Kireto siedział w karczmie zaparty na dużym krześle i pił herbatę w dużym kubku. Był omówiony na spotkanie, to przyszedł, ale był bardzo szybki, więc przyszedł za wcześnie. Mruknął z zadowoleniem, bo sprytnie zorganizował sobie w ten sposób dużo czasu dla siebie. Był wilkiem samotnikiem i solo graczem, a dla takiego jak on samotność to skarb.
Wtem w komunikatorze wyskoczyło mu powiadomienie o komunikacie. Kireto prędkim ruchem ręki w powietrzu otworzył skrzynkę i szybko znalazł nową wiadomość.
– Siema! – napisał do niego XxXPoKule69XxX. – Ale ty jesteś silny. Widziałem jak raidbossa z lochów na osiem-siedem bierzesz na klatę jak zwykłego moba. Przyda nam się ktoś taki jak ty! Akurat potrzebujemy kogoś, kto będzie dobrze bloczył.
– Wal się na zęby, zafajdany każualu – odpisał mu myślami obrażony Kireto. – Zadawaj się z kimś na swoim poziomie aż nauczysz się grać na poważnie. To nie Tibia!
Swoim dużym małym palcem przesunął typa do kosza razem z jego wiadomością i zablokował. Irytowało go, gdy pisali do niego nieznani ludzie. Przecież zawsze nosił czarny płaszcz i kaptur, więc inni powinni wiedzieć, że jest samotnikiem i nie warto go zaczepiać.
Warto wiedzieć, że ta cała akcja działa się w grze komputerowej. I to nie była byle jaka gra. To była pierwsza na świecie Full VRMMO Sword Art On Line. Kirato tak na prawdę nie wiedział o co chodzi z tą liną. Przechodził tą grę już trzeci raz i nigdy takiej nie widział. Ale nie mówił o tym nikomu, że nie wie, bo lubił imponować ludziom.
Co jeszcze warto wiedzieć, to że cechą marketingowo szczególną tej gry było to, że można było umrzeć na serio jak cię ktoś zabił, a wylogować się można było dopiero w nagrodę po przejściu całej gry. Ale Kireto się nie bał. Znał gejm mastera, więc był duży i silny. I miał największy miecz na całym serwerze. Do tego w życiu prawdziwym, prywatnym i zawodowym był superhackerem i waluty premium miał w brud. I uwięziony też nie lubił być, bo samotnikowi nie wolno budować więzi. Dlatego w przeszłości przeszedł grę raz, potem jakiś niedowiarek powiedział, że ściemniał, więc Kireto musiał mu udowodnić, że nie ściemniał i zrobił to drugi raz jak boss.
Za trzecim razem to już była zupełnie inna historia. Jakiś podstępny detektyw z policji wszedł z nim w kontakt i omówił się na kawę do kawiarni. Tam już cygańskim manewrem próbował wyciągnąć od niego informacje o jego koledze, co to gejm masterem był. Kirato nie był rudy tylko czarny, więc wsypać ziomka nie miał zamiaru. Odpowiedział mu, że nie wie, gdzie tam ten mieszka i się ulotnił dla niepoznaki. Potem sobie przypomniał, że policja ma swoje metody i czym prędzej zalogował się jeszcze raz, żeby nie wzięli go na tortury. Tutaj mogli mu naskoczyć, bo nie mieli tak nafarmionych postaci jak on.
Dobrze, że Kireto już siedział, bo jego spryt by jego samego powalił na ziemię. Uśmiechnął się ukradkiem do własnych myśli, bo właśnie o tym samym pomyślał. Przełknął ostatni łyk i schował kubek w ekwipunek.
Nagle drzwi do karczmy otworzyły się szeroko i do karczmy wszedł karczmarz. Spostrzegł Kireto w kącie, ale nie przywitał się, tylko wpuścił gości i od razu poszedł do pracy. Kireto lubił go za to, że zna swoje miejsce. W końcu znali się nie od dziś, a teraz był zajęty. Czekał na kogoś. Jego czas dobijał już końca, więc nadszedł czas na wielką metamorfozę.
Rozejrzał się mimochodem sprawdzając, czy na pewno nikt nie patrzy, po czym dyskretnie ściągnął swój czarny strój, żeby nikt go nie rozpoznał. Na palcach pojawiła się błyszcząca biżuteria, a na głowę założył kapelusz z piórkiem, który nie miał co prawda dobrych statów, ale za to wyglądał imponująco. Teraz wyglądał zupełnie inaczej. Kireto wiedział, że różnym ludziom imponują różne rzeczy, więc zawsze był przygotowany na wszystko. W ostatniej chwili otworzył jeszcze okno sklepu premium i kupił miksturę zmiany imienia. Wypił ją jakby od niechcenia i zmienił imię na takie, którego używał właśnie na takie specjalne okazje.
Drzwi karczmy otworzyły się jeszcze raz i do karczmy weszła dziewczyna o długich, fioletowych włosach na głowie. Kireto dobrze ją rozpoznał, bo to właśnie na nią czekał już tak długo.
Bo widzicie, Kireto miał jeszcze inne alter ego, o którym nikt inny nie wiedział. Jego hobby to było kolekcjonowanie graczy o płci kobiecej do swojego sekretnego haremu. Miał tam już prawie całe spektrum rozmiarów, kolorów i fryzur bez powtarzania się. Tylko takiej mu brakowało do tej menażerii. No co? Każdy ma jakieś ambicje.
Zwrócił na siebie jej uwagę i kontaktem wzrokowym zaprosił do swojego stolika. Usiadła ochoczo i uśmiechnęła się.
– Hejka, Kiretto! – zagadnęła, wesoło siadając do stolika. – Dawno się nie widzieliśmy.
– To prawda – przyznał jej rację Kireto. – Co tam nowego słychać u ciebie, Słodkaniunia17?
Kireto tak na prawdę to nie interesowało. Pytał, bo tak trzeba.
– A, po staremu. Grind i farma w kółko. Do tego ostatni kraft mi nie wyszedł i wszystkie matsy mi się spaliły. Dwa tygodnie w plecy! – żaliła się fioletowowłosa.
– Naprawdę? No nie mów – odparł Kireto ze współczuciem.
Tak naprawdę nie było mu jej żal. Wiedział za to, jaki zrobić następny ruch. Z gracją dyrygenta wykonał kilka szybkich ruchów i ze sklepu premium wyciągnął najdroższe kocie uszy jakie były. Tak naprawdę te gestykulacje nie były konieczne, ale Kireto miał zamiar zrobić dobre wrażenie.
– Proszę – powiedział przesyłając je do niej pstryknięciem. – Będą na ciebie wyglądać jeszcze lepiej.
– O, rety. Dziękuję, Kiretto! – zawołała Słodkaniunia17, od razu ekwipując podarunek. Pasował jak świni siodło, ale najważniejsze, że ziarenko zostało zasiane. Wstała od stołu i zbliżyła się do niego prezentująco.
– Jak wyglądam? – zapytała. – Tylko szczerze!
– Brak mi słów, żeby to opisać. Może znajdę jakieś, gdy zrobimy małe kółeczko dookoła Aincrad na moim nowym, latającym mouncie? – mrugnął do niej zalotnie Kireto. – A potem może jakieś taxi? Powerlevel?
– Jednak pamiętałeś co obiecałeś. Ah, już myślałam, że nigdy nie zaproponujesz – westchnęła, siadając mu na kolanach.
– Ja zawsze spełniam swoje obietnice – powiedział Kireto wypinając pierś, by wydawać się jeszcze większy. Jedną ręką wyjął nowy pojazd ze sklepu nawet nie patrząc na cenę, a drugą ręką objął ją w pasie. Odpowiedni klimat już teraz był zbudowany, ale wciąż nie wykorzystał jeszcze swojego ostatniego asa z rękawa.
– Wiesz – zaczął, przyciągając ją mocniej do siebie. – Zdałem sobie sprawę, że nigdy nie zapytałem cię, jak masz naprawdę na imię.
– Słodkaniunia17, przecież widać – zachichotała w odpowiedzi.
– Ale tak naprawdę, naprawdę. Twoje prawdziwe imię – ponaglał ją Kireto, przesuwając dłoń wyżej.
– A tak naprawdę, to Stefan.
Kireto zatrzymał się w swoich zamiarach. Zupełnie nagle został zmuszony do przewartościowania swoich priorytetów. Szybko zrobił rachunek sumienia i przekalkulował wszystkie opcje. "No trudno" pomyślał. "Raz w dupę to nie gejzer"
W końcu komplet to komplet.