- Opowiadanie: Marron* - Umowa o pracę (WAMPIREZA)

Umowa o pracę (WAMPIREZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Umowa o pracę (WAMPIREZA)

– Chodź do mnie… No chodź, przecież tego właśnie chcesz… Bliżej, taaak… Mam cię! – tryumfalny okrzyk rozdarł wczesnowieczorną ciszę mieszkania. Zaraz potem autorka tych słów wygięła się w nieprawdopodobny sposób, unikając ognistego podmuchu z pyszczka trzymanej oburącz zielonej jaszczurki.

Jaszczurka, ściśle rzecz biorąc, była smokiem, a jeszcze ściślej – miniaturową smoczycą. Była też jedynym i ukochanym pupilem właściciela mieszkania, którym Justynka opiekowała się w dzień(to znaczy mieszkaniem, nie właścicielem).

Z najmniejszego pokoju dobiegł ją łomot. Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio. Troska o to, czy Romek nie skręci sobie karku przy wyłażeniu z trumny nie należała do jej zakresu obowiązków. Chwilę później w drzwiach pokazał się rozczochrany mężczyzna, z wyglądu przed trzydziestką, ubrany w starannie powycierane czarne spodnie i podkoszulkę z nazwą zespołu rockowego.

– Znowu męczysz Filipinę! – spytał zaspanym głosem.

– A ty znowu się czepiasz! – odparowała mu Justyna. – I kto tu kogo męczy! Miałam ją tylko karmić i dbać o higienę w terrarium, a nie ganiać po całym mieście!

– Uciekła ci? – szczerze zdziwił się wampir. – To jakim cudem udało ci się ją złapać?

Dziewczyna prychnęła niezadowolona. Filipina, korzystając z chwili jej nieuwagi, wyślizgnęła jej się z rąk i czmychnęła w objęcia Romka, mrucząc z satysfakcją. Mrucząca jaszczurka, też coś.

– Sama wróciła.

– Nieważne – podsumował Romek, czule głaskając zwierzątko. – Będziemy mieć dzisiaj gości.

– Gości? Czemu nic mi wczoraj nie powiedziałeś? – oburzyła się, poniekąd słusznie, Justyna.

Wampir westchnął teatralnie. Już chyba takie ich szczęście, że co by się nie działo i tak będą drzeć koty. Fakt, Justyna bywała pomocna, ale to jeszcze nie powód, żeby pod własnym dachem zbierać lanie za wszystko!

– Zapomniałem! – Ze złością odparł Romek. Przez chwilę wyglądał naprawdę groźnie, jak każdy prawdziwy wampir powinien, ale na dziewczynie nie wywarło to kompletnie żadnego wrażenia. Kontynuował zatem, już spokojniej: – Maciek i Jurek będą, i Artur przyjdzie. Nie poznałaś go jeszcze, to wampir, jak ja. Jest tylko mały problem, oni zaraz powinni być, a ja muszę gdzieś wyskoczyć – dodał, odkładając smoczycę do terrarium. – Posiedzisz z nimi chwilę?

Justyna udała, że się zastanawia.

– Powinnam się uczyć, sesja tuż-tuż… – pokręciła chwilę nosem, ale zaraz potem machnęła na to ręką. Nauka nie zając, nie ucieknie, a Romek nawet bez stosowania wampirzych sztuczek potrafił swoim urokiem osobistym wymóc na dziewczynie drobne przysługi. W dodatku skoro miał przyjść Maciek…

Maciek to mag. Nekromanta właściwie, ale i gwarant jej umowy z Romkiem. Sympatyczny, nawet bardzo. Justyna szczerze żałowała, że próby flirtu jak do tej pory nie wyszły. Maciek się ot, w ogóle nie interesował nią jako kobietą.

Zaś Jurek to zombiak, niemniej chyba najlepszy kumpel Justyny. Trzeba będzie przygotować sporo jedzenia, pomyślała natychmiast. Już dawno zdążyła się przekonać o ogromnym apetycie powstałych z martwych.

Roman zebrał się do wyjścia, założył skórzaną kurtkę i w progu rzucił jeszcze:

– Justuś, ale ty weź się jakoś ogarnij, co?

I tyle go wiedzieli.

Dziewczyna krytycznie spojrzała do lustra. Nie było tak źle… Rozciągnięty brązowy sweter nie służył jej urodzie ani figurze. Z poszarzałą z niewyspania twarzą i mocno podkrążonymi oczami wyglądała na kliniczny przykład ostatniego stadium jakiejś śmiertelnej choroby. Ale hej, który student tak nie wygląda przed egzaminami? Poza tym nie ma takich dziwów, których by dobry makijaż nie zatuszował.

W przerwach pomiędzy pieczeniem ciasta a krojeniem sałatek umalowała się i przebrała. Właśnie wciągnęła golfik w kolorze fuksji, gdy rozległ się pierwszy dzwonek do drzwi.

Maciek i Jurek przyszli razem. Z miejsca też zaproponowali pomoc w kuchni. Pomoc polegała na tym, że mag-nekromanta rozkazał nożom samodzielnie pokroić wszystkie potrzebne składniki, za co Justyna spojrzała na niego z wdzięcznością. Zombiak z iście wilczym apetytem rzucił się spożywać ledwo co przygotowane smakołyki i impreza jakoś tak została w kuchni…

Na kolejny dzwonek Justyna odkrzyknęła tylko, że otwarte. Dźwięk rozległ się jednak znowu, więc chcąc-niechcąc musiała sie pofatygować osobiście do drzwi. Gdy je otworzyła, przez chwilę stałą zupełnie zmieszana. Na klatce schodowej stał nieznajomy.

Bynajmniej nie wyglądał na akwizytora. Blondyn, z wyglądu mniej więcej w wieku Romka(chociaż cholera wie, ile Romek tak naprawdę ma lat, przemknęło dziewczynie przez myśl), w beżowym płaszczu. Mężczyzna wpatrywał się intensywnie w Justynę najpierw ze zdumieniem, potem zaciekawieniem, a wreszcie czymś niebezpiecznym w oczach. Obserwowała to z rosnącą obawą, ale odgłos rozmowy z kuchni dodał jej odwagi.

– A pan to…

– Artur – przedstawił się szybko. – Przyjaciel Romka. Mam nadzieję, że nie pomyliłem mieszkań.

– Nie. – Justyna uśmiechnęła się momentalnie i uświadomiła sobie, na co czeka wampir. – Wejdź proszę – zrobiła zachęcający gest.

Artur nie wahał się ani chwili. Zdjął płaszcz zostając w jasnym garniturze. Patrząc na niego miało się wrażenie, że jest zupełnym przeciwieństwem dynamicznego i chaotycznego Romana. Gdzieś pomiędzy tymi rozważaniami dziewczyna usłyszała pytanie o swoje imię.

– Justyna – odparła. – Asystentka Romka. Tak w ogóle, to on się spóźni.

Pociągnęła wampira za rękę do kuchni, nie zauważając pożądania płonącego w jego oczach.

Artur trochę się opanował, widząc pozostałych gości. Jak się okazało, był dobrym znajomym nie tylko Romka, ale i Maćka oraz Jurka. Zdecydowali sie nie czekać dłużej na gospodarza i otworzyć przygotowane wcześniej przez Justynę wino.

Pierwsze dwie butelki minęły przy akompaniamencie ochów i achów i pytań "to co tam słychać?". Potem rozmowa potoczyła się zupełnie naturalnie na różne tematy. Gdzieś w połowie czwartej butelki(o zgrozo, a może to była już piąta?), roześmiana Justyna, której dosyć mocno kręciło się już w głowie, niefortunnie wylała na siebie prawie cały kieliszek wina. Natychmiast poszła się przebrać.

Może ze względu na ilość promili we krwi, nie zaważyła, że do pokoju wsunął się za nią niczym cień Artur, starannie przekręcając klucz w drzwiach. Dopiero gdy zdjęła bluzkę i odwróciła się zakładają drugą, zauważyła wampira czającego się w kącie. Odruchowo pisnęła. Zaraz jednak roześmiała się.

– Nie strasz mnie tak! – powiedziała, biorąc całą sytuację za kiepski żart.

Wampir jednak był śmiertelnie poważny. Pobladł jeszcze bardziej na twarzy, wargi zacisnął w wąską kreskę, uśmiechając się złośliwie koncikiem ust. Powoli zbliżył się do niemogącej wykrztusić z siebie ani słowa Justyny. Objął ją mocno, nachylając się z obnażonymi kłami nad jej szyją. Dziewczyna wytrzeźwiała momentalnie.

– Nie możesz! – W jej głosie było słychać wyraźną panikę. – Mam w umowie zapisane: żadnego gryzienia!

Ponieważ jednak jej słowa nie wywarły żadnego wpływu na wampira, zaczęła krzyczeć. I to wcale nie cicho! Skończyła dopiero jak poczuła ukłucie w szyi. Właściwie, stwierdziła z zaskoczeniem, myślałam, że będzie bardziej bolało. Niemniej nie miała zamiaru dawać się kąsać. Bezskutecznie próbowała się wyrwać, słabnąc z każdą chwilą. Zauważyła, że ktoś z zewnątrz próbuje nacisnąć klamkę…

 

Maciek był zdesperowany. Zamknięte drzwi nie chciały się otworzyć w żaden sposób ani na żadne zaklęcie. W końcu naparł na nie mocno ramieniem, jak taran. Drzwi nie ustąpiły, za to udało mu się wybić ich przeszkloną część. Wpadł z impetem to środka, kalecząc sobie dłonie na odłamkach. Gdy zobaczył omdlewającą Justynę i przyssanego do niej wampira, z głowy wywietrzały mu wszystkie zaklęcia. Mało oryginalnie, ale za to skutecznie, chwycił stojący obok taboret i rozwalił go na głowie Artura. Ten puścił wreszcie Justynę i bezwładnie osunął się na ziemię. Dziewczyna, o dziwo, utrzymała się na własnych nogach, patrząc to na Maćka, to na swojego prześladowcę.

– Trzeba go czymś związać – odezwała się niepewnie.

Maciek, któremu całe życie niemal przeleciało przed oczami, momentalnie przypomniał sobie wszystkie znane ludzkości zaklęcia na spętanie wampirów. Nałożył na Artura ze trzy, tak na wszelki wypadek. Popatrzył niepewnie na Justynę.

Cholera, jeszcze trzy miesiące i umowa by wygasła, myślał gorączkowo. Ze też się zgodził zostać jej gwarantem! Co do Romka był pewien, że nie ruszy dziewczyny, choćby nie wiem co. Szkoda tylko, że nie pomyślał o innych stworzeniach nocy. Zastanowił się co mu grozi, za niedotrzymanie warunków. Wykluczenie z cechu? Co najmniej!

– Więc tak ma wyglądać twoja pomoc? – Niedoszła ofiara wampira nagle odzyskała rezon. – Wyraźnie jest napisane w umowie, punkt siódmy załącznika: w wyżej wymienionym mieszkaniu Justynie Wieczorkowskiej nie ma prawa przytrafić się żadna krzywda spowodowana przez magów i stworzenia nocy!

– Zaskarżysz mnie? – Nekromancie pociemniało w oczach.

– Phi, też nie mam co robić tylko cię skarżyć – odpowiedziała i ni stąd, ni zowąd wczepiła się w jego ramię. – Dziękuję…

Zaskoczony takim obrotem spraw, Maciek nawet nie protestował.

Jurek nerwowo przestępował w progu z nogi na nogę.

– Gołąbeczki, nie chcę przeszkadzać, ale oboje krwawicie.

Miał rację. Z rany Justyny na szyi wciąż ciekła wąskim strumyczkiem krew, zaś Maciek miał parę wyglądających na naprawdę paskudne rozci ęć od szkła, w tym jedno na policzku. Jurek sprawnie opatrzył oboje rannych za pomocą bandaży i plastrów. Szczęśliwie, obyło się bez konieczności zakładania szwów.

Dokładnie w momencie, gdy zombiak skończył bandażować magowi rękę, do mieszkania z impetem wpadł Romek.

– A wam co się stało? – spytał wstrząśnięty.

Zaraz za nim weszła drobna kobieta niosąca jaszczurkę na ramieniu. Jaszczurkę, zastanowiła się Justyna. Toż to smok!

Romek natychmiast zaczął tłumaczyć: Filipina się wymknęła w celach matrymonialnych, a oto i szczęśliwy kandydat na tatusia wraz z, niestety mniej szczęśliwą, właścicielką.

Romek ostrożnie wyjął z terrarium dwa jajeczka, mniejsze niż przepiórcze, w plamki. Jedno całkowicie gładkie zostawił. Kobieta niechętnie wzięła od niego jajeczka i umieściła je w nie wiadomo skąd wyciągniętym pojemniczku. Natychmiast wyszła obrażona, trzaskając drzwiami.

Romek odetchnął.

– Bałem się, że nie będzie chciała ich wziąć. – Widząc zdziwione spojrzenia reszty wyjaśnił: – Filipina jest smoczycą akwedryjską. Nie toleruje innych samic wokół siebie. Gdyby się wykluły z jajek, natychmiast by je zabiła, nie patrząc na to, że to jej dzieci. U tego gatunku tak jest: matka opiekuje się smokami, zaś smoczycami musi ojciec.

– To dlatego ona tak mnie nie lubi! – wykrzyknęła Justyna.

– No… Tak – niechętnie przyznał Romek. – Ale jestem pewien, że jeżeli zajmiesz się jej synkiem, zmieni swój stosunek do ciebie… – Widząc, że dziewczynie ze złości zabrakło słów, natychmiast odwrócił uwagę od smoków: – A tu co się działo, jak mnie nie było?

Maciek mu pokrótce opowiedział o Arturze. Romek autentycznie się zasmucił.

– Nigdy bym się czegoś takiego po nim nie spodziewał, w końcu to mój najlepszy przyjaciel… Bez urazy – dodał, patrząc na Maćka i Jurka.

Spojrzał na Justynę.

– Zaskarżysz go?

Zastanowiła się chwilę.

– Jeśli mi obiecasz, że go więcej nie zobaczę, to nie.

Wampir natychmiast wziął ją w objęcia i zakręcił.

– Jesteś prawdziwym skarbem!

– Wiem – odparła nieskromnie.

– Może przedłużymy umowę? – zaproponował Romek podchwytliwie.

– Nie! – wykrzyknęli zgodnym chórem Justyna i Maciek.

Dziewczyna doszła już do porozumienia ze swoim cichym obiektem westchnień. Nie będzie przedłużać umowy z wampirem, ale mag za to umówi się z nią na kawę. A nóż widelec coś z tego wyjdzie? myślała zachwycona.

Romkowi trochę ostygł zapał. Natychmiast zwrócił jej uwagę, żeby zmieniła bluzkę.

– Taka poplamiona krwią chodzisz.

– Esteta się znalazł – podsumowała go dziewczyna zerkając, zupełnie bez złośliwości, na jego własny niedbały ubiór i rozczochrane włosy.

Miała wrażenie, że przez te trzy miesiące, które zostały, jeszcze nie raz się posprzeczają i pokłócą.

Koniec

Komentarze

Zaklasyfikowane do konkursu. :)

Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że (ta raczej zgrabnie) opowiedziana historia niewiele by straciła gdyby całą tę fantastyczną menażerię zastąpić ludźmi. Mag, zombi i wampiry mają bardzo ludzki sposób bycia. Są niechlujni bądź ułożeni, spotykają się aby razem coś zjeść i napić się wina, bywają żarłoczni, nadużywają gościnności itd. Nawet smok bytuje w terrarium i występuje w roli pupilka. Świetny pomysł na dwudziestominutowy odcinek sitcomu, w którym najbardziej fantastyczne są rekwizyty i kostiumy.

Dziękuję za zaklasyfikowanie :D

Mariol, takie miało być założenie - krótka historyjka, bez wewnętrznej potrzeby rozwijania jej. Po pierwsze, ograniczał mnie limit znaków(a i tak wyszło ciut ponad 10 tys.), po drugie, mam tendencje do nie-kończenia długich historii(jedna taka, też o wampirach, spoczywa gdzieś w odmętach zapisanych informacji na dysku). A tak szczerze mówiąc, nie widzę powodu, by w naszym świecie postacie nadnaturalne miały się jakoś szczególnie zachowywać. Z pewnością "normalny" sposób bycia lepiej pozwoliłby im się wtopić pomiędzy niczego niepodejrzewających ludzi... ;)

Nowa Fantastyka