
To mój pierwszy short na tej stronie. Nie siedzę w tym długo, więc proszę o wyrozumiałość.
To mój pierwszy short na tej stronie. Nie siedzę w tym długo, więc proszę o wyrozumiałość.
Delikatny powiew wiatru poruszył cienką firanką, wpuszczając nieco powietrza do dusznej klitki. Pokój byłby zapewne całkowicie pogrążony w ciemności, gdyby nie lampa uliczna, która oświetlała pomieszczenie mocnym, pomarańczowym światłem. Promienie padały na podłogę mieszkania, w którym panował potworny bałagan. Wiele przedmiotów leżało na ziemi, a połowa z nich była podarta lub potłuczona. Nawet oprawione w ramki fotografie były podeptane, a na ich szklanej powierzchni widniały długie szpecące rysy.
Także meble wyglądały jak po przejściu tornada. Mały stolik leżał na ziemi wśród szczątków stojącego na nim niegdyś wazonu, który dawniej pewnie był bardzo piękny. Całe wyposażenie było rozrzucone po pomieszczeniu, nie zostawiając nawet wolnego skrawka podłogi. Na pierwszy rzut oka można było pomyśleć, że ktoś włamał się do mieszkania. Nie była to jednak prawda. Po dłuższym oglądaniu pokoju dało się dojrzeć w jednym z jego kątów jakiś kształt.
Z wyglądu przypominał człowieka. Wskazywały na to czarne włosy i zwyczajna, blada twarz z kontrastującymi ciemnymi oczami. Także ubiór nie był w żaden sposób niezwykły. Składał się z szarej koszuli, spodni w kolorze atramentu oraz adidasów w podobnym odcieniu. Słowem: nie wzbudzał niczyjej uwagi… Co było aż nazbyt mylące.
On, Xander niczym nie był podobny do mieszkańców tego świata. Na samą myśl, o tym, że na co dzień jest postrzegany jako jeden z nich chciało mu się śmiać. Miał dość ich wszystkich. Mimo, że przez cały czas starał się chronić te mierne stworzenia, to jeszcze nikt nigdy mu za to nie podziękował. Wszyscy ludzie byli tak samo żałośni. Nie zasługiwali na nic… Właśnie dlatego parę dni temu zaprzestał swoich nocnych eskapad. “Niech sobie robią, co chcą”.– pomyślał z rozdrażnieniem Xander, powoli przesuwając ręką po ostrzu długiego, wypolerowanego miecza “Nie powinienem był składać tej niedorzecznej przysięgi. Teraz siedzę w tym bagnie po uszy”. Pokręcił głową i odłożył broń na zniszczoną sofę. Tak, chciał definitywnie z tym skończyć. Był jednak pewien problem. Nie potrafił.
Przysięga nie dawała Xandrowi spokoju, paliła go niemal żywym ogniem. Raz złożonego przyrzeczenia nie dało się tak łatwo cofnąć. Mimo to próbował. Siedział w swoim mieszkaniu całymi dniami, próbując zająć się błahymi rzeczami. Jednak stopniowo narastał w nim niepokój i frustracja, jakby był zamknięty w więzieniu bez drzwi i okien. W głowie kotłowały pełne zaniepokojenia myśli z powodu niewykonanej pracy Chroniącego.
Wbrew pozorom powstrzymywanie ludzi przed zabijaniem się nawzajem nie było ani trochę przyjemne. Za każdym razem Xander miał przed sobą podobny scenariusz spowodowany najczęściej chciwością, zazdrością czy pragnieniem zemsty. Tym bardziej nie uśmiechało mu się słuchanie tych samolubnych myśli, które zbyt często krążyły po ich głowach. To dobitnie uświadamiało Chroniącemu, że warto było się dłużej zastanowić przed złożeniem przysięgi.
Nie obchodziło go zwalczanie zła czy “spełnianie dobrych uczynków”. Robił to jedynie z powodu tego, że w jego świecie, Karith, każdy musiał mieć przydzieloną jakąś rolę. Głównie polegały one na pomaganiu różnym istotom w ich światach. Zawsze kogoś, kto musiał się podjąć jakiegoś zadania, zmuszano do przyrzeczenia, z którego praktycznie nie dało się później wyplątać. Xander miał wybór. Albo cały czas pomagać jakimś dzieciakom albo zapobiegać morderstwom. Osobiście wolał to drugie. W tamtym momencie jednak gorzko żałował, że nie podjął się pierwszego zadania.
Z pewnością nie znalazłby się wtedy w takiej sytuacji. Przybysz z innego świata wiedział, że musi szybko wrócić do obowiązków, inaczej… Cóż, wolał nawet nie myśleć, co mogłoby się stać. Był zbyt nieprzewidywalny. Na niszczeniu mebli z pewnością by się nie skończyło.
Zerwał się z miejsca, prawie zrzucając przy tym miecz z mebla. Chroniący obracał chwilę głową, jakby nasłuchując bardzo cichych dźwięków. Poczuł jednak… Nie potrafił opisać tego wrażenia. Xander wiedział jednak, co miało oznaczać. Gdzieś w pobliżu… Pewnie na ulicy albo w którymś z wielu ciemnych zaułków czaił się przyszły morderca.
Prawie automatycznie podniósł broń z mebla. Chroniący czuł się jakby jego ciałem poruszała jakaś potężna siła, której w żaden sposób nie mógł się przeciwstawić… Musiał zrobić to, co poprzysiągł wykonać. Podszedł do drzwi i otworzył je z głuchym trzaskiem. Jak w transie, wyszedł na cichą klatkę schodową. Pospieszne kroki Xandra brzmiały na kamiennych stopniach niemal jak hałas, a miecz emanował pośród ciemności własną światłością. Zdyszany dopadł do wyjścia, czując jak wrażenie czyjejś obecności stopniowo maleje.
Wyszedłszy wreszcie z budynku, przybysz z innego świata poczuł nieco chłodne nocne powietrze. Wycie wiatru wśród bloków zagłuszało wszystkie inne odgłosy, co z pewnością sprzyjało wszelkiego rodzaju przestępstwom. Mimo delikatnych promieni księżyca, oświetlających dachy budynków, było dość ciemno. Ten stan rzeczy jednak zupełnie mu nie przeszkadzał. Wcześniej nie mógłby się przyzwyczaić do panującego wokół mroku, lecz wtedy Chroniącemu nie robiło to już różnicy. Zbyt dużo czasu w nim spędzał.
Targany złymi przeczuciami obrócił się w stronę jednego z tych ciemnych zaułków i prawie natychmiast puścił się biegiem. Biegł, mijając kolejne skrzyżowania opuszczonych uliczek. Kierowany był jedynie mglistą świadomością, że morderca znajduje się w pobliżu. To właśnie najbardziej go zastanawiało. Zwykle dokładnie wiedział jak działać i dokąd pójść, a wtedy… Natychmiast zignorował natrętną myśl, że może wpaść w tarapaty. Nie był żadnym słabym człowieczkiem tylko Chroniącym. A poza tym… Miał jakiś wybór?
Wreszcie Xander zatrzymał się skonfundowany. Wiedział, że jest blisko, a jednak… Nikogo w pobliżu nie potrafił wyczuć mentalnie. Zupełnie jakby ten ktoś… Wyparował. “To tylko twoja wyobraźnia”.– upomniał się– “Nie da się po prostu zniknąć”.
Jak na zawołanie dziwne odczucie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Spanikowany prędko wcisnął się w przerwę między budynkami. Z ogromnym trudem wyobraził sobie jak jego ciało staje się bardzo lekkie i znika… Zupełnie jak powietrze. Spojrzał na swoje ręce… Albo raczej na ciemności przed nim. Xander odetchnął z ulgą, stwierdziwszy, że cały stał się niewidzialny. W samą porę.
Z lewej strony dobiegły go głosy i kroki dwóch osób. Stopniowo zbliżały się do jego kryjówki, co, jak zwykle, przyprawiło Karithianina o szybsze bicie serca. Pozostał jednak w całkowitym bezruchu, słysząc odgłosy ostrej kłótni. W polu jego widzenia pojawiły się dwie osoby oskarżające się o coś nawzajem.
Xander nie musiał zbytnio się wysilać, by odczytać ich myśli. Prawie natychmiast poczuł wzbierający w nim gniew. Uczucie gorąca stopniowo ogarniało całe jego ciało, nie znajdując ukojenia w narastającej wściekłości. Ręka, w której trzymał miecz zadrżała, prawie upuszczając broń. Jak… Jak to się mogło stać…? Dlaczego się spóźnił?
Zabili. Widział to jasno w umysłach kłócących się mężczyzn. Dlatego uczucie w pewnym momencie znikło. Widocznie teraz powróciło, bo chcieli się nawzajem załatwić. Dla Xandra nie miało to już jednak żadnego znaczenia. Serce na chwilę mu stanęło, gdy odczytał, kto był ofiarą morderców.
Annie, niska blondynka z mieszkania obok. Jedyna osoba, z którą od czasu do czasu zamieniał choćby słowo. Chętna do pomocy innym. Za swój obowiązek uważała niepozostawianie nikogo samego… Obojętnie, w którym znaczeniu. Dziewczyna, która dla każdego potrafiła znaleźć czas i rozjaśnić dzień tym niewinnym uśmiechem… Teraz leżała gdzieś na śmietniku w plastikowym worku.
Chwycił się jedną ręką za głowę, czując kolejny przypływ furii. “Zasłużyli na śmierć. Powinni cierpieć podwójnie za zabicie niewinnej osoby.”– pomyślał ze złością Chroniący, obserwując narastający konflikt między dwoma mężczyznami. Nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób powstrzymać ich od zadania sobie nawzajem śmierci… Głos w głowie podpowiadał mu jednak, że powinien wszystko zakończyć pozbywając ich się z powierzchni ziemi raz na zawsze… Tak! Sprawić, by, tak jak ta biedna dziewczyna, nigdy więcej nie zobaczyli światła dziennego.
Xander podniósł nieco wyżej miecz. Podjął decyzję. Nie obchodziło go, czy będzie miał przez to kłopoty. Interesowało go tylko, żeby obaj mordercy zapłacili za swój czyn.
Tymczasem mężczyźni kłócili się tak zażarcie, że nie usłyszeli nawet cichych kroków zbliżającego się Chroniącego. Xander uśmiechnął się wariacko. “Ci głupcy nawet nie zauważą jak obu ich poślę do grobu”.
– …nie moja wina!- krzyczał wyższy z nich– Też tak zrobiłeś, więc nie zwalaj na mnie!
– Teraz obaj w tym siedzimy.– przypomniał drugi mężczyzna swojemu kompanowi– Wystarczy tylko, że…
Morderca zamarł, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w postać, która nagle zmaterializowała się za plecami jego towarzysza. Nie zdążył nawet otworzyć ust, gdy napastnik zamachnął się, a w ciemnościach błysnęła stal. Mocne uderzenie w pierś prawie zwaliło go z nóg. Skonfundowany rozejrzał się za przyczyną zdarzenia i prawie natychmiast odskoczył z krzykiem na ustach. Głowa kompana całkowicie odcięta leżała tuż obok jego stóp, brudząc chodnik powiększającą się wciąż kałużą krwi. Ze strachem spojrzał na bezgłowy korpus, nad którym stała wysoka osoba, z obrzydzeniem ocierając długi miecz. Morderca cofnął się o krok, lecz w tym momencie postać skierowała na niego przeszywające spojrzenie. Broń błysnęła złowieszczo, kiedy wskazała serce mężczyzny.
– Na twoim miejscu bym tego nie robił.– stwierdził kpiąco Xander, widząc dokładnie jego plan ucieczki.– To tylko bardziej mnie zdenerwuje.
Zabójca wstrzymał na chwilę oddech i oblizał nerwowo wargi. Chroniący z zadowoleniem stwierdził, że przeciwnik nie ma żadnych innych pomysłów. Bardzo dobrze. Mniej niespodzianek dla niego.
– K-kim jesteś?– zająknął się morderca, wpatrując się przerażonymi niebieskimi oczami w napastnika– Czego ode mnie chcesz?
Przybysz z innego świata, nie spiesząc się zbytnio z odpowiedzią, z niesłychaną prędkością pojawił się przy mężczyźnie i chwycił go za gardło. Morderca motał się wściekle, próbując uwolnić się z żelaznego uścisku Xandra. Ten jednak nic sobie nie robił z wysiłków zabójcy i podniósł go do góry jak szmacianą lalkę.
– Zaczailiście się na bezbronną dziewczynę i ją zabiliście.– odparł Chroniący z przerażającym spokojem.– Czego chcę? Ukarania winnych… A żeby sprawiedliwości stało się zadość…
Podniósł miecz do gardła mężczyzny, ignorując błagalne spojrzenie na jego siniejącej twarzy. Szybkim ruchem przejechał ostrzem po gardle mordercy i wypuścił go z uścisku. Człowiek bezwładnie upadł na ziemię, rozpryskując wokół wściekle czerwone krople krwi. Leżał na brudnym asfalcie wpatrując się oskarżycielskim, pustym wzrokiem w Xandra, gdy karmazynowa ciecz tworzyła powiększającą się kałużę.
Przybysz z innego świata beznamiętnie otarł swoją broń i podszedł do bezgłowych zwłok. Wyciągnął z kurtki nieboszczyka błyszczący, długi przedmiot. Podszedłszy do drugiego mężczyzny, schylił się i włożył mu do ręki sprężynowiec jego towarzysza.
Odsunął się nieco od martwych i ocenił swoje dzieło. Już wyobrażał sobie teorie na temat ich śmierci. Kłótnia, jeden zabija drugiego i popełnia samobójstwo. Idealnie.
– Spoczywajcie… W pokoju.– powiedział, opuszczając krwawą łaźnię.
***
Długowłosa blondynka uśmiechnęła się do siebie z wyrazem triumfu na twarzy. Wszystko poszło zgodnie z planem… A nawet lepiej. Arcymistrz miał rację. Każdego da się złamać.
Przeszła pomiędzy zwłokami na chodniku, unikając jakiejkolwiek styczności z zasychającą krwią. Zamknęła błękitne oczy, przełączając się na odczucia mentalne. Wyszukawszy znajome myśli, wysłała delikatny impuls i prawie natychmiast połączyła się z Arcymistrzem.
– Jak poszło, Annie?- cichy głos mężczyzny zabrzmiał echem w jej głowie.
– Jest tak, jak mówiłeś. Załamał się i załatwił ich obu.
– Doskonale. Teraz musimy tylko zorganizować stosowne przedstawienie.
Zdezorientowana Annie zmarszczyła nieco brwi. Przedstawienie? Niekiedy nie potrafiła go zrozumieć.
– W jakim sensie?
– Chyba nie myślisz, że tak od razu do nas dołączy. Najpierw powiem coś o jego występku Radzie… Później pójdzie jak po maśle.– odparł Arcymistrz z widoczną uciechą.– Teraz wracaj, żeby cię nikt nie zauważył… To mogłoby nieco popsuć nam szyki.
- Zrozumiałam. Niedługo będę w Karith.- odparła blondynka i szybko otwarła oczy.
Jeszcze raz obrzuciła wzrokiem pobojowisko i zaśmiała się szaleńczo. Nie do uwierzenia jak łatwo było z dobrego Chroniącego zrobić maszynę do zabijania. Wystarczyła jedynie mała modyfikacja myśli tych ludzi… A ten głupiec uwierzył we wszystko!
Chichotała szaleńczo jeszcze przez chwilę, a echo jej głosu niosło się po pustych uliczkach. Spojrzała prawie z tęsknotą na wyłaniający się zza chmur księżyc i po chwili rozpłynęła się w mroku nocy, powracając do swego świata.
Zupełnie nie moja bajka, w dodatku mam wrażenie, że to chyba fragment czegoś większego. Przeczytałam, ale nie mam pojęcia o co tu chodzi. Kim jest Xander, kim Annie, kim Arcymistrz?
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia – fatalna interpunkcja, nadużywanie zaimków, nie zawsze prawidłowo zbudowane zdania, błędny zapis dialogów – to tylko niektóre błędy, utrudniające lekturę. Sporo pracy przed Tobą, White Dragon.
Dwa pierwsze akapity opisują coś, czego nie pojmuję – jak w ciemnej klitce pozbawionej światła, pogrążonej we wszechogarniającej ciemności, w której nie można dostrzec niczego, po chwili daje się zauważyć takie szczegóły: połowa przedmiotów jest potłuczona, a połowa połamana, rysy na popękanych szkiełkach fotografii, skorupy wazonu świadczące o jego minionej urodzie, brak wolnego skrawka podłogi, a nawet ciemny cień w rogu pomieszczenia?
Xander niczym nie był podobny do tych przyziemnych istot. – Co Autorka rozumie przez przyziemne istoty?
“Niech sobie robią, co chcą.”– pomyślał z rozdrażnieniem Xander… – Kropka po zamknięciu cudzysłowu; brak spacji przed półpauzą.
Te błędy powtarzają się także w dalszym ciągu opowiadania.
Zerwał się z miejsca, prawie zrzucając przy tym miecz z fotela. – Wcześniej napisałaś: Pokręcił głową i odłożył broń na zniszczoną sofę. – Jakim sposobem miecz przeniósł się z sofy na fotel? ;-)
Wyszedł na cichą klatkę schodową jak w transie. – Dlaczego klatka schodowa była jak w transie? ;-)
Proponuję: Jak w transie, wyszedł na cichą klatkę schodową.
Wyszedłszy wreszcie z budynku, przybysza z innego świata powitało nieco chłodne nocne powietrze. – Czy nocne powietrze naprawdę wyszło z budynku, aby powitać przybysza? ;-)
Proponuję: Wyszedłszy wreszcie z budynku, przybysz z innego świata poczuł nieco chłodne nocne powietrze.
Księżyc nieśmiało wyglądał zza ciemnych, burzowych chmur, które tłumiły nieco jego blask. – Jeśli na niebie są burzowe chmury, księżyca raczej nie będzie widać.
Parł do przodu, mijając kolejne skrzyżowania w opuszczonych uliczkach. – Krzyżują się uliczki, w uliczkach nie ma skrzyżowań. Prze się zazwyczaj do przodu, przed siebie.
Proponuję: Biegł, mijając kolejne skrzyżowania opustoszałych uliczek.
Zwykle dokładnie wiedział jak działać i gdzie pójść, a wtedy… – Zwykle dokładnie wiedział jak działać i dokąd pójść, a wtedy… Lub: Zwykle dokładnie wiedział jak działać i którędy pójść, a wtedy…
Za swój obowiązek uważała nie pozostawianie nikogo samego… – Za swój obowiązek uważała niepozostawianie nikogo samego…
Dziewczyna, która dla każdego potrafiła znaleźć czas i rozjaśnić dzień tym niewinnym uśmiechem na twarzy… – Czy uśmiech może pojawić się poza twarzą?
Interesowało go tylko, żeby oboje mordercy zapłacili za swój czyn. – Skoro mordercami byli mężczyźni, to obaj.
Oboje, to kobieta i mężczyzna.
Oboje, to także drewniane instrumenty dęte.
Teraz oboje w tym siedzimy.– przypomniał drugi mężczyzna swojemu kompanowi… – Teraz obaj w tym siedzimy – przypomniał drugi mężczyzna swojemu kompanowi…
Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Ze strachem spojrzał na bezgłowy korpus, nad którym stała wysoka osoba ocierająca swój długi miecz z obrzydzeniem. – Czy osoba ocierałaby cudzy miecz? Dlaczego miecz był z obrzydzeniem. ;-)
Proponuję: Ze strachem spojrzał na bezgłowy korpus, nad którym stała wysoka osoba, z obrzydzeniem ocierająca długi miecz.
…lecz w tym momencie postać skierowała na niego swoje przeszywające spojrzenie. – Czy postać mogła skierować na niego cudze spojrzenie?
Może wystarczy: …lecz w tym momencie postać przeszyła go spojrzeniem.
Broń błysnęła złowieszczo, kiedy wskazała na serce mężczyzny. – Broń błysnęła złowieszczo, kiedy wskazała serce mężczyzny.
Zamknęła swoje błękitne oczy… – Czy mogła zamknąć cudze oczy? ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Widząc tytuł opowiadania miałem pewne obawy, które potwierdziły się, gdy zobaczyłem pierwszy akapit. Według mojej prywatnej teorii dziewięćdziesiąt procent tekstów, które zaczynają się od opisu zjawisk atmosferycznych to kiepskie teksty. Rozumiesz, do czego zmierzam, prawda?
Nie jest dobrze.
Z kwestii technicznych – zaprzyjaźnij się z zasadami interpunkcji i zapisu dialogów. Od tego nie uciekniesz, a im wcześniej się za to weźmiesz, tym szybciej zaczniesz dobrze pisać. W internecie jest mnóstwo poradników na ten temat. Temat jest obszerny, więc ogarnięcie go zajmie ci dużo czasu, ale – jak już wspomniałem – od tego nie uciekniesz. Interpunkcja będzie cię gnębić, dopóki jej nie ujarzmisz.
Z kwestii stylistycznych nie mam ci wiele do poradzenia. Tu niestety nie ma łatwej drogi. Trzeba czytać i pisać, ćwiczyć aż do bólu palców i głowy. Styl wyrabia się sam, w miarę pracy.
Jeśli chodzi o fabułę, powiem tak – skutecznie mnie zaciekawiłeś, a potem skutecznie zgubiłeś moje zaciekawienie. Na początku (poza nieszczęsnym pierwszym akapitem) zarysowałeś ciekawą koncepcję, a na bazie tej koncepcji powinna zostać zarysowana ciekawa historia. Dlaczego tak się nie dzieje? Dlaczego postanowiłeś zamiast tego uraczyć czytelnika rozwlekłym opisem przemyśleń, które nie dość, że nie są ciekawe, to jeszcze niewiele wnoszą do fabuły, bo większości z tych rzeczy czytelnik sam mógłby się domyślić? Nie wspominając o tym, że dobrze byłoby zamieścić opowiadanie z – powiedzmy – bardziej zamkniętym zakończeniem.
Tyle ode mnie. Chcę tylko, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Jesteś młody, masz prawo popełniać błędy – wiadomo – nikt nie rodzi się geniuszem. Każdy zaczyna od poziomu zero. Grunt to znaleźć w sobie wystarczająco wiele samozaparcia, by doskonalić własne rzemiosło. Pytanie, czy ty znajdziesz go w sobie wystarczająco wiele?
Byle do przodu :)
RAWR
Dzięki wielkie za wytknięcie błędów. ;) Warto posłuchać słusznej krytyki.
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost
Hm. Zastanawia mnie, kto i po co tak zdemolował wnętrze. Xander w przystępie ślepej złości?
Moim zdaniem tylko Anna i Arcymistrz wypadli przekonywająco. Mają konkretny cel, dążą do jego osiągnięcia – Xander natomiast rysuje się jako słabeusz duchowy, który podjął się zadań ponad rzeczywiste siły.
Pomysł ciekawy, zaciekawiłaś mnie światem Xandra. Zgadzam się z przedpiścami, że fajnie byłoby przeczytać, co dalej. Xander dał się całkiem złapać? Czy Annie było ciężko udawać dobrą Samarytankę? Może musiała jakoś widowiskowo odreagować?
O języku pisała już Regulatorzy, dołożę tylko to:
Wyszedłszy wreszcie z budynku, przybysza z innego świata powitało nieco chłodne nocne powietrze.
W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzi, że to powietrze wyszło z budynku.
Wydaje mi się, że księżyc nie ma szans, żeby przebić się przez burzowe chmury, nawet słońce ma z tym spory problem.
Xander trzymał bandytę za to samo gardło, które za chwilę podciął mieczem? Nie wspomniałaś, że puścił… Trochę niewygodne, ale chyba możliwe. ;-)
Babska logika rządzi!
Dzięki za wszystkie poprawki. Postaram się je wcielić… Jak przyjdzie mi jakiś pomysł. Chodziło mi o to, żeby na początek mieć jakiś punt zaczepienia i później wiedzieć, co trzeba poprawić. :)
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost
Możesz również edytować ten tekst. Będziemy mieli wrażenie, że nasze uwagi się przydają. :-)
Babska logika rządzi!
Dobra. Poprawione… na tyle na ile potrafiłam. ;)
"Świat składa się w jednej połowie z ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, lecz nic nie mówią i w drugiej połowie z ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia i wciąż to powtarzają."- R. Frost