- Hydepark: Taniec ze smokami - co dalej? - UWAGA, SPOJLUJĄ!!!

Hydepark:

książki

Taniec ze smokami - co dalej? - UWAGA, SPOJLUJĄ!!!

Przed kilkoma dniami skończyłem czytać 2 cz. "Tańca ze smokami" mistrza Martina i mam co do tej pozycji mieszane uczucia. Książka, na którą najwierniejszym fanom przyszło czekać jakieś 6 lat ( mi jakieś 2 ), pochłonęła mnie bez reszty, ale czy rzeczywiście jest tak dobra, jak tego można było oczekiwać? Czytałem kilka recenzji, sporo komentarzy i wielu zarzuca Martinowi zbytnie rozciąganie wątków. Rzecz jasna, można to tłumaczyć tym, że poświęcił sporo miejsca na rozbudowę i tak już ogromnego świata ( np. te nieszczęsne wina, których opisy potrafił dać w kość ), ale z drugiej są też rozdziały, które czyta się jednym tchem. Na pewno trudno utrzymać równy poziom we wszystkich rozdziałach, szczególnie biorąc pod uwagę długość całej serii, a także długość poszczególnych tomów, ale czy te nudniejsze rzeczywiście były potrzebne?

 

 

Zakładam ten temat, bo zauważyłem, że jest na tej stronie kilku fanów Pieśni Lodu i Ognia i szczerze powiedziawszy liczę na wasz odzew. Jestem ciekaw opinni wszystkich tych, którzy jak ja z wytęsknieniem czekali na tę książkę i gotowi są podzielić się swoimi wrażeniami.

 

Z góry zaznaczam, że najbardziej interesuje mnie dyskusja na temat ostatniego rozdziału Jona Snow, bowiem owy bękart jest moim ulubionym POVem i jego losy najbardziej mną wstrząsnęły. Ale wszystkie inne wątki, które wydają się ciekawe i warte poruszenia będą mile widziane. Może razem uda nam się rozwikłać kilka tajemnic mistrza :)

 

Kończę, zapraszam do dyskusji, i po cichu liczę na odzew większy niż pod moimi opowiadaniami ;p

Komentarze

obserwuj

Im dłużej czytałem tę książkę, tym bardziej byłem nią rozczarowany, a pod koniec - wręcz znudzony. Zdecydowanie za dużo Danaerys, z którą przez pół książki praktycznie nic się nie dzieje, a mimo tego mowa o niej w co trzecim rozdziale. Generalnie ok. 2/3 książki (mam na myśli cały Dance with Dragons) nabrałem wrażenia, że akcja utknęła i za cholerę nie chce się ruszyć do przodu. Może autorowi zabrakło pomysłów?  A może właśnie cierpi na ich nadmiar...

Przyznam szczerze, że najciekawsze dla mnie wątki to wydarzenia wokół Żelaznego Tronu (King's Landing i okolice) oraz Ściana. Zwłaszcza tego pierwszego w książce prawie nie ma (zaledwie kilka rozdziałów w drugiej połowie), a i wydarzenia na Północy, z początku jeszcze interesujące, stopniowo (zwłaszcza od wyruszenia Stannisa przeciw Boltonom) tracą impet i też robią się flakowate.

Nawet mój absolutnie ulubiony Tyrion Lannister nie był już tak zabawny, jak w poprzednich tomach. Czy tylko ja mam wrażenie, że dowcip mu tępieje z tomu na tom? Czy może po prostu się przejada? Co do Jona Snow (mojego drugiego ulubionego POV-a), jestem w kropce. Jeżeli naprawdę zginął, to nie pozostaje mi nic innego, jak śmiertelnie obrazić się na autora i zarzucić lekturę (o ile w ogóle dożyje wydania kolejnego tomu :p), a jeśli jednak nie - to mamy klasyczny motyw "zabili go i uciekł", czyli coś, czego zazwyczaj nie trawię.

Jedyne co można zaliczyć na plus, to to, że fabuła, która od jakiegoś czasu zmierzała w bardzo wyraźnym i przewidywalnym kierunku (Danaerys wraca do Westeros na smoczym grzbiecie jako prorokowany Azor Ahai), o tyle z każdym kolejunym rozdziałem Tańca... ten scenariusz staje się coraz bardziej wątpliwy. Nie zmienia to niestety faktu, że dla mnie książka była (zwłąszcza pod koniec) mocno flakowata. Obawiam się, że przed zakupem kolejnego tomu, przeczytam jednak jakieś recenzje (dotychczas - od chwili obejrzenia serialu HBO - kupowałem w ciemno i bez zastanowienia).

Przede wszystkim dzięki Ci wielkie za ten wpis Clodzie, nie wiem jakim cudem umknęła mi wiadomość o premierze drugiego tomu "Tańca ze smokami"!? Ale już wiem i nadrobię! A jak już nadrobię, to wrócę!:D Jedyne co mogę powiedzieć, to kilka słów o tomie pierwszym, faktycznie wrażenie spowolnienia akcji mocno daje się we znaki, sama nie wiem, niby czyta się jednym tchem, ale już bez zachłyśnięcia. Chociaż zauważyłam taką tendencję, że w jednej(zwykle pierwszej) części każdego tomu, są wątki rozkręcające, gdzie dużo smędzenia, a  w kolejnej czysta akcja. Nie ma nikt takiego wrażenia? Poza tym nie jest łatwo utrzymywać równy poziom tak rozległej powieści, w końcu musi coś przykuleć, pan Martin też się przecież starzeje, niczym tak często i gęsto opisywane przezeń wino, z tym że autor nie zawsze z wiekiem tak jak trunek..

Ja nie odebrałem tego aż tak źle, ale również odczuwałem znużenie podczas lektury, szczególnie jeśli chodziło o pierwszym tom ( kończy się na rozdziale, w którym Danka bierze sobie do wyra Dariusza ). Gdybym miał wskazać coś, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to oczywiście młody Gryf, który okazał się być kimś o wiele ważniejszym, niźli można się było spodziewać. Powinienem nabrać podejrzeń do całej sprawy, wszak motyw morderstwa na dzieciach Rhaegara i Elii z Dorn był tak wiele razy powtarzany, że coś musiało się za tym kryć. Podoba mi się też postać Jona Canningtona i mam nadzieję, że Martinowi uda się wykorzystać potencjał tych postaci.
W drugim tomie było już troszkę lepiej, szczególnie, że wróciło kilka postaci, za którymi wprost przepadam. Nie mniej, jeśli chodzi o Tyriona, to rzeczywiście troszkę mu żart siada, ale ile razy można się śmiać z tych samych, już raczej oklepanych motywów? ;) Mimo wszystko, jego rozdziały zwykle nie były jakoś specjalnie złe.

Uwaga na spoilery!

Jeśli zaś chodzi o Jona, czy zwróciłeś, drogi Świętomirze, swą uwagę na opis okoliczności w którch przyszło mu zginąć? Na kilku forach ten temat był poruszany i wiele osób wskazuje jego nietypowe odrętwienie ( w chili, gdy sięgał po Długi Pazur ) jako ingerencję jakiejś siły wyższej ( często w tej roli wskazywany jest Bran, który pod okiem Bloodravena miał posiąść już takie umiejętności ). No i jeszcze sławetne "dymiące rany", gdzie słowo dymiące ma być kluczem wskazującym, że w bękarcie Starka drzemie ogień, to właśnie z niego czyniąc Azora Ahai ;) Wydaje mi się, że coś może w tym być, wszak Martin lubi takie gierki. Pozostaje też kwestia matki Jona, którą jednak nie jest Ashara Dayne ( co zostało wyjaśnione ), co wskazywałoby na to, że teoria głosząca, że Jon jest synem z związku Rhaegara i Lyanny, jest prawdziwa. Co do samego Jona, jestem pełen nadzieji, ba, prawie pewien, że on będzie żył, choć nie wiem w jakiej postaci i roli ;)

A następny tom i tak kupię w ciemno, co by się miało nie dziać ;P

A pojawiła się może chociaż na chwilę Arya i sławetne zgrupowanie Ludzi Bez Twarzy? Wyszukuję ich w każdym kolejnym tomie i nie mogę się doszukać:(

Pojawia się w drugiej części.

Jeśli się nie mylę to były jej dedykowane dwa rozdziały. Trochę mało, ale już można zacząć się domyślać w jaką stronę będzie podążała ta postać. W całości były kilka istotnych powrotów i tak naprawdę z najważniejszych POVów, które były istotne od pierwszego tomu, zabrakło Sansy - choć ja nad tym specjalnie nie ubolewałem. Jednakże z drugiej strony, chciałoby się wiedzieć, co też knuje Littlefinger i jak chce wykorzystać Dolinę Arynów.

co też knuje Littlefinger i jak chce wykorzystać Dolinę Arynów.
No, toć to oczywiste! Chce tam zrobić burdel. ;D

Aryi jest mało, co mnie dziwiło trochę, ale nie powodowało ubolewania, gdyż od samego początku uważałem tę postać i wątek z nią związany za drętwe. :p Sansa też zawsze była kiepska (jedna z czołowych idiotek powieści, tuż za Cercei, choć za tą ostatnią akurat przepadam).

W moim odczuciu drugi tom był właśnie jeszcze gorszy od pierwszego. Dopiero w kilku ostatnich rozdziałach coś się zaczyna dziać. "Odnajduje się" Danaerys, ginie Quentyn (szkoda!), Victarion zbliża się do celu, Tyrion odzyskuje wysoką pozycję, a do Westeros powraca wojna. No i ginie Snow, a zaraz potem i Kevan. Epilog wyjtkowo bardzo mi się podobał; być może pozwala to żywić nadzieję względem kolejnej książki (którą być może będziemy mogli w testamencie polecić wnukom, bo sami jej wydania raczej nie doczekamy... ;p). W odróżnieniu od Tyriona (nie napisałem, że jego rozdziały były złe, tylko "nie tak doskonałe, jak zwykle"), Varys jak zwykle stanął na wysokości zadania i rozbawił mnie do łez. :p

 Przyznam, że nie zwróciłem uwagi na te dymiące rany. Pewnie uznałem je za zwykłą, niewiele wnoszącą metaforę. :p Czy Jon może być Azorkiem? Może i tak, chociaż w bajkę o jego pochodzeniu od Lyanny i Rhaegara nie jestem skłonny wierzyć. Zwłaszcza od czasu wizyty Davosa na Siostrach, gdzie wyjaśniło się co nieco w sprawie sławetnego romansu Neda Starka. Czy mógłby on podać swego siostrzeńca za własne dziecko, zdradzając tym samym tajemnicę swej zdrady, która inaczej nigdy by się nie wydała? Rozumiem, że w swej szaleńczej uczciwości mógłby chcieć odpokutować w ten sposób za swój występek, ale dlaczego kosztem cierpień małżonki? Nie wydaje mi się to wiarygodne. Poza tym, o ile pamiętam, Lyanna została zamordowana natychmiast po zgwałceniu, więc nawet jeśliby wonczas zaszła w ciążę, to donosić jej i tak nie byłaby w stanie.

"Zwłaszcza od czasu wizyty Davosa na Siostrach, gdzie wyjaśniło się co nieco w sprawie sławetnego romansu Neda Starka."
Będę musiał sobie przypomnieć ten fragment, bo jakoś specjalnie nie utkwił mi w pamięci, a to już dziwne, bo na wszystkie wątki związane ze Starkami jestem mocno wyczulony ;p
Jeżeli się nie mylę, to Lyanna miała zginąć w połogu, bądź od gorączki po porodzie. Prawda, łóżko było zakrwawione, ale to chyba normalne, gdy wydaje się na świat dziecko. Nie jestem też przekonany, co do "gwałtu". Nie wydaje mi się, by Lyanna miała się opierać sławetnemu księciu o srebrnych włosach i fioletowym wejrzeniu. Choć po tym, czego dowiadujemy się od jednej północnej Pani ( w rozmowie z Theonem zdradza, że Brandon Stark, starszy brat Neda i Lyanna nie byli tacy kryształowo czyści, jak sam Eddard - to też wydało mi się ciekawe ) można snuć przypuszczenia, że to Lyanna uwiodła Rhaegara, bo która to panna nie chciałaby ujrzamić w swym łożu smoka? ;p No i jeśli w końcu wziąć pod uwagę ile czasu minęło od "porwania" podczas turnieju do rebelii Roberta, otrzymujemy wystarczający długi okres czasu, aby w brzuchu wilczycy wyrósł mały futrzasty smok ;)
Za cholerę nie mam pojęcia, jak rozwiąże to Martin, ale musi dać odpowiedzieć na to pytanie, bo inaczej wiele fanów zacznie polować na jego głowę ^^ A już od pochoddzenia abstrahując, to radzę przeczytać fragment o jego śmierci raz jeszcze, bo jawi się tam kilka trudnych do wyjaśnienia w racjonalny sposób zaagadek ;)

Co do samej końcówki, to rzeczywiście, rokuje ona nadzieję na więcej akcji w "Wichrach zimy", ale jeśli chodzi o śmierć Quentyna, to wydaje mi się ona, tak jak i cały jego wątek, troszkę wpleciony na siłe. Martin potrzebował po prostu jakiegoś silnego uderzenia, a spalenie księcia Dorne przez smoki raczej może się do tego zaliczać. Trochę mi było go szkoda, ale z drugiej strony to bardzko krótko mieliśmy z nim do czynienia.
Za to w pełni zgodzę się, że epilog był bardzo udany. Gdy wydawało się, że ser Kevan ( bodajże najporządniejszy z Lannisterów ) w końcu weźmie sprawy w soje ręce i naprowadzi Kings Landing i Cersei na właściwie tory, Martin wyjmuje asa z rękawa w postaci eunucha z grupką radosnych dzieci ^^ Tak zastanawiałem się, co się dzieje z Varysem i nagle bah, ten się pojawił.

Chyba coś nieuważnie czytałem, gdyż zawsze wydawało mi się, że Lyanna została zgwałcona, a potem zamordowana. Może to wina Roberta, któremu inny scenariusz raczej by się w głowie nie zmieścił. ^^ Jesteś w stanie powiedzić mi, w którym miejscu jest o tym mowa? Mógłbym wtedy rozwiać wszelke wątpliwości. Bo czytać całości od początku - z całym szacunkiem - na razie raczej nie będę. :p

Co do Quentyna i Kevana masz całkowitą rację, z jednym tycim wyjątkiem. Kevan nie jest najporządniejszym z Lannisterów. Biorąc pod uwagę specyfikę tego rodu, możnaby zaryzykować twierdzenie, że jest jego czarną owcą. :p Poza tym jest jeszcze Lancel, nie zapomnij o świątobliwym braciszku! :p

Ojej, tu nie chodzi o jedno miejsce w którymś z rozdziałów, ale o wiele relacji, które w całości budują taki obraz sytuacji. Gwałt i morderstwo - to oczywiście wersja Roberta, wszak musiał sobie dać pretekst do wszczęcia rebelii i zmłotowania Rhaegara nad Tridentem ;p Jeżeli jednak jesteś tym, a i innym wątkami zainteresowany, to mogę Ci podesłać na meila ( żeby tu nie robić kryptoreklamy ) link do pewnego polskiego forum o sadze Martina, gdzie możesz znaleźć naprawdę wiele interesującycch wątków i tematów. Zapewne zagadka porawania i śmierci Lyanny jest tam rozbuchana na kilkanaście stron, ale zaraz na samym początku powinny być wskazówki co do miejsc w tekście, które wskazują na to, że zamarła raczej w naturalny sposób, niźli z ręki smoczego księcia ;)

Nie chciałbym wyjść na fana Lannisterów, ale po śmierci Kevana zaczynam się obawiać o przyszłość tego rodu. Jak do tej pory to oni rozdawali karty, a Tywin, choć nie przepadałem za nim, był doskonałym przywódcą i miał rzeczywiste szanse w grze o tron, czego nie można powiedzieć o Cersei, która została odsunieta od władzy ( jak myślisz, rzeczywiście się zmieniła, czy tylko nosi maskę, aby odsunąc od siebie podejrzenia wielkiego wróbla? ), a otoczona ze wszystkich stron przez potrafiąca boleśnie pokolić róże. Nie wiadomo też, co stanie się z Jaimem. Ten wątek też ma potencjał, wszak powstała z martwych Catelyn, odmieniony Ogar, bliska śmierci Brienne i właśnie złotowłosy mogą stworzyć ciekawe przedstawienie ;) Reasumując, na dobrą sprawę nie ma teraz w Westeros Lannistera mającego realny wpływ na dużą politykę. Najwyższą pozycję, jak wspomniałeś, zdaje się mieć Tyrion, ale kto wie, kiedy, i czy w ogóle, powróci do swej ojczyzny.

Gwałt i morderstwo - to oczywiście wersja Roberta
Ów, a już się bałem, że wyssałem ją z palca. :p Podeślij link, jeśli łaska, podeślij, chętnie poczytam.

 Jamie jest postacią z olbrzymim potencjałem, ale moim zdaniem, jak dotąd, zupełnie niewykorzystanym. Jest ciekawą osobowością, alepóki co raczej mnie nudziła mimo tego. Chyba brakuje jej żywszego opisu, może akcji, a poże po prostu dowcipu braciszka. :p

I dobrze, że Lannisterowie updaną. Trzymają się na Żelaznym Tronie praktycznie od początku książki. Najwyższy czas na zmiany. :p Nie wierzę w przemianę Cercei. Ona się nie zmieni - jest za głupia na to. Wewnętrzna przemiana, niezależnie od innych warunków, wymaga pewnej mądrości, a ta kobieta jest tylko chodzącym kłębkiem fobii i pożądań. Ale właśnie za to ją lubię. W swym idiotyzmie jest aż zabawna. :p Żelazny Tron tymczasem opanują pewnie Tyrelle, ale na jak długo? Czy naprawdę mają szanse oprzeć się Złotej Kompanii z jednej i krwiożerczym Greyjoyom z drugiej strony? Czy naprawdę mogą liczyć na wierność (hłe, hłe, hłe) Freyów i Boltonów?

Poza tym póki nie zobaczę, nie uwierzę, że Stannis powiedział już swoje ostatnie słowo. Prawdę mówiąc, od Starcia Królów trzymam za niego kciuki. To kolejna postać z ogromnym potencjałem, zasługująca na znacznie lepsze wyeksponowanie i opisanie. Aż szkoda, że Martni najwyraźniej jest innego zdania. :p

Ja z chęcią czytałem wszystkie rozdziały Jamiego, najpierw, żeby napawać się jego bólem po stracie ręki, ale potem mój stosunek do niego uległ zmianie. Jego siostra bliźniaczka rzeczywiście wydaje się być zbyt głupią, ażeby mogła zmienić się na lepsze, ale Jaime, oprócz wyglądu, ma więcej wspólnego, moim zdaniem, z Tyrionem niż z Cersei. Po stracie dłoni zrozumiał, czym, czy raczej kim był do tej pory i choć cała jego zmiana wydawała mi się nieco zbyt szybka i nieco naciągana, tak jestem ciekaw, jak długo wytrzyma w swych postanowieniach i czy nie przyjdzie mu zginąć wkrótce po tym, jak wkroczył na honorową ścieżkę ;p

Czyżbyś chciał, aby Stannis dostał swojego POVa? Mi w jego postaci podoba się najbardziej właśnie to, że nie mamy bezpośredniego wglądu w jego myśli. Widzimy go tylko oczyma innych postaci, trzeba więc składać jego postać "do kupy" zaledwie ze strzępków informacji, ale to daje tak wielkie pole do popisu, jeśli chodzi o interpretacje jego zachowań i niejednorodny obraz samej postaci. Według mnie, Martin bardzo dobrze robi, że nie odkrywa wszystkich kart związanych z młodszym bratem Roberta, a i jestem pewien, że Stannis ma jeszcze coś do zrobienia, jeśli chodzi o całą sagę ;)

Nie Stannis, nie musi być POVem, żeby było go więcej. Masz rację, że ukryty za myślami i opiniami innych bohaterów jest ciekawszy. Ale nie zmienia to faktu, że jest postacią drugoplanową, by nie rzec: "poboczną" w całej serii. Trochę jak taki tolkienowski Saruman: niby ważny gracz, ale jakoś go mało. :p Podobna uwaga tyczy się Melisandry, która dostała swojego POVa na jeden rozdział - i ten rozdział faktycznie bardzo wiele wyjaśnił w jej postaci. Może nawet nazbyt wiele?

Nawiasem mówiąc, co mi się mało podoba w Tańcu..., a czego wcześniej nie bywało, to porzucenie przez autora konselwencji w sprawie POVów, którą utrzymywał we wcześniejszych tomach. Pojawia się cała masa nowych, przelotnych, "POVów jednego-dwóch rozdziałów" (Melisandre, Selmy, Quentyn). Co do Victariona, Ashy i Connightona można mieć wątpliwości, czy zaliczają się do tej kategorii - prawdopodobnie przyczyną faktu, że mają tylko po dwa bodaj rozdziały, jest ogromny rozrost wątków, który sprawia, że całość się trochę rozjeżdża.
Drugą sprawą jest niekonsekwencja w tytulaturze niektórych rozdziałów. Zwłaszcza w przypadku Aryi i Theona - ich określenia w tytułach rozdziałów zmieniają się w zależności od poczucia tożsamości bohatera. I o ile w przypadku Theona ma to sens, bo czytelnik nie od razu dowiaduje sie, że Reek to właśnie Theon, o tyle w przypadku Aryi jest to zwyczajnie niekonsekwentne, jakby autor dopiero gdzieś w ferworze pisania wpadł na pomysł, że możnaby jej zmieniać tytuły w zależności od jej aktualnego poczucia tożsamości.

Wreszcie jest szereg takich postaci, których rozdziały w ogóle się są tytułowane imiennie, ale przez inne, najczęściej zmienne, określenia, co burzy konsekwencję. Są to głównie postaci wprowadzone jako POV dopiero w Tańcu...: Selmy, Quentyn, Connighton, Victarion etc. Miało być nawiasem, a zrobił się z tego wątek na pół posta... :p

Jak dla mnie robi się nudnawo, mnoży wątki, morduje kolejnych i do niczego to nie prowadzi.
Gra o tron trwa ale jak dla mnie saga powinna gdzieś zmierzać.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Oczywiście, niczym rzeka. Rzeki też czasem rozlewają się w bagniska, co nie znaczy, że tracą nurt i ujście. :p

@dj Jajko - sam Martin przyznał w jednym z wywiadów, że całość podczas pisania rozrosła się dużo bardziej niż tego początkowo oczekiwał. Jeśli dobrze pamiętam, wspominał też coś o tym, że już bardzo chciał skończyć Taniec, w którym miał zamiar zawiązać wszystkie wątki, aby w Wichrach przejść już do ich rozwiązywania. Brzmiało to jak obietnica, że następna książka skupi się już na akcji i wydarzeniach, które będą miały wyraźny wpływ na całą historię. Ciekawe tylko, czy i kiedy mu się to uda napisać ;)

@Świętomir - po raz kolejny muszę się zgodzić. Dużo bardziej podobała mi się formuła przyjęta od poczatku i trwająca mniej więcej do końca Nawałnicy Mieczy. Jeśli dobrze pamiętam, to proceder z dziwnym nazywaniem rozdziałów miał swój początek w Uczcie dla Wron ( gdzie chociażby rozdział Arienne brzmiał jakoś 'Twórczyni królowych' ). Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo mocno, ale nie bardzo rozumiem, czemu miało to służyć. Z początku myślałem, że będzie się to tyczyło rozdziałów tych mniej ważnych postaci, ale skoro Aryia i Theon dostali już swoje 'przydomki', moja teoria legła w gruzach. Zamiast wymyślać te dziwaczne tytuły, powinien się lepiej skupić na tym, aby same rozdziały były dobrze napisane i cokolwiek wnoszące do głównej fabuły.

'Twórczyni królowych'
Ilekroć widzę takie potworki, cieszę się, że ominąłem tłuamczenie... The Queenmaker przynajmniej jeszcze jakoś brzmi. :D

Ja do pracy tłumacza nie mam większych zastrzeżeń, a choć angielski znam, to raczej nie w wystarczającym stopniu, żeby w pełni czerpać z ksiązki w orginale ;p
Coś mi się wydaje, że zmonopolizowaliśmy wątek i przytłoczyliśmy przydługimi wypowiedziami, bo już nie widać chętnych do dyskusji ;p

Ja do pracy tłumacza nie mam większych zastrzeżeń, a choć angielski znam, to raczej nie w wystarczającym stopniu, żeby w pełni czerpać z ksiązki w orginale ;p
Ja też, jak widać, skoro tyle mi umknęło. Ale dużo języka się nauczyłem w trakcie. Zwłaszcza słownictwa historycznego, ale także kilku idiomów i frazeologizmów, które zdają mi się - jak szukałem po internecie - zupełnie we współczesnej angielszczyźnie powszechne, a o których podczas lekcji angielskiego w szkołach nigdy nie słyszałem.

Ano zmonopolizowaliśmy. Nie mów, że nie przewidywałeś, ża tak się to skończy. :p 

Szczerze, to miałem nadzieję, że ktoś się jednak dołączy ;p Dobrze pamiętam, że kilka osób pozytywnie reagowało na wspomnienie o prozie mistrza, ale chyba nie mieli czasu/chęci/pomysłu, aby dorzucić czegoś od siebie do dyskusji. A szkoda, bo liczyłem na przemyślenia innych osób, bo akurat Pieśń zawiera tyle wątków, tajemnic i niedomówień, że tematów do dyskusji nie powinno zabraknąć ;p

Spokojnie, jeszcze przyjdą. Ostatnio, jak sam pewnie zauważyłeś, ruch na forum niewielki. ;)

Czytałem po angielsku. Fakt, że Taniec trochę rozczarowuje, wiele rzeczy rozwleczonych i masakryczne cliffhangery. Niemniej, wierzę, że Martin jeszcze w paru rzeczach zaskoczy. Bardzo ciekawy wątek Davosa i Victariona (od tego tomu polubiłem Ironmanów). Swoją rolę do odegrania - co zostało zasugerowane bardzo wyraźnie, choć delikatnie - mają córka Stanisa i jego błazen Patchface (który od początku wydał mi się bardzo intrygującą postacią, a teraz również jego niezwykłość zasugerowała wprost Melisandra). Strasznie to wszystko rozgrzebane, no ale może jakoś dwóch podwójnych tomach się Martin wyrobi :)

Wyrobić się wyrobi. Ja bym się martwił, czy będzie to za naszego życia. Tak, wiem, że facet jest starszy pewnie od większości z nas, nawet gdyby zmarł przed nami, nie byłby pierwszym wydawanym pośmiertnie. :p

Jestem już mniej więcej w połowie, to mogę się dołączyć do dyskusji:) Jedna sprawa nie daje mi spokoju, w wątku Aryi, przy jej pierwszym "zleceniu" mowa jest o tym, że Ludzi Bez Twarzy nie można wynająć. Są sługami boga i nie mają wpływu na to kogo zabiją,a już napewno nie robią tego dla "pełnej sakiewki" Tyle, że w tomie pierwszym przedstawiono ich jako najemnych zbirów, a Ned Stark miał zająć się napusczeniem ich na Daenerys i jej dziecko. Czyżby się więc po drodze przekwalifikowali?

Wogóle wątek ten, z początku najmocniej mnie intrygujący (wprost przepadam za takimi tajnymi zrzeszeniami), systematycznie traci urok. Może i jeszcze czymś zaskoczy, ale tracę na to nadzieję.

Co do innych wątków, przy ostatnim tomie już się cieszyłam, że wreszcie wykończą Cersei, a tu przykra niespodzianka, oszczędzili ją. Stanowczo za długo już się trzyma, niepodobne to do Martina:) Tym bardziej, że z tomu na tom systematycznie traciła swą pozycję. Może autor postanowił zrobić z niej jeszcze użytek.

Daenerys uciekająca na smoku nieco mnie rozbawiła, jakoś mi to nie pasuje do całej scenerii (jeszcze nie wiem, w jaki sposób się odnalazła), takie zbyt no nie wiem, może trywialne?

A jak wam się widzi Daario Naharis? Wykończą go czy nie? Osobiście podoba mi się ta postać, chyba najbardziej nieokiełznana i nieokrzesana, można się po nim spodziewać czegoś szalonego, albo i absolutnie niczego. Z kolei Jorah Mormont mógłby już odejść na emeryturę, jego motywacja pod tytułei "stracił głowę dla pary cycków" jest w moim odczuciu mocno niestrawna!

Choć Aryia nigdy nie była moją ulubienicą, to jej rozdziały czytałem nawet z pewnym zaciekawieniem ( w przeciwieństwie do większości tych jej siostry ) i muszę przyznać, że im dalej w las, tym mniejszy widzę związek jej wątku z resztą książki. Moim zdaniem Martin trochę przekombinował z Aryią i nie bardzo wie, co też ma z tą postacią począć. Wszystkie inne postacie w mniejszym, bądź większym stopniu biorą udział w głównej fabule, tak Aryia jest kompletnie z boku. Mam nadzieję, że Mistrz w jakiś niesamowity sposób wprowdzi ją znów do głównego nurtu, bo sam motyw z Ludźmi Bez Twarzy jest niczego sobie.
Nie wydaje Ci się, że to, co Martin zrobił z "najpiękniejsza kobietą w królestwie", było dla niej samej gorsze niż śmierć?:D Cała Królewska Przystań była świadkiem jej upokorzenia. Może to wydarzenie zrobi z niej cichą, szarą myszkę, która przestanie się mieszać w dużą politykę. Nie zawsze trzeba daną postać zabijać, żeby pokazać jak nisko upadła.
Ja jakoś nie przepadam za Naharisem, ale to pewnie dlatego, że mam słabość do tych "szlachetnych" rycerzy. Nie mniej potrafię docenić ciekawą kreację postaci, która nieźle namieszała w głowie Smoczej Królowej. Mam pewne przeczucie, że Dario niedługo zginie i nie zdziwiłbym się, gdyby to sama Dany przyczyniła się do jego zejścia ;)
Jeśli zaś chodzi o Mormonta, to Martin chyba ma co do niego jeszcze jakiś plan. Nie wiem, czy pozostanie najemnikiem, ale gdyby tak miało się stać, to może i wygryzłby Bena Pluma i zajął jego miejsce?

Oj, jak dla mnie Martin ma od początku wizję, tego co chce zrobić ze swoimi postaciami. Na pewno ma zaplanowany koniec sagi i tego w jaki sposób do niego doprowazi. Od pierwszego tomu jest trójoka wrona, smok o 3 glowach, odrodzenie Azora Ahai... Wszystko zaczyna w 5 tomie się splatać. Zwłaszcza że wychodzi w końcu, kto tym Azorem Ahai jest. Arya też na pewno będzie miała swoją rolę do odegrania.

Pozwoliłem sobie subtelnie zmienić tytuł wątku...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

O Dj znów objwił moc swej prawicy. :D Słusznie, słusznie.

Jak można nie lubić Cercei? Chyba tylko wtedy, gdy traktuje się ją zbyt poważnie. Ta groteskowa, wręcz karykaturalna niewiasta nieustannie przyprawiała mnie o uśmiech politowania.

Co do Aryi, jak już gdzieś wspomniałem, postać ta zawsze mnie nudziła. Na początku myślałem, że po wielu perypetiach dotrze jednak na Ścianę. Ale gdy trafiła do Ludzi Bez Twarzy, akurat stała się odrobinę ciekawsza, nie tyle ze względu na siebie samą, bo od początku mnie to dziewczę nie przekonywało, co ze względu na otoczenie, w jakim się znalazła. Ten motyw akurat uważam za dość udany. I czekam aż autor znów wszystko popsuje, wysyłając dzieweczkę w światm, na spotkanie z przeznaczeniem.

Naharis? Też mnie jakoś nie przekonał. Może dlatego, że nie przepadam za tępymi pyszałkowatymi osiłkami. :p W ogóle cała ta Slavers' Bay mnie nie przekonuje; nie podoba mi się tam i nie wykluczam, że przeniesienie tam znacznego ciężaru akcji Tańca... też było mi nie w smak. 

A widzisz Clodzie, ja mam z kolei wrażenie, że Arya jest postacią zaplanowaną, a jej wątek konsekwentnie realizowany. Wróci jeszcze na pole bitwy (po coś ją Martin trenuje) i  narobi sporego zamieszania. A że zbliżamy się powoli, acz nieubłaganie do końcowych wydarzeń, myślę, że jej misja będzie misją z wyższego szczebla:) Choć fakt, zgodzę się z powszechnie panująca tą opinią, nie jest to postać wybitnie ciekawa. Jedynie przynależność do LBT sprawia, że to atrakcyjny wątek. Sansa sama w sobie nie jest ani trochę interesująca( bohater bez własnej woli i osobowości), jednak dzięki niej poznajemy ciekawe persony. I pewnie na tym ma polegać jej rola:)

Wcale nie powiedziałam, że nie lubię Cersei, jednak nie zmienia to faktu, że odegrała już swoją rolę i powinna zejść ze sceny. Natomiast jej pochód przez ulice miasta, cóż jasne że się nie zmieni, dopóki nie odzyska stabilnej pozycji będzie siedzieć cicho,ale pamiętaj, Lannister zawsze płaci swe długi:)

No właśnie, też mam wrażenie że Daario zginie, kto wie może z ręki Mormonta:) A widzisz, mi się właśnie podobają krainy po tamtej stronie morza, to egzotyczne i nieobliczalne krainy, można odpocząć od ponurej Północy.

Karzeł i tak jest najlepszy:)

Kurde, chyba troszkę źle się wyraziłem. Jasnym jest, że Martin miał plan na Aryię, ale doskonale wiadomo też, że początkowo Pieśń miała być trylogią, toteż gdy zaczął rozbudowywać całość, moim zdaniem, troszkę przekombinował z Aryią. Gdyby zrobił przeskok czasowy, tak jak to planował, nie musiałby opisywać wszystkich wydarzeń pomiędzy, które moim zdaniem, w wypadku Aryi nie są do końca przekonujące. Niby ten wątek sięga Starcia Królów, ale potem jakoś tak się rozmywa i traci, jeśli porównać go z innymi motywami.

Co się tyczy Zatoki Niewolniczej, to muszę przyznać Ci rację, Świętomirze. Coś mi się wydaje, że Uczta i Taniec powstały tylko dlatego, że Dany udała się właśnie do Meeren i tam została. Gdyby od razu ruszyła do Westeros, cała historia byłaby już dużo bliżej końca. Ostatnie dwa tomy były zbyt rozciągnięte, zbyt wiele wątków było niepotrzebnych, albo po prostu mało istotnych. Niestety, jakoże Dany jest jedną z jego ulubionych postaci, musiał opisac to, jak siedzi na ławie, przyjmuje błagalników, użera się z Synami Harpii, chędoży z Naharisem i w końcu dolatuje na Drogonie. Szkoda, że mistrzowi nie poszło to tak szybko i sprawnie, jak mi w tym jednym zdaniu :D

Za dużo marudzicie, ja tam sie cieszę, że wątki się rozgałęziają, więcej wątków, to dłuższa przygoda w Westeroos. A tak byśmy wszyscy czytali trzy tomy w kółko i pewnie marudzili "czemu to takie krótkie":)

Swoją drogą, ile Arya spędziła czasu u ludzi bez twarzy? Bo wyjdzie, że w rok ją wytrenują na ultramastaninja :/

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

To pytanie trzeba by zadać prawdziwym specjalistom od Pieśni, bo wątpie, żeby któremukolwiek z przeciętnych czytelników chciało się tę sprawę zbadać. Nie dość, że w Westeros pory roku są nieźle pokręcone, to sam Autor daje niewiele wskazówek dotyczących upływającego czasu. Jeśli dodać do tego fakt, że Uczta i Taniec sporo namieszały w wydarzeniach ( nie wszystko działo się równolegle ) to dostajemy wybuchową mieszankę, z której nijak się domyślić, jak długo Aryia tam siedzi ^^ Najłatwiej byłoby określić jej czas spędzony w Pentos ( jeśli się mylę, co do miasta, to mnie poprawicie proszę ), po tym, jak wiele czasu minęło od przybycia Samwella i Goźdźik ( Aryia wszak zabiła tego grajka, co zdezerterował ). Gdyby więc Jon wspomniał o Samie i podał, ile już czasu minęło, odkąd ten wyruszył do Cytadeli, dostalibyśmy obraz tego, jak długo młoda Starkówna uczy się na zabójczynię.

A tak przy okazji, to jestem ciekaw, co Martin zrobi z Samem. W Tańcu praktycznie nie został wspomniany, a chyba Martin nie wprowadził go tylko po to, aby ten siedział w Starym Mieście i uczył się, pozostając z dala od jakiejkolwiek akcji. Przypomina mi się też wątek o tym, że jakiś Maester z Cytadeli wyruszył, aby odszukać smoki - o nim też nie było nic słychać... Czyżby Martin zapomniał o nich?

Pewnie nie zapomniał. Wrócą w ostatnim rozdziale ostatniego tomu, niczym Freyowie, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi... ^^

Chodzi Ci o słynny pasztet?:D

Nie sądzę, acz przyznam, że nie wiem, jaki pasztet masz na myśli. Chodziło mi raczej o rzeźnię młotem bojowym w okolicy trójzęba. :p

Aaaaaaaaaaaa, o to chodziło ;p A co do pasztetu, to chodziło o ten, który lord Manderly podał na ślubie Ramseya Snowa. Jeśli pamiętasz, przed tym wydarzeniem była mowa o tym, że kilku Freyów zaginęło gdzieś po drodze, gdy odłączyli się od głównych sił Manderlyego, aby szybciej dotrzeć na miejsce. Panuje więc przekonanie, że Manderly ich zabił, a na weselu podał pasztet przyrządzony z ich mięsa ;p

Coś kojarzę, rzeczywiście. Hmm, Twoje interpretacja też wygląda ciekawie. :)

Słuchaj, jak się trochę postaramy, ten wątek stanie się nieśmiertelny. Będę go musiał dodać do obserwowanych, jak już spadnie z pierwszej strony... :D

Szczerze powiedziawszy to miałem nadzieję, że ktoś do nas dołączy w snuciu spiskowej teorii dziejów ze świata Pieśni :D

Cóż, ku naszemu wspólnemu, mam nadzieję, ubolewaniu, najwyraźniej nie cieszy się on jeszcze w naszych stronach taką poplarności, jak w innych. :P

Panowie wiecej wiary! A tak poza tym, to czemu sie zastanawiacie nad dalszym losem Stanisa Baratheona skoro on zginął? No i wyszło na to, że Daario też opuścił świat żywych... Co, nie mam racji? Zła jestem jak cholera!

Co jeszcze chciałam powiedzieć... nikt jak dotąd nie pochwalił pomysłowości, co do imion bohaterów, przy Tolkienowej trylogii wszyscy zawsze się rozpływają, nad oryginalnymi i pomysłowymi imionami bohaterów, a w pieśni, jest ich dwa razy więcej (jak nie trzy), weźmy na przykład Hizdara zo Loraqa, albo perfumowanego seneszala (nie ma  pod ręką książki, a nie pamiętam jak to szło).

 

Z oryginalnością tych imion to różnie. Jon, Robert, Lysa, Brandon, Stannis, Eddard, Joffrey, Jamie, Samwell, Margaery - to imiona żywcem wyjęte z rzeczywistego świata, ewentualnie lekko zmodyfikowane. Trochę nazwisk też zaczerpnął od prawdziwych Anglików/Amerykanów: Blackwood, Martell, Conninghton. Lannister to prawdopodobnie przerobiony Lancaster. Inne wywodzą się od nazw geograficznych: Illyrio, Stark albo z mitologii (Frey). Wiele jest najordynarniej w świecie znaczących (ponownie Blackwood i Stark, a także Greyjoy). Zresztą pewnie wszystkich nie pamiętam. Nie dałoby się zresztą zasiedlić tak wielkiego świata samymi oryginalnymi imonami. A nawet te, które są oryginalne, wyraźnie wzorują się na imiennictwie anglosaskim (Westeros), greckim (Wolne Miasta), czy arabskim (Zatoka Niewolnicza).

W śmierć Stannisa nie uwierzę, póki na własne oczy nie zobaczę, to jest, pardon, nie przeczytam. ;p 

A Daenerys Targaryen, Yurkhaz Zo Yunzak, Yezzan zo Qaggaz i jeszcze pare innych? Jasne, że sporo imion jest całkiem zwyczajnych, ale przyznasz, że niektóre zasługują na krótką kontemplację:) Nie przepdadam za książkami, gdzie imiona są zwyczajne, jeśli główny bohater ma kiepskie imię, to aż nie chce mi się czytać:D

A może właśnie o to chodzi, że Melisandre chciała się pozbyć Stanisa, bo już wie, że wybrankiem R'hlora jest Jon?  

Co do losów Stannisa polecam przeczytać rozdział z Winds of Winter, który Martin opublikował i wisi w sieci. 

Ja choć owego rozdziału nie czytałem, to w najmniejszym stopniu nie wierzę w brednie, które spisał Ramsey Snow. Prawdopodobnym jednak jest, że Melcia wypięła swoją czerowną dupcię na Stasia, gdyż w płomieniach ujrzała, że Azorkiem będzie Janek ^^ A tak bardziej na poważnie, to czytałem gdzieś, że Melisandre specjalnie nie ratowała Jona przed atakiem nożowników, aby w ten sposób mogła dopełnić się przepowiednia, której jednak nie potrafię przytoczyć z pamięci. W każdym bądź razie, Stanis zapewne żyje, a tym bardziej Jon - chociaż taką mam nadzieję.

Co do orginalności imion, muszę przyznać rację Prokris. Ilośc i różnorodność tak imion, jak i nazwisk jest zatrważająca. Podobno w całej sadze ( do Uczty ) naliczono ponad tysiąć różnych imion, co według mnie jest niebotyczną liczbą. Sam mam często problem, żeby wymyślić jedno ciekawe i niezbyt skomplikowane imię dla bohatera opowiadania, a co dopiero wymyślić ich 1000 ^^

A ja widzicie, nie mam problemów z imionami, gdyż dostarcza mi ich własny język. Chrześcijaństwo, obok wielu innych, wyrządziło naszej kulturze tę szkodę, że nasyciło nasz język mnóstwem imion obcego pochodzenia, a więc niezrozumiałych. Zapominamy przez to, że imiona znaczą; najczęściej są wyrazem zyczeń lub lęków tych, którzy je nadają, względem tych, którym są one nadawane. Dlatego podobają mi się u Martina imiona Wildlingów, które zachowują tę zasadę, a nie cierpię imion z dalekiego Wschodu, które są najczęściej nie do wymówienia i jeśli znaczą cokolwiek, to tylko w wyobraźni autora, który nie zechciał się tą wiedzą podzielić z czytelnikiem. ;p

Czytać tego rozdziału nie będę. Pamiętam, że skusiłem się przed Tańcem... na wrzucony gdzieś w sieci pierwszy rozdział o Reeku (Fetorze w wersji polskiej?). Wystąpił on gdzieś w środku książki, a czytając go potem we właściwej kolejności, zachodziłem w głowę, gdzie też to już wcześniej czytałem. Czyżby autor skopiował rozdział którejś ze starych książek? ^^

Swoje zdanie na temat Stasia i Jasia już wypowiadałem, nie mam w tej materii nic do dodania. :p 

Apropo rozdziału o Fetorze, zbyt wcześnie przeczytanym, być może z Fetorem tak się rozbujał, że spisał już jego losy i teraz tylko czekają na swoje miejsce w kolejnych tomiszczach. I czasem, by podsycić atmosferę rzuca co nieco dla głodnych, warujących pod jego stronami czytelników:D

Wschodnie imiona mają swój urok, jak dla mnie pasują do swoich postaci, brzmią twardo i mocno i tacy są właśnie mieszkańcy Wschodu.

Jak widzicie ostateczną wersję finału? Myślicie, że Dany faktycznie wyląduje wreszcie w Westeros i skopie wszystkim dupy?

Mam niewielką nadzieję, że wyląduje w Westeros, ale przy owym "kopaniu dup" coś pójdzie nie tak i Danka zginie ^^ 

O, wyląduje w Westeros z całą pewnością. Ale już zabranie po drodze jej armii może stanowić pewien problem. W tej chwili obstawiałbym raczej, że młodszy Targeryan obije Lannisterów i Tyrellów i powróci na tron, podczas gdy Azorkiem okaże się...
... Jon, który zginie w trakcie wypełniania swego przeznaczenia?
... Jon, który po wypełnieniu swego przeznaczenia pozostanie skormym Lordem Commanderem?
... Stannis?
... Jednak Dany, która wypełni przeznaczenie przy użyciu li tylko smoka, gonąc po drodze?
... cholera go wie! :p

A może Jon rzeczywiście powistanie do życia.... jako Odmieniec? :D 

Do tej pory byłem pewien, że Jon jednak zostanie lordem Winterfell, ale to nie wydaje się już takie oczywiste... Trzeba przyznać Martinowi, że zrobił sobie z rodu Starków niezły cyrk. Robb zginął na weselu stryjka, Brana molestuje koleś, który jest drzewem, Aryia jest szkolona na mordercę, Sansa uchodzi za bękarta ( może w końcu zdaje sobie sprawe, jak czuł się Jon ), prawdziwy bękart został zadźgany - ostatnią nadzieją tego rodu pozostaje, w moim mniemaniu, Rickon. I w tym momencie nasuwa się pytanie, czy Davosowi uda się uratować najmłodszego Starka? Ten wątek wydaje się równie ciekawy, jak kilka innych, a może nawet bardziej, bo został porzucony na bardzo długi czas.

Nawet jeśli Rickon jeszcze wypłynie i zasiądzie na gruzach Winterfell, będzie Starkiem tylko z krwi i nazwiska, bo już z wychowania - raczej nie. Jon nie zostanie Starkiem. Musiałby w tym celu porzucić przysięgi, a wszak nawet Ygritte nie była zdolna go do tego nakłonić. :p Mnie się właśnie nie podoba, co Martin zrobił ze Starkami, bo był to jeden z dwóch (obok Lannisterów) najbardziej kolorowych domów w Westeros. Szkoda mi ich, zwłaszcza Robba, który zginął właśnie wtedy, kiedy zaczynał być ciekawym bohaterem. :p

Ygritte jako karta przetargowa nie wypada najlepiej ;p Co innego, jeśli tą kartą byłaby Valla, pięc tysięcy dzikich i tytuł namiestnika północy - to chyba mogłoby przekonać Jona do zmiany zadania. Poza tym, znów odwołując się do angolojęzycznych formów, gdzieś wyczytałem, jakoby Blackfisch był w posiadaniu listu od Roba do Jona, w którym ten pierwszy uznaje lorda dowódcę, jako pełnoprawnego Starka z krwi i kości. Nie wiem, ile w tym prawdy, ani jak wysnuto tę teorię, ale Martin wciąż nie powiedział nam, gdzie podział się Blackfisch, więc równie dobrze może zmierzać na północ, aby odszukać Snowa ;)

Teoria ta jest słuszna. Wiadomo, że Robb rzeczywiście wydał taki dekret (bodajże pod koniec Starcia..., ale głowy nie daję) oraz, że czym prędzej posłał list do przyrodniego brata. Być może rzeczywiście polecił to wujowi, tego szczerze mówiąc nie pamiętam, ale czas jego zniknięcia z kart powieści osobliwie by się zgadzał.:p

Nawet jeżeli wszystkie przypuszczenia okazałyby się prawdziwe ( że Snow przeżyje, Blackfisch ma ten list i odnajdzie Jona ) to nie wiadomo, jaki będzie Janek, po powrocie do świata żywych. Kto wie, czy jako Azor Ahai nie będzie jakimś nawiedzonym ludkiem, który ma tylko jeden cel. Ehhh... I weź tu czekaj 5 lat na kolejną książkę :(

Już Ci powiedziałem, jaki będzie Jon, gdy wstanie: zimny, obszarpany, o lodowatym, bladobłekitnym wejrzeniu. :D

A ja się zastanawiam, czy Danka pojawi się w Westeroos? Niby przez całe życie ciągnie się za nią ten temat, ale ona sama została wychowana całkiem gdzie indziej, całkiem inaczej niż Westerosjanie, więc tak naprawdę nie ma z nimi nic wspólnego oprócz przeszłości. Tak sobie myślę, że nie zdąży załatwić wszystkiego na Wschodzie i wrócić. Wszak zostały już tylko dwa tomy. Ostatni rozdział podpowiada mi, że Danka wreszcie "obudzi w sobie smoka" i zatrzęsie swym obecnym królestwem. Tym bardziej, że znów ją zdradzono, a ma na tym punkcie fioła i prawdopodobnie zabili jej kochanka. A to już błąd niewybaczalny:) No bo co zastanie, jak wróci do Meeren? Burdel i to o jakim Tyrion jeszcze nie słyszał:P

Co do dekretu, nawet jeśli istnieje, to za chwilę i tak na scenę wejdzie Sansa, bo najwyższa pora, by się pojawiła, no i jest tam gdzieś jeszcze przecież mały Rickon, syn z prawego łoża.

Ach...ilość wątków jest naprawdę przytłaczająca.

Jon, jeśli jest faktycznie wybrankiem boga, niekoniecznie będzie zimny, może wręcz przeciwnie obudzi w sobie ogień:) Tylko jak zareaguje cała reszta, w momencie gdy powstanie? Prawdopodobnie będzie potrzebował mocnego popracia Melisandre, ale jeśli obwoła Jona wybrańcem to reszta się wku*** że posłała Stanisa w diabły, choćby jego wąsata żonka:D

No i co z wątkiem Starków wchodzących w ciała wilkorów, to chyba ma jakieś znaczenie? Co z watahą Aryi na przykład? Gdzieś tam się powinna szwędać...

No i co z wątkiem Starków wchodzących w ciała wilkorów, to chyba ma jakieś znaczenie? Co z watahą Aryi na przykład? Gdzieś tam się powinna szwędać...
Właśnie! Przecież ja przez całe Starcie... i Nawałnicę... wyglądałem tylko, kiedy Nymeria wychynie wreszcie z kniei i dołączy do swej pani. A tu nic, d... zimna. :p Czyżby o niej autor zapomniał? A może jeszcze wychynie, gdy mała wróci do Westeros?

Co do Dany. jestem przekonany, że wróci. To jej przeznaczenia i ona o tym wie. I Selmy będzie ją tam ciągnął ze wszystkich sił. Może Tyrion w końcu jednak do niej dotrze? Nie, to pewne że wróci, pytanie  tylko, czy zdoła zabrać ze sobą Nieskazitelnych, czy jak tam tłumacz nazwał jej nieowlniczy legion? :p

Moi drodzy, jeśli się nie mylę, to Aria w jednym ze swoich rozdziałów w Tańcu we śnie przynosi się do ciała swojej wilkorzycy, więc jest na tym samym poziomie, na którym był Jon ( choć on się przed tym bronił ) i Bran ( zanim Bloodraven zrobił z niego nadczłowieka ), także śmiem twierdzić, że Martin doskonale pamięta o Nymerii i jej watasze. Mam też pewne przeczucia, że właśnie ta wataha będzie miała jakiś udział w rozdziałach Jeima i Brienne, którzy zmierzają do powstałej z topieli Catellyn ;)
Jeśli zaś chodzi o samego Brona, to czytałem opinie w których to on ma być Innym, ale to raczej nie trzyma się kupy. Choć Bloodraven jest postacią poruszającą się conajmniej na krawędzi między cieniem, a mrokiem ( sporo o nim można się dowiedzieć z II i III opowiadania o Dunku i Jaju ), to nie wydaje mi się, żeby jednooki chciał doprowadzić do upadku Westeros. Choć bywa różnie...
Danka wróci w swe rodzinne strony, to pewne, acz co się z nią stanie, to wielka zagadka. Nie zdziwiłbym się, gdyby musiała zmierzyć się z Przebranym Smokiem, jednak trudno cokolwiek wyrokować.
p.s to Nieskalani, Świętomirze ;p

to Nieskalani, Świętomirze ;p
Dla mnie to po prostu Unsullied i przy tym wolę pozostać. :p

Ja też mam podejrzenia co do tego Bloodravena. Nie wygląda on na przedstawiciela sił światła; chociaż faktem jest, że pozory bywają mylące. Ale chyba jednak nie bez powodów ludzie boją się i tępią wargów. Nawet wildlingowie są wobec nich nieufni, chociaż tolerują ich w swoich szeregach. Sam fakt, że Bloodraven ukrywa się w sercu zimy, w ziemi ograniętej przez hordy ożywieńców, też daje do myślenia. Ale zobaczymy jeszcze, jak autor z tego wybrnie. Tu ciężko być czegokolwiek pewnym.

Tu nie można być niczego pewnym Świętomirze i cały sęk właśnie w tym. Możemy snuć domysły przez najbliższe pięć lat, przeanalizować wszystkie warianty i możliwości, a później oddać się lekturze i śmiać pod nosem z własnych domniemywań. Btw brakuje mi pomysłów na ciągnięcie wątku, zarzućcie czymś, bo tracimy ciągłość! Może by tak przyjrzeć się Varysowi i Ilyrio Mopatisowi, czy to oni ciągną za wszyskie sznurki w Martinowym świecie, czy tylko sprawiają wrażenie, że nie ma rzeczy niemożliwych?

Jeżeli ktokolwiek jest warty dyskusji, to z całą pewnością Litllefinger. O ile intencje Varysa i Ilyrio wydają się być już mniej więcej jasne, tak Petyr nie odkrył jeszcze wszystkich kart. Wydaje mi się, że Martin specjalnie nic nie wspomina o sytuacji w Dolinie Arrynów, bo szykuje duzy zwrot akcji, który może bardzo namieszać w całej fabule.
Mnie najbardziej interesuje, co Petyr zamierza zrobić z Sansą. Przez długi czas byłem przekonany, że będzie ona dla niego rekompensatą za Catellyn, ale teraz już nie jestem tego taki pewien. Bodajże jeszcze w uczcie, bądź pod koniec Nawałnicy była mowa o tym, jakoby Sansa miała zostać wydana za jakiegoś rycerza z Doliny, przy czym Litllefinger miałby wspomnieć o tym, że to Sansa Stark i tym samym włączyć Dolinę do gry o tron.

Co do Varysa, to jest cholernie dobry i skuteczny w tym, co robi. Podejrzewałem, że wróci do Westeros, aby wciąz mącić, ale epilog Tańca mocno mnie zaskoczył. Mam jednak pewne zastrzeżenia, co do postaci Varysa, bowiem jest jak duch i gdyby chciał, mógłby wyciąć całą Królewską Przystań. Martin stworzył sobie niby słabą, ale nieuchwytną postać, która ma ogromny wpływ na fabułę - czy aby nie za duży?

Littlefinger... Moje osobiste zdanie jest takie, że bardzo dużo dla tej postaci zrobił serial HBO. W samej książce Baelish nie jest nawet w połowie tak kolorowy i ciekawy, jak na filmie, jest tam za słabo wyeksponowany. Tak, najprawdopodobniej jest jednym z ostatnich asów w rękawie autora, którego ten postanowił zachować na samiuśki deserek. Może właśnie dlatego od samego początku ta ciekawa i frapująca przecież postać, traktowana jest wyjątkowo po macoszemu. Jeszcze bardziej nawet niż Varys, którego przecież też nie ma za wiele.

Pająk jest cieniem i działa, jak cień: na kogo "padnie", ten nagle znika wszystkim z oczu. :p Ma ogromny wpływ na fabułę, ale nie, nie zbyt ogromny, gdyż mimo swych rozlicznych wpływów, wydaje się celowo pozstawać na uboczu, obserwując dokąd dryfuje Westeros i od czasu do czasu drobną interwencją korygując jego kurs. Sam to poniekąd powiedział we wspomnianym epilogu do Tańca... Po tym ostatnim na kolejne lata rozdziale niewielu już rzeczy można być pewnym, to fakt. Ale jeśli o mnie chodzi, przypuszczam, że statu i metody Varysa nie zmienią się w przyszłych tomach. Jest to postać tego rodzaju, że gdyby zdecydowała się wyjść z ukrycia, musiałaby natychmiast albo przegrać, albo za mocno namieszać w książce, rozpierniczkowując całe zakończenie.

Clod, Varys Królewskiej Przystani najprawdopodobniej wcale nie opuścił. Też się mogę tylko domyślać w co grają obaj z Illyriem. Bardzo zależy im na chaosie - dlatego w prologu zabito Kevana Lannistera, jedyną osobę, która mogła spokój w królestwie przywrócić. Chaos to sojusznik Aegona (a raczej kogoś, kto za Aegona się podaję, bo nigdy nie uwierzę, że jest prawdziwy, dopóki nie dostanę od autora mocnego dowodu). Varys mimo że wydaje się być człowiekiem Targaryenów, był jednym z tych, którzy byli za wysłaniem zabójców, by zabić Daenerys w I tomie. Jakby był za Danką, nie mógłby tak ryzykować - w końcu skąd mógł wiedzieć, że Mormont ją uratuję? - dlatego mimo wszystko nie sądzę, by chodziło im o przywrócenie dynastii Targaryenów. Mają inny cel, który pewnie nie został jeszcze odkryty. 

No i te dzieci, które trzymały noże. Nawet nie chce zgadywać na kogo Varys je napuści i o ile trupów bogatsza będzie Królewska Przystań. 

Tak, mnie też nieco zmyliło zachowanie Petyra, chociaż z drugiej strony Starkówna jest zbyt cenna, by tak po prostu pozostawić ją dla siebie. Zdecydowanie lepiej być jej cieniem i zwiększyć wartość przez małżeństwo. No kto jak to, ale Littlefinger musi to wiedzieć. Jak na razie idzie mu całkiem nieźle, gość ma plan, zobaczymy (kiedyś...) co z tego wyniknie.

Varys do spółki z Illyriem tworzą intrygujący duet, chociaż moją ulubioną parą Westeroos był Tyrion z Bronem. Takich dwóch jak ich trzech, to już nie będzie:P

Apropo Dany i Illyria, przypomnij sobie, że w pierwszej części przyczynił się do wydania jej za władcę koni i jak sam przyznał, wcale nie był pewny, czy dziewczyna poradzi sobie z nimi. Moim zdaniem w tomie pierwszym poddał ją próbie, a co do Mormonta, mógł przewidzieć, że sprawy potoczą się w ten sposób, w końcu Danka uchodzi za piękność a Jorah ma skłonności do  tragicznego zakochiwania się:) Jaja smoków, które dostała prawdopodobnie też były próbą. Takie jest moje zdanie.

 

Bardzo, bardzo mnie ciekawi czego jeszcze może chcieć Illyrio.

Moim zdaniem Varys jest nie tyle za Targeryanami, co za spokojem i stabilnością Seidmiu Królestw. Dopóki Robert mocno dzierżył ster, stał po jego stronie. Kiedy Robert umierał, chciał wesprzeć Starka, bo w nim widział najpewniejszego gwaranta pokoju. Zwłaszcza, że dość łatwo mógł nim manipulować w razie potrzeby (zobaczcie, jak po sznurku prowadził Eddarda do prawdy o królewskich dzieciach i śmierci Arryna). Kiedy plan ze Starkiem na tronie zawiódł, zwrócił się ku prawowitym władcom, najwyraźniej nie wierząc, by nielubiany i chorobliwie uparty Stannis mógł zaprowadzić rzeczywisty porządek. Niewykluczone, że to on pośrednio maczał palce w upadku Cercei, albo przynajmniej nie przeszkadzał jej, gdy sama się pogążała. Jednak, kiedy powrócił Kevan, uznał, że musi interweniować. Cercei to chaos sprzyjający Conninghtonowi i jego podopiecznemu, ale Kevan mógł doprowadzić King's Landing do małej stabilizacji. Celem Varysa nie jest jednak mała stabilizacja, a trwały pokój. A tego nie da się osiągnąć, dopóki nie umrze Tommen i Myrcella, gdyż każde z nich - obojętnie na Żelaznym Tronie, czy poza nim - stanowi tylko pewne źródło nowych wojen.

Kiedy Varys rozmawiał z Eddardem w lochach pod Red Keep, zapytany, komu służy, odpowiedział mniej więcej tak: "Służe dobru królestwa. Ktoś musi." Można mu było wtedy nie wierzyć, ale jego czyny zbyt dobrze pasują do tych słów, by jeszcze w niego wątpić. Kto wie, może to najbardziej pozytywna postać całej tej sagi. 

Illyrio? Pracuje z Varysem lub dla Varysa. W pierwszym przypadku z jakichś niewyjaśnionych przyczyn zależy mu na dobru Siedmiu Królestw. W drugim - co bardziej moim zdaniem prawdopodobne - po prostu na pieniądzach.

Raczej z Varysem, jak sam przyznał w rozmowie z Tyrionem, potrzebowali mieć oczy i uszy w Królewskiej Przystani, illyrio niekoniecznie by się nadawał, utknąłby w zamkowych tunelach poczas "zbierania plotek":) Poza tym to o Varysie usłyszano na królewskim dworze, do czego pewnie obydwaj zmierzali. Zadziwia mnie sposób, w jaki ci dwaj sobie radzą, a najbardziej fakt, że Varys nie dał się zgładzić, przez chwilę miałam wątpliwości, przy śmierci Tywina Lanistera byłam pewna, że ktoś skróci go o głowę. Ciekawe też jest to, że próbowali ułożyć dwór pod Roberta, później pod Starka, a plan główny i tak zakładał, że na tronie zasiądzie Dany. Nie łatwiej w tej sytuacji byłoby utrzymywać stały chaos, by Daenerys łatwiej było podbić kraj? Co do Cersei niejednokrotnie wyrażała niechęć do Varysa, nigdy też mu nie ufała. Nie sądze jednak, by doszło do czegokolwiek, to postać objęta immunitetem, podejrzewam, że będzie knuł do samego końca i jeszcze dalej.

@Świętomir
"Moim zdaniem Varys jest nie tyle za Targeryanami, co za spokojem i stabilnością Seidmiu Królestw." 

Nie mogę się bardziej nie zgodzić. Varys gra na zbyt wiele frontów, a jego działania powodują zbyt wiele chaosu. Może i mówił Starkowi, że służy królestwu, a Kevanowi powiedział, że robi to wszystko dla dzieci, ale głównie dzięki niemu królestwo jest w rozsypce, a dzieci umierają. Varys jednocześnie szpiegował dla królowej, Tyriona, lorda Tywina, wcześniej dla Starka i cholera wie, komu jeszcze. W pierwszym tomie rozmawiam z Illyriem i ze strzępków tej rozmowy podłuchanych przez Aryę można zrozumieć, że im zależało na to by Lew i Wilk rzuciły się sobie do gardeł w odpowiedniej chwili i czasie - wygląda na to, że ich pierwotny plan zakładał atak Dothraków na Siedem Królestw. Nie wiem, co jest ich głównym celem, ale prowadzi poprzez doprowadzenia królestwa do ruiny - co im do tej pory świetnie wychodzi.

A więc nasuwa się pytanie, co da Illyriowi i Varysowi usadowienie Dany na żelaznym tronie? A tak z nieco innej beczki, jako że większość budowniczych tego wątku to rasa męska, która podstać damska najbardziej przypadła Wam do gustu?  

Z tego co zrozumiałem, to głównie "Aegona" chcą usadowić  na Żelaznym Tronie. Ślub z Danką mógłby urealnić go jako Targaryena, gdyż wszyscy wiedzą, że Dany jeszcze żyje, a Aegona mają za zmarłego. Aegon wogóle wydaje mi się taki zbyt idealny, by był prawdziwy. Strasznie się zdziwie jeśli naprawdę okaże się synem Rhaegara i Elii. Czytałem ciekawą teorię na zagranicznym forum, z której wynika, że Aegon jest tak naprawdę Blackfyrem, a nie Targaryenem. To by pasowało, zwłaszcza to, że ma po swojej stronie Złotą Kompanię, która poparła w przeszłości Daemona. 

która podstać damska najbardziej przypadła Wam do gustu?
Szczerze pisząc, niespecjalnie podobają mi się te kobiety. Catelyn i Danaerys, których jest z początku najwięcej, to straszne nudziary. Dany jeszcze miewała przebłyski, ale Catelyn to zawsze było straszne emo; wyglądałem jej rozdziałów tylko ze względu na Robba. :p Najbardziej chyba przypadła mi do gustu epizodyczna niestety Jeyne Westerling. Był taki moment po Czerwonym Weselu, kiedy myślałem, że jeszcze ona wypłynie, że ma jakąś rolę do odegrania, ale chyba jednak się pomyliłem. Zaczynam wątpić, czy jeszcze o niej usłyszymy.

Jeszcze lubię Cercei Lannister, ale jest to sympatia, jaką się darzy dobrego błazna; w żadnym razi przyjaciela. :D 

Ach, i Olenna Tyrell! Zapomniałem. Też niestety bardzo epizodyczna postać.

No, w końcu wątek się rozkręcił. A teraz po kolei:

Moim zdaniem Varys od początku planował posadzenie na tronie nie Danki, a Fałszywego Smoka. Zostało już wspomniane, że nie specjalnie protestował, gdy Robert zdecydował się wysłać zabójców za Wąskie Morze, co może potwierdzić tezę, że nie w Dany, a właśnie w Aegonie widział 'prawowitego' władcę.
Mam dwie teorie, jeśli chodzi o to,d laczego Varys robi, to co robi:
1. Pająk miesza po to, aby doprowadzić królestwo na skraj upadku, aby ułatwić inwazję któremuś z Targaryenów. Zabicie Kevana wskazuje na to, że w tym momencie jest po stronie Aegona i złotej kompanii. Muszę przyznać, że bardzo interesująca wydaje się teoria, że Aegon jest potomkiem Czarnego Smoka. W takim wypadku rodzi się jednak pytanie, kto miałby być jego ojcem?

2. Tak sobie myślę, czy Varys nie jest przypadkiem jednym z oczu Bloodravena... Jeśli się nad tym zastanowić, to Pająk pełni podobną rolę, jak niegdyś właśnie Brynden Rivers. Nie wiadomo, jakie plany co do królestwa ma Bloodraven, szkolący na północy Brana, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak potężna postać miała swoich popleczników w różnych częściach świata. No, ale to tylko takie gdybanie.

Co do kobiet, mnie urzekły praktycznie wszystkie mieszkanki Dorne ^^ Szczególnie Arienne, córka Martela, która nie dość, że jest piękną hedonistką, to jeszcze ma głowę na karku i potrafi sobie poradzić w życiu. Pewną słabość mam też do Melisandre, które cholernie mnie intryguje - trudno ją rozgryźć.

Co do Melisandre, uważam, że Autor popełnik poważny błąd, pisząc rozdział  z jej perspektywy. Za dużo wyjaśnił, jeśli o nią chodzi, zniszczył zagadkę. Nie zdziwię się, jeśli Melisandra właśnie ma coś wspólnego z Bloodravenem...

Nie wydaje mi się. Melcia hołduje zupełnie innym przekonaniom religijnym. Brynden ma korzenie wśród Pierwszych Ludzi i od zasze był mocno związany ze Starymi Bogami, a Melcia to kapłanka Czerwonego - moim zdaniem to przeciwieństwa. Na pewno te dwie postacie łączą niespotykane moce, choć Melci do Riversa raczej sporo brakuje ;p

Nie byłbym taki pewien jej przekonań. Czy ona na przykład kiedyś się modliła poza oficjalnymi uroczystościami? Jaka gwarancja, że rzeczywiście jest jego kapłanką? Pamiętasz oblężenie Strom's End? Jej czarnomagiczne praktyki znane są nie od dziś. No i fakt, że kobita nie jada. Ja rozumiem, że dba o linię, ale bez presady. ^^ Nie zdziwię się wcale, jeśli ona - podobnie jak on - hołduje istotom, które na Północy przyjęło się nazywać starymi bogami, a które mogę w rzeczywistości być czymś trochę inym...

Sugerujesz, Świętomirze, że Starzy Bogowie mają coś wspólnego z Innym? Też kiedyś nad tym myślałem, nawet Melcia prawiła o tym, że istnieje tylko Czerwony i Inny, a Północnym raczej bliżej do tego zimnego, niż gorącego bóstwa.

Nie no, Melisandre na pewno jest kapłanką Rholla, tu nie ma żadnej zmyłki. W swoich wizjach widzi chłopca z głową wilka na północy - pewnie chodzi o Brana - którego wzięła za sługę Wielkiego Innego. Ogólnie w oczach Czerwonych Kapłanów wszystkie bóstwa poza Rhollem są niewolnikami Wielkiego Innego. 

Hej, Melisandre jest czarownicą, Wizje o niczym nie świadczą. A to, co widzą, czy uważają kapłani R'hllora niekoniecznie pokrywa się z rzeczywistością. ;)

Olenna Tyrell, a to ci dopiero. Mnie osobiście podobają się Żmijowe Bękarcice, bo to chyba jedyne kobiety, które mają w sobie choć trochę temperamentu(momentami aż za dużo). Nie mogę się doczekać, kiedy wylądują na dworze u Lannisterów i co na to Cersei. Asha Greyjoy też jest całkiem niezła, przy niej zawsze coś się dzieje. Danka zdecydowanie lepiej wypada w filmie, ma charakter taki, jaki winna mieć królowa, w książce bywa nijaka, za mało stanowcza.

Co do młodego Aegona, nie sądze by był podróbą, ma cechy charakterystyczne dla Smoków, srebrne włosy i fioletowe oczy, to chyba dobry dowód. Nie mniej zadzwił mnie ten as z rękawa wyciągnięty tak późno. Ale jeśli przy Martinowych psikusach jesteśmy, nie macie wrażenia, że Benjen Stark też się jeszscze pojawi? Cały czas mam wrażenie, że zagości jeszcze, chociażby na chwilę.

No i wracając do Illyria, dlaczego popiera on od początku sprawę Targaryenów? Wyłapaliście coś może, co by choć poniekąd wyjaśniało tę jego niezachwianą lojalność wobec rodu smoków? Oczywiście przyjmując wersję Cloda, ku której można by się skłonić.

 

No nie, nie umieraj wątku!

Asha - na mój gust, jest strasznie nijaka. Tzn. mam wrażenie, jakby autor chciał nadać jej ostry, wyrazisty charakter, ale trochę mu nie wyszło. Asha uważa się za wielką i silną kobietę, ale w rzeczywistości nie ma nawet własnego zdania. Stara się we wszystkim dorównywać mężczyznom, bo tak jej każe kultura Zelaznych Ludzi (nomen omen: "Ironmenów") i perspektywa zdobycia dla siebie Seastone Chair (jakkolwiek to przełożono). Ślepo podąża za tym, co dyktuje jej owa kultura. Trochę przypomina w tym Cercei, chociaż nie jest tak groteskowo głupia, jak królowa.

Myślę, że po szesnastu latach prawdziwa tożsamość Aegona jest już nieweryfikowalna. I zresztą nie ma ona większego znaczenia. Jak ktoś słusznie zauważył, to nie krew dała Targeraynom Żelazny Tron, tylko armia i smoki. Nie inaczej będzie i tym razem.

Co do Ilyria, nie mam pojęcia. Ale moim zdaniem ta jego lojalność jest tak niezachwiana dlatego, że nie byla dotąd specjalnie wystawiana na próbę. Podejrzewam, że on jest raczej lojalny wobec Varysa (znają się pewnie od lat, może łączą ich stare zobowiązania lub po prostu przyjaźń?) i dlatego wspiera jego sprawę. Innego motywu nie potrafię się dopatrzyć.

Jakbyś całe życie mieszkał na wyspie, to też byś wąsko myślał:) Mimo przebywania wśród samych mężczyzn i to żelaznych, nie dała się zgnieść. Urzekła mnie, kiedy zażartowała sobie z brata, udając kogo innego żeby go sprawdzić. Pomyślałam sobie "pierwsza kobieca postać z jajami". Ciekawe do czego się jeszcze przyczyni, bo skoro przeżyła atak ludzi Stanissa, to znaczy że coś się jeszcze wydarzy z jej udziałem.

 

Być może masz rację. Ale dla mnie to jeszcze nie czyni z niej ciekawej postaci. Chociaż - musze to przyznać, jajka babka ma. :p Ale dla mnie dużo ciekawszy jest choćby Theon.

Cóż, moim zdaniem to i Asha, i Theon zasługują na uwagę czytelników. Nie są tak nudni i nijacy, jak kilka innych postaci, choć Asha przy bliższych oględzinach rzeczywiście nieco traci. Jednakże, biorąc pod uwagę właśnie kulturę, w której została wychowana, a raczej jej ogromny i niezaprzeczalny wpływ na kreację tej postaci, można dojść do wniosku, że jej czyny i tok rozumowania są usprawiedliwione. Może po prostu masz zbyt wygórowane oczekiwania, Świętomirze? ;p
Co do Theona, to jestem ciekaw, jaką rolę wymyślił dla tej postaci Martin. Młody Greyjoy od początku nie budził mojej sympatii, ale był postacią intrygującą i do pewnego momentu pewną w swoich poczynaniach. Następnie został złamany przez Ramseya i co teraz? Na pewno nie wróci do dawnej sprawności, nie jest już nawet mężczyzną - cóż więc może jeszcze zdziałać? Mi się wydaje, że zginie, zanim zdoła "odkupić" swoje grzechy.

Wydaje mi się, że gdyby jego rola się skończyła, już byłby zginął. Tymczasem zakończenie ostatniej sceny z jego udziałem zdaje mi się sugerować coś wręcz przeciwnego.

Być może mam zbyt wysokie wymagania. Ale czy na pewno? Taki Tyrion Lannister satysfkcjonuje mnie w 150%, a to oznacza, że się da się. :p 

Tyrion to co innego! On jest poza konkursem. Skłaniam się ku opini Świętomira, Theon musi jeszcze zrobić jedną rzecz. A wiecie jaką? Przyzna się przed kimś, być może przed Jonem Snow, albo Catelyn, że nie zabił wcale Brana i Rickona. To będzie ciekawy zwrot akcji. Poza tym Martin lubi utrzymywać tego typu plugawców przy życiu.  

Hymm, w sumie to ma rację bytu. Wszak to najważniejsza tajemnica, którą Theon wciąż nosi ze sobą. Jednakże, jeżeli tak potoczą się jego losy, to to pokrzyżuje plany Jona, który nie będzie miał lepszych praw do tronu lorda Winterfell niż naturalne dzieci Neda. Tym nie mniej, ta wersja wydaje mi się całkiem prawdopodobna :)

Nie wydaje mi się, by Snow zamierzał zostać panem na Winterfell. Nawet w chwili, gdy Stannis mu to proponował, wahał się, prawda, ale daleki był od podjęcia decyzji. A odkąd został Lordem Dowódcą, już nie może, choćby nie wiem, jak bardzoi chciał. Przynajmniej we własnym mniemaniu. ;)

Nie zamierzał też opuszczać Muru, a chyba pamiętasz, jak się skończył ostatni jego rozdział. Coś mi się wydaje, że jeśli przezyje, to może skłonić się ku temu, by sięgnąć po dziedzictwo ojca ;p No, chyba że rzeczywiście powstanie z martwych jako zimny truposz i zamiast pędzić na Winterfell, by posiekać Ramseya, to poprowadzi armię Innych na ziemię za Murem :D

Myślę, że Jon Snow, podobnie jak ojciec, nie jest jednym z tych, którzy obrażają się na ludzi za to tylko, że ci nie chcą go słuchać. Jeśli uważa, że ma misję (a uważa!), to postara się ją wykonać. Nie wolno też pominąć kwestii przysięgi. Jon złożył ślubowania, a ich złamanie swego czasu, zdaje się, jeszcze umocniło jego wytrwałość, zamiast ją osłabiać. Zresztą w końcu złamał ją, wypełniając rozkaz, czyli złamał przysięgę, wypełniając ją jednocześnie. ;)

Ależ Ci się Clodzie ubzdurało, czemu Jon miałby chcieć wrócić do spalonego i splądrowanego Winterfell, które tak naprawdę nigdy do końca nie było jego domem? Miałby się wdać w walki z lordami północy? W imię czego? Moim zdaniem jego wojna jest za murem, bo jeśli nie on to kto? To by nawet było nielogiczne, nie sądze, za dużo przeżył na murze i za dużo widział, żeby tak po prostu zwrócić się ku Winterfell. Nieeee to nie ma sensu. Kto niby poparłby go w wojnie z Boltonem? Dzicy? Melisa nie dopuści do takiego zwrotu akcji. Aż się pali, żeby rozprawić się ze złem za murem. 

Swoją drogą, zastanawiam się jak Martin chciał rozwiązać kwestię z Innymi przy pierwotnym założeniu, że "Pieśń lodu i ognia", bedzie trylogią... 

Przeleją się przez Westeros, po czym udadzą się na kolejny tysiącletni spoczynek? :p Nie wiem, co ma do tego fakt, że powieść mu się rozrtosła na warsztacie. To jasne, że nie doszliśmy jeszcze lub co najwyżej powoli dochodzimy do tego, co było założone na trzeci tom...

Ja się skupiłem na szukaniu poszlak odnośnie konkursu i, no niestety, chyba jestem debilem, bo nie mogę tych cholernych wskazówek znaleźć ^^ Dopóki tegoż jakimś cudem nie dokonam, wyłączam się z dyskusji ;)

Nie rób tego Bez Ciebie ona umrze. :p

Spoko, w minutę po tym poście znalazłem to, czego szukałem :D A żeby jawnie nie spamować, zapytam się was, co myślicie o Czarnej Gwieździe z Dorne? Niewiele było o nim do tej pory powiedziane, ale z drugiej strony odgrywa on dość znaczącą rolę w całej intrydze tych z południa. Jestem ciekaw, czy Martin planuje coś dla tegoż rycerza.

Chodzi mi o to, że ten wątek z Innymi strasznie długo się rozkręca, dopiero co dzikich opanowali, a tu jeszcze walka z nieumarłymi się szykuje.

Czarna Gwiazda spodobał mi się od początku, to bohater w klimacie Daaria, pewnie dlatego:) Nie sądze jednak, że będzie on miał jeszcze jakąś znaczną rolę do odegrania. Chyba, że masz jakiś konkretny pomysł?:)

Coś tam sobie kombinowałem z sir Geroldem Daynem, ale moja główna teoria raczej już nie ma szans się sprawdzić. Przeczuwałem, że Czarna Gwiazda w jakiś sposób przyczyni się do śmierci Fałszywego Smoka. Jak wiadomo, teraz ucieka, po tym jak próbował zabić Myrcelę ( a chociaż tak to wygląda ), więc bardzo możliwe, że szuka dla siebie jakiejś drogi ucieczki. Złota Kompania miała przybić do Westeros w Dorne, więc knułem podstępnie, iż Dayne, pod fałszywym nazwiskiem, wstąpiłby do kompanii i wyczekał chwili, w której mógłby zabić Aegona. Trudniej robi się, jeśli chodzi o motywację jego działania. Ale wydaje mi się, że Dayne nie uwierzyłby w historię, jakoby Smok był tym Smokiem i chciał się go pozbyć. Trochę to naciągane, ale po prostu wydaje mi się, że Martin nie wprowadziłby takiej postaci bez pomysłu na to, jak ją wykorzystać :)

Clod, może chciał ją wykorzystać do zmylenia Cię? :D Ja szczerze mówiąc musiałem chwilę pomyśleć,. żeby sobie przypomnieć, kim Darkstar jest. Zdecydowanie nie utkwił mi w pamięci po tych dwóch czy trzech scenach, w których wystąpił.

No i wątek zgasł. Szkoda... :D

No niestety, ale mówiłem, że sami go nie pociągnięmy w nieskończność ^^ Jednak ponad 100 komentarzy uważam za całkiem niezły wynik! Może uda się go poprawić przy okazji premiery Wichrów Zimy? :D

Nie mniej, było bardzo miło i przyjemnie analizować z Wami "Taniec", panowie lordowie:D <mały łokieć pod żebro Świętomira>:D

Auć, dzięki. Wypraszam sobie. Państwo wybaczą, udam się tedy w swoją stronę. :D

Jestem pewien (ale niekoniecznie to prawda), że Jon Snow To "Azorem". Melisandre - tak ona miała na imie? - jak chciała zobaczyć Azora to widziała Lorda Dowódce :). No i sztylety i ten dym (zagadka). Jak sobie przypomnę jeszcze coś to dopiszę :).

Witam wszystkich :) Jestem tu nowy, ale pozwólcie, że i ja przedstawię swoje domysły.

 

Pierwsza sprawa to Melissandre – maester Aemon przed odpłynięciem do Starego Miasta (będę używał polskich nazw, bo z angielskimi nie jestem zaznajomiony) zwrócił uwagę Jona na to, że miecz Stannisa nie promieniuje ciepłem. Skoro więc stary westeroski maester zwrócił na to uwagę, to kobieta widząca w płomieniach wizje przyszłości też raczej nie powinna przeoczyć tego podstawowego faktu. Może więc to jej czerwony bóg jest tym złym i może to Kobieta w czerwieni służy Innemu. Choć niewątpliwie moc jest w nim silna, skoro przywraca życie umarłym.

 

I tu dochodzimy do drugiej osoby – Jona. Jeśli zginął, to licho. Ale jeśli jakimś cudem uda mu się zaśmiać Śmierci w oczy, to, moim zdaniem, możliwe są dwie możliwości:

1. Rozprawi się ze zdrajcami ze Straży i dalej będzie Lordem Dowódcą, albo

2. Powstanie, jako Nieumarły, coś na kształt Zimnorękiego (przewodnik Brana), który też raczej nie jest żywy, a jednak nie próbuje żywych życia pozbawić. Jon chciał się przekonać, czy nieumarli zachowują pamięć i świadomość, więc może sam będzie miał okazję nam to powiedzieć. Byłoby ciekawie, gdyby okazał się Azorem i z Mellisandre u boku stawił czoła Innym :) Jedna z fanowskich teorii (wspomniana już chyba wcześniej) mówi, że Jon jest krwią smoka, więc może zobaczymy go jak dosiada Viseriona :) Skoro o smoku mowa...

 

Danka musi jeszcze sporo przejść, żeby wrócić na ojczyzny łono, przede wszystkim opanować Drogona i odzyskać pozostałe smoki. Do tego będzie potrzebowała, jak myślę, Tyriona, więc pewnie i się spotkają, i polubią, i może nawet w Meereen Dany zrobi porządek. Celowo nie piszę "zaprowadzi", bo na mój gust, to tak się wkurzy, że każe smokom spalić miasto. Co jak co, ale wrogów robi sobie jak mało kto :) I właśnie z tego powodu, gdy już zasiądzie na Żelaznym Tronie, nie posiedzi na nim zbyt długo.

 

Varys: może i służy królestwu, ale i jakimś własnym sprawom, co do których nie mam na razie wyrobionego zdania, choć jego celem może być właśnie chaos. Cytując pewien film: "Niektórzy po prostu lubią patrzeć, jak świat płonie".

 

Arya pewnie pozna tajniki sztuki ninja z Braavos i wróci do Westeros jako krwawy mściciel. Może pomoże jej w tym wataha, może nie, ale faktem pozostaje, że zostało jej jeszcze kilka nazwisk na liście ludzi do zabicia. Igłę zresztą schowała, a nie wyrzuciła, więc w to, że porzuci zemstę jakoś nie wierzę. Może się okazać całkiem przydatna, bo w końcu celuje w ludzi znacznych, jak Cersei.

 

Cersei z kolei pewnie jednak przeszła jakąś częściową przemianę, w końcu jej bliźniak też się zmienił. Oczywiście na tą chwilę nie łudzę się, że w tej kobiecie zaszły gruntowne zmiany, ale może troszkę spasuje, przynajmniej na razie, po to tylko, by, gdy zemsta się dokona, rozsmakować się w jej zimnej słodyczy... Czego pewnie nie doczeka, z powodu Aryi.

 

Jamie pewnie niestety zginie z ręki Brienne, gdyż ta ślubowała Catelynn Stark nieco wcześniej niż Jamiemu, więc pewnie te śluby uzna za ważniejsze. Martin go uśmierci choćby z tego powodu, że dobrzy ludzie nie żyją u niego zbyt długo.

 

Sansa, jako najbledsza gwiazda na firmamencie nie interesuje mnie prawie wcale, choć przyznaję, że Petyr może mieć w stosunku do niej arcyciekawe plany. Trochę mnie dziwi, że jest tak głupią postacią, która daje sobą manipulować, skoro mogłaby użyć trochę gracji, wdzięków i, dla odmiany, szczerości, by wydostać się spod władzy Littlefingera.

 

Sam Littlefinger pewnie nie zamierza poprzestać na Dolinie Arrynów i zdaje mi się, że zechce rozciągnąć swe macki bardziej na zachód i południe, jakiś Martell, jakiś Tyrell... Pożyjemy zobaczymy.

 

Tak to widzę na razie. Są to moje luźne domysły :) Ogólnie nie wydaje mi się, żebyśmy mieli doczekać spokojnych rządów i wcale nie zdziwię się, jak cała Pieśń skończy się konkluzją, że wszyscy dążą do władzy po trupach :) Jak coś wpadnie mi jeszcze do głowy, to się podzielę :)

 

A tak, Czarna Gwiazda... Na razie nie mam pomysłu na tą, bądź co bądź, epizodyczną postać, ale zauważyłem, że Martin lubi do takich osób wracać (vide Dondarion), więc może się okazać, że ten typ stanie się czymś w rodzaju Deus Ex Machina w jakimś kluczowym momencie.

Tyle napisałam i się usunęło. A tyle ciekawego miałam do powiedzenia! :D

 

Napiszę już w skrócie, bo czas to pieniądz. “Taniec...” bardzo przypadł mi do gustu. Uważam, że jest książką bardzo dojrzałą i przemyślaną. Przypomniałam sobie za co pokochałam Martina. :) Dlatego też dziwi mnie, że tyle osób jest rozczarowanych.

Będę pewnie odosobniony w opinii, ale mnie ta seria znudziła po drugiej książce. Serial, gdyby nie był zmuszony tak spowalniać akcję, byłby znacznie lepszy. Skondensowana zawartość.

Ale może ja się po prostu nie nadaję do takich wielotomowych sag :) 

And one day, the dream shall lead the way

Nowa Fantastyka