Świat admirała Anatidae, ale dałem mu odpocząć ;)
Świat admirała Anatidae, ale dałem mu odpocząć ;)
Leciwa korweta, o wdzięcznej nazwie „Szalony Łoś” wyszła z punktu skoku i od razu ostro odbiła w bok, stawiając pełne maskowanie. Kilkunastoma pasażerami porządnie szarpnęło, co sprawiło, że ten i ów spadł z krzesła, rozlało się trochę vinlandzkiego szampana potłukły się niektóre kryształowe kieliszki.
– Sternik mógłby bardziej uważać. – Horacjo Noslen strząsał krople szampana z kombinezonu.
– Moja załoga robi dokładnie to co powinna – odrzekła kapitan Auru Taora.
– Zapewniałeś nas, że trafiamy w rejon prymitywny technicznie, a miejscowa cywilizacja nie jest w stanie dostrzec naszego przylotu.
– Chciałbym przypomnieć parę istotnych faktów. Imperium i Awallachanie zawarli pakt, który zakazuje komercyjnych przylotów do tego systemu, albowiem ma on charakter skansenu, po pierwszej fali zasiedlania światów. Tak więc cała nasza wycieczka to lewizna.
– To dodaje jej pewnego smaczku – wtrąciła z lekkim rozmarzeniem Hildegarda Kappe.
– Owszem, ale obie strony paktu mają jednostki i stacje bojowe sprawdzające czy nikt nie łamie ustaleń.
– Wątpię, aby było to realne zagrożenie. Na tym ramieniu galaktyki nic się od tysięcy lat nie dzieje, a poza tą planetą okoliczne układy są praktycznie rzecz biorąc martwe – Noslen wykazał się wiedzą.
– Strzeżonego, bogi strzegą – sentencjonalnie rzekł kapitan Taora.
– Gdy mówimy o strzeżeniu, to podobno jedyna zamieszkała planet tego systemu jest zainfekowana.
– To prawda.
– Czy dostaniemy kombinezony ochronne? – Graciella Fulko pytała tyleż ze strachem, co fascynacją.
– To nie jest infekcja biologiczna, to raczej skaza mentalna. Właśnie z tego powodu, przyloty tutaj są zakazane.
– Czyli to infekcja podobna do szarej istoty? – Noslen sięgnął po kolejny kieliszek vinlandzkiego szampana.
– Ależ skąd.
– Więc co to jest? – Luz Varia chciała poznać istotę zagrożenia.
– Rodzaj niebezpiecznego skretynienia, nie tolerowanego przez władców Imperium. Szybka egzekucja bez problemu usuwa schorzenie od ręki.
– To dlatego mieliśmy zrobić kopie naszej jaźni na kryształach pamięci. – Domyśliła się Graciella.
– Dokładnie tak.
– Ale pan kapitanie był już tam wcześniej, i nie został skażony? – spytała inna pasażerka.
– Odpowiedni trening i twardy charakter, zapewniają pełne bezpieczeństwo.
Pasażerowie popatrzyli na współtowarzyszy wyprawy, w sposób sugerujący, iż starają się określić, kto z nich wykaże się słabością charakteru. Auru natychmiast wyczuł okazję:
– Można u mnie obstawiać zakłady, kto z pasażerów ulegnie mentalnemu skażeniu. Minimalna stawka to stu złotych imperiali.
„Szalony Łoś” w pełnym maskowaniu zaparkował na orbicie, a pasażerowie stłoczyli się w promie, który miał ich zawieźć na powierzchnię. Już wcześniej wybrali sobie punkty docelowe gdzie mieli zostać pozostawieni. Ustalono też czas i miejsca zbiórki, oraz metody postępowania gdyby okazało się, że ulegli skażeniu.
Horacjo Noslen był członkiem trzeciego rodu, a więc wedle imperialnych stereotypów powinien być człowiekiem spokojnym i nastawionym na robienie interesów. Jednakże w trakcie jego trwającego już ponad pięćset lat standardowych lat życia zdarzało mu się szukać emocji większych niż dawało zawieranie transakcji. Służył więc w armiach czwartego i siódmego rodu, a nawet w prywatnych jednostkach piechoty pokładowej słynnego Hakaelbera Anatidae zwanego Mieczem Imperium. Wyrobiło to w nim pewne nawyki. Teraz opierając się o latarnię i pijąc kawę patrzył na utarczki lokalsów. Z jednej strony szeregi opancerzonych, ubranych na czarno, uzbrojonych w pałki i tarcze z drugiej zbieranina, jak ich określił „chuściarzy”, od specyficznych chust na głowach. Lekko go to zaniepokoiło.
– Czy jestem właściwie zamaskowany? – spytał sztuczną inteligencję oprowadzającą go po tym mieście.
– Dostępna baza danych wskazuje, że wybrany wzorzec stroju był najbardziej powszechny sto lat temu.
– Sto lat, to tyle co nic – zauważył Horacjo. – Chyba, że z jakichś powodów ten strój jest dziś nieużywany.
– Skany dostępnych źródeł potwierdzają, że ten typ ubioru nadal jest stosowany.
– No to w porządku.
Horacjo poprawił czarny beret z antenką, podkręcił wąsik, strzepnął resztki croissanta z kraciastej kamizelki. Spodnie idealnie w kant i buyy wyglansowane tak, że można byłoby się w nich przejrzeć. Słowem maskowanie, podkreślające wysoką kulturę i elegancję w jednym. Spokojnie dalej przypatrywał się utarczkom „czarnych” z „chuściarzami”. Wedle informacji SI, jako osoba niezaangażowana w starcie, powinien być bezpieczny. Nagle ktoś przywalił mu pałką w plecy. Drugi cios chybił celu, bo Noslen przetoczył się po bruku i poderwał na nogi. Napastnik był „czarnym” uzbrojonym w gumową pałkę i tarczę. Solidnie zamachnął się próbując trafić Horacja kolejny raz. Ten jednak zanurkował pod zataczającą łuk ręką i znalazł się za jego plecami. Dzięki temu dostrzegł napis GENDARMERIE. W zemście za niehonorowe zachowanie zaatakował pałkarza od tyłu prostym kopnięciem pod kolano. Przeciwnik ukląkł, co pozwoliło naskokiem złamać mu kości piszczelowe obu nóg. Dwóch kolejnych żandarmów zatrzymało się na chwilę widząc los swego kolegi. Horacjo złapał pałkę pokonanego i ruszył w ich stronę. Wymiana ciosów była krótka. Mimo znacznej praktyki, „czarni” nie mogli dorównać wyszkolonemu żołnierzowi Imperium. Kolejny z żandarmów widząc z jaką łatwością są bici jego koledzy sięgnął po pistolet i zaczął strzelać. Lekki pancerz, który przezornie pod ubraniem miał na sobie Noslen, z łatwością powstrzymał kule. Sprawa jednak stała się osobista i Horatjo skręcił mu kark. Cofający się demonstranci stanęli. Widok samotnego wojownika powalającego żandarmów niczym kręgle dodał im odwagi. Noslen już uzbrojony w zdobyczny pistolet i pałkę, poprowadził ich do ataku na zwarte szeregi policji.
Graciella Fulko bywała na tej planecie wcześniej więc pozwoliła sobie na odrobinkę podróży sentymentalnej. W jej ramach ze wzruszeniem patrzyła na obraz zatytułowany „Wolność wiodąca lud na barykady”.
– Ach, stary dobry Delacroix – rzekła z westchnieniem.
– Propagandysta wykorzystujący kobiety – odrzekła jej dziewczyna o wyglądzie początkującej krytyczki sztuki przy pracy.
– Dlaczego? – zdziwiła się Gracjella.
– Uprzedmiotowił tę modelkę.
– Wypraszam sobie. Wcale nie czułam się uprzedmiotowiona.
– Co? – krytyczkę zamurowało.
– Eugeniusz był odrobinkę nicponiem, ale mnie nie uprzedmiotowiał tylko ubóstwiał i dostarczał wielu interesujących chwil, o ile wie pani o czym mówię. – Oczy Gracielli zabłysły.
– Wariatka – krytyczka wzruszyła ramionami. – Zresztą to nieważne, bo zaraz zrobimy happening którego sława przykryje to wątpliwej wartości dzieło.
– A niby co zrobisz? – zainteresowała się Graciella.
– Przykleję się do obrazu.
– Idiotyzm…
Domorosła krytyczka podeszła do realizacji swej groźby serio i spryskała rękę szybkoschnącym klejem. Chwilę później złapała za ramę i zaczęła krzyczeć:
– Jesteśmy ostatnim pokoleniem! Stoimy u progu katastrofy! Musimy wszystko zmienić!
– Na początek radziłabym zmądrzeć – Fulko obdarzyła krzyczącą dziewczynę dobrą radą.
– Nic nie powstrzyma naszej walki o dobro planety!
– To się jeszcze okaże.
– Jesteśmy we wszystkich salach i nie da się nas zignorować.
Niemrawa reakcja muzealnej ochrony, zwiedzający, którzy skoncentrowali się na uwiecznianiu protestu smartfonami, brak zdecydowanych posunięć ze strony innych, wszystko to sprawiło, że Gracjella postanowiła działać. Spojrzała w oczy protestującej, coś wyszeptała jej do ucha i poszła dalej ratować dzieła sztuki, a w każdym razie te z nich, które uznała ze warte zachodu. Paniczne krzyki świadczyły, że jest skuteczna.
Hildegarda Kappe, była osobą przepojoną misją niesienia pomocy. Marzyła, że odkryje przyczyny skażenia mentalnego planety, opracuje terapię i zarobi na przywróceniu tego świata do oferty turystycznej. Mogłaby wówczas jak jeszcze sto lat wcześniej sama organizować tu wycieczki, a nie korzystać z oferty przemytników. Zysk był dla niej szczególnie ważny, jako że pochodziła z drugiego rodu słynącego ze smykałki do interesów. Obecnie czas pobytu na planecie miała ograniczony, toteż postanowiła sprawdzić, co miejscowi wiedzą na temat nękających ich chorób. Udała się do berlińskiego Uniwersytetu Humboldtów. Zaglądając do jednej z sal wykładowych trafiła na prelekcję dotyczącą płci. Już po kilku minutach doszła do wniosku, iż wiedza wykładowców na temat biologii gatunku ludzkiego uległa przez te sto lat znaczącemu regresowi i jest wyjątkowo niska. Postanowiła im pomóc. Korzystając z tego, że prelegenci się zmieniali podeszła do mikrofonu.
– Szanowni państwo, ponieważ niewątpliwie znów macie ograniczenia religijne związane z dostępem do ciała ludzkiego postanowiłam wam pomóc.
– Kim ty jesteś? – prowadzący cykl wykładów nerwowo przeszukiwał kartki.
– Tak więc kobieta rasy ludzkiej zasadniczo posiada gruczoły służące karmieniu potomstwa. – Zadarła bluzkę przeprowadzając demonstrację toples.
– Wezwać ochronę! – zawołał brodacz w czerwonej miniówce.
– Posiada też charakterystyczne narządy płciowe. – Hildegarda zadarła spódnicę kontynuując pokaz.
– Kłamstwo! – brodacz w czerwonej sukni wyrwał jej mikrofon. – Ja też jestem kobietą!
– Czyżby zaburzenia gospodarki hormonalnej? – zdziwiła się wycieczkowiczka, uruchamiając tryb skanu warstwowego w soczewkach założonych na oczy.
– Jak śmiesz mówić o zaburzeniach!
Brodacz rzucił się na Hildegardę z pięściami. Walka nie trwała długo. Kobieta bowiem jak przystało na obywatelkę Imperium wielokrotnie odbywała służbę w siłach zbrojnych, a sztuki walki wręcz, traktowała jako ulubioną formę trzymania wagi. Dwa szybkie bloki, jedno kopnięcie. Odgłos miażdżenia, ryk bólu i przeciwnik zwalił się na podłogę.
– Mój skaner sugeruje, że jesteś mężczyzną. Obecnie powiedzmy w połowie – zadeklarowała z uśmiechem.
– Brać ją!
Na to hasło, dziesiątki słuchaczy, rzuciły się w jej stronę. Hildegarda nie bardzo się tym przejęła. Złapała gaśnicę za wąż i kręcąc nią młynki, wśród odgłosów łamanych kości i tryskającej krwi, poczęła torować sobie drogę do wyjścia.
Luz Varia była osobą szukającą spokoju, udała się więc do teatru. Sztuka niekoniecznie jej się spodobała. Następnego dnia chodziła po Placu św. Marka ale brodzenie w gumiakach wydawało jej się niewarte opłaty za wstęp do miasta. Chcąc zobaczyć jakie wartości duchowe wyznają mieszkańcy tego świata-skansenu wpadła do Rzymu. Posłuchała papieża na audiencji generalnej, ale się rozczarowała. Chciała wypocząć na plażach Rio de Janeiro, ale wydały się jej mniej spektakularne od plaż Nimfy z układu 6489. Gdy wsiadała do promu, mającego zabrać ją na „Szalonego Łosia”, była rozczarowana. Zakazana planeta okazała się nudnym miejscem, niewartym pieniędzy wydanych na przylot.
Okręt przemytników powoli zbliżał się do punktu skoku, nagle na pokładzie dało się odczuć gwałtowne szarpnięcie.
– Co się stało? – zainteresował się Horacjo.
– Pełna moc! – krzyknął kapitan Auru Taora.
– Kapitanie nie da rady jesteśmy w wiązce holowniczej – meldował wachtowy.
– Tyle to ja wiem.
– Mamy wiadomość na standardowym kanale.
– Kto i czego chce?
– Awallachanie. Żądają, zatrzymania się i wpuszczenia na pokład grupy bojowej w celu przeprowadzenia kontroli sanitarnej i nałożenia kary. W przeciwnym razie zniszczą nas.
– Nie mamy wyjścia. – Taora westchnął ciężko. – Silniki w jałowy bieg. Opuści osłony. Przygotować się na połączenie.
Turyści stali przed gremium złożonego z dwójki Awallachan i oficera Imperium. Zespół ten miał ocenić, czy nie złapał infekcji mentalnej. Przewodniczący rozpoczął.
– Nazywam się Pavienn Aine jestem kapitanem awallachańskiego krążownika, który was aresztował. Zgodnie z układem zawartym Pomiędzy Królestwem an'Gleanna a Imperium układ dziewięć tysięcy pięćdziesiąt siedem objęty jest zakazem lotów, a pobyt na zamieszkałej planecie wiąże się z przeprowadzeniem oceny czy osobnik, który tam przebywał nie uległ skażeniu mentalnemu. Oceny tego dokona zespół pod moim przewodnictwem w skład którego wchodzi: doktor Kattea Baeg. – Piękna Awallachanka w nieskazitelnie białym kostiumie z głębokim dekoltem skłoniła się lekko. A także imperialny porucznik Mściwoj Wścieklica. – Oficer w mundurze z symbolami szóstego rodu wzniósł rękę w geście pozdrowienia.
– Jak będzie przeprowadzona ocena? – Horatio chciał wiedzieć, co go czeka.
– Planeta jest cały czas obserwowana przez bezzałogowe sondy z orbity, kontrolujemy też lokalne systemy monitoringu, wiemy więc co i gdzie robiliście.
– Pierwszym ocenianym będzie Horacjo Noslen. Pani doktor jakie wnioski.
– Zobaczmy nagranie
– Hologram zamigotał scenami walk ulicznych, przemocą niekoniecznie sensowną, lejącą się krwią, podpaleniami. W centrum tego wszystkiego szalał Noslen.
– Niewątpliwie oceniany wpadł w szał – stwierdziła Kattea. – Sugeruję likwidację, bo być może to objaw skażenia mentalnego.
– Poruczniku – Pavienn zwrócił się do Mściwoja.
– Nie zgadzam się z diagnozą doktor Baeg. Moim zdaniem to typowy przykład imperialnej odwagi i gotowości niesienia pomocy prześladowanym przez skażoną populację.
– Przychylam się do opinii. – Aine skinął głową. – Uznany za nieskażonego. Po opłaceniu mandatu będzie mógł powrócić do Imperium. Kto następny?
– Graciella Fulko.
– Zobaczmy co robiła na tej planecie.
Hologram z muzeum, również ociekał krwią. Fulko podchodziła do aktywistów, hipnotyzowała ich, w efekcie próbowali się oni natychmiast uwolnić. W wielu przypadkach zostawiając za sobą płaty oderwanej skóry, a niekiedy odgryzając własne dłonie.
– Bezsensowne okrucieństwo jest objawem skażenia – zauważyła Kattea.
– Protestuję! – krzyknęła sądzona. – Broniłam sztuki przed barbarzyńcami!
– Zobaczmy, czy to aby na pewno była sztuka – rzekł Pavienn.
– Podoba mi się ten obraz – stwierdził Mściwój. – Atak prowadzony przez ludzi uzbrojonych w prymitywną bronią strzelecką i białą, do tego bez żadnych pancerzy bojowych. Niewątpliwie w Imperium uznano by go za dobry, bo podkreśla odwagę uczestników.
– Zdrowe proporcje, zdaje się, że prowadząca przypomina panią Fulko – zauważył Pavienn.
– Pozowałam do tego obrazu – Gracjella z dumą wypięła piersi.
– I przytyło się od tego czasu – Kattea pozwoliła sobie na drobną złośliwość.
– Kobiety w Imperium nie są nienaturalnie chude jak Awallachanki – odcięła się Gracjella.
– Bez wątpienia w działaniach Fulko brak oznak skażenia. Zapłaci mandat i może wracać do Imperium. – Pavien, postanowił uciąć złośliwości kobiet, zanim przekształcą się w większą awanturę. Kto następny?
– Hildegarda Kappe, potwierdzony ekshibicjonizm i napad agresji, są przesłanki…
– To był wykład medyczny i obrona własna! – zaprotestowała Hildegarda. – Zresztą z tego co pamiętam, tutejsi żacy nie raz i nie dwa potrafili uzgadniać stanowisko naukowe przy pomocy mordobicia i noży.
– Sprawdźmy – zażądał Pavienn.
Komisja przez dłuższą chwilę oglądała działania pani Kappe, od prezentacji toples i duples, po pandemonium szerzone gaśnicą. Pierwszy odezwał się Mściwój
– Niewątpliwie to przykład, odwagi i zdolności bojowych, nie doszukiwałbym się tu skażenia mentalnego.
– Tak, zdecydowanie zademonstrowano tu imperialne atuty – Pavienn lekko się uśmiechnął.
– Oni tam aby na pewno nie pomylili ludzi z rasą Horgoli? – spytała Kattea.
– Też o tym myślałam – odrzekła Hildegarda. – Horgole faktycznie mają siedemdziesiąt dwie płcie, po jednej na każdy przenoszony chromosom, jednakże oni debatowali o swoim gatunku.
– No cóż, niewątpliwie mamy tu obronę nauki, a nie skażenie – zawyrokowała Kattea.
– Wierzę, że niektórych z prelegentów definitywnie przekonałam do mojego stanowiska.
– Czyli mandat i niech wraca do domu – zawyrokował przewodniczący. – Kto nam jeszcze został?
– Nazywam się Luz Varia – kobieta wystąpiła krok do przodu.
– Zatem zobaczmy, czy nie została pani skażona.
Komisja oglądała dłuższą chwilę materiały. Miny członków wyrażały coraz większe zakłopotanie. Pierwsza odezwała się Kattea:
– Sztuka, na której była wydaje się mocno skażona mentalnie. Jest po przesłanka, acz nie dowód.
– Chciałam zobaczyć coś miejscowego, ale przyznam, że zawiodłam się – próbowała się bronić Luz.
– Podczas całego pobytu nie dostrzegłem przejawów, żadnej z imperialnych cnót, acz też nie dostrzegłem przejawów podlegania miejscowym wpływom – z zakłopotaniem stwierdził Mściwój.
– Jakoś tak nie było okazji do ich zademonstrowania – Varia nie umiała znaleźć innych wytłumaczeń.
– Na razie potraktujemy to jako przypadek niejasny i poddamy kwarantannie – orzekł ostatecznie Pavienn.
Godzinę później kapitanowie Pavienn i Auru spotkali się w kabinie krążownika przy szklaneczce rumu z Jamajki.
– Zacny trunek. Miejscowy, ale niemal doskonały w swej prostocie – Auru pochwalił gospodarza.
– Powiedz mi, po co ty to robisz? – Aine zapytał przemytnika.
– Ale co?
– No wiesz. Masz plantacje kawy na kilku planetach, niezłe zyski, a i tak wozisz tu bogatych snobów. Wmawiasz im niestworzone historie. Podajesz mi koordynaty i czas bym was złapał. Na dodatek dajesz sugestie, kogo z pasażerów zamknąć w kwarantannie pod lipnym pretekstem.
– Jak sam zauważyłeś to bogaci nicponie.
– No i co z tego, przecież takich są miliardy w kosmosie.
– Oni potrzebują emocji, więc je im daję. Ty potrzebujesz sukcesów i również je zapewniam.
– No tak, gdyby nie meldunki o aresztowaniach pewnie dano by tu eskortowiec, albo tylko małą korwetę.
– Sam rozumiesz…
– Podkręcasz sztuczne zagrożenia, by ich lepiej skubać – Pavienn uśmiechnął się lekko.
– Daję im emocje, oni mi ulubiony sposób zarabiania, a i ty coś tam na tym skorzystasz.
– Nie możesz mieć żalu. – Awallachanin uśmiechnął się szeroko. – Tak na marginesie, Luz Varia zaoferowała mi drobny upominek, za uniknięcie kwarantanny i szybki powrót do Imperium.
– Nie mam żalu, wprost przeciwnie. Cieszę się twoim szczęściem, bo dzięki temu możemy owocnie współpracować.
– A tak właściwie, dlaczego ona, a nie na przykład Noslen?
– Bo widzisz, tylko ona zdawała się znudzona. To psułoby opinię o wycieczkach z dreszczykiem do tego systemu, a tak wszystkim znajomym opowie jak otarła się o śmierć.
Cześć MPJ 78!
Przeczytałem opowiadanie i w ogólnym odbiorze oceniam je pozytywnie. Gdzieś na drugim planie wyszła Ci też sympatyczna satyra na wojujący feminizm i poprawność polityczną. A przynajmniej tak to odebrałem :)
Przez większość tekstu miałem wrażenie, że fabuła jest pourywana, ale na koniec wszystko nabrało sensu. Historie poszczególnych “bogatych nicponiów” były ciekawe, chociaż troszkę zbyt krótkie. Zanim zdążyłem kogoś polubić to przeskakiwałeś do kolejnej postaci. I właśnie, postaci masz zatrzęsienie na niecałych 18k znaków, w pewnym momencie straciłem ogląd kto jest kim :)
Jest sporo do poprawy od strony technicznej (trochę wypisałem w dalszej części komentarza), co powoduje lekkie zgrzyty podczas lektury.
Rodzaj niebezpiecznego skretynienia, nie tolerowanego przez władców Imperium. Szybka egzekucja bez problemu usuwa schorzenie od ręki.
Wyborne! :D
– A niby co zrobisz? – zainteresowała się Graciella.
– Przykleję się do obrazu.
– Idiotyzm…
Pomyśleli wszyscy :)
Na to hasło, dziesiątki słuchaczy, rzuciły się w jej stronę. Hildegarda nie bardzo się tym przejęła. Złapała gaśnicę za wąż i kręcąc nią młynki, wśród odgłosów łamanych kości i tryskającej krwi, poczęła torować sobie drogę do wyjścia.
Ona ma nadludzką siłę, czy ta gaśnica zakrzywia prawa fizyki? :)
Oni potrzebują emocji, więc je im daję. Ty potrzebujesz sukcesów i również je zapewniam.
– Bo widzisz, tylko ona zdawała się znudzona. To psułoby opinię o wycieczkach z dreszczykiem do tego systemu, a tak wszystkim znajomym opowie jak otarła się o śmierć.
Właśnie zaczynałem się zastanawiać, po co to wszystko :) Dobry twist.
W gratisie mini łapanka:
Imperium i Awallachanie zawarli pakt, który zakazuje komercyjnych przylotów do tego systemu, albowiem ma on charakter skansenu, po pierwszej fali zasiedlania światów
Szyk zdania jest dziwny, Może: Po pierwszej fali zasiedlania światów Imperium i Awallachanie zawarli pakt, który zakazuje komercyjnych przylotów do tego systemu. Obecnie ma charakter skansenu.
„Szalony Łoś” w pełnym maskowaniu zaparkował na orbicie, a pasażerowie stłoczyli się w promie, który miał ich zawieść na powierzchnię.
Zawieźć?
z drugiej zbieranina, jak ich określił „chuściarzy”, od specyficzne chusty na głowach. Lekko go to zaniepokoiło.
specyficznych chust
Spodnie idealnie w kancik
Jeżeli idealnie, to raczej w kant.
Wedle informacji SI, jako osoba niezaangażowana w starcie[+,] powinien być bezpieczny.
Dodałbym przecinek we wskazanym miejscu
Lekki pancerz, który przezornie pod ubraniem miał na sobie Noslen[+,] z łatwością powstrzymał kule
jw.
Noslen[+,] już uzbrojony w zdobyczny pistolet i pałkę[+,] poprowadził ich do ataku na zwarte szeregi policji.
jw.
Ach[+,] stary dobry Delacroix
jw.
Jesteśmy we wszystkich salach i nie da się nas zignorować.
Zabrakło półpauzy?
zdziwiła się wycieczkowiczka, uruchamiając tryb skanu warstwowego w soczewkach założonych na oczy[+.]
Kropkę zjadło.
Gdy wsiadała do promu, mającego zabrać ja na „Szalonego Łosia”[+,]była rozczarowana.
Kolejny brakujący przecinek :)
Atak prowadzony z prymitywną bronią strzelecką i białą, do tego bez żadnych pancerzy bojowych.
Prymitywna broń strzelecka i biała to byli przeciwnicy? :) Może: Atak prowadzony z wykorzystaniem prymitywnej broni strzeleckiej i białej, do tego bez użycia pancerzy bojowych.
Pozdrawiam! :)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Świetne. Ubawiłem się. Jak na tak krótki tekst, to bardzo sprawnie udało Ci się pokazać rozbudowany świat z jego stosunkami społecznymi i międzyplanetarną polityką. Opisałeś całą masę bohaterów o różnych charakterach oraz ich przygód. Wszystko klarownie podane. Do tego odniosłeś się do naszych aktualnych problemów i sporów. Ja akurat zapewne inaczej niż uczestnicy wycieczki postrzegam te kwestie, ale doceniam humor, z jakim je przedstawiłeś.
Nominuję. Pozdrawiam.
cezary_cezary dziękuję za wskazanie błędów i niedoróbek. Poprawki naniosłem. Mam nadzieję, że udało mi się dać odrobinę rozrywki.
AP “Ja akurat zapewne inaczej niż uczestnicy wycieczki postrzegam te kwestie, ale doceniam humor, z jakim je przedstawiłeś.”
Cieszę się, że odebrałeś to jako zabawne. I tylko szkoda, że w Imperium pewnie to wiedzą i do galaktycznego towarzystwa nas nie przyjmą.
Mam nadzieję, że udało mi się dać odrobinę rozrywki.
Ależ rozrywki miałem całą masę;) trochę ponarzekałem, ale opowiadanie zdecydowanie mi się podobało;)
„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”
Wycieczka udana, dreszczyku mi brakło, bo byłam dziwnie pewna, że cała rzecz dobrze się skończy. Choć początkowo nie nadążałam za gwałtownymi przeskokami od postaci do postaci, to z zadowoleniem stwierdzam, że w finale wszystko podwiązało się w logiczną całość, dając spójny obraz całości. Opowiadaniu bardzo dobrze zrobił humor – w bardzo dobrym gatunku i podany z umiarem.
MPJ-cie, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.
– Wątpię, aby było to realne zagrożenie. Na tym ramieniu galaktyki nic się od tysięcy lat nie dzieje, a poza tą planetą okoliczne układy są praktycznie rzecz biorąc martwe – Noslen. → Co Noslen? Czegoś tu najwyraźniej zabrakło.
…sentencjonalnie rzekł kapitan Taora → Brak kropki po didaskaliach.
– Dokładnie tak. → – Właśnie.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html
– Chyba, że z jakiś powodów… → – Chyba, że z jakichś powodów…
…i bury wyglansowane tak, że można by było się w nich przejrzeć. → …i buty wyglansowane tak, że można było się w nich przejrzeć.
…uzbrojonym w gumową pałke i tarczę. → Literówka.
…zanurkował pod zataczającą łuk ręką i znalazł za jego plecami. → Co znalazł za plecami?
A może miało być: …zanurkował pod zataczającą łuk ręką i znalazł się za jego plecami.
– Zresztą to nie ważne, bo zaraz zrobimy happening którego sława przykryje te wątpliwej wartości dzieło. → – Zresztą to nieważne, bo zaraz zrobimy happening, którego sława przykryje to wątpliwej wartości dzieło.
Chwilę później złapała za ramę i zaczęła krzyczeć → To zdanie powinien kończyć dwukropek.
– Kim ty jesteś? – prowadzący cykl wykładów nerwowo przeszukiwał kartki. → – Kim ty jesteś? – Prowadzący cykl wykładów nerwowo przeszukiwał kartki.
– Zadarła bluzkę go góry przeprowadzając demonstrację toples. → Masło maślane z literówką – czy można zadrzeć coś do dołu?
Wystarczy: – Zadarła bluzkę, przeprowadzając demonstrację toples.
Hildegarda zadarła do góry spódnicę kontynuując pokaz. → Kolejne masło maślane.
Wystarczy: Hildegarda zadarła spódnicę, kontynuując pokaz.
…mającego zabrać ja na „Szalonego Łosia”była rozczarowana. → Literówka. Brak spacji po zamknięciu cudzysłowu.
…miejscem, nie wartym pieniędzy… → …miejscem, niewartym pieniędzy…
– Co się stało? – zainteresował się Horacji → Literówka. Brak kropki po didaskaliach.
W centrum tego wszystkiego szalał Noslen → Brak kropki na końcu zdania.
– Niewątpliwie oceniany wpadł w szał. – stwierdziła Kattea. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Zobaczmy, czy to aby na pewno była sztuka. – rzekł Pavienn. → Jak wyżej.
…w Imperium uznano by go dobry… → Pewnie miało być: …w Imperium uznano by go za dobry…
Pavien, postanowił uciąć złośliwości kobiet, zanim przekształci się w większą awanturę. → Piszesz o złośliwościach, które są rodzaju żeńskiego, więc: Pavien postanowił uciąć złośliwości kobiet, zanim przekształcą się w większą awanturę.
Pierwsza odezwała się Kattea → Przydałby się dwukropek na końcu zdania.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej.
Przyjemnie się czyta o turystyce gdy zima za oknem. Fajne przedstawienie surowych grożących kar za złamanie zakazów, które, jak to w życiu bywa, najczęściej są finansowe. Muszę tego admirała poznać bliżej:)
Klik za humor i ciekawą wizję turystyki kosmicznej.
Pozdrawiam.
Feniks103.
audaces fortuna iuvat
odrzekła kapitan Auru Taora
Auru natychmiast wyczuł okazję
Minimalna stawka to stu złotych imperiali. ← sto?
Jest więcej miejsc, które wskazali przedpiścy, więc ja już spasuję. Podoba mi się pomysł i finał. Tekst relaksowy i dobrze, bo można odpocząć.
reg jak zwykle dziękuję za mrówczą pracę włożoną w korektę. Poprawki naniosłem :)
feniks103 inne opowiadania z tego świata to np:
Miłość od pierwszego przesłuchania
Koalo dziękuję za pomoc i dobre słowo :)
MPJ-cie, jak zwykle bardzo proszę i cieszę się, że mogłam się przydać.
Zgodnie z obietnicą udaję się do klikarni. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
podoba mi się budowa historii – w moim przekonaniu, bardzo precyzyjna i spinająca się na koniec. Umiejętnie połączyłeś mini historie, nadając im własny charakter.
Humor średnio mi podszedł, ale widzę, że pozostałym się podoba, więc chyba nie ma co się czepiać.
Plusa do biblio dam.
Podrawiam!
Che mi sento di morir
Podobało mi się! Z pomysłem, dobrze skomponowane i punktujące absurdy Ziemian. :) Klikam do biblioteki.
dziękuję, za opinię
:)
Fajny sposób na walkę ze spleenem. I wszyscy zadowoleni.
Imię Varii zasugerowało, że to fantaści.pl, ale chyba jednak nie.
Interpunkcja tradycyjnie kuleje.
Babska logika rządzi!