- Hydepark: PROBLEM - życie w ciemności

Hydepark:

PROBLEM - życie w ciemności

Witam. Piszę opowiadanie i zmagam się z kilkoma problemami: czy dziecko żyjące przez kilka lat (od urodzenia) w ciemności, ewentualnie przy BARDZO znikomej ilości światła byłoby w stanie żyć na powierzchni w normalny sposób? Czy musiałoby unikać światła słonecznego? Jest to dziecko kilkutetnie. Drugie pytanie: czy mężczyzna, który urodził się w normalnym świecie, ale spędził kilka (4-5) lat w ciemności po ponownym spotkaniu ze światłem słonecznym mógłby mieć jakieś problemy? Czy po wyjściu na świat mogłyby pojawić się jeszcze jakieś kłopotliwe kwestie, związane np. z jedzeniem (wcześniej bardzo prymitywny, surowy pokarm), przystosowanie społeczne dziecka? Dodam, że oprócz ciemności żyli oni w wilgoci.

Komentarze

obserwuj

Co do światła,to sądzę, że pierwsze byli trochę oślepieni, a po jakimś czasie ich oczy przystosowałyby się. Co do psychologii to małe dziecko powinno to znieść zadziwiająco dobrze (jako nowe doświadczenie), mężczyzna zaś, jeśli wcześniej żył normalnie, też powinien się przyzwyczaić. Jeśli chodzi o resztę pytań to sądzę, że to zależy, czy żyli w jakimś społeczeństwie (i jakim) czy po prostu w więzieniu - czy w tunelach, czy w lochu. Pamiętam jak Sapkowski w którejś części trylogii husyckiej opisywał, jak można było rozpoznać byłego więźnia - instynktownie zasłaniał on jedną ręką półmisek z potrawą podczas wieczerzy.

Aczkolwiek nie jestem żadnym specjalistą, toteż mogę się mylić. 

Dziękuję za odpowiedź:) "Społeczeństwo" trójosobowe, pobyt niedobrowolny, bez możliwości wydostania się. Dodatkowo przez 24 godziny na dobę (o ile w takiej sytuacji ktoś może myśleć w kategoriach doby) żyjący w uczuciu niepokoju/strachu. Sama myślę, że to mogłoby mieć jakiś wpływ. Miejsce wilgotne, brudne, zupełnie nieprzystosowane do zapewnienia warunków mieszkalnych.

Istnieje teoria (z tego co wiem nie jest jeszcze do końca sprawdzona), że jeśli dziecko od urodzenia mieszkałoby w ciemności, rozwinęłoby się podobnie jak zwierzęta, prowadzące nocny tryb życia. W tym sensie, że miałoby bardziej wyczulone zmysły, a wzrok nie rozwinałby się tak dobrze jak w przypadku życia na powierzchni, ze względu na mniejszą użyteczność w środowisku bez światła (byłby jednak bardziej czuły na światło, przy czym mogłaby częściwo zaniknąć zdolność postrzegania barw). Takie dziecko mogłoby żyć na powierzchni w normalny sposób, jednak musiałabyś wziąć poprawkę na to, że jego wzrok byłby bardzo wrażliwy na światło słoneczne, tym samym poruszanie się po ulicach za dnia bez żadnej konkretnej ochrony wzroku, skończyłoby się częściowym, jeśli nie całkowitym oślepieniem.

O wiele mniejszy problem byłby z mężczyzną. Jeśli urodził się w normalnym świecie, rozwinął się w sposób przystosowany do normalnego oświetlenia. Po spędzeniu kilku lat w ciemności na pewno po ponownym zetknięciu ze światem zewnętrzynym potrzebowałby czasu na ponowne przystosowanie się, jednak koniec końców byłoby to tylko przypomnienie i "odkurzenie" mechnizmów wykształconych wcześniej. Dziecko urodzone w ciemności w ogóle takich mechanizmów nie miałoby wykształconych.

Jeśli chodzi o pożywienie, sytuacja miałaby się podobnie jak w przypadku oświetlenia. Jakiekolwiek zmiany diety - jeśli w ogóle by się przyjęły - musiałby być aplikowane stopniowo i z rozsądkiem. No chyba, że dodasz element magii, który jakoś załagodzi szok nagłej zmiany diety, ale to byłoby już trochę oszustwo.

To rzeczywiście mogliby być trochę skrzywieni. Ba, nawet bardzo. Myśle że najgorszym problemem nie byłoby światło, lecz ich stosunek do innych ludzi. Dziecko byłoby do uratowania, ale sądzę, że mężczyzna jak nic wylądowałby u czubków. Są pewne granice tego, co może wytrzymać człowiek.

W każdym razie czekam co inni powiedzą.

Brak światła w najwcześniejszym etapie rozwoju (od urodzenia) doprowadziłby do niewykształcenia się połączeń nerwowych w ośrodku wzrokowym, konsekwencje tego mogłyby być ogromne. Zaryzykuję niefachowe stwierdzenie, że takie dziecko miałoby problem z rozpoznawaniem kształtów, z uczeniem się i byłoby ogólnie niedorozwinięte.

Dziecko urodzone w ciemnym / bardzo słabo i sporadycznie oświetlanym pomieszczeniu i tam dorastające przez pięć lat miałoby niedorozwinięty, najogólniej mówiąc, zmysł wzroku. Zmiany epigenetyczne mogłyby (przypuszczenie, bo tak nieludzkich eksperymentów nikt nie porzeprowadzał) upośledzić syntezę opsyn tak dalece, że widzenie ograniczyłoby się do skali szarości, a może nawet do jedynie rozróżnienia światło / ciemność. To drugie upośledzenie mogłoby wyniknąć ze swoistego niedorozwoju kory wzrokowej --- brak bodźców mógłby spowodować (chyba) nawet takie zubożenie sieci połączeń międzyneuronalnych, że kora byłaby de facto zdegerowana, powstrzymana w rozwoju. Najprawdopodobniej --- raz na zawsze...

Readaptacja wzroku mężczyzny najprawdopodobniej nastąpiłaby, ale w dłuższym czasie i przy kontrolowaniu tego procesu, ale też trzeba mieć na uwadze możliwość trwale upośledzających zmian w korze i siatkówce.

Jedno i drugie łączy się silnie z kwestią odżywiania. Niedobrowolne odosobnienie to, bez eufemizmów, lochy. Ograniczenie ruchów do bardzo małej przestrzeni, brak światła, wilgoć, brud, niskokaloryczne i nieprawidłowe odżywianie --- byle więzień nie zdechł przed czasem. A witaminy, aminokwasy dostępne tylko w mięsie? Efekt: niedorozwój ruchowy dziecka, krzywica jak w banku, upośledzenie układu trawiennego.

Daj sobie spokój z pakowaniem niemowlaka do lochów. Nie przeżyje... Na więziennym wikcie z czasów ciemnic skapieje, bo przecież nawet matce zabraknie pokarmu, a "pysznych i odżywczych" zupek na niczym warzonych nie przyswoi.

Poza wcześniej wymienionymi negatywnymi skutkami dorzuciłbym niedobór melaniny u dziecka. Na skutek rozwoju organizmu w ciemnościach mogłoby przypominać pod pewnymi względami albinosa. Na pewno łatwiej by mu był o oparzenia słoneczne, zwłaszcza w okresie przystosowawczym do życia na powierzchni. U dorosłego ta sytuacja nie jest aż tak groźna.

Kolejną sprawą są wieloletnie niedobory witaminy D w organizmie. Dziecko może mieć krzywicę, a dorosły osteomalacje.

Pod względem fizycznym dziecko nigdy nie będzie jak zdrowi rówieśnicy z powierzchni. Samo to będzie miało wpływ na jego psychikę.

Szansa na przeżycie niemowlaka w lochu jest mizerna.

Warto też wspomniec o wzorcach proksemicznych, tu znów dzieciak mialby gorzej, dorosly by się dostosował. Dzieciak miałby problem z poruszaniem sie w dużych przestrzeniach, nie czyłby sie tam bezpiecznie, wręcz czułby zagrożenie. Takie miejsca wywoływałby u niego strach i panike. najpewniej czułby sie w małych pomieszczniach. Pewnie w kątach, pod biurkiem, stołem etc. Do jedzenia też musiałbym się przyzwyczajać stopniowo.

Dzięki wielkie za takie obszerne i dokładne wypowiedzi! Na pewno się przydadzą, teraz muszę pomyśleć tylko konkretnie o rozwiązaniu kwestii przeżycia niemowlaka. Bo zarzucić całego pomysłu nie chciałabym :( A, jeszcze dla sprostowania: nie, tu naprawdę nie chodzi mi o lochy.

Powiedzmy jeszcze, że jeśli nie są to lochy, tylko środowisko względnie otwarte (tylko nieoświetlone), w którym bohaterowie odżywiają się względnie regularnie i względnie wartościowo i mają pod dostatkiem możliwości ruchowych, bodźców słuchowych czy dotykowych, myślę że rozwój dziecka byłby możliwy. Jeśli natomiast środowisko dostarczałoby niewielkich ilości światła, a nie było całkowitą ciemnicą, mózg dziecka mógłby porzucić rozwój widzenia fotopowego, na rzecz lepszego rozwoju widzenia mezotopowego i skotopowego. Niemniej jednak, to wszytsko są tylko teorie, które w oczach specialistów mogą zakrawać na herezję

(...) nie chodzi mi o lochy.

Wcześniej: pobyt niedobrowolny, (...).

Wiesz, zbyt zawoalowane wypowiedzi wprowadzają w błąd, a wtedy otrzymujesz obarczone znaczącymi błędami sugestie. Boisz się podkradnięcia pomysłu? Z mojej strony nie grozi...

Z mojej również. Młody jestem i mam za dużo własnych, aby kraść cudze. Ha!

Nie boję się podkradnięcia pomysłu. Po prostu jest możliwośc, że kiedyś będę chciała opowiadanie opublikować na stronie. Nie będzie to raczej miało miejsca zbyt prędko (chcę możliwie jak najlepiej dopracować opowiadanie, na razie mam tylko zarys, poza tym genialne pomysły "z chwili" po jakimś czasie stają się dla samego autora bardzo banalne, chciałabym tego uniknąć), więc mam nadzieję, że do tego czasu zatrą się choć trochę wspomnienia o tym o co dzisiaj pytałam, bo trochę zdradzałoby to fabułę. A gdybym wymieniła konkretne miejsce, ktoś mógłby prędzej zapamiętać, ponieważ jest to miejsce dość charakterystyczne. Dlatego podałam jedynie opis miejsca, a nawet i w ten sposób otrzymałam ogromną pomoc, większą niż się spodziewałam, przyszły kolejne pomysły, za co OGROMNIE dziękuję. I mam nadzieję, że nie wyszłam na zbyt "zadufaną" osobę, która liczy na to, że wszyscy będą pamiętać o niej, o jej opowiadaniu i jej "nie-lochach". Pozdrawiam serdecznie!:)

Nie wyszłaś, nie. Przynajmniej nie w moich oczach. Powodzenia!

Nowa Fantastyka