17 listopada 1918
Znów pukanie do drzwi. “Czy ten Szygałow może się wreszcie odczepić. Przecież wiem, że jest późno. I późno i wcześnie” – pomyślałem.
– Wejść.
– Towarzyszu Stalin, spóźnicie się.
– Przecież widzicie, że pracuję – warknąłem zbyt gwałtownie, Szygałow nie zasługiwał na opierdol.
– Ale towarzyszu, jest pięć do dziewiątej. – Podszedł do okna i rozchylił ciężkie kotary. Do wnętrza przesączyło się szare światło listopadowego moskiewskiego poranka, stłumione przez gruby szron na oknie. Grubszy niż można by się spodziewać w listopadzie.
“Zima będzie ciężka. Tylko czy te prostaki potrafią wziąć takie rzeczy pod uwagę? Furia rewolucyjna ich zaślepia i ogranicza ich i tak skromny intelekt” – pomyślałem.
– Dziękuję Wasilij, bardziej gotowy już nie będę. – Czternaście godzin pracy i brak snu usprawiedliwiły w moich oczach wymsknięcie się tej familiarnej formy. Zresztą lubiłem tego chłopaka. Rzadkie połączenie inteligencji i wierności ideałom.
Zgarnąłem papiery z biurka, sięgnąłem po płaszcz wiszący na haku przy drzwiach i wybiegłem z mieszkania. W Pałacu Rozrywki mieszkałem już trzy miesiące, więc nawet w półmroku poruszałem się sprawnie. Na ile sprawnie może się poruszać człowiek zakładający płaszcz z plikiem papierów pod pachą. Zwalczyłem myśl o przekazaniu ich Szygałowowi. Informacje tam zawarte nie są przeznaczone nawet dla najbliższych współpracowników. Choćby strzęp tych informacji.
Szygałow zbiegł przodem ze schodów i otworzył drzwi wejściowe. Poczułem rześki podmuch na twarzy i znów pomyślałem o zbliżającej się zimie. Z zamyślenia wyrwało mnie szarpnięcie. Poła płaszcza przerzuconego przez ramię zaczepiła o zdobioną złoceniami klamkę. Klamka najwyraźniej przetrwała czyszczenie pałacu z pozostałości po krwiopijcach. Obróciłem się, żeby uwolnić płaszcz i wtedy się okazało, że rześkość poranka zmroziła wilgoć nocy pokrywając schody warstwą lodu. Czemu ten podonok puścił mnie przodem?
Ocknąłem się potrząsany przez Szygałowa.
– Towarzyszu, nic wam nie jest? – usłyszałem jak przez mgłę.
– Job twoju mat. Oh, paszoł na chuj pizdziec. – Ból biodra przewiercił się przez mgłę. Ból ucha i całej reszty poczułem tylko przy okazji.
Sprawdziłem, gdzie są papiery. Nadal pod pachą. "Dobrze, nawet wypierdalając się na schodach nie straciłem czujności" – pochwaliłem się w myślach. Ale było blisko. Trzeba wprowadzić zakaz pisania o sprawach rewolucji. Jednak warto czerpać ze stuleci tworzenia praw przez krwiopijców.
– Ruku dawaj – wyciągnąłem dłoń do Szygałowa.
Pokonanie 300 metrów do Pałacu Senackiego po zmrożonych ścieżkach zajęło nam wieczność. Mimo, że nie wahałem się zawisnąć na Szygałowie całą siłą mojej jedynej nie omdlewającej z bólu kończyny.
Szygałow musiał zostać przed budynkiem. To było negłasnoje posiedzenie, bezpieczeństwo przede wszystkim. Tylko, że to oznaczało wspinanie się po tych absurdalnie wysokich schodach bez pomocy. “Gdy skończymy, to trzeba te wszystkie pałace zrównać z ziemią i zbudować jakieś normalne budynki. Bez jebanych złotych klamek i czterometrowych pięter”.
22 minuty po dziewiątej wtoczyłem się na posiedzenie połączonego Politbiura i Rady Komisarzy Ludowych.
Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę. Rykow stał, najwyraźniej już zaczął. Reszta siedziała. Trocki się uśmiechał. Widziałem to wyraźnie, mimo że siedział po drugiej stronie stołu, a towarzysze nadymili już sporo. “Zawsze się tak uśmiecha, że nie wiadomo czy przyjaźnie, czy złośliwie. To pewnie rodzinne, job twoju mat”. Złośliwie uśmiechnąłem się w myślach. “Ludowy Komisarz ds Narodowości nie powinien być antysemitą, ale na drobne złośliwości można sobie chyba pozwolić.” I zaraz w myślach spoważniałem. “Trocki nigdy nie uśmiecha się przyjaźnie, choć teraz to też nie było złośliwie tylko triumfująco”.
– Siadajcie, towarzyszu. Zaczęliśmy bez was. – głos z końca stołu był lodowaty. Lenin nienawidził spóźniania się, mimo że sam robił to nagminnie.
Starając się iść normalnie dotarłem do swojego miejsca. Członek Politbiura nie powinien zjebać się ze schodów, jeżeli chce dbać o autorytet. Odsunięcie ciężkiego fotela było trudniejsze od odsunięcia Romanowów. “Uff, wreszcie chwila ulgi.”
Aleksiej zareagował na moje spojrzenie.
– Pozwolicie towarzysze, że streszczę początek raportu dla towarzysza Stalina.
Z raportu Rykowa, jedyne czego nie wiedziałem wcześniej, to że straciliśmy towarzyszkę Romanowną. To się musiało wydarzyć wczoraj, już po tym, gdy zabroniłem sobie przeszkadzać pod groźbą rozstrzelania. Podobno zniknęła bez śladu. “Mudaki Rykowa nie potrafiliby znaleźć śladu, nawet gdyby mieli go na dupie. Włodzimierz kiedyś powiedział, że do partii garną się nieuchronnie karierowicze i najgorsze szuje, zasługujące tylko na to, by ich rozstrzelać. Życie. Tylko dlaczego przed rozstrzelaniem musimy im powierzać opiekę nad najbardziej zasłużonym człowiekiem rewolucji?”
“Trzeba tam posłać Wasilija i jego chłopców, może coś znajdą. Choć pewnie nie znajdą i Anastazja jest już stracona. To była kwestia tygodni, może miesięcy, do czasu, gdy agenci Zakonu zidentyfikują i zlikwidują źródło przecieku. To, że przeżyła pół roku można oceniać jako sukces. Dzięki jej informacjom mamy pracę na następnych kilka miesięcy, a później się będziemy martwić.”
Resztę informacji o zidentyfikowanych arystokratach i członkach Zakonu albo znałem z naszych wspólnych działań albo nie miała znaczenia. Likwidacja krwiopijców to najważniejszy odcinek walki, ale czy Alieksiej musi tak zanudzać? Zanudzanie człowieka, którego tak napierdala biodro, kolano i każda pieprzona kość w prawej ręce, jest nieludzkie.
“Trzeba zapalić. Może to złagodzi łupanie. Dobrze, że znalazłem wczoraj moment na wizytę u Nadii. I podupczył człowiek i odświeżył zapas naszego tytoniu. Kobiety są ważne w życiu, także rewolucjonisty. Tego miejscowego siana nie da się palić.”
Nabijając fajkę rozejrzałem się po sali. Piętnastu ludzi siedziało przy długim owalnym stole. Podzieleni na sekcję palących i niepalących. Albo raczej na palących pomimo konieczności siedzenia dalej od Włodzimierza oraz na powstrzymujących się od nałogu na czas posiedzeń. Trocki to zawsze był karierowicz. I mięczak.
Na stole śniadanie. Wystawne. “Do cholery, trzeba się przyjrzeć temu, jak mu tam, Afojewowi. Te jesiotry musiały tu przyjechać z Newy żywe. To nie przyszłoby do głowy żadnemu proletariuszowi.”
Ściany w obrazach, draperiach, ozdobach. “Nie przekonamy zwykłych ludzi do tego, że arystokracja to zło, które trzeba unicestwić, jeżeli nie można powiedzieć im prawdy, a my będziemy żyć w takim przepychu. Zajmiemy się i tym.”
Z zamyślenia wyrwała mnie cisza, tak wyraźna po monotonnej rzece słów Rykowa.
– Towarzyszu Oppokow – Lenin zaczął szybko, jakby się spieszył z zamknięciem tematu – na waszej głowie jest znalezienie towarzyszki Romanowej jak najszybciej i ukaranie każdego łajdaka, który nie dopełnił obowiązków. Czy są pytania do raportu towarzysza Rykowa?
Pojawiło się kilka pytań o konkretne nazwiska. To zwykle wzbudzało największe emocje. Wszyscy świadomie lub bezwiednie szukali powiązań ze znajomymi czy rodziną. Każdy wtajemniczony miał w małym palcu kilka najważniejszych dla niego drzew. Genealogia stosowana. Ale takie proste powiązania zostały wyeliminowane i żadnego podejrzanego elementu nie ma w Radzie i okolicach. O to zadbałem pieczołowicie.
Rozłożyłem notatki w sposób, który umożliwi szybkie sięgnięcie do najważniejszych informacji. Wstałem z trudem i hałasem przesuwanego fotela. Byłem gotów. Wystarczyło wdrożyć plan krok po kroku i choroba zniknie z tej części świata. Po raz pierwszy od czterystu lat zwykli ludzie będą bezpieczni. A rewolucjoniści innych krajów będą mieli gotowy materiał do kopiowania.
– Towarzyszu Stalin, zaczekajcie – powiedział Lenin. – Zmieniliśmy plan posiedzenia zanim przyszliście. Najpierw Trocki przedstawi raport o sytuacji międzynarodowej. A wy będziecie mieli czas na otarcie tej krwi z ucha.
Zanim zdążyłem zareagować poczułem klapnięcie pośladków na fotelu. Najwyraźniej moje obolałe nogi nie czekały na świadome polecenie spocznij. Trudno, Trocki się wyprodukuje i wrócimy do głównego punktu posiedzenia.
– Towarzysze, poprosiłem towarzysza Lenina o zmianę kolejności wystąpień, ponieważ posiadam informacje, które wpłyną na plan eliminacji zarazy – zaczął Trocki.
“Ten idiot znów używa słowa zaraza. To choroba dziedziczna, a nie coś, czym można się zarazić. Każdy rewolucjonista powinien znać Mendla i Batesona na pamięć i ze zrozumieniem.”
– Trzy dni temu przyjąłem deklarację generała Hoffmanna dotyczącą ziem Ukrainy, Polski i państw nadbałtyckich – kontynuował Trocki, a ja nie mogłem uwierzyć, że to słyszę.
– Kto – wrzasnął Krylenko – wam dał prawo negocjować w imieniu rewolucji z tym psem?
Hałas krzeseł wokół świadczył o tym, że jego tubalny głos uprzedził nie tylko mnie. Rzadko się zdarza, żeby wojna kaukazów wypełzła spod dywanu tak wyraźnie, ale tym razem Trocki rzeczywiście przesadził.
– Cisza! Posłuchajmy co Lew ma do powiedzenia – powiedział Lenin, także poderwany na nogi. A może stał już wcześniej przygotowany do reakcji?
– Dziękuję, towarzyszu. Nie negocjowałem, tylko przyjąłem jednostronną deklarację. Tak, znam tego psa z jeszcze z Wiednia. Gdy poprosił o spotkanie nie odmówiłem. Przykład towarzyszki Romanowej pokazuje, że trzeba rozmawiać nawet z wrogami.
– Armia Ober-Ost – kontynuował Trocki – ewakuuje się do Prus Wschodnich. Polacy, Bałtowie i Hetmanat mają objąć te tereny lada dzień. Arystokracja zachodnia obawia się o los ich tajemnicy i szerzenie się choroby bez kontroli. Jak usłyszałem od Maxa, od generała Hoffmanna – poprawił się, a głos mu lekko zadrżał – Zakon uznał, że trzeba słowiańską arystokrację poświęcić i wyeliminować naszymi rękami. Z tego względu otrzymałem jednostronną deklarację, że w przypadku naszego ataku na Polskę, armia niemiecka wesprze nas w przejęciu twierdzy Osowiec oraz linii kolejowej Białystok – Królewiec. Od nas zależy jak tę deklarację potraktujemy i czy z niej skorzystamy – Zakończył i usiadł.
Wszyscy przetrawiali otrzymane informacje. W ciszy spoglądali przed siebie, na mapę powieszoną na stojaku obok stołu, na Trockiego lub Lenina. Kilku zaczęło zapalać papierosy lub fajki naiwnie uzasadniając niezabieranie głosu jako pierwsi.
– Towarzyszu Stalin – Lenin mnie wywołał – zanim zaczniemy dyskusję o sytuacji międzynarodowej, przedstawcie propozycję planu likwidacji arystokracji. Potem porozmawiamy o tych sprawach łącznie. Fakty przedstawione przez Trockiego sprawiły, że te tematy zaczęły się przenikać wcześniej niż przewidywaliśmy.
Wstałem ociągając się. Biodro i kolano nadal pulsowało, ale przede wszystkim nie wiedziałem co powiedzieć. “Jak ich przekonać do porzucenia tego szalonego planu? Nie jesteśmy jeszcze gotowi do wojny. Nie sprzątnęliśmy własnego podwórka, nasza armia gania po całym kraju bez nadzoru, środowiska rewolucji są infiltrowane przez arystokratów, wiedza o chorobie przecieka. Za dużo tych problemów. A Włodzimierz już najwyraźniej zdecydował się na inwazję. Inaczej nie zgodziłby się na rozmowy z Hoffmannem i zmianę tematu posiedzenia Rady.”
– Iosif? – Trocki zapytał z tym swoim złośliwo-triumfującym uśmieszkiem. “Jeszcze zmyję ci ten uśmieszek z twarzy, ty lokaju krwiopijców.”
– Towarzysze, proponuję, żeby wcześniej towarzysz Krylenko poinformował Radę o stanie Armii Czerwonej. To może mieć kluczowy wpływ na nasze działania.
To jedyne co mogłem wymyślić. Odpowiedzialność za Armię Czerwoną była rozmyta pomiędzy Trockim i trzyosobowym Komitetem Ludowym. Wybuch Krylenki musiał mieć jakieś drugie dno. Może on zdobędzie się na realistyczną ocenę sytuacji.
– Nie było tego tematu w programie posiedzenia Rady – Nikołaj zmroził mnie spojrzeniem.
“Gołuboj, nie udawaj mężczyzny, jak nie masz jaj” – pomyślałem, ale Krylenko szybko wyhodował i wstał.
– Jednak chętnie omówię naszą sytuację. Moje wieloletnie mieszkanie w Kraju Nadwiślańskim pozwala mi na możliwie pełny ogląd sytuacji – zaczął tym swoim basem.
“Możliwie pełny ogląd sytuacji, Nikołaj, nie zamydlaj i nie udawaj uczonego, bo Lenina to tylko wkurwi.”
– Według wspólnej opinii Komitetu – Krylenko powiódł oczyma po reszcie komitetu udającej nieobecność – nasza ofensywa przeciwko niedobitkom Denikina potrwa jeszcze kilka miesięcy. Chowanie się w Kaukazie i zadziwiające poparcie miejscowej ludności utrudnia konfrontację. Ale zacieśniamy okrążenie.
“Jasne, zacieśniacie. Jak uda im się przebić w kierunku Donbasu, to między Donem a Dnieprem mogą się utrzymać i rok. Eh, pozytywne myślenie jest przydatne w rewolucji, ale nie na wojnie.”
– Jednak Armia Czerwona jest w znakomitym stanie, jak na te warunki. Możemy skierować na ten front 50 tysięcy, co pozwoli na zajęcie Osowca i Wileńszczyzny, zanim miejscowi się zorganizują. Później, gdy uporamy się z białymi, możemy stopniowo przerzucać kolejne dywizje. Zakładam, że około 15 dywizji piechoty i 4 brygady jazdy – znów szukał poparcia i znalazł, u Trockiego.
– Towarzyszu, w obliczu możliwości połączenia się z niemieckimi braćmi i zgniecenia arystokracji w całej Europie, nie możemy być zachowawczy. Powinniśmy przerzucić 25 dywizji, co najmniej. Nawet jeśli pozostaną jakieś niedobitki białych na plecach, to będą zamknięci w Mandżurii.
– To prawda, Tuchaczewski to zdolny dowódca i powinien szybko osłabić kontrrewolucję – ciągnął Krylenko. – Paliaki będą walczyć o swoją niepodległość bardziej zażarcie niż w tych ich powstaniach. Tym razem będziemy mieli przeciw sobie cały naród. Ukaz uwłaszczeniowy tego bandyty Mikołaja dał im czas na ułożenie sobie relacji z chłopami. Rzeź galicyjska została po obu stronach puszczona w niepamięć.
– Towarzyszu Krylenko, do rzeczy – przynaglił go Lenin. Ten mistrz wodolejstwa nienawidził konkurencji, nie tylko w spóźnianiu się – Nie potrzebujemy odzyskać całego Nadwiślańskiego. Potrzebny jest tylko stały most z niemiecką rewolucją.
– Tak, towarzyszu przewodniczący – Krylenko też zorientował się, że decyzja została podjęta – trudno to przewidzieć z całą pewnością, ale w mojej opinii damy radę ten cel zrealizować.
Zmusiłem się do podniesienia z miejsca. To był kluczowy moment i nie mogłem pozwolić, żeby przeszkodził mi rozlewający się po całym ciele ból.
– Towarzysze! – stęknąłem – Przecież to jest szaleństwo. Złamanie strategicznych założeń rewolucji. Musimy najpierw opanować chorobę na naszym terytorium. Wojna z arystokracją trwa, Zakon działa na terenie Moskwy, czego najlepszym dowodem jest porwanie towarzyszki Romanownej. Szacujemy, że nieaktywnych genów jest nadal około sześćdziesiąt pięć tysięcy. Ze względu na źródło, najwięcej w Armii Czerwonej oraz wśród urzędników. Bez kontroli naszej lub Zakonu ci ludzie zaczną się rozmnażać, łączyć geny i rozprzestrzeniać chorobę. Ile czasu minie zanim odkryją co jest lekarstwem? A my, zamiast się tym zająć i zdusić w zarodku, będziemy ganiać po Europie. Zbyt wcześnie, towarzysze, zbyt wcześnie. – przerwałem na opanowanie omdlewania biodra.
Kątem oka zobaczyłem, że Trocki się podnosi i zaczyna okrążać stół, kładąc po kilka kartek przed każdym członkiem połączonego Poilitbiura i Rady.
– Czy zdajecie sobie sprawę – zwalczyłem ból, żeby wznowić wypowiedź zanim te priduraki sięgną po papiery Trockiego, czymkolwiek są – Czy zdajecie sobie sprawę jakim wysiłkiem będzie opanowanie choroby za 5-10-30 lat? Gdy nieświadomi nosiciele i ukrywający się arystokraci przenikną do szeregów rewolucji przez zmianę naszych priorytetów? Kto z Was będzie miał jaja i serce, żeby przeprowadzić czystki na wymaganą wtedy skalę. Jak uzasadnimy masowe zabijanie chorych i nosicieli, gdy nie będziemy mogli zasłaniać się chaosem rewolucji? Kto będzie w stanie wprowadzić terror konieczny do opanowania niepokojów społecznych jakie to wywoła? Kto? Bo ja nie! – opadłem bez sił na fotel.
– I to wszystko – krzyknąłem już na siedząco – na podstawie deklaracji jakiegoś sobaki, któremu nie powinniśmy wierzyć, choćby przestał jeść i zdechł na naszych oczach.
– Towarzyszu Stalin – odezwał się Trocki “jest zbyt spokojny, blyat” – Spójrzcie na dokumenty przed Wami. W geście dobrej woli otrzymałem od generała Hoffmanna listę arystokratów polskich oraz nosicieli. Jako dowód na zgodę Zakonu na eliminację choroby z tych terenów. Moi ludzie potwierdzili nazwiska z listą Anastazji. I jest dużo, dużo dodatkowych. Dzięki tej wojnie będziemy mogli wyeliminować arystokrację polską i uwolnić bratni naród od tej zarazy – zakończył z triumfującym uśmieszkiem Trocki.
Spór był zakończony. Nie wygramy tej wojny, ale Lenin i Trocki najwyraźniej chcą podjąć ryzyko. Spojrzałem na plik kartek przed sobą. Niezależnie od efektów tego szalonego pomysłu, ta lista może się jeszcze przydać. Złożyłem ją pieczołowicie i schowałem do kieszeni marynarki.