Dogsdumpling, tutaj wyraźnie popieram Twoją opinię, uśmiercanie smoków jest nadużywane. To piękne, majestatyczne stworzenia; ubijanie ich w niemal każdej fabule, w której występują, jest niesmaczne zarówno z psychologicznego punktu widzenia (interesujący, niezależny bohater z oryginalnym poglądem na świat), jak i ekologicznego (ginący gatunek). Niestety, trudno napisać wiarygodny happy-end ze smokiem, ponieważ w świecie opanowanym przez ludzi właściwie brakuje im kontekstu, w którym mogłyby “żyć długo i szczęśliwie”, czyli niszy ekologicznej. Może kiedyś popełnię o tym opowiadanie w formie pseudorozprawy? Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz!
Finklo, po przeczytaniu Twojego komentarza stwierdziłem, że muszę przespać się nad tematem. Z początku byłem sceptyczny, ale teraz dochodzę do wniosku, że właściwie masz rację. Pierwszy limeryk zawiera ponad 50% treści merytorycznej całości, a to już niedobrze.
Pierwotny projekt był taki, aby odejść od schematu “smok porywa księżniczkę i nikt nie wie, po co”, pokazać, że on w tym przypadku odczuwa potrzebę zatroszczenia się o dziewczynę, którą pozbawił ojca, że z czasem nawiązują coraz bliższe relacje i troszczą się o siebie nawzajem. Wyszło… nieszczególnie.
Drugi limeryk służy tylko jako pomost, który pobieżnie wspomina o tych relacjach i wprowadza wątek podróży w czasie jedynie dlatego, że jest potrzebny (deus ex machina). Trzeci zaś pozwala tylko wypracować pointę, którą trudno uznać za bardzo udaną, skoro części czytelników wyda się niezrozumiała, a części obrzydliwa.
Tak, prawdopodobnie lepiej byłoby poświęcić głębokość relacji smoka i kniaziówny, rzecz przyciąć, a za to zyskać miejsce na dwa inne dobre limeryki. Wciąż jestem zupełnie zadowolony z całości – to, że tekst mógłby być jeszcze lepszy, nie znaczy, że aktualnie jest zły, zresztą widzę, że sama tak uważasz – jednak Twoją uwagę uznałem za cenną i dobrze ją sobie zapamiętam na przyszłość.
Pozdrawiam serdecznie!