Przyszedł do mnie o tej samej porze co zwykle. Dwunasta czterdzieści pięć – ani minutę wcześniej i ani minutę później. Ten sam uśmiech, ten sam głos i ten sam cholerny dotyk witały mnie w każdy czwartek. Nie żebym narzekała tylko na niego. Wielu z "nich" chciałabym zadźgać nożem, uprzednio obciąwszy im wszystkie palce, ale to Edward Puławski był ucieleśnieniem najgorszych cech ludzkich: począwszy od grubego cielska i paskudnego oddechu na okropnej osobowości kończąc. Ale nie mogłam mu odmówić. Nikomu nie mogłam.
Położyłam się na łóżku, wpatrzona w sufit i gotowa na niezwykle długie chwile męczarni.
W końcu grubasowi udało się zrzucić z siebie ubranie. Kucnął przed moimi rozchylonymi nogami z uśmieszkiem szesnastoletniego prawiczka i zerknął na mnie tymi pierdolonymi syntetycznymi oczami. Płacił psie pieniądze za sześćdziesiąt minut mojego życia, ale na nowe gałki to już sobie nie poskąpił. Jebany skurwiel.
– No, to do dzieła – powiedział i zaczął mielić jęzorem po mojej łechtaczce.
Wyprężyłam się jak kocica i jęknęłam sztucznie. Z moimi umiejętnościami powinnam pójść na aktorkę.
Po jakichś trzech minutach Edward wlazł na łóżko i przykrył mnie tłustym cielskiem.
– Czas na danie główne – mruknął.
Jedyne co czułam w takich momentach to rozpacz, odraza i smród jego spoconych pach. Kiedyś prawie się udusiłam pod tym grubym bębnem, a od dwóch tygodni podejrzewałam, że mam złamane żebro. Nie szłam z tym do szpitala, bo nie uznaliby tego za "uraz priorytetowy", a na następną kontrolę mogłabym się udać, zgodnie z prawem, pół roku od ostatniej. Czyli jeszcze cztery miesiące. Jebać to wszystko.
– Jak się spisuję? – spytał Edward, poruszając ślamazarnie biodrami.
– Przecież wiesz, że nigdy mnie nie zawodzisz – odparłam.
– Wolałem się upewnić. Wczoraj coś strzeliło mi w plecach i bałem się, że nie będę w dobrej formie.
Odliczałam sekundy, wyobrażałam sobie na miejscu Puławskiego przystojnego i umięśnionego bruneta, liczyłam nawet pierdolone owce, ale na próżno. To nigdy nie działało.
Wreszcie wychwyciłam głośniejszy niż dotychczas jęk. Po chwili wypełniło mnie paskudnie ciepłe nasienie.
Edward wstał i od razu zabrał się za ubieranie. Oprócz pojedynczych zdań, rzucanych co jakiś czas, nie rozmawialiśmy ze sobą. Bo po co konwersować z kimś, kogo ruchasz cztery razy w miesiącu, prawda?
– Masz. – Przyłożył kartę płatniczą do fluoroscencyjnego fioletowego tatuażu na moim przedramieniu. Po chwili transakcja dobiegła końca. – Do zobaczenia następnym razem.
Oby nie.
– Do zobaczenia – odpowiedziałam i, gdy już wyszedł, pobiegłam do łazienki, aby zwymiotować. Tym razem udało mi się trafić do muszli.
***
Nałożyłam jajecznicę na dwa talerze.
– Masz dzisiaj wilczy apetyt – stwierdził Darek, widząc swoją dość mizerną, przynajmniej w porównaniu do mojej, porcję.
– Po prostu mam ochotę na jajka.
Darek uśmiechnął się.
– Przecież codziennie masz z nimi styczność.
Nie lubiłam tych jego durnowatych żartów, ale przynajmniej opłacał mieszkanie. Nigdy się nie dowiedziałam, czym on się tak naprawdę zajmował, poza tym, że pomagał mi w “papierkowej robocie”, ale w sumie nie obchodziło mnie to. Można powiedzieć, że był moim przyjacielem oraz jedynym mężczyzną, który nie płacił mi za obciąganie.
– Odpieprz się.
– Głodna, zadziorna… czym jeszcze uda ci się mnie zaskoczyć?
– Ilu dzisiaj do mnie przychodzi? – zmieniłam temat.
– Ci co zawsze, plus jakiś studencik.
– Studencik?
– Dziwne, nie? Ja w czasie studiów ruchałem na lewo i prawo, i to nie byle dziwki. – Zapadła cisza. Patrzyłam na niego, a on patrzył na jajecznicę. – Wiesz, że to nie tak…
– Wiem – odparłam, zanim zdążył powiedzieć coś więcej. Ręka, w której trzymałam widelec, zaczęła mi się trząść. Cholerne drgawki powracały ostatnio co kilka dni. – Kurwa…
– Ala – Darek pochylił się w moim kierunku, jakby chciał przejść przez dzielący nas stół – co ci jest?
– Nic. Wszystko, kurwa, świetnie. Wstaję rano, żeby już godzinę później brać w dupę od największych życiowych przegrywów i zboczeńców, wieczorem biorę jeszcze od ciebie, idę spać i rozpoczyna się dosłownie ten sam pierdolony dzień. Wszystko jest w, kurwa, jak najlepszym porządku.
Darek wstał, podszedł do mnie i objął ramieniem. Doceniłam gest, chociaż nie był zbytnio pocieszający.
– Słyszałem o czymś – zaczął. – Nowość na rynku.
Podniosłam głowę.
– Co to?
– Czip, który umożliwia dowolne przekształcanie rzeczywistości.
– Pewnie kosztuje miliony.
– Niecałe cztery tysiące – uściślił. – To ta najtańsza wersja, ale ponoć też daje radę.
– Cztery tysiące to i tak za dużo.
– A z twoich oszczędności nie wystarczy?
– Wiesz, że ich nie wydaję.
– A powinnaś. – Pochylił się nade mną. – Na co czekasz? Aż umrzesz i już na nic ci się nie zdadzą?
Pomasowałam się po skroniach.
– Sama nie wiem.
– Dobra, zawrzyjmy umowę. – Położył rękę na stole. Jego tatuaż pojaśniał ciemnym fioletem. – Pożyczę ci dwa tysiące, powiedzmy, że na czas nieokreślony, a ty je weźmiesz, dołożysz swoje dwa i to kupisz. Co ty na to?
– A jeśli ten czip ma w sobie jakieś gówno do namierzania albo nawet monitorowania? Co będzie, jeśli jakieś korpo dowie się, co tutaj odpierdalam?
Darek pokręcił głową.
– Nic podobnego. Hej – mówił kojącym, opanowanym głosem – nie martw się tak. To ustrojstwo naprawdę może ci pomóc. Zamienisz tych wszystkich spasionych skurwieli w Ryana Goslinga czy kogo tam będziesz chciała. To wszystko ułatwi, mówię ci.
Dobra, Alicjo, pora na szybką i pewną decyzję.
– Dobra, kupię to.
Darek uśmiechnął się.
– Zaraz podam ci namiary na gościa, który sprzeda ci to za te cztery patyki. Tylko nie zapomnij mu powiedzieć, kto cię przysłał.
***
Zatęchła melina w najmniejszym stopniu nie przypominała sklepu z elektroniką, ale adres się zgadzał. Po podłodze walały się jakieś metalowe części, a ściany były oklejone boazerią. Przed ladą stał wielki łysy mężczyzna o potężnych łapskach. Mógłby mnie zabić jednym dobrze wymierzonym ciosem.
– Co dla ciebie, mała? – spytał, obnażając żółte zęby. Odruchowo cofnęłam się o krok. Facet był odrażający.
– Szukam czipu, który przekształca rzeczywistość. Nie znam jego nazwy.
Kolos wyciągnął z kieszeni podartych dżinów paczkę papierosów i zapalił jednego.
– To spory wydatek.
– Mam pieniądze.
Przyjrzał mi się z widocznym powątpiewaniem.
– Nie wyglądasz na kogoś, kto może sobie pozwolić na wydanie szesnastu tysięcy ot tak. – Pstryknął palcami wolnej dłoni.
– Darek mówił, że sprzedasz mi to za cztery patyki – odparłam nieco zbita z tropu. Miałam nadzieję, że nie zrobił mnie w chuja.
Mięśniak posłał mi kolejne uważne spojrzenie i wypuścił dym z ust.
– To ty jesteś tą dziwką, która z nim mieszka?
Zignorowałam wyzwisko. Bardziej mnie zastanawiało, dlaczego Darek komukolwiek wspominał o małej, nic nieznaczącej Alicji.
– Tak.
– Cóż, to zmienia postać rzeczy. – Strzepnął popiół na stalowy blat. – Zaczekaj chwilę.
Zniknął na zapleczu, ale tylko na ułamek sekundy.
– Popatrz. – Pomiędzy palcami trzymał mikroskopijnych rozmiarów urządzenie. – Będę ci to musiał umieścić w czaszce. Po tym nie ma odwrotu. Zrozumiałaś?
Wzdrygnęłam się. Nie ma odwrotu? A co, jeśli mi odpierdoli? Z drugiej strony, czy może być jeszcze gorzej?
– Tak – przytaknąłem.
Olbrzym sięgnął po coś, co wyglądało jak pistolet, umieścił w nim czip i wyszedł zza lady. Dotyk chłodnej lufy przy twojej skroni nigdy nie jest przyjemny. Nawet jeśli wiesz, że nie pożegnasz się z życiem.
– Trochę zaboli – ostrzegł, układając palec wskazujący na spuście. – Zaczynamy?
– Tak.
Wystrzał.
***
– Gotowa na przyjemność?
Przygotowywałam się pięć dni. Czip nie miał już przede mną żadnych tajemnic, więc mogłam w pełni wykorzystać jego możliwości.
– Jak nigdy – odparłam. Edward jak zawsze zaczął od waginy. Dobra, czas wziąć się do roboty.
Skanowanie…
Zeskanowano otoczenie. Podaj cel, który ulegnie modyfikacji.
Spojrzałam na Edwarda, a raczej na czubek jego głowy, gdyż grubas nie zwlekał, pragnąc sprawić przyjemność wielkimi rybimi ustami waszej małej Ali, i wyobraziłam sobie wysokiego, szczupłego, przystojnego bruneta o nieco ciemniejszej karnacji i szerokim uśmiechu.
Następuje przekształcanie rzeczywistości. Proszę o cierpliwość.
I oto stało się. Nie było już Edwarda. Znaczy, był, ale w znacznie przystępniejszej formie. Teraz po moim łonie nie szarżował okropny żabi jęzor, lecz wargi dojrzałego seksualnie mężczyzny, wiedzącego, jak zadowolić kobietę.
A skoro już tak szalałam, to czemu by nie szaleć na maksa?
Podaj cel, który ulegnie modyfikacji.
Mieszkanie, wynajmowane przez Darka, wnet zamieniło się w monumentalny pałac. Nie leżałam już na trzeszczącym materacu, lecz na wygodnym, iście królewskim łożu. Wokół stały wyszukane meble, na ścianach widniały barokowe i klasycystyczne obrazy, a mój nadgarstek zdobiła piękna, złota bransoleta wysadzana szmaragdami.
Nowy, lepszy Edward delikatnie położył się na mnie, wręcz z chirurgiczną precyzją, i zaczął całować moją szyję, jednocześnie sprawnie poruszając biodrami.
Wiłam się w spazmach rozkoszy, przygryzałam skrawek jedwabnej pościeli, a gdy to nie wystarczyło, krzyczałam z podniecenia i błagałam o więcej. I gdy nadszedł ten moment, gdy czułam, że on kończy, ja kończyłam razem z nim.
– Moja mała Alicja – szepnął mi do ucha i położył się obok. Leżeliśmy tak, ciesząc się chwilą. Niedługo później przystojny brunet pocałował mnie w czoło, ubrał się, pożegnał i wyszedł. Nie potrafiłam ukryć rozemocjonowania. Uśmiechałam się jak głupia, wiłam po łóżku jak wąż, owijając cienką pościel wokół nóg. Dopiero po jakichś dziesięciu minutach zorientowałam się, że moją brodę i piersi pokryła dziwna, błękitna substancja, emanująca bardzo przyjemnym zapachem.
***
Nigdy mi się tak nie powodziło. Po raz pierwszy odczuwałam faktyczną przyjemność z mojej pracy, klienci byli zachwyceni, co skutkowało dość sporymi "premiami". Niedługo później mogłam oddać pierwszy tysiąc Darkowi.
– Biznes się kręci, co? – spytał w momencie, w którym jego fluoroscencyjny tatuaż rozjaśniał, sygnalizując dokonanie przelewu. – A nie mówiłem, że ten czip to dobry pomysł?
– Tak, tak, mówiłeś – przyznałam, zakładając nogę na nogę i zmieniając artykuł na czytniku 3D.
Gwałtowne i głośne pukanie do drzwi sprawiło, że drgnęłam. Ależ ja głupia! Przecież nie ma się czego bać.
– Pójdę otworzyć – powiedziałam i wyszłam na korytarz. Przez noktowizor ujrzałam dwóch rosłych facetów w czarnych garniturach. Hm, eleganci.
Otworzyłam drzwi.
– Słucham?
– My do pana Dariusza Opały – rzekł jeden z mężczyzn, ten nieco niższy, bez przywitania. Co za dupek.
– Jest w środku. Proszę, zapraszam.
Nieznajomi wkroczyli do mieszkania. Darek nie zareagował na ich widok pozytywnie. Wymownym ruchem głowy nakazał mi udanie się do pokoju. Usiadłam więc na łóżku i wyglądałam zza ściany. Nie słyszałam, o czym rozmawiali, toteż postanowiłam, że trochę sobie urozmaicę te obserwacje.
Skanowanie…
Zeskanowano otoczenie. Podaj cel, który ulegnie modyfikacji.
Goście byli teraz ubrani tylko w czarne spodnie. Ich nagie torsy lśniły seksem i testosteronem. Jeden z nich był czarny. No bo po co się ograniczać, prawda?
Przestali konwersować z Darkiem i wykonali namiętny, pełen zmysłowości taniec. Specjalnie dla mnie.
Po upływie pięciu minut nieznajomi wyszli. Gdy wróciłam do kuchni, Darek siedział przy stole z pochyloną głową.
– Co jest? – spytałam, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– Nic takiego. – Wstał i przemaszerował po pokoju. – Szykuj się, bo za pół godziny masz klienta.
***
Mijały kolejne tygodnie. Wreszcie zaistniała realna szansa na to, że kiedyś wyniosę się z tego przeklętego miejsca.
Darek pałętał się niespokojnie po mieszkaniu, rzadko się odzywał i wychodził częściej niż do tej pory.
– Darek, wszystko okej? – spytałam go któregoś wieczora, odpoczywając po dniu pełnym klientów.
– Tak – odmruknął.
– Przecież widzę, że nie.
– Więc po co, kurwa, pytasz?! – wrzasnął.
Wstałam z krzesła i objęłam go od tyłu. Milczał przez moment, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę.
– Czujesz coś do mnie jeszcze? – spytał w końcu.
Zmieszałam się. Tak naprawdę nigdy nie istniała pomiędzy nami silna emocjonalna więź.
– Jesteś moim przyjacielem.
Parsknął.
– Nie kochasz mnie – stwierdził. – I to wszystko przez ten jebany czip.
– Darek…
– Kiedy ostatnio się pieprzyliśmy? Miesiąc temu? Nie, już chyba dwa minęły. – Podrapał się po zarośniętym policzku. – Dlaczego, hm? Dlaczego mnie też nie zmienisz tak, żebym ci się podobał? Dlaczego, kurwa, pierdolisz się ze wszystkimi, tylko nie ze mną?!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam wrażenie, że każde wypowiedziane przeze mnie zdanie będzie niewłaściwe.
– Bo ty nie jesteś taki jak tamci – odparłam po dłuższej chwili namysłu.
Darek skinął głową. Oczy nadal miał puste.
– W takim razie może powinienem stać się tak odrażający i paskudny jak oni? – Podniósł się z krzesła w błyskawicznym tempie. – Co ty na to? Czy wtedy będziesz mnie uważać za potwora? Czy wtedy dasz mi wreszcie to, czego chcę?
Przełknęłam ślinę, postępując kilka kroków w tył.
– Darek, przestań.
– No dalej – chwycił mnie za rękę – znienawidź mnie. Zrób to. – Syczał jak wąż. To nie było do niego podobne. – No zrób to! – zamachnął się. Cios w lewy policzek sprawił, że wylądowałam na podłodze.
Zalałam się łzami.
– Darek…
– Zamknij mordę. – Zdjął pasek i spuścił spodnie do kostek. – Mam nadzieję, że zapamiętasz ten moment do końca życia.
***
Świat jest taki cudowny! Tyle wspaniałych rzeczy do zrobienia, tyle wspaniałych miejsc, tylu wspaniałych ludzi! Jak to się stało? Przecież do niedawna postrzegałam świat jako okropną wylęgarnię ścierwa i brudu, a tu proszę! Och, jaka byłam głupia i naiwna. Błądziłam we mgle, dostrzegając na każdym kroku wady, mimo że tak naprawdę istniały jedynie w mojej zaburzonej wyobraźni. Ale to już przeszłość. Muszę o tym zapomnieć.
Leżę właśnie na łóżku. W drugim pokoju znajduje się Darek. Co jakiś czas posyła mi szerokie uśmiechy. Odwzajemniam je w przerwach pomiędzy oglądaniem serialu na ogromnym, naściennym LCD.
W pewnym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Darek udaje się na korytarz, aby otworzyć niespodziewanym gościom. Nie mam już bowiem żadnych umówionych klientów. Po upływie kilku sekund widzę całą trójkę: Darka i dwóch mężczyzn, w tym jednego czarnoskórego. Darek chyba ich dobrze zna, bo ten czarny daje mu przyjacielskiego kuksańca w ramię, a ten biały udaje, że kopie go kolanem w brzuch, śmiejąc się przy tym. Następnie znikają z mojego pola widzenia. Po chwili wracają, ale tylko dwójka nieznajomych. Darka już nie ma. Zatrzymują się przed progiem pokoju i patrzą na mnie uważnie, by po chwili wkroczyć do środka.
Uśmiecham się. Najbliższa godzina zapowiada się niezwykle ciekawie.