
"A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już."
Czesław Miłosz "Koniec świata"
***
Usiadłem w fotelu i zamknąłem oczy. Dotyk chłodnego, skórzanego obicia i wszechogarniająca cisza apartamentu dawały wrażenie spokoju i zachęcały do odpoczynku. Gdy przymknąłem oczy, usłużnie pojawiły się projekcje problemów minionego dnia.
Szybko je odtrąciłem i poszedłem do kuchni. Wyjąłem z lodówki sałatkę z łososia i białe wino. "Jest piątek, trzeba odpocząć"– przemknęło mi przez myśl. Rodzina, dumna z syna– polityka, nie miała pojęcia, w co się wpakowałem. Nie znali nawet połowy prawdy. Śniącej mi się codziennie, absolutnie prawdziwej rzeczywistości.
Wracając do salonu zauważyłem na podłodze kosę. Stanąłem jak wryty, z lampką wina w jednej dłoni i sałatką z łososia w drugiej.
-Wino? Bez sensu. Masz wódkę?– spytała mnie postać, siedząca w moim fotelu. Cholerna, najprawdziwsza Śmierć, wypisz-wymaluj wyciągnięta z tandetnego horroru.
-Spoko, nie przyszedłem po ciebie. Masz wódkę?– powiedziała głosem, sugerującym znudzenie lamentującymi śmiertelnikami. Podszedłem do witrynki z kieliszkami.
-Nie kłopocz się. Daj mi butelkę.– Spełniłem jej życzenie. Wypiła ćwierć wódki wprost z butelki.
-Czemu zawdzięczam tak nagłą wizytę?– spytałem dyplomatycznie.
-Politycy. Cholerni gawędziarze. Kiedy przychodzę do rolników, klną na czym świat stoi i przynajmniej dostarczają rozrywki. Jestem przez was na bezrobociu. Sam zobacz.
Telewizor uruchomił się samoistnie. Reklama. Tak, znam ją– to najczęściej emitowany spot ostatnich lat.
"Nie zatańczę już z tobą,
Nie wezmę cię w objęcia,
Nie pójdę w noc najczarniejszą
Nie zabiorę cię w podróż poza ląd…"
Na ekranie żałosnym głosem zawodził przystojny aktor, przebrany za śmierć.
"Przed użyciem nie konsultuj się z lekarzem i farmaceutą, gdyż żaden lek niewłaściwie stosowany nie zagrozi więcej Twojemu życiu lub zdrowiu". Wyświetlił się obraz smutnego lekarza, z walizką w dłoni zamykającego gabinet.
Koncern farmaceutyczny, produkujący "LiveForever", przewyższył dochodami nawet Billa Gatesa. Objęty tajemnicą składnik leku powodował samoregenerację komórek ciała, aktywował cały system obronny organizmu, czego efektem były ozdrowienia z najcięższych przypadków raka i AIDS, spadek do zera umieralności z powodu jakichkolwiek chorób czy zwykłej starości.
-Nie tylko ty masz przez to problemy. Ja muszę wypłacać wieczne emerytury, a dziura budżetowa rośnie.
-Nie znoszę waszych tabelek i wykresów. Jestem samotny.
-Samotny?– nie mogłem ukryć zdziwienia.
-Ludzie, którzy szykowali się do spotkania ze mną, stawali się moimi przyjaciółmi. Wiedzieli, że zabiorę ich w lepsze miejsce, bez bólu i ziemskich zmartwień. Teraz nikt już się nie szykuje. Zabieram wyłącznie ofiary wypadków i żołnierzy. Szarpią się i wściekają.
-Jeśli nic się nie zmieni, będziemy umierać z głodu.
-Nie grozi wam to. "LiveForever" już szykuje drugą kampanię. Odżywki zapewniające dostarczenie wszystkich niezbędnych składników odżywczych. Zniwelują marnowanie żywności, a produkować je potrafią nawet z trawy. Będziecie żyć, dopóki nie podusicie się z braku tlenu.
-Tlenu?
-Tak. Tak będzie wyglądać Apokalipsa. Wszyscy się udusicie. Ilość ludzi przewyższy możliwości regeneracji atmosfery. "Dzień ten przyjdzie jak złodziej"– Śmierć zacytowała fragment z Biblii. – "Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców; wydające swój owoc każdego miesiąca; a liście drzewa służą do leczenia narodów". Zerwaliście owoc z drzewa życia, a każdy, kto z niego skorzysta, będzie potępiony. "Jako karę poniosą wieczną zagładę z dala od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego". Nie przyjdę po nich. Już nikt nie będzie potrzebował przewodnika do Edenu.
-Co się z nimi stanie?
-Ci, "którzy będą potępieni zostaną wrzuceni do jeziora ognia. Niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną". Planeta spłonie. Spali was wasza własna gwiazda, bo atmosfera nie będzie w stanie was przed nią ochronić.
-I co? To już koniec?
-Cholerny koniec. A ja będę błąkać się po Edenie i śmiertelnie nudzić całą wieczność-zachichotała z udanej gry słów i wypiła więcej z butelki.
-To nieciekawie, stary– powiedziałem w roztargnieniu.– Miałeś rację, wino tu nie pasuje– wychyliłem duszkiem kieliszek wódki.
-Jest coś, co mogę z tym zrobić?-zapytałem, licząc na wyjaśnienie powodu nietypowych odwiedzin.
-Niestety, stary. Nic się nie da z tym zrobić– powiedziała Śmierć i utkwiła mętne spojrzenie w metropolitalnym widoku z okna. Wieżowce płonęły blaskiem zachodzącego słońca. Ciekawe, jak będą wyglądały, płonąc żywym ogniem.
-Nie da się uniknąć nieuniknionego– wybełkotałem, odurzony alkoholem.
-Otóż to. Mówię ci, stary. Odkąd świat istnieje, błądzę tu, wypełniając obowiązki. A teraz zostałem z niczym. Na wieczność.
-Naprawdę ci współczuję.
-Ja tobie też. współczuję wszystkim, którzy skończą w płomieniach.
-Rzucam tą robotę. Chodźmy poszaleć na mieście. Skoro i tak nie ma dla nas ratunku…
-Jesteś genialnym kompanem do wódki. Mam lepszy pomysł. Zabiorę cię ze sobą.
Podobało mi się.
Fajnie dokleiłaś do fabuły Biblię. Choć jej treść interpretuje się różnie i raczej łatwo o taki zabieg. Jednak sama wizja intrygująca.
Nieśmiertelność jest początkiem końca (to niby już znane) z powodu… braku tlenu.
Nie jestem specem do sf, a zwłaszcza science, ale skoro ludzie zużywają tlen, a wydychają dwutlenek węgla, który z koleji rośliny wykorzystują do fotosyntezy, której skutkiem ubocznym jest tlen, to czy więcej ludzi to nie więcej CO2, a to więcej fotosyntezy, a to więcej… tlenu?
Koło się zamyka;-)
Nie wiem ile w tym mądrości, a ile mej głupoty:-(
Ale bardziej wiarygodne do tego scenariusza dla mnie by było… wytrzebienie roślinności.
Ale tak się tylko czepiam:-)
Tekst i tak jest dobry.
Aha w dialogach po “-“ (myślniku) zawsze spacja.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Dzięki za pozytywny komentarz :-)
Odnosząc się do fotosyntezy– w tej wizji praktycznie nie ma już roślin. Być może nie dość wyraźnie to zaznaczyłam ;-)
Pozdrawiam!
Ciekawa koncepcja, ogólnie tekst niezły.
Jeśli chodzi o język, to do uwagi Nazgula dorzucę, że przed myślnikiem też. “Tę robotę” a nie “tą”. I czasami źle zapisujesz dialogi. Tutaj jest wątek między innymi o tym.
Co do zniszczenia atmosfery też się zgodzę z Nazgulem. Zasadniczo – w jego kółku nie kupuję ogniwa więcej CO2 => więcej fotosyntezy. To jeszcze od ilości (i wielkości) roślinek zależy. Tak, O2 może zniknąć, ale jego miejsce zajmie wydychany CO2. W przyrodzie nic nie ginie, tlen w płucach też nie znika. A N2? Zostaje sobie spokojnie nienaruszony, a to prawie osiemdziesiąt procent… Tym bardziej, że większość substancji bez tlenu bardzo słabo się pali. Więc w wizję ognia nie uwierzyłam. Ale widzę jeszcze jedno rozwiązanie – możliwe, że to cwana śmierć naściemniała niedouczonemu politykowi… Jeśli taki był Twój zamysł, to mi się spodobał. :-)
Babska logika rządzi!
-Spoko, nie przyszedłem po ciebie. Masz wódkę?– powiedziała głosem, […].
Albo klasyka, ta nasza, czyli Pani Śmierć, albo Pratchett, czyli Pan Śmierć.
Czym się charakteryzuje “metropolitalny widok z okna”?
Cóż, przykro mi, takie sobie to opowiadanko…
Ja Pratchetta nie znam, więc jego wizji śmierci również. Mnie w każdym razie dialog się podobał, tj. zblazowanie kosy. Tekst jako krótki przerywnik się nieźle sprawdza.
I po co to było?
Nie będę wnikał w kwestie O2 i CO2, bo przyczynę Apokalipsy łyknąłem gładko, mimo że może budzić ona wątpliwości. Nie zepsuło mi to dobrej zabawy, jaką miałem z czytania. Ogólnie bardzo lubię Śmierć jako postać (szczególnie tego Pratchettowiskiego, Pana Śmierć) i cieszy mnie, kiedy ktoś napisze scenkę z Ponurym Kosiarzem dobrze. Tobie się udało, brawo! :)
Tekst, niestety, nie poruszył mnie w najmniejszym stopniu. Przeczytałam i pewnie zaraz o nim zapomnę. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie ciekawsze.
„Gdy przymknąłem oczy, usłużnie pojawiły się projekcje problemów minionego dnia”. – W pierwszym zdaniu Autorka napisała: „Usiadłem w fotelu i zamknąłem oczy”. Czy to znaczy, że bohater przymknął zamknięte oczy? ;-)
"Jest piątek, trzeba odpocząć"– przemknęło mi przez myśl. – Brak spacji po zamknięciu cudzysłowu.
„Rodzina, dumna z syna– polityka…” – Rodzina, dumna z syna polityka…
„Masz wódkę?– spytała mnie postać, siedząca w moim fotelu”. – Wystarczy: Masz wódkę? – spytała postać, siedząca w moim fotelu.
„Cholerna, najprawdziwsza Śmierć, wypisz-wymaluj wyciągnięta z tandetnego horroru”. – Cholerna, najprawdziwsza Śmierć, wypisz wymaluj, wyciągnięta z tandetnego horroru.
„Masz wódkę?– powiedziała głosem, sugerującym znudzenie lamentującymi śmiertelnikami”. – Skoro jest znak zapytania, to raczej: Masz wódkę? – spytała/ zapytała głosem, sugerującym znudzenie lamentującymi śmiertelnikami.
„Wypiła ćwierć wódki wprost z butelki”. – Ćwierć wódki – jaka to ilość?
„…żaden lek niewłaściwie stosowany nie zagrozi więcej Twojemu życiu lub zdrowiu”. – …żaden lek niewłaściwie stosowany, nie zagrozi więcej twojemu życiu lub zdrowiu.
Zaimki piszemy wielka literą, gdy zwracamy się do kogoś listownie.
„Odżywki zapewniające dostarczenie wszystkich niezbędnych składników odżywczych”. – Powtórzenie.
Wolałabym: Substancje/ Preparaty zapewniające dostarczenie wszystkich niezbędnych składników odżywczych.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.