Tym razem zamierzał wszystko poprawnie przepisać. Ciemność wprawdzie już się kończyła, jednak miał duże zaległości, dlatego musiał zużywać drogie świece. W salach wspólnych o tej porze już nie palono świateł, panował przecież długi dzień, nocami więc nie było o tej porze roku ciemno. Do tak precyzyjnych zadań jednak nie wystarczyło naturalne nocne światło. Wyjrzał przez okno. Księżyc lśnił. Skup się, pomyślał Samhar. Ostatnia linijka, kilkanaście pociągnięć i z głowy. Światło zamigotało. Wykonał zamaszysty ruch, a na koniec zwolnił i wykręcił pędzel wykonując ostatni zawijas. Jego ręka zatrzymała się wraz z ostatnim pociągnięciem. Czyżby tym razem w końcu mu się udało? Każda wypalona świeca to kolejne dni, które będzie musiał spłacić. Jeśli tym razem nie uda mu się przejść egzaminów, bezpowrotnie straci szansę na zostanie Luminarzem. Spadnie do któregoś z rytów braci mniejszych. Będzie usługiwał tym, którym się udało. Oczywiście nikt go nie wyrzuci z Cytadeli. Ci, którzy tutaj się narodzili, zawsze mieli zagwarantowane życie na wysokim poziomie. Ale ponieważ z zasady do Cytadeli nie wpuszczano ludzi z zewnątrz, ktoś musiał wykonywać mniej ciekawe prace.
Spojrzał jeszcze raz na arkusz. Z tym mógł chyba jutro udać się do Mistrza. Choć nie był pewny czy dobrze zinterpretował dynamikę i pauzy. Zakręcił flakon tuszu i zdmuchnął świeczkę. W komnacie zapanowała ciemność. Nad kaligrafią pracował praktycznie codziennie od ponad roku. Zawsze uważał za dziwne, że aby zakończyć edukację Luminarza, trzeba było stworzyć wyjątkowe dzieło kaligraficzne. Na co dzień pewnie rzadko będzie miał okazję, żeby tworzyć coś takiego. I na co mu się przyda kaligrafia? Gdyby chociaż był w tym dobry, mógłby może pójść ścieżką wuja Charama. Jego ketiwy wisiały w wielu miejscach. Ponoć nawet Wielki Mistrz miał w swojej komnacie werset Księgi zapisany pędzlem Charama.
Ketiw “Zajmyr”
Jego myśli zakłócił brat Moseh, który nagle pojawił się za plecami.
– Ekhm. Już ranek, nie zdałeś majstersztyku. To znaczy, że nie dopuścimy cię do egzaminu.
– Słucham? Przecież zasady mówią wyraźnie – czas na dostarczenie majstersztyku mija dopiero wraz z rozpoczęciem egzaminu!
– Mierz siły na zamiary. Nie spałeś w ogóle tej nocy. Dalej nie skończyłeś pracy, a zostałi ci zaledwie jakiś tuzin miarek piasku.
– Mnóstwo czasu!
Spojrzał na pozycję słońca. Oszukuję sam siebie – pomyślał. Nie był dobry ani z zadań naukowych, ani rzemieślniczych. W poprzednich latach nawet nie udało mu się zaliczyć pracy końcowej – majstersztyku – dlatego musiał powtarzać w kolejnym roku. Mam jeszcze ostatnią szansę – powiedział sam do siebie. Westchnął i wrócił do pracy.
***
– Luminarze to Zakon wiedzy. Jesteśmy najbardziej wszechstronni, wiemy skąd zdobywać informacje i jak je wykorzystywać. Ale właśnie dlatego to na nas spoczywa odpowiedzialność prowadzenia ludzkości. To my niesiemy światło Księgi. To my pilnujemy, aby Boskie Dzieło dokonywało się każdego dnia.
Samhar słuchał wypowiedzi brata Moseha na wpół przytomny. Pracę przyniósł wprost ze sztalugi. Nie było czasu nawet żeby pozostawić do wyschnięcia. O dziwo zaliczył. Teraz jednak odbijało się na nim siedzenie nad ketiwem przez całą noc. Oczy same mu się zamykały.
– Dzisiaj zadecyduje się czy także zasługujecie na miano Luminarzy, czy może nadajecie się jedynie do któregoś z szarych zakonów.
Grupa kandydatów stała w szeregu przed wejściem do jednej z sal zakonnych.
– Nieraz napotkacie trudne sytuacje. Sytuacje, do których nie zostaliście przygotowani. Macie dowodzić Strażnikami – choć nie uczyliście się walczyć. Macie nadzorować Pustynników i Leśników – choć nie uczyliśmy was pracy z glebą. Macie nadzorować Braci Miejskich, choć nie uczyliśmy was handlu. Wasze najważniejsze umiejętności to adaptacja i zdobywanie wiedzy!
Zdobywanie wiedzy, dobre! To chyba jednak nie miejsce dla mnie – wyrzucal sobie Samhar.
– Każdy z was poddany zostanie testowi. Komu się uda – przyjmie święcenia Luminarza. Komu się nie uda – trafi do jednego z pozostałych zakonów. Wasze umiejętności i tak zostaną wykorzystane z pożytkiem. Potrzebujemy ludzi do zakonów Piśmienników czy Rachmistrzów. Potrzebujemy Mechaników czy Rzemieślników do nadzorowania działania wielu urządzeń wewnątrz Cytadeli.
Brat Moseh odpieczętował i rozwinął arkusz papieru.
– Będziecie wywoływani w losowej kolejności, a następnie udacie się zgodnie z przydziałem do odpowiedniej komnaty. Tam poznacie szczegóły.
Samhar spojrzał na kandydatów. Było ich w sumie ośmiu, wszyscy pozostali młodsi od niego.
– Nadir – odczytał Moseh z arkusza trzymanego przed sobą.
To syn członka Rady, zdał obie sprawę Samhar – stał z dumą na samym przedzie. Pewność siebie biła od niego na sto łokci. Miał karierę praktycznie zapewnioną. Samhar z zazdrością popatrzył na niego. Nadir radził sobie doskonale zarówno z zadaniami naukowymi, jak i organizacyjnymi. Powolnym ruchem Nadir podniósł głowę i spojrzał na wejścia do komnat.
– Komnata numer trzy.
Bez pośpiechu zaczął przemieszczać się w tamtym kierunku. Po twarzach innych adeptów Samhar widział, że nie tylko on się denerwuje. Pozostali również zastanawiali się co ich czeka, jednak nie wywołany kandydat. On zdawał się być pewnym tego, że sobie poradzi.
Minęły chyba ze dwie miarki piasku, nim Moseh znów przemówił.
– Samhar. Także komnata numer trzy.
Zaskoczony Samhar spojrzał na drzwi. Tam jest przecież już Nadir. Czy będzie z nim rywalizować?
Samhar wszedł do komnaty. Wewnątrz znajdowała się ława, szereg urządzeń i kilka ksiąg. Na stole stały dwie szklanki z płynem. Nadira tam nie było, ale z pomieszczenia wychodziło kilka par drzwi.
– Jako przedstawiciel Ekumenatu trafiłeś na jedną z wolnych wysp. Ten test będzie opierał się na inscenizowanym scenariuszu. Prowadzisz negocjacje na temat wysokości rocznego haraczu. Podano dwie szklanki wody. Zanim tu jednak dotarłeś, dostałeś informację od naszego szpiega, że woda w jednej ze szklanek będzie zatruta. Masz miarkę piasku czasu. Potem do pomieszczenia wejdzie przedstawiciel jednej z wysp. Co zrobisz? Czas, start.
Samhar podszedł do szklanek. W obu widać było przeźroczysty płyn. Woda – pomyślał. Szklanki miały nieco inny kształt, jednak poza tym niczym się nie różniły. Bliżej niego stała niższa, bardziej pękata, natomiast od strony drzwi węższa i wyższa. Wokół widział różne substancje codzinnego użytku. Cukier, sól, kilka innych przypraw. Czy tu chodzi o jakiś prosty test chemiczny? Rozlał po odrobinie wody z każdej ze szklanek do dwóch półmisków. Zaczął uważnie dodawać kolejne substancje, sprawdzając czy wydarzy się cokolwiek dziwnego. Nic takiego jednak się nie stało. W rogu pokoju stał piecyk, który dawał przyjemne ciepło. Może to jest wskazówka? Destylacja? Nie zdąży. Ale może po prostu podgrzeje małą porcję każdej z próbek? Chwilę to zajęło, ale tak jak się spodziewał, nie dało to żadnych efektów. Sprawdził miernik piasku. Zaraz koniec. No nic. I tak nie spodziewał się, że mu się uda rozwiązać taką zagadkę.
– Zaraz wejdzie przedstawiciel wysp – usłyszał. Zaraz, czy to też element zadania? Może chodzi o odpowiednie poprowadzenie rozmowy? Już słyszał kroki. Zgodnie ze zwyczajem na powitanie wypiją po pełnej szklance wody. Wodę trzeba szanować. Myślał o zbiciu szklanek udając nieporadność, ale to byłoby świętokradztwo. Słyszał już o podobnych testach. Kilku adeptów trafiło do medyków na długi dzień albo i dłużej po wypiciu zatrutej wody. Spojrzał na szklanki. Ale przecież mogę się upewnić, że jedziemy na jednym koniu… A potem będę improwizował. Złapał obie szklanki. W każdej było wystarczająco miejsca na drugie tyle wody. Przelał najpierw zawartość jednej do drugiej, a następnie z drugiej odlał połowę do pierwszej. Do komnaty w tym samym momencie wszedł Nadir.
Czyli jednak rywalizujemy? Czy jeden z nas musi odpaść? Pewnie on tu był pierwszy, i poprawnie zidentyfikował szklanki.
– Nie ma co tego przedłużać – Nadir zupełnie nie wczuwał się w rolę. Samhar trzymał dalej w rękach obie szklanki. – Znasz etykietę wyspiarzy? Pewnie nie. Podaj mi tę szklankę, która na początku stała od strony drzwi.
Samhar zawahał się przez sekundę. Nie pamiętał, która była która… Ale w sumie po zmieszaniu zawartości, nie miało to znaczenia… Zaraz, zaraz! A jeśli trucizna jest nie w wodzie a w szkle? I tak już jest za późno. Jak teraz nie przejdzie testu, więcej szans nie będzie. Podał Nadirowi szklankę z lewej ręki i spojrzał na drugą – trzymaną w prawej ręce. A więc tak to się rozegra – pomyślał.
– Przepraszam – odrzekł Nadir po chwili. – Ale wydaje mi się, że zaszła pomyłka. Podałeś mi swoją szklankę. Powinieneś wiedzieć, że poprawna etykieta jest w kontaktach dyplomatycznych absolutnie najważniejsza.
Aha, pomyślał Samhar. Czyli wszystko jasne. Trucizna była w tej niższej! Nadir musiał jakoś to rozpracować.
Schylił głowę w kierunku Nadira.
– Słuchaj, propnuję ci układ – wyszeptał. – Nie wiemy na pewno, w której szklance jest trucizna. Zawrzyjmy pakt. Podam ci szklankę, a następnie wylejmy jednocześnie zawartość. Powiemy, że udało się nam zneutralizować działanie trucizny. Ty na pewno znasz na to sposób.
Nadir kiwnął głową na znak zgody, i uśmiechnął się. Podał Nadirowi drugą ze szklanek. Czy to mogło być tak proste?
– Za Księgę – powiedział Nadir i jednocześnie podniósł napój do ust.
– Stój! – przerwał Samhar. – Twoja szklanka jest zatruta.
– Niemożliwe. Sprawdziłem, w której szklance jest trucizna za pomocą testu kwasowości!
Rozległ się gong. Do sali wszedł brat Moseh.
– Koniec egzaminu! Wygrał Samhar! Gratulacje!
Nadir poczerwieniał na twarzy.
– Przecież ja wygrałem! Poprawnie zidentyfikowałem szklankę z trucizną.
– To prawda i fałsz zarazem – oznajmił Moseh. – Zidentyfikowałeś truciznę poprawnie. Jednak nie miało to znaczenia, bo finalnie popełniłeś błąd. I to krytyczny, który w prawdziwej sytuacji kosztowałby cię życie. Mogłeś posłuchać Samhara. Samhar cię przechytrzył mieszając zawartość obu szklanek. Obie były zatrute.
– Kiedy podał mi pierwszą szklankę, dyskretnie wsypałem przygotowany wcześniej proszek. Proszek ten reagował z trucizną, kiedy więc zauważyłem, że moja woda się delikatnie pieni, zrozumiałem, że Samhar zamienił szklanki! To miał być test wiedzy.
– Samhar wygrał. Zmieszał obie szklanki i doprowadził do tego, że przedstawiciel Wolnych Wysp, który planował otrucie swojego gościa, sam wpadł we własną pułapkę – powiedział Moseh.
– Ale czy to nie wbrew zasadom? Było jasno powiedziane, że mamy jedną zatrutą szklankę! Nie dwie! Skąd miałem wiedzieć, że coś takiego może się wydarzyć?
– Adaptacja. Dostosowywanie się do nowych sytuacji. To jest cecha Luminarza. Obserwowałem was obu. Ty, Nadir, masz doskonałe umiejętności teoretyczne, jak i praktyczne. W ciągu zaledwie części miarki piasku sporządziłeś poprawny test na truciznę. Jednak finalnie – zostałeś ograny przez Samhara, który całą miarkę piasku spędził na chodzeniu po komnacie, a rozwiązanie wymyślił, gdy już wchodziłeś do pomieszczenia…
– Nie! Tak nie może być! – kłócił się Nadir, podczas gdy to Samhar był tym razem całkowicie spokojny.
– Spokojnie, Nadir. Samhar nawet proponował ci rozwiązanie! Dostaniesz swoją drugą szansę za rok. Samhar tymczasem przeszedł ten etap.
– Samhar. Możesz wrócić do komnat sypialnych i odpocząć. – Moseh uśmiechnął się do Samhara. – A, byłbym zapomniał. Gratulacje od Wielkiego Mistrza. – Moseh przekazał mu zwinięty arkusz papieru. – Jutro rano wyruszasz z Luminarzem Amadem na pierwszą wyprawę. Jedziecie do wolnych miast. Będzie to ostatni etap twojego egzaminu.