Atmosfera na sali sądowej była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Takim do smarowania chleba, niezbyt ostrym. Wszyscy obecni oczekiwali w napięciu, a czas zdawał się płynąć wolniej.
Nikt nie ośmielił się odezwać. Cisza, która panowała w pomieszczeniu, była wręcz obezwładniająca. Mijały kolejne minuty, aż w końcu po sali rozpraw rozprzestrzeniły się szepty pełne niepokoju. Prokurator rozejrzał się po sali. Zatrzymał spojrzenie na ławie oskarżonych. Byli tam przedstawiciele wszystkich oskarżonych ras, czyli elfów, krasnoludów i niziołków. Zmierzył ich wzrokiem. Plugawe kreatury, pomyślał. W tym momencie usłyszał głośne chrapanie. Spojrzał w kierunku sędziego i zamarł.
– Czy on… Śpi? – powiedział.
Protokolantka wstała i podeszła do przewodniczącego. Szturchnęła go i zapytała:
– Panie sędzio, czy wszystko w porządku?
– Co? Jak? – odpowiedział gwałtownie. – Gdzie ja jestem?
– Wysoki sądzie… Trwa rozprawa o anihilację… Miał być właśnie odczytany akt oskarżenia – nieśmiało wyjaśniła protokolantka.
– A tak, rzeczywiście. Przepraszam państwa, najwyraźniej lekko przysnąłem. Ciężka noc, sami rozumiecie – powiedział do zgromadzonych na sali rozpraw.
– To może dziesięć minut przerwy? Tak na dojście do siebie – przytomnie zapytała protokolantka.
– Nie ma takiej potrzeby, czy oskarżyciel jest gotowy? – odpowiedział ostro.
– Naturalnie, wysoki sądzie.
– Proszę kontynuować.
– Dziękuję. Tym samym, na podstawie paragrafu dwa tysiące osiemset czterdziestego piątego z indeksem drugim, ustęp siedemnasty, punkt czwarty, litera „a” Dekretu Pierwszego Obywatela w sprawie ostatecznych rozwiązań w przypadku wystąpienia niepokojów obywatelskich. – Tu prokurator zrobił dłuższą pauzę w celu zaczerpnięcia powietrza. – Oskarża się następujące rasy: elfy, krasnoludy, a także niziołki o następujące czyny. Po pierwsze, o destabilizację ustroju naszej świętej republiki. Po drugie, o pasożytnictwo społeczne, a w konsekwencji zupełny brak przydatności dla dalszego rozwoju państwa. I wreszcie po trzecie, o fakt, że samo ich istnienie stanowi wyraz plugawej, promowanej na zachodzie ideologii multikulti.
Słysząc ostatni zarzut, sędzia zmarszczył brwi. Nie skomentował go jednak, a tylko beznamiętnie zapytał:
– O jaką karę wnosi oskarżenie?
– O najwyższą możliwą, wysoki sądzie. Należy całkowicie anihilować dwie z oskarżonych ras.
W tym momencie stłoczeni na ławie oskarżonych przedstawiciele elfów i krasnoludów podnieśli raban.
– Hańba! Skandal! – krzyknął krasnolud.
– To jawne łamanie praw istot humanoidalnych! – dorzucił elf.
Niziołek nie odezwał się i tylko smutno patrzył na sędziego. Ten ostatni uderzył młotkiem w stół, po czym krzyknął:
– Cisza na sali rozpraw! – Gdy oskarżeni ucichli, zwrócił się w kierunku prokuratora i zapytał: – Dlaczego tylko dwie?
Prokurator wyglądał na zmieszanego. Otworzył szeroko usta, ale zaraz je zamknął. Jego twarz zdradzała zachodzące pod czaszką, bliżej nieokreślone, ale z pewnością intensywne, procesy myślowe. W końcu odezwał się niepewnie:
– Wysoki sądzie, o ile dobrze pamiętam, prawo nie pozwala na jednoczesne anihilowanie więcej niż dwóch ras. Według ustawodawcy to niehumanitarne.
Sędzia w jednej chwili zrobił się purpurowy na twarzy.
– Byle prokurator nie będzie mnie pouczał o treści przepisów! Co za tupet! Czy mam wykonać telefon do pańskiego przełożonego?
– Ależ wysoki sądzie, przecież padło pytanie…
– Dość! – wykrzyknął przewodniczący. – Jednak zarządzam te dziesięć minut przerwy. – Walnął młotkiem w stół, po czym wyszedł z sali rozpraw.
***
Powróciwszy na posiedzenie, sędzia usadowił się wygodnie w fotelu. Przyszła wreszcie pora na złożenie wyjaśnień przez przedstawiciela rasy elfów. W początkowej fazie przesłuchania przewodniczący był wyraźnie znudzony. Słuchał oskarżonego piąte przez dziesiąte i lekko się zamyślił. Podczas przerwy w rozprawie odkrył w kieszeni ukrytej pod togą marynarki niewielką sakiewkę wypełnioną diamentami. W tej samej kieszeni znajdowało się także zdjęcie elfa. Nasmarowano na nim grubą kreską czerwone "X". Sędzia nie mógł sobie przypomnieć, kto i kiedy wręczył mu tak hojną łapówkę. Przesłanie było jednak wystarczająco precyzyjne.
W tym momencie elf zorientował się, że przewodniczący go nie słucha. Dlatego powiedział głośno i z naciskiem:
– Ponadto jesteśmy niezrównanymi łucznikami. Na ostatniej olimpiadzie całe podium w strzelectwie zajęli przedstawiciele mojego gatunku. Ja sam potrafię trafić smoka prosto w oko z odległości około dwustu metrów – powiedział, a duma malowała mu się na twarzy.
– Wysoki sądzie, czy mogę zadać pytanie oskarżonemu? – zapytał prokurator.
– Naturalnie.
– Kiedy ostatnio widział pan smoka?
Elf wyglądał na zbitego z tropu. Po dłuższej chwili odpowiedział:
– Ostatnio to nie widziałem. Wyginęły jakoś pod koniec średniowiecza.
– A ta cała olimpiada… Czy wie pan, ile osób w ogóle to ogląda?
– Ale co to ma do rze… – próbował odpowiedzieć pytaniem elf. Oskarżyciel publiczny nie dał mu jednak szansy i powiedział:
– Prawie nikt. Oglądalność na poziomie osiemsetnego sezonu Big Brothera, czyli zasadniczo w granicach błędu pomiarowego. – Prokurator znacząco spojrzał w kierunku sędziego. – I to w skali całej planety!
Przewodniczący uśmiechnął się ponuro i zwrócił się do oskarżonego:
– Skoro już ustaliliśmy, że w istocie elfy są bezużyteczne – westchnął – to teraz musimy jeszcze zbadać, czy są też szkodliwe społecznie. Panie prokuratorze, pytania?
– Oczywiście, wysoki sądzie – odpowiedział i zwrócił się do oskarżonego: – Proszę opowiedzieć o roli elfów w jubileuszowym, dwutysięcznym marszu niepodległości Republiki…
– To była plugawa prowokacja! – wykrzyknął elf, wyraźnie wściekły.
– Czyli pana pobratymcy nie próbowali wysadzić Krasnoludzkiego Muzeum Pamięci?
– No, tego nie powiedziałem, ale…
Prokurator przerwał mu w połowie zdania i pytał dalej:
– Czy prawdą jest, że grupa zamaskowanych elfów obrzuciła kamieniami delegatów Mniejszości Krasnoludzkiej i skandowała w ich kierunku obraźliwe okrzyki? Pozwolę sobie zacytować. – W tym momencie sięgnął po akta, otworzył je na zaznaczonej stronie i przeczytał: – „krasnoludy i pedały do piachu!”
– Tak było, ale…
– To nam wystarczy. Przejdziemy teraz do ostatniego Światowego Forum Ekologicznego. Mamy nagranie, z którego wynika, że nikt inny, tylko pan osobiście, brał udział w zakłócaniu wystąpienia obecnego tu dzisiaj senatora krasnoludów. – Prokurator znacząco spojrzał na osobnika siedzącego obok przesłuchiwanego. – Czy chce pan coś dodać?
– Wystąpienie było skrajnie rasistowskie i prosta…
Oskarżyciel publiczny ponownie przerwał oskarżonemu gestem, a następnie zwrócił się do sędziego:
– Jak wysoki sąd widzi, wszystkie oskarżenia się potwierdziły. Sam przesłuchiwany nie wykazuje najmniejszej skruchy i wszystkie pozostałe elfy są dokładnie takie same!
– Pan prokurator nie generalizuje czasem? – zapytał przewodniczący.
– Bynajmniej. Zresztą przykładów mamy dużo więcej, wszystko zostało załączone do akt sprawy w formie dokumentów.
W tym momencie do rozmowy nieśmiało włączyła się protokolantka.
– Wysoki sądzie, a czy oskarżeni nie powinni przypadkiem mieć obrońcy?
W pierwszej reakcji sędzia zaśmiał się i z politowaniem pokręcił głową. Po chwili jednak jego twarz przybrała pogardliwy wyraz.
– Właśnie dlatego osoby niebędące prawnikami nie powinny zabierać głosu. – Zwrócił się w kierunku prokuratora. – Czy oskarżyciel zechce wyjaśnić pani… Pani… Jak właściwie pani ma na imię? Zresztą nieważne… Czy oskarżyciel zechce wyjaśnić protokolantce, dlaczego na sali rozpraw nie ma dzisiaj z nami żadnego, pożal się Boże, adwokata?
– Naturalnie, wysoki sądzie. Zgodnie z paragrafem pięć tysięcy siedemset dwudziestym trzecim, ustęp drugi, punkt trzeci Republikańskiego Kodeksu Postępowania Karnego, w przypadku czynów zagrożonych karą anihilacji całej rasy nie przewiduje się udziału obrońcy.
– Jeszcze jakieś wątpliwości?
Protokolantka poczerwieniała na twarzy. Wstydliwie pokręciła głową i nie odezwała się więcej.
– Jeżeli zatem nie chce pani w przyspieszonym tempie stać się osobą bezrobotną, to proszę wrócić do notowania i nie zawracać mi więcej głowy! – krzyknął przewodniczący.
– Przepraszam, czy da mi ktoś wreszcie dojść do słowa? Odnoszę wrażenie, że nie jestem traktowany poważnie! – zaprotestował elf.
– Nie ma takiej potrzeby, wiemy już wszystko. Sąd wyda teraz wyrok częściowy, tylko w zakresie oskarżenia elfów. Przepisy, sam pan rozumie, pozwalają – odpowiedział spokojnie sędzia.
Po krótkiej jednoosobowej naradzie przewodniczący był gotów do wygłoszenia sentencji orzeczenia. Sakiewka w kieszeni zaczęła mu jakby bardziej ciążyć, ale mimo to kontynuował.
Przed ogłoszeniem orzeczenia wszyscy obecni na sali rozpraw powstali.
– Wyrok częściowy w imieniu Świętej Republiki Światowej z dnia pierwszego sierpnia roku bieżącego. Sąd Dystryktu Centralnego, w składzie tu obecnym. Po rozpoznaniu sprawy takiej i takiej, wyrokiem częściowym orzeka, co następuje. W punkcie pierwszym, anihilować całą rasę elfów. W punkcie drugim, wyrokowi nadać rygor natychmiastowej wykonalności. Dodatkowo pouczam oskarżone elfy, że w terminie siedmiu dni mogą złożyć w tutejszym sądzie wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku, a następnie wnieść apelację.
Twarz przedstawiciela elfów na przemian robiła się fioletowa i biała jak ściana. Chciał się odezwać, ale nie był w stanie. W jego stronę podążali już dwaj strażnicy. Tymczasem sędzia kontynuował:
– Oczywiście, należy mieć na względzie, że wyrok zostanie wykonany natychmiastowo. Tym samym, w ocenie sądu, składanie wniosku o uzasadnienie jawi się jako bezcelowe. – Sędzia zaśmiał się paskudnie. Prokurator postanowił się przyłączyć, jednak widząc karcące spojrzenie przewodniczącego, natychmiast umilkł.
– Dalsze postępowanie będzie toczyło się już bez udziału elfów. Sąd odracza rozprawę do jutra, rozpoczynamy punktualnie w samo południe.
***
Przez pierwszą połowę nocy sędzia nie spał dobrze, dręczyły go koszmary. Zsyłały na jego udręczony umysł wizje masowo mordowanych młodych elfów, głównie dzieci. Każda z ofiar przed śmiercią wskazywała palcem w jego kierunku. Następnie pojawił się tłum. Skandował głośno: „potwór”, „morderca”, „gwałciciel”. Sędzia ocknął się zlany potem. Serce biło mu tak mocno, jakby chciało uciec z klatki piersiowej. Dlaczego niby miałbym być gwałcicielem?, pomyślał. Żadna koncepcja nie przyszła mu do głowy, więc zarzucił dalsze rozważania w tej materii.
Wstał z łóżka i podszedł do barku. Chwycił szklankę i nalał sobie szczodrą porcję whisky. Opróżnił ją jednym haustem, po czym ponownie napełnił. Na szafce nocnej leżała mała sakiewka wypełniona diamentami. Wysypał je na łóżko. Kamieni było dokładnie dwadzieścia pięć, robiły oszałamiające wrażenie. Pomieszczenie momentalnie wypełnił kalejdoskop kolorów. Działają jak pryzmat, są piękne, pomyślał. Niech ten żenujący proces się skończy, to będę mógł do końca życia leżeć brzuchem do góry. Jestem bogaty, dokończył myśl i momentalnie usnął. Otoczony drogocennymi kamieniami nie miał już koszmarów.
W samo południe proces został wznowiony. Tego dnia wyjaśnienia składał przedstawiciel niziołków. Był wystraszony i początkowo zdawał się nie rozumieć zadawanych pytań.
– Nic mi nie wiadomo o żadnej próbie zamachu stanu… – powiedział.
– To naprawdę fascynujące, ale ja pytałem o udział niziołków w wypracowywaniu produktu krajowego brutto – odpowiedział prokurator z wyraźnym znużeniem. – Dlaczego jest taki niski?
– Ja wiem, że nie jesteśmy wysocy…
Oskarżyciel publiczny się zdenerwował.
– Produkt. Krajowy. Brutto. – Prokurator wypowiedział z naciskiem każde słowo. – Pan w ogóle wie, co to takiego?
Niziołek westchnął, a następnie powiedział:
– Niektórzy z nas pracują w handlu, a i owszem. Sprzedają swoje towary, także wysyłkowo, na terenie kraju.
Teraz zdenerwował się sędzia. Postanowił sam zadać pytanie:
– Czy oskarżony wie, dlaczego jego rasa ma niski… To znaczy niewielki… No, cholera jasna! – Aż zaklął ze złości wobec niefortunnego doboru słownictwa. – Czy oskarżony wie, dlaczego jego rasa nic nie wnosi do gospodarki naszej Świętej Republiki?
– Ale płacimy podatki! – krzyknął niziołek, wyraźnie z siebie dumny.
– Skaranie boskie… – westchnął sędzia.
Obecny na ławie oskarżonych przedstawiciel krasnoludów jedynie uśmiechał się pod nosem. Dotychczas wszystko układało się po myśli jego pobratymców. Elfy zostały, za odpowiednią opłatą, wyeliminowane. Natomiast te bezużyteczne kurduple wkopią się same. Jest dobrze.
– Czy oskarżonego coś bawi? – niespodziewanie zapytał przewodniczący.
– Przepraszam, wysoki sądzie, przypomniało mi się coś zabawnego – odpowiedział krasnolud.
– Niedługo nie będzie wam do śmiechu – zripostował oskarżyciel publiczny. – Wróćmy do naszych wyjaśnień. Dlaczego przedstawicieli niziołków nie uświadczymy w policji, a tym bardziej w Wojsku Republikańskim?
– Nie jesteśmy przyjmowani proszę pana. Oficjalnie ze względu na wzrost.
– Czyli, że pozwolę sobie na żart, uchylacie się od służby?
Po sali rozniosły się pojedyncze, nieco wymuszone śmiechy.
– Cisza! – wykrzyknął sędzia. Następnie spojrzał na prokuratora i powiedział: – Więcej powagi na mojej rozprawie, proszę! A tak na marginesie, to żart był słaby i nie miał sensu.
– Oczywiście, wysoki sądzie, przepraszam – mruknął w odpowiedzi oskarżyciel. Następnie zwrócił się do niziołka: – To jak będzie z tą służbą?
Malutki oskarżony po raz kolejny westchnął.
– Zgodnie z treścią właściwych kodeksów minimalny wzrost wymagany u kandydata do policji to jeden metr i sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Według oficjalnych pomiarów najwyższy zarejestrowany niziołek w historii liczył sobie jeden metr i czterdzieści centymetrów. Należy pamiętać, że był to wybryk natury i prawdziwy gigant! Wnioski nasuwają się same – zakończył ponuro.
– Tak, jesteście bezużytecznymi kurduplami – złośliwie skomentował krasnolud.
Na sali rozpraw ponownie dały się słyszeć stłumione śmiechy. Przewodniczący nie wytrzymał.
– Spokój! – krzyknął. – Nakładam na oskarżonego grzywnę za obrazę sądu!
– Toż to kpina w żywe oczy! Nie ma takich przepisów! – krzyknął w odpowiedzi krasnolud.
– Nie ma? – Przewodniczący w teatralnym geście zasłonił usta otwartą dłonią. – Cóż, w takim razie zarządzam natychmiastowe rozstrzelanie oskarżonego na miejscu.
Podsądny momentalnie pobladł, przerażenie miał wypisane na twarzy. Spojrzał w stronę prokuratora. Oskarżyciel wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego.
– Przecież tak nie można… – zwrócił się do sędziego. – Kto ciebie, człowieku, w ogóle dopuścił do sądzenia?
– Proszę mieć pretensje do ustawodawcy. Ochrona! Nie mamy całego dnia, proszę w tej chwili rozstrzelać obecnego tu oskarżonego! – Widząc niepewną minę funkcjonariusza, uśmiechnął się i zachęcająco skinął głową.
Ochroniarz podszedł do krasnoluda i wystrzelił w sam środek czoła. Twarz podsądnego, czy raczej to, co z niej pozostało, wyrażała szok. Martwe cielsko z hukiem opadło na podłogę.
Przez salę rozpraw przeszedł niespokojny szum. Zastosowana przez sąd kara porządkowa była, jakby nie patrzeć, dość radykalna.
– Zarządzam pół godziny przerwy. Obsługa niech uprzątnie ten bałagan. – Sędzia z pogardą spojrzał w kierunku zakrwawionych zwłok. Następnie zwrócił się do protokolantki: – Proszę wysłać faks do Mniejszości Krasnoludzkiej, żeby niezwłocznie skierowali na rozprawę nowego przedstawiciela. Tylko tym razem nie chciałbym żadnego śmieszka. – Ponownie skierował pogardliwe spojrzenie na leżącego na podłodze martwego krasnoluda.
Korzystając z przerwy, sędzia udał się do swojego gabinetu. Odetchnął z ulgą. Oskarżony naprawdę pięknie mu się podłożył. Uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że musi doprowadzić do unicestwienia elfów, w końcu wziął za to sowite honorarium. Jednakże miał też świadomość, że musi postępować niezwykle ostrożnie, nie może stwarzać nawet najmniejszych pozorów faworyzowania krasnoludów. Gdyby ktoś dostrzegł jego stronniczość, to mogłyby się pojawić niepotrzebne pytania, nieuchronnie prowadzące do podejrzeń. Gdyby na jaw wyszła przyjęta łapówka… Cóż, wtedy byłby skończony. Po odstrzeleniu oskarżonego jakiekolwiek podejrzenia o faworyzowanie którejkolwiek z ras wydawały się jednak mało prawdopodobne. Cholera, a jeżeli to nie wystarczy?, pomyślał ze zgrozą, a następnie zaklął paskudnie pod nosem.
Po upływie równo trzydziestu minut rozprawa została wznowiona.
– Czy prawdą jest, iż działając w celu zmiany ustawodawstwa naszej Świętej Republiki, przedstawiciele niziołków dopuścili się najbardziej ohydnego i haniebnego czynu, jaki istnieje, czyli próbowali przekupić grupę posłów? – prokurator zapytał oskarżonego.
Na czole sędziego pojawiła się kropelka potu. Spojrzał nerwowo na oskarżyciela, ale nie odezwał się.
– Nic nikomu nie udowodniono, a pieniądze przepadły – odpowiedział oskarżony.
– Znaczy się, jakieś pieniądze zostały wręczone?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Poza tym cały plan i tak nie wypalił, ustawy nie udało się zmienić.
– Czy dobrze rozumiem? Wręczyliście pieniądze posłom. Oni je przyjęli i w zamian obiecali wprowadzić kilka zmian w ustawie, ale ostatecznie tego nie zrobili?
– Nie kilku zmian, a jednej. Wyraz „albo” miał być zastąpiony przez „lub”. Innymi słowy, zapis w ustawie powinien brzmieć: „lub czasopisma”. Ot szczegół, ale niezwykle istotny. Niestety, opozycja przejrzała przekręt i sprawa się pochrzaniła. Tymczasem pieniądze przepadły!
– Te pieniądze, o których nic panu nie wiadomo?
– Te same.
Prokurator opuścił ręce w wyrazie bezsilności. Zwrócił się do przewodniczącego.
– Jak sam sąd widzi, beznadziejny przypadek, te niziołki.
– Rzeczywiście, beznadziejny. W mojej ocenie oskarżenie wystarczająco wykazało, że rozstrzygamy tutaj o przyszłości rasy, która jest zupełnie zbędna dla dalszego funkcjonowania Świętej Republiki. Co więcej, stanowi element destabilizujący społeczeństwo i wściekle korupcjogenny! – wykrzyczał, dla podkreślenia powagi zarzutów.
W tym momencie na salę rozpraw wszedł dumnie krasnolud. Ubrany był w czarny, dopasowany garnitur marki Hugo Boss.
– Przepraszam, wysoki sądzie, za spóźnienie. Zostałem oddelegowany do dalszego reprezentowania mojej rasy w niniejszym procesie, ale utknąłem w korku. Szyby kopalniane są doprawdy wąskie… Czy coś mnie ominęło?
– Proszę usiąść. – Przewodniczący wskazał ławę oskarżonych. – Właśnie ustaliliśmy, że niziołki należy, co do jednego, anihilować. Stosowne rozstrzygnięcie w tej materii planuję wydać za kilka chwil.
Krasnolud szeroko się uśmiechnął i powiedział:
– To oznacza, że ja i moi pobratymcy jesteśmy bezpieczni?
– Na to wygląda – odpowiedział z westchnieniem sędzia. – Niemniej jednak i pan będzie musiał złożyć wyjaśnienia. Najchętniej bym tego uniknął… Ekonomia procesowa, ma się rozumieć. Natomiast, pod względem proceduralnym, niestety nie ma takiej możliwości… – Rozłożył ręce w geście udawanej bezradności.
– Takie przepisy, cóż zrobić – odpowiedział przymilnie krasnolud. Na jego twarzy pojawił się uśmiech jeszcze większy, niż przed chwilą.
***
Tej nocy sędzia zupełnie nie mógł zasnąć. Dwie rasy zostały anihilowane, pozostała część procesu to już tylko formalność. Spojrzał na wiszący na ścianie obraz. Za nim schowany był sejf, do którego odłożył sakiewkę z diamentami. Zganił się w myślach, że dotychczas tak nierozważnie z nią postępował. Przecież ktoś mógł zobaczyć! Z niepokojem spojrzał w kierunku okna. Zasłona naciągnięta, ale czy opuściłem rolety antywłamaniowe? Sprawdził, były opuszczone.
Skoro już nie mogę zasnąć, to przynajmniej pooglądam telewizję, pomyślał. Przerzucał kolejne kanały, ale nie mógł znaleźć nic ciekawego. Same retransmisje z anihilacji elfów i niziołków, powtórki starych seriali oraz telezakupy. Jedna wielka nuda. Już miał wyłączać odbiornik, gdy natknął się na reportaż o procesie skorumpowanych urzędników. Wszyscy, co do jednego, zostali powieszeni i następnie rozstrzelani. Pomyślał, że bezczeszczenie zwłok to jednak spora przesada. Z głębokich przemyśleń wyrwała go kolejna scena programu. Lektor przeczytał podsumowanie kwot łapówek, które łącznie otrzymali skazani. Sędzia dokonał w głowie skomplikowanych obliczeń matematycznych i zamarł. W najlepszym wypadku tamci powieszeni otrzymali połowę tego, co on. I to przy wyjątkowo niekorzystnym kursie diamentów na czarnym rynku. Jeżeli ktokolwiek dowie się o łapówce, to skończę jak te barany w telewizji, pomyślał. Ogarnęła go panika, musiał się napić czegoś mocniejszego.
***
Wznowiony proces toczył się w najlepsze, ale przewodniczący myślami był zupełnie gdzie indziej. Przyjrzał się prokuratorowi i przesłuchiwanemu przez niego krasnoludowi. Ten pierwszy wyglądał na wściekłego. Natomiast oskarżony był nad wyraz spokojny. Wręcz… bezczelny?
Tej gnidzie wydaje się, że jest bezpieczna, pomyślał ze złością. W tym momencie sędziego przeszedł dreszcz, doznał nagłego i niespodziewanego olśnienia. Nie zważając na toczącą się na sali rozpraw wymianę zdań, zwrócił się do krasnoluda.
– Czy prawdą jest, iż w celu wpłynięcia na wynik niniejszego procesu usiłował pan wręczyć mi łapówkę w postaci sakiewki wypełnionej diamentami?
– Słu… Słucham? – Oskarżony zakrztusił się, wstrząśnięty.
– Sakiewka wypełniona diamentami. Czy wręczył mi ją pan, w zamian oczekując korzystnego rozstrzygnięcia?
– Czy pan, to znaczy sąd, zupełnie oszalał?! – wykrzyknął krasnolud.
Przewodniczący zwrócił się do protokolantki.
– Proszę zanotować, iż dowód w postaci sakiewki wykonanej z lnu, w której znajduje się dwadzieścia pięć diamentów, został zabezpieczony w domu sędziego. Stosowna dokumentacja wraz z dowodem rzeczowym zostanie włączona do akt sprawy w późniejszym czasie. – Ponownie spojrzał na oskarżonego. – To została wręczona łapówka, czy nie?
– To niedorzeczne…
Prokurator przytomnie poderwał się i powiedział:
– W zaistniałej sytuacji, na podstawie… – Przez następnych kilka minut oskarżyciel publiczny cytował paragrafy. W końcu powiedział: – Wnoszę o nadzwyczajne obostrzenie kary i ukaranie anihilacją także rasy krasnoludów.
Sędzia uśmiechnął się z aprobatą.
– Przychylam się do wniosku. Orzekam zgodnie z wnioskiem prokuratora. Wyrokowi, co oczywiste, nadaję rygor natychmiastowej wykonalności.
– Przecież to jest kpina z wymiaru sprawiedliwości! To bezprawie! – wykrzyknął krasnolud.
Przewodniczący poderwał się z miejsca i krzyknął w kierunku oskarżonego: – Ja jestem prawem!
Słysząc te słowa, prokurator jedynie uniósł brew i sugestywnie spojrzał w kierunku sędziego. Ten jednak nie wyglądał na przejętego.
– Będziemy się odwoływać! – krzyknął rozpaczliwie krasnolud.
– To się odwołujcie – odpowiedział przewodniczący, po czym usiadł. Na twarzy pojawił mu się paskudny uśmiech. – A, no tak, nie zdążycie – rzucił z mściwą satysfakcją w głosie. Chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał. Zorientował się, że salę rozpraw wypełniła niespodziewana cisza. Spojrzał po pomieszczeniu. Wszyscy obecni zastygli w bezruchu, jakby czas się dla nich zatrzymał. Sędzia mimowolnie wstał i podszedł do okna. Pomimo najszczerszych chęci, także na zewnątrz nie był w stanie dostrzec pojedynczego ruchu. Przewodniczącego przeszył zimny dreszcz. Wyraźnie coś było nie w porządku.
Nagle sędzia usłyszał za plecami kroki. Odwrócił się i spostrzegł ruch w ostatnim rzędzie na widowni. W jego kierunku zmierzał niechlujnie ubrany mężczyzna.
– Kim pan jest? Co tu się dzieje? – zapytał skonfundowany przewodniczący.
– Ja? Ja, proszę pana, jestem biegłym sądowym. Obawiam się, że eksperyment procesowy wypadł… Cóż, niekorzystnie. Proszę spokojnie poczekać. Za kilka chwil opuścimy symulację i prawdziwy proces zostanie wznowiony.
– Prawdziwy proces? – zapytał zdziwiony sędzia. A ten jest jaki? Na żarty? Poza tym, o jakim eksperymencie pan mówi?
Biegły spojrzał na niego ze zrozumieniem i odpowiedział:
– Znajdujemy się aktualnie w symulacji. Każdy pański gest, każda wypowiedź, a w szczególności wszelkie decyzje procesowe zostały skrupulatnie zanotowane i następnie poddane gruntownej analizie. Jednakże wnioski… Myślę, że można bezpiecznie założyć, iż nie przypadną panu do gustu. Przykro mi.
– O czym ty, człowieku, mówisz?
– Oszołomienie w tej sytuacji jest absolutnie normalnym stanem, proszę się nie przejmować – odpowiedział biegły. – Tak na marginesie to muszę przyznać, że był pan całkiem przekonujący w roli sędziego…
– To jakiś ponury żart, prawda?
– Niestety, ale nie – westchnął. – Jak już wspominałem, przeprowadziliśmy właśnie eksperyment procesowy. W jego toku potwierdziło się, że jest pan osobą pozbawioną elementarnej moralności i do tego skłonną do agresji. Słowem, złą do szpiku kości. A skoro nie startuje pan w konkursie na prezesa sądu, tylko występuje w roli oskarżonego to…
– To co? – zapytał przewodniczący.
– Cóż, o tym zadecyduje już prawdziwy sąd. Na pocieszenie pozwolę sobie zauważyć, że ma pan ogromne szczęście, że w poprzednim stuleciu kara śmierci została zniesiona.
Sędzia, słysząc te słowa, zemdlał. Gdy się obudził, z przerażeniem odkrył, że siedzi, zakuty w kajdanki, na ławie oskarżonych. Nie zdążył wszystkiego sobie dobrze poukładać, a już został gwałtownie postawiony do pionu przez dwóch rosłych policjantów. Prawdziwy przewodniczący miał właśnie wygłaszać orzeczenie.
– Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia pierwszego sierpnia roku bieżącego. Sąd Okręgowy w Warszawie, w składzie tu obecnym, oskarżonego Artura Resowskiego uznaje za winnego zarzucanych mu czynów…
Podsądny nie słuchał już dalej, ponownie stracił przytomność.