
Dlaczego czytamy?
Z dwóch powodów: celem uzyskania wiedzy oraz dla przyjemności.
Czytanie wszelakich podręczników, ustaw, rozporządzeń, dysertacji naukowych itp. rzadko przyjemność daje. Ale takie formy czytać trzeba dla potrzeb „pracowniczych”.
Ja czytam z powodu drugiego – dla przyjemności. Ostatnio natknąłem się na wypowiedź, że pisarze powinni pisać o zmianie klimatu, kryzysie nauki, imigracji i innych ważkich tematach. Powinni, oczywiście. Ale dla mnie najważniejsza jest jednak przyjemność z lektury. Ważne Tematy poruszane być mogą, ale zdecydowanie nie muszą.
To tyle przydługiego wstępu.
Bo przeczytałem właśnie „Oko bez powieki” Marcina Monia. I nie ukrywam, że lektura sprawiła mi wielką frajdę. Bo wychowałem się na powieściach „przygodowych” (Dumas, Verne, Sienkiewicz, May, Szklarski itd.). I książka Mona przypomniała mi tamte czasy – przygoda goni przygodę, tajemnica tajemnicę. Coś akurat dla mnie!
Książka reprezentuje podgatunek zwany „science fantasy”, gdzie quasiśredniowieczne społeczeństwo, a raczej jego kasta rządząca, posługuje się wyrafinowaną technologią. Pierwsze porównanie, jaki mi się narzuciło, to Wolfe i jego „Księga Nowego Słońca”. Nie jest to może ten rozmach, ale obiecujące początki są. Autor dość zręcznie łączy w swojej powieści zaawansowaną technikę z feudalnymi stosunkami społecznymi. Szwów nie widać!
Kiedyś powiedziałbym, że współistnienie zaawansowanej warstwy „naukowców” i zacofanej reszty społeczeństwa (coś jak Elojowie i Morloki, ale na znacznie mniejszą skalę), jest niemożliwe, ale patrząc na dzisiejszych niewolników smartfonów przychylam się raczej do wizji Autora.
Podoba mi się koncepcja „bogów”, i świata zwróconego tylko jedną stroną do słońca. Autor interesująco ogrywa oba te motywy.
Wrócę też na moment do nawiązań literackich – pyszny jest początek książki, gdzie śledztwo toczone w klasztorze jako żywo przypominało mi „Imię róży” ;). Dalej jest może ciut gorzej, ale naprawdę dobrze i wciągająco.
To tyle o zaletach „Oka bez powieki”. Czy ta książka ma wady?
Owszem. Akcja pędzi czasem na łeb na szyję, bez chwili oddechu. Bohaterowie mogliby być bardziej wyraziści. Mam zastrzeżenia logiczne do kilku rozwiązań.
I co z tego? Dzieło Marcina Monia naprawdę czytało mi się gładko i szybko, co rzadko zdarza się w książkach pisanych obecnie (patrz wspomniane parcie na Wielkie Tematy).
Ta książka to świetne czytadło.
Tylko. I aż!
PS. „Oko bez powieki” długo leżało na mojej „kupce wstydu”, bo wydano je na początku roku. „NF” w ogóle się o niej nie zająknęła (zgodnie ze spisem treści rocznika 2025). Skoro czasopismo literackie skierowane do fantastów nie wspomina nawet o takiej książce to chyba trochę wstyd, co?
PS2. Po książkę sięgnąłem tak późno bo:
a.Okładka, choć przystająca do treści książki, sugeruje zwykłą powieść fantasy, które z reguły omijam.
Blurb na ostatnie stronie okładki zawiera tyle słów, do tego napisany jest taką czcionką, że do dziś nie zdołałem go przeczytać.