Recenzja:

Nowa Fantastyka 05/14

Maj - Dziennik pokładowy gwiazdolotu "Czytam"

Pobierz fragment numeru w pliku PDF.

 

11:00, 14 umowny maj gwiezdny,

 

Nareszcie! Przewożona księżniczka zamknięta w, hmmm, kajucie i śpi, a my zgubiliśmy wszelkie wraże myśliwce klucząc sprytnie między meteoroidami i teraz bezpiecznie lecimy do portu przeznaczenia. Nie jest łatwo karmić te potworę, też sobie wzięliśmy milusińską na pokład…

Nareszcie mam czas na syntetyczną kawę. Dotarła w końcu transmisja z plikami. Co tam… Faktury, rachunki… O, NF majowy. Zerknijmy…

 

Zaczyna się ciekawie, artykułem o Transcendencji – filmie, który jest pretekstem dla Marcina Wielgosza do przedstawienia nurtu przenoszenia ludzkiej świadomości do komputerów w nauce i fantastyce. Niestety, artykuł kończy się, zanim na dobre się rozkręci, leci trochę po łebkach. Czy temat numeru, który zanęca na okładce, nie powinien być trochę bardziej pogłębiony, poszerzony, dokładniejszy? Pamiętam bardzo ciekawy artykuł o krasnoludach i ich brodatych żonach, który oprócz głównego opisu podawał też garść interesujących, szczegółowych informacji nt. mitologii – więc wiem, że można. Tu podłubałem w ostatnim prawdziwym zębie, niewzruszony po lekturze.

 

Potem, smaczek filmowo-historyczny na temat Godzilli. Dlaczego Godzilla tak naprawdę to Gojira? O czym był pierwszy japoński film z potworem, ten z 1954? Czego dowiemy się, zaglądając przez dziurkę od klucza do ekipy filmowej? I co jest lepsze od kręcenia filmów? (no dobrze, dobrze, to po prostu starannie dobrane materiały z odbytych konferencji prasowych – bardzo interesujące ciekawostki)

Tego wszystkiego dowiecie się z artykułu Michała Hernesa, który dla osób lubiących takie kino jest po prostu zajmujący. Niestety, majową NF opadły chochliki albo ja ślepnę:  na str. 6 “przy małym budżecie wiarygodnej wizji skażonego“ nigdzie nie jest dokończone, a cytat z reżysera na str. 7 zaczyna się małą literą: “to, co jest łatwe do zrobienia,“. Pieprzona dywersja elektroniczna, kiedyś było prościej – człowiek rąbnął raz z lasera, poprawił dla pewności i było wiadomo, skąd wróg uderza i czym…

 

Co to, alarm zbliżeniowy!? Namierzyli nas…?

 

13:11, 15 umowny maj gwiezdny,

 

Siorbię tę kawkę niczym wygłodniała świnia żarcie z koryta, kofeiną podkręcam późny poranek i zerkam w toto ponownie. Wczoraj usiedli nam na ogonie jacyś piraci lokalni, tośmy spieprzali na pełnej mocy, bo Mietek coś długo strugał w ładowni. Strugał, strugał, aż wystrugał z tego złomu – kontroler do dzidy tachionowej. Jak go tylko zapakował gdzie trzeba, nawróciłem zupełnie elegancko, jak u Szybopluja na kursie niedzielnego pilotażu, i dziabnęliśmy jednego ochotnego przeddzidziem prosto w kadłub. Jak już się zdekompresował, to całej trójce ochota na figle przeszła i kulturalnie odlecieli gdzie kwazary zimują.

 

O, proszę, bliskowschodnia fantastyka Marka Grzywacza – ładnie opisuje marność nad marnościami w tamtym rejonie, ale jak już jest coś, to ciekawe, orientalne, inne. Superbohater z 99 cnotami Allaha? Mamo, chciałbym to przeczytać. Facet wydaje przez kilkanaście lat 50 książek? To ciekawostka… Autorka z rozmysłem wstrzymuje publikację wersji anglojęzycznej, żeby zainteresować buzujące hormonami nastolatki książką fantastyczną w rodzimym języku? Nieźle… Mam nadzieję, że pokłosiem tego fantastycznego wschodu będzie jakaś grubsza recenzja jednej ze wzmiankowanych pozycji. Jak zwykle, za mało mi fantastyki z innych rejonów, po prostu lubię ten cykl. ;-)

 

O, a tu wywiad Krzysztofa Daukszewicza-Cęcelewskiego z  prof. Piotrem Tryjanowskim, naukowcem. Rozmowa o smokach. Pfff, przecież wiadomo, że smoki istnieją i żrą czerwone karły, a jak sygnatura piknie na radarze, to trzeba zwiewać ile mocy w generatorach. Wywiad, swoją drogą, uznałem za nieudany, mimo prób pytającego na nakierowanie go na jakieś ciekawe tory. Sądziłem, że taki naukowiec, w ramach zabawy, omówi lub wyciągnie z naukowego myślowego eksperymentu pewne smaczki: jak taki smok mógłby latać (i tu zaczęło się dobrze, bo od smoka odrzutowego – i w sumie na tym koniec :/), jak ziać ogniem, jakie zmiany w ekosystemie mogłyby się pojawić – i tu jakiś atrakcyjny kawałek pod publiczkę, na ten przykład o kameleowcach, które zmieniają kolor wełny na grzbietach, kiedy tylko usłyszą smoczy pisk… Odniosłem wrażenie, że po prostu facet przyszedł na wywiad z nastawieniem – popytają, to coś powiem, nie przygotował niczego interesującego. Za to anegdota o mapie Świata Dysku w ramce – przednia.

 

Natomiast artykuł Tomasza Miecznikowskiego, omawiający kwestię toposu mutanta-odmieńca (tu mimowolnie podrapałem się w trzecie oko, to widzące w podczerwieni, oraz w drugą parę uszu, tych radarowych, co to czasem pozwalają mi w polu meteoroidów wyłączyć oszalałą nawigację i na słuch zasuwać…) – palce lizać. Autor wziął na warsztat trzy pozycje z literatury zagranicznej, zaprezentował skrótowo jaki tamże mutant jest, dodając kilka myśli od siebie na temat ich postrzegania i… A co będę zdradzał. Pociągnął jeszcze Geraltem (bo jak tu – o odmieńcach mowa, a Geralta ni wuja? Nie lza!), by na koniec przypomnieć jedną z najmocniejszych scen s-f w kinie. No, teraz jestem kontent. Odmieńce wszystkich galaktyk – łączcie się!

 

Kawa dosiorbana, starczy tego, jak na razie w publicystyce ciekawe vs. nieciekawe po drugiej rundzie prowadzą 3:2. Zobaczymy co będzie dalej. Teraz czas wytyczyć kurs do pokładowego ssaczotronu, bo coś ten syntetyk ze śniadania chyba nieświeży był…

 

 

 

23:36, 19 umowny maj gwiezdny,

 

Policja orbitalna wymyśliła sobie pieprzoną akcję “Trzeźwość” i dokują do kontroli do każdego gwiazdolotu. Pech chciał, że akurat Miecio obwieścił gotowość pędzonego w maszynowni bimberku do pierwszego spustu. Jak zobaczyłem jego gębę, to po prostu nie miałem serca odmówić… Wsunąłem nas tuż za rój meteroidów, jeden dzień możemy się pokulać za skałami. Orbitalna odtrąbi sukces i wtedy normalnie, jak czyści genetycznie ludzie, wylądujemy na lekkim rauszu jak Bozia przykazała. Jak się Miecio zwiedział i zobaczył manewr na ekranie taktycznym, to tylko zaśpiewał “tak jak w kinie!” i nalał wszystkim od serca. Czyste to jak kryształ, łzy wyciska i z peklowaną słoninką po prostu miód, malina…

 

No, a propos kina. Bardzo ciekawa gawęda Macieja Parowskiego o pisarzach, a właściwie pisarzy bojach ze światem filmowym. O tym, że większość podejść polskich pisarzy do kina kończy się klapą lub utyka, o tym jak kino zmienia wydźwięk literatury. Czytając jednak ten artykuł od razu odpaliłem inteligencję antywirusową – albo transmisja nawaliła, albo korektor nieźle pił albo mamy do czynienia z aldebraańskim wirusem komputerowym. Takiej ilości literówek w NF dawno nie widziałem (wersja z cdp.pl). Artykuł, w każdym bądź razie, wart poświęconego czasu.

 

Podobnie mogę powiedzieć o felietonie Łukasza Orbitowskiego. Opisuje film, ale czniać film – nawet, gdyby to była najgorsza kicha, jak u cioci na Marsie po świniobiciu, to przytoczona anegdota tak nastraja na horror, że chcąc nie chcąc, dopisałem sobie film “In fear” do Tej-Listy-Którą-Chciałbym-Obejrzeć-Jak-Kiedyś-Będę-Miał-Czas. Więcej chyba nie powinienem pisać, żeby nie psuć przyjemności innym Czytelnikom na pokładzie…

 

Recenzje filmowe są, jedna przydatna, druga nie. Dlaczego nie? Bo na stronie 74 tekst urywa się znienacka i nie wiem, czy headline recenzji jest ironiczną zachętą, czy też ten film jest naprawdę taki słaby. Gdyby nie czerwony wskaźnik nad recenzją, byłbym totalnie zgubiony. Grunt, że wiadomo, co w kinie piszczy. A że kapitan Ameryka to fajerwerk, to już wiedziałem… Chłopcy przy przeładunku donieśli – wzięło ich, żeby nocą chociaż raz obejrzeć coś innego niż standardowy vixxański pornos i akurat trafili na kapitana. Nie byli zadowoleni.

 

Felieton Petera Wattsa z początku interesujący, w poincie rysuje dość pesymistyczny acz nie zaskakujący możliwy rozwój wypadków, gdy człowiek już nauczy się jak odtwarzać wymarłe gatunki. Przyznam jednak, że – ponieważ z natury jestem ponurakiem i kondycję ludzkości uważam za regularnie tonącą coraz głębiej w szambie – nie zaskoczył mnie. Ot, inteligentnie zaobserwował co inteligentni ludzie zauważają, żeśmy cioły i kretyni i nawet wskrzeszania nie będziemy umieli wykorzystać jak należy. Bo po co. Czyli nie był zły felieton, ale olśnienie mnie przy nim nie trafiło nijakie.

 

Doceniam również zestaw recenzji książkowych i nowej gry komputerowej, bo spełniają swoją funkcję. Ot, tyle mogę powiedzieć. :-)

 

Generalnie, 4:2 dla interesujących artykułów w publicystyce. Siorbnę sobie teraz bimberku i zajem słoninką, bo coś dłuży mnie się ta wachta…

 

 

10:26, 26 umowny maj gwiezdny,

 

No, ostatni tydzień był dość trudny. Każdemu chojrakowi, co to myśli, że trzy litry bimberku Miecia to pikando, chętnie doleję. Niech siada i pije.

A zaczęło się tak, że orbitalna wcale nie odtrąbiła końca akcji i musieliśmy kombinować. Lądować trzeba było, bo się prostopadłościenne paczuszki z białym proszkiem same, kuhwa, na powierzchnię tej zasranej dziury nie dostarczą. Nic to, nakombinowaliśmy, naśmigaliśmy,  wrzut w atmosferę robiłem nad tutejszym biegunem, totalny pieprznik… A potem okazało się, że oni sobie, wystawcie, prohibicję, kuhwa zarządzili. Znaczy żaden okręt z alkoholem na pokładzie nie ma prawa lądować, bo klątwa, mandaty i zakaz lotów.

A czy wy wylalibyście taki bimber?

No właśnie.

Więc musimy go wypić, zanim się paliwo skończy…

 

Na kacu poczytywałem więc sobie prozę polską w zawirusowanym NF i przyznać muszę, że kiedy tak sadzałem rzyć na tronie, to zaczytywałem się niemożebnie.

 

Przy “Najcenniejszym skarbie na świecie” Jacka Wróbla chichotałem pod nosem. Może i tekst komuś nie leżeć, bo to żart, satyra, od początku do końca – ale na smutasków z amputowanym poczuciem humoru to ja nie poradzę. Może ktoś powiedzieć, że to proste jak cep, że na poziomie studentów robiących sobie jaja z bardziej serioznej literatury. Może ktoś powiedzieć, że brzmi to jak fabularyzowany zapis dość absurdalnej sesji RPG, gdzie humor był na pewno, a kilka jego wspomagaczy również mogło mieć zaproszenie na imprezę.

A ja powiem, że są to jaja na poziomie, troszkę nawet w finale ironiczne (a już monolog po pytaniu “Co będzie z nami, jeśli tu umrzemy?” nie dość, że inteligentnie zabawny, to jeszcze zabawnie inteligentny. Perełka przyzwoitego żartu). Trzecia próba, spodziewana, jakże znacząca – ciężki jest los kujonów… No nic. I finał, jakże życiowy…

Nie czytać, jeżeli chcecie mocnego tekstu, po którym trzy dni bijecie się z myślami. Zdecydowanie czytać, jeżeli lubicie lekkie, niegłupie i zabawne opowiadania, bo podobnie jak ja uważacie, że tylko śmiech ma szansę nas ocalić. Z racji tego zapatrywania, uważam, że miejsce na taką fantastykę w Nowej Fantastyce – rzeczywiście powinno być.

Potem było już tylko poważniej, niestety. No, ale kac poważniejszy z dnia na dzień, to i trzeba coś egzystencjalnego na ruszt wrzucić.

 

“Treser” Piotra Górskiego to opowiadanie, w którym narrację prowadzi… Mutant, bestia – nie wiadomo. Patrzymy na jeden wieczór z życia jego i tytułowej Treser. Wieczór, trzeba przyznać, dość zdziczały, nacechowany potężną hasseliebe w tejże parze, a przy tym lekko krwawy. Opowiadanie dobre, spodobało mi się, ale tu dygresja na boku – właściciele psów, ale nie tacy, co to tylko “tuli-tuli pieśeczku, maś maś śmakołyczka”, tylko tacy, co zwierzaki swoje naprawdę tresują, być może nawet takie duże, dość niebezpieczne – zdecydowanie więcej odnajda dla siebie w tym tekście, niż reszta czytelników. Ja z uznaniem pokiwałem głową dla zmysłu obserwacji autora, który w tak udany sposób przełożył się na treść.

 

No i “Gambit Petermanna” autorstwa Sławomira Prochockiego. Zanim zacznę wychwalać, łyżka dziegciu.

Dlaczego zawsze, ale to zawsze, musi chodzić o ocalenie świata!? Nie mogli, te bohatery, kuźwa, rozważac ocalenie zwykłej jakiejś kolonii? Przecież katastrofę i tak malowniczo idzie oddać, te śmierci niepotrzebne, tę straszność i nieuchronność… Przecież kolonię wystarczy dobrze podziurawić, oddać te uciekające minuty życia, tę niemożność ocalenia…

No, a poza tym, czytam tak i czytam i myślę – kurde, nasi! Nasi jak nic! Więc czytam potem chłopakom na głos, kibicujemy zaradniakom, współczujemy, gdy się zasilanie transpondera schrzaniło – ale każdy kiwa głową i mówi: “no tak, ale na jego miejscu…”.

A potem już wszyscy milczą. Opisy gwiezdnej mechaniki są tak sugestywne, że bez trudu można wyobrazić sobie skalę zdarzeń. Prawdziwą siłą opowiadania są jednak kolejne odejścia, pewna bezradność pozostałej części załogi czy tez bezsilność w ich zapobieżeniu. Jak choćby nieuchronny los Barneya – najmocniejszy emocjonalnie punkt, po którym “choćby potop”. Aż mi się przypomniało opowiadanie Zajdla, którego tytułu niestety nie pamiętam: o dwóch pilotach, którzy w rozbitym wraku przezywają koszmar ostatnich godzin swojego życia.

 “Ja bym się nie pieprzył w tańcu” mruknął mi na koniec Miecio. “Nic dobrego stamtąd od dawna nie wylazło. Było się samemu…”.

No tak, ale Mietek to cyborg trzeciej generacji, z kilkoma setkami lat na karku i wielokrotnie wymienianymi organami. Prawdopodobnie starszy od naszej krypy – więc widział mnóstwo guano. Widzę, reszta chłopaków już na niego spogląda tak podejrzliwie, tak nieufnie…

Oj, niepotrzebnie im czytałem ten “Gambit”. Mocny jest, dojrzały, prawdziwe s-f. Zwyczajnych, samolubnych ludzi wrzuca w ekstremalną sytuację, obnaża ich słabości, portretuje nadzwyczaj udanie. Najlepszy chyba tekst prozy polskiej w maju. Tylko czemu stawką zawsze jest Ziemia…? No czemu, wyjaśni mi to ktoś proszę…? Emocji u mnie, rodowitego Ioańczyka, żadnych dodatkowych to już nie wzbudza.

Podobny obraz zwykłego człowieka w niezwykłej sytuacji widziałem chyba u portalowego Ryszarda w jego “Asteroidzie”. Coś jednak w tym jest, że im autor starszy, tym częściej sięga po sztafaż fantastyczny nie li tylko dla efektu – ale by opowiedzieć nam coś o nas samych.

 

Czas łyknąć tabletę na ból głowy i lądować. Bimber się skończył, jesteśmy już legalni. Czniać mandaty i zakazy, ale klątwy tych różowych, za przeproszeniem, sukinsynów to nikt nie lekceważy – są skuteczniejsi od starodawnych faraonów…

 

11:33, 28 umowny maj gwiezdny,

 

No, interesy z różowymi zawsze przyprawiają mnie o ciarki na plecach. Ale już po wszystkim, zmierzamy spokojnie dziurkami robaczkowymi, na skuśkę, do portu docelowego. Skok, przelot, skok… nuda.

A jak nuda – to czytamy.

 

Przede wszystkim muszę pochwalić LAMUS Agnieszki Haski i Jerzego Stachowicza. Wyciągnęli z otchłani niepamięci dwie międzywojenne powieści fantastyczne Włodzimierza Bełcikowskiego, streścili, zacytowali co ciekawsze motywy, opatrzyli komentarzem – czyta się przyjemnie, z zaciekawieniem. Mocny punkt majowej publicystyki! Nie miałem pojęcia, że w Polsce istnieli tacy fantaści już w wieku dziecięcym gatunku.

 

A potem proza zagraniczna. Mechanik, Janisław Jan, pytał, czy jest tam coś wartego grzechu – fakt, łata bez przerwy reaktory, chłodziwa dolewa, to i czasu nie ma za wiele, by samemu sprawdzić. Ja go rozumiem, jak trzeba było w pasie Kuipera kiedyś nawigować, to miałem wachtę za wachtą, kamikaze boski wiatr i nie ma przebacz.

 

Zacząłem od “Historii Nikczemnego”. Tajemnicą tłumacza jest, dlaczego Wicked z “The tale of the Wicked” zostało “Nikczemnym”*, ale dla fabuły i treści to chyba bez znaczenia, choć gdzieś tam mnie uwiera podejrzenie, że niestety – i to już nie wina tłumacza – jakaś nieprzetłumaczalna gra słów umyka w przekładzie.

Rzecz jest w kosmosie – znaczy dobrze, jak u nas. O walczących ze sobą potężnych statkach, wyposażonych w sztuczne inteligencje – jak u nas. Co wcale, nie znaczy, że dobrze, przyznam, podejrzliwie spojrzałem na pojemnik z naszym mózgiem pokładowym. Nawiązuje do klasyka – o, znów dobrze. I… I ma wydźwięk pacyfistyczny, jasna cholipa.  A przecież nie od dziś wiadomo, że…

 

 

 

 

 

Opowiadanie Johna Scalzi jest dobre. Ale nie uderza, brak mu “Oh wow! factor”. Zastanawiam się dlaczego i dochodzę do wniosku, że to przez to, iż temat SI jest mocno, ale to mocno wyeksploatowany w sci-fi. Muszę przyznać, że pierwiastek religijny trzyma rzecz na powierzchni, dodając swoistej przewrotności i ironii całej historii. tyle tylko, że po lekturze zacząłem nerwowo szukać klawisza “DELETE” żeby skasować pismo z dysków naszego pokładowego mózgu, w obawie, że się mu w algorytmach zalęgną głupie pomysły. Zamarłem, gdy terminal pociemniał, ale po chwili pojawił się napis:

“Nie bój żaby, baranie. Za długo z wami latam, by nie być cynicznym ateistą. Czytaj dalej.”

No dobra, systemie, niech ci będzie.

 

Kolejną niezłą, klimatyczną lekturą grozy, osadzoną w realiach nawiązujących do Japonii i tamtejszej mitologii, jest “Wróć do morza” Jasona Vanhee. Sprawnie budowana atmosfera niesamowitości, tajemnicy, pomieszanie onirycznych widzeń z rzeczywistością i sekret, o którym – zgodnie z regułami gatunku – nie wiadomo nic do końca.

A po końcu też nie, albo ja jestem w sumie dureń i nie umiem zinterpretować. Troszkę poczułem się zawiedziony, bo generalnie lubię, jak coś się w finale wyjaśnia, ewentualnie ładnie rozgałęzia w otwarte zakończenie, zostawiając jednak czytelnikowi – przynajmniej tak tępemu jak ja – kilka jasnych wskazówek, ale tu albo oślepłem, albo po prostu mam za mało wiedzy na temat japońskich demonów, by coś pojąć.

 

Na deser zostawiłem sobie “Siarkę i Marmoladę” Aarona Corwina. O mamuśku, to dopiero był udany deser! Po pierwsze, cieszy mnie kolejny silnie nacechowany humorem tekst w majowej NF. Po drugie… Jest to opowieść zabawna, nie bazująca na błyskotliwych gagach, lecz po prostu – zabawna. Autor z niemalże, jak ja to nazywam, czeską życzliwością kreśli portret nieletniej bohaterki – z charakterystyczną czeskim komediom właśnie – pobłażliwością dla przywar i błędów głównej postaci, płynących przecież z wieku i wpływu otoczenia. Opowiada nam historię o pewnym wycinku wychowania, który ma za zadanie nauczyć dziecko odpowiedzialności, a przy okazji – pozwala, o ile nie nadinterpretuję, budować swoją odrębność, indywidualność. Historia ma tylko jeden, ale za to bardzo pomysłowy, ciepły i zaiste przewrotny element fantastyczny. A jeśli nikogo jeszcze nie namówiłem, to napiszę tylko trzy słowa: Mroczny Władca Miniaturka.

 

Posłałem ostatni tekst Janisławowi Janowi, żeby sobie na posiedzniu na ssaczotronie przejrzał. Nawet nie wiem kiedy upłynął mi czas od ostatniego skoku. Ha, ha, dobry żart, Einstein pękłby ze śmiechu – upłynął czas, w robaczej dziurce, łapiecie? No nic, kurs na orbitę docelową i…

Czas pociągnąć słomki, kto tym razem budzi księżniczkę. Dwie tony rozwścieczonej gadziej arystokratki w kontenerze hibernacyjnym to nie przelewki.

 

 

 

Mission accomplished.

 

Absolutnie rozumiem, czemu “wicked” to “nikczemny” – bo się utarło tak w polskich przekładach. Daleki jestem od mieszania w garnkach tłumaczom żyjącym z tłumaczeń, ale do cholery, czy w kontekście tego tekstu po prostu nie pasuje lepiej “występny”? ;-)

Inne recenzje

Komentarze

obserwuj

No, skoro już można na raty edytować, to i na raty recenzję uzupełniać będę. Muahahahaha! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Co prawda przeczytałem tylko komentarz odautorski, ale i tak brzmi świetnie. Od kiedy to ryby ze świńskim ryjem muczą? :-) Hihihi

:-D Będę więc dorzucał, w miarę czytania. ;-) A co, niech im kapcie spadną, taką im recenzję na raty zero procent będę robił ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dział czasopisma → recenzje się poleca. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

BRajcie, poleca się sprawdzić na koncie zwykłego użytkownika, dlaczego nic tam nie można dodać. Służe swoim kontem, w razie potrzeby.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho Rybko, musisz wejść w “czasopisma”, w numer majowy, i tam masz “dodaj recenzję”.

Mee!

I to, mój drogi kozajuniorze, dla mnie jednego nie działa – reroute na fantastyka.pl :-) Poczekamy na brajta, najwyżej przerzuci “ręcznie” wątek gdzie trzeba.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

To przerzucę i naprawię po powrocie, bo teraz za dużo z tym roboty. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nowy wpis wykonany.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czytam (żeby mi złotem migało)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Fiszu, jak widzę stara się ( jako jeden z niewielu ;) by pismo w obiegu żyło, fajnie :) Ja czuję jakiś rodzaj odwróconej schizofrenii, kiedy jestem przywoływany z imienia i nazwiska, bom przecież tu Jan_Janek, a nie jakiś tam… Tomasz… eee… :) Mam w każdym razie satysfakcję, że jeśli dobrze policzę, to  już czterem osobom spodobał się tekst o mutantach, to mi wystarcza za paliwo do tworzenia kolejnych :) Mam nadzieję, że starczy Ci, Fiszu,  paliwa do kontynuowania tej recenzji, bo ciekaw jestem  opinii o opowiadaniach z majowego numeru. Aha, a w ogóle w nawiązaniu do "Blade runnera" to ciekawie napisał w tym numerze o różnicy w ujęciu androidów Ojciec Redaktor  – w powieści Dick podchodził do nich zupełnie inaczej niż potem twórcy w filmie. Ja książkę kiedyś czytałem, ale figura androida – filozofa – męczennika zaprezentowana przez Rutgera Hauera ma jednak, cóż poradzić –  większą siłę oddziaływania.

Czy już wspominałem Rybo, że lubię twój styl? Samo się czyta. Bardzo na plus. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Janku – ano to był chyba jeden z najtragiczzniejszych androidów w kinie. Do dziś pamiętam: “Widziałem Wrota Tanhausera” ;-)

Dzięki Zalth.

Więcej będzie w tygodniu, jak strawię artykuły kinowe ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowy wpis wykonany.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytane :)

Wiem, wiem – i pewnie Ty też już to wiesz – ale i tak powiem: dobrze piszesz.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ciekawe co zrobi nasz kosmiczny podróżnik-narrator, gdy (jeśli?) trafi  na ładunek z “Gambitu Petermanna”. Bo przecież już nowa Nowa  do czytania (i recenzowania?) jest :)

 

Nowy wpis wy­ko­na­ny.

 

koik – wiem, nie wiem, ale zawsze to miło, kiedy ktoś pochwali ;-) Dziękuję.

Janku – no, gdyby się trafiło… To scenariusz, przynajmniej z początku, byłby bardzo podobny ;-) A co poradzę, że cykl wydawniczy sobie, a mój wolny czas sobie? No co? ;-) Poza tym wersje elektroniczne na cdp.pl i e-kiosku pojawiają się później.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Z tym czytaniem NF to w ogóle jest… Ja zazwyczaj opowiadania staram się wciągnąć od razu, bo jak zrobię przerwę, wezmę się za coś innego, to one leżą potem odłogiem, nie mam kiedy do nich wrócić, wychodzi nowy numer i dupa… I tak mi właśnie Zelazny z ubiegłorocznego Wydania Specjalnego został, ale tu przynajmniej wiem, że to długie opko jest warte przeczytania, bo był feedback od czytelników w postaci  pierwszego  miejsca dla opka zagranicznego. Z majowca nie doczytałem jeszcze dwóch opowiadań zagranicznych i nie wiem w ogóle czy jeszcze tego dokonam, przy właściwie braku polecanek, opinii odbiorców. Paradoksem jest dla mnie, że opka wrzucane tu na stronę, mają znacznie większy odzew, czasem nawet żal mi polskich autorów publikujących w NF, bo pewnie zależałoby  im na większej ilości czytelniczych opinii, ale cóż…:) Wychodzi na to, że każda opinia, każda recenzja tekstów z NF  jest na wagę złota :) No i właśnie, czy ten Scalzi z "Historią nikczemnego" wart jest przeczytania?

Aha, Fiszu, Ezechiela czytałem, jakby co. Może być ;-)  Porządnie, klasycznie, bez szaleństw. Z sercem ;-)

To zrecenzuj pod Ezechielem, Tomaszu Janie! ;-) Każda recenzja na wagę złota, szczególnie w sprawie serca i jaja ;-)

 

A zagraniczne pewnie kilkoma słowami opatrzę w okolicach czwartku-piątku. O ile nie przeczytasz do tego czasu sam, będzie polecanka ;-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowy wpis wykonany. Dziękujemy za wspólny lot!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pod Ezechielem… A ja przekorny jestem. Pomarudzę. Jak dla mnie, dwa pierwsze zdania do wymiany (oprócz Dzisiaj, rzecz jasna). Westchnął? I  pieski nie przerażają. W ogóle cały ten akapit jako wprowadzenie mi nie gra. Co do serca i jaja… Sam nie wiem. Ostatnie zdanie już w porządku.  Całość dobrze skomponowana i to największa wartość tekstu, choć coś tam z chronologią nie tegowało się?(dzisiaj i te takie).

Aha, tak naprawdę nie jestem mechanikiem. W głowie tkwi mi riff z "Highway to hell", a gdy widzę komandora, podśpiewuję pod nosem "If you want blood, you've got it", bez nawiasu. Ssaczotron jest w całej podróży elementem kluczowym. Mam jakieś dziwne sny o koronach i miniaturowych potworach. Kiedyś myślałem, że jestem postacią z komiksu, galaktyczna Pytia wyprowadziła mnie z błędu. Postać z recenzji? Tego jeszcze nie było… Porwałem ją na gwiazdolot i zarżnąłem,  bo wygadywała głupoty. Rozumiecie – zarżnąłem dziewicę. Krew ściekła do tej dziwnej dziury. Czekam cierpliwie na efekty.

A redaktorzy wypowiedzą się na temat recenzji?

Janie-Tomaszu :-D Te dziwne sny… Muszę szybko porozmawiać z Mieciem, by miał cię na czujniku wziernym ;-)

Komentarz do opowiadania sobie przekleję, ku pamięci – zbieram pod Ezechielem, żeby może w czerwcu, może w lipcu – siąść do tekstu po raz wtóry.

 

Dziękuję za wizytę ;-)

 

Może się mylę, ale mam coś dziwne wrażenie, że “Siarka i Marmolada” mogłaby się bardzo spodobać portalowej AlexFagus ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Brajcie, przypominam się z prośbą o przerzucenie tej recenzji do Recenzji ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“Siarka i Marmolada”, powiadasz? Muszę wreszcie się zmobilizować i zamówić prenumeratę, bo jak mnie nachodzi ochota na NF, to jej w kiosku, w moim słodkim Mordorze, ni ma. I jeszcze pani patrzy na mnie podejrzliwie, jakbym pytała o “Poradnik Młodego Mechanika Różowych Gadżetów“.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Alex, cdp.pl – szukasz po NOWA FANTASTYKA 05/2014, numer majowy 6,50 czy coś w pornocji, wypukła karta w dłoń lub przelew bankowy (czyli, zapewne, telefon w dłoń, żeby sms z kodem odebrać od banku). I już ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Kupiłam (choć papier to papier – daje poczucie bezpieczeństwa na ssaczotronie…).

Przeczytałam. I powiem tyle: OM NOM NOM

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Ssaczotron to marzenie każdego sprzątacza toalet… Zostaje bardzo niewiele do zdezynfekowania :-)

Miło mi, że się nie myliłem. O rany, on chyba naprawdę był głodny… ;-)

 

Janie, w dziurze krwi brak. Ale za gwiazdolotem przestrzeń pękła i jakieś ogromniaste macki się wyłaniają. Czy ty czasem nie jesteś spokrewniony z jakimś Przedwiecznym? ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzisiaj będzie ten tekst przenoszony do recenzji czasopism, więc się nie zdziwcie, że coś jest nie tak. 

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Roger.

 

(Who the f.. is Roger!?)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeniesione. Jeszcze coś wymyślę, żeby recenzje czasopism i czasopisma były bardziej widoczne. No i recenzje powinny trafiać na stronę główną, o ile nie są uzupełniane na raty. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

;-) Dziękuję, monsieur Brajt.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czyli to już koniec? Przeniesiona, relegowana? Na tym ma się skończyć kosmiczno-przedwieczna odwieczna gra o ssaczotron?!? 

Czerwiec już… Macki w kosmosie fruwają (mogą tak?)…

I ostatecznie nie doczytałem wszystkich opowiadań, a trzeba by się za czerwcowe już wziąć. 

Ciekawy był to lot!  ;-)

O nie, to dopiero koniec pierwszego sezonu, z mackowym cliffhangerem… ;-)

To czytaj “Siarkę i Marmoladę”, dziś dzień akurat, żeby na ławkę pójść i poszaleć z lekturą. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Panie, “Siarkę” to ja właśnie czytałem (gdzieś koło 3 maja jak widzę w komentach, czyli dawno), tylko tych dwóch pozostałych nie. A teraz se siedzę i czytam opowiadania stąd, bo ostatnio rzadko to czynię.

O, to w takim razie zależy na co masz humor, ale obydwa pozostałe zagraniczne są dość przyzwoite. Ja jestem ze starej szkoły miłośników s-f, więc – “Historia Nikczemnego” byłaby pierwszym strzałem. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka