Aż zagotowałem się z wściekłości, gdy weszły na targowisko.
Właściwie były podobne do nas: dwie ręce, dwie nogi, okrągła głowa.
Istniały też różnice – ich kończyny zginały się w dziwnych miejscach, głowy miały pełne odrażających otworów, uszka maleńkie, a chód przypominał kroki kulawego ptaka błotnego. Były od nas wyższe, cięższe i silniejsze fizycznie.
Były, bo nie widziałem nigdy żadnego samca. Może pełnili tylko role rozpłodowe, może ich rozumienie płci było inne niż nasze, a może po prostu samice pełniły rolę dominującą. Nie wykluczałem możliwości, że ich domem był kopiec lub coś społecznie podobnego. Tego się jednak nigdy nie dowiedziałem.
Na ich ciele nie dostrzegliśmy ani włoska sierści. Pozbywały się jej po to, by komory hibernacyjne mogły monitorować stan pogrążonych we śnie ciał.
Podobno były istotami myślącymi. Podobno.
***
Komory hibernacyjne…
Gdy pierwsza z Najeźdźczyń wysiadła ze statku, cudem posadzonego na naszej szczęśliwej wówczas ziemi, zataczała się i pozbywała płynów ustrojowych. Tak reagowała na długi sen krioniczny. Paskudny widok!
Już dawno doszliśmy do wniosku, że wśród gwiazd muszą istnieć odmienne od nas istoty myślące. Po pierwszym zaskoczeniu przywykliśmy do nich, a że przybywało ich coraz więcej, wtopiły się niepostrzeżenie między nas. Po pierwszej chwili zdumienia i zaskoczenia, przestaliśmy na nie zwracać uwagę. Cóż to był za błąd, boleśnie dostrzegam dopiero teraz.
Jako pierwsze trafiły do nas kapłanki idei i robotnice. Początkowo były dla nas niezwykle miłe, przyjacielskie, dzieliły się wiedzą, głosiły hasła wolności, równości i tolerancji dla braci w rozumie. Niektórzy z nas słuchali ich chciwie, jakby naszej rasie brakło tych cech.
Wiele opowiadały o pięknie lasów, puszcz, dżungli, mórz i oceanów swego macierzystego świata. Podobno ich planeta również była kiedyś zielona, tak jak nasza. Nie powiedziały nam jednak wówczas, że doszczętnie ją zdewastowały i skaziły, czyniąc niemal niemożliwą do zamieszkania.
Nie dostrzegliśmy, kiedy sprowadziły żołnierki, zbudowały warowne bazy, zdobyły bezrozumnie posłuszne sługi. Zapanowały nad nami, jęły rządzić przemocą, zaczęły traktować nas jak niewolne zwierzęta.
Jak to się miało do ich pięknych haseł? Gdy je o to zapytaliśmy, stwierdziły bezczelnie, że przecież nie jesteśmy rozumni. Skoro nie myślimy tak jak one, skoro dopuszczamy do rządów samców, skoro nasze wartości są inne niż ich, Najeźdźczyń – to oczywiście musimy być bezrozumni. I tak wolność zamieniły w niewolę, równość w dominację i terror, a tolerancję we wrogość dla naszej inności.
Zdegradowały nas do poziomu automatów, mających wykonywać każde polecenie. Nasze dzieci ginęły milionami w kopalniach uranu, palladu i złota, które Najeźdźczynie chciwie grabiły.
I tak powoli nasz dom, nasza planeta, stawała się żółtobrunatnym ściekiem, odpadem przemysłowym, a zwierzęta i rośliny ginęły zabijane przez wyziewy kopalń, hut i fabryk. My sami staliśmy się intruzami na naszym własnym świecie.
Nienawidziłem Najeźdźczyń!
***
I oto były – ohydne monstra…
Ostatnio zawsze chodziły trójkami. Choć wyposażone w detektory i tarcze, chroniące przed bronią wykonaną z metalu, nauczyliśmy się zabijać je inaczej. Noże z drzewa stalowego, topory z wulkanicznego szkła, garoty z włosia koni morskich zabijały równie skutecznie jak broń palna.
Nie poruszały się już wśród nas tak swobodnie jak dawniej. Wiedziały, że prędzej czy później wygnamy je, odsyłając tam, skąd przyszły.
Na razie jednak nadrabiały butą i brutalnością.
Zbliżyły się do mojego kramu.
Nienawiść musiała gorzeć mi w oczach, cały drżałem z hamowanej furii.
– I co się tak gapisz? – warknęła największa z nich, zapewne przywódczyni patrolu. – Nie wiesz, co masz robić?
Gotując się z gniewu położyłem zjeżoną sierść po sobie, schowałem kły, uszami zakryłem oczy, a wyprężony ogon położyłem na lewym ramieniu.
– I to jest posłuszne zwierzę. – Zarechotała paskudnie Najeźdźczyni. – Tak masz się zawsze zachowywać w obecności Ziemianki!