
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
dla Kulki,
mojej siły
Czasem tak po prostu jest. Nie spodziewasz się tego, ale i tak nic nie jest w stanie zaprzeczyć faktom. Tak po prostu jest. Usłyszysz coś i to ma znaczenie. To nie tylko jest czymś i istnieje. Ale zaistniało i coś znaczy. I wszystko się zmienia.
Jakie to prześmiesznie zabawne. Jak irytująco drażni wszelki rozsądek, co lubi się rozgościć w głowie zupełnie nieproszony.
Jak jedno słowo może zmienić wszystko? Jak? Przecież nie może. To tylko jedno słowo, jedno jedyne, nic nie nieznaczące, najmniejsze. I nie – wcale n i e ważne!
Takie zwykłe. Ot! Słowo.
Siedzisz sobie w domu i myślisz o swoim świecie, o swoim życiu pełnym bezsensownych przeskoków od nudy do pracy, od snu do rozpaczy.
Po co wyszłam z domu? Dlaczego tu przyszłam? Dlaczego tu pracuję? Po co to jem? Dlaczego to kupuję? po co przyszłam na świat?
I tak w nieskończoność. Istne przestworza pełne puchowych chmurek, wszystkich gotowych spuchnąć, albo plunąć kwaśnym deszczem. Pytań. I puchną – nowe pytanie i plują – pada pytanie. Zwariować idzie. Najlepiej jeszcze wszystkie naraz, ta pluje, ta puchnie. Ja pierdolę!
Aż w końcu tyle flegmy się nazbiera, że do szyi sięga. Tylko czekać jak głowę zakryje.
Chmury ciemnieją z czasem niestety. Bo jak nic nie powstrzymuje flegmy, to chmury się gniewają. Nie dziwne, w ogóle nie dziwne. Co mają tak pluć bez sensu? I puchną i się gniewają. A gniew jest ciemny, nie? Nie bez powodu się mówi, że komuś oczy z gniewu pociemniały…
I sam gniew nie byłby taki znowu straszny. Ale gdy ciemnieją chmury, ciemnieje też deszcz, który z nich pada, ciemnieją całe przestworza, ciemnieje wszystko…
wszystko ciemnieje…
A ciemność jest pusta, ciemność jest smutna i nie ma tam nic. Gdy już jest naprawdę ciemna…
Czy to właśnie tam jest spokojnie…?
__________________________________________________________________________________________________
Jak rano wstała, tak wiedziała, że znów jej się nie uda. Jak zawsze przecież. Żałosna, mała i żałosna.
– Cześć. Co dziś robisz? – Spytał z kuchni.
– Nic. A co mam robić? – Też spytała.
– Nie wiem, myślałem, że coś – i zmarszczył brwi w zażenowaniu. – Kiedy ostatnio coś robiłaś?
– Nigdy kurwa!
I chuj i cały dzień zjebany. Ja pierdolę! Masz zły humor, to nie przeżyjesz, jak nie zjebiesz też czyjegoś?! No chu…
Dzwonek telefonu werżnął się jej głęboko w uszy:
ti ti ti ti ti ti
Chuj! Muszę go zmienić, bo mnie szlag trafi.
– Hej, dzieweczko! Co u ciebie? Idziemy? Już nie mogę się doczekać.
Spierdalaj
– Nie wiem, wiesz…
– No weź, nawet tak nie żartuj. Za pół godziny na szosie, słyszysz?
– Wiesz…
– To pa!
Długi, ciągły sygnał…
tiiiiiiiiiiiiyyyyyyyyyyyyyyyyy
Aż cofnęła telefon z obrzydzeniem – jak najdalej od ucha.
Oczy zatrzymała na ścianie. Nie, nie na obrazie, nawet nie na jego rzeźbionej ramie. Trochę pod nim, trochę niżej, w lewym dolnym rogu, maleńki odprysk tynku. Tam. Tam utknęły jej zakłopotane źrenice. Nie są przecież po to, by bez celu się gapić. Trochę im tak głupio.
Mogłyby tyle zobaczyć, tyle obejrzeć, przyjrzeć się, spojrzeć, zajrzeć, ujrzeć. Nie są po to, by tak być tylko bez sensu.
I stoi tylko, patrzy.
Mrugnęła
Oczy zaszczypały. Widzisz? Nie są po to, by tylko być.
Dobra, to pójdę
__________________________________________________________________________________________________
– Przez chwilę się bałam, że jednak nie przyjdziesz. Czemu tak bardzo tego nie lubisz? Nie chcesz tego? Przecież każdy czegoś pragnie w życiu, nawet ty.
– Pragnąć to se może, trudniej z osiągnięciem.
– Oj, przestań. Każdy ma jakieś zalety, a ty wszystko widzisz w czarnych barwach. My w ciebie wierzymy…
– Ale ja nie wierzę?! – Phhh… ledwo powstrzymała się od kiwania głową w wyrazie bezgranicznej, nieskończonej, zażenowanej złośliwości. Przecież tylko chce ci pomóc, nie miej jej tego za złe.
Mogę mieć za złe komukolwiek, co tylko mi się podoba!
No. Możesz, pewnie.
To i tak nie ma znaczenia…
A co ma?
nic
hahha ha
– Daj spokój, wystarczy, że zaczniesz. Reszta przyjdzie sama.
– Akurat.
Tylko skrzywiła wargi – Chodź już lepiej.
__________________________________________________________________________________________________
– Powiedz, ty ich chyba nienawidzisz, co?
– Trochę. Zazdroszczę im i tyle.
– Naprawdę cię nie rozumiem. Przecież…
– Nigdy nie będę taka jak oni…
– No, ale przecież…
– Oni mają to we krwi…
– Zupełnie tak samo, jak…
– Jakby się urodzili tylko po to…
– No, przecież właśnie po to się urodzili i ty…
– Nigdy im nie dorównam…
– Mogłabyś chociaż spr…
– Patrz na nich i jak tam jest jasno…
– Byłaś tam…
– W ogóle nie wiesz, o czym mówisz!
Drgnęły, końcówki, poczuła to. Na samym szczycie, na samych zgięciach, jej część, a jakby poza nią.
Nigdy nie będzie jak oni.
__________________________________________________________________________________________________
– Nie ruszaj się, ani drgnij! Mogłaś je sobie uszkodzić! I jak teraz będziesz żyć? Jak nie będziesz w stanie nimi poruszać, to jak będziesz żyć? Więc lepiej się nie ruszaj. Lepiej myśl, że nawet nie jesteś w stanie. Potem się zobaczy. Teraz lepiej połóż się na brzuchu, żeby ich nie nadwerężyć, słyszysz?! NIE JESTEŚ W STANIE TEGO ZROBIĆ!!!
__________________________________________________________________________________________________
– Ona tak ma od tego wypadku… Coś się jej chyba w głowie poprzestawiało. Wiesz, staram się jej pomóc, ale nie można kogoś na siłę przekonać, że potrafi. Tylko sama, jeśli spróbuje, to się przekona… Zabieram ją tam czasem, żeby patrzyła. Bo może, jak się napatrzy, to jej się przypomni, że przecież właśnie po to się urodziła i w końcu spróbuje…
– No pewnie. Wiesz, staram się ją podbudować. Próbuję ją nakierować na rozmowę o tym, kiedy próbowała i że może powinna… – Zamilkł zamyślony, trochę smutny – ale zazwyczaj denerwuje się jeszcze zanim przejdę do sedna…
__________________________________________________________________________________________________
Spróbuj, spróbuj! Kurwa, dajcie mi spokój. Nie potrafię i tyle. Jestem zepsuta! Spadłam i się zepsułam, nie umiem, to po co mam próbować?
Ciemny pokój, cisza i dzwonienie w uszach. Tu jest tak… Nie, tu nie jest jak w przestworzach. Tam są oni i tam zawsze jest jasno, bo im się udało.
Więc w przestworzach jednak nie jest spokojnie?
Ja chyba znam inne przestworza…
__________________________________________________________________________________________________
No to gdzie jest? I co ja mam teraz ze sobą zrobić?!
Jeeeeennnnnnyyyyyyyy… przecież ja jestem do niczego!
__________________________________________________________________________________________________
– Cześć.
Podniosła oczy. Nieznajoma twarz. Ładne rysy. Pięknie zarysowane brwi. Jasne oczy. Jego nie otacza flegma.
Zmarszczyła brwi.
– Cześć? – to zabrzmiało prawie jak pytanie.
– Świetni są, nie? Tam w górze musi być wspaniale. Zawsze widać takie… hmmm… spełnienie, taki… spokój na ich twarzach, nawet jak się złoszczą, czy smucą.
Zagryzła wargę opuszczając głowę.
Przestań. Raz poczułaś smak krwi, to teraz wiesz, że nic dobrego z tego nie wynika.
– Podobno ty już tam kiedyś byłaś…?
Strzeliła w niego spojrzeniem, jak z armaty! Dwie, ogromne, ołowiane kule ciężkiego spojrzenia. Czuła, że ma takie ciężkie oczy, że zaraz wytoczą się z oczodołów i wypadną na podłogę.
On patrzył w górę, na nich, więc nie poczuł ciężaru ołowianych kul…
– Jak raz się zdecydują, to już nie wracają. Widać im tam dobrze. Jesteś chyba jedyną, która była i wróciła… – spojrzał w dół.
… dopóki nie spadły mu na nogę. Jedna, po drugiej.
– O matko! Czemu tak patrzysz? Przyszedłem, bo myślałem, że może choć przez chwilę to poczułaś i powiesz mi…
Aż za dobrze! Nie rozumiesz?! Aż za dobrze poczułam! I jak ja mam teraz żyć?!
Patrzył na czubek jej głowy, na jej nieruchome włosy, na nieruchomą szyję, nieruchomy kark, nieruchome plecy, nieruchome…
– o… … nie możesz nimi…?
– Co cię to w ogóle obchodzi?! – Tym razem strzelała jak z karabinu, serią. Małe kulki walnęły w cel. Ale ten chyba miał kamizelkę kuloodporną, jakąś taką, bo…
Zmarszczył brwi.
– Nic nie rozumiem. Wydawało mi się przez chwilę, że nie możesz nimi poruszać. Że po tym, co się stało, są uszkodzone, czy coś. Zachowujesz się, jakby tak było. Ale… – mówił mimo jej palącego wzroku. Mimo płonących strachem, gniewem, żalem, bezsilnością tęczówek. Mimo białek lśniących jak w gorączce. Mimo ewidentnych iskierek szaleństwa czających się na najgłębszym, najciemniejszym, najodleglejszym dnie jej wciąż żywych źrenic – widziałem, jak drgnęły.
– ZAMKNIJ SIĘ!!!
__________________________________________________________________________________________________
– Zdecydowałam się! – Krzyknęła przepełniona radością, której nie sposób ukryć. Już biegła wtedy. Inni patrzyli i uśmiechali się, widząc jej szczęście. W takiej chwili po prostu nie sposób się nie cieszyć.
Dobiegła do samego końca, podskoczyła bardzo lekko i…
zrozumiesz, jak spróbujesz…
__________________________________________________________________________________________________
Szarpnęło ją do tyłu. Wszyscy zamarli. Ból po lewej stronie. Wszystko stanęło. Twarda ziemia. Tak strasznie, strasznie twarda ziemia.
__________________________________________________________________________________________________
Zabolało. Gdy kolana stuknęły o ziemię, kości odbiły się od betonowego podłoża, by na chwilę oderwać się ponownie od ziemi i za chwilę opaść z powrotem z głuchym, obleśnym plaśnięciem. Co za ohyda, i jak boli.
__________________________________________________________________________________________________
– Teraz powinno być już wszystko, jak należy. Zagoiło się pięknie. Nie powinno być żadnych problemów. Ale staraj się go nie nadwerężać. Bo wiesz, MOŻE CI SIĘ JUŻ NIGDY NIE UDAĆ.
__________________________________________________________________________________________________
– Co ci jest?
Cichy szept ledwo prześliznął się przez jej usta, a płynął tak wolno, z takim trudem przedzierał się przez opór powietrza.
Dotarł do jego ucha, zakręcił się tam, zawirował, przedarł przez wszystkie błony i ślimaki i dopiero wtedy dał się zrozumieć.
– Może mi się nigdy nie udać – powiedziała.
__________________________________________________________________________________________________
– Chodź! Chodź natychmiast.
Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Była oszołomiona, bezwolna, teraz nie mogła się opierać.
__________________________________________________________________________________________________
– Słuchaj, musisz to zrobić. Musisz i zrób! Potrafisz, udało ci się raz, uda i drugi. Powiedzieli ci, że jesteś zdrowa. Na co jeszcze czekasz? Miałaś już start, nie potrzeba ci urwisk i skał. To tylko tradycja! W tym pokoju, dla siebie, spróbuj.
– Nie rozumiesz, do cholery? Ja wiem, co to znaczy! Jak mi się nie uda, nie zostanie mi już nic, żadna nadzieja. Tylko pustka i bezsens. Nie rozumiesz?
– A co ci po takim życiu, czy teraz ma sens?
Słowa brzęczały po pokoju jak komary. Irytująco. Blisko ucha, drażniąc je, odganiane, ale powracały. Nie wróżyły dobrze. Nie przynosiły spokoju. Nie chciały zostawić w spokoju.
Aż w końcu zdecydowały się.
– Rozłóż te pieprzone skrzydła i leć do kurwy nędzy!
I tak zrobiła. W jednej chwili jej świat ponownie stanął na krawędzi przepaści, na samym skraju ostrej skały. Żegnajcie marzenia.
Uniosła skrzydła, zabolały. Tak długo starała się ich nie używać.
Rozłożyła je, zajęły pół pokoju, ogromne, piękne… Machnęła nimi. Oderwała się od ziemi przeleciała dwa metry i…
i z impetem rąbnęła o ścianę. Tuż nad kominkiem. Obleśnie ciepła ściana. Walnęła skrzydłem o kant ściany. Kto buduje kominek na rogu ściany? Idiotyzm.
I leży tak i nic
I leży
i się nie rusza.
pośród połaci swoich porażek, w stercie zwątpienia,
w bezsensie leży,
bez sensu.
A on stoi. Stoi tak tylko i patrzy.
Czego się gapisz? Myślałeś, że będzie inaczej? Przecież ci mówiłam.
Wciąż stoi tylko i patrzy, jak nawet nie próbuje się czołgać ta…
– Wstań
Nie oceniam tego tekstu, bo może jestem inny, ale go najnormalniej w świecie nie rozumiem. Ktoś kogoś uczył latać. Tyle wywnioskowałem... Może autor/ka mi go wyjasni dokładniej?
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Tekst jest o motywacji i o tym, że nie należy się poddawać. Mam nadzieję, że to coś wyjaśnia. Dzięki za komentarz, tak czy inaczej :)
Istne przestworza pełne puchowych chmurek, wszystkich gotowych spuchnąć, albo plunąć kwaśnym deszczem. Pytań. I puchną - nowe pytanie i plują - pada pytanie. Zwariować idzie. Najlepiej jeszcze wszystkie naraz, ta pluje, ta puchnie. Ja pierdolę!
Tekst jak tekst, kilka pozytywów w nim jest, ale ciężko się go czyta. Ten wstęp... Nie wprowadza w nastrój, za to lekko irytuje --- przynajmniej na mnie tak działa. A wielokropków w pewnym miejscu za wiele nawet jak dla mnie.
Na określenie takich tekstów ludzkość wymyśliła słowo zaczynające się na b. W dyplomatycznej wersji: tekst jest kompletnie niezrozumiały.
Sposób zapisu... Ależ to nieczytelne... Te kreski na cała stronę... Nie wystarczy dać gwiazdkę pośrodku, albo coś?... Zakończenie za to mi się spodobało.
I chuj i cały dzień zjebany. Ja pierdolę! Masz zły humor, to nie przeżyjesz, jak nie zjebiesz też czyjegoś?! No chu...
takie nagromadzienie przekleństw w jednej wypowiedzi jest co najmniej irytujace, podobnie jak podział na części, gdzie jedna część ma po 3 linijki i często dzieje się bezpośrednio po poprzedniej
zakończenie dobre, temat też tylko jakoś tak... nie po mojemu.