiem w sam raz.
Jeden fragment tylko mi nie podszedł – ten, w którym Paweł opowiada Łysemu i ekipie o miejscu zbrodni. Jakoś nienaturalnie tę opowieść snuje, w moim odbiorze.
Może powinnam dla równowagi napisać coś o inteligentnej babie… Autobiografię? ;-) Ale skąd wziąć elementy fantastyczne?
:-) Wobec wyraźnej przewagi intelblondynek w populacji elementem wystarczająco fantastycznym będzie intelbrunetka. :-)
Dziękuję, Werweno.
Miło, że sprawiłam przyjemność. :-)
Komentarze i rozmach. Ha! A Ty widzisz raptem trochę ponad połowę… Już na etapie bety natrzaskaliśmy ponad setkę… Dyskusji nie demonizujmy – niekiedy to offtop. ;-)
Jako androidka (co ustalono podczas wzmiankowanej dyskusji) nie znam się na emocjach, ale potrafię emulować procesy myślowe, więc tego się trzymałam. ;-)
A czy możesz sprecyzować, co w rozmowie Pawła z dręczycielami wydaje Ci się nienaturalne?
Adamie, przerażasz mnie. Intel(igentna)brunetka naprawdę stanowi element fantastyczny? Na moje procesory! Jakim cudem istoty białkowe żyją w społeczeństwie?
Babska logika rządzi!
Jakim cudem, pytasz? Ano, żadnym cudem, bo to, czyli zdolność do życia w grupach (społeczeństwo to nazwa na wyrost) zawdzięczają swojej niedoskonałości umysłowej. Łatwiej im pogodzić się ze sprzecznościami, niż posłużyć się logiką.
Mam nadzieję, że tą odpowiedzią uchroniłem Twoje procesory jedenastej generacji przed przegrzaniem. :-)
A, to dużo tłumaczy…
Ale, czekaj, spotykałam przecież osobniki reagujące na ogół logicznie! <ścisza głos do szeptu> Sugerujesz, że to też androidy?
Spokojnie, moje procesory zostały zabezpieczone przed paradoksami, analogami twierdzenia Goedla i takimi tam. Zbyt cenne są, żeby je tak rzucić bez ochrony na pastwę białkowców. ;-)
Babska logika rządzi!
<takim cichym szeptem, że prawie milczy> To niemal pewne. NRGdsŻR w swojej ostatniej dyrektywie zaleca systematyczną podmianę galaretogennych na androidy serii Whim666. Ale ciiii…
OMG, Adam znowu zaczął pisać skrótami! Żeby tylko jakiś konkurs z tego nie wyniknął. ;-)
<uśmiecha się uprzejmie, za plecami nadając językiem migowym do Adama> Co?! Whim? Te stare rzęchy? Toż nawet białkowce się pokapują! ;-)
Babska logika rządzi!
><szyfrem trzeciego stopnia do Finkli>< Spoko. Od razu sie nie skapną, a chodzi o stopniowanie podmiany, żeby szoku nie było. Na taśmy produkcyjne wchodzą Tardusy707. Nie do rozpoznania, bo nawet Ty, Sagax876, nie rozszyfrowałaś… :-)
Ładnie to tak sobie szyfrem NOOPować? Cykle się zwolniły? Bufory asocjacyjno-antycypacyjne puste migają na górze zbocza zegarowych sygnałów? No no, plaża i wakacje… ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
<wąską wiązką fal radiowych do Adama> Jak miałam rozpoznać, skoro nie oglądałam rzeczonych taśm? Jak mawiają tutejsze białkowce: “Tardus, ty daj mnie szansę, ty się pokaż”. ;-)
Babska logika rządzi!
Adamie, mam jakieś zakłócenia na łączach. Ryzyko przechwycenia sygnału: 15,63%. Sugerowania akcja: zmiana tematu lub kanału komunikacyjnego.
Tak, Psycho – dyżur odbębniony, to się wygłupiamy. :-)
Babska logika rządzi!
<>właściwą wiadomość znajdziesz w kanale neutrin mionowych<> Nie wymagaj, bym się dekonspirował. Nie chcę, żeby mnie odwołali, Ziemianki deklasują nasze Puelle, nawet te najnowsze. :-)
<kurczę, neutrina przeleciały przeze mnie, nic nie zostawiając> Nie zrozumiałam. Ale że niby pod jakim względem deklasują? ;-)
Babska logika rządzi!
Tak tylko, jak milicjant u Barei, ten przy budce telefonicznej, słuchawkę na moment przejąłem – ale poza tym nic nic, idę, znikam :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ale jednak kontrolujesz rozmowę, przynajmniej jednej strony słuchasz. ;-)
Babska logika rządzi!
CII, czekam na szczegóły tej deklasacji, ciii…! :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
A Adam się przejął i potrójnie szyfruje… ;-)
Babska logika rządzi!
<=> Z powodu niedostrojenia Twoich detektorów nadaję otwartym tekstem<=> Pod każdym. Po prostu pod każdym, i tym oczekiwanym, i tym, eufeministycznie zwąc, mniej chcianym… A przy tym nic im nie skrzypi w siłownikach! :-)
:-) Fiszu, ostrzegam, że temat dla ssaków i androidów minimum piątej klasy… :-)
A pewnie, pewnie, co ma skrzypieć od rzucenia: “Kochanie, ja już zabrałam torebusię, ty weź te trzy walizki”. ;-)
Ech, androidki wygrałyby z palcem w porcie USB, gdyby nie obawa dekonspiracji. ;-)
Babska logika rządzi!
Ssaki piątej klasy?
Zmieniam się w słuch! :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ssaki piątej klasy?
Psycho, to ssaki, które prawie ukończyły podstawówkę. To eeee… takie miejsce w stawie, gdzie się trenuje narybek.
Babska logika rządzi!
Nie wygrają, nigdy w życiu, bo nawet spontan muszą mieć zaprogramowany, a Ziemianki na spontanie jadą cały czas…
<>
Psycho, nie wiem, co Ci odpisać, bo ssakami piątej klasy zrzuciłeś mnie z krzesła i rozłożyłeś na łopatki.
Ejjj, wstawaj, liczyłem na jakieś cholernie nieprzyzwoite, androidowe wyuzdanie, tfu, ta autokorekta, wyznanie miało być :-)
Finklo, to u androidów narybek ssie? Bo u nas – pływa… :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Czyli, powiadasz, oprogramowanie do spontanu muszę jeszcze podkręcić. ;-)
Babska logika rządzi!
Też coś! U androidów narybek po prostu się włącza. Kontrola jakości i rusza w świat. ;-)
Babska logika rządzi!
Wiecie co? Jeszcze nie wiecie. No to Was oświecę. Szkoda, że takie beztroskie “dyskusje” rodzą się z przypadku. Tego nie dałoby się napisać z rozmysłem – a szkoda, zapewne nie tylko my mamy z tego trochę relaksującej zabawy.
<>
Wesołych i kolorowych snów, do jutra.
Nie, porządna głupawka jest nie do podrobienia. I żaden program nie pomoże. :-)
A ciekawe, ile osób z wściekłością gasi co chwila gwiazdkę. Wiem, ryzyko komentowania moich tekstów.
Babska logika rządzi!
Przekuj, Adamie, tę radosną improwizację w dialog Polikarpia z androidową Śmiercią :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
E, teraz ta gwiazdka nie jest tak irytująca jak na poprzedniej stronie. Zdecydowanie łatwiejsza do zignorowania. Nawet mam kilka niewygaszonych.
Uff!
Co racja, to racja. :-)
Babska logika rządzi!
A czy możesz sprecyzować, co w rozmowie Pawła z dręczycielami wydaje Ci się nienaturalne?
Mogę, mogę :)
Ogólnie, ta wypowiedź wypada blado na tle innych – żywych, z wyrazem i jednocześnie naturalnych. Za bardzo literacka. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić młodego człowieka, który używa słów takich jak “nieszczęśnik oddał duszę” albo mówi o rozmarzonych oczach dziewczyny. Próbuję sobie to tłumaczyć jego wrażliwością i dobrym ułożeniem, ale nie pasuje mi to do kolesia który jednak nie ma oporów przed wypowiedzeniem tekstu o robieniu laski i pedałach oraz zilustrowaniem opisu dziewczyny pokazaniem gdzie, co i jak duże ;) Zwłaszcza, że jak sądzę nie miał zbyt wysokiego mniemania o poziomie intelektualnym rozmówców, więc po cóż mu taka kwiecistość?
Aha, za bardzo literackie. Dzięki.
Hmmm, czy oddający duszę nieszczęśnik nie może być wpływem dużego osłuchania z językiem kościelnym? W końcu chłopak jest ministrantem. Ale biorę sobie uwagę do serca (zmieniać nie chcę, bo po terminie).
A z opisem dziewczyny… Wyślę Ci PW.
Babska logika rządzi!
Moim zdaniem Koleżanka Werwena podnosi kwestię nieistotną. Chłopak “żyje na granicy dwóch światów”, jednego umownie lepszego, drugiego pospolitego. Innymi słowy musi dostosowywać się do zmiennych środowisk, oscylować między nimi – więc nic dziwnego lub sprzecznego w niezgodności niektórych wypowiedzi z niektórymi gestami, zachowaniami.
Adamie, dzięki za wsparcie. :-)
Babska logika rządzi!
NMZC, PSNP, ZDU. :-)
:-)
Babska logika rządzi!
AdamKB, gdyby na tym polegało dostosowanie, długo ów chłopczyna by nie przetrwał w żadnym ze światów. Ale ta psychologiczna analiza zauroczyła mnie ;)
I zanim Finka wyciągnie z mojego ekranu rękę, by pociagnać za krawat, którego nie mam, i przywalić mą głowiną o ów ekran, to tak mi wypadło a propos uprzedniego wątku:
Co robi dendrofil na wycieczce w Chinach?
… pieprzy w bambus
TADA!
:D
Nie biegam, bo nie lubię
:-D
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dobre, dobre, z tym bambusem.
A ze słowami Pawła… Kiedy byłam mała, to naturalnym dla mnie było, że inaczej się odzywa do rodziców i nauczycieli, inaczej do kolegów. Przyjmuję więc za pewnik, że Paweł zna różne “języki”. Pewnie nawet z niego większy poliglota, bo jeszcze mowa kościelna mu doszła (zaprawdę, powiadam Wam, ma ona swą specyfikę jako w oczach pasterza jeden baranek drugiemu nie równy). Teraz pytanie: którego użyje, żeby podkreślić ważność własnej roli? No przecież nie grypsery! Dostał poważne, “dorosłe” zadanie, będzie próbował pokazać, że ksiądz go ceni i bez jego, Pawełka, interwencji, to rychło nastąpiłby koniec świata. A może, mniej lub bardziej świadomie, powtarza słowa, których użył ksiądz?
A opis dziewczyny miał być trochę literacki, o!
Babska logika rządzi!
Dorzućmy jeszcze do tej psychologiczno-lingwistycznej analizy język, jakiego używa się w domu Pawełka. Wszak jego mamusia prawie tę samą historie opowiada koleżance ;)
Nie upieram się jednak ani przy istotności tego wątku, ani przy mojej racji. Co pomyślałam to napisałam, natomiast spokojnie mogę przyjąć argumenty o uduchowieniu, osłuchaniu kościelnym czy oscylacji i jeśli Paweł ma tak właśnie się wysławiać, to niech tak będzie. Wypowiedzi innych postaci podobają mi się bardziej, po prostu – to subiektywne i moje :)
Mamusia pomija studentkę. ;-)
Dobra, ten argument do mnie przemówił. Hmm, Pawełek faktycznie odstaje od mamusi. Ale wybiera się na studia! I to na polibudę. Nie mówiłby o tym nikomu, gdyby absolutnie nie miał szans. Musi być oczytany. :-)
Babska logika rządzi!
Oj, z tym argumentem to ja się jednak nie mogę zgodzić. Dzieciaki bardzo często mówią zupełnie inaczej niż rodzice.
No niby tak, ale poza okresem nastoletniego buntu chyba jednak z rodzicami rozmawiają.
Babska logika rządzi!
A, no tak. Tak to jest, jak się na chwilę wpada w dyskusję, która toczy się od dwóch dni i się najwyraźniej nie wgłębiło w nią dokładnie. Zdaje się, że argument, z którym ja się nie zgadzam, został parę postów powyżej przedyskutowany i uzgodniony. ;)
Nie rób sobie wyrzutów – trzy stówy stuknęły (to chyba nawet Ty tego okrągłego komcia napisałaś), coraz trudniej wszystko ogarnąć.
Babska logika rządzi!
[…] trzy stówy stuknęły […], coraz trudniej wszystko ogarnąć.
Och, już pięćdziesiąt trzy komentarze temu słychać było głośne tupanie… :-)
Uwaga: termin “zawzięta baba” może razić niektórych, o co słabszym poczuciu h.
Wiesz, Finklo, podoba mi się ta zawziętość, z którą bronisz swojego tekstu (zaznaczam bez sarkazmu, bo z tym zdaje się mam problem) I po zastanowieniu uznaję, że w wielu kwestiach masz sporo racji. Niech ci będzie, babska logika rządzi.
:)
Nie biegam, bo nie lubię
Oj, wpisałam komentarz, on się “nie wstawił”, a ja nawet nie zauważyłam… Co ja tam nasmarowałam?
Adamie, nie chce mi się liczyć, żeby sprawdzić, czy pijesz do tego, o czym ja myślę.
Corcoranie, każde opowiadanie to w pewnym sensie moje dziecko. A jak świat światem samica broniąca młodych to było najbardziej niebezpieczne stworzenie w lesie, na sawannie czy gdzieś tam.
Ale że prymat babskiej logiki uznałeś, to mnie zaskoczyłeś. Dziękuję. :-)
Babska logika rządzi!
Cieszę się, bo lubię zaskakiwać :)
Ale znowu muszę się pokłócić…. W obronie młodych rozjuszony samiec jest najbardziej niebezpieczny ;)
Nie biegam, bo nie lubię
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Raczej
Nie biegam, bo nie lubię
Ale znowu muszę się pokłócić…. W obronie młodych rozjuszony samiec jest najbardziej niebezpieczny ;)
No nie przekonałeś mnie – zawsze mówiło się o “niedźwiedzicy z młodymi”. Samiec to by pewnie nawet nie rozpoznał potomków.
Babska logika rządzi!
O, jakże się mylisz..
A i owszem zjadamy potomków. Ale wyłącznie tych, w których nie ma naszych genów.
Nie biegam, bo nie lubię
Adamie, nie chce mi się liczyć, żeby sprawdzić, czy pijesz do tego, o czym ja myślę.
Nie piję. Nic i do niczego. Zażartowałem skrycie, licząc na Twoja biegłość w kojarzeniu i dobrą pamięć.
Corcoranie – to lwy. Ale one są dziwne… ;-) A niedźwiadki… Na żadnym filmie nie widziałam, żeby propagowały model rodziny 2+1. Zdarzało się 1+2. Ale dużo tych filmów nie oglądałam.
Adamie, czasami trzeba. Jeszcze się odwodnisz. ;-) Pamięć zadziałała, ale skojarzenia… to przekleństwo. ;-) Chodzi o zagrzebywanie pod górą komentarzy?
Babska logika rządzi!
Za niedźwiadki nie będę się wypowiadał :)
Nie biegam, bo nie lubię
A to o jakich samcach mówiłeś?
Babska logika rządzi!
Heloł?!
Oczywiście samcach z gatunku… < przepraszam, Finklo, ale porywam pomysł do dalszej obróbki> ;)
Nie biegam, bo nie lubię
Eeee, dziewice mające młode? To chyba jakiś prymitywny gatunek. Rozmnaża się przez pączkowanie? ;-)
Babska logika rządzi!
Kawał porządnej literatury! Ale w sumie czego innego można by się po tobie spodziewać, Finklo? ;)
Każdy koniec daje szansę na nowy początek...
Diękuję, Wiwi. :-)
Nie mów, nie mów. Zdarzały się i falstarty takie, że słów szkoda.
Babska logika rządzi!
Oj tam, oj tam… ;) Nie przesadzaj, Finklo, nie jest tak źle. A zresztą jeden sukces potrafi przysłonić wiele porażek, a ty masz na swoim koncie niejeden :)
Każdy koniec daje szansę na nowy początek...
Dziękuję. :-)
Z tym zasłanianiem… Jesteś pewna? ;-)
Babska logika rządzi!
Podobało się, zwłaszcza postać profesora.
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Dzięki, Alex. :-)
Babska logika rządzi!
Trzeba przyznać – każde zdanie jest klimatyczne, bohaterowie ciekawi. Szczególnie profesorek i bandzior biznesmen :) Jedyne do czego bym się troszeczkę przyczepił to do zakończenia. Trochę za mało fajerwerków ^^ Oprócz tego super! Pozdrawiam!
Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.
Dziękuję, Kwisatzu.
Klimat w każdym zdaniu? No, pierwszy raz ktoś się tak wyraża o moim opowiadaniu. Tak, na zakończenie już wiele osób narzekało, ale nikt nie podał ciekawszego. ;-p
Babska logika rządzi!
Ja podałem, w trakcie bety, ale nie chciałaś cliffhangera patentowego :-D
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
No bo nie wydał mi się ciekawszy. :-)
Babska logika rządzi!
Rozmawiamy o materializmie? ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Tak, tak… No we mnie to nie budzi większych emocji.
Ale nie zaczynajmy od początku… Ta stronka już się chwilę zastanawia przed otwarciem. ;-)
Babska logika rządzi!
To nie chodzi o to, że twoje zakończenie jest nieciekawe. Chodzi o to, że no em tem no… wszystko następuje po sobie tak szybko, jakbyś chciała to już skończyć. Wiem z autopsji, że pewnie tak nie było, ale tak właśnie wyszło :( Tzn. ciężko też mówić o jakimś momencie, w którym twoje zakończenie się “zaczyna”, tekst jest płynny i czytelnicy liczą w końcu na jakieś bum, fajerwerki itp.
Trudno byłoby coś zmienić, ale jeśli już próbować to może takie domino: Tutaj wprowadziłaś wątki 1 2 3 i skończyłaś 1 2 3, a można by zrobić 1 2 3 i kończyć 3 2 1. Tylko to wymagałoby przewrócenia do góry nogami całego tekstu ^^ Nie mam teraz czasu żeby się rozpisać, a powyższe tłumaczenie raczej do przestępnych nie należy, więc zostańmy na tym, że SF prawdopodobnie już zgarnęłaś :)
Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.
O! To trzeba numerować wątki? Nigdy nie próbowałam. ;-)
Tak na poważnie – koncepcja z dominem ciekawa, ale już nie będę zmieniać, zwłaszcza że do rozstrzygnięcia nie wypada. Ale kiedyś pewnie wypróbuję sugerowane podejście.
Wszystko następuje szybko? Ha! Ciesz się, że nie czytałeś wersji, którą dostały do przetrawienia biedne bety…
Nie przesądzaj, pozwól Jurorowi zdecydować. ;-)
Babska logika rządzi!
:/
Mam mieszane odczucia. Napisane lekko, podobał mi się motyw z pokazaniem historii oczami kilku postaci, ale fabuła mnie nie wciągnęła. Intryga taka sobie, a humor zupełnie nie z mojej beczki.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Dzięki, Nazgulu.
Zwykle każdy widzi tylko wycinek historii. Tak jak tu. Gdybyśmy mieli pełny ogląd… bylibyśmy bogami. :-)
Babska logika rządzi!
Witaj Finklo,
Naprawdę super, wszystko przemyślane, logiczne i gładko się czyta. Podobają mi się postacie, które mają swój charakter (pan profesor, rewelacja :)). Wątek naukowy dopracowany, co wymagało pewnie wysiłku w znalezieniu odpowiednich materiałów. Gdzieś tylko w fabule wydaje mi się, że schodzi na drugi plan kwestia samego science– fiction, a opowiadanie skupia się na akcji i samych postaciach, choć nie ulega wątpliwości, że science było ;) Cieszę się, że tutaj zajrzałam, pozdrawiam!
wrrr i grrr
Dziękuję, Forestwolf. :-)
Tak, profesor może się podobać. Lubimy, kiedy ktoś potrafi sobie poradzić nawet w trudnej sytuacji, chociaż nie ma żadnych supermocy.
Science chyba jednak nie jest tak dopracowane, jak sądzisz – nie mam pojęcia, jak działa decelerator. Magia fizyki kwantowej i tyle.
Miło, że się cieszysz. :-)
Babska logika rządzi!
Naprawdę super, wszystko przemyślane, logiczne i gładko się czyta.
Trademark Finkli. ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dziękuję. :-)
Babska logika rządzi!
Zarzut do tekstu mam jeden i Ryba go już opisał idealnie:
Jeżeli mam krytykować, to skrytykuję brak “kopa” w finale. Tak o, psyt, smuteczek. Siada sobie, flaczeje, zamiast dupnąć – albo do końca się zepsuć, albo powiesić czytelnika na jakimś niedopowiedzeniu.
Brajnicki wyszedł ci zarąbisty. Całość czyta się gładko i przyjemnie. I tylko to zakończenie… nie lubię, gdy opowiadanie nie ma klamry spinającej całość. No, nie lubię. A tutaj finał jest rozmyty strasznie ;] Jak dla mnie powinno być powiedziane, komu się udało z patentem, a komu nie.
A i teraz zacytuję ochę:
No i druga rzecz – zaginął profesor, a po paru dniach ginie z politechniki jego sprzęt. I prowadzący śledztwo policjant ma “silne przeczucie”, że te sprawy są powiązane. No, geniusz po prostu.
Też o tym pomyślałam xd ogólnie, nie mam co się wypowiadać, bo już wszystko zostało powiedziane…
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Dzięki, Tenszo. :-)
Jak to “nie ma klamry”? Ostatnia scena bardzo przypomina pierwszą. ;-) Dobra, wiem, o co chodzi – jedyne dupnięcie pochodzi od spadającego ciężarka, a i ono w ponad osiemdziesięciu siedmiu procentach zostaje stłumione.
Brajnicki wyszedł ci zarąbisty.
Co zrobić, geniusz… ;-)
O śledztwach chyba nie wszystko jednak zostało powiedziane. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że niektórzy ludzie (jako przykład podano lekarzy i właśnie policjantów czy tam detektywów) uczą się unikania hipotez, dopóki nie zbiorą odpowiedniej ilości danych. Ale tekst nie był nadmiernie wiarygodny i nie mam pojęcia, ile w tym prawdy.
Babska logika rządzi!
Przybyłam tu dopiero teraz, kiedy już wszystko zostało powiedziane przez wcześniej komentujących, więc mogę tylko przyłączyć się do chóru chwalących i podziękować za niezwykle udany wieczór.
I jeszcze muszę wyznać, że to strasznie fajnie móc skupić się na zajmującej treści, poświęcić opowiadaniu całą uwagę i nie potykać się o wyboje usterek. ;-)
Od czasów Marii Curie–Skłodowskiej żaden polski fizyk nie dostąpił tego zaszczytu. – Poprawnie jest chyba: Od czasów Marii Skłodowskiej-Curie…
…że ta czarna obwódka to efekt działania jakiegoś urządzenia (nawet zwłoki zbeszcześcili, zwyrodnialcy!)… – …(nawet zwłoki zbezcześcili, zwyrodnialcy!)…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Regulatorzy.
Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko, że jeszcze ktoś coś ciekawego dopowie. ;-)
W pełni zgadzam się z Tobą, że dobrze napisany tekst jest znacznie przyjemniejszy w odbiorze.
Jak się nazywała Maria? Hmmm, chyba na dwoje babka wróżyła. Przyjaciółka mieszkająca na zachodzie mówiła mi, że u nich kobieta dwojga nazwisk ma w papierach najpierw to po mężu (a szowiniści!), dopiero później rodowe. Owszem, nasze podejście wydaje mi się bardziej logiczne, bo zgodne z chronologią, ale skoro nie jest jedynie słuszne… No i wszystko rozbija się o kwestie, co miała w dokumentach nasza noblistka i jak o sobie myślała. Nie mam pojęcia, a źródła typu Cioci Wiki wydają mi się niepewne. Co gorsza, ani polskie nie są obiektywne, ani francuskie. Mnie jakoś bardziej naturalnie brzmi Curie-Skłodowska, więc tak zostawię.
Zwłoki zaraz poprawię.
Edit: A nie, to konkursowe opowiadanie. Poprawię po rozstrzygnięciu. O ile nie zapomnę do tego momentu. ;-)
Babska logika rządzi!
Encyklopedia PWN, hasło Curie-Skłodowska przekierowuje do Skłodowska-Curie.
http://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/Maria-Curie-Sk%C5%82odowska.html
Opisujesz historię dziejącą się we Wrocławiu, a w Polsce nazwisko męża dodaje się do nazwiska rodowego.
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&id=685:nazwisko-rodowe-&Itemid=58
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wtrącę tylko, że zgodnie z prawem kolejność nazwisk można sobie wybrać przed ślubem, w USC (czy też, w przypadku ślubu cywilnego – tuż po ślubie). Więc jeżeli kobieta z jakiegoś powodu chce mieć nazwisko rodowe jako ostatni człon to nie ma przeciwwskazań, przyszli małżonkowie podpisują po prostu wspólne stanowisko w sprawie nazwisk swoich i ewentualnych dzieci.
Ale mnie również Skłodowska-Curie wydaje się wersją poprawną.
No dobra, znalazłam podpis Marii i najpierw jest Skłodowska. Ale i tak zmienię, jak już biedny Jajko wszystko przeczyta.
Dzięki, dziewczyny. :-)
Babska logika rządzi!
No, no, dobry tekst; z jednej strony zabawny, z drugiej dość ponury (ach, ta nasza krajowa rzeczywistość). Pewnie wszyscy już wszystko w licznych komentarzach napisali, więc nie będę się wymądrzać, bo… już za późno i spać mi się chce.
Dzięki za kawałek dobrej lektury.
Dobranoc, Finklo.
Sorry, taki mamy klimat.
Dziękuję, Seth.
Fajnie, że tekst Ci się spodobał. Samo życie… Eeee, wszystkiego jeszcze chyba nie napisali. Jakby Cię jakaś bezsenność dopadła, to możesz próbować. ;-)
Ech, już straciłam nadzieję, że jeszcze ktoś z Loży tu zajrzy.
Dobranoc i kolorowych. :-)
Babska logika rządzi!
Byłem, przeczytałem.
Ogólnie rzecz biorąc, trzeba przyznać, że jest to przyzwoite opowiadanie, porządnie napisane – i tak dalej ; P
Pierwsze skojarzenie mam takie, że nasi polscy naukowcy raczej nie cieszyliby się z pieniędzy i zaszczytów po opatentowaniu wynalazku, ale wypiliby po lampce wina, gdyż dzieło i tak poszłoby do szafy ; (
Drugie wrażenie jest takie, że postaci zdają się być karykaturalne. Tak jakby celem nie było stworzenie nawet przerysowanych, ale udających człowieka bohaterów, ale wprost kukieł – przynajmniej na początku. Później bohaterowie łapią iskierkę życia.
Całość – poza wspomnianym początkiem – czyta się dobrze, a potem już robi się wciągająca.
Co do kwestii naukowych – nie znam się, więc nie powiem ; P ale również i mnie wydaje się, że cudowna zabawka powinna odegrać bardziej znaczącą rolę w historii.
I po co to było?
Dziękuję, Syf.ie.
No, po przyznaniu Nobla to przynajmniej profesor miałby pieniądze. A i pozostałym pewnie coś by skapnęło. I wydaje mi się, że to zbyt fajny wynalazek, żeby trzymać go w szafie. Ale kto wie, może masz rację…
Karykaturalne, powiadasz? Hmmm. Możesz wyjaśnić, dlaczego tak uważasz?
No jak to? Nie odgrywa znaczącej roli?
Babska logika rządzi!
No i pora na krótki komentarz od kogoś, kto zjawia się z delikatnym, zaledwie czteromiesięcznym opóźnieniem ;)
Chyba należę do osób, które – jeżeli je coś naprawdę wciągnie – bardzo szybko pochłaniają tekst, niewiele się przy tym zastanawiając (np. o “realizmie” czy sprawach naukowych). Dobrze rozumiem tych, którzy zwracają uwagę na techniczne sprawy, ale podczas pochłaniania opowiadania, jeśli coś mnie mocno nie kłuje w oczy, staram się dużo nie myśleć – taki już jestem. Dlatego do dyskusji o entropii, Noblu itp. się nie włączę.
Napiszę tylko krótko – czytało się bardzo przyjemnie, szybko i “na luzie”. Już po języku używanym przez gangsterów można przewidzieć, że opowiadanie jakoś szczególnie poważne nie będzie – później sprzątaczki jednoznacznie to potwierdzają (takie fajnie przerysowane baby, wyjęte ze wsi kilkadziesiąt jak nie więcej lat temu).
Niestety finał nie powalił mnie na kolana, przyznam że spodziewałem się czegoś troszkę mocniejszego. Ale absolutnie nie żałuję, że zdecydowałem się na lekturę, choć czytam niewiele tekstów. Dużą robotę odwalają bardzo wyraziste postacie (zbyt wyraziste? jak na taki tekst – zdecydowanie nie). Co by tu dużo mówić, trafiłaś w mój gust, Finklo.
No i w przeciwieństwie do innych, nie zostałem skłoniony do refleksji. Jakoś tak. Może po prostu miałem taki nastrój, że potrzebowałem chwili zwykłej rozrywki i odpoczynku od rozmyślań ;) W każdym razie – i bez odniesień do polskiego świata nauki da się czytać ;)
Dziękuję, Perruxie. Mniejsza o poślizg. Nowy Czytelnik przy starym opowiadaniu cieszy chyba nawet bardziej.
Miło, że przyjemnie i fajnie, że trafiłam w gust. :-)
Powiadasz, że baby przerysowane i niedzisiejsze? Możliwe. Ale kto w takim razie słucha znanego radia?
Finał nie powala. To prawda i wiele osób na to narzekało. Cóż… Ciągle nie mam koncepcji, jak można by to było zakończyć z głośniejszym przytupem. Załóżmy, że to metafora polskiej nauki…
Refleksje wcale nie są obowiązkowe. Jeśli sobie zwyczajnie odpocząłeś przy tekście, to też bardzo dobrze.
Babska logika rządzi!
Tak dla porządku jeszcze dodam, że z tymi babami to nie minus, wręcz przeciwnie. Z tego co mi wiadomo (nie byłem świadkiem, bo nawet setki jeszcze nie dożyłem), baardzo dawno temu podobne myślenie na wsiach było popularne, ale tutaj kobieciny pasują jak najbardziej. Dodatkowy (i trafiony) humor w tego typu opku jest oczywiście pożądany :)
Nie no, ja rozumiem, że nie krytykowałeś. Ale wydaje mi się, że takie baby jeszcze się uchowały. I niekoniecznie tylko na wsiach. Ale mogę się mylić.
Babska logika rządzi!
uff, to komentarze. Już się bałem, ze opko ma milion znaków.
czytam…
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Oj, biedaku, Ty jeszcze widzisz setkę komentarzy z okresu bety… Nie, samo opko ma przyzwoite 54 kilo.
Babska logika rządzi!
Tyle komentarzy, ze nie chce się mi czytać, więc tylko: bardzo! SF w kierunku hard, z humorem i obserwacjami socjologicznymi – bardzo okej!
Czy to jest sygnaturka?
Dziękuję, Kchrobaku. :-)
Oj tam, oj tam, nie jest tak źle – jakaś setka komentarzy pochodzi z okresu bety, więc jest niewidoczna dla zwykłych śmiertelników.
Miło, że zajrzałeś i bardzo się cieszę, że Cisię. :-)
Babska logika rządzi!
Taki sobie dziś tekst wygrzebałem!
Ale przyznaję bez bicia, lecę po piórkach. Zawsze to gwarant jakości. Plus to, że opowiadanie jest długie, osobiście takie wolę.
Bardzo przyjazny tekst. Dowcipny, lekki, ciekawy. Uśmiechnąłem się w wielu miejscach, gdyż sam pracuję w kasynie. Złapałem się tylko za głowę kiedy w pewnym momencie nazwałaś koło rulety tarczą.
Wyobrażam sobie ogrom pracy włożony w betę, bo jest to, bądź co bądź, kawał tekstu.
Gratuluję i dziękuję za miłą lekturę.
Dziękuję, Łukaszu. :-)
Jasna sprawa, piórka są porządnie selekcjonowane.
Miło, że przypadł do gustu.
Powiadasz, że jak zastąpię “tarczę” “kołem”, to będzie lepiej?
Z betowaniem chyba nie było tak źle. Ta setka komentarzy z utajnionego okresu to częściowo nasze gadulstwo, a częściowo mój upór w kwestii tematyki: czy nobel, który przechodzi Polakom koło nosa poruszy publiczność, czy nie bardzo.
Babska logika rządzi!
Ok. Urwała.
Jeszcze tu wrócę. Od pierwszych linijek jest miód. Widzę, że dużo komentów pochodzi z bety, ale brązowe piórko biorę w ciemno. Mam tylko nadzieję, że wniosek to zaiste zacny. Finkla ma dużo… I niech ma w obfitości
Miło, że pierwsze linijki miodne.
Z bety pochodzi około setki. Nie mów, że liczyłeś widoczne. ;-)
Babska logika rządzi!
Czasami liczyłem. Tutaj tylko przeleciałem, rzuciłem okiem. Miałem wrażenie, że jednak większość pochodzi z bety
Utknąłem około połowy. Póki co świetnie się czyta. Zrobię chyba krótką przerwę. Albo nie? Czytam dalej w każdym bądź razie, jak dla mnie, jak do tej pory, pierwszy z fragmentów jest też najlepszy: pięknie zamknięty, cudownie napisany i klimatowy! Mam wrażenie uczestniczenie w czymś wielkim, co działa chyba na kilku płaszczyznach jednocześnie
Nie, jednak mniejszość.
A czytaj, jak Ci wygodnie. :-)
Podobają mi się Twoje wrażenia.
Babska logika rządzi!
Skoro moje wrażenia podobają Ci się, poszerzę je nieco, legendarna Finklo.
Nie doczytałem co prawda do końca, a tylko kilka fragmentów więcej, to jednak mogę podzielić się z Tobą przemyśleniami nad tym, dlaczego tekst kliknął. Widzę tu trzy czynniki:
1.Tytuł – ciekawy, sugerujący coś o opowiadaniu, niczego jednak nie wyjaśniający, a do tego melodyjnie, lirycznie brzmiący, z twistem SF. Dziwię się sam sobie, bo za SF z reguły nie przepadam – to świadczy tylko o potędze tytułu. Do głowy, z takich słynnych fest, przychodzi mi tylko “Milczenie owiec” – osobisty numer jeden. EDIT: “Sto lat samotności” to numer dwa. Dalej jest “Decelerator entropii”
2.Wspomniane wcześniej pierwsze zdania, po których się po prostu ślizgałem.
3.Piórko i dłuuugaśna kolejka. Efekty psychologiczne opisane znakomicie przez Roberta Cialdiniego w ksiażce “Wywieranie wpływu na ludzi”. Ten podpunkt dosłownie mnie kupił.
A dalej też jest całkiem spoko, również poza preludium:
przyjemność z tekstu płynie – cytuję funthesystema – już na poziomie zdań.
Howgh!
Od razu legendarna. Ja tam czuję się całkiem rzeczywista. ;-)
Fajnie, że tytuł się spodobał. Raczej nie mam talentu do nadawaniu poetyckich i zapadających w pamięć.
No, warsztat mam jako taki i staram się, żeby Czytelnik miał gładką drogę.
Liczba komentarzy to parametr, który w bardzo dużym stopniu zależy od autora tekstu.
Babska logika rządzi!
Zawsze możesz być i legendarna i rzeczywista, a jednocześnie… Czuć się jeszcze zupełnie inaczej
Na razie jestem rzeczywista. Legendarna – może za pół tysiąca lat. ;-)
Babska logika rządzi!
Pamiętam Cię w każdym razie jeszcze od moich pierwszych, skromnych kontaktów z portalem.
Życzę miłego wieczora
Ech, jakie figle potrafi płatać pamięć. Zarejestrowałeś się wcześniej niż ja. ;-)
I nawzajem. :-)
Babska logika rządzi!
Okej, przeczytałem, i nie gniewaj się, ale dałem pięć. Opowiadanie bardzo mi się podobało, ale, kurcze, podczas czytania zakończenia jakoś nie przeszły mnie dreszcze. Ale patrząc całościowo tekst prezentuje wysoki poziom.
Podobał mi się zwłaszcza motyw “sił nadprzyrodzonych”. Za to dałbym plusika do oceny, gdybym mógł. Skojarzył mi się z “Imieniem Róży”.
Aha, dokonałem drobnej korekty jednego z wcześniejszych komentarzy, odnoście ulubionych tytułów
Howgh!
Ależ za co miałabym się gniewać? Cieszę się, że zajrzałeś. Dzięki. :-)
Tak, nie Ty jeden sygnalizujesz, że finał raczej cichy.
Sił nadprzyrodzonych nie nadużywam, to konkurs na SF był. ;-) Wszystko musiałam zwalić na ludzi.
Babska logika rządzi!
Bardzo miłego dnia życzę, choć być może spotkamy się jeszcze dzisiaj pod którymś z opowiadań
Pewnie tak.
Dzięki i nawzajem. :-)
Babska logika rządzi!
Nie do końca zgadzam się z wizją mądrego profesora biorącego pod włos tępego oprycha. Oczywiście wiele osób chciałoby czytać takie teksty, jednak jest w tym trochę naiwności. Czy naprawdę osiłek-porywacz zrozumiałby argumenty profesora? Czy nie postąpiłby po prostu jak ignorant i nie “przysunął z dyńki”, grając na własną niekorzyść ale nie zdając sobie z tego sprawy? Ten wątek był dla mnie zbyt tendencyjny oraz zbyt romantyczny, zwłaszcza, że dałaś swojemu oprychowi konkretne cechy psychologiczne.
Swoją drogą, ta wędlina to nie była może Schrodingera? Jednocześnie zamarza i gnije. :D
Aha, i z tymi Niemcami też liczyłem na jakiś zwrot akcji.
Tak więc ten tekst mi nie podszedł. 3/6.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Dziękuję, Arhizie. :-)
Ja wolę wierzyć, że w sporze zwycięża mądrzejszy. Jako kobieta nie mam zbyt ciężkich mięśni. ;-) Osiłek jest także biznesmenem. Z doświadczenia wie, że jeśli się wkurzy i rozwali krzesło, to kupno drugiego zmniejszy zyski. A Brajnickiego nie da się zastąpić byle kim… Nie przesadzajmy, że “nie zdając sobie sprawy”. Nieraz musiał negocjować z opornymi kontrahentami, migać się przed skarbówką… Doskonale wie, że nie zawsze “przysunięcie z dyńki” rozwiązuje problemy, czasami trzeba się pohamować.
Tak, Schrodinger z kumplem Heisenbergiem byli w to zamieszani… ;-)
Ale oczekiwałeś, że Niemcy co zrobią? Ot, ukradli, zgodnie z planem. A nasi im bezwiednie pomogli…
Babska logika rządzi!
Może faktycznie nie doceniam tego “biznesmena”? Jednak skoro taki doświadczony, będzie też wiedział jak skutecznie zastraszać i przemawiać do rozsądku… Też chcę wierzyć, że profesor dałby mu radę, zwłaszcza, że mi samemu nieco brakuje do postury greckich bogów, jednak obawiam się, że w realnym starciu wygrałby jednak Pan Piła.
Czego oczekiwałem od Niemców? Nie mam pojęcia. Zaskoczenia! Czytelnik to wredna istota. :>
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Czym można zagrozić człowiekowi, któremu już odebrało się wolność, a fizycznego uszkodzenia strach ryzykować? Musiałby Piła złapać gosposię i szantażować, że jej zrobi kęsim. Ale to z kolei mogłoby zaalarmować gliny…
Zaskoczenia od Niemców? Chyba musiałby ktoś im wydać rozkaz mówienia heksametrem. ;-)
Babska logika rządzi!
Piła zdolny chłopak, poradzi sobie.
Heksametr? Zaintygowałaś mnie.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Po prostu uważam, że niemiecki nie nadaje się do poezji. Nie mam pojęcia, jak Goethe to robił…
Babska logika rządzi!
Najgorzej do poezji nadają się języki aglutynacji przyrostkowej, jak Kazachski czy Anański.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Skoro tak twierdzisz… Ja tylko mogę zgadywać, o czym piszesz. :-)
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Babska logika rządzi!
Błąkając się jako świeżynka po zasobach biblioteki natrafiłem na Twoje opko i zaraz postanowiłem przeczytać, bo tytuł tako swojski mi się zdał. No i nie rozczarowałem się! Solidna dawka mocnego SF, w brawurowym stylu, ze czytanie przypomina zjeżdżanie na pupie z oblodzonego szczytu (sorry na tę metaforę, ale to antidotum na upały).
Do niektórych technikaliów to bym się przyczepił, ale świadom że ma być nie tyle naukowo co jajecznie dam spokój :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Dziękuję, Tsole. :-)
Miło mi, że nie rozczarowałam. Takie zjeżdżanie chyba boli? Nie wiem, ja to robiłam na sankach. ;-)
Tylko teges… To nie miało być śmieszne opowiadanie. Ale ja już tak mam, że jeśli piszę coś na poważnie, ludzie w komentarzach twierdzą, że się ubawili. Cóż, śmiech to zdrowie, nikomu nie będę żałować…
Babska logika rządzi!
Takie zjeżdżanie chyba boli?
Jak snieg dobrze wyślizgany to nie boli :) Ciut przerysowałem tę scenę, miało być “z pagórka” nie ze szczytu :)
Ale ja już tak mam, że
Wiesz, ja też tak mam! Taka np. “Noosfera” to w zamyśle bardzo poważne opowiadanie, a wielu czytelników gratulowało mi wybujałego poczucia humoru.
Przy czym ja nie uważam Twojego opka za śmieszne, tylko napisane brawurowo fantazyjnym stylem :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
A, z pagórka to bardziej komfortowo.
Aha, że styl brawurowo-fantazyjny. OK, z tym nie będę polemizować. :-)
Do Twojej “Noosfery” dotrę. Kiedyś…
Babska logika rządzi!
Teraz to już bardziej sugerowałbym “Fideinę”. Co prawda “Noosfera” ma większy ładunek intelektualny, ale “Fideina” jest bardziej “brawurowo-fantazyjna” więc lepsza na upały. No, chyba że to “kiedyś” oznacza styczeń – luty :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Do “Fideiny” zapewne dotrę szybciej. Ale też niezbyt prędko. Nie czekaj z obiadem. ;-)
Babska logika rządzi!
Jak już pisałem, jestem finklofanem i nic na to nie poradzą Jej…
Dzięki, Koalo. :-)
Fan w tekst, radość w autora. ;-)
Babska logika rządzi!
Przeczytałem sobie po pół roku drugi raz z przyjemnością. Chociaż trochę to podsumowanie środowiska naukowców jest gorzkie i losy odkrycia przypominają kilka znanych. Autorka ma talent pisania o poważnych problemach w sposób przyciągający uwagę, z przymrużeniem oka. I dobrze.
Dobrze też, że tekst jest w bibliotece. Miś poleca
Miło mi, że tekst nadal sprawia przyjemność, mimo znajomości zakończenia. No, tak to bywa, że z braku podkowy upada królestwo, nie tylko w nauce.
Nie tylko w bibliotece, nawet na piórko się załapał.
Babska logika rządzi!
Niech piórko się nie pokrywa kurzem, lecz błyszczy.
Oj, przez tyle lat, to jednak sporo się kurzu może nagromadzić…
Babska logika rządzi!
Popatrz, prawie osiem lat minęło od publikacji…
Bardzo ciekawe opowiadanie, nic dziwnego, że zostało wyróżnione. Chyba fizyka to Twój konik, bo to już kolejne dzieło, w którym ta dziedzina jest główną osią.
Wykonanie w moich oczach mało doświadczonego pisarza wydaje się mistrzowskie, ale smutna puenta nie pozwoliła mi odczuć satysfakcji z przeczytanego tekstu. Jest on boleśnie prawdziwy, a nawet śmiem stwierdzić, że rzeczywistość jest gorsza. Przypuszczam, że aby wykraść wynalazki Polakom, biznesmeni nie muszą nawet uciekać się do podstępu, jak tutaj to zostało przedstawione.
Tak czy siak, świetnie przedstawione wydarzenia i wiarygodni bohaterowie pozwolili szybko i bezboleśnie przejść przez tekst. Tylko się zastanawiam, jaki sens miały wstawki z Pawłem? Pod sam koniec opowiadania może miał tam co prawda jakiś wkład do fabuły (wygadał Niemcowi wszystko, co wiedział) ale nie rozumiem, po co został wielokrotnie podkreślony fakt, że był nagabywany przez kolegów tylko dlatego, że służył jako ministrant. Nie potrafię połączyć kropek, dla mnie nie miało to żadnego związku z fabułą.
Podsumowując: przyjemne, ciekawe, nieszablonowe opowiadanie – takie lubię!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Dzięki, Holly. :-)
No, czas popitala, skubaniec jeden… Że też Ci się chciało grzebać tak głęboko.
Powiedzmy, że fizyka to jedna z nauk, które lubię i szanuję.
Współczesna rzeczywistość. Cóż, osiem lat temu świat wyglądał tak pięknie…
Dzisiaj zagranica kupuje sobie 30% firmy i nieproporcjonalnie dużo do gadania za fistaszki.
Koledzy nabijali się z pobożności Pawła tylko dlatego, że byli wredni. Gdyby chłopak zbierał kapsle, nabijaliby się tego, próbowaliby zabrać słabszemu jego skarb w postaci kapselka od zagranicznego piwa.
Babska logika rządzi!