- Opowiadanie: BarbaraJ - Zimna Perła

Zimna Perła

Pisaniem zajmuję się już od pewnego czasu. Do tej pory jednak traktowałam to jako zabawę, czy może bardziej wentyl bezpieczeństwa dla wszystkich pomysłów, które zbierały się w mojej głowie i wołały o przelanie na papier :) Teraz zaczynam na poważnie. Co z tego będzie? Mam nadzieję, że dobra, ciekawa literatura.

 

Bemik, dziękuję. Za cierpliwość i dobre oko :) Sama wiesz najlepiej, ile dla mnie zrobiłaś.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zimna Perła

Nieskalana ludzką obecnością biała powierzchnia rozciągała się aż po odległą linię horyzontu. Ava zmrużyła oczy, kiedy powiew lodowatego wiatru uderzył ją w twarz, jednak nie odwróciła głowy. Odetchnęła głęboko. Po dusznym, przepełnionym wonią wilgotnego rozkładu wnętrzu Pasa Środkowego mroźne powietrze Strefy Północnej wydawało się niezwykle wręcz czyste i niemal pozbawione zapachów. Dziewczyna wypełniała nim płuca aż po granicę bólu. Napawała się poczuciem wolności, jakie dawał widok bezkresnych terenów, jednak spojrzenie miała skupione i czujne.

Zakaszlała cicho kilka razy, by pozbyć się drapania w gardle. Sporo czasu minęło od ostatnich połowów. Wydelikacone po długim pobycie w cieplarnianych warunkach tkanki kurczyły się błyskawicznie i dziewczyna czuła, jak mróz coraz głębiej wnika w jej ciało. Dobrze. Zanim ruszy, organizm musi przystosować się do otaczających warunków, w przeciwnym razie wyprawa skończy się, zanim w pełni się zacznie.

Rozejrzała się uważnie. Niewielka platforma, na której stała, została zbudowana dawno temu. Przyklejona do niemal pionowego zbocza góry, stanowiła przedłużenie korytarza łączącego dwa światy, ciepły Pas Środkowy i morderczo mroźną Strefę Północną. Do tej pory wiatr i śnieg znacznie nadgryzły skalną półkę, jednak nadal doskonale nadawała się na punkt obserwacyjny. Z położoną niżej powierzchnią lodu łączyła ją chwiejna, wąska kładka, która chroniła przed większymi drapieżnikami. Niestety, dla innych mieszkańców Strefy Przejściowej, leżącej wzdłuż granicy gór, nie stanowiła problemu. Małe bestie tylko czekały na okazję, by nasycić wiecznie puste żołądki. Nie przedstawiały śmiertelnego zagrożenia, jednak ich atak stanowiłby niepotrzebną komplikację.

Ava poruszyła ramionami, po czym zacisnęła i rozluźniła dłonie, by pozbyć się drżenia, które zaczynało opanowywać jej ciało. Pomimo ogromnego doświadczenia nadal w takich sytuacjach czuła strach. Może dlatego jeszcze żyła…

Oczyściła umysł, całą uwagę skupiając na celu wyprawy. Jej główni przeciwnicy, Śnieżne Wilki, słabych stron mieli niewiele i tylko wyjątkowy spryt i wytrzymałość dawały szansę na przeżycie. Gdyby zamieszkujące te tereny zwierzęta pozostawiały jakiekolwiek szczątki swoich ofiar, teren wokół usiany byłby kośćmi śmiałków, którzy nie potraktowali tego faktu wystarczająco poważnie.

Poprawiła przytroczony do uda obły kształt generatora pola siłowego. Był przeznaczony na drogę powrotną, kiedy niebezpieczeństwo znacznie wzrastało. Niewielkie rozmiary ogniwa zasilającego dawały tylko kilka minut ochrony, dlatego musiała wszystko zawczasu dokładnie zaplanować. Niestety, tego typu ograniczenia sprzętowe były niezbędne. Dźwięk i wibracje silnika pojazdów wabiły drapieżniki, w związku z tym dziewczyna była zdana wyłącznie na siłę własnych mięśni.

Akceptowała ten fakt. Inne rozwiązanie po prostu nie istniało. Nawet gdyby zdecydowała się użyć jakiegoś środka lokomocji, pozwalającego na transport broni i wyeliminowałaby Wilki, pozostawały jeszcze Białe Smoki. Te wielkie, brutalne stworzenia miały na tyle rozwinętą inteligencję, by czasem po prostu się nudzić. Spotykało się je niezwykle rzadko, ale nietypowy dźwięk czy drganie powietrza, jeśli zdarzyły się w nieodpowiednim momencie, budziły ich zainteresowanie. A że przed mocą mroźnego oddechu nie było ochrony, ofiara kończyła pod postacią bryły lodu, zagrzebana w zaspie, w oczekiwaniu na swoją kolej, by zostać posiłkiem.

Oczywiście, najbezpieczniej byłoby po prostu nie wychodzić poza granicę gór, jak robiła większość mieszkańców. Połów i sprzedaż małży oraz średniej jakości pereł, które można było znaleźć w ciepłych, leniwych wodach Pasa Środkowego, zapewniały spokojne życie. Wystarczało towaru i na haracz płacony Strażnikom Smoków, i na handel, w związku z czym nie było potrzeby podejmowania większego ryzyka. Jednak taki scenariusz w przypadku Avy nie wchodził w grę. Jej cel od zawsze stanowiły mroźne, śmiertelnie niebezpieczne tereny na zewnątrz. Jako Poławiaczka całym swoim jestestwem odpowiadała na wezwanie Zimnych Pereł.

Wychowała się w rodzinie zwykłych poławiaczy. Zaczęła poznawać fach, zanim nauczyła się stawiać pierwsze pewne kroki i niezmiernie szybko okazało się, że jej zdolności znacznie przekraczają umiejętności kogokolwiek z klanu. Jako jedna z niewielu odważała się wypuszczać na ośnieżone połacie w poszukiwaniu cienizn, słabszych fragmentów lodu bezpośrednio nad obszarami, gdzie wewnętrzne kanały ze strumieniami magmy przebiegały tuż pod powierzchnią morskiego dna. Cieplejsza woda drążyła korytarze w grubej lodowej tafli, otwierając dostęp do ukrytych w jej załamaniach skarbów – Zimnych Pereł. Wyczulone oczy dziewczyny z wielką wprawą wyłapywały zmianę koloru i struktury śniegu. Przez całe życie uczyła się, jak odnajdywać te punkty i jak później nurkować, by nie zagubić się w nieskończonej przestrzeni wodnej, gdzie rozproszone, błękitne światło całkowicie rujnowało poczucie kierunku.

To, czym się zajmowała, wymagało odwagi graniczącej z szaleństwem. Co prawda nosiła specjalny ekwipunek, jednak nawet zahartowany przez lata organizm w pewnym momencie osiągał granicę wytrzymałości.

Z powodu rosnącego zagrożenia coraz mniej ludzi odważało się na ten krok… i coraz mniej śmiałków pozostawało przy życiu. Jednak Ava się zawzięła.

Poza tym z każdym uśmierconym przez smoki, wilki lub lód konkurentem cena Pereł szła w górę.

 

***

Kiedy dziewczyna poczuła, że organizm oswoił się z kąsającym mrozem, przygotowała się do biegu. Musiała rozegrać sprawę cicho i szybko. Im później zwróci na siebie uwagę, tym dalej uda jej się dotrzeć. Teren był idealny, w tym pasie cienizny rozłożone były wyjątkowo gęsto, jednak miejsca pod osłoną gór zostały do tej pory już dokładnie przeszukane przez Poławiaczy. Każdy kolejny metr zwiększał szanse na dobrą zdobycz.

Sprawdziła, czy nóż lekko wysuwa się z pochwy, nasunęła na twarz maskę aparatu tlenowego i sięgnęła po rakietnicę do rozbijania lodu. Nasłuchiwała przez chwilę. Oprócz gwizdu wiatru w szczelinach skał nie usłyszała niczego niepokojącego, w związku z tym wzięła kolejny głęboki wdech i ruszyła. Dopisywało jej szczęście. Wyglądało na to, że Wilki tym razem były gdzieś dalej, bo zdążyła pokonać dobre kilkaset metrów zanim usłyszała za sobą skowyt i zbliżający się dźwięk kilkudziesięciu łap uderzających w zmrożony śnieg.

Odruchowo przyspieszyła, jednak szybko się zmitygowała i wyrównała krok. Szaleńczy bieg po lodzie był morderczym wysiłkiem, jednak stanowił dopiero początek. Poławiaczka musiała zachować dość energii, by przetrwać pod wodą, a później wrócić. Z doświadczenia wiedziała, że drapieżcy nie podejdą na skraj przerębla, odwieczny strach przed wodą i śmiercią w lodowatej głębi skutecznie trzymał Wilki z daleka, jednak będą czekać.

Pokonała kilka ostatnich metrów i skoczyła. Pocisk z rakietnicy trafił w lód i rozbił go na drobne kawałki, ostre kryształy wyleciały w powietrze, połyskując w słońcu. Ava była profesjonalistką, jednak zawsze w tym momencie czuła ukłucie niepokoju. Źle wymierzony strzał mógł odbić się od fałszywej cienizny lub trafić tylko w jej krawędź, a wówczas skok skończyłby się tragicznie.

Dwie sekundy później uderzenie w wodę pozbawiło ją tchu. Była na to przygotowana. Palce odruchowo zacisnęły się na włączniku aparatu tlenowego. Dziewczyna pozwoliła, by ciało przez chwilę swobodnie opadało. Uspokajała oddech. Nie było tu miejsca na gwałtowne, histeryczne działania.

Szybko dojrzała zdobycz. Małże gromadziły się w załamaniach lodu, w tunelach wydrążonych przez cieplejszą wodę. Przez większość czasu obywały się bez słońca, jednak do ostatniej fazy cyklu rozwojowego było im ono niezbędne. Poławiaczka wiedziała, że tu będą. Dojrzałe i gotowe, by oddać swój skarb. Dawno temu odrobiła lekcję i wiedziała dokładnie, kiedy nadchodziła pora zbiorów. Przez lata studiowała każde dostępne źródło wiedzy; nie pozostawiała nic przypadkowi. 

Mięczaki przez większość czasu tkwiły ukryte w mroku, przyczepione do wielkich kominów hydrotermalnych na ogromnych głębokościach. Woda, która przesiąkała przez dno morskie, rozgrzewała się przy kontakcie z magmą i wracała na powierzchnię w postaci gorącej, toksycznej zupy. Była to mieszanka, która zabiłaby większość życia. Jednak małże nie tylko czuły się tu dobrze, ale rozwijały w imponujące okazy. Krwistoczerwone od nagromadzonej w nich hemoglobiny, transportującej każdą dostępną cząstkę tlenu, wystawione na działanie ekstremalnych warunków, produkowały perły o wyjątkowych właściwościach. Właściwościach cennych dla Mnichów i kupców oraz, oczywiście, Strażników Smoków, którzy już czekali na Avę po drugiej stronie, by odebrać swoją część.

Kluczowe dla sukcesu Poławiacza było trafienie na porę zmiany środowiska. W pewnym okresie małże wypływały bliżej powierzchni, by w zimnym, lecz bardziej nasłonecznionym i bogatszym w tlen otoczeniu wydać na świat potomstwo. Larwy miały tu szansę znaleźć żywicieli, których brakowało na większych głębokościach. Po uwolnieniu młodych osobników dorosłe okazy nie wracały do swoich siedlisk. Nieprzystosowane, po prostu ginęły. Martwe ciało mięczaka błyskawicznie rozpuszczało perłę, dlatego należało działać szybko i precyzyjnie.

Dziewczyna czuła na odsłoniętej skórze twarzy niemal nieuchwytną wibrację. Już dawno odkryła, że miała kilka minut od dotknięcia pierwszego osobnika do momentu, kiedy przekażą sobie wiadomość o zagrożeniu i zaczną wydzielać gryzącą, śluzowatą substancję. Wierzyła, że się ze sobą komunikują. To nie mógł być przypadek.

Wyciągnęła nóż. Zaczęła delikatnie odkuwać poszczególne muszle i wkładać do siatki przymocowanej u boku. Wibracja zauważalnie się zwiększyła. W pewnym momencie aparat tlenowy zapiszczał alarmująco. Jeszcze tylko minuta i będzie musiała wracać. Kombinezon również powoli przestawał spełniać swoje zadanie. Przenikające stopniowo przez materiał zimno sprawiało, że ruchy dziewczyny stawały się mniej precyzyjne, a nóż coraz częściej mijał cel.

W końcu zrezygnowała z dalszych poszukiwań i spojrzała w górę, gdzie promienie słońca rozpraszały się na świeżej powierzchni lodu, który zdążył się odbudować przez te kilka minut. Już miała odepchnąć się od ściany, kiedy kątem oka zauważyła coś jeszcze. Niemal na wyciągnięcie ręki, prawie całkowicie ukryta w wypełnionej szaroniebieskim światłem szczelinie, tkwiła muszla. Jej rozmiary były imponujące nawet jak na ten gatunek. Jasna, niemal przezroczysta, stapiała się z powierzchnią lodu, jakby w świadomej próbie ukrycia się przed niepowołanym wzrokiem. Dziewczyna wiedziała natychmiast, że spotkała się z czymś wyjątkowym. Niestety, w tym momencie poczuła, że zaczyna brakować jej tchu. Nie mogła dłużej czekać. Kilkoma silnymi pchnięciami rąk skierowała się ku górze.

Powitał ją skowyt czekających Wilków. Instynkt krzyczał, że powinna natychmiast ruszyć z powrotem, w kierunku dającego schronienie korytarza, jednak nie była w stanie porzucić nowego znaleziska.

Zerwała z twarzy nieprzydatne już oprzyrządowanie, wzięła głęboki wdech i ponownie zanurzyła się w lodowatej wodzie. Czuła, jak zimno powoli, lecz z morderczą konsekwencją przenika przez kombinezon. Błyskawicznie traciła tlen i po chwili przed jej oczami zaczęły wirować kolorowe plamy. Woda stawiała opór, broniąc dostępu do swojego skarbu, płuca bolały od wysiłku, jednak Ava nie rezygnowała.

W końcu dotarła w odpowiednie miejsce. Chwyciła muszlę, jednak zbyt słabo i ta wysunęła się jej z ręki. Przez kilka uderzeń serca Ava po prostu patrzyła, jak małż obraca się wokół własnej osi i powoli opada.

Zacisnęła zęby i ostatnim rozpaczliwym ruchem spróbowała dosięgnąć znikającej zdobyczy. Ogromny ból przeszył jej rękę, kiedy zacisnęła skostniałe palce z taką siłą, że ostre krawędzie muszli wbiły się głęboko w dłoń. Woda błyskawicznie zabarwiła się na czerwono. Ava szarpnęła się, wypuszczając z płuc resztki życiodajnego powietrza. W tym samym momencie dostrzegła w dole rdzawobrązową smugę. Zaskoczona, spojrzała uważniej i zdjęta panicznym strachem natychmiast skierowała się w kierunku przerębla. Jej wiedza była dość ograniczona, jednak Ava nie miała wątpliwości. Nie było czasu do stracenia.

Spiżowy Smok! Te dwa słowa opanowały cały umysł dziewczyny, do głosu dopuszczając wyłącznie instynkt przetrwania. Ava rozpaczliwie machała rękami i nogami, ale znękane ciało opornie wykonywało nakazy mózgu.

W końcu wynurzyła się na powierzchnię. Chwytała powietrze łapczywymi haustami, oszalały puls dudnił jej w skroniach. Cały profesjonalizm Poławiaczki wyparował. Zmieniła się w oszalałe ze strachu zwierzę. Krzyknęła, gdy coś otarło się o jej nogi i ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem wyrzuciła ciało na lód. Wraz z mroźnym wiatrem dotarło do niej głuche warczenie i smród gotowych do ataku Wilków.

W tym samym momencie poczuła pod stopami uderzenie. Rozległ się huk pękającego lodu. Smok próbował wydostać się na zewnątrz!

Nie miała ani sekundy do stracenia. Chwyciła generator pola i bardziej domyśliła się niż usłyszała przez tłumiącą dźwięki zasłonę, że drapieżniki zawyły z wściekłości. Ślizgając się i potykając, ruszyła biegiem w kierunku skał. Wilki odskakiwały przed napierającym na nie polem siłowym, jednak niemal natychmiast ruszały w pogoń. Cały otaczający dziewczynę świat skurczył się do małego celu przed oczami, wąskiej platformy i ciemnego otworu korytarza wykutego w skałach. Serce z wysiłkiem pompowało krew do omdlewających i coraz częściej uginających się pod nią nóg. Każdy oddech był walką, rozpalał płomień w i tak już obolałych płucach.

 Nagle za jej plecami wybuchło piekło. Ogłuszający łomot i potężny ryk smoka zagłuszyły ujadanie pogoni. Ava nie traciła czasu na oglądanie się przez ramię. Schronienie było już blisko.

Przebiegła po chybotliwej kładce, odrzuciła niepotrzebny już generator i wskoczyła do otworu w skale. Natychmiast zaczęła się czołgać. Przypięta do paska siatka ze zdobyczą utrudniała ruchy, jednak Poławiaczce nawet nie przyszło do głowy, by się jej pozbyć.

Nie zważała na ból w otartych rękach i krew spływającą z pokaleczonej dłoni, w której nadal ściskała muszlę. Parła nieprzerwanie do przodu. Wiedziała, że Wilki nie są w stanie wejść za nią, jednak nadal mogła być w zasięgu ognistego oddechu smoka. Nie miała pojęcia, do czego był zdolny. Dobiegł ją przepełniony bólem i przerażeniem skowyt. Zdwoiła wysiłki.

W końcu dotarła do jaskini i z bolesnym jękiem pozwoliła ciału zsunąć się na nierówne dno, kilkanaście centymetrów poniżej poziomu tunelu. Przez moment leżała nieruchomo, skulona pod ścianą, w oczekiwaniu, aż jej umęczonym ciałem przestaną wstrząsać spazmy. Zimny kamień i znajomy, wapienny zapach wilgoci koiły zmysły, uspokajały. Po chwili mogła ponownie logicznie myśleć.

Dotarło do niej odległe echo kroków. Strażnicy Smoków. Wiedzieli już, że się jej udało. Nie miała dużo czasu. Była śmiertelnie zmęczona, jednak musiała znaleźć w sobie siłę, by zadbać o ostatnią rzecz. Rozwarła zdrętwiałą dłoń. Mimo że muszla stanowiła tylko naczynie skrywające główny skarb, sama była niczym klejnot. Jej półprzezroczysta, jakby wykuta z lodu powierzchnia połyskiwała w przyćmionym świetle. Pokrywała ją zakrzepła krew, jednak i tak zapierała dech w piersiach. Dziewczyna była pewna, że wewnątrz, otulona w karminowe, miękkie ciało mięczaka, spoczywa wyjątkowa Perła.

Sięgnęła po nóż. Drżącymi z niecierpliwości i zmęczenia rękami spróbowała dostać się do skarbu. Zgrzytnęło, jakby próbowała rozbić kryształ, jednak w końcu mięśnie małża ustąpiły. Ava rozgarnęła bordową okrywę i westchnęła z zachwytu. Delikatnie wyciągnęła perłę. Obróciła ją w palcach, a wówczas czarna powierzchnia zalśniła srebrzyście.

 Kroki zadudniły znacznie bliżej. Dziewczyna otrząsnęła się z zapatrzenia. Wsunęła klejnot do ust, odwróciła się i z całej siły cisnęła muszlę w ciemność korytarza. Osunęła się na ziemię, zamknęła oczy i przełknęła z wysiłkiem. Skarb należał do niej.

Zapiekło. Nagle zaniepokojona, podniosła rękę do gardła. Perły były przeznaczone dla smoków, nie ludzi.

Przymknęła oczy.

 

***

Poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię. Ból wrócił ze zdwojoną siłą. Jęknęła cicho.

– No, w końcu!

Ava uniosła wzrok i obrzuciła Strażników niechętnym spojrzeniem. Najwyższy rangą stał najbliżej i to on nie dawał jej spokoju. Pozostali dwaj czekali w lekkim oddaleniu. Asysta.

Nie odezwała się. Ostrożnie sondowała swój stan. Nie było najlepiej. Gardło miała opuchnięte, ledwo mogła przełykać. Ręka pulsowała bólem aż po łokieć, a skóra całego ciała piekła niemiłosiernie. Oparła czoło o kamienną ścianę.

– O nie, nie! – Mężczyzna ponownie nią potrząsnął. – Nie pora na babskie słabości!

Ava zacisnęła zęby. Wiedziała, czego chcą. Uniosła się lekko i z wysiłkiem odpięła siatkę.

– Macie!

Strażnik ukucnął i sięgnął po zdobycz. Wyciągnął nóż i kolejno sprawdzał zawartość muszli. Dziewczyna, mimo przekonania że nie ma zamiaru jej oszukać, wolała nie spuszczać go z oczu. Pięćdziesiąt procent to pięćdziesiąt procent. I tak przynosiła najlepsze okazy i miała najwięcej muszli zawierających cenne perły.

W końcu, zadowolony, schował swoją część i szybkim ruchem oddał jej resztę.

– W porządku.

Ava z niedowierzaniem wyciągnęła rękę. Dla pewności sprawdziła zawartość i poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość. Machnęła workiem.

– Co to ma być?! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Strażnik zmieszał się lekko, jednak nie odwrócił wzroku.

– Nowe rozkazy – rzucił zimno – od dzisiaj wkład Poławiaczy to siedemdziesiąt procent.

Dziewczyna poczuła mdłości. Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami, by natychmiast odebrać to, co z takim trudem zdobyła. Odetchnęła głęboko, by opanować ogarniającą ją furię. Nie miała wyboru. Ze Strażnikami nie warto było zadzierać, stali za blisko władzy. Poza tym nie miała siły na walkę.

– Pomożecie mi? – wychrypiała cicho.

Dowódca zdążył już skierować się w stronę wyjścia. Przystanął. Zwlekał chwilę, zanim odwrócił głowę. Obrzucił obojętnym spojrzeniem bladą twarz i zakrwawioną rękę dziewczyny.

– Co jest? Możesz iść?

Ava zaprzeczyła. Mężczyzna westchnął i skinął na towarzyszy.

– Pomóżcie jej.

Jeden ze Strażników podszedł, by pomóc dziewczynie dźwignąć się na nogi. Drugi rozglądał się ze zmarszczonym czołem, najwyraźniej czegoś szukał. Po chwili podszedł do miejsca, gdzie skalna ściana tworzyła niewielką wnękę. Pochylił się, by dokładniej przyjrzeć się zalegającym tam cieniom.

– A co to? Dodatkowa zdobycz? – zaśmiał się nagle kpiąco. Sięgnął niżej, po czym wyprostował się i odwrócił w ich stronę.

Ava spojrzała i zamarła. Spoglądała na wijącego się w jego ręce szczeniaka, a niedowierzanie walczyło w niej o pierwszeństwo z rosnącym podnieceniem.

– No co? Twoje? – Mężczyzna podniósł zwierzaka wyżej. Ten zapiszczał w proteście i zaczął energiczniej przebierać grubymi łapami. Był duży, silny, o gęstym, miedzianobrązowym futrze i intensywnie zielonych oczach. Ava poczuła, że za wszelką cenę musi go zatrzymać.

– Tak, jest mój. Trafił się, to zabrałam. Poniesiesz mi go? – Sama nie poznawała własnego głosu.

Mężczyzna wzruszył ramionami. Zdjął kurtkę i owinął w nią wyrywającego się wilczka. Dziewczyna podniosła się z wysiłkiem, jęcząc z bólu. Kiedy ruszyli w kierunku przejścia do Pasa Środkowego, całym ciężarem opierała się na ramieniu towarzysza. Nie pamiętała, by kiedykolwiek była taka zmęczona.

 

***

Wilgotne i gorące powietrze, które uderzyło w nich po wyjściu z korytarza, wydawało się pozbawione tlenu. Wysokie drzewa walczyły o dostęp do promieni słonecznych. Ich rozłożyste pióropusze niemal nie przepuszczały dziennego światła i wokoło zalegały głębokie cienie, potęgując jeszcze wrażenie duchoty. Ava nie mogła złapać tchu. Zakręciło jej się w głowie. Strażnik podtrzymał ją w ostatniej chwili. Wyczuwała jego zniecierpliwienie, kiedy posuwali się w ślimaczym tempie, jednak było jej to obojętne. Myślała tylko o tym, by dotrzeć do domu.

Na szczęście mieszkała na samych obrzeżach osady, a oni jako urzędnicy dysponowali oficjalnym transportem. Już kilkanaście minut później stała przed własnymi drzwiami, z wilczkiem kręcącym się w jej niezgrabnym, jednorękim uścisku. Strażnik zabrał kurtkę, nie troszcząc się zupełnie o to, czy da radę utrzymać futrzaka. Odjechali natychmiast po wyjściu dziewczyny z pojazdu, najwidoczniej mieli dość nadprogramowych obowiązków.

Ava odwróciła wzrok od znikającego za zakrętem pojazdu. Odetchnęła ciężko. Zrobiła krok w stronę wejścia, jednak w tym samym momencie usłyszała okrzyk.

– Ava!

Obejrzała się przez ramię.

Drobna kobieca postać zbliżała się szybkim krokiem. Jak większość mieszkańców Pasa Środkowego miała jasną, niemal przezroczystą skórę i bujne, rude włosy. Już z daleka było widać szeroki uśmiech rozświetlający jej twarz.

– Lee! – Ava nawet nie musiała zmuszać się do okazania radości. Na widok dziewczyny od razu poczuła się lepiej.

Po chwili młoda kobieta już była przy niej. Była zdyszana, zaokrąglone policzki zabarwił lekki rumieniec. Jej uśmiech nagle przygasł i złapała się za głowę.

– Jak ty wyglądasz!

Ava tylko lekko wzruszyła ramionami. Zauważyła, że myśli dziewczyny były zajęte czymś innym. Troska nie sięgała lśniących podnieceniem oczu. Wilczka nawet nie zauważyła.

Lee nie kontynuowała tematu. Pokiwała głową, pomilczała chwilę i nagle wybuchnęła głośnym, radosnym śmiechem. – Mam termin! – wykrzyknęła i podskoczyła w miejscu jak mała dziewczynka.

Ava otworzyła szeroko oczy.

– Nie żartuj! To wspaniale! – Uściskała kobietę. – Ale… jak to możliwe?

Lee była jej bratową. Od wielu lat daremnie starali się z mężem o dziecko. Nawet droga i zazwyczaj skuteczna w takich przypadkach kuracja krwią smoków nie przyniosła spodziewanego efektu i dziewczyna w końcu została odesłana z kwitkiem. A teraz Mnisi wezwali ją na sesję. Czyżby pojawiło się coś nowego?

– Podobno opracowują nowy sposób! – Lee zaśmiała się głośno, potwierdzając przypuszczenie. – Niezwykle drogi, eksperymentalny, wydamy na to wszystko, co mamy – wzruszyła ramionami na znak, że koszty nic jej nie obchodzą. –  Idę tam pojutrze.

Jeszcze raz uściskała Avę. Ta odwzajemniła gest, jednak nie mogła powstrzymać jęku. Lee natychmiast spoważniała.

– Przepraszam, przepraszam! Już nic nie mówię, przecież ty się ledwo trzymasz na nogach! Idź do domu i zadbaj o siebie! – Niemal wepchnęła Avę do mieszkania. Krzyknęła jeszcze, że odezwie się jutro i tanecznym krokiem ruszyła dalej.

 

Ava zamknęła drzwi i z ulgą odetchnęła klimatyzowanym, suchym powietrzem. Pochyliła się i wypuściła wyrywającego się zwierzaka. Natychmiast pomaszerował przed siebie, nos do przodu, łapy szeroko rozstawione. Długie pazurki skrobały cicho po gładkiej podłodze. Nie wydawał się przestraszony, raczej zdziwiony. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nadal nie wiedziała, skąd wziął się ten mały stwór.

Ostrożnie ruszyła w głąb mieszkania. Łazienka była niedaleko, jeden z nielicznych plusów małej powierzchni życiowej, jaką miała do dyspozycji.

Mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów społeczeństw Pasa Środkowego, przestrzeń mieszkalną ograniczano do niezbędnego minimum. Góry dzieliły Pas na mniejsze obszary, oplatające równik niczym ogromny naszyjnik. Średnica każdego „ogniwa” nie była zbyt duża, pasma górskie zabezpieczały przed wpływem stref wiecznej zimy, jednocześnie jednak uniemożliwiały dalszą ekspansję. Dodatkowo duża aktywność sejsmiczna nadających się do zamieszkania terenów wykluczała wyższą zabudowę.

Mieszkano wygodnie, lecz blisko siebie. Jeśli chodzi o Avę, zbyt blisko. Mimo że od urodzenia przyzwyczajona do takiego życia, nieustannie tęskniła za swobodą otwartych terenów poza masywem. Nawet teraz, spoglądając w lustrze w swoje podkrążone oczy, skrajnie wyczerpana, poraniona i przestraszona, nie mogła się oprzeć myśli o kolejnej wyprawie.

Odetchnęła głęboko i sięgnęła do zapięcia kombinezonu. Oporny materiał nie chciał ustąpić i musiała użyć zranionej ręki. Zagryzła zęby. Sztywne palce nie chciały jej słuchać. Kiedy w końcu weszła pod prysznic, dłoń ponownie zaczęła krwawić.

Ava zignorowała płynącą krew. Zamknęła oczy i pozwoliła ciepłej wodzie zmywać ból i emocje ostatnich godzin. Powoli zaczęła się odprężać.

Nie widziała sieci wzorów, które zaczęły pojawiać się na zaczerwienionej skórze, najpierw delikatnie i niemal niezauważalnie, niczym szkic dzieła sztuki, potem coraz wyraźniej. Z sekundy na sekundę nabierały coraz bardziej intensywnej, pomarańczowo-bordowej barwy, a po chwili misterne łuski pokryły całą powierzchnię ciała dziewczyny. Rysunek zaczął pulsować, wydawał się żyć własnym życiem.

Ava krzyknęła, kiedy przeszyło ją ostrze bólu. Udręczoną głowę wypełnił hałas niezliczonych głosów. Ich brzmienie, równocześnie obce i zrozumiałe, przeraziło ją. Były wszędzie, blisko i daleko, przestraszone i wściekłe.

Jej brzuch trawił ogień. Płomienie centymetr po centymetrze pochłaniały ciało dziewczyny, aż w końcu zapadła się w czerwoną otchłań bez dna.

 

***

Ava zachłysnęła się i rozkaszlała boleśnie. Leżała pod prysznicem, a z góry nieprzerwanym strumieniem lała się woda. Dziewczyna podniosła się chwiejnie i sięgnęła do kurka. Odetchnęła z ulgą, kiedy zapadła cisza. Odwróciła się, by wyjść i zastygła w bezruchu. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Na podłodze łazienki siedział wilczek i wpatrywał się w nią intensywnie zielonymi oczami. Wokół zwierzaka, wypełniając niemal całą przestrzeń skromnego pomieszczenia, rozlewała się rdzawobrązowa aura. Poruszała się w rytm oddechu malca, miejscami przybierała na sile, mieniła różnymi odcieniami, miejscami bladła.

– Wyjdź w końcu. Przeziębisz się.

Ava jęknęła, bo głos rozbrzmiał bezpośrednio w jej głowie. Podniosła dłoń do czoła. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zwierzę, nadal siedzące niewzruszenie na podłodze jej łazienki.

– No, już! Na co czekasz?

Zadrżała. Posłusznie sięgnęła po ręcznik. W obronnym odruchu zacisnęła kurczowo palce na puszystym materiale i ciasno się nim owinęła. Zrobiła kolejny ostrożny krok, zachwiała się i oparła o umywalkę, by nie upaść ponownie. Nie odrywała wzroku od szczeniaka.

Tak lepiej.

– Kim jesteś? – wyszeptała drżącymi wargami. Serce jej waliło.

Zielone oczy błysnęły inteligencją, aura zafalowała. Ava otrzymała odpowiedź. On BYŁ smokiem. Spiżowym Smokiem!

– Jak… jak to możliwe? – wyjąkała, zszokowana.

Ich spojrzenia się spotkały i kobieta wzdrygnęła się mimowolnie. Wyraźnie poczuła dotknięcie wewnątrz głowy. Nie było nieprzyjemne, jednak nieoczekiwane i przez to straszne. Przypominało pieszczotę chłodnej dłoni na rozpalonej gorączką skórze. Dziewczyna czuła niemal fizyczną obecność obcego umysłu. Co przeraziło ją jeszcze bardziej, równocześnie i ona weszła na nieznane terytorium cudzej świadomości, a raczej została tam wepchnięta. Bez udziału woli zaczęła przyjmować falę informacji, penetrować nowy świat, który stał się jej udziałem.

Przestań! – W głowie dziewczyny ponownie zabrzmiał głos smoka. Nie był już taki spokojny, ale przepełniony wściekłością i… zagubiony?

– Nie mogę! – Zasłoniła twarz. Kontakt wzrokowy został zerwany, jednak było już za późno.

– Czego chcesz?! – krzyknęła ponownie, bo obrazy pojawiały się coraz szybciej, jakby w końcu odetkał się jakiś dwustronny tunel, dzięki czemu wspomnienia i myśli ruszyły lawiną w obu kierunkach. Wielu informacji nie potrafiła zinterpretować, przepływały przez nią i osadzały się na dnie umysłu, nie pasujące do niczego, co znała. Inne były oszałamiająco niezwykłe, jak wspomnienie pędu pod powierzchnią lodu, w błękitnych, kryształowych tunelach, czy obezwładniające uczucie mocy po spożyciu pierwszej perły… Ale nie tej jedynej, przeznaczonej dla NIEGO!

Ava czuła wściekłość, chęć mordu i gryzącą frustrację na myśl, że wprost przeciwnie, teraz ta kobieta (ona!) musi zostać przy życiu, że jest za późno. Na co za późno? Kręciło się jej w głowie od pomieszania przeplatających się myśli obojga.

Połączyłaś się z Perłą Smoków. Moją Perłą. – W miarę jak mówił, jego furia bladła, wyparta przez rezygnację. Dziewczyna odważyła się podnieść wzrok.

Aż westchnęła. W jakiś niezwykły sposób, mimo że nadal pozostał wilkiem, mogła teraz zobaczyć jego właściwą postać. Ujrzała piękne, majestatyczne stworzenie, którym w rzeczywistości był. Spiżowo-brązowe łuski, muśnięte na obrzeżach połyskującym granatem, pokrywały silne, smukłe ciało. Trójkątna głowa z płasko przylegającymi do czaszki kostnymi wyrostkami, rozszerzającymi się po bokach na kształt wachlarzy, przechodziła w długą szyję z szerokim grzebieniem. Skośne oczy lśniły szmaragdowym blaskiem. Przywodził na myśl pełnokrwistego, dumnego ogiera, pełnego siły i gracji. Ava milczała, oszołomiona. Smok kontynuował.

– Nie wiem, jak to możliwe, ale trafiłaś na moment mojej nieuwagi. Kilka minut, kiedy nie czuwałem nad Perłą. – Zawahał się, najwidoczniej ta część historii przychodziła mu z trudem.

– Zbliżał się najważniejszy moment w moim życiu. Ekscytacja narastała we mnie już od rana. Wiedziałem, że moja Perła dojrzewa i w końcu się z nią połączę, a wówczas…

Westchnął z żalem. Podjął wysiłek, by wziąć się w garść i po chwili kontynuował.

– Miałem wchłonąć Perłę, której rozwój sam zainicjowałem, która rosła dla mnie, by ostatecznie dać mi pełnię moich zdolności. Jednak byłem zbyt słaby, nie wytrzymałem napięcia. Potrzebowałem chwili, by rozładować gromadzące się we mnie emocje. Czułem się uwięziony tak blisko powierzchni, w ciasnych lodowych korytarzach, w których zbierały się małże. Musiałem chociaż na chwilę wydostać się na głębszą wodę, popłynąć przed siebie.

Pęd pozwolił mi się opanować, przygotować na moment Przyjęcia, ale kiedy miałem wracać… pojawiłaś się ty! – W głosie znowu zabrzmiała wściekłość. Ava przymknęła oczy.

- Gdybym był szybszy, gdybym cię dogonił, zanim zeżarłaś mój skarb!

– I co teraz będzie? – spytała cicho. Gardło miała zaciśnięte.

Smok potrząsnął łbem. 

- Nie wiem.

- Jak to?! - Ava otworzyła szeroko oczy. Uświadomiła sobie, że nie powiedziała tego na głos​ i zabrakło jej tchu.​

– Po prostu nie mam pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyliśmy. – Smok utkwił w dziewczynie spojrzenie skupionych, zielonych oczu. Zastanowił się przez chwilę. – Ale z pewnością coś się dzieje. Wiem, że nie mogę cię zabić, bo Perła nadal istnieje, tylko teraz jako część ciebie.

– To dobrze. – Ava uśmiechnęła się mimowolnie. Spiżowy tylko się skrzywił. Widocznie brakowało mu poczucia humoru.

– Wówczas na lodzie niemal udało mi się ciebie dogonić. Umknęłaś w ostatniej chwili – parsknął ze złością. – Oczywiście, nie mogłem pozwolić ci odejść. Pomyślałem, że w jakiejś niegroźnej postaci będę mógł poruszać się po twoim terenie bez wzbudzania podejrzeń, że uda mi się do ciebie zbliżyć, a wtedy… – Zielone oczy błysnęły złowrogo, Avę przeszedł dreszcz. – No i się udało. Chociaż nie tak, jak planowałem. A teraz się zmieniasz. Jest za późno.

Dziewczyna przełknęła z trudem. Gardło miała suche. Wiedziała, że smok ma rację. Od dobrej chwili czuła, że coś się z nią znowu dzieje. Pomyślała o tym, czego niedawno doświadczyła i targnął nią dreszcz.

– Przygotuj się na więcej. – Spiżowy dodał bezlitośnie. – Połasiłaś się na naprawdę wielką potęgę. Prawdę mówiąc, dziwię się, że nadal żyjesz. Że twoje słabe, ludzkie ciało wytrzymało Przyjęcie.

Ava milczała. Czuła denerwujące, bolesne mrowienie, jakby wracało jej czucie w zdrętwiałej kończynie. Dodatkowo dokuczało jej zimno. Owinęła się ciaśniej ręcznikiem, jednak źródło chłodu było w innym miejscu. Marzła od środka. Miała wrażenie, że żyłami zamiast gorącej krwi zaczęła płynąć lodowata morska woda.

Nagle jej plecy wygięły się w łuk, a ciałem wstrząsnął kolejny gwałtowny dreszcz. Zgrzytnęły zęby zaciśnięte z ogromną siłą. Z gardła dziewczyny wydobył się ni to jęk, ni krzyk.

Smok poruszył się niespokojnie.

Ava?

Nie była w stanie odpowiedzieć. Zamarzała. Palący lód wypełniał każdą komórkę ciała dziewczyny. Na zewnątrz rdzawe łuski pokryły skórę, rude włosy, wijące się w mokrych lokach wokół ściągniętej bólem twarzy stały się grubsze i pokryły opalizującą warstwą chityny. Palce zacisnęły się w szpony.

Nowa fala obcej świadomości odebrała dziewczynie kontakt z rzeczywistością. W momencie, kiedy przeszła ostateczną transformację, stała się odbiornikiem potężnej mocy. I odebrała wołania.

– Mają samicę. – Uniosła powieki. Oczy bez widocznych białek zabłysły czystą zielenią.

 

***

– Śmierdzi tu!

W pośpiechu wypadli z mieszkania. Smok, mimo skrajnego wzburzenia, nadal utrzymywał postać wilka, jednak przychodziło mu to z wyraźnym trudem. Zmarszczył nos w wyrazie skrajnego obrzydzenia. Avy to nie zdziwiło.

Pod ich stopami, bogato rozgałęzioną siecią tuneli, płynęła magma. Podgrzewała ona glebę, wywołując nieustanne parowanie wody. Ciepło i wilgoć napędzały procesy rozkładu, a wysoka roślinność ograniczała cyrkulację powietrza. Ciężkie, duszne opary tkwiły nieruchomo, nisko nad ziemią. Dla stworzenia przyzwyczajonego do czystego, mroźnego powietrza Strefy Północnej musiało tu być nie do zniesienia.

Poławiaczka spieszyła się. Nie miała sprecyzowanego planu, jednak była przekonana, że trzeba działać szybko. Naciągnęła głębiej kaptur, by ukryć zmienioną twarz, ręce wcisnęła w kieszenie. Grube krople potu spływały ze skroni, kiedy zmuszała umęczone ciało do kolejnego wysiłku. Owinięta na szybko bandażem ręka pulsowała bólem, umysł wypełniał chaos myśli cudzych i własnych.

– Przeżyłam bardzo ryzykowne nurkowanie, o włos uniknęłam zjedzenia przez smoka i wilki, potem w cudowny sposób przetrwałam zagnieżdżenie super-perły, która powinna mnie zabić – wysapała z goryczą. Wydawało się, że zadyszka już nigdy jej nie opuści. – I co z tego mam? Łuski i czytanie w myślach. Dość kiepski interes.

Po zakończeniu transformacji poczuła się… naturalnie. Jakby jej nowa postać była taka od zawsze. Oczywiście, na razie nie było czasu, żeby się przekonać, co właściwie się zmieniło, jednak na pewno nie czuła się silniejsza. Przeciwnie, miała wrażenie, że niedługo po prostu zmęczenie zetnie ją z nóg.

Szczególnie trudny i zmuszający jej ograniczony ludzki umysł do ogromnego wysiłku był fakt, że smoki miały znacznie lepszą percepcję, ich zmysły były wielokrotnie bardziej czułe, a mózgi aktywniej przerabiały docierające bodźce. Dziewczyna czuła, jak ciasna obręcz bólu ściska jej skronie.

I tak miała szczęście, jak poinformował ją nie bez zgryźliwości Spiżowy. To, co odbierała, to głównie Białe Smoki, które nie należały do najinteligentniejszych ze smoczych ras. Pewnie dlatego jeszcze nie oszalała.

W pewnym momencie wydawało jej się, że zaczyna wyłapywać również szum ludzkich myśli. Były niczym klarowny strumyk w porównaniu do wzburzonych wód rzek, przewalających się teraz z rykiem przez jej głowę. Powitała to niemal z ulgą.

Smok kipiał wściekłością.

– Tylko Białe mogły być na tyle głupie, by dać się obłaskawić ludziom. – Podzielił się z nią tą myślą telepatycznie, przez co wyczuła wszystkie związane z tym emocje. Aż syknęła, tyle pogardy dla obu ras, białej smoczej i ludzkiej, łączyło się z tym zdaniem.

– …A i tak mogę sobie wyobrazić, że zrobiły to tylko najsłabsze osobniki. Smocze kurwy! – zasyczał z pogardą.

Zaskoczona Ava zgubiła rytm, potknęła się na nierówności, ukrytej zdradziecko w opadłym listowiu i w ostatniej chwili odzyskała równowagę. Zacisnęła usta i przyspieszyła kroku. Nie miała zamiaru tego komentować.

Przyszło jej do głowy, że pomijając wszystko inne, wyglądało na to, że układ ze smokami funkcjonował w miarę dobrze. Gdyby na tym poprzestano, nie byłoby problemu. Jednak teraz ludziom udało się pozyskać samicę. Jak? Nie wiedziała. Co prawda Spiżowy dostarczył jej sporo informacji, jednak w wielu sprawach mogła się opierać wyłącznie na pogłoskach i własnych domysłach.

Kobiety Pasa Środkowego, czy to na skutek zmian powodowanych przez trudny klimat, czy z jakiegoś innego powodu, może genetycznego, często cierpiały na bezpłodność. Społeczeństwa stawały się coraz mniej liczne. W pewnym momencie okazało się, że smocza krew znacznie zwiększała szanse na zajście w ciążę, a powite w ten sposób dzieci rozwijały się niezwykle dobrze. Kilka kropli wymieszanych w odpowiednich proporcjach z innymi, ściśle strzeżonymi składnikami niemal w stu procentach w ciągu najbliższych kilku miesięcy wywoływało owulację. Był to złoty interes dla Mnichów, którzy wysoko cenili swoje usługi. Poza bezpłodnością leczyli oczywiście i inne schorzenia, wykorzystywali smocze łuski i wydzieliny, którymi te wielkie stworzenia zechciały się podzielić.

Smoki nie były więzione. Nawet jeśli udałoby się je złowić, utrzymanie ich w niewoli było praktycznie niemożliwe. Ava słyszała o tym wyłącznie w opowieściach, nie znała nikogo, kto byłby świadkiem czegoś podobnego, jednak było wiadomo, że schwytane w pułapkę, nie widząc innego wyjścia z sytuacji, mogły uruchomić proces samozniszczenia. W zależności od rasy sposób był różny, jednak efekt zawsze taki sam.

Kluczem do sukcesu były Zimne Perły. Te wyjątkowe klejnoty działały na smoki niczym narkotyk. Zazwyczaj spożywane sporadycznie, w małych ilościach, potęgowały percepcję, wzmacniały naturalne talenty i zawsze dawały poczucie mocy i euforii. Jednak, jak z uporem twierdził Spiżowy, żaden szanujący się smok nie poświęciłby dla tego własnej godności i wolności.

– A jednak - wyrwało się dziewczynie, na co jej towarzysz tylko prychnął z pogardą.

W końcu dotarli na miejsce. Słońce już zachodziło i błyskawicznie zaczynało robić się ciemno. Już po paru minutach ich sylwetki zniknęły w mroku.

Ava z zachwytem odkryła, że nie stanowi to już dla niej problemu. Głębokie cienie zatonęły w czerni nocy, lecz jej oczy nie straciły ostrości widzenia. Wszystko nadal było widoczne jak na dłoni. Wyczuła lekkie rozbawienie Spiżowego, kiedy pomachała sobie ręką przed twarzą i zrobiła kilka kroków, rozglądając się na boki, jednak miała to w nosie. W końcu spotykało ją coś pozytywnego!

Ruszyli dalej. Siedziba Mnichów z przylegającą do niej Strażnicą Smoków była najokazalszą budowlą w osadzie, mimo to i tak nie oszałamiała wielkością. Otaczał ją wysoki mur, który stanowił jedyne zabezpieczenie. Nie było potrzeby budować warowni, i tak nikomu nie przyszłoby do głowy, by próbować wtargnąć do środka. Postacie smoków otoczone były mitem krwiożerczych, gwałtownych bestii. Podobno te agresywne potwory wybrały sobie kilku Mnichów i tylko ich obecność tolerowały. Każda inna osoba była przez nie postrzegana jako intruz i ginęła okropną śmiercią. Takie informacje skutecznie trzymały zwykłych ludzi na pełen szacunku i strachu dystans, lepiej niż jakiekolwiek zabezpieczenia.

Może i tak było, jednak teraz Ava dysponowała czymś więcej. Słyszała ich głosy. Wyczuwała podniecenie. I potrafiła do nich przemówić. Jeśli tylko będzie wiedziała, co powinna przekazać…

Stała pod wysokim murem, czując się wyjątkowo głupio. Wilk kręcił się w pobliżu. Sierść na jego grzbiecie sterczała nastroszona, oczy pałały zielonym blaskiem. Najwyraźniej bliskość Białej Smoczycy go niepokoiła.

Dziewczyna sama wyczuwała panujące tu dziwne napięcie, jednak w natłoku emocji początkowo nie potrafiła go zidentyfikować.

I nagle wszystko stało się jasne.

Po drugiej stronie, w trzech przestronnych, klimatyzowanych „komnatach” siedziały Białe Smoki. Mimo że tłuste, ciężkie i odurzone jakimś narkotykiem, były wyjątkowo niespokojne. Wyczuwały samicę.

Zimne Perły najwyraźniej nie były już potrzebne. Znaleziono inny, skuteczniejszy sposób, by zatrzymać smoki w Warowni. Pewnie na początku rzeczywiście połasiły się na łatwą, atrakcyjną zdobycz, jednak teraz przestały panować nad swym losem.

Moc dziewczyny rosła z chwili na chwilę. W pewnym momencie Ava odkryła, że jest w stanie sięgać umysłem coraz dalej, świadomie poszukiwać i precyzyjnie wybierać cel. Spróbowała odnaleźć smoczycę. Odebrała ciche, rozmyte myśli; wyglądało na to, że jej również podano narkotyk. Mimo otępienia samica wyraźnie emanowała strachem. Jednak nie bała się o siebie. Miała w sobie gotowe do złożenia jaja!

Dziewczyna była niemal pewna, że w jej mózgu przeskakują iskry, tak bardzo starała się zrozumieć zagrożenie, które wyczuwała. WIEDZIAŁA, że za chwilę będzie za późno.

Sięgnęła dalej, otworzyła umysł szerzej. I usłyszała. Ludzi. Nagłe zrozumienie przepełniło ją grozą. Chcieli odebrać jaja samicy!

– Głupcy! – ryknął Spiżowy. Ava aż się zachwiała, z jej oczu popłynęły łzy. – To się nigdy nie uda! Nic nie powstrzyma Matki przed obroną potomstwa. Żaden narkotyk nie jest na tyle silny, żaden łańcuch na tyle gruby. Wszyscy zginiecie!

Ava stała, porażona siłą jego gniewu i świadomością, że to wszystko prawda. Gdy tylko ruszą jaja, samica znajdzie w sobie siłę, by je ochronić. Wezwie pomoc. A wówczas…

Przeobrażenie Spiżowego Smoka nastąpiło błyskawicznie. Dziewczyna cofnęła się odruchowo, kiedy w kilka sekund wyrosło przed nią kilkunastometrowe cielsko. Smok trzymał skrzydła złożone blisko ciała, by nie zahaczyć o okoliczne drzewa, jednak i tak był olbrzymi.

Poczuła nagły przypływ mocy. Łuski na jej skórze wyraźnie się wzmocniły i nabrały twardości, włosy uwolniły się z utrzymującego je w ryzach węzła i okryły ramiona niczym opalizujący płaszcz.

Spiżowy opuścił głowę. Spojrzał jej w oczy, a wówczas Ava wyciągnęła rękę i położyła mu na czole. Przeszył ją prąd, po ciele smoka przebiegło drżenie. Jednoczyli się. Stapiali w jedność.

Bicie dwóch serc wyrównywało swój rytm, umysły dzieliły tę samą świadomość. Dziewczyna zrzuciła ubranie i stanęła naga, smukła, silna wspólną mocą. Wspięła się na grzbiet smoka. Ich skóra natychmiast się połączyła, w obu ciałach popłynęła ta sama krew. Zimna Perła jednak wypełniła swoje przeznaczenie.

Smok rozprostował skrzydła i wzbił się w powietrze, kosząc z ogłuszającym trzaskiem najbliższe drzewa. W Strażnicy natychmiast zawył alarm.

Spiżowy zionął ogniem i najbliższe zabudowania stanęły w płomieniach, rozświetlając okolicę czerwono-pomarańczowym blaskiem. Smok zawisł na kilka sekund nad płonącymi budynkami, nasłuchiwał. W następnej chwili runął w dół. Ogromne pazury rozorały poszycie dachu, zalewając powodzią iskier nadbiegających ze wszystkich stron Strażników. W dole, przypięta grubymi łańcuchami do posadzki, leżała Biała Smoczyca. Pomieszczenie wyglądało na salę operacyjną. Najwyraźniej planowano chirurgicznie usunąć jaja. Może tylko jedno, w nadziei, że dzięki narkotykom nie zauważy straty. Jednak się mylili. Samica była świadoma. Na razie tylko zbyt oszołomiona, by wezwać pomoc.

Spiżowy usiadł na zrujnowanym murze i przyjrzał się zamieszaniu, nieczuły na mizerne próby ataku Mnichów, którzy tutaj, w samym środku kompleksu, nie byli przygotowani na walkę. Pociski odbijały się od grubej skóry, nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy. Strażnicy tracili czas, przedzierając się przez pożogę. Ava odbierała wściekłość i przerażenie, jakie opanowało ludzi na ich widok. Czuła przepełniającą ją satysfakcję. Chciała ich skrzywdzić. Ona czy on? Nie było już różnicy.

Sięgnęła do umysłu smoczycy. Powoli wyprowadzała ją z transu, budziła, nawoływała. Samica uniosła w końcu głowę i otworzyła oczy. Zabłysły błękitnym blaskiem. Były przepełnione nienawiścią. Jednym błyskawicznym ruchem zerwała krępujące ją łańcuchy. Wydała głośny, przenikliwy skrzek i wzbiła się w powietrze. Mleczne łuski zalśniły w świetle księżyca. Mocna, zwieńczona ostrym, długim grzebieniem głowa obracała się na wszystkie strony w poszukiwaniu nowego celu. Nagle smoczyca rozwarła szczęki i zionęła morderczym oddechem. Spiżowy Smok błyskawicznie zerwał się do lotu. Nawet on nie był odporny na jego niszczącą moc. Uderzenie mrozu zdusiło rozprzestrzeniający się ogień, dosięgło uciekających. Ruiny zatrzeszczały, a po chwili nadwyrężone ściany runęły, grzebiąc zlodowaciałe ciała ofiar.

W powietrze wystrzeliły fragmenty kolejnych budynków. Głos samicy w końcu wyrwał z otępienia Białe Smoki. Przebiły się na zewnątrz, niszcząc wszystko na swojej drodze.

 

Pięć potężnych drapieżników unosiło się coraz wyżej, pozostawiając za sobą klaustrofobiczną duchotę Pasa Środkowego. Ava nadal odbierała fale strachu i nienawiści płynące w ich stronę. Była pewna, że to nie koniec. W tym momencie nie miało to jednak żadnego znaczenia.

Czuła na twarzy pęd powietrza, kiedy lecieli coraz wyżej i szybciej. Nie oglądała się za siebie. Spoglądała w przyszłość. Była jedyną w swoim rodzaju ludzko-smoczą hybrydą, zagadką, która czekała na rozwiązanie. Była Nowym Początkiem.

Koniec

Komentarze

No, Basiu, tyle się ostatnio namnożyło opowiadań, że będziesz pewnie musiała poczekać na jakieś komentarze, tym bardziej, ze przy opowiadaniu wyświetla się ilość naszych komentarzy z bety. Nie ma zera , to ludziska sądzą, że już ktoś coś Ci napisał. A tu figa!

Cierpliwości – przynajmniej loża musi czytać wszystkie opowiadania.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Spodobał mi się świat – bardzo dopracowany, szczegółowy. Historia również ciekawa, trzymająca w napięciu.

Jeśli chodzi o język – nie zauważyłam żadnych usterek. Ale możliwe, że przeoczyłam je, pochłonięta opowiadaniem.

Babska logika rządzi!

Bemik, dziękuję za dobre słowo i pochylenie się nad rozterkami początkującej :)

Finkla,

Ale możliwe, że przeoczyłam je, pochłonięta opowiadaniem.

to jedna z najlepszych pochwał, jaką można usłyszeć :)

Wystarczało towaru i na haracz płacony Strażnikom Smoków, i na handel, w związku z czym nie było potrzeby podejmowania większego ryzyka. Jednak taki scenariusz w przypadku Avy nie wchodził w grę. Jej celem od zawsze były mroźne, śmiertelnie niebezpieczne tereny na zewnątrz. Była Poławiaczką i całym swoim jestestwem odpowiadała na wezwanie Zimnych Pereł.

 

Troszeczkę za dużo w tym fragmencie czasownika “być”.

 

Jakby tu powiedzieć… Uroczo naiwne. A przy tym – bardzo poetyckie. Czuć troszkę niedojrzałość stylu, ale to dodaje opowiadaniu jeszcze większego uroku. Wydaje mi się, że mamy do czynienia z wrażliwą i subtelną autorką. Generalnie nie przepadam za smoczą tematyką, ale powoli się przekonuję. Przekonuję się po lekturze opowiadań Bemik, Finkli i Tenszy. Twoje opowiadanie idealnie wpisuje się w tę poetykę. Biorąc pod uwagę, że to Twój debiut – powiem krótko – udany debiut. W moim odczuciu – tekst powinien trafić do biblioteki.

 

Tekst oceniam na 7.

 

 

Opowiadanie rzeczywiście ciekawe.

Znakomity początek, później trochę zbyt bajkowo.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Fajny tekst. Zgadzam się, że zaczął się rewelacyjnie. Potem, po powrocie Avy do osady, coś zaczęło się szarpać. Troszkę jakbyś poszła w stronę banału, co mnie nieco raziło, bo po początku opowiadania spodziewałam się historii naprawdę nietuzinkowej.

Nic to, zaczytałam się, ponad 40 tys. znaków minęło błyskawicznie. Bardzo ładnie napisane, bardzo udany debiut na portalu. :)

Bardzo dobry debiut.

 

Początkowa część, połów pereł i powrót do osady – trzyma czytelnika, chciałem się dowiedzieć, co to za wielka perła, co ona zrobi, co się w brzuchu zalęgnie… Potem, rzeczywiście, powędrowało to w stronę “Uwolnić orkę”, “Ratujmy smoczki, co to niecnie są wykorzystywane” oraz “Zróbmy finałową rozwałkę”. No, trudno, nie można mieć wszystkiego za pierwszym razem ;-) 

Zwraca uwagę przemyślane tło, nie wciskane zanadto nachalnie w narracji, niezły warsztat (gdzieś na początku mignęły mi braki w przecinkach) i interesujący pomysł na związek między smokami a perłami. Zdecydowanie warte przeczytania.

Puknę sobie Biblioteczkę, a co!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hm, bibliotekę podbiłabym, jakbym jeszcze mogła, choć muszę przyznać, że się na tekście zawiodłam. Niesamowicie klimatyczny, oryginalny wstęp prowadził do nieco oklepanej kontynuacji.

A końcówka to już całkiem naiwny wyszedł. Więcej emocji w poławianiu niż w lataniu na smoku ci wyszło :P

Gdyby tekst utrzymał poziom pierwszych 30% to bym powiedziała, że genialny debiut i idź niech cię wydają. Jednak na razie jest “tylko” obiecująco ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję za podbicie biblioteki! Trochę frustrujące były te 4 punkty ;)

Ok, ok, przyznaję, cały świat i początek tekstu (do jaskini) był przemyślany z detalami od dawna, opowiadanie rozwinęłam na konkurs. Biję się w pierś i obiecuję poprawę. A z Avą jeszcze nie skończyłam, może kontynuacja zatrze trochę to paskudne wrażenie z końca opowiadania :)

Szczerze powiedziawszy, rzuciłabym w pierony drugą połowę opowiadania i napisała ją od nowa (już po wynikach konkursu), wpierw przemyślawszy ją równie starannie co pierwszą :) bo początek ma niesamowity klimat i potencjał. I naprawdę mogłoby być z tego coś wyjątkowego.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Tak zrobię :)

Przeczytałem w trakcie podróży, na telefonie, gdzie nie widzę treści komentarzy. Resztę drogi do domu zastanawiałem się usilnie, co napisać, by nie wyjść na malkontenta i zostać dobrze odebranym. Na szczęście to, co napisała Tensza wydaje się być idealnym odzwierciedleniem moich odczuć, łącznie z rekomendacją, tą o rzucaniu w pierony drugiej części;) Oczywiście, jeśli zależy ci na zrobieniu z opka, czegoś naprawdę wyjątkowego. Obecnie jest po prostu dobrze.

Niemniej, po lekturze drugiego Twojego opowiadania podtrzymuję opinię, że bardzo dobrze się Ciebie czyta.

Pozdrawiam serdecznie

em

empatia

Mogę się w zasadzie podpisać pod komentarzami Ochy i Psycho… Powtórzę, co już powiedziano: początek intryguje, opis poławiania może nieco dziwi, ale przyciąga uwagę i zachęca do dalszej lektury. Ale jakoś smoko-wilczek, przemiana i końcowa “rozwałka” i mnie wydają się rozwiązaniem tanim i znacznie odbiegającym od fajerwerków, które obiecuje początek. Szkoda, szkoda… bo wydaje się, że z Twoją wyobraźnią i pieczołowitością, z jaką odmalowujesz świat, stać by Cię było na dużo więcej.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Oryginalna nie będę – urzekający, intrygujący początek, potem przechodzący w znacznie bardziej standardową opowieść. Świat w tle z dużym potencjałem, chętnie poczytam coś więcej w tych klimatach. Miejscami zgrzytała mi ilość Nazw Własnych, jak jeszcze rozumiem okazywanie w ten sposób szacunku smokom, to przy Śnieżnych Wilkach z początku myślałam, że to będzie jakieś plemię albo gang:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Początek – świetny, scena w jaskini – jeszcze ok, natomiast od momentu, w którym bohaterka wzięła prysznic i zauważyła rozpoczynającą się przemianę, tekst stał się bezpłciową papką. Szkoda.

Sorry, taki mamy klimat.

Tak dobrze żarło i zdechło – ta myśl przyszła mi do głowy jeszcze w trakcie czytania. Jak można dobrze zaczęte opowiadanie, zepsuć tak fatalnym zakończeniem, pomyślałam po zakończeniu lektury. Tym samym dołączam do grupy czytelników nie w pełni usatysfakcjonowanych, ale pełnych nadziei, że w przyszłości będzie coraz lepiej.

 

Gdyby za­miesz­ku­ją­ce te te­re­ny zwie­rzę­ta po­zo­sta­wia­ły ja­kie­kol­wiek szcząt­ki swo­ich ofiar, teren wokół… – Powtórzenie.

 

Po­pra­wi­ła przy­tro­czo­ny do uda obły kształt ge­ne­ra­to­ra pola si­ło­we­go. – W jaki sposób Ava poprawiła kształt generatora? ;-)

 

Dźwięk i wi­bra­cje sil­ni­ka po­jaz­dów wa­bi­ły dra­pież­ni­ki… – Dźwięk i wi­bra­cje sil­ni­ków po­jaz­dów wa­bi­ły dra­pież­ni­ki

Bo nie przypuszczam, by wiele pojazdów miało jeden silnik. ;-)

 

Te wiel­kie, bru­tal­ne stwo­rze­nia miały na tyle roz­wi­nę­tą in­te­li­gen­cję… – Literówka.

 

który zdą­żył się od­bu­do­wać przez te kilka minut. – …który zdą­żył się od­bu­do­wać przez tych kilka minut.

 

zdję­ta pa­nicz­nym stra­chem na­tych­miast skie­ro­wa­ła się w kie­run­ku prze­rę­bla. – Powtórzenie.

Może wystarczy: …zdję­ta pa­nicz­nym stra­chem na­tych­miast skie­ro­wa­ła się do prze­rę­bla.

 

Po chwi­li młoda ko­bie­ta już była przy niej. Była zdy­sza­na… – Powtórzenie.

 

Gdy­bym był szyb­szy, gdy­bym cię do­go­nił, zanim ze­żar­łaś mój skarb!

- Nie wiem.

- Jak to?! - Ava otwo­rzy­ła sze­ro­ko oczy. – Zamiast dywizów, winny być półpauzy.

 

To, co od­bie­ra­ła, to głów­nie Białe Smoki, które nie na­le­ża­ły do naj­in­te­li­gent­niej­szych ze smo­czych ras. To, co od­bie­ra­ła, to głów­nie Białe Smoki, które nie na­le­ża­ły do naj­in­te­li­gent­niej­szej ze smo­czych ras. Lub: To, co od­bie­ra­ła, to głów­nie Białe Smoki, które nie na­le­ża­ły do naj­in­te­li­gent­niej­szych wśród smo­czych ras.

 

Ava od­bie­ra­ła wście­kłość i prze­ra­że­nie, jakie opa­no­wa­ło ludzi na ich widok.Ava od­bie­ra­ła wście­kłość i prze­ra­że­nie, które opanowały ludzi na ich widok.

Ludzi opanowały dwa uczucia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję. Każdy komentarz jest dla mnie cenną nauką. Postaram się w przyszłości bardziej uważać – teraz wiem, gdzie są moje słabsze strony :) A co najważniejsze – na co świadomy czytelnik zwraca uwagę. 

Piękny świat bardzo bogaty w szczegóły, oryginalne rasy, różne wątki. To wszystko pochłonęło mnie tak, że nie zwróciłam uwagi na krytykowane przez wielu innych zakończenie. Według mnie zakończenie było otwarte, ale historia zamknięta i piękna jak perła.

Babska logika rządzi!

Finkla, dziękuję :) Teraz mogę się ponownie za ten świat zabrać :)

Poprawiła przytroczony do uda obły kształt generatora pola siłowego.

Przypuszczam, że poprawiła generator, a nie jego kształt ;)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo dobrze się czytało Misiowi. Pierwszy raz o Białych Smokach. Wcześniej komentujący napisali dostatecznie dużo. Odkurzone miś poleca.

Nowa Fantastyka