– Witaj, Ana. Cudownie, znowu jesteś, moje kochanie.
– Witaj, Birgit. Byłam wczoraj, a tak wspaniale mnie dziś witasz?
– Byłaś, pamiętam ten cudny czas… już się stęskniłam. Nic nie poradzę, kotku. Spytam jak codziennie. Ma być dziś specjalnie?
– Oczywiście. Tym razem jeszcze delikatniej, czulej, bardziej błogoo…
– Jest, o co prosisz. Szepniesz i jest.
– Chcę tego, Birgit. Nie mogę się powstrzymać. Nie mogę myśleć o niczym innym. Mam genialny pomysł, może naiwny, głupi i szalony. Mój erotyzm wyzwala żądzę, uległość, nieokiełznanie. Dziesięć orgazmów… uniosę?
– Nie, nie pozwalam, zabraniam, nie wiem, proszę, ale…
– Cudownie. Twoje… ale, ratuje mnie, moja dobra staruszko. Zapraszam cię, proszę.
Ja-nikt, kocham ją ponad wszystko. Ma dziewiętnaście lat. Przy moich czterdziestu ośmiu jest dziecinką. Spotkałyśmy się jak w powieściach wysokich lotów, w galerii sztuki na Montparnasse. Argentynka. Studiuje francuski. Jako nauczycielka chce „nawiedzać” dzieci – śmieje się – czyli, dawać im wiedzę. Uwielbia je. Wie, że kiedyś, będzie ich czworo. Na razie ma mnie. Jestem dla niej Panią Profesor. No dobrze, byłam. Teraz Birgit. Przychodzi do mnie po zajęciach. Na godzinkę, dwie. Codziennie. Takie ma chęci, niezwykłe potrzeby. Idąc ulicą, rozgląda się, sprawdzając, czy nikt nie zauważy, że idzie do mnie. Widzę przez okno, bo zawsze przychodzę pierwsza. Raczej wstydzi się mojego wieku, więc spotykamy się u mnie, rzadko na mieście. Nikt nie był dla niej podobnym spełnieniem. Wie, że może pozwolić sobie na wszystko. Na rozkaz, prośbę, ukochane traktowanie, na cudowny, czuły dotyk.
Od wejścia, zrywając z siebie ubranie, przytula się do mnie i chce, chce, aby… Za chwilę zacznę ją gładzić po lśniących, cudownie rozpuszczonych, podobnych do hebanu włosach. Po wysmukłej szyi, delikatnych, drobnych ramionach i zbyt dużych – jakby zapomniały o właściwej proporcji do reszty ciała – jędrnych i ciężkich piersiach. Przez następne sekundy i minuty, będę obserwowała nieobecne oczy, twarz w niebiańskim uśmiechu, słuchała spazmem wyszeptywane, żarliwe zdania-modlitwy. W zależności od napięcia i emocji usłyszę: – Kotku, wolniej, wolniej proszę, teraz trochę szybciej, teraz delikatniej, teraz… cudowna Birgit. Decyduj, rządź, pomagaj, nasycaj. Jesteś władczynią, moją przewodniczką. A ja, twoją małą niewolnicą. Bajecznie mnie pieścisz. Jeszcze chwila… Nie przestawaj, błagam, kochanie…
Tak śpiewa do mnie moja Ana. Nieważne, że nie kocha mnie i niezręcznie to ukrywa. Ważne, że przychodzi. A jest dla mnie przebudzeniem, rozjaśnieniem, połączeniem cudu młodości i seksualności.
Ana ma swój system na życie: studia, dom i praca. Jednak teraz – jedynie seks. Najlepiej w nadmiarze. Wie, że jest wybranką. Łaskawa Natura położyła na jej ciele „dobrotliwą dłoń”, aby mogła, jedna na milion, odczuwać swoje ciało. Aby nieziemsko przeżywając swoją rozkosz, mogła mieć nieustający, niemożliwy do nasycenia orgazm.
– Witaj, Ana.
– Witaj, Birgit. Cieszysz się, że przyszłam, prawda? Czekałaś od wczoraj. Marzyłaś o mnie i nie spałaś. Wiesz, dzisiaj na wykładach bardziej uważnie słuchałam, co i jak mówi nasz nowy młody i nieprzeciętnie seksowny profesor. Ma niski, ciepły, jednocześnie zdecydowany głos. Zaczęłam po raz pierwszy dostrzegać męską pewność siebie, przeciwną twojej delikatnej kobiecości. Byłam zaskoczona i… zauroczona. Stało się coś niezwykłego. Jego oddech pojawił się gdzieś obok, blisko, bliżej, tuż, tuż, i… wszedł we mnie – ach, ta moja wyobraźnia. Uda zaczęły mi drżeć i trzeć same o siebie. Nic innego nie potrafiły lub nie chciały. Do tego doszły palce lewej ręki, bo prawą, jako dobra studentka, oczywiście notowałam. I stało się. Sama nie wiem, kiedy ukazało się i objęło mnie całą. Byłam sparaliżowana, czułam, że on i ja… Czy to jest choroba, chociaż tak wspaniała…? No, dobrze, żartuję, lubisz, gdy mam dobry humor. Kilka śmiesznych zdań o jakimś tam mężczyźnie nie sprawiły ci przykrości? Wiem, że nie sprawiły. A teraz wezmę prysznic i wejdę w moje święto, w moją magię. Daj się zaprosić, Birgit.
Ana przyszła, rozdała uśmiechy, powiedziała kilka bolesnych zdań o nowym profesorze, dostała ode mnie w zamian tysięczne czułości i wyszła. Ana uważa, że nic, co jest z nią związane, nie sprawi mi przykrości. A ja, ta zauroczona, chętnie się na to zgadzam.
Jestem sama. Do jej jutrzejszego zawitania, pozostało całe dwadzieścia godzin. Oczywiście, jako dojrzała osoba i jeszcze „pani profesor”, umiem zorganizować swój czas. Rano wykłady, obiad w studenckim barku, godzinka rozmów z koleżankami – te ciągłe rozmowy o ich niesfornych wnukach – krótki spacer i dom. Dawniej, wieczorami, świetnie sobie radziłam. Książki, czasem TV, spotkania ze znajomymi i czas sensownie mijał. Teraz, cały wieczór pustka. Czekam na Anę. Pragnę jej dziecinnego uśmiechu, niepohamowanej chęci nowych zmian, nowych pomysłów do urzeczywistnienia. Tęsknię za czarem duszy i ciała, za jej niezwykłą, nieważne, że okazywaną wyłącznie jej samej czułością. Bardzo tęsknię.
– Witaj, Ana.
– Witaj, Birgit. To jest Hugo, mój kolega ze studiów. Też Argentyńczyk. Poznaj go, proszę. Najlepszy student na roku. Jest tak pewien swoich zdolności, że dla żartu ośmiela się podpowiadać wykładowcom niektóre brakujące im słowa czy zdania. Męska śmiałość, granicząca z wyrzuceniem ze studiów, wspaniała gra, która intryguje mnie i wszystkie moje koleżanki. Jest również kapitanem naszej drużyny koszykówki. Jak widzisz, jest przystojny i, mam wrażenie, czuły, chociaż, to nie jest dla mnie ważne, bo mam ciebie. Mam ciebie Birgit, prawda? Teraz przepraszam. Nie mam czasu na dłuższą rozmowę. Chyba rozumiesz. Idziemy na mecz koszykówki, później na kolację i do dyskoteki. Ty nie byłaś tam od wieków i zapomniałaś. A my, młodzi, chcemy tego. Wpadnę jutro, pogadamy o nas i oczywiście o nim. Nie martw się, będę do ciebie przychodziła, żebyś za mną nie wzdychała. Teraz chcę – a wiem, że mogę – popróbować towarzystwa mężczyzny. Bóg, czy rządząca ziemią gwiazda, pozwalają na to. No, dobrze. Znowu żartuję. Sorry. Do jutra Birgit. Do jutra.
Miło, że Ana przedstawiła mi kolegę ze studiów, z którym idzie na kolację i do klubu. Po raz pierwszy – mężczyznę. Przyszła i „zawiadomiła” o zainteresowaniu inną niż moja, płcią. Jak córka matkę o pierwszej w życiu randce. Czy ona nie chce zrozumieć, że nie jestem dla niej matką? Czy naprawdę sądzi, że klub i wesoła zabawa to zdecydowanie już nie dla mnie, bo się zestarzałam, brak mi pamięci i zapomniałam o mojej młodości? W ten sposób mówić do najbliższej osoby? To smutne, parzące i odpychające.
Wcześniej, kilka tygodni temu, zauważyłam pewien rodzaj bolesnej izolacji. Nie związanej z jej nieobecnością, lecz tej, która się pojawiła, gdy dawałam jej przyjemność. Moje palce gładzące jej ciało przestały przeżywać wielkie święto. Wyczuły samotność i ostygły. Zaczęły mi podpowiadać, że jej skóra nie jest już dla nich przyjazna. Nie czuły jej blisko, lecz… obok.
Dotarło też do mnie straszne, bezsensowne i nieczułe pytanie: – Co ja mam dla siebie z tego związku? Zbyt dużo nowych pytań zaczęło do mnie docierać. Zbyt dużo. Przyszedł czas, aby o tym z Aną porozmawiać.
– Witaj, Ana.
– Witaj, Birgit.
– Cieszę się, że jesteś. Już po wykładach? Chcesz się czegoś napić, coś zjeść?
– Och nie, nie, nie. Chcę, chcę… i proszę.
– Wiesz, Ana, chciałabym z tobą najpierw porozmawiać. Pozwól, proszę. To dla mnie ważne, chociaż, nie wiem… Widzisz, coraz częściej wydaje mi się, że dając ci wszystko, otrzymuję od ciebie… nie, nie mogę powiedzieć, że nic, lecz niewiele. Co ty o tym sądzisz, moje kochanie? Pomyśl, albo lepiej spróbuj odczuć. Czy potrafiłabyś podarować mi cały swój czas, ten, który ja dotychczas dawałam tobie? Czy zechciałabyś… teraz ty, sprawić mi, choć odrobinę rozkoszy?
– Dlaczego nie, dobrze, choć… Zaskoczyłaś mnie, Birgit. Oczywiście, mogę coś z tym zrobić. Zastanawiałam, dlaczego, choć znamy się dwa lata, nigdy nie mówiłaś… Sama dobrze wiesz – kiedy przekraczam twój próg, myślę tylko o spełnieniu, nie zauważam nikogo oprócz siebie, być może też… Nie. Nie lekceważę cię. Kłamałabym, mówiąc, że nie mam czasu lub chęci cię dotykać i pieścić.. Zrozum. Siła, która wciąga mnie w twój niezwykły wir, jest narkotykiem i nie mogę się jej przeciwstawić. Więc ulegam. Wiedz jednak, że ogromnie cię szanuję, chociaż jeszcze nie umiem do końca… kochać. Wybacz.
– Słyszę, co do mnie mówisz, Ana. Rzeczywiście źle to wszystko poukładałam. Postaram się pomagać ci we wszystkim. Bardzo cię kocham. Przepraszam za moją śmiałość, moja cudna Ano. Wybacz.
Tego się spodziewałam – niestety… Czy długo jeszcze będę się godziła? To nie może tak dłużej trwać. Już nie. Dotarły do mnie zdania, kto jest kim w tym związku: – „Ona ma wszystko, a ty nic. Jest piękna i młoda, a ty stara i zgorzkniała. Ciebie nikt nie pożąda, a ją – każdy mężczyzna. Ty chyba nigdy nie miałaś satysfakcjonującego orgazmu, a ona ma ich tysiące, zawsze, gdy zechce. Nie przeszkadza ci to? Nie dręczy cię? Nie zazdrościsz jej?”
Tak. Czuję to ogromnie. Szaleńczo jej tego zazdroszczę. Od dzisiaj: Ja – chcę – mieć to samo! Należy mi się! Każdy człowiek ma prawo otrzymywać od życia, co najlepsze. Od teraz – tyle dla niej co dla mnie. Przeciwstawię się jej odmowom. Potrafię. Nawet gdybym była nachalna i bezczelna!
– Witaj, Ana.
– Witaj, Birgit.
– Ana, posłuchaj mnie, to ważne. Zanim od wejścia, czasem bez powiedzenia dzień dobry, zaczniesz się rozbierać, pójdziesz do łazienki, a potem każesz sprawiać sobie przyjemność, wysłuchaj, co mam do powiedzenia. Może będzie niemiłe, przykre i nieludzkie. Chcę teraz do ciebie mówić. Absolutnie mi nie przerywaj!
Ja, starsza pani o imieniu Birgit, chcę rozkoszy! Ja Birgit, mam prawo do rozkoszy! Czysta prawda, Ano. Coraz bardziej denerwują mnie twoje wizyty, w których okradasz mnie z czasu i z sił. Wkurza mnie przyprowadzanie niby kolegów, z którymi od dawna współżyjesz. Denerwują opowiadania o ich młodych, wspaniałych ciałach, o czasie, który razem spędzacie. Nie mogę słuchać chwalenia się, co oni dla ciebie znaczą. Zrobiłaś mi niedawno niewiarygodne, wielkie świństwo. Przyszłaś i zapytałaś, co masz zrobić, żeby on chciał się z tobą przespać. Bo ty tego chcesz, a on jest nieśmiały. Pieprzony problem, a ja mam ci pomóc. Ja, twoja kochanka, mam ci podpowiadać, czy masz pieprzyć się z facetem? Zgroza. Tupet.
I jeszcze jedno. Coraz częściej, natarczywiej i bezczelniej prosisz o te twoje „wyczyny”. Wcześniej rzeczywiście, byłam tobą zaślepiona. Jednak teraz, po ekscesach z mężczyznami – wielkie stop. Łapiesz, co mówię? Dociera do ciebie?
Daj mi w tej chwili tysiąc razy rozkosz! Teraz i tutaj! Ja chcę i żądam! Masz mi oddać orgazmy, które przez dwa lata ci dałam! Ani grama mniej, ani godziny mniej! Wtedy dopiero otrzymasz coś w zamian. Cholera, cholera, cholera!
– Birgit, co ty wyprawiasz? Odpaliłaś jak nigdy wcześniej. Nie wiem, o czym mówisz. Przeklinasz, wrzeszczysz. O co ci chodzi? Raczej… daj spokój. Ja mam ci coś dawać? Masz mnie, kiedy chcesz, nasycasz się moją młodością. Nie wystarcza ci? Fuck, wściekłam się. Teraz usłyszysz, co potrafi mój charakter i żywiołowa, latynoska natura. Wypalę ci, na co zasługujesz. Od dawna wyczuwam twoją chorą zazdrość o wszystko, co moje.
Inna kobieta w twoim wieku nie ośmieliłaby się reagować. Czekałaby pod drzwiami, udając psa lub niewolnicę. Byłaby chętna, wierna i na wszystko przygotowana. Co ty właściwie myślisz? Że ja nie potrafię znaleźć innej? Fuck. Nie rozmawiajmy o tym, stara ciotko. Jutro ci przejdzie. Wiesz, że menopauza w twoim wieku jest normą. Powoduje dziwne zachowania zmęczonego ciała i rozdygotanego umysłu. Ona nakazała ci żądania, aby bez powodu, mieć niczym nieuzasadnione starcze wzloty orgiastyczne. Popieprzyła ci w głowie. Wszystko już odeszło od ciebie. Musisz się z tym na zawsze zgodzić. Czego, do cholery, ode mnie oczekujesz? Że zacznę miętosić twoje zwiotczałe ciało, udając, że jest mi miło i przyjemnie? Naprawdę chcesz mojego jawnego kłamstwa? Nie wierzę, Birgit, nie wierzę. No dobrze, sorry… przechodzi mi. Zostańmy lepiej przy tym, co dotychczas. Mogę odejść. Wtedy zostaniesz całkowicie sama i nikt cię nie zechce.
Tego zdecydowanie zbyt wiele. Niewiarygodna śmiałość. Lekceważy mnie, ośmiesza i wykpiwa. Nic dla niej nie znaczę. Uważa, do cholery, że jest kimś, bo ma pieprzone górno-wzloty. Nie pozwolę siebie lekceważyć, przeklęta gówniaro. Nienawidzę jej młodości i orgii orgazmów. I dokładnie wiem, czego jej życzę. Koniec. Koniec. Koniec.
– Witaj, Birgit.
– To ty, Ana? Nie wierzę. Naprawdę ty?
Dobrze, że się przyszłaś. Nie było cię od ponad roku. Czekałam i… Wiem, wiem. Wtedy, kiedy się pokłóciłyśmy, byłam potwornie zdenerwowana, jakby obłąkana. Moja rozwydrzona menopauza wszystko mi w głowie przekręciła. Przepraszam. Nie mogę chcieć tego, co należy się tylko tobie… Wybacz, przepraszam jeszcze raz, Ano. Nie powtórzę tego. Wejdź, usiądź, rozgość się. Opowiedz wszystko, co się działo. Nowe miłości, nowi młodzi kochankowie, nowe eskapady? Oczywiście rozumiem twoje pragnienia. Jesteś wolnym człowiekiem, a ja – to do mnie wróciło – nadal twoją, pełną poświęcenia, staruszką. Mam wielką ochotę, jak za dawnych, cudownych dni, dać ci nieziemskie doznania. Przypomnieć, co ciebie do mnie codziennie zwabiało. A teraz, powiedz, szczerze i poważnie. Czy rzeczywiście mężczyźni potrafią mieć dla ciebie tyle miłości, czułości i zaangażowania? Czy rzeczywiście jest ci z nimi wspaniale?
– Oczywiście, jest mi z nimi nieźle, wiesz, jak lubię się kochać. Niestety, oni są… cholernie do mnie podobni. Chcą brać i brać. Wszystko i zawsze wyłącznie dla siebie. Nie, nie dostałam od nich tego, co od ciebie. Oni tego nie potrafią. A teraz słowo o mnie. Niewiele się zmieniłam. Potrzebuję specjalnych, nadzwyczajnych upojeń. Więc potrzebuję ciebie. Od kilku miesięcy chciałam do ciebie przyjść. Nie miałam odwagi, bo wtedy odeszłam. Jednak dzisiaj, chciałabym… jeśli się zgodzisz.
– Ja też o tym marzyłam, Ano, choć, szczerze – na początku było mi ciężko. Nie dawałam rady. Byłam chora, kilka miesięcy w szpitalu, zwolnili mnie z pracy, niemal umierałam. Nie doszłam jeszcze w pełni do siebie. Biorę nadal leki psychotropowe. Na szczęście żar zazdrości przestał być moim przekleństwem. A teraz… twój powrót. Mamy od nowa dużo czasu dla siebie. Nie spieszmy się, Ana. Rozgrzej się kochanie, rozluźnij i poczuj jak u siebie w domu. Pamiętasz twoje obsesje młodości? Pamiętasz, ile kiedyś, na początku, chciałaś mieć… Teraz dostaniesz ode mnie, ile zechcesz i… sama o tym zdecydujesz.
– Cudownie. Od dawna marzę, aby z tobą kolejny raz popłynąć. Dzisiaj, po długim czasie, pobiję wszystkie rekordy. Tego chcę. Od tego się raczej nie umiera. Nie można umrzeć od najwspanialszych uniesień, które ja, wybranka, otrzymuję tam, z góry, prawda Birgit?
– Nikt tego nie wie, Ano. Bóg obdarował cię delikatnością rozkoszy – tylko on może o tym decydować.
– Już, już jestem, Birgit. Powtórzmy to, co kiedyś. Zacznijmy w znanej ci kolejności. Powolutku, proszę. Włosy, szyja, ramiona, długo i delikatnie moje wciąż młode piersi. Za moment niżej i niżej, aż do miejsca, które nazwałaś moim miłosnym trójkątem, czyli do trzech moich niezwykłych punktów. Kiedyś pobudzałaś każdy z nich osobno. Do granic moich możliwości. Teraz odmiana. Proszę o wszystkie trzy jednocześnie. Proszę. Nie mogę dłużej rozmawiać, kręci mi się w głowie. Zacznij teraz. I, jeszcze jedno. Pragnę podwojenia tamtych anielskich chwil. Nie przestawaj, nawet jeśli będzie zbyt długo trwało i będziesz się o mnie bała. Nie przestawaj… aż będę bez oddechu. Do samych granic… Choć do mnie, Birgit, zbliż się, kochanie.
– Tak, moja Ano.
– Dotykaj, ślicznie mnie pieść, czule, delikatnie, niżej proszę, niżej, teraz, teraz… Czujesz, jak chłonę twój dotyk, w jaki trans mnie wprowadzasz. Zaczynam płonąć. Jestem w twoich rękach, Birgit. Ty – teraz – możesz – wszystko…
– Boże! Co czynisz…? Mylisz się. Ja jestem Birgit! Jej, Anie, masz pomóc, by w wielkiej chwale nieskończonych orgazmów na zawsze rozstała się z tym światem. Moje ręce nie mogą przestać jej pieścić. Zauważy ich bezruch i spróbuje wysupłać się z dozgonnego upojenia. W chwili mojej zemsty niemożliwej do udowodnienia nie pozwalasz mi dłużej istnieć? Powrócił jej oddech, otwiera oczy… Nie jesteś Boże sprawiedliwy… dłonie mam coraz słabsze, mniej widzę, mniej… czuję… Ano…