Telewizja Trwam 7
Na żywo
Msza święta o odporność na stres i depresję, dnia 26 kwietnia 2067 roku
– …i tak, jak dzisiaj wyczytaliśmy w Piśmie, tylko dzięki łasce Bożej osiągnęliśmy wszystko, co mamy i tylko Bóg może nam wskazać drogę! – niemalże wykrzyczał do mikrofonu klecha, ubrany w piękny, przyozdobiony błyszczącymi klejnotami ornat. – Pamiętajcie o tym, moi kochani… o tych słowach pełnych wiary. Tylko Bóg i jego Kościół są prawdą i życiem! – mówiąc to, mężczyzna podniósł do góry palec na znak pewnego rodzaju ostrzeżenia. – Nawet jeśli osiągnęliśmy cud, zwany długowiecznością, nawet jeśli jesteśmy potężniejsi, niż kiedykolwiek wcześniej… to jesteśmy tylko ludźmi. Nie pozbędziemy się swojej natury! Długie życie jest darem, ale i przekleństwem. Depresja, samotność, monotonia… to jedynie kilka z wielu czyhających na nas zagrożeń. Powiadam wam, tylko dzięki życiu we wspólnocie kościelnej uchronicie się przed ogromem trudów, które szatan zarzuca na nas, niczym sieci. Tylko tutaj, w świątyni, możecie się poczuć bezpiecznie i pewnie. Tylko tutaj wasi bliscy będą mogli znaleźć ucieczkę od wszelkiego zła. Powiedzcie im o tym, uratujcie ich przed wieczną i ślepą tułaczką po ziemi. Zaufajcie mi i zaufajcie panu… albowiem jego jest królestwo, potęga i chwała na wieki! Amen…
– Amen! – odpowiedział, niczym echo, zgromadzony w świątyni tłum.
– Powstańmy – rzekł ksiądz i z wprawą, zaczął wykonywać przed sobą znak krzyża. – Ja was błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Idźcie w pokoju, niech Pan was umacnia w wierze i da wam siłę. Pamiętajcie, wszyscy do Niego należymy i jesteśmy Mu winni posłuszeństwo. Pamiętajcie, że musimy ufać Kościołowi, bo tylko on może uczynić nasze długie życie szczęśliwym. Pamiętajcie, aby przed opuszczeniem świątyni… przelać na numer naszego konta bankowego ofiary w wysokości, ufam, co najmniej dwudziestu złotych, na renowację ołtarza. A teraz… idźcie w pokoju…
Po tych słowach ksiądz ukłonił się przed ołtarzem, jednocześnie klikając ustawiony obok mszału czerwony guzik. Automatyczne i zmodernizowane organy w jednej chwili zaczęły grać, wlewając tym samym do uszu wiernych piękną, wręcz hipnotyzującą melodię, zaś grube, drewniane ławy powoli zaczęły się rozkładać, odsłaniając przed ludźmi proste w obsłudze konsole elektroniczne. Wystarczyło się jedynie na nich zalogować i wpisać odpowiednią sumę automatycznie przelewaną na już odgórnie wybrane konto. Dla tych zaś, którzy preferowali tradycyjne metody płatnicze, po kościele krążył mały robocik z tacą. Oczywiście odpowiednio zaprogramowany, po przyjęciu wystarczająco dużej sumy świecił się na zielono, jeśli zaś ktoś wrzucił mniej niż sugerowane przez księdza dwadzieścia złotych, wtedy mechaniczny przyjaciel zmieniał barwę na czerwoną.
Podobno miało to być zabezpieczenie przed tymi, którzy zamiast większych nominałów wrzucali na tacę grosze, a przecież wiadomo, że proboszcz nie zamierza bawić się w liczenie małych, powoli wychodzących z użycia, nic niewartych groszówek. Z jednej strony takie “zabezpieczenie” było niedorzeczne i głupie, lecz z drugiej po pewnym czasie stało się normalne i powszechne. W końcu to nie wierni, lecz pasterz wie lepiej, co jest dobre, a co złe.
W zasadzie to świństwo, tak jak i kościelną chytrość, mogłem jeszcze przeboleć, uznać za głupotę i po ludzku olać, ale znajdujący się w przedsionku “ranking najhojniejszych rodzin”, który zawierał również imiona najsłabszych ofiarodawców, i który pojawił się na ekranie zaraz po mszy, był dla mnie kompletnym przegięciem. Chociaż od wielu lat nie brałem czynnego udziału w życiu Kościoła oraz zostałem wypisany z księgi wiernych, to i tak widniałem na nim, jako jeden z “najsłabiej wierzących”.
Nic się nie zmieniło, kpina w żywe oczy – pomyślałem z gniewem i nie czekając, wyłączyłem stronę internetową swojej dawnej parafii. Oczywiście po kliknięciu czerwonego krzyżyka od razu pojawił się komunikat pytający, czy jestem pewien swojej decyzji. Kliknąłem „tak”, potem znowu kliknąłem „tak”, potem znowu, a gdy system zapytał mnie po raz czwarty, po prostu wyrwałem wtyczkę z komputera. Nie wiem, czego się spodziewałem, przecież to było do przewidzenia, że mimo moich próśb i listów skierowanych do kurii nic się w kościele nie zmieni.
Chociaż urodziłem się w roku dwa tysiące dwudziestym, dokładnie piętnaście lat przed wynalezieniem i dwadzieścia lat przed rozpowszechnieniem tak zwanego „olejku długowieczności”, pamiętałem jeszcze czasy, w których ludzie funkcjonowali zupełnie normalnie, albo przynajmniej normalniej niż obecnie. W odróżnieniu od dzisiejszej młodzieży widziałem jeszcze tradycyjne msze, odbywające się w starych, niezmodernizowanych kościołach. Udało mi się zasmakować odrobiny dawnego świata, musnąłem tę wymarłą już naturalność, o której chyba wszyscy obecnie żyjący zapomnieli. Co prawda nie zdołałem się obyć bez telefonu, czy też samopisaka, który odpowiednio ustawiony potrafił przepisywać całe książki z komputera do zwykłego zeszytu i to pismem niemalże ludzkim, ale i tak nauczyłem się, że technologia nie jest niezbędna do życia. Będąc na studiach, zrozumiałem, że wszyscy żyjemy i funkcjonujemy w błędnym kole. Nieważne jak bardzo jesteśmy rozwinięci, nieważne jak wiele odkryliśmy, zawsze, my ludzie, będziemy tacy sami, i mimo iż potrafimy się doskonale dostosować do nowych czasów, to nie potrafimy się pozbyć swojej chciwości i nie potrafimy opanować własnych uczuć oraz emocji, które kiedyś pewnie staną się naszą zgubą.
W roku dwa tysiące trzydziestym piątym, doktor Neil Apostro, przypadkowo odkrył niezwykłą substancję, która uodparnia ludzkie komórki na niemalże wszystko, co do tej pory mogło je zniszczyć – w tym na bakterie, wirusy i toksyny. Zapobiega również starzeniu się i chociaż nie czyni człowieka nieśmiertelnym, to niezwykle skutecznie przyśpiesza regenerację tkanek.
Początkowo rządzący chcieli ukryć istnienie tego niezwykłego preparatu, lecz po pewnym czasie informacja o nim dotarła do mediów, które nagłośniły całą sprawę. Obywatele zaczęli domagać się dostępu do cudownej substancji, co po kilku latach, dzięki zwiększeniu produkcji, zaowocowało jej rozpowszechnieniem.
Wszyscy zyskaliśmy czas, który do tamtej pory był bezcenny. Myśleliśmy, że będziemy mieć na ziemi raj, że wszystkie dotychczasowe problemy zniknęły, ale… jakże bardzo się myliliśmy. We wszechświecie istnieje coś takiego jak równowaga – każda zmiana ma swoje plusy i minusy. Olejek dał nam wielkie możliwości, ale chociaż zmniejszył wcześniejsze ograniczenia, to równocześnie stał się powodem powstania nowych. Ludzie nie musieli już płacić na służbę zdrowia ani emerytury, a co za tym szło – zaczęli domagać się zmniejszenia podatków. Oczywiście rząd nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego wymyślił nowe, idiotyczne należności – sam olejek długowieczności podrożał do ceny równoważnej połowie pensji przeciętnego zjadacza chleba.
Kościoły i wszelkiego rodzaju duchowni również nie zamierzali czekać. Motyw śmierci i piekła w jednej chwili zamienił się w straszenie depresją oraz samotnością, a także obiecywaniem stałej pomocy i bezpieczeństwa… oczywiście za odpowiednią sumę.
Tak, mimo takiego ogromu zmian, pieniądze dalej władały ludźmi, dalej uznawano je za jedyną możliwą drogę, by osiągnąć szczęście i spokój. Bez odpowiedniej gotówki nie można było kupić olejku długowieczności, a bez tego olejku człowiek chorował i umierał – zapomniany przez wszystkich.
Posiadanie dzieci bez wykupienia specjalnego pozwolenia, przez wzgląd na przeludnienie, stało się nielegalne. Zmieniono stawki godzinowe – ja sam, zanim się jeszcze zwolniłem, zamiast wcześniejszych piętnastu złotych, zacząłem zarabiać jedynie pięć. Kazano mi również przedłużyć umowę na następne dwadzieścia lat. No bo w końcu, co to jest dwadzieścia lat, kiedy ludzie zaczynają bez problemu dożywać stu pięćdziesięciu?
Od tych rozmyślań rozbolała mnie głowa. Intuicyjnie chwyciłem leżącą obok komórkę i zacząłem przeglądać jej zawartość. Jak zwykle nikt do mnie nie dzwonił, bo… w zasadzie, kto miał? Dziewczyna zostawiła mnie miesiąc temu, gdy odszedłem z pracy. Powiedziała, że nie chce być z kimś, kto nie ma pieniędzy i nie może jej zapewnić pewnego dostępu do olejku długowieczności. Rodzice natomiast już od dawna nie żyli – zginęli w wypadku samochodowym i nie załapali się na nadchodzące “olejkobranie”. Co do przyjaciół i znajomych, to na pewno nie mieliby czasu, żeby się spotkać. Wszyscy, co do jednego, pracowali, by móc sobie zarobić na długie życie. Chyba tylko ja jeden wyrwałem się ze schematu – pomyślałem i szybko przeleciałem wzrokiem swoją pocztę, która była, jak zwykle, przepełniona e-mailami.
Jacek, masz 12 nowych wiadomości!
@agapożyczki.pl – Jesteś już w dojrzałym wieku, a nie stać Cię na olejek długowieczności? Chcesz nacieszyć się jeszcze długim życiem? Mamy dla Ciebie wspaniałą ofertę…
@kościół.com – Człowieku, Bóg Cię potrzebuje! Dołącz do nas! Tylko teraz wpisowe jedynie 500 zł…
@urząd.pl – Wzywamy do zapłaty zaległego ubezpieczenia od ziemi, budynków oraz mieszkań. Zapłaty można dokonać przelewem…
@urząd.pl – Wzywamy do zapłaty zaległego podatku od olejku długowieczności. Zapłaty można dokonać przelewem…
@urząd.pl – Wzywamy do zapłaty zaległego podatku od długości życia. Zapłaty można dokonać przelewem…
@urząd.pl – Wzywamy do zapłaty zaległego podatku od posiadania białego koloru skóry. Zapłaty można dokonać przelewem…
@fundacja.pl – Wspomóż biednych Afrykańczyków! Podaruj 1% swojego podatku na nowy olejek długowieczności dla głodujących…
@andrzej.markowski.com – Hej, siema Stary. Co tam u Ciebie. Mam nadzieję, że dobrze…
@partiasprawiedliwości.pl – Masz dość płacenia majątku za olejek długowieczności? My też! Pora skończyć z tymi złodziejami z sejmu! Olejek powinien być darmowy, dla wszystkich! Zagłosuj na nas w przyszłych wyborach, a obiecujemy, że…
@praca.com – Szukasz pracy? Lubisz liczyć? Zapraszamy na nasz dziesięcioletni staż! Tylko u nas po stażu otrzymujesz gwarantowaną umowę na okres czterdziestu lat! Aplikuj już dziś!
Spośród tych wszystkich wiadomości warty uwagi wydał mi się jedynie e-mail od dawnego kolegi Andrzeja. Nie widziałem go od czasu studiów. Od razu pomyślałem, że zapewne wrócił do miasta i chce się spotkać, tak jak dawniej, w jakimś przytulnym pubie czy też barze. To właśnie z nim najczęściej rozmawiałem o… w zasadzie o wszystkim. Był dobrym mówcą, a ja dobrym słuchaczem, więc, w pewnym sensie, się uzupełnialiśmy.
Już wyobrażałem sobie to pyszne, zimne piwo, które sączymy jak za starych, dobrych czasów, gdy jeszcze nie wszyscy korzystali z olejku, już miałem przygotować tematy, które poruszymy podczas rozmowy, aby oderwać się od tej zamglonej rzeczywistości, gdy w końcu… odczytałem treść wiadomości.
Od: @andrzej.markowski.com
Do: @jacek.pieczarek.com
Hej, siema Stary!
Co tam u Ciebie. Mam nadzieję, że dobrze… bo u mnie fatalnie. Potrzebuję pieniędzy. Wziąłem niedawno wraz z żoną kredyt i nie mam jak spłacić, a kończy się nam okres próbny na olejek długowieczności. Sam wiesz, że pełna wersja kosztuje majątek. Może poratowałbyś starego kompana? Tutaj masz konto 8847 4747 4748 4845 .
Dziękuję z góry :)
Po przeczytaniu tego zebrało mi się na wymioty. Nawet Andrzej – pomyślałem. Ten, któremu pieniądze zawsze śmierdziały, teraz prosi mnie o pożyczkę… i to na ten zakichany olejek, który sam dawniej krytykował i zaklinał się, że nigdy go nie tknie. Widocznie czas dalej zmienia ludzi bardziej, niż możemy to sobie wyobrazić. W zasadzie to ciekawa metamorfoza – z plującego na świat, śmiałego studenta w uganiającego się za długowiecznością szaraczka.
Powoli wstałem z krzesła i podszedłem do otwartego na oścież, dużego okna. Była bezchmurna noc. Księżyc oświetlał moją twarz oraz znajdujący się nieopodal stół. Stała na nim mała, szklana fiolka, zawierająca mój miesięczny zapas olejku. Chwyciłem ją.
Była bardzo lekka. Zrobiona z cienkiego szkła, oklejona żółtą taśmą opisaną zaleceniami i sposobem użycia oraz przechowywania. Uśmiechnąłem się, po czym… puściłem ją. Momentalnie rozbiła się na ziemi, a jej bezbarwna zawartość zaczęła się rozlewać po parkiecie. Tyle jest warte moje życie… – pomyślałem. Pracuję, by kupić tę fiolkę, a kupuję ją, by żyć. Żyję zaś, by pracować…
To błędne koło, które towarzyszy ludziom od zawsze, dalej istniało. A skoro istniało, to znaczy, że my nigdy nie ewoluowaliśmy, dalej jesteśmy tacy sami… a być może nawet gorsi.
Dawniej za godzinę pracy dostawałem więcej, bo czas był cenny. Teraz dostaję mniej, bo mam go dużo. Dawniej ludzie żenili się, by żyć razem aż do śmierci. Teraz śmierci praktycznie nie ma, więc ludzie po prostu się rżną, po czym zmieniają sobie partnera. Wiem… już dawniej mieliśmy namiastkę takiego świata, ale nie na taką skalę. Teraz, gdziekolwiek by nie spojrzeć, zachodzą zmiany.
Zbliżyłem się do okna i po chwili wahania stanąłem na parapecie. Mieszkałem w bloku na trzydziestym piętrze. Przede mną rozciągał się las wieżowców. Wszystkie takie same, sięgające aż do chmur. Zwykłych domów jednorodzinnych nie było – w końcu mieliśmy przeludnienie i ziemia stała się towarem deficytowym. Wszystko się zmieniło, zniknął już ten stary, prosty świat, o którym można jedynie przeczytać w książkach. Jest jedno wielkie bagno, w którym im bardziej się szamotasz, tym głębiej się zapadasz. Tak, ludzie się tak szamotają, zamiast się zatrzymać i uspokoić, wariują, myśląc, że to im pomoże. Prą naprzód, zapominając, że biegają wkoło – bez celu i jedynie dodatkowo się męczą. A tak nie powinno być, to nie jest naturalne… nie można tak żyć, nie można cały czas biec.
Zamknąłem oczy i nim pierwsza łza spłynęła mi po policzku… skoczyłem.
Zrobiłem to tak po prostu, by uciec od tego świata. Powiecie mi pewnie, że przecież mogłem walczyć – tak, mogłem, ale co by to dało? Nawet jeśli przywróciłbym ludzkości dawny rytm życia, ona i tak ponownie zaczęłaby się wspinać po drabinie postępu – prosto do swoich marzeń o nieśmiertelności i wygodzie. Tacy już po prostu jesteśmy. Chcemy jak najwięcej i jak najlepiej, zapominając o konsekwencjach swoich czynów.
Gdy tak leciałem, poczułem pewnego rodzaju niepewność. Czy ja dobrze robię? Czy to jedyna droga, jaką miałem do wyboru? Nie wiedziałem, co się ze mną stanie. Nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Czułem w żołądku ucisk. Dygotały mi ręce i nogi, lecz chociaż zaraz miałem uderzyć o twardą, asfaltową nawierzchnię, w pewnej chwili na mojej twarzy pojawił się żałosny uśmiech. Gdziekolwiek się teraz znajdę… nie będę tam chyba sam – pomyślałem z dziwną ulgą, dostrzegając, kilka sekund przed śmiercią, że moje ciało stanie się zaledwie jednym z wielu innych, leżących na ziemi.