Święta to zwykle okres radości, wygaszania sporów oraz dzielenia się miłością. Poprzedza je czas, w którym większość dzieci wypatruje pierwszej gwiazdki i wyczekuje Wigilii, a właściwie momentu odpakowywania prezentów. Jednak nie wszystkich odwiedza Święty Mikołaj. W sierocińcu "Dobra Nowina" nikt nie otrzymuje podarunków.
– Myślisz, że przyjdzie? – spytał Tim z twarzą przyklejoną do okna.
– Co roku zadajesz to samo pytanie – westchnął Derek, przesuwając dłonią po czole i poprawiając schludne, blond włosy. – A ja nie zamierzam robić ci nadziei.
– Masz rację, po co się łudzić? Pewnie o nas zapomniał lub nie umie znaleźć drogi.
– Nie, Tim. Masz już dziesięć lat, więc powiem prawdę. Święty Mikołaj nie istnieje, to rodzice kupują dzieciom prezenty – wyjaśnił Derek, ale piegowaty chłopiec nie słuchał, tylko wybiegł na zewnątrz.
Śnieg sypiący na jego rude włosy nie wywierał na nim żadnego wrażenia, w przeciwieństwie do ogromnych, mknących po niebie sań ciągniętych przez renifery.
– Wracaj, bo się przeziębisz! – krzyknął Derek, ale będący w amoku kolega nie słuchał i już po chwili zniknął mu z oczu.
– Mikołaju, zaczekaj! – zawołał zasapany Tim, jednak bezskutecznie.
Wołany oddalał się, a chłopiec zaczął tracić nadzieję, gdy nagle rogate zwierzęta zaczęły obniżać swój lot, by zniknąć gdzieś za drzewami.
Nadzieja w dziecku odżyła, więc z nowymi zasobami sił przemknęło przez las, aż dobiegło do ulicy. Zaraz za nią rozpościerała się nowoczesna, przeszklona posiadłość, przy której zatrzymały się sanie z reniferami.
Tim podszedł do płotu wpatrując się w dwójkę uśmiechniętych rodziców i dziecko obdarowywane prezentami przez Mikołaja. Brodaty mężczyzna w czerwonym płaszczu ochoczo wręczał chłopcu kolorowe pakunki.
– Przykry widok, prawda? – spytał człowiek w czarnym płaszczu, a zaskoczony jego obecnością Tim obrócił nerwowo głowę.
– Przecież wyglądają na szczęśliwych – stwierdził po chwili, a nieznajomy westchnął. Chłopiec uważnie przyjrzał się mężczyźnie. Bladą cera, podkrążone oczy i kilkudniowy zarost świadczyły o jego zmęczeniu i zaniedbaniu.
– Oni może tak, ale tego samego nie można powiedzieć o biednych dzieciach, których Mikołaj nawet nie bierze pod uwagę, prawda?
– Myślałem, że pamięta o wszystkich, tylko nie zna adresów.
– Może jeszcze piętnaście lat temu tak to wyglądało, jednak obecnie interesują go tylko zyski i nigdzie nie rusza się osobiście.
– To kto to jest? – spytał Tim wskazując na mężczyznę skrupulatnie dokładającego kolejne paczki do wieży prezentów o gabarytach kilkukrotnie przekraczających wielkość worka, z którego została wyciągnięta.
– To tylko jeden z jego pomagierów, czyli tak zwany personel. Mówi ci coś słowo komercja? – spytał nieznajomy, ale chłopiec pokręcił głową.
– W skrócie mówiąc pełna ciepła i miłości fabryka zabawek Mikołaja została przekształcona w bezduszną, wielobranżową korporację nastawioną na zyski. Już nie liczy się radość dawania prezentów, tylko zarobione pieniądze. Dlatego część elfów się zbuntowała i odeszła, ale w ich miejsce pojawiło się wielu naiwniaków skłonnych pracować za przysłowiową miskę ryżu. Niestety problem nie dotyczy tylko dorosłych.
– Czyli Mikołaj tak naprawdę jest zły?
– Do tego właśnie zmierzam. Pieniądze wyprały mu umysł. Chcę to naprawić, ale potrzebna mi twoja pomoc. Masz szansę zmienić świat i uratować swoich kolegów.
– Uratować przed czym?
– Przed niewolnictwem.
– Chyba nie rozumiem.
– Jutro twój sierociniec odwiedzi elf rekruter, który rzuci urok działający na wszystkie dzieci, prócz ciebie, gdyż poprzez poznanie prawdy uzyskałeś odporność. Teraz rozumiesz?
– Tak, tylko co mam robić?
– Udawaj zadowolonego i chętnego do współpracy. Mówiąc prościej zachowuj się podobnie jak reszta dzieci i idź z nimi.
– A co dalej?
– Resztę szczegółów oraz imię zdradzę przy naszym następnym spotkaniu. Oczywiście nie zmuszam cię do wzięcia udziału w tej misji, ale o ile nie chcesz mi utrudniać sprawy, to zdecydowanie odradzam rozmawiania na jej temat z kolegami – podsumował, a następnie oddalił się i zniknął w śnieżnej zamieci.
* * *
Następnego dnia Dobrą Nowinę odwiedził szczupły mężczyzna w zielonym kubraczku.
– Witajcie dzieci! Czy zgadniecie kim jestem? – spytał potrząsając złotym dzwonkiem i eksponując swoje kanciaste uszy.
– Elfem! – wykrzyknęła chórem dzieciarnia.
– A czy wiecie, co mnie do was sprowadza?
– Prezenty!
– Nie, podarunki rozdawano wczoraj. A dla was mam coś lepszego. Albowiem zostaliście poddani próbie. Mimo że przez te wszystkie lata nie dostawaliście prezentów, to ani razu nie zwątpiliście w Świętego Mikołaja. Dlatego w nagrodę zabiorę was do jego krainy szczęścia i zabawek. Chcecie?!
– Taaak!
– To zapraszam na zewnątrz!
Kiedy wszystkie dzieci wybiegły z budynku, elf postanowił zamienić słowo z zakonnicą prowadzącą przytułek.
– Jak rozumiem akceptują państwo płatność przelewem?
– Oczywiście, tak jak się umawialiśmy. Nawet pan nie wie, jak mnie cieszy wizja życia bez tych pasożytów.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział, a następnie ukłonił się i wyszedł na zewnątrz.
Kiedy stanął pośrodku podekscytowanej dziatwy, ponownie potrząsnął dzwonkiem, a wówczas tuż przed nim wylądowała siedmiometrowa choinka.
– Rozsiądźcie się wygodnie na pniu – polecił z uśmiechem na twarzy, a gdy dzieci wypełniły polecenie, sam stanął na przedzie drzewowego pojazdu. – Jeśli się boicie, to trzymajcie się mocno! Ale bez obaw, jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktokolwiek spadł, ponieważ pasażerów chroni magia Świętego Mikołaja!
Większość dzieci zapiszczała radośnie i uniosła ręce w górę. Jedynie Tim wolał nie ryzykować.
Choinka początkowo ruszyła czubkiem do przodu, stopniowo odrywając się od ziemi, jednak po chwili wzbiła się pionowo w górę niczym rakieta. Jej pasażerowie przez całą podróż nie odczuwali żadnych skutków związanych ze zmianami kierunku. Dzieci nawet skierowane głowami w dół nie musiały się trzymać, a elf pozostawał w tej samej wyprostowanej pozycji.
* * *
Rekruter wraz z sierotami wylądował w Laponii przed drewnianym zaśnieżonym gmachem. Tuż obok rozpościerał się bujny las z kilkoma pniakami na obrzeżu.
Gdy pasażerowie zeszli z choinki, zajęła jeden z ubytków i połączyła się z nim za pomocą kory i żywicy. Chwilę później po pęknięciu nie został żaden ślad.
Elf odchrząknął, potrząsnął dzwonkiem, a następnie wszedł do budynku, więc dzieci udały się za nim.
– Pobudka jest o szóstej, a o siódmej zaczynacie pracę w fabryce. Macie zatem czas na śniadanie i higienę. W południe jest przerwa obiadowa. Pięć godzin później fajrant, kolacja i czas wolny, w którym możecie korzystać z zabawek uszkodzonych oraz tych w fazie testów. Najpóźniej o dziesiątej musicie być w łóżkach. Co jakiś czas zorganizujemy wam specjalne szkolenia, a gdy osiągniecie pełnoletniość, przydzielimy nowe stanowiska pracy – wyjaśnił mężczyzna.
Przed snem zdążył oprowadzić przybyłych po całym kompleksie i omówić jego poszczególne sektory. Tim ze smutkiem obserwował jak dzieci młodsze od niego uwijają się przy taśmie produkcyjnej. Ich pracę nadzorowały elfy, które co jakiś czas wykrzykiwały motywacyjne gadki i wzmianki o wyrabianiu normy. Poza produkcją zwiedzający odwiedzili także między innymi działy grafiki, projektów i zamówień. Nie zaprowadzono ich jedynie do gabinetu szefa. Na koniec dnia do pokazania zostały już tylko kuchnie, łazienki i sypialnie.
Kiedy wycieczka dobiegła końca, a wszystkie dzieci leżały w łóżkach, elfy zrobiły obchód, w trakcie którego potrząsały dzwonkami skutecznie usypiając wszystkich prócz Tima. Po kilku minutach na korytarzach zgasło światło i nastała cisza. Wtedy po rudego chłopca przyszedł poznany wcześniej mężczyzna.
– Gotowy? – spytał, a dziecko wstało próbując poruszać się na palcach. – Są pod wpływem czaru, więc się nie obudzą. W końcu Świętemu Mikołajowi zależy na wypoczętych, a właściwie wydajnych pracownikach.
– Aaa, to dlatego wszyscy tak szybko zasnęli.
– Tak.
– A właśnie, jak do pana się zwracać?
– Mów mi Jack.
– A mogę zadać jeszcze jedno pytanie, Jack?
– Możesz.
– Dlaczego renifery muszą ciągnąć sanie, a choinka leci sama?
– Nie muszą. To tylko chwyt marketingowy. Mówiąc prościej ich zadanie to ładnie wyglądać i wywoływać radość u dzieciaków. Jeszcze jakieś pytania?
– Dlaczego wybrałeś akurat mnie?
Mężczyzna westchnął.
– To był w dużym stopniu przypadek. Potrzebowałem dziecka, które poznało prawdę, więc odpornego na uroki. Dlatego analizowałem cele rekruterów, trasy Mikołajów jak również ich samych. Niektórzy są naprawdę nieuważni i przykładowo zapominają użyć czaru ukrycia w zamieci. Na podstawie uzyskanych danych oszacowałem, kto i kiedy ma największe szanse zostać wypatrzonym przez nieodwiedzane dzieci, więc tam się udałem. Gdybyś mi odmówił, szukałbym dalej. A teraz chodź za mną.
Jack prowadził Tima ciemnym korytarzem, na końcu którego pobłyskiwało światło rzucane przez ogień.
– Zatrzymaj się i ostrożnie wychyl – polecił mężczyzna. – Widzisz faceta w czerwonym golfie i okularach połówkach?
Chłopiec wyjrzał ostrożnie zza rogu, a wtedy zauważył człowieka siedzącego w płomieniach, ze łzami w oczach popijającego mleko i pożerającego ciasteczka.
– Widzę go, ale dlaczego siedzi w kominku?!
– Bo to właśnie Claus Santa lub jak wolisz prawdziwy Święty Mikołaj. Wspomina dawne czasy. Kiedy sam dostarczał prezenty, zdarzało mu się wymarznąć, więc wchodził do domów przez komin, by się ogrzać w ogniu. Na stole zwykle czekał na niego poczęstunek taki jak widzisz.
– Co?! To naprawdę on?! Taki chudy i bez brody?
– Tak, gdy ktoś dysponuje pieniędzmi, to może o siebie zadbać. Ale teraz to nieistotne. Plan jest następujący. Czekamy, aż pójdzie spać. Wtedy ja wejdę do jego sypialni by odwrócić uwagę. Gdy usłyszysz dźwięk podobny do tłukącego się szkła, wkraczasz. Twoim celem jest magiczna, szklana gablota, w której mieści się pastorał zasilający fabrykę. Musisz go zabrać. Jednak normalnym młotkiem nie przebijesz się przez chroniącą go barierę, dlatego masz ten – wyjaśnił Jack, a następnie pstryknął lekko w dzwonek, po czym w dłoni uformował lodowe narzędzie, które wręczył Timowi. – Gdy zdobędziesz pastorał, przynieś mi go, a powstrzymam zło Mikołaja i uwolnię wszystkie dzieci. Po wejściu do pokoju idź wzdłuż prawej ściany.
* * *
Ledwo mężczyzna postawił stopę w luksusowym apartamencie Clausa, gospodarz natychmiast zerwał się z łóżka.
– Czego tu szukasz?!
– Przybyłem po twoją głowę – odpowiedział Jack.
– Jesteś z konkurencji? Dziadek Mróz cię przysłał?
Zakapturzony nie odpowiedział, więc Mikołaj potrząsnął dzwonkiem i posłał w stronę wroga uformowanego ze śniegu niedźwiedzia. W odpowiedzi Jack wyczarował lodową ścianę. Jednak Claus wciąż nacierał wystrzeliwując w kierunku adwersarza coraz więcej śnieżnych bestii począwszy od wilków, a skończywszy na orkach.
Zakapturzony blokował ataki stawiając kolejne mury. Większość z nich ulegała zniszczeniu, ale wciąż zajmowała miejsce i ograniczała widoczność.
W końcu Jack zmienił taktykę. Uniósł dzwonek wysoko ponad głowę i zaczął nim wymachiwać z całych sił. Jego działanie wywołało śnieżycę w pomieszczeniu.
– Czy to jeden z dzwonków moich ludzi? Jak to możliwe, że jego magia działa w tym obszarze?! – zdziwił się Santa, ale rywal nie odpowiedział, tylko zniknął gdzieś w zamieci.
– No proszę, widzę, że znasz technikę skrytobójców, stosowaną przez Śnieżne Elfy. Ale nie ze mną te numery!
Święty Mikołaj natychmiast zadzwonił swoim artefaktem, a powietrze wokół niego zaczęło wirować formując śnieżne tornado uniemożliwiające zbliżenie się choćby na krok.
Po chwili Jack zdradził swoją pozycję ciskając w oponenta lodowymi kulami, które roztrzaskiwały się z hukiem o ściany i posadzkę. Claus nie zwlekał i ruszył w jego kierunku, nieświadomy że Tim przemknął mu za plecami.
Kiedy chłopiec trzymał już w rękach kostur, zakapturzony uformował śnieżne ramię, którym chwycił i przyciągnął artefakt. Następnie wystrzelił z niego mroźny promień w stronę wroga.
Dzwonek Clausa zamarzł, a on sam został unieruchomiony przez lodowe kajdany. Po chwili magiczna laska wchłonęła energię z otoczenia, więc śnieżyca ustała.
– Przegrałeś, ojcze! – powiedział triumfalnie zwycięzca zdejmując kaptur.
– Jack? – zdziwił się Claus.
– Zgadza się, Jack Santa.
– Ale dlaczego?
– Ponieważ popełniasz za dużo błędów. Pozwolę sobie wymienić te kluczowe. Po pierwsze przy zaklęciu niwelującym magię dzwonków w tym obszarze użyłeś swojej krwi, a tak się składa, że płynie ona także w moich żyłach! Po drugie zaoferowałeś stanowisko dyrektora generalnego swojej kochance zamiast mi. I wreszcie po trzecie twoja polityka zarządzania firmą jest słaba i monotonna. Od dawna nic się nie zmienia, brak jakiegokolwiek rozwoju. Jak tak dalej pójdzie, to Dziadek Mróz odbierze nam klientów.
– To co zamierzasz?
– Ty udasz się na zasłużoną emeryturę, a ja wprowadzę w firmie kluczowe zmiany.
– Jakie?
– Po prostu użyję pełni możliwości tego pastorału. Fabryki na całym świecie wykorzystują dzieci, dlatego ja, żeby być kilka kroków przed nimi, zrobię to samo z dorosłymi. A mówiąc ściślej ze skazanymi i bezdomnymi. Nie dość, że zwiększę wydajność, to jeszcze usunę szkodniki, za co społeczeństwo będzie mi wdzięczne. A w mediach powiem, że pracują dla nas, bo zaproponowano im korzystne warunki.
– Zaraz! A co z moimi kolegami i resztą dzieci? Obiecałeś ich uwolnić – wtrącił Tim.
Jack zaśmiał się.
– Możliwe że gdy dorośniesz, to wyzbędziesz się dziecięcej naiwności i zrozumiesz kwestie, które obecnie są dla ciebie niejasne. Do tego czasu będziesz pracować dla mnie.