- Hydepark: Stare seriale sf

Hydepark:

Stare seriale sf

 

 

Jestem w trakcie oglądania ,,Kosmosu 1999'' z połowy lat 70 i muszę przyznać, że mało co nie pękam ze śmiechu, widząc elementy tła. Matko... Rozumiem, że być może nie miano lepszych możliwości, nie wiem, ale no proszę! Chociaż trochę realizmu, bo jak widzę reflektory, lapy itp udajace krajobraz, to mam ochotę wyrywać sobie włosy z głowy. Ale pal mać efekty. Same założenia serialu są grubymi nićmi szyte... Księżyc oderwany z ziemskiej orbity, wędruje sobie przez kosmos w nieznane i jest wiele planet podobnych do Ziemi, tzn. ,,zdatnych'' dla ludzi, gdzie wyruszając w zasadzie pozbawieni broni...

 

Jednocześnie nie potrafię powiedzieć, co mnie skłania do dalszego oglądania. Hehe, dziwne;P

 

Czy was też rozbrajaja tego typu produkcje? (są jeszcze starsze perełki, obecnie komiczne, jak ,,Le Voyage dans la lune''). Co sądzicie o takich serialach? I czy w przyszłości będą podobnie myśleć o współczesnej nam kinematografii? Chociaż pewnie tak...

Komentarze

obserwuj

Owszem, zamierzam obejrzeć ten serial do końca, bo chcę się zapoznać z wczesnymi produkcjami


Czy taka postawa nie jest aby... bez sensu?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Hm... Może... Szczerze mówiąc, trudno mi sprecyzować, dlaczego chcę go obejrzeć do końca, choć mnie irytuje;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Marsylka, ja zawsze pękam ze śmiechu jak oglądam Kosmos 1999, ale ze względu na to, że w pewnym polskim serialu science-fiction żywcem zerżnęli statek kosmiczny. Ktoś wie w jakim? ;)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie kojarzę, więc mam nadzieję, że zdradziisz tytuł:D

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Sięgnij pamięcią, na pewno oglądałaś. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Hm..  Jeśli oglądałam, w co wątpię, bo jestem z rocznika 91', to nie pamiętam;P Sam tytuł jednak znalazłam: ,,Przybysze z Matplanety'' i przyznam, że nic mi nie mówi;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Oj, to koniecznie nadrób. Klasyka gatunku. W zasadzie jedyny polski serial SF.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Bedę musiała pogrzebać w necie. Może gdzieś znajdę:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Wspomnienie o tym serialu ("Kosmos 1999") wywołuje napad śmiechu i złości jednocześnie. Punktowa eksplozja powoduje wytrącenie Księżyca z orbity, nadaje mu takie przyspieszenie, że frunie przez kosmos jak rakieta... Nikt w ekipie tworzącej to dzieło nie chodził do szkoły?   

Trochę obok tematu, bo o fabularnym bez modnych pre- i sequeli. Gigantyczna eksplozja wielu wulkanów jednocześnie odrywa od Ziemi potężny płat oceanicznego dna. On i Ona stoją sobie na urwistym brzegu tegoż oceanu i patrzą, jak nowy satelita Ziemi frunie sobie na orbitę... Pytanie jak wyżej.  

Pojazd, zdolny do poruszania się pod powierzchnią ziemi, zasilany jest kablem. Obwał w jakiejś tam jaskini powinien kabel przerwać, ale pojazd dzielnie sunie dalej. Powiedzmy, że kabelek był tak solidnie opancerzony... Ale czym wytłumaczyć, że pojazd przebył pod ziemią drogę wielokrotnie dłuższą od zadeklarowanej długości kabla?  

Durnoty nie tylko toleruję, ale nawet lubię w komediach. Tylko w nich.

Marsylka, "Przybyszy z Matplanety" nie oglądałaś? Toz to klasyka ;)

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

AdamKB- ja właśnie nie bardzoi trawię dyrnoty... Jak przypomnę sobie Prometeusza, to szczególnie...;P Ale to już współczesna produkcja, więc powiem tak: w filmach z, dla mnie, zamierzchłych czasów, przełknę, acz potrafią mi stanąć ością w gardle. Głupot współczesnych nie trawię...

Fasoletti -jak Boga kocham, nie kojarzę;P Leciało to w latach 90'?

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

@fas

zmęczyłem sie i wyłaczyłem w 20s.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Ech, dzieci... :P Nie pamiętacie, bo nie możecie pamiętać, ale "Kosmos 1999" w czasach swojej premiery w PRL-owskiej telewizji to był prawdziwy szał, popularnością przewyższający "Czterech Pancernych". :) Po podwórkach biegały dzieciaki zakładając własne "bazy Alfa", naparzając z uchwytów od żelazka imitujących miotacze laserowe, a każdy chłopak chciał być komandorem Koenigiem (dziewczynki oczywiście tą lekarką, nie pomnę nazwiska). Łezka w oku się kręci. ;) Jak na dzisiejsze standarty to serial faktycznie niezbyt wysoko stojący technicznie, ale na tamte czasy wyróżniał się raczej in plus. Porównajcie sobie z innymi produkcjami telewizyjnymi (a nawet kinowymi) z tamtej epoki. Merytorycznie oczywiście były obsuwy, ale jego rolą było dostarczenie rozrywki, a nie poularyzacja nauki, prawda? Nie zawierał raczej większych nonsensów niż choćby ulubiony przez wielu "Star Trek". :P

Nie ograniczajmy się do seriali ;)

Z takich staroci to dla mnie absolutnym mistrzostwem jest "Forbidden planet". Chyba pierwszy film sf, którego widziałem jako smark, na tcm zaraz po tym jak skończyły się kreskówki.

Z seriali takich starych to szczerze powiedziawszy nic nie widziałem. W miarę współczesnych jest wystarczająco dużo, żeby zapełnić cały mój czas poświęcony na seriale :)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Robert Oszczyk -jak na tamte czasy to owszem, pewnie faktycznie było coś wystrzałowego. Mój tata mówi, że jak był młody, to oglądał go z zapartym tchem:) Tak jak już wspomniałam, coś w nim (nadal) jest, bo mimo to mam ochotę go oglądać, mimo iż mnie śmieszy:)

Snow - jasne, że nie ma co się ograniczać do seriali. Filmy mogą być, jak najbardziej:) Czekam na jakieś koemntarze pod ich adresem, bo naprawdę starych to nie oglądałam, przynajmniej niewiele.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Wystarczy po prostu "Robert" (ewentualnie "Zico"). ;)

 

Z chęcią bym sobie zrobił powtórkę z "Kosmosu 1999" ale nie mogę nigdzie wyczaić (przynajmniej w legalny sposób). :)

Nie przypomnę sobie teraz, z ktorego to roku film, ale skusiłem się swego czasu, bo technotriller SF. No dobra, potrzęsiemy gaciami... Nic z tego. Mało nas za fraki nie wzięli i na zbity pysk nie wywalili... Holownik wlecze coś tam przez ocean, zagarnia go tajfun, pomału tonie, znikąd ratunku --- nagle dogania ich tak zwane oko tegoż tajfunu i załoga może odetchnąć z ulgą, bo powierznia oceanu w oku gładka jak świeżo położony asfalt... Holownik dobija do burty statku, który we wspomnianym oku dryfuje. Jeszcze nic nie wiadomo, że statek opanowany jest przez stwora z Kosmosu, stwora, który oczywiście chce zgładzić ludzkość. Wkrótce wtedy ryknęliśmy niepowstrzymywalnym śmiechem, bo to "cóś" najpierw umiało wpakować się poprzez anteny stacji kosmicznej do tejże stacji, z niej pomknąć na wyżej wspomniany statek, pływającą stację łączności satelitarnej, tam się zmaterializować, opanować mechanizmy i komputery --- ale za cholerę nie potrafiło uruchomić statkowej elektrowni... Kto z kogo kretyna robi, się pytam? 

Od dawna nie oglądam niczego, co jest zaetykietowane jako SF na poważnie. To nie na moje nerwy...  

Za to raz na dwa lata odtwarzam sobie "Airplane II", znany też jako "Spokojnie, to tylko awaria". Ale chyba już raz reklamowałem ten wspaniale relaksujący zbiór bałwańskich gagów i pastiszy.

Spoko Robert:)

Kocham ,Zagubionego w czasie'', ale wspomnienie urządzonka podobnego do pilota telewizyjnego, którym jeden z bohaterów, Al, się posługiwał do komunikacji z komputerem Ziggy'im mnie rozbraja. Zrobiony jak ze świecących klocków lego;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

---> brajt. A tak, o ten. Dopiero po zobaczeniu tytułu otworzyła się klapka w pamięci.  

Też pokładałeś się ze śmiechu, gdy to "cóś" z majestatyczną powolnością montowało kolejnych zombiaków?

Ja pamiętam jedynie, że oglądałem, ale już żadnych szczegółów.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

To też o czymś świadczy... Ja pamiętam z powodu jednoczesnych napadów wkurwu i szatańskiej radochy z durnoty scenarzysty, reżysera i reszty.

Pamiętam też taki film ,,Kosiarz umysłów''. Sceny z kosiarką mnie rozbrajały...

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Reklamowany jako pierwszy film z VR. :) W jakim sensie rozbrajały?

Jakie to kiedyś wrażenie robiło...

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Hm... Może nie sceny z kosiarką, ale sam gościu. Jakiś taki odstręczajacy;P No i efekty jak z wirtualizacji w winampie;p

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ech, po pierwsze polecam zapoznanie się z terminem "psychologia odbioru" i zastanowienie się nad wzrostem wymagań odbiorców, którzy coraz bardziej domagają się w "science" w sf. Czy tak samo byśmy się tego domagali nie mogąc sprawdzić wszystkiego od razu nawet przez telefon w wikipedii? 30 lat temu takich możliwości nie było. Ludzie natomiast wierzyli w poetykę, metaforę, niedopowiedzenie. Warto też przyjrzeć się rozwojowi przemysłu efektów specjalnych i wpływowi tego wszystkiego na to, że dawne produkcje sf często zdają się trącić dziś myszką. Nawet sama recepcja tego gatunku w świadomości odbiorców co dekadę się zmienia, o modach i coraz szybciej doganiającym, a nawet przeganiającym fantazję postępie technologicznym nie wspomnę. Te seriale i filmy były tworzone dla innych ludzi niż my. Krytykować i nabijać się z cudzej pracy jest stosunkowo łatwo, kiedy jednak ktoś zada sobie trochę trudu, przekona się, że dokładna i pokorna analiza dawnych dzieł sf to fascynująca podróż w przeszłość. Przywołany do tablicy Kosmos 1999 i wiele innych seriali to jednak artefakty gatunku, którego miłośnikami a może i znawcami wiele osób się tutaj mieni.

Forbidden Planet, pierwsze sezony The Twilight Zone czy epickie produkcje rodziny De Laurentis mogą się wydawać anachroniczne w epoce "Incepcji", ale hmm to tak jakby mieć ubaw z Citroena DS z 1955. Dzieło nie istnieje w oderwaniu od epoki w której powstało, dotyczy to zwłaszcza kultury popularnej, której sci fi jest elementem.Amen.

Przyczajony użyszkodnik

Mechaniszkin - Ponosi Cię. Nikt nie zaprzecza, że część z filmów/seriali sf była w swoim czasie genialna, po prostu wymieniamy się myślami na temat, co po EWOLUCJI technologicznej itp, teraz nas śmieszy. Epoka epoką, spoko, ale tu pod innym kątem na to spojrzeliśmy. Amen wszystkim twórcom. Nie trzeba się zaraz tak szumnie oburzać. Fascynująca podróż w czasie? Owszem, więc podziel się z nami swoimi spostrzeżeniami, bo tematem tego wątku są stare seriale 9filmy) sf, a myśli na temat efektów w ,,Kosmosie 1999'' już moje, które do niczego Cię nie zoobowiazują. Odezwij się na temat, to będzie ciekawiej:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ps. Wiesz, ,,Kosmos 1999'' jest spoko, po prostu jako, że należę właśnie do zupełnie innego pokolenia, anachronizmy wywołują u mnie śmiech, a tez swojego rodzaju ciekawość. Łapiesz mój tok myślenia?

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Internet jak papier – wszystko przyjmie. Ty masz prawo do zaperzania się z okazji popsucia ci zabawy w szukanie w starym sci fi „ czegoś dla beki”. Ja mam prawo do rzucenia na ten intrygujący temat nowego światła, nawet jeśli nie jest ci z tym po drodze. Każda akcja wywołuje reakcję – często nie taką jakiej się spodziewamy.

A wracając do tematu. Artykuł poruszający podobne zagadnienia znajduje się w najnowszej NF. Dla szerszego tła polecam cytat z Susan Sonntag: „Lepsze jutro było wczoraj”. Warto też sięgnąć po „Informacja, bit, wszechświat, rewolucja” Jamesa Gleicka żeby pewne procesy których efekty wydają się zabawne (jak ów Kosmos 1999) zobaczyć w nowym, już nie tak humorystycznym świetle. Do kompletu warto zapoznać się z pojęciem „kamp” w odniesieniu do sci fi – po drodze znajdziesz przykłady dzieł naprawdę zabawnych jak np. osławione tureckie gwiezdne wojny. Mnie np. z początku śmieszył koturnowy patos produkcji Dino De Laurentisa (Barbarella, Conan Barbarzyńca, Flash Gordon, rodzina De Laurentis realizowała też Diunę Davida Lyncha), teraz go po prostu szanuję.
Filmy Ed Wooda mogą śmieszyć do łez (np. Plan Nine from outer space), ale czy będą dla ciebie tam samo zabawne po obejrzeniu filmu z Johnnym Deepem o tym reżyserze? Coś jest w tym starym sci fi takiego, jakaś wiara, często dziecięca i naiwna, która bardziej rozczula niż śmieszy. I dlatego moim zdaniem wytykanie palcami potknięć i niezgrabności staroci tego gatunku to tak jakby śmiać się z malowideł na ścianach jaskini w Lascaux ze względu na ich prymitywizm. Tymczasem tak naprawdę śmieszne są gnioty robione cynicznie dla pieniędzy jak np. ekranizacja Wiedźmina, albo kolejne coraz słabsze części Obcego, ostatnio mój wewnętrzny chichotacz obudził się na wieść o przejęciu praw do Wojen Gwiezdnych przez mało już zabawne Imperium Disneya. Może i brak mi dystansu do tematu i siebie samego, ale tak to widzę.

Przyczajony użyszkodnik

Z jednym zdaniem z całą pewnością można się zgodzić. Z ostatnim.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ty masz prawo do zaperzania się z okazji popsucia ci zabawy w szukanie w starym sci fi „ czegoś dla beki”. Ja mam prawo do rzucenia na ten intrygujący temat nowego światła, nawet jeśli nie jest ci z tym po drodze. - Mam prawo, masz prawo, a czy mi to po drodze? Wisi mi, szczerze mówiąc, że nie podoba ci się moje podejście do tematu.  Koniec niepotrzebnej dywagacji i wróćmy do tematu.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Ps. nie prosiłam o odsyłacze do artykułów w gazecie, ale Twoje zdanie na temat straych produkcji.  Chwal stare produkcje, opowiedz o ich dorbych stronach, miast sarkać.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Okej zakopujemy topory ;) Chwalę i polecam zatem:

Z klasyki zdecydowanie wszystkie w zasadzie odcinki The Twilight Zone z lat 1959 - 1964 z Rodem Serlingiem jako narratorem. Czarno-białe, często w stylistyce bliskiej heh Teatru Telewizji, kiedy indziej ze szczyptą vintage sci fi w stylu "Plan Nine...". Odcinki takie jak "Black Leather Jackets", "King Nine will not return" czy mój ulubiony "Third planet from the sun" to (jak cały serial) osobne krótkie historie, które każdy miłośnik dobrej klasycznej fantastyki powinien zobaczyć.

A skoro o kiczu i "bece"mowa: "Supervan", film klasy B z 1977 - bzdurna błaha opowiastka o młodym fanie subkultury vanowej. Romans, pościgi i prezentacja tego specyficznego kultu, jakim od końca lat 60-ych furgonetki darzone były w USA, a także w Europie Zachodniej i UK. Tytułowy Supervan to napędzany energia słoneczną (sic!) futurystyczny pojazd posiadający m.in. lasery i genialną linię autorstwa Georga Barrisa (to ten od Batmobila z lat 60-tych i niektórych aut Elvisa).

Przyczajony użyszkodnik

Dziękuję. Oto mi właśnie chodziło:) Teraz jest z czym się zapoznać i wzbogacić swoją wiedzę o kinie:)

A jeśli o sf mowa... W pamięci mam taki jeden film, horror chyba. Pamiętam z niego takie małe paskudztwa. Wyglądały jak płaszczki i te swoje okropne ogony wbijały ludziom w podstawę czaszki i chyba przejmowały nad ludźmi kontrolę. Nie pamiętam szczegółow, bo widziałam ten film z 15 lat temu, ale zapadł mi w pamieć. Kojarzę też scenę z dwoma facetami naprzeciwko siebie, gdy jeden otworzył usta, a z nich w stronę ust/języka tego drugiego wystrzelił język jak u węża. Wie ktoś, co to za film?

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Marsylko zainteresuj się filmem "Galaxy Quest" z 1999 roku. To komedia o bohaterach starego serialu science-fiction, którego nikt nie chce już oglądać.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Postaram się jak najszybciej go obejrzeć:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Marsylka, mówisz chyba o jednym z odcinków "The Outer Limits", ale pewien nie jestem. Czas projekcji by się zgadzał. Nawiasem mówiąc jedna z najlepszych serii, której tematem przewodnim byłaby Inwazja Obcych (jeden z odcinków to przecież słynne "Piaseczniki").

Nie wiem, ale zdaje mi się, że był to film.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Na TVP Kultura ostatnio chętnie puszczają popołudniami naszą rodzimą SF. Wczoraj Golem, Dziś Wojna Światów - Następne stulecie, jutro O-bi, O-ba. Koniec cywilizacji.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Będę musiała tam zajrzeć. O ile mam ten kanał;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Już po grzybkach, skończyli puszczać SF. :P Ale kanał wart oglądania, bo w porównaniu do pozostałych prezentuje naprawdę świetne rzeczy (choćby animacje czy dokumenty muzyczne), w dodatku materiały które w innych stacjach nigdy nie przeszłyby przez cenzurę obyczajową.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No mam ten kanał na szczęście, więc będę go śledzić:) Może znajdę coś wartego uwagi:) Brakuje mi ostatnimi czasy dobrego kina:)

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Stare SF oczywiście bawi. Głownie dlatego, że to nigdy nie był gatunek poważny. Kosmos 1999 - coz, nic innego w TV nie latało wtedy, więc człowiek oglądał. A taki Star Trek - jakos do dzisiaj wydaje mi się, że pierwszy był najlepszy! Co odcinek nowy pomysł i "gumowe potwory" występowały dużo rzadziej niż w następnych częściach. W porownaniu z pierwszym Star Trekiem dopiero zawartosc wspolczesnego SciFi Channel bawi ;P

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Nowa Fantastyka