- Opowiadanie: mariol - Ofiara (prolog)

Ofiara (prolog)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ofiara (prolog)

Uczta padlinożerców trwała w najlepsze, kiedy między zmarłych weszła zakapturzona postać. Precz… szepnęła istota. Pijane krwią ptaszyska zerwały się znad trupów, lecz nie odleciały daleko. Obsiadłszy połamane rydwany, obserwowały Lucyfera, który wskrzeszał ciała poległych, obracając ich twarze ku światłu księżyca.

Mówiono później, że legiony nieumarłych, których oczy pełne były nieziemskiego blasku, maszerowały na wschodnie rubieże. Towarzyszyły im sępy, kruki i zaraza.

 

*

 

– Notos niesie złe nowiny Panie – powiedziała cicho Michaela.

Stała w oknie jednej z najwyższych wież Twierdzy Wiatrów, wyrastającej z grzbietu Góry Przeznaczenia. Sięgająca niemal gwiazd Twierdza, ukryta między chmurami, była właściwie niedostępna dla zwykłych śmiertelników.

Bojaźliwi twierdzili, że wszechmogący mag będący władcą tych skutych wiecznym lodem ziem, kiedy tylko niebo było dość pogodne, śledził poczynania swych poddanych. Ponieważ święcie wierzono, że miał z góry świetny widok, starano się raczej nie drażnić potężnego czarnoksiężnika. W rzeczywistości sprawa miała się gorzej niż mogli przypuszczać, bowiem niezależnie od widoczności, zarówno ich władca, jak i jego skrzydlaci gwardziści, wiedzieli o niemal wszystkim, co działo się na świecie. Twierdza Wiatrów miała bowiem najlepszą siatkę szpiegowską jaką można sobie wyobrazić, mianowicie wiatry wszystkich stron świata.

Michaela słuchała nowin, pozwalając psotnym podmuchom rozwiewać popielate pasma swych włosów.

– Książę zbiera armię, wypełnił światłem swej woli trzy tysiące poległych nad Rzeką Łez. Zmierza w kierunku Czeluści, gdzie połączy swe siły ze Smokiem. Pociągnie za sobą jeszcze wiele istnień…

Słuchają go, ponieważ dzierży miecz. – Głos który rozległ się w jej głowie był dźwięczny i mocny niczym dzwon. – Dusze zmarłych podążają za światłem Jutrzenki zaklętym w klindze. Opacznie sądzą, że oto nadszedł dla nich nowy świt. Nie rozumieją że są uwięzieni w doczesnych szczątkach.

– Książę jest złodziejem, wykradł Ci Panie artefakt, lecz nie zdoła zdobyć nad nim pełni władzy. – Powiedziała z mocą – niesie światło, lecz nie zdoła od niego zapalić świata!

Bestia może zdradzić mu wiele tajemnic. Jest bardzo stara, właściwie tak stara jak świat. Przybądź, nim zdecyduję co uczynić z buntownikiem, zwołuję radę Strażników.

 

 

*

 

– Dość. – Rozkazał gniewnie stary mężczyzna siedzący na tronie. Lew leżący u jego stóp zaryczał głośno, prezentując stojącym wokół podwyższenia, imponujące kły. Będący najbliżej Strażnicy Tronu cofnęli się o krok.

– Musimy odzyskać Światłość – powiedział z zapałem Arcymistrz Dżibril. Górował nad innymi zarówno swą powierzchownością jak i intelektem. Jego oczy, błękitne jak samo niebo, wydawały się teraz gniewnie zachmurzone. – Bez miecza będzie bezradny.

– Nie doceniasz go, Dżibrilu – wtrąciła Michaela. – Książę zna czary, o jakich nie masz pojęcia.

– A cóż ty o nich możesz wiedzieć? Może służyłaś mu radą, kiedy postanowił nas zdradzić i zanieść do ludzi światło wiedzy, którego nie mieli prawa poznać? Lucyfer musi ponieść karę.

– Rozumiem, że chętnie sam byś go ukarał – wyzwanie rzucone przez Michaelę odbiło się w jej spojrzeniu. Napięcie, które zawisło pomiędzy Strażnikami było niemal namacalne.

Dlaczego się wtrącasz, ta sprawa ciebie nie dotyczy. Michaela drgnęła jak uderzona, nie była przygotowana na telepatyczny atak.

Dlatego że ty, Dżibrilu, uważasz że dotyczy tylko ciebie. Był naszym bratem…

Jak śmiesz…

Dość. – Zgromadzeni ponownie zwrócili oczy na władcę. – Dość waśni moje dzieci. – Dodał niemal dobrodusznie. – Kara nie minie Lucyfera. A tą, która mu ją wymierzy, będziesz ty, Michaelo.

– Ależ to nieprawdopodobne! – Głos Dżibrila poniósł się gromkim echem. – Arcymistrzyni nie włada bronią zdolną ugodzić tego potwora, chyba że od dziś za broń uznamy jej słodką muzykę. Czy ma nią uśpić naszego wyrodnego brata?

– Postanowiłem i sprzeciwu nie zniosę. Księcia nie uśpi żadna melodia ani napój. Lucyfer pił krew bestii, nie można więc zgnieść go Słowem. Nie zrani go też żadne ostrze poza tym, którym sam teraz włada, a nie sposób odebrać mu cokolwiek dopóki je ma.

– Więc jak…

– W chwili gdy zginie prastara bestia, która zatruła serce waszego brata, Lucyfer znacznie osłabnie.

– Zabijmy więc poczwarę! Po cóż te dywagacje?

– Ponieważ żadne z was nie może tknąć jej nawet Słowem. Jest tylko jedna możliwość. Wkrótce bestia przybierze postać ziejącego siarką smoka, będzie chciała posiąść ludzką kobietę i spłodzić z nią monstrum, jakiego ten świat jeszcze nie widział.

– W postaci smoka? – zapytał jeden z Arcymistrzów krzywiąc się przy tym z niesmakiem.

– To nie będzie rodzaj konsumpcji o jakiej myślisz, Sarimie. Nie to jest jednak istotne. Smoka zgładzi człowiek.

– Ludzie to tchórzliwe plemię. Rzekł Dżibril, wykrzywiając swe piękne usta w pogardliwym wyrazie. Bestia pożre tych, którzy nie zdołają jej uciec. Nie będzie wyjątków.

– A jednak… – powiedział władca uśmiechając się tajemniczo. – Znajdzie się ktoś, kto stawi czoła smokowi, nie będzie miał oczywiście szans by przeżyć starcie z potworem, dlatego damy mu ochronę. Władca zawiesił głos patrząc wprost w szare jak pochmurny dzień oczy Strażniczki. Ty będziesz jego tarczą Michaelo.

Gdy przemówiła po chwili, żal w jej głosie poruszył nawet bestię leżącą u stóp czarnoksiężnika.

– Czy karą dla Lucyfera będzie spalenie mnie żywcem? – Zapytała.

Wielki mag westchnął ciężko wznosząc oczy ku gwiazdom.

– Jakże ja tęsknię za czasami, kiedy pamiętaliście, że niezbadane są wyroki waszego władcy i trzeba je przyjmować z pokorą!

 

*

 

Stała na najwyższym szczycie Gór Przeznaczenia, pozwalając by wiatr targał szare lotki jej skrzydeł. Chciała się pożegnać ze światem jaki znała i kochała.

Leć ze mną, szeptał Boreasz, nawet jeśli zabierze ci skrzydła, ja uniosę cię swym tchnieniem, Chmurnooka. Będziemy gnać po świecie, zawsze razem.

Nie jesteśmy tacy sami, odparła. Po chwili stanęła przed nią postać kobiety, utkana z zimnego wiatru i wirujących płatków śniegu. Wiatr miał teraz podobnie jak ona, skrzydła, długie włosy i delikatnie zarysowane piersi. Tacy sami? – Zapytał przynosząc echo jej głosu.

Nie mogąc wydobyć głosu ze ściśniętego płaczem gardła, rzuciła się w jego objęcia i poszybowała nad światem.

Powiedz mi gdzie mam cię szukać gdy odejdziesz.

W Kapadocji. Szukaj śmiertelnika zwanego Jerzy.

 

*

 

Obudził ją potworny smród siarki. Walcząc z bólem głowy i odruchem wymiotnym otworzyła powoli oczy. Stała przywiązana do wbitego w ziemię pala. U jej stóp leżały zwiędłe kwiaty. Szata którą miała na sobie była brudna i podarta. Wężowaty stwór, który właśnie wynurzył się z otoczonego wzgórzami jeziora natychmiast zlokalizował swą ofiarę. Ofiara. Zostałam złożona w ofierze. Jak owca. Nie jestem bydlęciem, pomyślała gniewnie, pociągając za krępujące ją więzy. Jestem Leonią, córką króla, i nie pozwolę się zeżreć!

 

cdn.

Koniec

Komentarze

No cóż... Przy takiej ilości tekstu i takim zagmatwaniu sytuacji ja tylko napisze - a gdzie reszta? xD Wrzuć dalszą część to się zobaczy co to takiego. ^^

Hm... skrzyżowanie Tolkiena i Mai Lidii Kossakowskiej? ;-)

Czekam za resztą opowieści.

Tak z ciekawości: w jakim to języku "czekać za resztą"?

Też mnie to intryguje. xD

Potoczny polski :). Zresztą uczymy się całe życie. Poproszę o podanie alternatywy :).

Czekam na resztę opowieści?

Mnie się podobało. Na tyle, że daję 4 i czekam na dalszy ciąg z nadzieją, że po rozwikłąniu namotanych wątków będę mógł dać nawet 5. :)
Pozdrawiam. 

Interpunkcja. Zapis dialogów. Boreasz kobietą???

Kopernik też była kobietą. Nawet Maria Skłodowska-Curie była kobietą.

Może i tak... Ale przerobienia przez emącipantki Zeusa z Jowiszem na baby nie zdzierżę...

Boreasz nie jest kobietą, cały czas piszę o nim w rodzaju męskim, tak jak się utarło. Sądzę że wiatr jest w swej istocie bezpłciowy, przybiera postać kobiety, ponieważ chcąc się do niej upodobnić - po prostu przybiera jej postać.

Może i szlachetnymi Twe intencje są, ale czasem nie zawadzi dokładniej trzymać się prawzorca. Nie utarło się, Boreasz był mężczyzną i basta. Tak postanowili starożytni.

Ja w żaden sposób nie neguję tego wzorca, interpretuję go tylko wedle własnych potrzeb.

Masz prawo. Teoretycznie.
Tradycjonalistów jest jeszcze wielu. Dziękuję za wyjaśnienie.

Też sądzę, że trochę przetolkienione. :) Ale może być niezłe. Może, o ile będzie coś więcej. Wprawek literackich nie oceniam. ;)

Nowa Fantastyka