- Hydepark: Porozmawiajmy o narracjach

Hydepark:

opowiadania

Porozmawiajmy o narracjach

Proponuję porozmawiać o jednym z elementów, na którym każdy tekst siłą rzeczy się opiera – o narracji. Znacie jakieś jej ciekawe formy, przykłady oryginalnych w tym zakresie dzieł? Czy da się Waszym zdaniem wiarygodnie wskazać najlepszy, najambitniejszy rodzaj narracji (abstrahując albo i nie, od gatunku literackiego, treści), taki, przy którego użyciu można przekazać/pokazać najwięcej (choć wiadomo, że każda narracja ma swoje zalety, jak i wady).

Moja propozycja to trzecioosobowa z wtrąceniami (niekoniecznie, a nawet niepotrzebnie oznaczanymi typograficznie – perspektywa danego fragmentu – “kto to myśli?” – ma wynikać z treści tekstu) z perspektywy umysłu jednej tylko postaci. Wydaje mi się, że taka forma może zgrabnie połączyć dwie skrajności – epickość i kameralność (a może się mylę i da się to osiągnąć lepiej inną narracją? może są ważniejsze cechy, które od niej zależą?).

Słucham Państwa :)

 

Komentarze

obserwuj

Ja w ostatnim moim opowiadaniu siłowałam się z narracją trzecioosobową z perspektywy bohatera o nieokreślonej płci. Ciężko było, tym bardziej, że ten bohater nie miał też imienia. Takie coś chyba najlepiej wychodzi w sztukach wizualnych i grach wideo.

Niespecjalnie za to lubię ideę narracji pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym, stosowanej w książkach. Nie wiem, czy udałoby z jej pomocą napisać coś, co nie brzmiałoby jak sprawozdanie z okazjonalnymi komentarzami.

Najlepsza wydaje mi się narracja trzecioosobowa. Daje większe pole do działania, nawet jeśli prowadzona jest z perspektywy konkretnej postaci.

Ja jednak skaczę z narracjami, tzn. zmieniam punkty widzenia. Staram się to robić w ten sposób, żeby trzymać się jednej osoby w rozdziale/części, ale i to nie zawsze mi chyba wychodzi. 

Również nie przepadam za narracją pierwszoosobową, do tego stopnia, że zazwyczaj odkładam książkę nad kupnem/pożyczeniem się zastanawiam, jeśli widzę, że jest napisana w pierwszej osobie.

Słuchałam ostatnio pewnej książki (dobra, w sumie sprowadzała się do gejowskiego romansu w warunkach historyczno-fantastycznych), w której było dwóch głównych męskich bohaterów. Jeden (ten główniejszy), był taki sobie, nie do końca lotny, za to szlachetny. Drugi, niby poboczny, piekielnie inteligentny, z dramatyczną przeszłością i znacznie ciekawszy. I niby drugorzędny, ale z tego powodu, że oglądany wiecznie oczami tego pierwszego, wysunął się na czoło. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie narracyjne, bo pierwszy raz tak ewidentnie zobaczyłam, jak za pomocą konkretnej narracji można z deutergonisty zrobić postać pierwszoplanową. I od razu było widać, kogo woli autorka. ;)

Najlepsza narracja to ta, która pasuje do danej historii :)

Wydaje mi się, że trzecioosobowa jest najbezpieczniejsza; z kolei pierwszoosobowa najłatwiejsza, za to pełna pułapek. Czas przeszły łatwiejszy i normalniejszy niż teraźniejszy. 

Właściwie każda narracja oprócz trzecioosobowej powinna być – moim zdaniem – jakoś uzasadniona. Pierwszoosobowa może być formą zapisków, ale wtedy należy zadbać o to, by prostak nie posługiwał się kwiecistym stylem. Drugoosobowa i inne cuda? Wszystko okej, jeśli to ma sens, a nie jest sztuką dla sztuki. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dla mnie po prostu musi się dobrze czytać i tyle. Jeśli narracja jest dziwna, nie pasuje, to nie jest fajnie. Do tego jeżeli nie wiem, kto co mówi albo czy mówi, czy myśli, bardzo rzadko się zatrzymuję, więc taki tekst od razu lokuję w źle/gorzej czytanych.

Przynoszę radość :)

Ocho, co to było za dzieło? Z opisu brzmi to mi jak fanfik Thorki.

Z punktami widzenia w powieści bywa różnie. Dobrze porównać to sobie na przykładzie Metra Glukhovsky’ego – W 2033 cały czas mamy jeden POV, Artema, zaś w 2034 narrator przeskakuje pomiędzy postaciami.

 

Ja lubię w ramach eksperymentu czasem lubię robić naprawdę mocne przeskoki. Choćby w moim ostatnim szorcie na konkurs cyberpunkowy. Raz napisałem też opko, które jest kompletną “jumping story” – to opowieść o próbie rozwiązania pewnej zagadki kryminalnej, w której kolejne etapy dochodzenia są opisywane z punktu widzenia innych osób.

 

Czasem też “scalam” wszechwiedzącego narratora z bohaterem, rozmywając granicę pomiędzy nimi. Wrzucam do narracji pytania, które mógłby postawić bohater, przerzucam też jego emocje na narratora, na przykład w “Bardzo Celnej Introspekcji”:

 

Nie będzie już więcej kauteryzował sobie mózgu tym świństwem, choćby znowu miał cierpieć i wariować. Tylko czym wypełnić wolny czas, przerażającą otchłań pomiędzy pracą a wymuszonym snem, gdy nieobciążony umysł wynajduje sobie strachy i zmartwienia? Pusto, pusto, pusto, jak w tym betonowym prostopadłościanie prawie pozbawionym mebli.

Ciekawe jest też bezpośrednie zwracanie się narratora do czytelnika, łamanie czwartej ściany. Świetnie zrobił to Ahsan Ridha Hassan w “Dni Walpurgii” w pierwszym tomie Fantazmatów. Ja też to czasem stosuje, bo ten zabieg pasuje i do narracji pierwszoosobowej, i do trzecioosobowej. W “Sutrze Smutku” nawet bezpośrednio “dyskutowałem” z czytelnikiem o świecie przedstawionym w tekście;

 

Ten moment to funkcja główna w literackim kodzie, rozpoczęcie wykonywania programu w twojej głowie.

int main()

{

Zacznijmy od awatara. Domyślnie mam dziewiętnaście lat, bladą cerę, metr siedemdziesiąt wzrostu. Jestem chudy jak szkapa. Noszę T-shirta Zoo York, spodnie moro, neonowo-niebieskie Jordany i rybacki kapelusz z symbolem yin i yang. Możesz trochę zmodyfikować mój wygląd, ale bez przesady. Nie będę przecież chodził w sandałach albo wełnianym swetrze.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Metatekst to bardzo ciekawa sprawa, ale boję się go. Kusi, żeby przeszarżować i zmienić to w bełkot. Trudno zachować umiar, ale może nie warto. Tylko kto to będzie czytał?

Jeszcze do niedawna pisałam powieść, gdzie miałam kilka POV, ale to był wielowątkowiec, gdzie starałam się pokazać reakcje różnych osób na dane wydarzenia.

Ja przeczytam wszystko. Chyba że będzie bardzo źle napisane ;)

Przynoszę radość :)

I jakby mi ktoś mógł wytłumaczyć: POV to znaczy narrator?

Przynoszę radość :)

To chyba punkt widzenia – point of view.

Aaaaa, dzięki :)

Przynoszę radość :)

POV to z angielskiego “Point Of View”, czyli punkt widzenia. Mówi się z reguły o POV postaci, której poczynania i refleksje przedstawia narrator.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ja przeczytam wszystko. Chyba że będzie bardzo źle napisane ;)

To mogę podesłać próbkę? Bo sam nie potrafię ocenić, czy jest bardzo źle. Prosiłbym, jeśli się zgodzisz, o opinię bez owijania w bawełnę. W zamian oferuję betowanie, a w razie problemów psychicznych po przeczytaniu tego, postaram się szybko podesłać adres do specjalisty :P

Ok, dawaj!

Przynoszę radość :)

Ajzan , to trylogia (tak, wysłuchałam całości) "Captive Prince". Audiobook w oryginale na youtubie. Pisana pewnie m.in. z myślą o napalonych nastolatkach, ale co poradzę, że mnie wciągnęła. :) A śledzenie ciągów myślowych tego bystrzejszego bohatera bywało nawet fascynujące. :)

Kojarzę, Ocho. Niedawno to u nas wydali pod tytułem “Zniewolony Książę”. Nawet specjalnie do polskiego wydania nasza rodzima graficzka zrobiła grafikę na obwolutę.

Warto zerknąć do Teda Chianga – 72 litery to zbiór opowiadań z różnymi narracjami, a każda idealnie pasuje do treści. Mistrz!

Wbrew pozorom, żonglowanie rodzajami narracji nie jest prostą sprawą. Bo w grę wchodzi wiele czynników: nasze umiejętności, aktualne lektury, przyzwyczajenia, obawy. Króciutko:

– pierwszoosobowa – najbardziej naturalna i jednocześnie najbardziej prymitywna,

– trzecioosobowa – dla mnie najlepsza, bo pozwala niemal na wszystko,

– drugoosobowa – wyższa szkoła jazdy, wymaga od autora zachowania reżimu narracyjnego, warto przynajmniej raz w życiu napisać tekst z wykorzystaniem tej narracji,

To został nam jeszcze sam narrator:

– wszystkowiedzący,

– nicniewiedzący,

– wariacje (świadek, gość, szpieg itd)

 

I tyle.

 

Brzmi zachęcająco ten zbiór Chianga, tak samo jak usystematyzowanie narracji, ale myślę, że nie każdy ma tyle samozaparcia, żeby sprawdzić choćby tę “przysłowiową” setkę najbardziej się narzucających, skoro niektóre są lepsze – tzn. o tyle tylko lepsze, że bardziej uniwersalne, choć wymyka im się jakaś cząstka świata, ujęta w narracjach bardziej wydumanych. Więc szacunek, że Panu Chiangowi się chciało. Trzeba przeczytać...

Wiesz, miałem na myśli coś innego – Chiang nie stosuje wymyślnych narracji, tylko adekwatne do treści, tzn, czytasz i masz wrażenie, że wybrał najlepszy punkt widzenia. To wielka sztuka.

Aaa, no, dobra. W zasadzie to nawet lepiej, kiedy nie czuć narracji, tylko skupia ona czytelnika na treści.

Nowa Fantastyka