Tekst konkursowy. Prawdopodobnie bardziej absurdalny niż antynaukowy, ale co poradzić... :)
Chwała betującym! :)
Tekst konkursowy. Prawdopodobnie bardziej absurdalny niż antynaukowy, ale co poradzić... :)
Chwała betującym! :)
Zastanawiasz się zapewne, drogi czytelniku, z jakiego powodu siedzę sam, na tej odludnej planecie, z pistoletem przystawionym do skroni. Spokojnie, dojdziemy do tego. Jak widzisz, nigdzie się nie wybieram. Brakuje mi też odwagi, żeby pociągnąć za spust. Tak to już ze mną jest.
Czytałem ostatnio dobrą książkę, skierowaną wprawdzie do dzieci, ale mądrą i z przesłaniem. „Mały Książę”, taki zdaje się był jej tytuł. Autora nie pamiętam, coś z francuskiego chyba. Książka poza zwykłą treścią zawierała też szereg rysunków, ładnych i przyciągających uwagę. Z tego powodu ja również rozpocznę moją historię od obrazka. Przedstawiam ci, drogi czytelniku, śledzia:
<><
Możliwe, że jest to inna ryba, ale tak naprawdę się na tym nie znam. Ufam natomiast, że od teraz twoje oczy będą uważnie śledzić historię, która sprowadziła mnie do miejsca, w którym aktualnie się znajduję.
***
Czy zdarza ci się czasem, drogi czytelniku, mieć uczucie, że cały wszechświat się na ciebie uwziął i każdy, nawet przypadkowy przechodzień, życzy ci źle? Tak wyglądało moje dotychczasowe życie, więc postanowiłem wyposażyć mojego leciwego passata z silnikiem diesla w instalację LPG i dzięki temu opuścić Ziemię. Zastanawiasz się pewnie, dlaczego nie wybrałem napędu elektrycznego albo chociaż hybrydowego? Wiem, że są znacznie tańsze, ale zostawiają większy ślad węglowy. Jestem rozczarowany życiem, fakt, ale nie zamierzam z tego powodu niepotrzebnie zatruwać planety.
Montaż instalacji trwał niecały kwadrans, po czym mogłem wreszcie ruszyć w kierunku najbliższej hopki. Rozpędziłem pojazd do stu czterdziestu kilometrów na godzinę i wystrzeliłem niczym strzała, prosto w kosmos. Gdy tylko opuściłem orbitę, uruchomiłem z pełną mocą automatyczną klimatyzację, więc w kabinie momentalnie pojawiło się chłodne, kosmiczne powietrze. Od tej pory moja podróż przebiegała w komforcie i prestiżu.
Po około godzinie lotu minąłem Księżyc i dryfowałem sobie spokojnie pomiędzy gwiazdami. Nagle moim oczom ukazała się osobliwa planeta w kształcie boiska do piłki nożnej. Wyglądała obiecująco, więc postanowiłem na niej wylądować. W miejscu, które nazwałem roboczo środkiem boiska, stał człowiek. Spojrzał w moim kierunku.
– Co tutaj robisz? Kim jesteś? – zapytał.
Kogo ja oszukuję? Drogi czytelniku, i tak zamierzam ze sobą skończyć, więc winien ci jestem odrobinę szczerości. Po pierwsze, wiem, że didaskalia były zbędne, w dalszej części postaram się nie męczyć cię językową niepoprawnością. Po drugie, napotkany człowiek nie tylko nie zadał żadnego pytania, ale i nie spojrzał w moim kierunku. Patrzył raczej otępiałym wzrokiem w horyzont, usta miał uchylone, po brodzie ściekała mu ślina. To ja podszedłem i zapytałem:
– Czy to twoja planeta? Jest bardzo ładna.
– Eeee aaagrhhhh! – wystękał w odpowiedzi.
– Czy zawsze jesteś taki rozmowny? A może coś ci dolega? – Starałem się wykazać empatią.
– Arrrghhhh eawrrrr!
W tym momencie zrozumiałem, że dalsze próby konwersacji pozbawione są sensu. Czytałem kiedyś o takich ludziach, fachowy termin to, zdaje się, „uzależnieni”. Mój niedoszły rozmówca najwyraźniej ćpał sport. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem w kierunku passata. Samotny człowiek na środku boiska zawył. Był to doprawdy przeraźliwy dźwięk.
***
Nie będę ukrywał, że byłem wstrząśnięty. Wiem, że instalacja LPG i palenie wyrobów tytoniowych nie idą w parze, ale musiałem odreagować. Znajdowałem się znowu w przestrzeni kosmicznej, więc otworzyłem okno i zaciągałem się wyśmienitym białoruskim cygarem. Dlaczego akurat białoruskim? Ujmę to następująco. Można nie lubić tych ludzi, ale trzeba im oddać, że wiedzą, jak się obchodzić z drzewami tytoniowymi. Oglądałem kiedyś o tym dokument. Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że tamtejsze plantacje są schowane w wilgotnych grotach, bez dostępu do światła. Dzięki temu rozrost drzew odbywa się na zasadzie wzmocnionej fotosyntezy. Z nawozów używają wyłącznie wybielacza na bazie kreta, tego do udrażniania rur. Wszystko w zgodzie z naturą, dlatego właśnie cygara mają niepowtarzalny, wręcz organiczny smak.
W trakcie rytuału palenia cygara oddałem się głębokiej zadumie nad sensem samego istnienia. Czy jesteśmy jedynie sumą naszych doświadczeń? Czy istnieje Bóg? Jeżeli tak, to dlaczego ma nas głęboko w dupie? To tylko kilka z wielu nurtujących pytań, które w tamtej chwili zaprzątały moje myśli. Nie wiem, czy w tym stanie znajdowałem się godzinę, czy kilka dni, ale zdążyłem wypalić prawie całe cygaro. Kątem oka dostrzegłem, że na pobliskiej planecie najwyraźniej dochodzi do aktu przemocy.
Skrzynię biegów ustawiłem na luz i gwałtownie wylądowałem na powierzchni. Wzrok mnie nie zawiódł. Ujrzałem przed sobą dwie osoby. Jedna leżała na ziemi i desperacko próbowała uchronić się przed kopniakami. Druga wymierzała nogą cios za ciosem. Podszedłem bliżej i zagaiłem rozmowę.
– Dzień dobry, dlaczego krzywdzisz swojego kolegę?
– Jakiego znowu kolegę? Ta gnida – wypowiadając te słowa, mój rozmówca skrzywił się i splunął – słucha muzyki z przenośnego głośnika w miejscach publicznych.
– Ale chyba nie za głośno? – Chciałem się upewnić.
– Właśnie, bardzo głośno. Jak cholera! – Ponownie kopnął leżącego.
– W takim razie wszystko jasne. Czy mogę zatem pomóc w tej sesji terapeutycznej?
– Pewnie, kop pan, tylko porządnie!
Byłem w lekkiej rozterce. Widzisz, drogi czytelniku, muszę przyznać, że brzydzę się przemocą. Nie jestem stworzony nawet do jej oglądania. Z drugiej jednak strony… Zbawienne oddziaływanie terapeutyczne kopnięć w klatkę piersiową znane było ludzkości od dawna. Ostatecznie staliśmy we dwóch i kopaliśmy leżącego bez litości.
W pewnym momencie dostrzegłem, jak z okolic głowy kopanego zaczyna uchodzić delikatna mgiełka zawierająca złe nawyki. Wskazałem ją palcem i uśmiechnąłem się szeroko. Nasze zadanie zostało wykonane. Kopany mężczyzna wstał, otrzepał zabrudzone ubranie i, wyraźnie zadowolony, uścisnął nam dłonie. Przeprosił jeszcze za karygodne zachowanie, po czym oddalił się w nieznanym kierunku. Wobec wykonanego dobrego uczynku postanowiłem jak najszybciej odlecieć z planety.
Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w passacie skończyło się paliwo. Wyszedłem z pojazdu i zwróciłem się do przechodnia:
– Przepraszam bardzo, czy w pobliżu jest może stacja fermentacji górnej sproszkowanych trucheł żuków?
– Co niby? – zapytał, wzrok miał jakiś nieobecny.
– No, stacja paliw znaczy się, jest tu w pobliżu?
– Nie kojarzę takich cudów, przepraszam, bardzo się spieszę.
***
Ostatecznie zdecydowałem się sprzedać bezużyteczny samochód za równowartość biletu na autobus powrotny na Ziemię. Gdy tylko podleciał, bez zastanowienia wsiadłem i zająłem miejsce na samym środku. Momentalnie zapadłem w sen. Śniły mi się niestworzone rzeczy, ale to nie czas ani miejsce, żeby ci o nich opowiadać.
Ważne, że zbudził mnie odgłos wystrzału. Wyjrzałem przez okno. Oto byłem świadkiem, jak jedna z pobliskich gwiazd eksplodowała. Poczułem dreszcz ekscytacji, najwyraźniej policja ścigała w kosmosie jakiegoś przestępcę. Uciekający ostrzeliwał z rewolweru, to tłumaczyło odgłosy oraz niedawny wybuch. Po chwili z głośników dobiegł mnie dźwięk syreny alarmowej. Pechowo dla nas, jedna z zabłąkanych kul trafiła w oponę autobusu. Kierowca poinformował nas (znaczy mnie i jeszcze drugiego pasażera), że musi awaryjnie lądować na najbliższej planecie.
Gdy wylądowaliśmy, kierowca zabrał się do weryfikacji uszkodzeń. Niestety, wszystko wskazywało na to, że naprawa nie będzie możliwa. Mężczyzna zaklął siarczyście i stwierdził, że bardzo nie chce tu być. Zrozumiałem, że nie żartował, ponieważ natychmiast zniknął.
Drugi pasażer także nie miał w planach pozostawać na przypadkowej planecie. Przyglądałem się przez chwilę, jak wykonywał dziwne ruchy dłońmi. Przypominało to obserwację przestrzeni kosmicznej przez wyimaginowany teleskop. Po chwili sprawy przyjęły nieoczekiwany obrót. Zanim zdążyłem się odezwać, mężczyzna wziął rozpęd i wyskoczył z planety. Momentalnie pożałowałem, że nie uważałem na teorii wychowania fizycznego.
Rad nierad zdecydowałem, że zrobię mały rekonesans. Planeta miała w obwodzie około dwóch kilometrów i piętnastu centymetrów, ale moje wyliczenia mogły być lekko niedokładne. Poza wrakiem autobusu jedynym obiektem na powierzchni było różowe drzewo pistoletowe. Z jednym owocem, na oko już dojrzałym.
Wszedłem do pojazdu i usadowiłem się wygodnie na fotelu pasażera, ręce miałem ułożone na kierownicy. Dzięki energii psychokinetycznej uruchomiłem system inforozrywki i zabrałem się do przeglądania aktualności. Jak się okazało, kosmiczna policja działa błyskawicznie, w sieci już opublikowano rysopis ściganego przestępcy. Przyjrzałem mu się uważnie, na pierwszy rzut oka zupełnie nie przypominał kogoś, kto ma na bakier z prawem. Zasadniczo wyglądał bardziej na biznesmena, takiego odnoszącego spektakularne sukcesy. Elegancki garnitur, okulary przeciwsłoneczne, atrakcyjna fizjonomia i rogi na głowie, teoretycznie wszystko było na swoim miejscu. Boże, jak to pozory potrafią mylić!
Niespodziewanie dotarło do mnie, że skoro odbieram wiadomości ze świata, to zapewne mogę też nadać sygnał SOS. Prawdopodobnie było to założenie słuszne, jednak najwyraźniej zbyt długo korzystałem z systemu i zapas energii zupełnie się wyczerpał. Byłem dość mocno podenerwowany, więc szansa na odnowienie się energii psychokinetycznej dążyła do zera. Desperacko uderzałem w pulpit, usiłując wskrzesić go do życia, jednak bezskutecznie. Przez własną głupotę zaprzepaściłem ostatnią szansę na wydostanie się z planety.
Nie wiem, jak długo przebywałem w tym zapomnianym przez Boga miejscu, ale samotność, będąca kwintesencją mojego istnienia, uderzyła mnie z nieznaną dotąd mocą. Zawsze byłem sam, chociaż otoczony tłumem ludzi. Teraz już nawet tłumu zabrakło. Jakby tego było mało, zrobiłem się przeraźliwie głodny. W akcie desperacji dopadłem do drzewa i energicznym ruchem zerwałem owoc. Przetarłem oczy ze zdumienia, oto w dłoni trzymałem magnum, kaliber czterdzieści i cztery. Może i się nie najem, ale przynajmniej skrócę swoją mękę.
***
Tak oto właśnie, drogi czytelniku, wracamy do punktu wyjścia. Według jednego z wierzeń, czy tam innych filozofii, wszechświat istnieje tylko we mnie. Gdy zasypiam, zasypia wszystko wokół. Gdy umieram, wszystko ginie i znika. Jestem początkiem i końcem, pierwszym i ostatnim. Z tej perspektywy, w pewnym sensie, trzymając w dłoni pistolet, stałem się władcą wszechświata, panem kosmosu. Mam dość, drogi czytelniku. Mam dość wszystkiego i wszystkich. Boli mnie, że w moim krótkim życiu niczego nie osiągnąłem, nic nie zobaczyłem. Ale odejdę na własnych warunkach, przy odrobinie szczęścia podąży za mną cały świat. Magnum było już nabite, chwilę wcześniej włożyłem do magazynka pestkę dyni. Czytelniku, składam ci podziękowania, za to, że wysłuchałeś mojej historii w całości. Wybacz, że pozostawiam cię z uczuciem niedopowiedzenia. Ale niniejsza historia odzwierciedla moje życie. Pozbawione choćby namiastki puenty, puste i bez znaczenia.
Odbezpieczyłem pistolet, pociągnąłem za spust. Z lufy, zamiast prowizorycznej kuli, wystrzeliła róża. Coś we mnie pękło, coś się zmieniło. Momentalnie poczułem, że muszę zbudować dla drogocennego kwiatka schronienie. Będę się nim opiekował niczym Mały Książe. Kto wie, może jednak znajdę sens w życiu?
Boli mnie, że w moim krótkim życiu niczego nie osiągnąłem, nic nie zobaczyłem.
No, widział sporo. ;)
To jet taka historia, że czytając ja trzeba szeroko rozłożyć ręce i robić łiiiiiiiiii!;)
Na początku chichotałam, a potem już balansowałam na desce szaleństwa, podskakując na kolejnych muldach absurdu.
Mam nadzieję, że bohater wyhoduje sobie lisa.
Historia ubawiła mnie setnie i dobrze się czytała, ale to według mnie jeszcze nie jest poziom piórkowy.
Lożanka bezprenumeratowa
Ambush, serdeczne podziękowania za betę, komentarz oraz klika :)
No, widział sporo. ;)
Ja to w ogóle uważam, że narrator jest wobec siebie zbyt krytyczny… :)
To jet taka historia, że czytając ja trzeba szeroko rozłożyć ręce i robić łiiiiiiiiii!;)
:D
Mam nadzieję, że bohater wyhoduje sobie lisa.
Kto wie? Narrator jest wyraźnie zainspirowany Małym Księciem, więc może i lis się kiedyś znajdzie :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Nie ma jak to porządna depresja w otchłaniach kosmosu. Wprawdzie pech goni pech, ale za to jakie widoki! :D Podobało mi się! Pozdrawiam serdecznie! :)
Cześć JolkaK! Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Miło mi, że opowiadanie Ci się podobało :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Nie ma jak stary passat. Można sobie wyskoczyć tu i tam. Co to jest LPG? Linearny Pulsar Grawitacyjny?
Cześć Koalo! Fajnie, że wpadłeś i zostawiłeś komentarz ;)
LPG to bez udziwnień, gaz:
https://pl.wikipedia.org/wiki/LPG
I owszem, wiem, że do silników diesla się tego nie montuje ;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Chyba nie trafiłem z żartem o LPG. Jestem eukaliptusożercą, ale tak zupełnie antytechniczny nie jestem. Widziałem też na jaki to konkurs. Pozdrawiam :)
W sumie Twoja wersja LPG nawet lepsza ;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Ale bzdury tu powypisywałeś xD
Cześć, cezary_cezary, to chyba nasza pierwsza interakcja na portalu, a zatem napiszę, że miło Cię poznać :P
Zasadniczo nawet nie wiem, czego miałbym się czepiać w tekście tego rodzaju. Logiki próżno tu upatrywać, zgodności z prawami fizyki również, ale takie są reguły konkursu. Powiem natomiast, że bardzo przypadła mi do gustu swobodna i luźna narracja, która wiedzie czytelnika gładko przez tekst. Plusem jest także humor, uśmiechnęło mi się zwłaszcza przy terapii osoby słuchającej muzyki z przenośnego głośniczka w miejscu publicznym. Małoksiążęce skojarzenia dopełniają wszystkiego i sprawiają, że lektura jest naprawdę przyjemna.
Tekst biblioteczny, więc idę polecać.
Pozdrawiam!
Cześć AmonRa!
Witam Cie serdecznie, rzeczywiście jakoś dotychczas nie było między nami interakcji;)
Ale bzdury tu powypisywałeś xD
Czyli zadanie wykonane ;)
Bardzo mi miło, że narracja przypadła Ci do gustu ;) akurat na tej płaszczyźnie miałem najwięcej obaw przed publikacją.
Dzięki za klika ;) pozdrawiam! ;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć, Cezary, Cezary! ;D
Przeczytałem fragment otwierający i uważam, że jest tak błyskotliwie napisany, że trudno byłoby to zrobić lepiej. Po prostu musiałem przeczytać dalej tę historię, tak się powinno to robić.
A historia leciutka, budząca uśmiech, zwłaszcza, gdy dociera, jak subtelnie łamana jest tutaj logika rzeczywistego świata, jednak jak przy tym spójny jest powstały obraz. Dodatkowo odniesienia do Małego Księcia nadają historii głębi i dodatkowy kontekst.
Bawiłem się doskonale. Mam nadzieję, że wielu czytelników tu zajrzy, bo naprawdę warto!
Cześć MrBrightside!
Dziękuję za odwiedziny, klika i nominację, a w szczególności za niezwykle budującą recenzję mojego opowiadania. Czytając takie opinie człowiek nabiera dodatkowej mocy do pracy twórczej:)
Jest mi niezmiernie miło, że lektura dostarczyla Ci tak pozytywnych emocji :)
Pozdrawiam serdecznie!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Proszę moc przekuwać na kolejne znaki ze spacjami. :>
Czy loża i antologia są gotowe na taką dawkę absurdu? Bardzo chętnie się przekonam!
Proszę moc przekuwać na kolejne znaki ze spacjami. :>
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Hej. Mały książę dla dużych dzieci :). Podoba mi się to jak podejmujesz kontakt z czytelnikiem za pomocą śledzia. Podobają mi się planety oraz ich mieszkańcy – przemoc bezkompromisowo i wulgarny sposób manifestuje swoją siłę, ale czasem to działa ;). Drzewo z bronią to mogły być granaty, no ale z granatów już trudno by było wyciągnąć różę :). Dobre klikam, ale o świcie, bo jestem całe galaktyki od kompa :) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie wiem, co bardziej mi się podobało, tytuł, czy ilustracja, oba świetne. Opowiadanie zresztą też całkiem udane, antynaukowość mieszała się w nim z dziwnością i nostalgiczną nutą rodem z małego księcia. Jedynie zakończenie trochę mi zgrzytnęło. Zostałam z wrażeniem, że bohater zbyt szybko przeszedł od próby skończenia z sobą za pomocą pestki dyni do chęci podjęcia się roli ochroniarza dla kwiatka.
Bardzie
Dziękuję za wizytę, komentarz oraz zzapowiedź kliknięcia :)
Przyznam, że wstęp że śledziem powstał ładnych kilka dni wcześniej niż pozostała część tekstu. Miałem lekkie obawy czy taka forma rozpoczęcia opowiadania nie będzie odrzucała na starcie. Cieszy mnie, że odbiór śledzia jest jednak pozytywny :)
Ośmiornico
Milo mi, że wpadłaś :) Dziękuję także za kliknięcie:)
Zostałam z wrażeniem, że bohater zbyt szybko przeszedł od próby skończenia z sobą za pomocą pestki dyni do chęci podjęcia się roli ochroniarza dla kwiatka.
Generalnie jest tak, że jak ktoś naprawdę chce popełnić samobójstwo to raczej to robi w ciszy i bez świadków. Opowieść, którą narrator przedstawia czytelnikowi wskazuje, że nie jest on pewien czy faktycznie skończy z życiem. To takie trochę wołanie o pomoc osoby, która jest przytłoczona beznadzieją swojego życia. Z drugiej strony, niespodziewane pojawienie się róży stanowi dla narratora pierwszy od dawna znak nadziei. A nadzieja to potężna siłą, która w jednej chwili potrafi wytworzyć w człowieku siłę, której nawet się nie spodziewał:) Stąd tez sam narrator wspomina o tym, że nagle coś w nim pękło.
Niemniej, dziękuję za Twoją opinię w tej kwestii.
Pozdrawiam!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Hej! Przeczytane w trasie, klikać już nie trzeba, a więc będzie krótko i zwięźle: niezła wariacja Ci wyszła. Na początku miałem wrażenie, że nie będzie to moja bajka, gdyż zwyczajnie drażni mnie bezpośrednie zwracanie się narratora do czytelnika. W każdym wypadku. No ale okazało się, że w Twoim tekście byłem w stanie przełknąć ten aspekt, a jak już go pchnąłem do żołądka, lektura była przyjemnością. Fajnie, że luźną i abstrakcyjną formę połączyłeś z tematami poważnymi. Pozdrawiam.
Cześć Realuc!
Dzięki za wizytę i komentarz:) Miło mi, że pomimo tego, że przyjęty przeze mnie sposób narracji nie do końca odpowiada Twoim preferencjom, uznałeś lekturę za przyjemną :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Sprawnie napisane. Faktycznie bardziej to absurdalne niż antynaukowe, ale to nie mój problem.
Pozdrawiam!
Cześć AP!
Dziękuję za odwiedziny i pozostawienie po sobie komentarza:)
Faktycznie bardziej to absurdalne niż antynaukowe, ale to nie mój problem
Ale przynajmniej nikt nie raczy się ludziną… ;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Och, jak miło cezary_cezary, zapamiętałeś mój wcześniejszy komentarz.
Wiesz, AP, ostatecznie niecodziennie padają pod moim adresem “zarzuty” o promowanie kanibalizmu :P
A poważnie, jakoś tak zapadł mi w pamięć Twój komentarz pod opkiem świątecznym :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Opowiadanie doskonale wpisuje się w założenia konkursu, a choć przy okazji ociera się o Małego Księcia, to nic nie poradzę, że kiedy przeczytałam: Odbezpieczyłem pistolet, pociągnąłem za spust. Z lufy, zamiast prowizorycznej kuli, wystrzeliła róża. – oczy wyobraźni kazały mi zobaczyć zespół Guns N’ Roses. ;)
…do miejsca, w jakim aktualnie się znajduję. → …do miejsca, w którym aktualnie się znajduję.
Patrzył raczej otępionym wzrokiem w horyzont… → Patrzył raczej otępiałym/ tępym wzrokiem w horyzont…
Wskazałem na nią palcem… → Wskazałem ją palcem…
Wskazujemy coś, nie na coś.
…zabrałem się za przeglądanie aktualności. → …zabrałem się do przeglądania aktualności.
http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć Regulatorzy!
Dziękuję Ci serdecznie za wizytę oraz łapankę, wszystkie wskazane przez Ciebie babolki poprawiłem:)
nic nie poradzę, że kiedy przeczytałam: Odbezpieczyłem pistolet, pociągnąłem za spust. Z lufy, zamiast prowizorycznej kuli, wystrzeliła róża. – oczy wyobraźni kazały mi zobaczyć zespół Guns N’ Roses. ;)
Starałem się powtykać różne nawiązania do literatury, popkultury i filozofii, ale akurat ten element wyszedł zupełnie nieświadomie. A może właśnie podświadomie? :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Bardzo prosze, Cezary. Żałuję, że nie odwiedzę klikarni.
Mimo że ponawtykałeś do tekstu sporo tego i owego, okazuje się, że Pistolety i Róże też się zmieszczą. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Żałuję, że nie odwiedzę klikarni.
Tym razem opowiadanie wskoczyło do biblioteki z prędkością światła;) Niemniej, miło mi, że w Twojej ocenie tekst zasługuje na klika :)
okazuje się, że Pistolety i Róże też się zmieszczą. ;D
Najwyraźniej:)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
:D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Po tytule spodziewałem się czegoś w stylu Kapitana Bomby, a dostałem połączenie Kapitana Bomby z Małym Księciem – coś absurdalnego! W prawdziwym życiu nikt by nie wykorzeniał przemocą złych nawyków, prawda? ;)
Wybrałem sobie przemiłe opowiadanie na mój debiut czytelniczy, winszuję ciekawego pomysłu :)
Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.
Cześć Sanderka!
Jest mi niezmiernie miło, że lekturę tekstów na forum rozpocząłeś od mojego opowiadania :) A jeszcze bardziej cieszy mnie, że uznałeś je za przemiłe :)
W prawdziwym życiu nikt by nie wykorzeniał przemocą złych nawyków, prawda? ;)
Akurat sama koncepcja przemocy w celach wychowawczych nowością (niestety) nie jest, za to jej skuteczność połączona w dodatku z wdzięcznością “wychowywanego” stanowi pewne novum :)
Pozdrawiam serdecznie :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
“Mały Książę” spotyka Adamsa? OK, całkiem ciekawie wyszło. Lubię jedno i drugie, więc na plus. Nawiązanie z boiskiem bardzo mi się spodobało.
Śledź miodny i wcale nie przypomina węża, który połknął słonia. Co najwyżej półtora rombu. ;-)
Babska logika rządzi!
Cześć Finkla!
Miło mi, że wpadłaś :) Cieszy mnie, że uznałaś opowiadanie za ciekawe:)
Śledź miodny i wcale nie przypomina węża, który połknął słonia. Co najwyżej półtora rombu. ;-)
Narrator (podobnie jak i ja) nie ma specjalnego talentu do rysowania, więc postawił na prostą konstrukcję, ale o symbolicznym wydźwięku:)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Świetnie się czytało, fajną historię zbudowałeś :) Śledzik mnie kupił ;)
Dałbym klika, ale już dawno po zawodach.
Powodzenia w konkursie!
Hej Grzelulukasie!
Dzięki za odwiedziny, bardzo mnie cieszy, że świetnie Ci się czytało moje opowiadanie:)
Dałbym klika, ale już dawno po zawodach
Tak jakoś wyszło… :) Niemniej dziękuję! ;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć, Cezary!
Mały Książe w miniaturze.
Zanim się zorientowałem, jaki to konkurs, tytuł aż krzyczał “Jak w Passeratti LPG?!”
Bardzo zgrabny absurd z bardzo fajnymi smaczkami, choć pewnie nie wszystko wyłapałem. Ulatujące złe nawyki zdecydowanie najlepsze ;)
Cała konwencja utrzymana od początku do końca, może na dłuższym dystansie by zmęczyła, ale tutaj nie zdążyła.
Nie ma już jak klikać ;)
Pozdrówka i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Cześć Krokusie!
Dziękuję za wizytę I miły komentarz;) Niezmiernie mi miło, że dołączyłeś do grupy usatysfakcjonowanych czytelników;)
Nie ma już jak klikać ;)
Cóż zrobić?… ;)
Pozdrawiam serdecznie ,)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Absurdzik pierwsza klasa, bardzo ożywcze połączenie Małego Księcia (wersja dla dorosłych, steranych życiem) i Autostopem przez Galaktykę. Biorąc pod uwagę zakończenie, mam wrażenie, że jednak jesteś optymistą ;) Mam wrażenie, że bohater tak naprawdę wcale nie chciał z sobą skończyć, tylko szukał czegoś lub kogoś, kto go uratuje. Cieszę się, że znalazł, bo w sumie znaleźć niełatwo :)
Powtykałeś w opko całkiem sporo, ale nie miałam wrażenia, że w zupce jest zbyt dużo grzybków. Wszystko jakoś do siebie pasowało. A smaczki były smakowite :) Uśmiechnęło mi się. Wydarzenia są absurdalne, ale zachowują wewnętrzną logikę. Napisane lekko, dobrze się czyta, trudno się oderwać. No, dobra, błyskotliwe :)
I w sumie mam wrażenie, że w przyrodzie potrzeba nico równowagi ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej Irko!
Serdeczne podziękowania za wizytę i bardzo miły komentarz :)
Biorąc pod uwagę zakończenie, mam wrażenie, że jednak jesteś optymistą ;)
Jak każdy, miewam gorsze momenty, ale w ogólnym rozrachunku chyba tak :)
Mam wrażenie, że bohater tak naprawdę wcale nie chciał z sobą skończyć, tylko szukał czegoś lub kogoś, kto go uratuje.
Bardzo trafna obserwacja :)
Napisane lekko, dobrze się czyta, trudno się oderwać. No, dobra, błyskotliwe :)
Dla takich opinii warto tworzyć :) Dziękuję raz jeszcze! :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć, c^2! (Już dawno chciałem tak się do Ciebie zwrócić; nie byłem pewien, czy zrozumiesz takie poczucie humoru, ale teraz poniekąd na licencji Finkli mogę spróbować).
Możliwe, że nie jestem grupą docelową. Podczas lektury nie uśmiechałem się, antynaukowe wstawki wydawały mi się raczej nużące niż zabawne. Oczywiście, trudno szukać w tym winy autora, jeżeli bardziej doświadczeni ode mnie odbiorcy zapewniają, że tekst jest udany w obrębie przyjętej konwencji. Od dzieciństwa mam pewną manierę poprawiania błędów i chwalenia się wiedzą, a z takim podejściem trudno o czerpanie przyjemności z tego gatunku literackiego. Zdając sobie z tego sprawę, przeważnie nie ruszałem tekstów na konkurs antynaukowy.
Przykładowo to białoruskie cygaro – co ono wnosi do rozwoju opowiadania? Nie ma znaczenia dla fabuły, humoru też nie umiem dostrzec, bo i co w tym śmiesznego, że (zdaniem narratora) fotosynteza najintensywniej przebiega w ciemnościach, a tytoń rośnie na drzewach. Przyjąłbym to tylko za element opisu świata, tak jakby w opowiadaniu historycznym znalazła się wzmianka, że gwardzista nosi turecki fez. I tam pomaga to sobie naprawdę wyobrazić scenerię, a tu odczuwam głównie zniecierpliwienie “tak, już zrozumiałem, że wszystko jest na opak”.
Z drugiej strony… Narracja pierwszoosobowa jest tutaj naprawdę dobrze wykorzystana, pozwala wczuć się z bliska w psychikę osoby dokonującej gestu samobójczego: zrozumieć, że przynajmniej czasami nie jest to błazenada i bawienie się uczuciami innych, tylko rozpaczliwe wołanie o pomoc. Porównanie jest tym lepsze, że energia mentalna pozwoliłaby bohaterowi odlecieć z opustoszałej planetki, która przez to staje się bardzo bezpośrednią metaforą złego stanu psychicznego, poczucia pustki w życiu i osamotnienia. Nie jestem jednak pewien, na ile ta przenośnia jest czytelna.
Na drugim planie wybija się wątek kopania leżącego, próbujący – jak rozumiem – skrytykować kary cielesne przez sprowadzenie do absurdu, przerysowanie korzyści wychowawczych, które miałyby uzasadniać ich stosowanie. To jest rzeczywiście dobre wykorzystanie antynaukowości w fantastyce, o ile odbiorca zdoła je oddzielić od głównego wątku psychiki narratora (traktowanego na poważnie) i licznych innych antynaukowych wątków pobocznych (tych bez głębszej treści).
Nie wiem, czy w tym stanie znajdowałem się godzinę, czy kilka dni, ale zdążyłem wypalić prawie całe cygaro.
Byłem w lekkiej rozterce. Widzisz, drogi czytelniku, muszę przyznać, że brzydzę się przemocą.
Gdy bije kto inny?…
wypowiadając te słowa, mój rozmówca skrzywił się i splunął
Uciekający ostrzeliwał ich rewolwerem
Lepiej: z rewolweru.
Gdy wylądowaliśmy, kierowca zabrał się do weryfikacji uszkodzeń.
Planeta miała w obwodzie około dwóch kilometrów i piętnaście centymetrów
Piętnastu.
Elegancki garnitur, okulary przeciwsłoneczne, atrakcyjna fizjonomia i rogi na głowie, teoretycznie wszystko było na swoim miejscu.
Ładne, dopiero przy ponownej lekturze zwróciłem uwagę na rogi!
Niespodziewanie dotarło do mnie, że skoro odbieram wiadomości ze świata, to zapewne mogę też nadać sygnał SOS.
Prawdopodobnie było to założenie słuszne, jednak najwyraźniej zbyt długo korzystałem z systemu i zapas energii zupełnie się wyczerpał. Byłem dość mocno podenerwowany, więc szansa na odnowienie się energii psychokinetycznej była bliska zeru.
Lekki nadmiar czasownika “być” – dążyła do zera?
samotność, będąca kwintesencją mojego istnienia, uderzyła mnie z nieznaną dotąd mocą.
Gdy zasypiam, zasypia wszystko wokół. Gdy umieram, wszystko ginie i znika.
Gdy ucichnę, nie ma pieśni, gdy oślepnę, nie ma gwiazd…
Kto wie, sam z siebie mógłbym nie dać punktu do Biblioteki, ale bardzo możliwe, że tekst zasługuje nawet i na dużo więcej. Dziękuję za udostępnienie lektury i pozdrawiam!
c^2 – jakaż oszczędność znaków. I kojarzy się z Einsteinem.
Babska logika rządzi!
Cześć Ślimaku!
Serdeczne podziękowania za wizytę i komentarz :)
nie byłem pewien, czy zrozumiesz takie poczucie humoru, ale teraz poniekąd na licencji Finkli mogę spróbować
Pewnie przed pierwszym “Kwadratem” chwilę musiałbym się nad tym zastanowić, ale aktualnie wszystko jest zrozumiałe :) Jednocześnie zwracam uwagę, że do wskazywania wymyślnych wariantów mojego nicka służy ten wątek. :)
Możliwe, że nie jestem grupą docelową. Podczas lektury nie uśmiechałem się, antynaukowe wstawki wydawały mi się raczej nużące niż zabawne. Oczywiście, trudno szukać w tym winy autora, jeżeli bardziej doświadczeni ode mnie odbiorcy zapewniają, że tekst jest udany w obrębie przyjętej konwencji. Od dzieciństwa mam pewną manierę poprawiania błędów i chwalenia się wiedzą, a z takim podejściem trudno o czerpanie przyjemności z tego gatunku literackiego. Zdając sobie z tego sprawę, przeważnie nie ruszałem tekstów na konkurs antynaukowy.
Cóż, tutaj nakładają się dwie kwestie. Konwencja konkursu oraz moje, dość specyficzne, poczucie humoru. Mam świadomość, że moja twórczość (poważnie to brzmi, wszak jestem początkujący w materii pisania beletrystyki) nie przekona każdego. Z drugiej strony, chyba nie ma utworów uniwersalnych do tego stopnia żeby trafiały w każde gusta :) Niemniej jest mi niezmiernie miło, że przeczytałeś moje opowiadanie, nawet w sytuacji, gdy tematyka nie do końca Ci pasuje.
Przykładowo to białoruskie cygaro – co ono wnosi do rozwoju opowiadania?
Odpowiedź jest bardzo prosta, stanowi wypełnienie świata przedstawionego. Wychodzę z założenia, że jeżeli każdy detal w opowiadaniu ma kluczowe znaczenie dla fabuły, to tak naprawdę żaden nie ma. To trochę, jak w życiu. Każdego dnia doświadczamy szeregu wydarzeń, czy konwersacji, które nie mają najmniejszego wpływu na nasze losy.
Jeszcze tytułem wyjaśnienia, mam tendencję do pisania na zasadzie efektu kuli śnieżnej. Najpierw zapisuję pomysły, potem powstaje z tego szkieletowa fabuła, którą przelewam na papier. Następnie uzupełniam poszczególne sceny o dodatkową treść, czasami na tyle istotną, że wymaga przeróbek w innych fragmentach, czasem zaś stanowią wyłącznie wypełnienie. Tak, jak nieszczęsne białoruskie cygara. Narrator dla odstresowania się potrzebował zapalić, więc zamiast krótkiego opisu czynności dodałem więcej treści tak, by wcisnąć jeszcze trochę antynaukowości :)
Nie jestem jednak pewien, na ile ta przenośnia jest czytelna.
Przy okazji bety jednego z wcześniejszych opowiadań Tarnina zwróciła mi uwagę (słusznie zresztą), że mam zbyt małą wiarę w czytelników i staram się zbyt dużo wyłożyć na tacy. Postanowiłem zatem zmienić podejście, możliwe, że zdarza mi się przesadzać w drugą stronę.
Gdy bije kto inny?…
Narrator jest tylko człowiekiem, więc zdarza mu się lekko naginać rzeczywistość, czy wręcz wykazywać hipokryzją (jak na załączonym przypadku) :)
Ładne, dopiero przy ponownej lekturze zwróciłem uwagę na rogi!
:) Tak na marginesie, ta krótka scena to zasadniczo taki lekki fanfic do postaci diabła z kilku wcześniejszych opowiadań :)
Wszystkie wskazane błędy poprawiłem, dziękuję Ci bardzo za łapankę.
Dziękuję za udostępnienie lektury i pozdrawiam!
A ja dziękuję raz jeszcze za komentarz. Jest mi niezmiernie miło, że pomimo faktu, że tematyka nie jest Ci bliska, odnalazłeś w opowiadaniu także wartościowe elementy :) Pozdrawiam!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Nie jestem wielkim fanem absurdu w literaturze, chyba że skęrca w stronę zupełnie komiediową, ale tekst czytało się nieźle. Podobała mi się narracja i odwołania do “Małego Księcia”. Mimo wszystko uważam, że na piórko to za mało – spotkania i przygody bohatera na kolejnych planetach mogłyby być bardziej wyraziste i zapadające w pamięć (tak jak w właśnie w “Małym Księciu”), niektóre pomysły światotwórcze wydały mi się lekko dziwaczne. Pod kątem konkursowym nie oceniem, to na szczęście nie moja robota.
Cześć Zygfrydzie89!
Dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszy mnie, że, pomimo niekoniecznie Twojej tematyki, odnalazłeś w tekście też plusy i czytało się nieźle ;)
Mimo wszystko uważam, że na piórko to za mało
To jest w ogóle ciekawy temat. Jak wrzuciłem opowiadanie, miałem obawy czy nadaje się do publikacji. Tymczasem (oczywiście spora tu rola Betujących) tekst jest rozważany w kontekście piórka, co samo w sobie stanowi niezwykle cenne doświadczenie :)
Pozdrawiam serdecznie!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć!
Mały Książe z LPG, i to w dieselu, cholera, Passat jak koparka!
Napisane dynamicznie, z humorem i dystansem, absurd grasuje jak lew ryczący i pożera każdą z planet po kolei. Pomysłowe, antynaukowe, nawiązania do Małego Księcia noszą znamiona jakiegoś głębszego znaczenia, zwłaszcza ta Róża z rewolweru wypadła tak… rockowo.
Tyle póki co.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hej Krarze! Serdeczne dzięki za wizytę i komentarz :)
zwłaszcza ta Róża z rewolweru wypadła tak… rockowo.
Jesteś kolejną osobą, która dostrzega to oczywiste nawiązanie, które najwyraźniej powstało w meandrach mojej podświadomości… :P No nic, czas odpalić Appetite for Destruction na gramofonie, tak w ramach samopokuty (czy coś) :P
Pozdrawiam!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
LPG w dieslu… – mi skojarzyło się z Kapitanem Bombą (czyli zacnie sie skojarzyło). Nagromadzenie bzdur o stężeniu nieomal krytycznym no i spodobał mi się wątek “metafizyczny”. Powodzenia w konkursie!
W komentarzach robię literówki.
Hej Nan! Dzięki za odwiedziny i komentarz :)
LPG w dieslu… – mi skojarzyło się z Kapitanem Bombą (czyli zacnie sie skojarzyło).
Cóż, nagromadzenie absurdów w kosmosie (i jeszcze te LPG!) zawsze będzie mimowolnie skręcało w stronę walaszkowego arcydzieła :)
Pozdrawiam! :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Zastanawiasz się zapewne, drogi czytelniku, z jakiego powodu siedzę sam, na tej odludnej planecie, z pistoletem przystawionym do skroni. Spokojnie, dojdziemy do tego. Jak widzisz, nigdzie się nie wybieram. Brakuje mi też odwagi, żeby pociągnąć za spust. Tak to już ze mną jest.
Otwarcie niczego sobie. W głowie usłyszałem to głosem Walaszka…
to tłumaczy odgłosy oraz niedawny wybuch.
Czas przeszły nie powinien być?
Gdy wylądowaliśmy, kierowca zabrał się do weryfikacji uszkodzeń.
Ja wiem, chyba można coś lepiej pasującego dać…
Mimo nieco przyciężkawego humoru jest tu dużo swady, sporo udanego absurdu, a i puenta nadaje całej podróży dużego znaczenia.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Cześć, GreasySmooth!
Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
Otwarcie niczego sobie. W głowie usłyszałem to głosem Walaszka…
Założenie było inne, ale jak już o tym wspomniałeś… :D
Czas przeszły nie powinien być?
Tak, poprawiłem :)
Ja wiem, chyba można coś lepiej pasującego dać…
Tutaj zostawię, “weryfikacji” mi pasuje do koncepcji :)
Mimo nieco przyciężkawego humoru jest tu dużo swady, sporo udanego absurdu, a i puenta nadaje całej podróży dużego znaczenia.
Dziękuję :)
Pozdrawiam!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cezary!
Fajny tekst ogólnie. Wychodzi Ci połączenie gawędy z absurdem – tak tekstu, jak i ogólnie ludzkiego życia. W zasadzie utrzymujesz się w konwencji przez cały tekst, czyta się całość bardzo przyjemnie, humor rzeczywiście trafia, a narrator wypada w całości swego zawodu wiarygodny. Krytyka Małego Księcia jest całkiem widoczna.
Nie wiem co więcej napisać. Będzie TAK ode mnie.
Слава Україні!
Cześć, Golodhu!
Serdeczne podziękowania za dobre słowo, czuję się pozytywnie zmotywowany do dalszego pisania :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć cezary,
Dobra, rzeczywiście mocno absurdalna to historia. Masz wyobraźnię:) Jest zabawnie, groteskowo, a od pewnego punktu przede wszystkim melancholijnie/depresyjnie. Może czas najwyższy przypomnieć sobie też “Małego Księcia”…
Pozdrawiam
Cześć, JPolsky! Dziękuję za odwiedziny i komentarz ;)
Może czas najwyższy przypomnieć sobie też “Małego Księcia”…
Polecam, ostatnio czytałem trochę Synkowi i uderzyło mnie ponownie, jak uniwersalna, prawdziwa i piękna jest to historia :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Hej!
To fajna abstrakcja, w której dobrze grasz nawiązaniami do Małego Księcia, którego – jak zapewne sporo ludzi – uwielbiałam w okolicach gimnazjum. Mocne odjechanie lubię, więc i podróż passatem, i (moje ulubione) kopanie samozwańczego DJa czy pozostałe elementy do mnie trafiły i przy tekście bawiłam się naprawdę dobrze.
W abstrakcjach światy nie zawsze muszą być spójne według naszej logiki, ale osobiście uważam, że powinny zachowywać jakąś wewnętrzną spójność. Tu mamy jej elementy – swobodne poruszanie się pojazdami po kosmosie na przykład – ale mimo wszystko widzę głównie zbiór obrazków. I choć to obrazki fajne i zabawne, to nieco brakuje mi czegoś, co pozwoliłoby lepiej zrozumieć, jak to wszystko w komplecie z przeszłością doprowadziło do bohatera, który chce sobie strzelić w głowę.
To główny problem, jaki widzę w Twoim opowiadaniu – podejmujesz trudny temat samobójstwa, ale odzierasz go ze znaczenia nagromadzeniem abstrakcji i nie zalepiasz tej emocjonalnej dziury. Nie mam wrażenia, że jako czytelnik rozumiem motywacje narratora, a więc też nie czuję jego emocji.
Mam nadzieję, że to wyjaśnia, dlaczego byłam na NIE. Bez względu na te uwagi jednak, to dobry tekst i fajnie się przy nim bawiłam, choć wiem, że jest to dziwna rzecz do powiedzenia o tekście na temat samobójstwa. (I może to też część problemu.) Choć może nie tak dziwna, biorąc pod uwagę nieco bardziej optymistyczną końcówkę.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Cześć, Verus!
Dziękuję za wyczerpujący komentarz :) Szkoda, że pod względem piórkowym tekst Cię nie przekonał, ale jednocześnie cieszy mnie, że znalazłaś też pozytywy :)
I choć to obrazki fajne i zabawne, to nieco brakuje mi czegoś, co pozwoliłoby lepiej zrozumieć, jak to wszystko w komplecie z przeszłością doprowadziło do bohatera, który chce sobie strzelić w głowę.
To główny problem, jaki widzę w Twoim opowiadaniu – podejmujesz trudny temat samobójstwa, ale odzierasz go ze znaczenia nagromadzeniem abstrakcji i nie zalepiasz tej emocjonalnej dziury. Nie mam wrażenia, że jako czytelnik rozumiem motywacje narratora, a więc też nie czuję jego emocji.
To jest materia dość złożona. Na tyle, na ile rozeznałem się w temacie, często ciężko jest doszukać się logiki w działaniach samobójcy. Nie zawsze mamy sytuację zerojedynkową pt. straszne wydarzenie, które załamuje człowieka i w efekcie podejmuje on decyzję o samobójstwie. To trochę, jak z depresją. Szereg pozornie mało istotnych zdarzeń, często niespecjalnie ze sobą się łączących, doprowadza do poczucia zaszczucia, pogłębia czarne myśli. A potem mamy tragedię. Jednocześnie, z perspektywy osoby trzeciej to mogą być często zwyczajne błahostki.
Mając z tyłu głowy powyższe, celowo nakreśliłem wątek samotności, potknięcia narratora (mniejsze i większe), jego rozczarowania, by pokazać efekt kuli śnieżnej przy nawarstwianiu się problemów.
fajnie się przy nim bawiłam, choć wiem, że jest to dziwna rzecz do powiedzenia o tekście na temat samobójstwa. (I może to też część problemu.)
Jako autor podchodzę do tego inaczej. Tekst dotyka problematyki samobójstwa, ale dla mnie tematyką jest życie. Stąd też optymistyczne zakończenie :)
Raz jeszcze dziękuję za poświęcony czas :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Cześć, Anet :) Dziękuję za lekturę, bardzo mi miło, że opowiadanie Ci się podobało :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Witam.
Tekst całkiem fajny, przyjemnie się czytało. Nie wiem, czy eksperyment ze zwrotem ,,drogi czytelniku’’ wyszedł na dobre opowiadaniu, jednym się spodoba, inny być może nie. Podróże na dalekie odległości mogą się tak skończyć, jak to opisujesz, zepsuje się pojazd, zgubi się pieniądze i wtedy lipa. Ale za to czeka nas mnóstwo ciekawych przygód, poznaje się ciekawych ludzi, można powspominać po latach. Jakoś nie dotarło do mnie, dlaczego bohater opowiadania chce ze sobą skończyć, stracił nadzieję na ratunek? Tak szybko?:) Ale w końcu zmienił zamiar i opowiadanie kończy się trochę gorzkim happy endem. Podróżnik mimo trudnej sytuacji znajduje cel w życiu.
Powodzenia w konkursie.
Pozdrawiam.
Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Hej, Feniksie!
Miło, że wpadłeś i zostawiłeś po sobie komentarz. Tekst od samego początku był dość eksperymentalny pod względem formy, stąd rozumiem, że nie każdemu musiał przypaść do gustu.
Bohater stał się ofiarą szeregu mniejszych i większych zdarzeń, których wypadkową jest chęć skończenia z życiem. Uwięzienie na ostatniej planecie stanowi kulminację.
Pozdrawiam;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Cześć, (cezary)2! Bardzo ciekawy tekst, bo z jednej strony mamy dużo zabawnej antynauki, a z drugiej poważny wątek samobójstwa. Mam wrażenie, że dzięki wymieszaniu tych dwóch wątków tekst jest równocześnie lekko strawny i treściwy. Z wisienką na wierzchu, w postaci śledzia.
PS Jeśli chodzi o nick, to sorry ale nie mogłam się powstrzymać :D Większość kombinuje matematycznie to ja dla odmiany poszłam w chemiczną wersję :)
PPS Dwójka powinna być w indeksie dolnym ale niestety chyba nie da się go wstawić :(
"Naucz ich żeby się nie bali. Strach przydaje się w niewielkich dawkach, ale kiedy towarzyszy ci stale, przytłacza, zaczyna podważać to kim jesteś i nie pozwala stwierdzić co jest służne a co nie."
Cześć, Black Rose!
Dziękuję za lekturę i komentarz, bardzo mi miło, że uznałaś tekst za ciekawy :) Śledź także przekazuje najlepsze pozdrowienia :)
PS Jeśli chodzi o nick, to sorry ale nie mogłam się powstrzymać :D Większość kombinuje matematycznie to ja dla odmiany poszłam w chemiczną wersję :)
:D
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Ale taki związek węgla C-C nie występuje w przyrodzie. Chyba, że jako wycinek łańcucha. ;-)
Babska logika rządzi!
Dokładnie ;) ale ogólnie w chemii 2 oznacza dwa razy wzięte, więc (cezary)2 to cezary dwa razy wzięty :D coś jak (COOH)2
"Naucz ich żeby się nie bali. Strach przydaje się w niewielkich dawkach, ale kiedy towarzyszy ci stale, przytłacza, zaczyna podważać to kim jesteś i nie pozwala stwierdzić co jest służne a co nie."
[Otwiera popcorn]
:)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Czekaj, czekaj (też 2 c!). Najpierw powinieneś podać wzór popcornu. ;-)
Babska logika rządzi!
Hmm, chemia to niekoniecznie moja bajka, a w internetach znalazłem wyłącznie wzór chemiczny na diacetyl, czyli substancję podobno obecną w popcornie przeznaczonym do mikrofali: CH3COCOH3
;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
No, dobra, zaliczam. Możesz otworzyć. ;-)
Babska logika rządzi!
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”